Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kształt demona - ebook

Data wydania:
14 sierpnia 2024
Ebook
44,90 zł
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kształt demona - ebook

W jednym z warszawskich kościołów Julia znika podczas mszy. Prowadząca śledztwo nadkomisarz Krystyna Farkas, odkrywa, że to nie pierwsze zniknięcie w tej świątyni. Podczas dochodzenia wychodzą na jaw mroczne tajemnice Julii i osób z jej otoczenia. Kto z nich byłby gotowy dopuścić się najgorszych rzeczy, aby sekrety pozostały w ukryciu? Czy to ktoś powiązany z kościołem – miejscem, od którego demon powinien trzymać się z daleka?

Duszny kryminał, w którym strach przybiera zupełnie nowe oblicze. Ile odwagi potrzeba, by stawić czoła demonowi?

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-83295-99-2
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Te­raz

– Chcesz iść do ko­ścioła? – za­py­tał z nie­do­wie­rza­niem.

Ju­lia mie­wała dziwne po­my­sły. Go­dził się na więk­szość, a ona lu­biła speł­niać jego za­chcianki. Przy­naj­mniej tak mu kie­dyś się wy­da­wało. Te­raz, po pię­ciu la­tach mał­żeń­stwa, nie był już tego pe­wien.

– A dla­czego tak się dzi­wisz? – za­py­tała chłodno.

– No prze­cież na­wet nie chcia­łaś wziąć ślubu ko­ściel­nego.

Uka­zała zęby w dra­pież­nym uśmie­chu. Dała się na­mó­wić den­ty­ście na wy­bie­la­nie i te­raz, z tymi ru­da­wymi lo­kami ob­cię­tymi do li­nii brody i hol­ly­wo­odz­kimi zę­bami przy­po­mi­nała któ­rąś z gwiazd, cho­ciaż Ka­rol nie mógł so­bie przy­po­mnieć na­zwi­ska tej ak­torki ani na­wet żad­nej roli.

– To tro­chę co in­nego, nie są­dzisz? Żadne z nas nie było wie­rzące, a więc ślub w świą­tyni byłby szczy­tem hi­po­kry­zji.

– No wła­śnie. – Zmarsz­czył brwi. – Wtedy mnie prze­ko­na­łaś. Ale po co chcesz iść te­raz?

Ro­ze­śmiała się su­cho, nie­przy­jem­nie. Wiele rze­czy, które ro­biła, wy­da­wały mu się ostat­nio nie­przy­jemne.

– Chcę pójść do ko­mu­nii.

– Ju­lia! Nic nie ro­zu­miem.

Na­gle spo­waż­niała i wy­glą­dała jak dziew­czyna, którą po­znał sie­dem lat temu. Dziew­czyna o bla­dej twa­rzy z kil­koma pie­gami i za­gu­bie­niem w ja­sno­zie­lo­nych oczach. Dziew­czyna, która przed kimś lub przed czymś ucieka. Obu­dziła jego in­stynkt obrońcy. Dużo póź­niej zro­zu­miał, że ucie­kała przed samą sobą.

– Chyba się na­wró­ci­łam.

Po­trzą­snął głową.

– Ju­lia – po­wie­dział ła­god­nie.

Usia­dła mu na ko­la­nach, przy­tu­liła się.

– Oczy­wi­ście nie mu­sisz iść ze mną. Po­my­śla­łam tylko, że bę­dziesz chciał.

Za­częło mu się krę­cić w gło­wie.

– Chcę, ale nie ro­zu­miem.

Wło­żyła mu ręce pod ko­szulę.

– Nie wiem oczy­wi­ście, czy to na­wró­ce­nie na stałe, ale mam ochotę spró­bo­wać.

Nie umiał za­opo­no­wać. Nie w mo­men­cie, kiedy od­pięła jego ko­szulę, a sama ścią­gnęła bluzkę, pod którą nic nie miała.

– Ju­lia – po­wie­dział tylko, ale za­mknęła mu usta po­ca­łun­kiem.

A póź­niej ko­chali się tak, jak lu­bił naj­bar­dziej, a ona krzy­czała i szep­tała na prze­mian: „jesz­cze”. Za­niósł ją po­tem pod prysz­nic i umył. Ju­lia stała pod cie­płą wodą, na­pa­wa­jąc się jego do­ty­kiem.

– Do­brze było?

– Pew­nie – od­po­wie­działa.

Wresz­cie sły­szał w jej gło­sie szcze­rość, a w od­da­niu od­naj­dy­wał dawną Ju­lię. Je­śli to ozna­czało na­wró­ce­nie, go­tów był na­wra­cać się ra­zem z nią.

– Ubierz się ład­nie – po­wie­działa, gdy wy­szli z ka­biny. – Ja wy­su­szę włosy.

Na­rzu­cił na nią ręcz­nik i wy­tarł de­li­kat­nie. Uśmie­chała się z za­mknię­tymi oczyma.

– Co mam wło­żyć?

– Dżinsy i tę nie­bie­ską ko­szulę z krót­kim rę­ka­wem.

Wy­szedł z ła­zienki i przez chwilę słu­chał szumu su­szarki, a póź­niej ubrał się, jak po­wie­działa. Ju­lia wy­brała czer­woną wą­ską su­kienkę do ko­lan, która ład­nie pod­kre­ślała ko­biece kształty.

Ko­ściół był wy­peł­niony ludźmi i cho­ciaż przy­szli dzie­sięć mi­nut przed cza­sem, le­d­wie zna­leźli miej­sca sie­dzące. Ka­rol się zdzi­wił, bo ostat­nio rzu­cały mu się w oczy wpisy w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych o świe­cą­cych pust­kami ka­to­lic­kich świą­ty­niach.

– Idę do spo­wie­dzi – szep­nęła Ju­lia i usta­wiła się w ko­lejce do kon­fe­sjo­nału.

Ob­ser­wo­wał ją, za­sta­na­wia­jąc się, co dla niej ozna­cza spo­wiedź. Znał re­guły wy­star­cza­jąco, żeby wie­dzieć, że osoby w związ­kach nie­sa­kra­men­tal­nych nie otrzy­mują roz­grze­sze­nia, chyba że mają za­miar wy­trwać w tak zwa­nej czy­sto­ści. Czy jego żona szła do spo­wied­nika z moc­nym po­sta­no­wie­niem po­prawy, co za­po­wia­da­łoby re­zy­gna­cję z seksu? Je­śli tak, Ka­rol prze­kona ją do ślubu ko­ściel­nego. Naj­wy­żej tro­chę do tego czasu po­grze­szą. Tok jego my­śli prze­rwały pro­ce­sja ka­pła­nów i za­wo­dze­nie wier­nych, które za­pewne na­zy­wali śpie­wem. Or­ga­ni­sta grał nie­źle, co ra­to­wało ogólne wra­że­nie. Msza wy­da­wała się uro­czy­sta i po chwili Ka­rol zro­zu­miał, że to z po­wodu jed­nego z księży, wy­wo­dzą­cego się z tu­tej­szej pa­ra­fii, obec­nie jeż­dżą­cego po świe­cie, który miał wy­gło­sić ho­mi­lię. Był młody, przy­stojny i umiał ga­dać. Moż­liwe, że był ce­le­brytą z ka­na­łem na YouTu­bie. To by tłu­ma­czyło tłok. Zo­stał przed­sta­wiony przez ka­płana, o któ­rym Ju­lia szep­nęła mę­żowi: „To pro­boszcz”. Ka­rol spoj­rzał zdzi­wiony, ale ona tylko się uśmiech­nęła. Pew­nie zro­biła re­se­arch, a może znała go z cza­sów, gdy by­wała w ko­ściele. To mu­siała być jej pa­ra­fia. W każ­dym ra­zie ten młody ksiądz miał na imię Ma­rek. Je­śli pro­boszcz po­dał na­zwi­sko, Ka­rol go nie za­re­je­stro­wał. Oka­zało się jed­nak, że miał ra­cję. Młody ka­płan w ka­za­niu od­wo­łał się do swo­jego ka­nału „Nie sa­mym chle­bem”. Na­zwa jak na­zwa, ale dar­mowa re­klama się przyda. Żona wró­ciła do ławki i ści­snęła rękę Ka­rola. Po­pa­trzył na nią. Od­wza­jem­niła spoj­rze­nie. Wy­da­wało mu się, że wi­dzi w jej oczach łzy. Pod­niósł jej dłoń do ust i de­li­kat­nie po­ca­ło­wał. Uśmiech­nęła się i od­wró­ciła wzrok.

Trzech księży udzie­lało ko­mu­nii, ale naj­dłuż­sza ko­lejka usta­wiła się do mło­dego ce­le­bryty. Ju­lia też w niej sta­nęła. Było tylu lu­dzi, że żona po chwili znik­nęła z pola wi­dze­nia Ka­rola, cho­ciaż po­cząt­kowo po­dą­żał za nią wzro­kiem. Pró­bo­wał czer­pać przy­jem­ność z mu­zyki, ale smętne za­wo­dze­nie wier­nych w tym prze­szka­dzało.

Osoby z ławki przed nim wró­ciły na miej­sce i klę­cząc, od­da­wały się mo­dli­twie dzięk­czyn­nej czy cze­muś tam, czemu ka­to­licy od­dają się po ko­mu­nii. Miej­sce obok niego po­zo­sta­wało pu­ste. Może ci lu­dzie byli z ko­lejki do pro­bosz­cza czy trze­ciego księ­dza. Ce­le­bryta z ka­nału „Nie sa­mych chle­bem” na­dal po­da­wał opła­tek, nie­któ­rym na rękę, nie­któ­rym do ust, co chyba było ła­ma­niem prze­pi­sów sa­ni­tar­nych, na­wet je­śli ksiądz i nie­któ­rzy z wier­nych de­zyn­fe­ko­wali ręce. A może nie. Stan epi­de­mii zo­stał zdaje się od­wo­łany. Ostat­nia osoba zo­stała na­kar­miona, jak to ka­to­ta­li­bo­wie na­zy­wają, cia­łem Bo­żym, i ce­le­bryta wró­cił do oł­ta­rza. Ju­lii na­dal nie było ni­g­dzie wi­dać. Przy­pusz­czal­nie uklę­kła w któ­rejś z ka­pli­czek – to by na­wet pa­so­wało do jej dzi­siej­szego nie­stan­dar­do­wego za­cho­wa­nia.

Msza się skoń­czyła. Lu­dzie wy­cho­dzili, fał­szu­jąc któ­rąś ze smęt­nych pie­śni. Ka­rol się pod­niósł i ob­szedł ko­ściół, za­glą­da­jąc do każ­dej wnęki. Może Ju­lia wy­szła, uzna­jąc, że spo­tkają się na dwo­rze? Opu­ścił świą­ty­nię. Słońce za­czy­nało pra­żyć, za­po­wia­dał się ko­lejny upalny dzień. Lu­dzie stali w kół­kach i śmieli się gło­śno. Jego żony ni­g­dzie nie było, jed­nak na wszelki wy­pa­dek zbli­żył się do każ­dej grupy. Uspo­koił od­dech i po­now­nie wszedł do środka. Nie­któ­rzy wierni jesz­cze klę­czeli w ław­kach, a kil­ka­na­ście osób stało w ko­lejce do za­kry­stii. Po­biegł w tam­tym kie­runku.

– Prze­pra­szam – po­wie­dział, od­su­wa­jąc star­szą pa­nią blo­ku­jącą wej­ście.

Nie zwra­ca­jąc uwagi na pełne obu­rze­nia mam­ro­ta­nie, wkro­czył do za­kry­stii. Ce­le­bryta pod­niósł głowę znad pod­pi­sy­wa­nej książki, pro­boszcz i trzeci ksiądz, młody wi­kary, rów­nież od­wró­cili się w kie­runku nowo przy­by­łego.

– Tak? – ode­zwał się pro­boszcz.

– Szu­kam żony.

– Słu­cham? – Pro­boszcz uniósł brwi.

– Czy nie było jej tu­taj? Po­szła do ko­mu­nii i już nie wró­ciła do ławki.

Wszy­scy wpa­try­wali się w Ka­rola, który uświa­do­mił so­bie, że uwa­żają go za wa­riata.

– Jak wy­gląda pana żona? – za­py­tał ła­god­nie pro­boszcz.

– Jest młoda, ładna i ma rude krę­cone włosy. O, do­tąd. – Ka­rol przy­ło­żył rękę do brody.

– Nie było tu chyba żad­nej ru­dej ko­biety, prawda? – Pro­boszcz zwró­cił się do po­zo­sta­łych ka­pła­nów.

Obaj zgod­nie po­krę­cili gło­wami.

– Za­pewne wró­ciła już do domu – za­su­ge­ro­wał ce­le­bryta.

W jego oczach było coś dziw­nego; li­tość po­mie­szana z drwiną, a może po pro­stu cie­ka­wość. Tak czy ina­czej Ka­rol miał ochotę za­ci­snąć palce na szyi kle­chy, ale wy­sy­czał tylko:

– Nie wró­ci­łaby do domu beze mnie.

– W każ­dym ra­zie tu jej nie ma – ode­zwał się po­jed­naw­czo trzeci ksiądz.

Za jego ple­cami było ko­lejne po­miesz­cze­nie. Ka­rol ru­szył w tam­tym kie­runku.

– Ej, co pan robi?! – usły­szał głos pro­bosz­cza.

Wbiegł do dru­giego po­koju i otwie­rał szafy, wy­rzu­ca­jąc za­war­tość na pod­łogę.

– Pro­szę prze­stać! Pro­szę stąd wyjść, bo za­dzwo­nię na po­li­cję!

– Nie ma po­trzeby. Wy­pro­wa­dzimy pana.

Dwóch wy­so­kich męż­czyzn ujęło Ka­rola za łok­cie. Szarp­nął się.

– Pójdę sam.

– A więc pro­szę wyjść.

Nie miał tu czego szu­kać. Może Ju­lia z ja­kichś przy­czyn rze­czy­wi­ście po­szła do domu. Wszy­scy na niego pa­trzyli, ale znów miał wra­że­nie, że ce­le­bryta przy­gląda mu się ina­czej niż inni.

Biegł, aż za­bra­kło mu od­de­chu. Trzeba wię­cej tre­no­wać. Na górę wszedł już wol­niej.

– Ju­lia! – za­wo­łał od progu.

Miesz­ka­nie było pu­ste. Za­dzwo­nił na nu­mer żony, ale te­le­fon ode­zwał się w ła­zience. Co te­raz? Pro­boszcz gro­ził kon­tak­tem z po­li­cją, ale to naj­praw­do­po­dob­niej był blef. Ju­lia zni­kła w ko­ściele i to oni mu­sieli za tym stać. Ka­rol wy­brał nu­mer alar­mowy.

– Chcia­łem zgło­sić za­gi­nię­cie żony.

– Chwi­leczkę. Gdzie?

– War­szawa. Śród­mie­ście.

Gdy po­łą­czono go z od­po­wied­nimi służ­bami, opo­wie­dział, co się zda­rzyło. Sły­szał, jak to brzmiało. Moja żona po­szła do ko­mu­nii i nie wró­ciła. Nie przy­pusz­czał, żeby zo­stał po­trak­to­wany po­waż­nie, ale po­li­cjantka, która z nim roz­ma­wiała, za­pi­sała dane Ju­lii i nu­mer kon­tak­towy do Ka­rola.

– Zgło­sze­nie zo­stało przy­jęte – oznaj­miła. – Żeby na­brało mocy, pro­szę przyjść na ko­mendę i pod­pi­sać.

– Gdzie?

Po­dała ad­res.

– Mnie już nie bę­dzie. Zo­sta­wię pa­piery po­li­cjan­towi dy­żur­nemu.

– Do­brze. I wtedy za­cznie­cie jej szu­kać?

– Je­śli żona nie wróci do ju­tra, będę chciała z pa­nem po­roz­ma­wiać oso­bi­ście. Na­zy­wam się Kry­styna Far­kas.

– Do ju­tra? – po­wtó­rzył słabo. – Ktoś ją po­rwał, a wy nie za­mier­za­cie nic z tym ro­bić do ju­tra?

– Ktoś ją po­rwał z ko­ścioła?

– Tam był tłok i nikt nie zwró­ciłby uwagi na ja­kieś za­wi­ro­wa­nie.

– Dla­czego uważa pan, że ktoś ją po­rwał?

– Nie ro­zu­miem.

– Kto miałby ją po­rwać i z ja­kiego po­wodu? I dla­czego z ko­ścioła?

– No wła­śnie nie wiem.

– A może sama chciała so­bie zro­bić tro­chę wol­nego.

– Nie! – za­re­ago­wał gwał­tow­nie.

– Dla­czego jest pan tego taki pe­wien?

– Bo... – za­jąk­nął się. – Ona... ja... my... ko­cha­li­śmy się tuż przed wyj­ściem.

– Aha – po­wie­działa obo­jęt­nie po­li­cjantka. – Je­śli nie wróci do ju­tra, niech pan przyj­dzie do mnie na po­ste­ru­nek – po­wtó­rzyła. – Tym­cza­sem pro­szę pod­pi­sać pa­piery i skon­tak­to­wać się z ro­dziną i zna­jo­mymi. Być może jest u ko­goś.

– Ale... – za­czął pro­te­sto­wać Ka­rol.

– Za­nim pan przyj­dzie ju­tro, pro­szę za­dzwo­nić. – Po­dała nu­mer ko­mórki. – Do wi­dze­nia.

Po­li­cjantka za­koń­czyła po­łą­cze­nie. Ka­rol przez chwilę wpa­try­wał się w apa­rat, po czym odło­żył go de­li­kat­nie na stół. Może ta baba z po­li­cji miała ra­cję. Może Ju­lia rze­czy­wi­ście miała ochotę na prze­rwę od mał­żeń­stwa. In­stynkt mó­wił co in­nego, po­ranny seks prze­ko­ny­wał, że żona ni­gdy by mu tego nie zro­biła, ale z dru­giej strony od kilku ty­go­dni, a może na­wet dłu­żej, Ju­lia spra­wiała wra­że­nie ko­goś in­nego. Stała się zimna i obo­jętna. I co miało ozna­czać to cho­lerne na­wró­ce­nie? Ka­ro­lowi trudno było uwie­rzyć, że w coś grała, a jej ule­głość w jego ra­mio­nach, krzyk i bła­ga­nie o wię­cej były ele­men­tem tej gry. Trzeba jed­nak od­rzu­cić na bok emo­cje i skon­cen­tro­wać się na fak­tach. Spraw­dzić tropy.

Po­biegł na ko­mendę, bo to było ła­twiej­sze. Gdy po po­wro­cie nie za­stał żony w domu, przy­stą­pił do dzia­ła­nia.

Za­pewne więk­szość mło­dych ko­biet prze­ży­wa­ją­cych kry­zys mał­żeń­ski – coś się w nim bun­to­wało na to okre­śle­nie, ale może Ju­lia na­prawdę uwa­żała, że prze­cho­dzą przez kry­zys, to by tłu­ma­czyło dy­stans prze­ła­many do­piero dziś rano – szu­ka­łaby schro­nie­nia u ro­dzi­ców. Z te­ściową le­piej nie roz­ma­wiać – to hi­ste­ryczka. Je­śli Ju­lii tam nie ma, wpad­nie w pa­nikę, gdy tylko się do­wie, że có­reczka znik­nęła. Ka­rol wy­brał nu­mer te­ścia, który przy­wi­tał go umiar­ko­wa­nie en­tu­zja­stycz­nym: „Cześć, Ka­rol”.

– Hej, Ka­je­tan.

Ka­rol urwał. Na­gle prze­ra­ził się tego, co usły­szy, cho­ciaż nie miał po­ję­cia, czy bar­dziej boi się, że żony nie ma u te­ściów, czy też że jest. Je­śli tam po­szła, nic mu nie mó­wiąc, to można po­rów­nać chyba tylko do ucieczki panny mło­dej sprzed oł­ta­rza.

– Halo? Je­steś tam?

– Tak, tak. Nie ma u was Ju­lii?

– Nie. – Od­po­wiedź pa­dła na­tych­miast. – A nie jest z tobą?

W nor­mal­nych wa­run­kach Ka­rol po­my­ślałby, że teść za­daje py­ta­nia po­ni­żej po­ziomu wła­snej in­te­li­gen­cji. Te­raz tylko od­parł słabo:

– No nie.

– Jak to?

Ka­rol na­brał po­wie­trza w płuca.

– Chciała pójść do ko­ścioła i...

– Do ko­ścioła... – prze­rwał zdzi­wiony teść.

Za to aku­rat Ka­rol go nie wi­nił. Na­dal czuł ab­surd tej ko­ściel­nej wy­cieczki.

– Wiem, wiem, to nie­stan­dar­dowe, ale chciała, więc po­szli­śmy. Wy­spo­wia­dała się i usta­wiła w ko­lejce do ko­mu­nii, a po­tem nie wró­ciła do ławki. Msza się skoń­czyła, szu­ka­łem jej wszę­dzie, po­sze­dłem do za­kry­stii, ob­sze­dłem ko­ściół i w końcu wró­ci­łem do domu. Nie ma jej.

Wy­rzu­cił in­for­ma­cje, nie­mal nie ro­biąc przerw, i po­czuł zmę­cze­nie, pra­wie jak po biegu z ko­ścioła.

– Nie ro­zu­miem. – Teść za to mó­wił wolno, wy­raź­nie ak­cen­tu­jąc każde słowo. – Po­szli­ście do ko­ścioła na prośbę Ju­lii, a ona znik­nęła po ko­mu­nii?

– Nie wiem, czy po, czy przed. Tam było tak dużo lu­dzi, że jej nie wi­dzia­łem.

– Do któ­rego ko­ścioła?

– Do naj­bliż­szego, na Tamce.

Teść mil­czał, jakby za­sta­na­wiał się nad zna­cze­niem miej­sca.

– Na Tamce – po­wtó­rzył w końcu. – Za­wia­do­mi­łeś po­li­cję?

– Tak, ale po­wie­dzieli, żeby po­szu­kać w ro­dzi­nie i u zna­jo­mych, a je­śli się nie znaj­dzie do ju­tra, przyjść znowu na po­ste­ru­nek.

– Do­brze. – Teść na­dal mó­wił z prze­sadną sta­ran­no­ścią. – Zaj­mij się więc zna­jo­mymi, a ja ob­dzwo­nię ro­dzinę. Je­śli ni­g­dzie jej nie ma, mu­simy się spo­tkać i usta­lić plan dzia­ła­nia.

Gdy Ka­je­tan się roz­łą­czył, Ka­rol przez chwilę wpa­try­wał się w ekran ko­mórki. Całe szczę­ście, że teść zaj­mie się ro­dziną. Pro­wa­dze­nie roz­mowy z Adelą, star­szą sio­strą Ju­lii, wy­da­wało się Ka­ro­lowi jesz­cze bar­dziej od­py­cha­jące niż per­spek­tywa kon­wer­sa­cji z ich matką. Szwa­gierka na stałe miesz­kała w Syd­ney, ale z ja­kie­goś dzi­wacz­nego po­wodu po­sta­no­wiła zo­sta­wić na pół roku au­stra­lij­skiego męża, a sama ku­piła w War­sza­wie miesz­ka­nie. Od lat nie od­wie­dzała Pol­ski a tu rach-ciach. Miesz­ka­nie, przy­jazd. Ka­rol od razu za­pa­łał do niej an­ty­pa­tią. Nie­chęć była obo­pólna, a je­dyna róż­nica po­le­gała na tym, że on sta­rał się być miły, pod­czas gdy Adela nie zwra­cała na niego uwagi, a je­śli za­dał py­ta­nie, od­po­wia­dała pół­słów­kami albo uda­wała, że nie sły­szy. Może to na­wet ona była przy­czyną na­głego chłodu Ju­lii.

Wy­rzu­cił z głowy myśl o szwa­gierce i wy­brał nu­mer We­ro­niki, o któ­rej jego żona za­wsze mó­wiła „przy­ja­ciółka”. Inne były ko­le­żan­kami lub zna­jo­mymi.

– Halo? – Wera ode­brała od razu, a w jej gło­sie Ka­rol wy­czuł zdzi­wie­nie. Ni­gdy wcze­śniej do niej nie dzwo­nił, ale któ­re­goś wie­czoru Ju­lia ob­jęła ich oboje i ka­zała im wpi­sać kon­takty. „Je­ste­ście ludźmi, któ­rych ko­cham naj­bar­dziej” – po­wie­działa wtedy.

– Hej, We­rka. Tu Ka­rol.

– Tak, wiem. Mam wpi­sany twój nu­mer.

– Wła­śnie – od­po­wie­dział głu­pio. – Słu­chaj, czy jest u cie­bie Julka?

– No nie. Je­stem te­raz na kon­fe­ren­cji w Mo­na­chium i wra­cam we wto­rek. Ale dla­cze...

– Nie mam po­ję­cia, gdzie jest – wszedł jej w słowo. – Czy mo­żesz prze­słać mi kon­takty do wa­szych zna­jo­mych?

– Po­cze­kaj, jak to nie masz po­ję­cia, gdzie jest?

– No, nie mam. By­li­śmy w ko­ściele, po­szła do ko­mu­nii i już nie wró­ciła.

– Co ta­kiego? W ko­ściele? – We­ro­nika za­re­ago­wała jak teść.

– Twier­dziła, że się na­wró­ciła.

– Nie wie­rzę. Nie­moż­liwe.

– Tak mi po­wie­działa.

– No okej. Tak po­wie­działa. – Ton We­ro­niki brzmiał po­jed­naw­czo. – Ale nie ro­zu­miem – mruk­nęła.

– Ja też, ale to nie­istotne! – wy­buch­nął. – Nie te­raz – do­dał ci­szej. – Te­raz mu­szę się do­wie­dzieć, gdzie jest.

– Do­brze, po­dzwo­nię do lu­dzi – obie­cała.

– Ale chyba mu­szę mieć kon­takty. Po­li­cja pew­nie bę­dzie py­tać.

– Po­li­cja?

Po raz pierw­szy usły­szał w gło­sie We­ro­niki nie­po­kój.

– No, po­li­cja. Mo­gła zo­stać po­rwana.

– Z ko­ścioła?

– Wiem, jak to brzmi, ale z dru­giej strony, dla­czego mia­łaby ucie­kać z ko­ścioła? Dla­czego w ogóle mia­łaby ucie­kać? Ode mnie. – Z nie­za­do­wo­le­niem od­no­to­wał, że przy­brał ton ura­żo­nego dziecka. – Mó­wiła ci, że coś jej we mnie nie pa­suje? Do tego stop­nia, że chce uciec?

– Nie, nie – od­po­wie­działa We­ro­nika szybko. – Nie do tego stop­nia.

– Co? Kiedy ją ostat­nio wi­dzia­łaś?

– Ja­kiś mie­siąc temu.

– I co...

– Mó­wiła, że... Mó­wiła, że nie ma ochoty na seks, bo wa­sze zbli­że­nia nie od­by­wają się na jej wa­run­kach.

Stłu­mił im­puls, żeby rzu­cić te­le­fo­nem w naj­dal­szy kąt po­koju, i za­py­tał:

– Co do­kład­nie mó­wiła?

– Tylko tyle. Po­wie­dzia­łam, żeby po­ga­dała z tobą, a ona się ro­ze­śmiała.

– Ro­ze­śmiała się.

– No tak. Po­wie­działa, że tyle to ona też wie.

– Miała ko­goś in­nego?

– No co ty? Ona jest kry­sta­licz­nie uczciwa. Gdyby miała za­miar wda­wać się w ro­mans, naj­pierw ze­rwa­łaby z tobą.

– Do­brze, Wera. Po­dzwoń do lu­dzi i prze­ślij mi kon­takty, okej?

– Ja­sne.

Nie rzu­cił te­le­fo­nem. Na­dal trzy­mał go w ręku, wpa­tru­jąc się w ekran, jakby ocze­ki­wał, że wy­ja­śni mu zna­cze­nie słów.

Nie na jej wa­run­kach. Kry­sta­licz­nie uczciwa.

Po­tem za­dzwo­nił do zna­jo­mych, któ­rych można było okre­ślić mia­nem wspól­nych. Nikt nie miał po­ję­cia, gdzie jest Ju­lia.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: