Księżyc zza nikabu. Polska muzułmanka w Egipcie. - ebook
Księżyc zza nikabu. Polska muzułmanka w Egipcie. - ebook
Książka o współczesnym Egipcie, obserwowanym oczami dwóch Europejek - matki i córki, które mieszkały tam przez sześć lat. Młodsza z autorek wyszła za mąż za muzułmanina, urodziła tam dziecko, po czym sama przeszła na islam.
Spis treści
Wstęp
Rozdział 1. Jasne i ciemne strony życia muzułmanek
Rozdział 2. Różne oblicza egipskich mężczyzn
Rozdział 3. „Allah” po arabsku znaczy „Bóg”, czyli moje przejście na islam
Rozdział 4. Być w rodzinie muzułmańskiej – zwyczaje i codzienność
Rozdział 5. Egipcjanie w pracy. Pieniądze, fortuny i interesy
Rozdział 6. Absurdy życia codziennego
Rozdział 7. Egipt prawdziwy, czyli życie, jakiego nie zobaczysz w kurortach
Podziękowania
Minisłowniczek zwrotów arabskich (dialekt egipski) użytych w książce
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-952041-4-2 |
Rozmiar pliku: | 5,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czy przejście na islam po założeniu rodziny w kraju muzułmańskim powinno dziwić? Wydawało mi się zawsze, że nie. A jednak.
Moja zmiana religii wywoływała często takie zdziwienie, jakbym przeszła nagle na buddyzm w Arabii Saudyjskiej. Po pierwsze, bycie chrześcijanką tylko w rejestrach kościelnych nie ma dla mnie większego sensu. Po drugie, rozwodząc się z pierwszym mężem w Polsce, i tak popełniłam grzech śmiertelny, on również, ponieważ rozwód cywilny nie rozwiązał naszego małżeństwa konkordatowego. Oboje małżonkowie w takich sytuacjach są pozbawieni prawa uczestnictwa w sakramentach kościelnych, co dla niektórych, mocno wierzących, może być bolesnym doświadczeniem. Ale takie jest prawo kościelne i nie zamierzam go negować.
Wybór islamu był bardzo naturalnym i przemyślanym przeze mnie krokiem, gdyż nie pobiegłam do meczetu zaraz po ujrzeniu mojego przyszłego męża, ale decyzję tę poprzedziłam dwuletnim zapoznawaniem się z Koranem, częścią hadisów (częścią, gdyż jest ich bardzo dużo), obserwacjami, słuchaniem, pytaniem, oraz, co budzi chyba największe kontrowersje, chodzeniem w hidżabie, czyli w długim rękawie, spodniach lub spódnicy i chustce na głowie.
Gdy byłam w ciąży, postanowiłam, że przeczytam cały Koran i poświęcę więcej czasu na notatki, szukanie znaczeń, analizę. Samodzielną, gdyż nie chciałam, aby czyjeś zdanie zmąciło mi obraz tej religii. Koran po polsku, w tłumaczeniu profesora Bielawskiego, przywiózł mi do Egiptu… polski ksiądz. I jak zwykle mogłam zachwycić się moim ukochanym ekumenizmem.
Pierwsze wrażenie było takie, że ktoś, kto nie zna religii chrześcijańskiej, będzie bardzo, ale to bardzo trudno przeprawiał się przez Świętą Księgę islamu, gdyż wiele historii jest tam po prostu wspomnianych, zakładając, że czytelnik już je zna. Dlatego cieszyłam się, że poznałam wcześniej Biblię. Potem zaznaczałam fragmenty, które były dla mnie bardzo ważne, bo dotyczyły kontrowersji, z którymi spotkałam się wcześniej (traktowanie zwierząt, uczciwość muzułmanów wobec chrześcijan i wyznawców judaizmu, traktowanie kobiet, przymus w religii itp.). Ze zdziwieniem stwierdziłam, że wcale nie ma tam tych groźnych przesłań, którymi straszą przeciwnicy islamu. Straszą czymś, co rzekomo w Koranie jest, ale jak się okazało, tylko rzekomo.
W końcu samo czytanie sprawiło mi ogromną przyjemność, gdyż Koran jest napisany pięknym, klasycznym językiem, uspokaja i wprowadza w niezwykle duchowy nastrój. Oprócz tego, że jest religijną księgą, stanowi przykład sztuki w sensie artystycznym. Najlepiej wiedzą to ci, którzy mogą przeczytać Koran w oryginale, czyli po arabsku. Jego recytacji uczą się mężczyźni w specjalnych szkołach, a samo słuchanie wywołuje niezwykłe wrażenie, chociaż nie rozumie się treści. Moja znajomość arabskiego jest komunikatywna, ale potrzeba wielu lat studiów, aby ze zrozumieniem przeczytać Koran w tym języku.
Wszelkie archaiczne stwierdzenia, które się tam znajdują, nie są niczym dziwnym, zważywszy, że Księga ta powstała piętnaście wieków temu. Jednak sam przekaz jest ponadczasowy i aktualny również teraz, a prawa ustanowione w Koranie funkcjonują do dziś. Nie należy ich jednak mylić z fanatycznym i często źle pojmowanym prawem szariatu, stosowanym w niektórych miejscach na świecie, a także z terroryzmem, który nie ma nic wspólnego z islamem.
Po przeczytaniu całego Koranu sięgnęłam po trzy publikacje w języku polskim, dostępne za darmo w meczetach oraz w Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Egipskiej w Kairze. Są to następujące broszury: „Status kobiety w islamie”, „Moje pierwsze kroki w islamie” oraz „Krótki przewodnik do zrozumienia islamu”. Książeczki te, powołując się na konkretne fragmenty Koranu i na hadisy, wyjaśniają podstawy funkcjonowania w tej religii, liczne wątpliwości i kontrowersje pojawiające się w czasie jej poznawania. Polecam je każdemu, kto wcale nie zamierza zmieniać religii, ale chciałby się dowiedzieć czegoś więcej, wyrobić sobie jakieś zdanie lub po prostu w ewentualnych dyskusjach nie powielać krzywdzących stereotypów.
Co ciekawe – i być może dla wielu zadziwiające – w naszym domu, oprócz arabskiego i polskiego Koranu, na tym samym regale stoją kazania Jana Pawła II oraz książka z myślami Matki Teresy z Kalkuty, zdjęcie papieża Polaka, muzułmański odpowiednik różańca, tasbih. Tak więc regał ma mój ulubiony ekumeniczny charakter. Zresztą większość osób tak bardzo nienawidzących islam, a powołujących się na chrześcijański patriotyzm, nie wie (bo nie czyta i nie chce wiedzieć), że Jan Paweł II w swoich homiliach zachęcał do poznawania innych religii monoteistycznych (islamu i judaizmu), a wręcz uznawał to za obowiązek każdego chrześcijanina, ponieważ wszyscy modlimy się do TEGO SAMEGO BOGA.
I w tych słowach pozwolę sobie zawrzeć całe swoje zdanie na temat religii. Bo Allah nie jest innym Bogiem. Allah (Rabb) po arabsku znaczy po prostu Bóg.
