Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kujawy na kole - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kujawy na kole - ebook

Kujawy na kole to relacja z niezwykłych wycieczek rowerowych po kujawskich wertepach. Zamiast nawigacji, kierowałem się dziewiętnastowiecznymi, pruskimi mapami. Zamiast lustrzanki zabrałem stareńki aparat analogowy. Dzięki temu beztroskie wycieczki zamieniły się w prawdziwą podróż w czasie. Okazało się, że tuż za miedzą skrył się tajemniczy, zapomniany świat. Odkryłem średniowieczne drogi, stare karczmy, zagubione wsie, tajemnicze grobowce i wyschnięte dawno rzeki.

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397292413
Rozmiar pliku: 18 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Mam rower. Jest czarny z czerwonymi sakwami. Nazwałem go Nestor. Głośno klekocze, ale jest niezawodny. Posiadam także gruby notes, ostry ołówek i staroświecki aparat fotograficzny. Do aparatu wkładam film, który pomieści dwanaście nieostrych zdjęć. W siwiejącej głowie trzymam spore zasoby ciekawości. No właśnie. Z wiekiem ciekawość powinna ustępować rozsądkowi. U mnie proces ten następuje odwrotnie. Wreszcie, pewnego dnia, rzuciłem wszystko w kąt. Pozbyłem się niepotrzebnej elektroniki, osiodłałem Nestora i ruszyłem na wycieczkę dookoła komina. Nawigowałem, korzystając z dziewiętnastowiecznych map. I nagle Kujawy, kraina, którą wydawało mi się, że znam dosyć dobrze, pokazała się z zupełnie innej strony. Odkryłem średniowieczne drogi, stare karczmy, zagubione wsie i wyschnięte rzeki. W sakwach upychałem coraz więcej notatek, zdjęć i książek. Wszystkie miejsca, które odwiedziłem, zostały opisane przez pokolenia badaczy. I co z tego? Z frajdą wyważałem otwarte, chociaż pokryte kurzem i pajęczyną drzwi.

Ile zobaczyłem, tyle spisałem. W trakcie kronikarskiej roboty okazało się, że muszę wrócić do wcześniej odwiedzonych miejsc. Coś poprawić albo zweryfikować w terenie. Nad Jezioro Pakoskie w rzeczywistości zapuszczałem się trzy razy. Coś mi nie wyszło, gdzieś nie dojechałem albo przegapiłem istotne miejsce. Dla odmiany Gopło objechałem za jednym podejściem, chociaż po drodze zmieniłem plany i z misternie utkanej narracji niewiele zostało. Zatem rozdziały można czytać w dowolnie wybranej kolejności.

Kujawy na kole to książka, w której poruszam się w czasie i przestrzeni. Dotyka historii, ale nie jest książką historyczną. To, że posługuję się w mowie i piśmie czasem przeszłym, nie czyni ze mnie historyka. Starałem się dołożyć wszelkich starań, żeby nie przesadzać z natężeniem głupstw. Zainteresowanych przeszłością odsyłam do fachowych publikacji, których część zamieściłem w Bibliografii.

Książkę napisałem, zrobiłem zdjęcia i złożyłem to wszystko w całość. To naprawdę nic wyjątkowego. Prawdziwą dumą napawa mnie, ilu wspaniałych ludzi zaangażowało się, by tę pracę doprowadzić do końca.

Pierwsze dziękuję kieruję do Ani Urbańskiej-Kosiak, która przeczytawszy pierwszy rozdział, odpisała: Czekam na kolejne wycieczki! Każdy, kto zna Anię, wie, że takie żądanie nie pozostawia pola do negocjacji.

Gdyby nie tytaniczna praca Małgorzaty Mańskiej, Kujawy na kole byłyby dżunglą przecinków, pomiotów i złorzeczeń. Małgosia swoim słynnym, czerwonym długopisem zamieniła pomioty na podmioty, poskromiła orzeczenia i przecinki. Dziękuję!

Osobne podziękowania składam wszystkim, którzy podzielili się ze mną swoją bezcenną wiedzą. Dzięki Wam uniknąłem spektakularnych pomyłek, a książka jest znacznie ciekawsza. Dziękuję Marianowi Przybylskiemu, Pawłowi Chrólowi, Sewerynowi Pauchowi, Tomaszowi Jaskulskiemu, Marcinowi Woźniakowi, Michałowi Gierkemu, Ireneuszowi Gregowskiemu, Józefowi Drzazgowskiemu, Januszowi Owczarkowi i Michałowi Wiśniewskiemu. Za nieocenioną pomoc jestem wdzięczny Radkowi (za mapę skarbów Schröttera), niezawodnej ekipie z Pracowni Regionalnej Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. dr. Witolda Bełzy w Bydgoszczy, Wojciechowi Woźniakowi (za to, że na zdjęciach coś widać), Krystynie, Jadwidze, Ani i Tomkowi (za wsparcie i inspirację).

