- W empik go
Kukułczę - ebook
Kukułczę - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 158 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zwykle się słyszy, że Cyganie kradną dzieci, tymczasem kiedyś tam przechodziła przez Niezwojowice cygańska banda i zaraz nazajutrz o świtaniu Filip Gnat pod stodołą swoją od strony pola znalazł podrzucone dziecko. Należał zaś Filip do tych chłopów, co to bez narady z żoną nic nie robią. I teraz też popatrzył tylko na maleństwo, a potem poszedł, ażeby swojej Magdzie opowiedzieć o zdarzeniu. Baba dosypiała jeszcze i nie bardzo chętnie słuchała mowy męża, który tak prawił:.
– Maluśkie jakieś, ledwie oczy na świat otwiera, leży tam i pokrzykuje… Jakże ty myślisz, odnieść je pod czyją bądź stodołę czy dać biedactwu w domu przytułek?
Słuchała go Magda jednym uchem, z biedą otwarła tylko jedno oko, przewróciła się na drugi bok i chrapnęła.
– Kiedy tak – pomyślał chłop – to ja też osobliwie nie łaknę, żeby cudzemu dziecku jeść dawać, ile że się u mnie nie przelewa.
Poszedł, wziął dziecinę na ręce, otrząsnął z mrówek i poniósł pod stodołę sąsiada, Michała Łodzika.
– Niech się tam Pan Jezus opiekuje niebożęciem! Obszedł potem swoje pole i w dobrą godzinę wrócił do chaty, gdzie Magda warzyła już dla niego śniadanie i zapytała:
– Coś ty bajał mi dziś raniutko? Myślę, myślę i przypomnieć sobie nie mogę, jakoś twardo coś spałam, boki mnie bolały, na żaden sposób ocknąć się nie mogłam.
– Jużci musiałem ci mówić o dziecku, które Cygany podrzucili widać pod naszą stodołę kóli miłosierdziu ludzkiemu, zwyczajnie – heretyki, psiewiary.
– A gdzież to dziecko się podziewa?
– Odniosłem je pod Michałową stodołę, położyłem w łopianach, pokrzywach, ale i tak łatwo je znaleźć, bo powrzaskuje.
Teraz Filipowa rzuciła warzechę, zbliża się do męża i pyta:
– Dziewucha czy chłopak?
– Miałem tam rozpatrywać! W powijakach było… Tyle wiem, że wrzaskul, odniosłem dalej, i koniec.
– No, to ja ci powiem, że takie rzeczy każdy ryś potrafi zrobić! Oj, ty zatwardzialcze, herodzie jeden! Maluśkie dziecko, sierotkę w pokrzywy włożył i poszedł sobie… Sobaki zatracone te chłopy, serca za grosz złamany w tym nie ma!
– Kobieto! a toć ja cię pytałem, co zrobić, i gęby ci się rozewrzeć nie chciało.
– Pewnikiem umyślnie tak pytałeś, żebym nie słyszała.
– A gdybyś na ten przykład słyszała była, to co z tego?
– Jeżeli chłopak, można by wziąć do domu za swoje.
– Cygańskiego bachora, znajducha karmić własnym chlebem…
– Skądże wiesz, że cygańskie? Jakże wyglądało, czarno czy biało?
– Ani czarno, ani biało: czerwone na gębusi i na ciele…
– No, to pewnie krew chrześcijańska. Każde nowonarodzone jest takie. Żebyś miał serce, tobyś był podjął i przyniósł do chałupy. Wiesz ty, Filipie, co ja ci powiem?…
– Gdzie zaś mam wiedzieć! O co ci chodzi?