Najważniejsza różnica dotycząca islamu i chrześcijaństwa jest taka, że Jezus nie jest w islamie Synem Bożym, ale jest jednym z najważniejszych proroków. Maria natomiast jest, tak samo jak w chrześcijaństwie, jego matką – dziewicą. Tak więc polskie święta Bożego Narodzenia, nie są dla muzułmanów świętem narodzin Syna Bożego, ale są osoby, które, tak jak ja, przeszły na islam i celebrują je tradycyjnie, po polsku, traktując jako święto narodzenia Jezusa. Świąt Wielkanocnych natomiast muzułmanie nie obchodzą, gdyż islam nie uznaje zmartwychwstania Jezusa i przyjmuje, że zamiast niego został ukrzyżowany ktoś inny, a sam Jezus, jako prorok, został uratowany w ten sposób. Jednak tradycyjne świąteczne śniadanie również miło jest zjeść, tyle że bez szyneczki i kiełbaski, bo muzułmanie nie spożywają wieprzowiny. Co do mięsa świnki – po kilku latach mieszkania w Egipcie już za nią nie tęsknię…
Ważną rzeczą w decydowaniu o zmianie religii jest – i w moim przypadku było również – to, że moje dziecko po urodzeniu będzie muzułmaninem, tak jak jego tata. Uważam, że jedność religii w domu jest w naszym przypadku lepsza. Ale są małżeństwa, które świetnie radzą sobie w mieszanym religijnie układzie. Poza tym chciałabym, dobrze poznając islam, a trwa to całe życie, mieć wpływ na wychowanie mojego syna w tej religii. Nie chcę, aby uczył się fałszywych stereotypów, gdyż takie są wciąż powtarzane – i w szkołach, i w środowisku rówieśników czy w rodzinach. To tak samo jak z księżmi – jeden naucza prawidłowo, a inny „po swojemu”. Chodzi mi tu na przykład o stosunek do kobiet, o poszanowanie innych religii, traktowanie zwierząt czy inne, ważne dla mnie, codzienne sprawy. Poza tym w Koranie i w hadisach można znaleźć słowa, że przesadna gorliwość w religii i wszelki fanatyzm są złe. Ale niektóre osoby o tym zapominają, powołując się na islam wybiórczo i dla własnych korzyści lub tłumacząc głupie zachowania, albo też chcąc zamydlić oczy osobie nieznającej tematu.
Samo chodzenie w chustce, jeszcze przed oficjalną zmianą religii, budziło dużo kontrowersji wśród Europejczyków, ale chyba jednak głównie Polaków mieszkających w Szarm el-Szejk. Polki rzadko zmieniają wyznanie, a jeszcze rzadziej chodzą w hidżabie. Rosjanki czy Brytyjki częściej. Przyzwyczaiłam się już do pytań, czy nie jest mi gorąco i po co chodzę w chustce, skoro oficjalnie nie jestem muzułmanką. Nikt nie brał pod uwagę kulturowego i obyczajowego aspektu takiego ubioru, ale ja też od nikogo tego nie wymagam. Każdy ubiera się tak, jak chce, i zgodnie ze swoimi przekonaniami, a także stosownie do miejsca, w którym się znajduje, jeśli widzi taką potrzebę.
Wiedziałam, że nadejdzie dzień, kiedy oficjalnie wypowiem w meczecie szahadę, czyli muzułmańskie wyznanie wiary, ale nie chciałam się z tym śpieszyć, a mój mąż, Ayman, nie poruszał wcale tego tematu, abym nie odniosła wrażenia, że wywiera na mnie nacisk. Zależało mu także na tym, by nikt inny nie posądził go o to. Kiedy pytałam go, czy chciałby, abym oficjalnie przeszła na islam, mówił, że kiedy będę gotowa i kiedy sama będę chciała, gdyż inaczej nie będzie to ani ważne, ani radosne wydarzenie. Odpowiadał mi na wszystkie zadawane pytania, wyjaśniał różne kwestie, wiele razy też spieraliśmy się o budzące moje wątpliwości sprawy. Porównywałam to, co on mówi, do tego, co przeczytałam, starałam się jednak unikać zbyt wielu opinii, a przede wszystkim nie chciałam być na żadnym forum internetowym dla konwertytek, gdyż zacięcie i rywalizacja w religijności jego członkiń tylko odstrasza i zniechęca.
Gdy urodził się nasz synek, Mahmoud, mąż, jeszcze w szpitalu, wziął go pierwszy raz na ręce i szeptem wypowiedział do jego obu uszu słowa: Aszhadu anna la ilaha ill’Allah wa aszhadu anna Muhammadan rasulu Llah1 oraz trzy sury z Koranu. Tak robią wszyscy muzułmańscy ojcowie i jest to bardzo piękny zwyczaj. Był to tak wzruszający moment, że przypieczętował moją decyzję o rychłej wizycie w meczecie. Minęło jednak jeszcze prawie siedem miesięcy, nim sama doznałam tej chwili wzruszenia.
------------------------------------------------------------------------
1 Aszhadu anna la ilaha ill’Allah wa aszhadu anna Muhammadan rasulu Llah – muzułmańskie wyznanie wiary, obejmujące stwierdzenie jedynobóstwa (nie ma bóstwa innego niż Bóg) oraz potwierdzenie wysłannictwa i proroctwa Mahometa (Mahomet jest wysłannikiem Boga).Egipskie „kadry” i „ZUS-y” (Ewa)
Wracając do akt osobowych naszych pracowników… Zupełnie nie przeszkadza nikomu fakt, że kto inny jest zarejestrowany, a kto inny pracuje. Ważne jest to, że w razie kolejnej kontroli sprawa ubezpieczenia nie będzie już stanowiła problemu, bo zasadniczo kwity są, a zawsze można powiedzieć, że ci ubezpieczeni są właśnie na urlopie. Jednemu zmarł wujek, drugi ma zaręczyny siostry, matka trzeciego ma kolejną operację, czwartemu rodzi się dziecko, a piąty musi pilnować w domu młodszych sióstr, bo rodzice pojechali na pielgrzymkę do Mekki. I wcale nie są to wyssane z palca powody nagłego wyjazdu na urlop, a kontroler z każdego urzędu to zrozumie, bo u niego w pracy jest tak samo.
A co z pracownikami, którzy widać, że są w pracy, a nie są ubezpieczeni? Otóż w tej kwestii aparat państwowy wykonał ogromny ukłon w stronę pracodawców, przyczyniając się jednocześnie do zmniejszenia faktycznego bezrobocia w Egipcie. Z powodu ogromnej rotacji pracowników wprowadzono przepis, że pracodawca nie musi rejestrować swojego staffu przed upływem trzech miesięcy od rozpoczęcia pracy w jego firmie. Jak przepracuje trzy miesiące, to znaczy, że jest nadzieja (często płonna), że będzie pracował w tej firmie nadal i wówczas wypadałoby go formalnie zarejestrować. Większość pracodawców i tak tego nie robi. Oficjalnie zatrudniają wyłącznie menadżerów, którym tyłki przyrosły do wygodnych stołków, a wszyscy pozostali pracownicy w razie jakiejkolwiek kontroli są właśnie na trzymiesięcznym okresie próbnym. I tak niewielki odsetek tę próbę przetrzyma.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego jest tak ogromna rotacja pracowników we wszystkich prawie firmach? Niby wszystkim zależy na pracy, na jej dostaniu, utrzymaniu i pobieraniu pensji, na którą czeka cała rodzina. Prawie nikt w Egipcie nie pracuje wyłącznie na siebie, nawet kawalerowie, bo muszą pomagać rodzicom i niezamężnym siostrom. Tylko kobiety, te, które pracują, mają taki luksus, że to, co zarobią, należy wyłącznie do nich. Zgodnie z obowiązującym prawem. Ale kobiet wciąż nie pracuje zbyt wiele. Nawet typowo kobiece zawody wykonywane są często przez mężczyzn.
Największe wzięcie mają posady na tak zwanym państwowym. Czy się stoi, czy się leży, czy się pije herbatę i pali papierosy, pensja się należy… Niewielka, ale pewna. No i jest ubezpieczenie i składka emerytalna. I najczęściej żaden pracodawca nie stoi z batem nad głową i nie popędza do uzyskania jak największej wydajności.
À propos palenia… Spotkałam się z tym, i to nie raz, że pracownik banku obsługujący klientów pali jednocześnie papierosa! W innych urzędach i biurach jest to częsty widok. Ale w banku?! Widzę jedno wytłumaczenie takiego stanu rzeczy. Gdyby pracownikom w urzędach nie pozwolono palić w czasie wykonywania pracy, wszyscy byliby na jednej nieskończenie długiej przerwie.
Czasem zdarza się, że firma zwalnia pracownika, bo okazuje się on kompletnie nieprzydatny albo, co gorsza, kradnie. Ale jak potrafi cokolwiek robić lub chociaż wykazuje chęć nauczenia się robienia czegoś, to raczej pracodawca go trzyma, bo lepszego może nie znaleźć. Niby jest tak dużo bezrobotnych, jednak gdy trzeba przyjąć kogoś z kwalifikacjami i chęcią do pracy, to już jest duży problem. Nawet jeśli kandydaci twierdzą, że mają kwalifikacje, to zawsze gdzieś im się zawieruszył dyplom czy świadectwo. Najczęściej więc wierzy się im na słowo.
– Przywieź kopię dyplomu, jak pojedziesz do domu na urlop – proszę często tych, którzy są na okresie próbnym. Trzymiesięcznym.
– Ale po co? – odpowiada. Przecież widać, co umiem, a poza tym, w razie potrzeby, dyplom można kupić, nawet uniwersytecki.
Ci, którzy dostarczyli już dyplom, pokazują go potem wszystkim klientom, bo wisi oprawiony w ramkę w naszym hall of fame, czyli na honorowej ścianie w recepcji. Są oczywiście przypadki, jak na całym świecie, że zwalnia się wszystkich pracowników, bo firma się po prostu zamyka.
Najczęstszym powodem rozwiązania formalnego czy nieformalnego stosunku pracy jest odejście pracownika. Trudno w to uwierzyć, ale mnóstwo osób rzuca pracę, bo nagle im się coś odwidziało, mimo że na utrzymaniu mają z dziesięć osób. A to przełożony krzywo spojrzał, a to wydał polecenie za mało łagodnym głosem i bez uśmiechu, a to za dużo mu każą pracować i nie ma czasu na wypicie kilku herbat i wypalenie paczki papierosów w pracy, a to jedzenie w darmowej stołówce pracowniczej jest za mało urozmaicone, a zupa za słona. Nie mówiąc już o tym, że wynagrodzenie jest zwykle za niskie, choć na takie właśnie się zgodził. Czasami ręce opadają! Pracodawca obchodzi się z takim jak z jajem, a on i tak rzuca pracę z byle powodu, obraża się, nie wiadomo o co i odchodzi. Decyzję o skończeniu pracy potrafi podjąć dosłownie w ciągu minuty. Zrzuca z siebie ostentacyjnie służbowy ubiór, zabiera torbę z szafki i po prostu wychodzi, czasem nawet nie mówiąc „do widzenia”.
Dużo było i u nas takich przypadków. Po takim zajściu wszyscy pozostali pracownicy czekają, zerkając na mnie, aż ich spytam, co się stało. Jak już ich w końcu spytam, każdy ma inną wersję. Jedni twierdzą, że nie porzucił pracy, tylko właśnie zadzwonili do niego z domu i musi koniecznie tam pojechać (nie poinformował pracodawcy, bo się spieszył). Inni donoszą, że pokłócił, albo nawet pobił się z kolegą z pracy lub że ktoś mu powiedział, że on dostał w tym miesiącu najniższą ze wszystkich premię. Wersji jest zwykle więcej niż współpracowników. Niektórzy odchodzą z wielkim hukiem, po karczemnej awanturze, w której uczestniczą wszyscy. Opisywałam już wcześniej sytuację z nożem do cytryn.
Na początku naszej działalności w Egipcie, będąc zszokowana takim brakiem szacunku dla pracy, wprowadziłam zasadę, że pracownik, który samowolnie porzuca pracę, nie ma już prawa powrotu do naszej firmy. Ale szybko zmieniłam tę zasadę na inną, bardziej elastyczną – do trzech razy sztuka. A jakie skomplikowane podchody są organizowane, żeby wrócić do tej samej pracy!