Weroniko i Tadku: każdy atom tej książki jest dla Was.Kawa u Gustawa

Rozdział, w którym oglądam drewniane kościoły, piję kawę pod wiatrakiem i szukam starej karczmy.

Przed nosem trzymam dziewiętnastowieczną Mapę Reymanna. Będzie mnie prowadził arkusz numer 79. Wycieczkę w dużej części wytyczyłem drogami, które pieczołowicie wyrysowali pruscy kartografowie. Mapa jest bardzo szczegółowa, ale krajobraz, który przedstawia, różni się od współczesnego. Mam nadzieję, że z jej pomocą zanurzę się w historii. Chyba się nie zgubię.

No to wio! Koła się kręcą, drogi ubywa, zza horyzontu wygląda słońce. Popękany asfalt nudzi okropnie, ale uważam, żeby nie wpaść w podstępną dziurę. W Muzeum Narodowym można obejrzeć obraz Józefa Chełmońskiego Droga w polu. Tego widoku doświadczam na własnej skórze. W Bożejewicach, za starym mostem wąskotorówki skręciłem w polną drogę na Książ. I już. Wyskakuje, wypisz wymaluj, landszaft à la Chełmoński. W piaszczystych koleinach lawiruję między niewielkimi kałużami. Sądząc po kwaśnym aromacie, nie stoi w nich woda. Cóż, kujawska droga oferuje nieco szersze doznania niż dzieło malarskie. Polny dukt ciągnie się prosto, jak strzelił. Po obu stronach rozlewają się monotonne równiny. Zdaje się, że wpadłem w liryczny nastrój, bo przypomniał mi się fragment wiersza Franciszka Becińskiego:

Równina het!
Precz równina,
rzecz gdzie indziej rzadka,
gdzie poleci oko
nigdzie się nie garbi,
w fałdy nie zagina,
jak stół gładka!

Nie znam się na poezji, nie czuję poezji. Beciński jakoś do mnie przemawia, bo to co prawda poeta, ale i kowal. Kujawski chłop z Pilichowa pod Radziejowem. Gość, który w kuźni wykuwał podkowy, a po fajrancie szlifował rymy, zasługuje na szacunek.

Z równiną gładką jak stół byłbym jednak ostrożny. Przemierzając Kujawy na rowerze, prędzej czy później uruchamia się wewnętrzna waserwaga. Nogi albo ta mniej szlachetna część ciała, zaczną odczuwać każde wzniesienie i zagłębienie terenu. Większość to dzieło natury, heblowane przez pokolenia rolników. Oni także pozostawili po sobie ślady. Czasami to kępa drzew skrywająca cmentarz, spłaszczone wały grodziska albo kawałek pola wydartego przyrodzie. Jeśli się dobrze przypatrzysz — zauważysz to wszystko.

Zerkam zatem na Mapę Reymanna. Kiedyś, dawno temu, na zachód od mojej drogi płynęła szeroka, spławna rzeka. Przy jej brzegu znajdowało się prastare grodzisko. Na mapie to miejsce opisano Alte Schanze — Stary Okop. Jeszcze w dziewiętnastym wieku wały wyróżniały się ponad równiną pól. Dzisiaj nie ma ani rzeki, ani grodziska. Dopiero studiowanie cyfrowego modelu terenu pozwala dostrzec mglisty kontur wałów i dolinę rzeki. To nie był ledwie ciurkający strumyk. W dziewiętnastowiecznych zapiskach pojawiły się wzmianki, że z prądem rzeki można było spławić się do Kruszwicy albo Strzelna. W starych opracowaniach zachowały się nawet nazwy: Sława lub Rzeczysko. Nawet jeśli te przekazy są nieco przesadzone, prąd rzeczki był dość silny, żeby obracać koło młyna w Bożejewicach.

Po wschodniej stronie drogi, w neolicie, epoce kamienia, osiadła gromada pasterzy. Zostały tylko odszukane przez archeologów ślady drewnianych chat, tak zwanych długich domów. Pewną sensację wzbudziło odkrycie pochówków psów, ledwie co udomowionych towarzyszy ówczesnych ludzi.

Minęło zaledwie kilka kilometrów mojej wycieczki, a już tyle odkryć. Ile jeszcze cudów skrywa kujawska ziemia? Zanim zacznę nad tym rozmyślać, przecinam nową szosę Kruszwica-Strzelno. Może zatrzymam się na chwilę? Według mapy gdzieś w tej okolicy powinna znajdować się karczma o uroczej nazwie Zadrosz. Niestety, spóźniłem się — lokal nieczynny! Zamknięty już od stu siedemdziesięciu lat. Po karczmie nie pozostał nawet ślad. Nie widać jej na mapie z końca dziewiętnastego wieku. Trudno! Dziarsko kontynuuję podróż piaszczystą drogą.

Prowadzi mnie dukt, który wyznacza granicę między powiatem mogileńskim a inowrocławskim. Po swojej lewej widzę zabudowania Kraszyc, po prawej stronie mam Stodólno i Stodoły. Niemal dokładnie w miejscu, gdzie moja polna droga przecina asfalt, znajdowała się kolejna karczma. Czy leciwe budynki z czerwonej cegły łączy coś z tym zacnym przybytkiem? Nie mam pojęcia, ale miło podróżować prawdziwym gościńcem. W Stodołach wyróżnia się wieża kościoła św. Wojciecha. Kiedyś ta wieś nazywała się Hochkirch (Wysoki Kościół). Nie bez racji, został zbudowany na wysokim pagórku. To miłe urozmaicenie kujawskich równin. Wysoka, smukła wieża stanowi dobry punkt orientacyjny. Do Stodół jeszcze wrócę. Tymczasem kieruję się dalej na południe. Polna droga robi się coraz węższa, słońce poczyna sobie coraz śmielej. Łachy drobnego piasku nie pozwalają na rozwinięcie większej prędkości. Całe szczęście! Cieszę ucho głosem żurawi. Słyszę je wyraźnie, ale nie mogę dostrzec. Ukryły się sprytnie. Po chwili witam się z asfaltem. Przede mną Książ.

Mapa Reymanna jest w tym miejscu bardzo oszczędna. Sięgam zatem do nieco późniejszej, ale za to diablo szczegółowej Generalstabskarte. Według niej Książ powinien powitać mnie przydrożnym krzyżem i wiatrakiem. Metalowy krzyż wciąż stoi, ale wiatraka już nie zastałem. Północna część wsi leży na wzniesieniu. Na równinnych Kujawach takie pagórkowate, wietrzne miejsce nie mogło się zmarnować. Dzisiaj drewnianych wiatraków szukać ze świecą, ale nowoczesne farmy wiatrowe sięgają po horyzont.

Książ w dokumentach historycznych pisał się z pańska. Przez iks. Xsiąż. U Reymanna stoi arystokratycznie: Xionsze. Skąd taka nazwa? Na początku trzynastego wieku była to pospolita osada służebna. Sąsiadowała sobie z bagnem i nazywała się Dłutowo. Jej właścicielem był książę Konrad Mazowiecki (ten gagatek od Krzyżaków). W 1220 roku wymienił się różnymi wsiami, także Dłutowem zwanym Książem, z klasztorem w Strzelnie. Od tego czasu pojawia się już tylko Książ. Czy na pamiątkę księcia Konrada Mazowieckiego? Któż to wie?

Przez setki lat przez Książ prowadził ważny dukt, który łączył Strzelno z Kruszwicą. Czasy się zmieniły, wraz z nimi drogi. Książ znalazł się na uboczu wielkiego świata. Jednak z dawnej świetności coś niecoś zostało. Obecnie przez wieś prowadzą turystyczne szlaki długodystansowe, między innymi Camino Polaco, który wprost nawiązuje do średniowiecznych dróg pielgrzymich. Kieruję się dalej na południe. Po chwili, na rozstaju dróg za kapliczką, skręcam w drogę szutrową. Bez żalu zostawiam gęsto łatany asfalt.

Rechta

Za chwilę pierwszy przystanek mojej wycieczki. Uroczy, drewniany kościół św. Barbary w Rechcie. Muszę chwilę odpocząć, bo robi się wręcz upalnie. Upały w połowie września! Piaszczyste drogi też dały się we znaki. Większość kałuż, jakie przyszło mi pokonać, to dzieło wielkich zraszaczy polowych. Bez sztucznego deszczu plony byłyby mizerne. Wszędzie susza. Jakże złudne jest wrażenie niezmienności krajobrazu. Zerkam na mapę Reymanna. Od zachodu rozpościerały się wielkie bagna — Błota Gajewskie. Dzisiaj w tym miejscu rozciąga się wieś Starczewo. Moczary od południa sąsiadowały z mokrą łąką Rostkowiec.

Od wschodu widać ślady doliny rzeki, która sięgała aż do wsi Polanowice. Jej cień można dostrzec wyłącznie dzięki technologii lidar. W starych dokumentach zachowały się zaginione nazwy miejscowe, na przykład Korabniki. Nazwa wskazuje, że jej mieszkańcy trudnili się budową łodzi — korabi. Gdyby wieś istniała, znajdowałaby się dzisiaj w szczerym polu¹.

Zmiany krajobrazu są uderzające, gdy porównamy go z mapą wyrysowaną jeszcze w okresie zaborów. Według niej powinienem stać w dębowym lasku otoczonym strumyczkami. Stoję u progu wsi Rechta. Nawet jej nazwa ma związek z wodą. Oznacza po prostu rechotanie żab albo chrumkanie świń. Rechtą nazywano też rzeczkę, która płynęła obok kościoła, żeby skończyć swój bieg w toni jeziora Gopło. A dzisiaj? Niewiele zostało z przebogatej, naturalnej sieci rzecznej. Rozglądam się bezradnie.

1: Kanał Ostrowo-Gopło z widokiem na mostek

Dla współczesnych ludzi bagna to czyste dobro. Magazynują wodę, są istotnym składnikiem zróżnicowania przyrodniczego. Bagna są ważne, cenne, pożyteczne. No ale dla ówczesnych, błota były niebezpiecznymi nieużytkami. Hulały tam czorty, które błędnymi ognikami zwodziły zagubionych wędrowców. Dzisiaj próbujemy radzić sobie z suszą. Nasi przodkowie żyli w strachu przed powodziami. W licznych dokumentach na chłopów nakłada się obowiązek opieki nad groblami. Na Kujawach wystarczyło, żeby woda nieznacznie podniosła poziom, by przynieść zniszczenia i głód. Na starej mapie zachował się zasięg powodzi Gopła z lat 1850 i 1855. Robi wrażenie! Z drugiej strony, w połowie dziewiętnastego wieku rozpoczął się intensywny, agresywny wręcz rozwój przemysłu. Nad brzegiem Noteci powstały cukrownie, w Mątwach — zakłady sodowe. Nienasycony przemysł karmił się wodą. Transport potrzebował wody. Inżynierowie regulowali rzeki, do ostatniej kropli wysuszając bagna. Wszystko zgodnie z postępowymi ideami Oświecenia — skrupulatnie wymierzone i obliczone.

Stoję u progu wsi Rechta. Przede mną jeden ze świadków nowych porządków — kanał Ostrowo-Gopło. Został zbudowany w miejscu rzeczki Rechty. Przystaję przy malowniczym mostku i zerkam w dół. Kanał jest martwy. Może gdzieś tam na samym dnie niemrawo ciurka woda. Kanał zbudowano w latach trzydziestych, czterdziestych dziewiętnastego stulecia. Co miał zrobić, to zrobił. Wysuszył okoliczne bagna. Przy okazji doprowadził do obniżenia poziomu wody jeziora Ostrowskiego. Będzie mi towarzyszył w dalszej drodze. Wjeżdżam do wsi. Przede mną niewielki, drewniany kościół świętej Barbary.

Kościółek jest niewielki, to fakt, ale wieś jest jeszcze mniejsza. Ba, przez długi czas znajdowała się w obrębie pobliskiego, znacznie większego, majątku Sukowy. Czemu kościół zbudowano w Rechcie, a nie Sukowach? Głowię się nad tą zagadką. Wszelkie mądrości, mapy i szkice trzymam w podróżnym kajecie. Nadszedł czas, by z niego skorzystać.

Przeto stoję przed kościółkiem w Rechcie i z mądrą miną wertuję kajecik. Wyglądam pewnie, jak srogi żandarm, który wystawia mandat. W notesiku mam rysunek kościoła z 1917 roku. Różni się od dzisiejszego — brakuje mu kruchty. Był naprawdę skromny. Skąd się tu wziął?

Wszystkie wątpliwości znakomicie rozwiewają mądrości ludowe. W notesiku zapisałem miejscową legendę. Pewien świniopas pasał swoją trzódkę nad rzeczką Rechtą przy dębowym lesie (tym, który widziałem na tej tajnej pruskiej mapie?). Zwierzaki zajadały się żołędziami, wydając przy tym głośne dźwięki rechtania. W miejscu, gdzie ryły, świniarek znalazł obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Pobożny ów człowiek obmył święty obraz w źródełku i zawiesił na najwyższym z dębów. Woda ze źródełka zyskała uzdrowicielską moc. Do Rechty zaczęli pielgrzymować okoliczni chłopi. Wieść o świętej wodzie dotarła w końcu do dziedzica Suków — zatwardziałego protestanta. Miał on niewidomą córkę. Gdy dziecku przemyto oczy, odzyskało wzrok! Stał się cud! Uszczęśliwiony dziedzic porzucił protestantyzm i przy cudownym źródełku wystawił w 1570 roku kaplicę. Tam umieszczono obraz Matki Boskiej. Kilka lat później pewien Żyd postanowił przemyć świętą wodą oczy swojej niewidomej szkapy. Jak pomyślał, tak zrobił. Koń odzyskał wzrok, ale źródło na zawsze straciło uzdrawiającą moc.

Legenda może wydawać się tylko banalną powiastką. Zawiera jednak mnóstwo tropów charakterystycznych dla ludowej religijności. Poszukiwanie tych ulotnych śladów, motywów, krajobrazów bywa fascynującą przygodą.

Szesnastowieczna kapliczka spłonęła. Współczesny kościółek wystawił dziedzic Suków w 1758 roku. Podczas jednej z prac konserwatorskich dokonano ciekawego odkrycia — na ołtarzu odszukano datę 1725. Być może ołtarz w Rechcie pochodzi z zaginionego kościoła w Sukowach. Ot, kolejna zagadka.

Dąb, na którym zawieszono obraz Matki Boskiej, już dawno usechł. Po lesie nie ma nawet śladu. A źródełko? Za kościołem, nie pod dębem, ale wierzbą, znajduje się drewniana studnia. W tym miejscu miało bić źródło całej tej historii. Zajrzałem do środka. Studnia jest pusta, nie ma wody. Susza zabrała. Zamykam notes i jadę dalej. Napiłbym się kawy.

2: Kościół św. Barbary i Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła w Rechcie

Chrosno

Opuszczam skromne zabudowania Rechty i skręcam w asfaltową drogę do Suków. Popychany lekkim wietrzykiem jadę na wschód. Nawet nie zaważyłem, jak droga ponownie przecięła kanał Ostrowo-Gopło. Przede mną park otaczający dwór w Sukowach. Po chwili wahania skręcam między drzewa. W parku znajduje się tablica upamiętniająca właściciela wsi: Józefa Leclercq². Ten to miał dryg do gospodarki! Za czasów jego administrowania dobra niesamowicie się rozwinęły. Sukowy podawano za przykład wzorowego kujawskiego gospodarstwa. Czasy się zmieniają, a Sukowy zmieniły się wraz z nimi. Ostała się pamięć i nagrobek Józefa Leclercq, który zresztą ustawiono tak, żeby wskazywał pałac. Wieść gminna niesie, że w wiecznym spoczynku panu Leclercq towarzyszy wierny pies myśliwski. Czy tak bardzo różniły się prahistoryczne czworonogi z długich domów od pupila pana Leclercq? Och, święty Guineforcie! Czas ruszyć dalej.

3: Kapliczka przy drodze

Mapa Reymanna ponownie odmawia współpracy. Mówiąc wprost — brakuje nań dróg. Sięgam do Generalstabskarte. Ta kieruje mnie na południe, dawnym torem kolejki wąskotorowej. Po prawej stronie mam kanał Ostrowo-Gopło, a przed sobą Chrosno. Gdyby nie marny asfalt, krajobraz znów wyglądałby jak wyjęty z ram Chełmoński.

Główną atrakcją Chrosna jest wiatrak Gustaw. Nazywa się tak po ostatnim właścicielu Kazimierzu Gustawie. Plan wycieczki zakładał popas pod jego troskliwymi skrzydłami.

Turystów zasadniczo można podzielić na dwie grupy. Na tych, którzy zagotują sobie serdelki, a później w tej samej wodzie przyrządzą coś do picia. Pozostali — niekoniecznie. Kiedyś piłem herbatę zaparzoną w wodzie po parówkach. Była ciepła, pożywna i tyle dobrego. Kawa w terenie to zupełnie inna liga. Brzmi smakowicie i rymuje się z Gustawa. No ale trzeba ją przyzwoicie przygotować, zaparzyć. Czy muszę taszczyć przez całą drogę jakieś klamoty, żarna, czajniki? Muszę wlec najważniejsze utensylium do parzenia kawy w terenie — statyw fotograficzny? Przecież bez zdjęcia przedstawiającego zapatrzonego w dal kawosza, który dzierży parujący kubek, kawa w terenie po prostu się nie liczy. Na dodatek, wymyśliłem sobie wycieczkę w historycznej scenografii. Jak zaparzyć kawę podług dziewiętnastowieczny mody? Niewiele brakowało, żebym zrezygnował z tego pomysłu. Zdenerwowany sięgam do notatek. W oko wpadł mi cytat:

Używanie tego napoju jest zbawienne dla osób temperamentu flegmistego, które są otyłe, które prowadzą życie próżniacze i bawią się sendentarią. Literaci i ci, którzy nic nie piją oprócz wody, wyborne czują skutki kawy.

Wypisz wymaluj, to cytat o mnie! Basta! Kawa zostanie wypita. Tylko jak ją przyrządzić? Sięgnąłem do dzieła Tadeusza Krusińskiego Pragmatographia de legitymo usu ambrozyi tureckiei, to jest: Sposobu należytego zażywania kawy tureckiej.

Autor zaproponował, żeby parzyć kawę z mirrą. Nie mam mirry. Nie mam nawet ochoty na kawę z mirrą. Zawzięcie szukam dalej. Jeśli Gustaw to Dziady. Jeśli Dziady to Mickiewicz. Jak Mickiewicz to Pan Tadeusz. Jak to się ładnie złożyło. Zgadza się nawet czas, prawie połowa dziewiętnastego wieku. Czyżby sukces? Gdzie tam. Wieszcz tłumaczy:

W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju,
Jest do robienia kawy osobna niewiasta,
Nazywa się kawiarka;
ta sprowadza z miasta,
Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku,
I zna tajne sposoby gotowania trunku,
Który ma czarność węgla,
przejrzystość bursztynu,
Zapach mokki i gęstość miodowego płynu.

Rozglądam się bezradnie. Ani śladu pani kawiarki. Trzeba mi przygotować napój samodzielnie. I po swojemu. Rozsiadłem się pod wiatrakiem jak król na imieninach. W kubeczku gotuję bardzo drobno mieloną kawę. Zmieloną na pył kujawskich dróg. Gdy tylko napar podejdzie do góry, hyc, zdejmuję stuf z ognia. I tak dwa razy. Cały ten skomplikowany zabieg udaje się wykonać nawet bez oparzeń. Wychodzi mocny, czarny szatan. Żadna tam berbelucha. Gdy uniósł się aromat mokki, przypomniały mi się słowa Talleyranda³, który pouczał, że kawa powinna być: gorąca jak piekło, czarna jak diabeł, czysta jak anioł, słodka jak miłość. Nie dodaję żadnej faryny, ale gorzką kawę zagryzam szneką z glancem. Trochę się wygniotła, ale da się zjeść.

4: Wiatrak Gustaw

Rozglądam się kontent. Pamiętam jeszcze biednego, zaniedbanego Gustawa w szczerym polu. Teraz odmłodzony, wyremontowany stoi na świetnie przygotowanym placu. Na moich Kujawach innych wiatraków już praktycznie nie ma. Najbliższy, ogrodzony płotem, znajduje się w gminie Strzelno, we wsi Ostrowo.

Siorbię kawę, zagryzam szneką i przeglądam książkę o wiatraku w Chrośnie. Dzisiaj ostał się sam jeden, ale jeszcze kilka lat po wojnie mełły zboże dwa młyny. A tak naprawdę to aż trzy.

Wiatraki, albo jeszcze ładniej młyny wietrzne, można podzielić na dwie grupy — koźlaki i paltraki. Koźlak wraz z całym mechanizmem obraca się w kierunku wiatru. Stoi przy tym na nieruchomej podstawie — koźle. Do obracania koźlaka służył charakterystyczny długi dyszel. Nieco nowszym typem młyna był paltrak. On również obracał się w całości, ale opierał się na solidnym fundamencie całym obwodem. Paltaki były znacznie większe i masywniejsze.

Ani mapie Reymanna, ani nawet na Generalstabskarte, nie znajdziemy Gustawa. Pierwszy wiatrak we wsi postawiła po roku 1836 rodzina Smul. Działał on do lat 60. dwudziestego wieku. Był to paltrak. Znajdował się na wschodniej stronie wsi przy drodze Kruszwica-Włostowo.

Gustaw pojawił się w Chrośnie dopiero w 1890 roku. Jego pierwszym właścicielem był Jan Kruszczyński. Co ciekawe, na kole palecznym zachowała się data 1842. Oznacza to, że wiatrak (a przynajmniej jego serce, mechanizm) został przeniesiony z innego miejsca. Wszystko wskazuje, że pochodził z folwarku Kossowskich we wsi Rożniaty.

W lutym 1918 wiatrak został odkupiony przez Ludwika Gustawa. W okresie międzywojennym przeszedł w ręce jego syna Kazimierza. Przestał działać w 1972 roku. Opiekował się nim kolejny młynarz z rodu Gustawów — także Kazimierz.

Najbardziej tajemniczy wiatrak z Chrosna, własność Jana Boguckiego, został wzniesiony przed 1898 na Grapie niedaleko wsi Sukowy. Rozebrano go po wojnie. Niewiele więcej o nim wiadomo.

Spośród tego grona Gustaw zrobił prawdziwą karierę. W 1971 roku pracujący jeszcze wiatrak zagrał w filmie Antek w reżyserii Wojciecha Fiwka. Widok obracających się skrzydeł i dźwięki drewnianego mechanizmu wciąż robią wrażenie.

Dobrze mi tutaj, ale czas ruszać dalej. Pakuję bagaże, przeklinam grynzowiny, żegnam się z Gustawem i jadę. Zanim się rozpędzę, zatrzymuję się jeszcze przy otoczonej błękitnym płotkiem figurze Chrystusa. Znajduje się ona tuż przed skrzyżowaniem z drogą Kruszwica-Włostowo. Tak właśnie! To tutaj rodzina Smul zbudowała swój paltrak. Stał dumnie przez ponad 100 lat. Opustoszał dopiero w latach 60. dwudziestego stulecia. Później został rozebrany. Jeden z kamieni młyńskich został wykorzystany przy renowacji figury, którą z zainteresowaniem oglądam. Tak, Chrosno wiatrakami stoi. Ostatni raz oglądam się za siebie, dosiadam Rosynanta i mknę do Kościeszek.

Kościeszki

Zanim dojadę do Kościeszek, chcę jeszcze sprawdzić, co słychać u pewnego starego Mnicha. Ów Mnich to… karczma. Mam ją na mapie Reymanna i późniejszych. Może coś z niej jeszcze się ostało? Stoję przed tablicą Włostowo i przyglądam się staremu, ceglanemu gospodarstwu. Znowu, jak ten żandarm, sięgam do kajecika. Zgadza się — tutaj powinien być Mnich. To jest w ogóle ciekawy fyrtel. Kawałek dalej znajduje się most na kanale Ostrowo-Gopło. Ostatni przed Gopłem odcinek kanału różni się od współczesnego. Pierwotnie rzeczka Rechta dochodziła do Mnicha i tam powoli kończyła swój bieg. Dalej rozlewała się w już podmokłych brzegach Gopła. Na mapie Reymanna nitka Rechty rozdziela się przed samym brzegiem jeziora.

5: Kościół świętej Anny w Kościeszkach

Na mapie melioracyjnej z połowy dziewiętnastego wieku widać, jak wody Gopła rozlewały się aż po samo Włostowo, aż za karczmę Mnich. Na współczesnych mapach kanał łączy się z Gopłem południową odnogą, na historycznych — północną. Dawne ujście znajdowało się w pobliżu domu promowego. Stąd można było popłynąć na półwysep Potrzymiech.

Zastanawiam się nad nazwą karczmy — Mnich. Nazwa ta raczej nie wywodzi się od zakonnika. Mnich to urządzenie służące do piętrzenia, regulacji wody w stawach rybnych. Okazje się, że poznawanie historycznego krajobrazu z perspektywy karczm i wyszynków może być całkiem interesujące. Na razie witają mnie zabudowania kolonii Włostowo.

Wygląda niepozornie, ale to jedna z najstarszych wsi na trasie moich wycieczek. Pierwsza wzmianka pochodzi z roku 1145! Właścicielem wsi był komes Włost z rodu Łabędziów! To rodzony (albo stryjeczny) brat słynnego palatyna Piotra Włostowica. Więcej o nim wspomnę przy okazji wycieczki do Strzelna. Gwoli sprawiedliwości muszę dodać, że niemal wszystkie wsie, które mijam po drodze, mają metrykę sięgającą głębokiego średniowiecza.

Opuszczam Włostowo i wypatruję kolejnej gospody. Nazwano ją Wygoda. Niestety, nie dowiem się, czy w rzeczywistości była wygodna. Nie pozostał po niej ślad. Znajdowała się przy skrzyżowaniu z drogą na Kościeszki. Zmierzam tam czym prędzej. Robi się już późne popołudnie. Po drodze mijam cmentarz i po chwili jestem we wsi. Wśród drzew czeka na mnie ostatni punkt wycieczki – kościół świętej Anny.

Drewniany kościół sam w sobie jest wyjątkowym zabytkiem. Jego poprzednik, noszący wezwanie świętych Piotra i Pawła, został zbudowany z fundacji rodu Kościeszów już w dwunastym wieku. Obecny został wzniesiony w 1766 z fundacji Franciszka Wysockiego, ówczesnego właściciela Kościeszek. Kościół jest uroczy, mnie jednak bardziej interesuje jego otoczenie.

Oględziny rozpoczynam od metalowego ogrodzenia. Pomimo wielu warstw odrapanej farby znać, że to dobre rzemiosło. Na jednym z przęseł odnajduję napis B. Witkowski Jnowrazlaw.

Przed kościołem znajdują się drewniana dzwonnica oraz kaplica z wmurowanymi tablicami upamiętniającymi:

• Proboszcza Adama Józewicza⁴,

• Ferdynanda Amrogowicza, dziedzica Rzeszynka i Lubstówka⁵,

• Józefę z Potockich⁶.

Przy kościele znajdują się także dwie mogiły. W pierwszej spoczywają Emilia Wyskota Zakrzewska⁷, założycielka pierwszego w Polsce Koła Włościanek w Kościeszkach oraz Stanisław Wyskota Zakrzewski⁸. Był on pułkownikiem wojsk polskich, powstańcem wielkopolskim, dowódcą Ułanów Karpackich oraz kawalerem orderu Virtuti Militari. Druga mogiła upamiętnia miejscowych proboszczów ks. Henryka Ląga⁹ oraz ks. Zygmunta Kosowskiego¹⁰.

W kruchcie umieszczono tablice upamiętniające żołnierzy poległych w czasie pierwszej wojny światowej oraz w walkach 1918-1921. Wśród nazwisk znajduję Mieczysława Kruszczyńskiego z Chrosna. Czy to krewny pierwszego właściciela Gustawa?

Jak ten kościół mógł wyglądać sto lat wcześniej? Po raz kolejny sięgam do notesika. Liczyłem, że znajdę szkic kościoła w Albumie naszych zabytków, ale na próżno. Możliwe, że przyczyną nieobecności był ówczesny, dość oryginalny stan kościoła. Drewniane ściany w 1911 obłożono cementowymi płytami. Pozbawione powietrza deski zaczęły wilgotnieć. Ściany odchyliły się od pionu aż o 30 centymetrów. Na szczęście widok kościoła w betonowej okładzinie zachował się na pocztówkach. Sto lat temu też nie miał kruchty. Podobnie jak w Rechcie. Płyty, z pomocą ofiarnych parafian, zdjęto za czasów proboszcza Antoniego Musiała. Pewnie tablice pamiątkowe, o których wcześniej wspominałem, znajdowały się na tych cementowych ścianach. Wiele wskazuje, że niektóre zaginęły.

W otoczeniu kościoła znajduje się najbardziej tajemniczy obiekt tej wycieczki — kamień. Kieruję się w stronę plebanii. Otwieram furtkę, już jestem w ogródku, już witam się z gąską… Jest kamlot! Na jego wygładzonym boku znajduje się ryt w kształcie krzyża. Skąd? Kiedy? Dlaczego? Niestety, nie znam odpowiedzi na te pytania. Czytałem za to mnóstwo hipotez objaśniających pochodzenie tajemniczego rytu. Niektórzy upierają się, żeby wiązać go z przedchrześcijańskim kultem solarnym. Tak naprawdę trudno wskazać czas jego powstania. Najpewniej jest to symbol religijny. Kto wie, może to znak powodziowy albo słup graniczny?

Większość osób zakłada, że kamienie są małomówne, milczące. Moim zdaniem gadają jak najęte. Na okrągło. Niestety, żeby je zrozumieć, należy poznać ich dziwny język. To trudne, ale próbować trzeba.

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: