Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Ktoś musi umrzeć - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
22 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ktoś musi umrzeć - ebook

Dzieci potrzebują miłości.
Jeśli nie uda im się stworzyć więzi ze swoim
opiekunem, nie uczą się empatii.
Tak powstaje socjopata.

Leah Smith ma nową tożsamość, pracę i dom.
Nowe nazwisko nie wystarcza jednak, by odciąć się od przeszłości. Na klifie sennego miasteczka Clifton-on-Sea policja znajduje okaleczone ciało młodej kobiety. Rozpoczyna się ciąg fatalnych zdarzeń. Leah znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Nadmorskie miasteczko kryje niejedną tajemnicę.

„Zaskakująca, nieprzewidywalna, szokująca, przerażająca, wciągająca. Fantastyczna lektura!” – amazon.com
„Ktoś musi umrzeć zabierze was w podróż po najmroczniejszych ścieżkach ludzkiej psychiki!” – goodreads.com

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8195-048-0
Rozmiar pliku: 960 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Łazienka nie wygląda znajomo, ale podchodzę niezgrabnie do zlewu, żeby umyć dłonie. Oto i one: dwa blade kształty w ciemności. Dwa drżące, wyglądające obco obiekty, które jakby nie należały do mnie, a jednak należą. Być może wydają mi się takie dziwne dlatego, że są całe pokryte czerwienią. Jest jej więcej niż kiedykolwiek dotąd. Ciągnie się smugami, kiedy odkręcam wodę, a potrzebuję jej sporo, żeby wszystko zmyć.

Czerwień znika w okrągłym otworze zlewu, ścigana przez napływającą wodę. Poczucie winy spływa do kanalizacji.

Nie wiesz o tym, ale marzę o krwi. Marzę o zadawaniu bólu, o odbieraniu życia. Dzięki temu czuję ogromną moc. Ale nie mogę ci o tym powiedzieć, nie mogę się nigdy do tego przyznać.

Wstydzę się tego, kim jestem.

A mimo to nie chcę przestać.

Oto więc jestem tutaj i zmywam krew. Pozbywam się śladów.ROZDZIAŁ PIERWSZY

ISABEL

Myślisz o mnie? Śnisz o mnie? Ja śnię o tobie niemal każdej nocy. Ale w moich snach jesteś pięknym ptakiem. Dlaczego nie mogę uczynić cię piękną, Leah? Przychodzisz do mnie jako duch, blady i drżący, podążasz za mną niczym cień. Ale twoja nieobecność mnie rani. Dlaczego chcesz mnie ranić?

Po dziesięciu latach zmuszania do przebywania w towarzystwie innych po raz pierwszy jestem sama i to mnie trochę przeraża. Tej nocy na wrzosowisku, kiedy mnie wypuściłaś, byłam zmarznięta i ranna, a mimo to zostawiłaś mnie jak niechcianego psa. Mój okrutny właściciel najpierw kusił mnie miesiącami obietnic o przyjaźni, a potem po prostu opuścił.

Ale ty jak zwykle mnie nie doceniłaś, Leah. Myślałaś, że rozpłynę się w mroku, zniknę z twojego życia jak każda inna niedogodność. Czy gdybym była robakiem, postawiłabyś na mnie stopę i wdeptała w ziemię? Czy zastanowiłabyś się dwa razy przed wyeliminowaniem mnie ze swojego życia?

Czy ty tego nie widzisz, że chciałam uczynić cię piękną? Jesteś zaledwie przeciętna. Ciemna i brudna jak ten strumyk, w którym umyłam się na wrzosowisku tamtej nocy. Chcę wyprowadzić cię z tej przeciętności i przekształcić w pięknego ptaka, ponieważ masz potencjał, by się nim stać. Jesteś moim płótnem, Leah, pustym i czekającym na geniusza. Kiedy cię znajdę, zmienię cię w dzieło sztuki.

Czy nie rozumiesz, że w końcu cię odnajdę? Nieważne, jak długo to potrwa. Myślisz, że obchodzi mnie moja wolność? Moje własne życie? I tak nie potrafię funkcjonować na tym świecie, ponieważ świat odrzucił mnie taką, jaką jestem. Nie mam w życiu nikogo poza tobą.

Leah.ROZDZIAŁ TRZECI

Na autostradzie nabieramy prędkości, a w padającym deszczu wszędzie dookoła hałasują przejeżdżające ciężarówki. Tom wierci się niespokojnie na tylnym siedzeniu. Bawi się telefonem, co pewien czas wydycha powietrze przez nos i kręci głową. Z tego, co widzę, czyta bieżące wiadomości.

Adam zerka na mnie nerwowo z siedzenia kierowcy.

– Mam nadzieję, że to będzie już wasze ostatnie miejsce – mówi. – Nic nie wskazuje na to, że Isabel faktycznie cię znalazła. Ta zamordowana kobieta mogła być zupełnie przypadkową ofiarą. Nie natrafiono na zwłoki na progu twojego mieszkania. Mimo to znalazły się wystarczająco blisko, by nas zaniepokoiły.

Kiwam głową, nieszczególnie uspokojona jego słowami.

– Podali nazwisko – mówi Tom z tylnego siedzenia. – Finlay. Alison.

Nie reaguję na to w jakiś szczególny sposób, choć czuję się nieco odrętwiała. A więc wiemy, jak się nazywała. Czy ta kobieta została zamordowana z mojego powodu? Isabel zabiła ją dlatego, że nie mogła dopaść mnie? Czy zabiła ją dlatego, że ja nie zabiłam Isabel, kiedy miałam taką okazję? Na wrzosowisku kilka miesięcy temu. Miałam ją, ale puściłam wolno. Mogłam pozbawić ją życia w opuszczonym domu na farmie. Mogłam ją choćby związać. Zrobić cokolwiek. Ale za bardzo się bałam, żeby jej dotknąć. Chciałam tylko zabrać stamtąd Toma w bezpieczne miejsce. Czasami nienawidzę samej siebie za te czyny.

– Miejscowość nazywa się Clifton-on-Sea i leży na południowo-wschodnim wybrzeżu w pobliżu Margate. Powinno ci się tam spodobać. To ciche miejsce, z niedużą plażą. Mamy tam dla ciebie dom wolno stojący. Nieduży bungalow z widokiem na morze. W pobliżu jest dom opieki społecznej, Elizabe…

– Lizzy – wtrącam.

– Okej, Lizzy. Jest tam dom opieki społecznej z wolnym stanowiskiem recepcjonistki. Powiedz słowo, a dostaniesz tę pracę.

– Słowo – odpowiadam, próbując się uśmiechnąć w reakcji na kiepski żart. Zerkam na siedzącego na tyłach Toma, ale ten jest zapatrzony w ekran smartfona. Kiedy dołączyliśmy do programu, dostaliśmy nowe telefony. Teraz Tom ledwie odrywa oczy od ekranu.

– To dobrze – mówi Adam z uśmiechem. – Cieszę się, że chcesz tam pracować. Wiem, że oznacza to więcej kontaktów w ludźmi, niż miałaś przez ostatni czas, ale uważam, że jesteś na to gotowa. Czujecie się komfortowo z nową tożsamością?

– Cóż, trochę to dziwne – odpowiadam. – Ale powoli się przyzwyczajam.

– A czy korzystacie ze Scottem z nowych tożsamości w domu? – pyta Adam. – Lubi co pewien czas testować nas tym pytaniem.

– Tak.

Kłamstwo.

Zerkam ponownie na Toma, żeby posłać mu konspiracyjny uśmiech, ale on wciąż tkwi przyklejony do telefonu. Uśmiech spełza z moich ust. Skoro jest jednak zajęty, mogę się mu przyjrzeć. Wygląda teraz nieco inaczej. Ma krótsze włosy, już nieufarbowane na czarno, usunięty piercing i bardziej konkretne kształty. Nie przyglądam się teraz jednak jego zmianom, lecz poszukuję piór, które zebrał. Czy postanowił zabrać je ze sobą? Czy ma jakąś obsesję na temat tego, co wydarzyło się w Hutton? Muszę się tego dowiedzieć.

Przez większą część bardzo długiej podróży opieram głowę o okno po stronie pasażera i zapadam w niespokojny sen, niezdolna do odprężenia się do poziomu umożliwiającego głębsze zaśnięcie i balansująca na krawędzi. Czuję każdą nierówność na drodze, słyszę pochrząkiwanie Adama i cmoknięcia Toma na tylnym siedzeniu, który wciąż czyta artykuły o zamordowanej kobiecie.

Alison.

Uduszona.

Czy Isabel zabiłaby kogoś w taki właśnie sposób? Choć budzi przerażenie, jest stosunkowo niewielka. Czy zdołałaby zacisnąć dłonie na szyi kobiety i zadusić ją na śmierć? Chyba że użyła sznura, plastikowej torby lub czegoś, co mogło posłużyć za garotę. Isabel lubiła być przygotowana. Ale czy przyczyną śmierci nie byłoby wtedy pozbawienie dostępu tlenu? Być może za dużo o tym myślę. Skąd mam wiedzieć, czy media znają wszystkie fakty? Mogli mówić o uduszeniu, podczas gdy chodziło o odcięcie dopływu tlenu. Nie mogę ufać tabloidom, co wcale nie oznacza, że je czytuję.

Adam płaci za lunch w Little Chef, rozprostowuje nogi, krążąc wokół stacji obsługi samochodów, po czym zawozi nas do nowego domu: Clifton-on-Sea. Droga wije się, przecinając małe miasteczka, biegnie wzdłuż plaży, po czym dociera na klify z widokiem na Morze Północne. Deszcz przestał w końcu padać, ale sądząc po tym, jak zachowuje się trawa i samotne opakowanie po chipsach, które pędzi w górę zbocza, na zewnątrz jest bardzo wietrznie.

W odległości pięciu minut jazdy od morza Adam parkuje samochód pod niedużym bungalowem ze stromym podjazdem, zaciąga hamulec ręczny i wskazuje głową dom.

– Tutaj powinnaś mieć odrobinę więcej przestrzeni. To naprawdę urokliwe miejsce. Dużo lepsze, by rozpocząć nowe życie. A przynajmniej tymczasowe nowe życie, dopóki nie złapiemy Isabel.

Z tylnego siedzenia dobiega parsknięcie. Oboje z Adamem je ignorujemy.

– Dzięki. Doceniamy wszystko, co zapewnił nam program. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek poczuła się naprawdę bezpieczna, dopóki ona jest na zewnątrz, ale to na pewno pomoże.

Kiedy wysiadam z pojazdu, wiatr uderza mnie w twarz, odbierając oddech. Tocząc z nim walkę, docieram do domu, a kiedy jestem już blisko, kontynuuję obchód i przechodzę na drugą stronę, gdzie znajduje się ogród. Z tego miejsca widać niespokojne morze pieniące się pod klifami. Stąd całkiem niedaleko do Francji, choć jej nie widzę.

Adam miał rację, twierdząc, że jest tu inaczej niż tam, gdzie do tej pory nas ukrywali. Nigdy nie mieszkałam nad morzem, nie dorastałam wśród plaż, jedząc lody na patyku i nosząc kieszenie pełne muszelek. Nigdy nie byliśmy tego rodzaju rodziną. Mimo to zmiana scenerii jest bardzo przyjemna. To miejsce wydaje się przynajmniej oddalone o milion kilometrów od Isabel.

Ale czy to wystarczy?

Adam zostawia nas z niedużą kwotą pieniędzy na dodatkowe meble i ubrania. Od razu odkładam stówę na elegancki strój – włożę go na rozmowę kwalifikacyjną w domu opieki, o którym wspominał. Przekazuje mi również nazwisko i dane kontaktowe nowej terapeutki. Każda osoba objęta programem ochrony świadków ma własnego terapeutę.

Popołudnie poświęcamy na rozpakowanie niewielu kartonów, które zabraliśmy. Tom łączy telefon z bezprzewodowym głośnikiem i słuchamy Funeral for a Friend, wypakowując sztućce i książki. Należący do Seba egzemplarz Czy androidy marzą o elektrycznych owcach znajduje się wśród moich książek i postanawiam, że w końcu znajdę czas i przeczytam tę pozycję. I tak nie mogę mu jej odesłać. Nie chcę mu jej odsyłać. Wolę, żeby część niego pozostała tutaj ze mną.

Bungalow jest dość staromodny, a atrapy kamieni wokół kominka i deski na podłodze w salonie podpowiadają, że nie remontowano go od paru dziesięcioleci. Nie jest tu jednak brudno, nawet kuchnia została starannie wysprzątana. Zaczynam już kombinować, co mogłabym pozmieniać. Moje ubranie na rozmowę kwalifikacyjną nie pochłonie stu funtów, więc mogę wydać połowę na farbę i pomalować szafki kuchenne na słoneczną żółć, żeby rozjaśnić odrobinę to pomieszczenie. Do tego możemy dokupić stolik kawowy, jakiś wygodny fotel i nowe poduszki do wyblakłej, kwiecistej sofy.

Tom wybiera pokój w przedniej części domu, ponieważ ma tam więcej miejsca na gitarę, a do tego powinno jeszcze wejść biurko. Mnie przypada zatem pokój z widokiem na morze. Teren za domem opada ostro w dół, dzięki czemu można obserwować spienione fale w dole. Przypomina mi się, jak kiedyś zahaczyłam piętą o krawędź klifu i omal nie spadłam na skały w dole. Przypomina mi się zimna ręka, którą wypuściłam z uchwytu, i blada twarz spadająca w mrok.

Zawsze chciałaś latać.

Chyba pomaluję ten pokój na błękitno. Będzie tu jak w niebie.

Niespokojni, pomimo długiej i męczącej podróży, wychodzimy z Tomem z domu i idziemy do Clifton. Nie jest to jakieś oryginalne miasteczko, przypomina raczej przedmieścia położone nad morzem z restauracjami serwującymi dania na wynos, sklepami sieci Spar i pubami z niechlujnymi szyldami. Równie dobrze moglibyśmy znajdować się gdzieś w Londynie, gdzie ludzie wychylają się z okien mieszkań położonych nad sklepikami, a na ulicy rozmawia się w dziesięciu językach. Kiedy jednak mijamy długi pas knajp, schodzimy stromym zboczem w miejsce, gdzie zimna piaszczysta plaża spotyka się z morzem. Tutaj wiatr atakuje wilgocią i słonawym zapachem, a brudne sklepy ustępują miejsca pustym podcieniom. Jest poza sezonem, początek lutego. Zimno i szaro. Wiatr nieustannie przenika przez moje dżinsy i chłodzi uda.

– Co chciałbyś przekąsić? – pytam.

Tom wzrusza ramionami.

– Jesteśmy nad morzem. Ryba z frytkami?

– W porządku.

Znajduję odpowiednie miejsce na promenadzie, gdzie droga zbliża się do plaży. Samotny mężczyzna spaceruje z psem po piasku, a jego duży płaszcz przeciwdeszczowy trzepocze na wietrze.

– Myślisz, że znów się przeprowadzimy? – Wiatr porywa głos Toma, ale czuję się dostrojona do niego i usłyszałabym jego szept nawet podczas huraganu.

– Nie wiem – przyznaję. – Znajdujemy się daleko od niej. Czuję to.

– Masz z nią jakieś psychiczne połączenie?

Przewracam oczami.

– Nie to mam na myśli. Może to przez to miejsce. Sama nie wiem. Ale po raz pierwszy od dłuższego czasu czuję się bardziej odprężona. A ty?

– Ja nie.

Nie musiał się nad tym zastanawiać. A czy ja naprawdę muszę się zastanowić, żeby to wiedzieć? Nie skłamałam Tomowi. Naprawdę czuję się zrelaksowana, ale to nie oznacza, że przestałam myśleć o Isabel choćby przez chwilę, zastanawiać się nad miejscem jej pobytu, nad tym, co robi i czy wciąż mnie szuka.

– Kiedy uwięziła nas w tamtym domu – mówi Tom – powiedziała, że nie obchodzi jej, czy zostanie aresztowana. Pragnęła cię po prostu skrzywdzić. Po tych wszystkich latach spędzonych w szpitalu była wolna, a pragnęła tylko jednego: zrobić ci krzywdę. Nigdy nie zamierzała uciec i żyć swoim życiem. Chciała uciec i znaleźć sposób, żeby powoli cię zabić.

Jego słowa sprawiają, że czuję pewien dyskomfort. Nigdy nie chciałam, żeby Tom mówił o takich ponurych sprawach. Najgorsze jest jednak to, że ma rację. Isabel mogła zyskać wolność i uciec z Hutton przed szpitalem i policją. Zamiast tego zaryzykowała wszystko tylko po to, by mnie zabić.

– Nie da rady nas znaleźć – mówię, a wiatr wieje mi w twarz. Mój głos brzmi przez to słabo, nieprzekonująco. – Byliśmy ostrożni. Program to jedna wielka ostrożność. To zawodowcy i wiedzą, co robią. Przez cały czas ukrywają ludzi przed przestępcami. – Nie czuję się jednak specjalnie przekonana własnymi słowami. Oni nie mieli jeszcze do czynienia z taką osobą jak Isabel, tak przebiegłą, że schudła i upodobniła się do mnie, żeby uciec ze strzeżonego szpitala. – Dalej będziemy ostrożni. Musimy po prostu uważać. Dostaliśmy szansę na nowe życie i chyba powinniśmy z niej skorzystać. – Zatrzymuję się i kładę Tomowi rękę na ramieniu. W czasach sprzed Isabel przytuliłabym go, ale od tamtej nocy żadne z nas nie przepada za kontaktem fizycznym. – Wszystko będzie w porządku. Wierzysz mi?

Smutek bijący z jego oczu wskazuje, że mi nie wierzy. Nie wierzy nawet w to, że ja w to wierzę, i ma zapewne rację.

Wie jednak, że powinien mnie uspokoić.

– Co zamówisz? Dorsza i frytki?

Chwytam go pod rękę.

– Kiełbasę w cieście.

– Klasyczny wybór.

– Szukają pracowników – zauważam. – Potrzebują dodatkowych ludzi na rozpoczęcie sezonu.

Tom zbliża się do okna i czyta ogłoszenie.

– Może powinienem się zgłosić.

Jestem zaskoczona. Zadowolona, ale zaskoczona.

– Jasne, dlaczego nie? Widzisz, już jest lepiej.ROZDZIAŁ CZWARTY

Piórko dotyka mojego policzka i otwieram gwałtownie oczy. Serce łomocze mi w piersi, sprawiając, że słyszę własny puls. Każdy z moich mięśni jest zimny i sztywny, a palce u stóp mam zupełnie zdrętwiałe. Kładę dłoń na ziemi i podnoszę się. Znajduję się na trawniku za domem i leżę na boku, zwrócona twarzą do morza.

W moim gardle narasta krzyk, gotów spotkać się z wiatrem wiejącym od strony wody. Tylko nie znów to samo, proszę. Moje myśli nie mogą przestać galopować. Siadam i chwytam się za kolana, drżąc od zimnych podmuchów.

Mam na sobie piżamę, którą poklepuję w poszukiwaniu telefonu wciąż tkwiącego w kieszeni. Dwie minuty po piątej nad ranem. Przynajmniej obudziłam się na tyle wcześnie, że zdołam ukryć to przed Tomem, który bardzo by się zmartwił. Szybko wstaję i biegnę do domu. Co zrobiłam wczoraj wieczorem po położeniu się do łóżka? Czy wyszłam z domu, poszłam na dziesięciominutowy spacer do całonocnego sklepu Spar i wróciłam z butelkami wina? Wypiłam je i odpłynęłam? Czy złamałam obietnicę złożoną Tomowi? Muszę się przekonać.

Tylne drzwi nie są zamknięte na klucz. Przynajmniej nie zostawiłam ich szeroko otwartych. Wchodzę do kuchni i zaczynam otwierać szafki w poszukiwaniu pustych butelek. Zaglądam do lodówki, do kosza na śmieci, ale niczego nie znajduję. Podnoszę każdy kubek stojący na blacie i wącham intensywnie. Czuję jedynie słaby zapach kawy i mięty z ziołowej herbaty. Sprawdzam salon, a potem swoją sypialnię. Nic.

Nie wiem, czy powinnam odczuwać ulgę, czy strach. Nie zaczęłam znów pić, ale lunatykuję tak samo, jak podczas mojego psychotycznego epizodu w Hutton. Nie pominęłam ani jednej dawki leku. Dlaczego znów to się powtarza?

Uspokoiwszy się nieco, zastanawiam się, co powinnam zrobić. Muszę najpierw sprawdzić, czy wszystkie drzwi są pozamykane na klucz. Potem powinnam umówić się na spotkanie z terapeutką. Moją nową terapeutką, doktor Jennifer Qamber. Potrzebuję też prysznica i śniadania, a na koniec muszę pójść i kupić ubranie na rozmowę o pracę. Czeka mnie ciężki dzień, ale wiem przynajmniej, że nie mam kaca. Jednak i tak nie wszystko jest ze mną w porządku. Skąd mam wiedzieć, czy nad sobą panuję?

Jeśli Tom wie o moim lunatykowaniu, to nie wspomina o tym przez resztę dnia. Zgadza się jednak, by pojechać autobusem do Canterbury na zakupy. Program nie zapewnił nam tylu pieniędzy, żebyśmy kupili samochód, ale i tak się cieszę, że go nie mam. Stałby się tylko kolejnym zmartwieniem, a połączenia autobusowe wydają się całkiem niezłe.

To oczywiste, że nie jesteśmy już w Londynie, podoba mi się jednak ta cisza, a Canterbury jest mniejsze, mniej zatłoczone, a poza tym wciąż jest tam Whitefriars – przyzwoite centrum handlowe w pobliżu High Street. Kupuję w Primarku tanią, ale elegancką obcisłą spódniczkę. Tom wybiera sobie nową koszulkę w Next. Później podejmujemy decyzję, że farbę zamówimy w internecie i odpuścimy sobie poszukiwanie właściwego sklepu w miasteczku. Zaoszczędzony czas poświęcam na sprawdzenie informacji o domu opieki, do którego pójdę w sprawie pracy.

Opieka geriatryczna nie należy do mojej specjalizacji i nie jestem nawet do końca przekonana, czy chcę wracać do pielęgniarstwa, co oznacza, że praca w recepcji powinna być całkiem przyjemna. Choć znajdę się w środowisku zbliżonym do szpitalnego, będę wykonywać zupełnie co innego. Ogarniają mnie jednak niewielkie wątpliwości, czy sobie poradzę. W szpitalu Crowmont popełniałam błędy. Poważne błędy z gatunku tych, które narażają ludzi na niebezpieczeństwo i mogą doprowadzić do zamordowania takiej osoby jak Alison Finlay. Jako recepcjonistka nie będę miała przynajmniej możliwości, żeby znów je popełnić. W domu opieki nigdy nie spotkam nikogo tak niebezpiecznego jak Isabel. Trudno uwierzyć, żebym kiedykolwiek jeszcze spotkała kogoś tak niebezpiecznego. Nie sądzę, żeby ktoś taki w ogóle istniał.

Według tego, co podaje mi Google, Ivy Lodge znajduje się w odległości piętnastu minut jazdy autobusem z niedużego przystanku w Clifton. Postanawiam, że w poniedziałek wyjadę godzinę przed zaplanowanym spotkaniem, tak na wszelki wypadek. Na zdjęciach umieszczonych na stronie miejsce to prezentuje się całkiem przyjemnie, ale nigdy nie można opierać się wyłącznie na fotografiach. Na większości z nich pokazano dobrze utrzymany ogród. Jak jest w środku? Jako pielęgniarka słyszałam straszne opowieści o domach opieki, w których pacjenci byli fatalnie traktowani przez przepracowany, zestresowany lub po prostu okrutny personel. Nie chcę znaleźć się w takim otoczeniu. Chcę dołączyć do dobrze zarządzanej organizacji z przyzwoitym dyrektorem.

Może mi się poszczęści.

Po poświęceniu czasu na poszukiwanie informacji o Ivy Lodge i zapoznaniu się z podstawami opieki geriatrycznej podświadomie zaczynam wyszukiwać więcej danych na temat Alison Finlay, uduszonej i okaleczonej kobiety. Kiedy została zabita? Gdzie ją znaleziono? Od momentu opuszczenia Szkocji nie skupiam się na szczegółach, koncentrując się na tym, co dzieje się tu i teraz. Jednak po tym, jak obudziłam się na trawniku, muszę się czegoś dowiedzieć. Potrzebuję jak najwięcej informacji, ponieważ od dnia, kiedy zostałam zaatakowana przez Isabel, moje myśli są… niewłaściwe. Gwałtowne. A moje sny…

Nie chcę nawet myśleć o swoich snach.

– Mniej niż trzydzieści minut spacerem z naszego domu w Newcastleton.

Głos Toma sprawia, że podskakuję.

– Jasny gwint, a ty jak zwykle bezgłośny. Co jest? Chodzisz na palcach czy jak?

Stary Tom pstryknąłby mnie w ucho, przewrócił oczami lub uśmiechnął szelmowsko, jednak nowy Tom tylko zerka nad moim ramieniem na artykuł w internecie.

– Dlaczego nie podają, jakiego rodzaju okaleczenia znalazły się na ciele? – zastanawia się. – Nie ma żadnych szczegółów.

– Lepiej dla śledztwa, kiedy nie podają takich informacji do wiadomości publicznej.

– Powinnaś zadzwonić do tego detektywa i zapytać – podsuwa Tom. – Jak on się nazywał? Murphy. Musimy się dowiedzieć, czy to sprawka Isabel. Czy nie zasługujemy na to, by wiedzieć? No ja pierdolę!

– Tom! Język!

– Chciałaś chyba powiedzieć „Scott”? – Chwyta za oparcie krzesła i popycha mnie. Robi to za mocno, żeby uznać to za zabawne. – Nim właśnie jestem. Scottem Jamesem. Co za głupie nazwisko.

– A co, myślisz, że Lizzie James mi się podoba? Jak jakaś wiktoriańska prostytutka.

Wciąż nie udaje mi się go rozśmieszyć.

– Daj spokój, Tom. Musimy się do tego przyzwyczaić.

Odsuwa się ode mnie.

– Nie, musimy przygotować się na to, że Isabel nas znajdzie. Musimy być gotowi. Chyba wybiorę się na spacer, zaczerpnę trochę świeżego powietrza.

– Mam ci towarzyszyć?

Kręci głową.

Ivy Lodge jest tak mały i przyjemny, jak sugerują fotografie. Cieszę się, że nie trafiłam do wielkiego domu, taki jak ten oznacza mniej pacjentów. Choć jest przed dziewiątą, parking jest prawie cały zastawiony samochodami, odczuwam więc ulgę, że będę tutaj przyjeżdżała autobusem, rzecz jasna, jeśli dostanę tę pracę. Przechodzę krótkim podjazdem w stronę budynku. Kojarzy mi się on z rezydencją, w której przed stu laty mogła mieszkać bogata rodzina. Obrazu dopełniają duże okna, szerokie drzwi wejściowe i bluszcz pnący się po murze. Panuje tu cisza, jaką rzadko kojarzę z pracą pielęgniarską, jakby wszystko spowolniło swój rytm. Postanawiam jednak wstrzymać się z ocenami, dopóki nie znajdę się wewnątrz. Tam może panować zdecydowanie większy zgiełk.

Naciskam dzwonek i słyszę sygnał domofonu. Kiedy zamykam za sobą drzwi, cała ościeżnica grzechocze, a ja rumienię się zawstydzona hałasem, jakiego narobiłam w tym cichym miejscu. Jestem przed czasem, siadam więc i czekam, wygładzając spódniczkę z Primarku z nadzieją, że nikt nie zauważy taniego materiału, z jakiego ją wykonano. Mama zwykła powtarzać, że dobre żelazko potrafi zmienić cały strój. Przez większość czasu nosiliśmy używane ubrania, ale mama prała je i prasowała tak, jakby były drogimi designerskimi ciuchami. Zawsze dbaliśmy o czystość i porządek, choć nasza odzież nigdy nie należała do najmodniejszej.

Recepcja zasłania widok na dalszą część domu, ale kiedy czekam, nie mogę się powstrzymać przed wyciąganiem szyi, by zerknąć przez drzwi na końcu korytarza. Czy jest tam czysto? Czy panuje porządek? Dominuje biel? Czy pacjenci są zadowoleni? Biorę głęboki wdech, żeby się uspokoić. Ostatnim razem, kiedy zobaczyłam podobne drzwi, spotkałam Isabel.

To nie może się wydarzyć tym razem.

Nie ma tu żadnych morderców, jedynie potrzebujący pomocy ludzie. To nie jest miejsce dla niezrównoważonych psychicznie przestępców. To nie szpital Crowmont. Dlaczego jednak tak dziwnie się czuję? Bębnię palcami o kolana i próbuję nie patrzeć na kobietę siedzącą za recepcyjnym biurkiem. Czy to ją miałabym zastąpić? Czy jest tutaj tylko tymczasowo? Być może dowiem się tego na rozmowie. Kiedy zerkam w stronę wejścia, podświadomie zastanawiam się, jak by to było, gdybym po prostu wstała, wyszła i już nigdy nie wróciła. Ale wtedy nie miałabym jak utrzymywać Toma. Co zrobiłabym ze swoim życiem?

– Pani James?

Odwracam głowę, przekonana, że obficie się pocę.

– Tak. – Wstaję i zarzucam na ramię torebkę, z której wypada długopis. – Przepraszam. – Pochylam się szybko i go podnoszę, czując zawroty głowy, kiedy przyspiesza mój puls.

– Nic się nie stało. – Kobieta po czterdziestce o miłym uśmiechu czeka cierpliwie, aż pozbieram się do kupy. – Dzień dobry. Jestem Eileen Hargrave, dyrektor Ivy Lodge. Czy zechciałaby pani za mną pójść? Oprowadzę panią po budynku, a potem usiądziemy do rozmowy. Zajmowała się pani pielęgniarstwem psychiatrycznym, zgadza się?

– Tak.

– Ucieszyła panią ta zmiana?

– Oczywiście, poza tym przeprowadziłam się tutaj niedawno z moim młodszym bratem Scottem. Ivy Lodge znajduje się niedaleko naszego domu i prezentuje naprawdę wyjątkowo. – Kiedy kobieta jest zajęta otwieraniem drzwi za pomocą karty, grzbietem dłoni wycieram szybko pot z czoła.

– I jak się pani podoba w Clifton?

– Widoki są nieziemskie. Tego właśnie było mi trzeba.

Kiedy podążamy krótkim korytarzem, mrugam, by pozbyć się wrażenia, że idę jednym z korytarzy w Crowmont do pokoju Isabel. Jej obraz pochylonej nad biurkiem i rysującej swoje ptaki na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Dzisiaj narysowałam kruka, Leah. Podoba ci się? One przynoszą szczęście.

Nie, muszę wyrzucić z głowy te wspomnienia.

– Ma pani jakąś rodzinę w okolicy? – pyta Eileen.

Docieramy do świetlicy z mnóstwem foteli i sof. Siedzi na nich kilkoro pacjentów, którzy grają w karty lub oglądają telewizję.

– Nie – odpowiadam. Jestem ostrożna, ale postanawiam się do tego przyznać. – Tak naprawdę, to zostałam tutaj przeniesiona dzięki organizacji zajmującej się przemocą domową. – Adam zasugerował, by podać taką przyczynę, co ułatwi wytłumaczenie przeprowadzki obcym. Ludzie zwykle nie zadają już więcej pytań.

– Tak mi przykro. Zachowamy oczywiście pełną dyskrecję. – Eileen przerywa na chwilę. – Zauważyłam, że nie ma pani szczególnego doświadczenia w administracji, jednak pani wniosek był doskonały. Jeśli dostanie pani tę pracę, wrzucimy panią na głęboką wodę, zlecając zorganizowanie zbiórki pieniędzy.

– Szybko się uczę – zapewniam. – Przeszkolenie pielęgniarskie przygotowało mnie praktycznie do wszystkiego.

Eileen unosi brwi.

– Potrafię sobie to wyobrazić.

Nikt jednak nie potrafi sobie wyobrazić, przez co przeszłam.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: