Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kultura a natura - ebook

Rok wydania:
2010
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
11,09

Kultura a natura - ebook

Pierwsze w historii wznowienie całości unikatowego tekstu pierwotnej edycji książki „Kultura a natura” z roku 1913 – pionierskiego w Polsce manifestu ochrony przyrody. Oprócz niego książka zawiera dwa inne ważne teksty tego autora – „Tatry parkiem narodowym” (1923) i „W obronie idei parku narodowego” (1936), a także obszerną przedmowę Remigiusza Okraski.

„Kultura a natura” była pierwszym w Polsce całościowym i tak dobitnym głosem wskazującym na konieczność ochrony dziedzictwa przyrodniczego, głosem przenikliwym, ponadczasowym i odważnym, o wiele lat wyprzedzającym „modę” na ekologię i powstanie ruchu „zielonych”. Do dziś aktualne, dalekowzroczne przesłanie, łączące ochronę przyrody z dbałością o rozwój kulturalny i wartości humanistyczne.

Jan Gwalbert Pawlikowski (1860-1939) – prawnik, ekonomista, badacz i popularyzator twórczości Juliusza Słowackiego, polityk i społecznik. Wybitny taternik, znany m.in. z pierwszego wejścia na szczyt Mnicha, działacz Towarzystwa Tatrzańskiego, autor zasad przyjętych przez europejskie organizacje alpinistyczne, piewca i obrońca kultury ludowej Podhala. Przede wszystkim jednak „duchowy ojciec” ochrony przyrody w Polsce, współautor pionierskiej ustawy o ochronie przyrody (1934 r.), współtwórca Ligi Ochrony Przyrody, propagator koncepcji Tatrzańskiego Parku Narodowego. Kawaler Orderu Polonia Restituta.

Pawlikowski stworzył odrębny kierunek w światowym ruchu ochrony przyrody, który można nazwać idealistycznym lub lepiej humanistycznym, gdyż głównych motywów ochrony przyrody upatruje w idealnych wartościach przyrody, w jej znaczeniu dla naszego rozwoju duchowego.

Prof. Adam Wodziczko

Spis treści

  • Rycerz przyrody
  • Kultura a natura
  • Tatry parkiem narodowym
  • W obronie idei parku narodowego.
  • Sprawa kolejki na Kasprowy Wierch
  • Przypisy Tatry dzisiaj – przyroda w zagrożeniu
Kategoria: Nauki przyrodnicze
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-8-3934-5308-5
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kultura a natura

Człowiek nowoczesny pochlebia sobie, że odkrył, więcej nawet, że wynalazł przyrodę. Odkryciem bowiem jest odsłonięcie zakrytych dotąd tajemnic, jakiego dokonały nauki przyrodnicze, ale wynalazkiem zużytkowanie przyrody jako źródła nowych, przedtem nieznanych wzruszeń i radości, ułożenia nowego stosunku między przyrodą a człowiekiem. Wskazuje się nawet niekiedy datę tego wiekopomnego wynalazku, odnosząc go do Jana Jakuba Rousseau.

Oczywiście jest to złudzenie – jedno z tych licznych złudzeń, w które popada człowiek nowoczesny, kiedy za wiele mówi o swej wielkości. Twierdzenie bowiem, że przeszłość odnosiła się obojętnie do przyrody, powołuje się głównie na świadectwo sztuki; sztuka przeszłości, o ile idzie o odczucie i przedstawienie przyrody, jest rzekomo jałową. Ale przede wszystkim sztuka nie jest ani twórcą, ani nawet koniecznym i jedynym wykładnikiem uczuć. Nie można powiedzieć, aby miłość wynaleźli erotyczni poeci. Wypowiedzenie się przez sztukę jest tylko jedną z form wypowiedzenia się, zależną od zbiegu najrozmaitszych okoliczności, ale nawet jakiekolwiek wypowiedzenie się nie jest jeszcze niezbędnym towarzyszem uczucia. Są uczucia niewypowiedziane i niewypowiedzialne; może być, że niewypowiedzialne tylko do czasu; jest to w gruncie rzeczy kwestia techniki. Jeśliby ktoś z tego, że miłość płciowa już w najdawniejszych zabytkach poezji znalazła sobie wyraz, chciał wyprowadzić wniosek, że tak samo znalazłoby go uczucie dla przyrody, gdyby się już było narodziło, to temu przeciwstawić można argument bardzo prosty: pieśń erotyczną zrodziła potrzeba, chciała jej słuchać kobieta – przyroda zaś jest kochanką, która nie potrzebuje zalecanek. Pieśń miłosną tak samo jak człowiek, zna słowik i głuszec; ale i one nie śpiewają zawsze i wszędzie; do śpiewu musi zaprosić je wiosna, cień i cisza gaju, szczególnie ulubiona pora dnia lub nocy. Kto wie, czy ich pieśń nie jest w równej mierze pieśnią miłosną, co hymnem na cześć przyrody. I gdyby one mówiły ludzkim językiem i układały wiersze i strofy, to kto wie, czy nie spotkalibyśmy się w ich śpiewie z tym samym zjawiskiem, które charakteryzuje lirykę pierwotną: ze zjawiskiem paralelizmu, gdzie jedna fraza zwrotki jest zwyczajnie impresją przyrody, druga zaś inwokacją miłosną. Taki paralelizm odnachodzony w poezji pierwotnej, a przechowany do dziś w pieśni ludowej, jest zarówno pierwotną formą nastroju, jak i jedną z form pierwotnych pierwiastka rytmicznej równowagi; można by więc powiedzieć, że Eros i Przyroda stoją u kolebki poezji, stwarzając łącznie jej pierwszą treść i pierwszą rytmiczną kadencję . Że ten paralelizm wydaje się nam często zupełnie niezrozumiałym, niepoetyckim, a nawet niedorzecznym, to rzecz nasza; kto wie, czy nasze współczesne nastroje liryczne nie będą niezrozumiałe już za jakieś parę wieków. Oceniając też nawet bliższą nam i rozwiniętą już sztukę, musimy sobie zdać sprawę z tego, czy rzeczywiście należycie ją rozumiemy. Bo sztuka nigdy nie przestawała zajmować się przyrodą. Nie tylko zwierzę i roślina były zawsze jej przedmiotem, ale nawet i krajobraz – a ten mamy właściwie na myśli, kiedy mówimy o współczesnym ukochaniu przyrody – nie był jej obcy od bardzo dawna. Tylko że traktowała go inaczej, inne miała sposoby wyrazu, inne, nie tak doskonałe, środki techniczne. Czy jednak mniej miała możności, potrzeby czy chęci zajmowania się przyrodą, to w każdym razie nie może służyć za dowód, że człowiek jej współczesny był dla przyrody obojętny. Raczej mniemać by należało, że związek jego z przyrodą był daleko ściślejszy niż dzisiaj; może mniej wynurzający się, mniej uświadomiony, ale tym bardziej konieczny, naturalny, organiczny.

Mówiąc tedy o stosunku nowoczesnego człowieka do przyrody, można tylko tyle słusznie twierdzić, że jest to miłość bardziej wynurzająca się, więcej sentymentalna, więcej egzaltowana, choć niekoniecznie głębsza od tej, którą żywili ludzie czasów dawniejszych, a dalej, że ma ona swoją właściwą barwę, swój odrębny styl i charakter. I w tym ograniczeniu można też mówić o Rousseau jako o inicjatorze tego nowoczesnego prądu. Wynalazcą jego on nie był, jak zresztą nie był wynalazcą żadnego ze swych wstrząsających światem pomysłów, ale był i tu szczególnie gorącym i szczególnie wpływowym apostołem. Wszystkie zaś te idee, zarówno pomysł o umowie społecznej, jak i stosunek sentymentalny do przyrody, wyrosły z jednego i tego samego gruntu: z zasadniczego zwątpienia o wartości kultury. Nauka o umowie społecznej była ucieczką przed kulturą w matecznik czasów zamierzchłych, gdzie żył człowiek pierwotny, wolny, szczęśliwy i dobry, nieskrzywiony na ciele i duszy; sentyment do przyrody był taką samą ucieczką w ostępy samotne przyrody nieskalanej i dziewiczej. Takie są cechy nasienia, z którego wyniknął ów nowożytny prąd kulturalny, uczuciowy stosunek człowieka do przyrody; jest to wyjście kultury ponad siebie, przez zaprzeczenie siebie samej, a stąd i kierunek uczucia zwraca się przede wszystkim ku przyrodzie, będącej przeciwstawieniem kultury, ku przyrodzie samotnej i dzikiej.

O ile chodzi o wypracowanie wyrazu dla tego nowego sentymentu, to podjęła to zadanie sztuka romantyczna. Podstawa uczuciowa stosunku do natury była u romantyków ta sama, co u Rousseau. Jeśli nie do każdego z bohaterów romantyzmu przystawałaby nazwa nadawana Rousseau – un promeneur solitaire , to tylko dlatego, że nie każdy z nich poprzestawał na samotnej przechadzce po oddalonych od zgiełku ludzkiego pustkowiach, że nie każdemu była natura tylko dobrą kojącą matką, ale że stawała się wspólniczką i towarzyszką w klątwach miotanych ze szczytu skał lub wśród ryku burzy na Boga i ludzkość przez różnych Manfredów i Korsarzy. Była ona jednak zawsze ucieczką od świata z jego porządkiem, od ludzi z ich obłudnym prawem, od kultury filisterskiej i przewrotnej; była przeciwstawieniem się kulturze, przeciwstawieniem, które u romantyków wzniosło się do napięcia namiętnej egzaltacji. A jednak nie ten rys mizantropii, niechęci i przesytu stanowił istotę rzeczy. Wraz z romantyzmem, a nawet już na szczycie rozwoju romantyzmu, blednie on i zanika – stosunek uczuciowy do natury pozostaje przecież niezmieniony, owszem wzmacnia się jeszcze. Rousseau i romantycy nie zadecydowali treści współczesnego stosunku do natury; od nich pochodzi tylko jego ton uczuciowy. A co do romantyzmu, to jego nieśmiertelną zasługą jest stworzenie temu uczuciu nowego wyrazu. Jak każda rewolucja w sztuce, tak i romantyzm był w gruncie rzeczy rewolucją stylu. Zdaje mi się, że istotę tej rewolucji można by scharakteryzować w sposób następujący:

Dawna sztuka zajmowała się wyłącznie prawie człowiekiem. Natura odgrywała tylko podrzędną rolę tła. Tak samo w malarstwie, jak i w poezji. Nie miała ona samoistności. Nie miała także własnego duchowego wyrazu. A gdzie bywała uduchowianą, tam pożyczała sobie wyrazu u człowieka. Gdy dawno już zamarła naiwna wiara animistyczna, w sztuce żył jeszcze wciąż cały świat driad i najad . Linia rozwoju zmierza ku usamodzielnieniu i uduchowieniu natury. Usamodzielnienie mogło się odbyć w dziedzinie malarstwa łatwiej i prędzej niż w poezji. Droga tu była krótsza; sztuka wzrokowa mogła ujawnić swobodnie swój interes dla wzrokowego pojawu natury z chwilą, gdy z wyżyn tematów hieratycznych i alegorycznych zstąpiła na poziom realistycznej anegdoty. Realizm w traktowaniu tematu głównego przeniósł się i na tło, a uprawnienie świeckości i codzienności utorowało drogę emancypacji tego tła do godności tematu samoistnego. Inną znowu drogą wyzwala się z pęt konwencjonalnego tematu interes artystyczny dla krajobrazu w tak zwanym pejzażu heroicznym, a to przez odwrócenie roli tła i tematu. W poezji rzecz nie jest tak prosta. Opis zjawiska statycznego, czym zwyczajnie jest opis przyrody, nie może konkurować z opisem zjawiska dynamicznego, to jest z przedstawieniem zdarzeń. Toteż rewolucja odbyła się tu nie w dziedzinie epiki, ale liryki, w dziedzinie przedstawienia nie rzeczy i wypadków, ale uczuć i nastrojów. Rewolucja romantyczna w traktowaniu przyrody jest literacką; pośrednio dopiero odbiła się w sztuce plastycznej. Przestawanie z naturą dziką i samotną, poddawanie się jej nastrojom, ujawniło swój wpływ na poezję w obyczaju wprowadzania obrazów przyrody jako tła współbarwnego, na którym liryka haftowała uczucia ludzkie. W tych obrazach człowiek był zawsze tym, czym morał w bajce. Przyroda współczuje niejako człowiekowi, jest akompaniamentem jego uczuć, przede wszystkim jego smutków i tęsknot. Tęsknoty te zwrócone są ku jakimś lepszym, nieznanym światom – smutki i gniew przeciwko zhańbionej ludzkości i jej zwyrodniałym prawom. Ale im głębiej gruntują w nieświadomym, w nieznanym, tym bardziej zwracają klątwy swoje ku Nieznanemu, które nosi imię Przeznaczenia lub Boga. Ten rys smutku romantycznego, że nie zna on swoich przyczyn i określeń, staje się powodem zupełnego odwrócenia uczuciowego stosunku do natury. Nastroje bowiem poddawane przez naturę, zdają się nie mieć żadnego powodu, a co do treści swojej są nieokreślone; bliską więc jest myśl przypisywania naturze tych uczuć, które z niej do nas przychodzą, i tłumaczenia ich w sobie w ich nieokreśloności współczuciem z naturą. Tkwi w tym odwieczny, nie dający się ponoć wyplenić błąd antropomorfizmu. Przybiera on tylko inną, rzekomo wyższą, a właściwie tylko bardzo zamgloną i niewyraźną postać, tak jakby przeznaczeniem jego było zginąć kiedyś poprzez rozpłynięcie się we mgle. Zamiast naiwnego animizmu ożywiającego każdy twór natury indywidualnie, przyjmuje się jedność ducha powszechnego, z którym jednoczy się i duch ludzki. Ów duch powszechny jest Bogiem, a nie jest obojętne, że koncepcja ta zaspokaja równocześnie ateistyczne atawizmy wieku oświecenia, jak i wewnętrzną potrzebę religii, tkwiącą w romantyzmie. Panteizm romantyzmu jest racjonalistycznym wytłumaczeniem nowego uczuciowego stosunku do natury. Wierzono tak mocno, że tylko panteizmem ten stosunek da się wytłumaczyć, że jeśli ktoś odnosił się do natury w ten sam sposób, a filozofii tej nie posiadał, albo zgoła wierzył w Boga osobowego, to nazywano to panteizmem uczuciowym. Tak jakby panteizm nie był wynalazkiem ludzkim, ale prawdą bezwzględną, która istnieje bez względu na to, czy się w nią wierzy, czy nie. Panteistami mianowali się sami w dobrej wierze ludzie, którzy z panteizmem nic wspólnego nie mieli; po prostu słowo „panteizm” przybrało całkiem odmienne znaczenie, a określano nim ów nowoczesny uczuciowy stosunek do natury. Prawdziwy panteizm filozoficzny miał w rzeczywistości bardzo małą poetycką wartość; sam w sobie był poetyczną ideą, ale ideą zbyt zamkniętą, zdolną tylko do powtarzania, a nie do rozwoju, wykluczającą indywidualność i rozmaitość. Nawet zdatność jego do wytłumaczenia nastrojów płynących z natury jest wielce wątpliwą; zlanie się z naturą może on dać odczuć tylko przy jakimś mistycznym wmyśleniu się w nieokreśloną całość wszechświata; ale to ma co najwyżej wartość jednego tonu dla poezji. W ogóle operuje ona w sferze pojęć i obrazów konkretnych; dla konkretnego myślenia jest rzeczą trudną do pojęcia, dlaczego zlanie się z duchem powszechnym miałoby równocześnie zupełnie inny ton w Skawinie, gdzie właśnie świeci słońce, niż w Myślenicach, gdzie w tej samej chwili deszcz pada. Toteż panteizm wywietrzał z poezji tak po cichu, że nikt nawet nie spostrzegł, kiedy się to stało. Na jego miejsce nie przyszła żadna doktryna metafizyczna, bo zrozumiano, że poezja żadnego racjonalistycznego tłumaczenia uczuciowego stosunku człowieka do natury w ogóle nie potrzebuje, a nauce dać go nie może metafizyka, tylko psychologia. W arsenale poezji zostały natomiast zabytki innych, daleko pierwotniejszych form antropomorficznego animizmu, tylko że one są już formami nie wierzeń, ale poetyckiej ekspresji i nie roszczą pretensji do innej godności, jak do godności metafor. W ten to sposób natura stała się dla poezji środkiem wyrażania uczuć i nastrojów nieokreślonych, złożonych, nie z pełna uświadomionych, jakoby rzucających tylko swój odblask spoza progu świadomości. Powiększyła się przeto niesłychanie skala uczuć odtwarzanych przez lirykę i wzbogaciła niezmiernie jej paleta. Człowiek współczesny odczuwa lirykę, która nie posługuje się barwami i wyrazami natury, lub nie używa zapożyczonych z niej asocjacji i metafor, jako retoryczną. Pojęcie poetyczności zespolone zostało prawie nierozdzielnie z takim właśnie traktowaniem lirycznych tematów, a to sprawia tym bardziej, że tematy epickie wyparte zostały w poezji współczesnej przez lirykę na plan bardzo daleki. Romantyczna rewolucja stylu była rewolucją na rzecz pierwiastka lirycznego, nastrojowego. Ten zaś pierwiastek liryczny ukształtowała ona w kierunku oddawania stanów duszy nieokreślonych, podświadomych. Odpowiadało to teorii romantyków o „anima abdominalis”, duszy podświadomej, przeczuwającej, która łączy człowieka z nieskończonością wszechświata, z przepastną głębią Nieświadomego, kryjącego w sobie największe, ostateczne tajemnice Bytu. Byt bowiem dopiero w myśli ludzkiej się uświadamia, ale myśl ta jest tylko nikłą iskierką, która oświeca tylko mały krąg wkoło siebie, a natomiast blaskiem swoim odbiera zdolność widzenia w mrokach Nieświadomego, w których nurza się Nieskończoność. Przebudzenie owej duszy „przeczuwającej” jest zadaniem sztuki, a w szczególności muzyki i poezji. Muzyka jest tą sztuką, która budzi wzruszenia poza dziedziną myśli, zatem w dziedzinie podświadomego, poezja musi iść śladem muzyki w tym względzie. Ale środki jej są odmienne; musi ona znaleźć sobie wyraz dla stanów duszy, które nie dadzą się bezpośrednio słowem nazwać i określić. Te stany duszy odpowiadają pewnym nastrojom przyrody – to zresztą naturalne, bo przyrodę napełnia dusza podświadoma; przez oddanie tych nastrojów przyrody poezja może oddawać odpowiednie stany duszy. „Le paysage c’est l’état d’ame” … W ten sposób dawny stosunek został odwrócony: niegdyś przyroda dla wypowiedzenia się pożyczała sobie wyrazu u człowieka przez personifikację – teraz człowiek, dla oddania stanów swej duszy, środki wypowiedzenia się zapożycza u przyrody.

Ta liryczna rewolucja poezji oddziałała także na malarstwo. Nastrój nie jest produktem samego wzrokowego obrazu, ale wynikiem wrażeń skombinowanych wielu zmysłów, wrażeń wywołanych ruchem powietrza, wonią i dźwiękiem. Malarstwo, kiedy chce na modłę liryki oddać nastrój, wchodzi niejako w dziedzinę metafizyczną własnej istoty. Jako sztuka wyłącznie wzrokowa, może ono pokusić się o oddanie wrażeń innych zmysłów tylko przy pomocy bardzo subtelnych asocjacji. I w tym też kierunku rozwija się współczesne malarstwo krajobrazowe.

To szukanie sobie nowego wyrazu, rozpoczęte przez sztukę romantyczną, prowadzi sztuka współczesna dalej; jest to spadek romantyzmu żywy i trwały. Natomiast inne cechy romantyzmu były przemijające, między innymi i owa cecha pesymistycznej, uciekającej w pustynie, mizantropii. Ale chociaż ten rys pesymistyczny się zatarł, to przecież można powiedzieć, że i dzisiejszy stosunek uczuciowy do natury nosi cechę przeciwstawienia się kulturze. Przeciwstawienie się to ma tylko inny ton i inną pobudkę. Natura jest tą kąpielą ożywczą, która przywraca siły wyczerpane w świecie ludzkim, jest zaciszną świątynią, w której dusza, z dala od zgiełku codziennych zabiegów, staje oko w oko przed sobą samą i przechodzi nad sobą do refleksji. Jest miejscem oczyszczenia z tego wszystkiego, co przylgnęło do nas jako obce i narzucone. Jest miejscem miary i wagi, miejscem bezinteresownego sądu, miejscem spojrzenia z oddali pod kątem widzenia wieczności. Jest ona wreszcie miejscem wzlotu myśli wolnej, własnej, wypoczętej, nie skarlałej i skurczonej przez względy i okoliczności. Tego miejsca nie szuka już zgorzkniały samotnik dla zapomnienia i cichej śmierci, ani leniwy snob dla uchylenia się od obowiązków, ale rycerz w przededniu walki, pracownik w przededniu trudów, Anteusze , którzy przed chwilą zapasów dotykają życiodajnego łona matki-ziemi: „Nie masz myśli – mówi Nietzsche – nad myśli wychodzone (ergangene Gedanken) wśród wolnej natury” , a Helmholtz powiada, że największe wynalazki robi się patrząc z wyniosłego punktu na majaczącą przed nami przestrzeń. Ukochanie natury, którego nauczycielami byli dla nas sztukmistrze szukający bezcelowego piękna, ujawniło swoje wartości społeczne, jako źródło skrzepienia dusz i ciał.

Kultura współczesna mieści w sobie pierwiastki przyczyniające się do degeneracji człowieka w stopniu daleko wyższym, niż to było w czasach dawniejszych. Między innymi ważne znaczenie ma ciągłe zmniejszanie się procentu ludności poświęcającej się rolnictwu na rzecz zawodów przemysłowych i biurokratycznych. Równolegle z tym, zwiększa się liczba ludności miejskiej. Rola, jaką w dzisiejszych demokratycznych społeczeństwach odgrywa burżuazja, wiedzie za sobą skutek, że cały niemal charakter współczesnej kultury, fizjonomia , jaką epoka nasza nosić będzie kiedyś w historii, zawisły przeważnie od ludności żyjącej w warunkach degenerujących życia miejskiego i zawodów sedentarnych i w ogóle niehigienicznych . Przeciwdziałanie tym wpływom degenerującym jest niewątpliwie najważniejszym zagadnieniem społecznym naszych czasów. Toteż rozwój higieny, a przede wszystkim dwóch jej najnowszych gałęzi, higieny społecznej i biologii rasy, czyli eugeniki, nie jest bynajmniej tylko wynikiem badawczej ciekawości umysłu ludzkiego, ale wyrazem naglącej potrzeby i poczucia groźnego niebezpieczeństwa . Najsłabszym, najbardziej na niebezpieczeństwo narażonym punktem ciała społecznego, jest młodzież. Wychowanie epoki burżuazyjnej zatraciło dobre tradycje wychowania szlacheckiego, w którym potrzeby rycerskiego rzemiosła i tradycyjna ocena zewnętrznych przymiotów kazały zwracać uwagę na rozwój fizyczny. Zarówno tendencje burżuazyjne, jak i nierozwinięta technika zbiorowego wychowania szkolnego, uczyniły ze szkoły współczesnej, przede wszystkim ze szkoły średniej, instytucję wyłącznie intelektualnego kształcenia, i to w znaczeniu nie rozwoju sił intelektualnych, ale wpajania pewnej sumy wiadomości, które „wykształcony człowiek” (a pojęcie to ma wyraźne egalitarne zabarwienie) posiadać powinien. Ta szkoła, która z charakteru swego nie jest wychowawczą, pochłania cały czas, nie pozostawiając nic na wychowanie.

Kiedy zaczęła się szerzyć i zyskiwać wziętość nauka higieny, „aby iść z duchem czasu” wprowadzono gimnastykę, a w zupełnym zapoznaniu warunków jej wartości traktowano ją jako „przedmiot”, na który przeznaczano jedną do dwóch godzin tygodniowo; szczytem niedorzeczności było klasyfikowanie z niej jak z innych przedmiotów naukowych. Dopiero w najnowszych czasach zaczęły się poprawiać z wolna higieniczne warunki wychowania szkolnego. Jednorazowa nauka i ograniczenie nauki domowej zostawiły przynajmniej czas na odetchnięcie świeżym powietrzem. Poczęto nawet myśleć o nastręczeniu młodzieży ku temu sposobności. Poczęto propagować gry i zabawy ruchowe, a wreszcie narodziła się idea skautingu. Skauting jest tą formą wychowania fizycznego, która najwięcej zbliża do natury i z jej sił życiodajnych pozwala wyciągnąć korzyści tak dla celów zdrowia fizycznego, jak i moralnego. Ruch, świeże powietrze, kształcenie sprawności fizycznej, zaradności, karności, punktualności, zmysłu spostrzegawczego, to wszystko są rzeczy pierwszorzędnej wagi. Należałoby tylko życzyć, aby skaut nie zwyrodniał i nie wyjałowiał, np. przez jednostronne urządzanie bezcelowych komedii wojennych, co zwłaszcza przy pewnej skłonności naszego temperamentu do pozowania i kabotynizmu jest bardzo niebezpieczne. Bez ujmy dla rzeczywiście dodatnich stron tego pierwiastka wojennego, można by doskonale wyzyskać skauting do pogłębienia nauki przyrodoznawstwa; odpowiednie pokierowanie nauki o terenie, która leży w zakresie skautingu, mogłoby oddać nieocenione przysługi nauce geografii, a nawet geologii. Można by z tym połączyć zbadanie i opisanie roślinności danej okolicy, a znaczenie obozowiska skautów nic by na tym nie straciło, gdyby miało cechę nie obozowiska wojennego, bo w tym jest zawsze coś z teatru, ale obozowiska ekspedycji naukowej. Przy tym jest rzeczą niezbędną wprowadzenie do programów szkolnych nauki poznania ziemi rodzinnej. Jeżeli Niemcy rzucili się z takim zapałem do nowej gałęzi nauczania, „Heimatskunde” , to my chyba mielibyśmy sto razy więcej powodów ku temu. Chodzi tu o poznanie – i to poznanie w naturze – okolicy choćby najbliższej, ale poznanie wszechstronne jej przyrody, jej ludu, obyczajów, budownictwa, zabytków historycznych. Zmysł obserwacyjny, zaostrzony poznaniem jednej okolicy, odda usługi i w innej; i tu mógłby skauting współdziałać. Nauka taka nie tylko powiększa zasób wiadomości i kształci zmysł obserwacyjny, ale, co podkreślają bardzo mocno nasi sąsiedzi, staje się jedną z najsilniejszych podstaw miłości ojczyzny. Te nowe formy wychowania zarówno, jak i uznanie upomnień higieny przez ludność w miastach osiadłą i obyczaj wytwarzający się na tej podstawie, wszystko to prowadzi ku wolnej przyrodzie nakrytej czystym niebieskim sklepieniem, nie zadymionej kominami fabryk, oddalonej od zgiełku ekonomicznego życia. Jedną z cech kultury dzisiejszej jest coroczna „wędrówka ludów” z miasta na wieś, powstawanie pierścienia na pół wiejskich siedzib wokoło miast, wreszcie rzucona jako najnowsze hasło idea miasta-ogrodu. Człowiek różnymi drogami powraca tam, skąd wyszedł – pragnie odzyskać to, co utracił. A jeśli sam odbił się już od macierzy za daleko, przyprowadza jej przynajmniej na powrót swe dzieci.

Czasy nasze są epoką wielkich odkryć w dziedzinie nauk przyrodniczych. Oczywiście nie może to pozostać bez wpływu na stosunek człowieka do przyrody. Zachodzi jednak pytanie, czy zainteresowaniu intelektualnemu towarzyszy zawsze równym krokiem interes uczuciowy. Zdaje się, że stosunek nie jest tu całkiem prosty. Ale tutaj nie może nam chodzić o jednostki, nie o osoby badaczy, lecz o szeroki ogół tak zwanych ludzi kulturalnych. Kwestia przedstawia się zatem w ten sposób, najpierw w jakiej mierze zdobycze nauk przyrodniczych (zwłaszcza ziemioznawczych i biologicznych) do tego ogółu przeniknęły, a potem – jaki mogły wpływ wywrzeć. Otóż znajomość nauk przyrodniczych jest u nas u wykształconego ogółu niezmiernie małą, a w dodatku czysto książkową; przeto na razie i o wpływie tych nauk na stosunek uczuciowy do przyrody mówić nie można, trzeba więc zapytać raczej o wpływ potencjalny. Słyszy się często zdanie, że gdy zaczyna się myśleć, to przestaje się czuć. Prawdą jest tyle, że każde silne wrażenie ma skłonność do odosobniania się i wykluczania innych wrażeń równoczesnych. Uwaga wytężona w jednym kierunku, czyni głuchym i ślepym na inne zewnętrzne pobudki. Ale wrażenia natury poznawczej mają swoją własną uczuciową barwę; uczuciowe zabarwienie nie jest bynajmniej przywilejem wyłącznym wrażeń estetycznych. Poznanie daje zadowolenie, które może wznieść się do uczucia żywej radości. Chodziłoby właściwie o to, który rodzaj zadowolenia jest wyższym. Kiedy z wyniosłego punktu spoglądamy na rozległą przestrzeń, doznajemy nieokreślonego uczucia niemego zachwytu, który zbliżony jest najwięcej do ekstazy religijnej. Myśl drzemie, a dusza skupiona w oczach zdaje się bujać w przestrzeni i doznawać jakby fizycznej błogości tego lotu. Ale intensywność tego uczucia, tak jak każdego innego, słabnie w miarę trwania. Myśl zaczyna powracać do samowiedzy, uwaga czepia się pewnych punktów przestrzeni. Już tu występują pewne tendencje poznawcze. A z wolna dusza nasza ściąga skrzydła jakby znużona lotem i rozgląda się tuż koło siebie niby ptak, co zleciał na ziemię i dzióbie ziarno po ścieżce. Zresztą są widoki natury pospolite i szare, które nie ciągną oczu za sobą na daleki horyzont, a wtedy dla obrony przed martwotą i nudą, szukamy jakby rozmowy z tym, co spotykamy przy drodze, z kamieniem, z kwiatem, wodą potoku, ptakiem i owadem. Aby się czuć dobrze, szukamy znajomych. Istotą znajomości jest odpoznanie i nadanie imienia. Powiedział pewien filozof, że nadając imię, bierzemy w posiadanie. I rzeczywiście to tylko, co możemy nazwać, przestaje nam być obce, staje się nasze. Dziecko, któremu do okna przylatuje jakiś „nieznajomy” ptaszek, dopóty nie będzie spokojne, póki się nie dowie, co to za jeden. Jest to czyżyk. „Czyżyk” – woła z uniesieniem, jakby dawno wiedziało już o tym, a teraz tylko przywołało do pamięci. Z tą chwilą dopiero ptaszek staje się znajomym, wyodrębnia się spomiędzy mnóstwa ptaszków, staje się kimś. Ale oto za towarzyszem zaczynają przylatywać do okna inne czyżyki. Pośród nich czyżyk zginął. I znowu dziecko nie uspokoi się, póki nie odróżni go po jakiejś odmiance i nie nazwie „Jasiem”. Reszta to są tylko inne „czyżyki”, chyba że któryś dostąpi znowu zaszczytu indywidualności, jako „Kubuś” lub „Dziopka”… Każdy z nas prawie zna pewne zjawisko, tak pospolite, że aż śmiać nam się chce, kiedy sobie o nim przypomnimy. Oto jakiś „ceper ze świata” wyszedłszy na wierch, pyta natarczywie przewodnika, jak się nazywają szczyty, które widać wokół, a pyta z takim zapałem, jakby mu niezmiernie wiele na tej wiadomości zależało. Czy to jest zapał do wiedzy geograficznej? Nie – to jest odruch uczuciowy, zupełnie podobny jak u tego dziecka z czyżykiem. To jest akt zawarcia znajomości, przyswojenia sobie, wzięcia w posiadanie, akt indywidualnego wyróżnienia z bezimiennej masy, który jest jednym z warunków odpoznania. Odpoznanie ma samo przez się wysoką wartość uczuciową. Ileż to razy, kiedy po długim niewidzeniu wracałem do moich gór, a już na widnokręgu zamajaczył ich łańcuch, witała je moja tęsknota, nazywając po imieniu. Oto rozsiadła piramida Lodowego… oto Baranie Rogi… Czarny… Kołowy… Jagnięcy…, a tam z tyłu wyziera Łomnica, a obok Durny wyciąga swe ostre szczyty, stulone jak uszy kozicy, która wyczuła człowieka… a dalej inne, jeszcze inne, cały ich dziki kierdel – mój kierdel! Czyż nie znam w nim każdej głowy?…

Określenie cech znamiennych gwoli odpoznania, to jest właściwie treść istotna nauk przyrodniczych opisowych. Przy ich pomocy zawieramy znajomość ze zwierzętami, z roślinnością, z kamieniami, a przy tym uczymy się patrzeć i widzieć to, obok czego nie ostrzeżona przeszłaby mimo nasza uwaga. Dlatego już ta najprymitywniejsza forma nauk przyrodniczych ma wielkie znaczenie dla nawiązania stosunku naszego z przyrodą. Potrzeba tylko, aby wiedza ta nie była książkową, ale wchodziła w związek bezpośredni z życiem. I to się coraz częściej dzieje. Pedagogowie coraz jaśniej rozumieją, że dla wykształcenia ogólnego całkiem drugorzędne znaczenie ma to, o czym się uczeń tylko „dowiaduje”, a z czym się w życiu spotykać nie będzie, a więc np. w mineralogii krystalografia, którą nas niegdyś zamęczano, w botanice anatomia i fizjologia, którą laik przyjmuje tylko z książki na wiarę itd. Nie będąc specjalistami, nie będziemy się w życiu parać mikroskopem, a natomiast poznanie dostrzegalnych i charakterystycznych zewnętrznych cech tworów spotykanych na każdej ścieżce, kształci zmysł spostrzegawczy, czyni nas swojakiem na ziemi i otwiera źródło czystego i niewyczerpanego zadowolenia. Dawniej, nawet kiedy uczono o cechach morfologicznych, czyniono to w sposób zupełnie dla życia niezdatny. Toteż kiedy słuchaliśmy o minerałach, zdawało się nam, że jest to jakaś arystokracja świata nieorganicznego, stworzona na to, aby się dostać do muzeów, zwyczajne zaś kamienie pod naszymi nogami jest to proletariat, o którym się nie mówi; natura w ogóle kryje w sobie gdzieniegdzie ciekawości, na które natrafia niekiedy szczęśliwy znalazca, ale reszta nie przedstawia zwyczajnie nic interesującego. U roślin kazano nam liczyć pręciki i słupki, czyniąc ze scientia amabilis najwstrętniejszą z nauk. Z zoologii można było dostać dwójkę, jeśli się zapomniało, ile łasica ma zębów, a porządny uczeń zobaczywszy zająca otwierał mu pysk, aby się przekonać, czy to przypadkiem nie łasica. Dzisiaj przecież uczy się tego wszystkiego całkiem inaczej, chociaż jeszcze nie uczy się całkiem dobrze. Warto zauważyć, że dzisiejszy sposób wskazywania cech morfologicznych w nauczaniu przyrodniczym zbliża się bardzo do tego sposobu, w jaki praktyczna estetyka uczy o kształcie – i tu i tam chodzi o umiejętność widzenia tego, co się wzrokowi narzuca. Poza tym niezmierną ważność ma przerzucenie punktu ciężkości w nauce o organizmach żywych na biologię . Biologia bowiem daje nam bliższą znajomość organizmu, wzbudza dla nich żywszy interes, a tak samo poddaje się naszej bezpośredniej, codziennej obserwacji, jak morfologia. Analogią biologii w przyrodzie martwej jest geologia dynamiczna, gdzie również nowsza pedagogika uwzględnia przede wszystkim zjawiska codzienne i swojskie. Tak traktowane nauki przyrodnicze zdolne są rzeczywiście ogółowi ludzi wykształconych otworzyć oczy na przyrodę, a tym samym wywrzeć głęboki i decydujący wpływ na jego do przyrody stosunek. Drogą okrężną, przez naukę i w wyższej doskonalszej formie, powraca tu ten sam czynnik, który człowieka pierwotnego tak silnie z przyrodą zespalał, to jest podpatrywanie tajników jej życia. U człowieka pierwotnego działo się to przez ciągłe obcowanie z przyrodą, u nowoczesnego człowieka kulturalnego – w sposób niejako skrócony, drogą obserwacji zaostrzonej przez wiedzę. Dawny człowiek, mało wyodrębniony spośród przyrody, zżyty z nią i w nią wżyty, był jej częścią składową, jej prawdziwym obywatelem. Kultura oddaliła człowieka od przyrody, ale dziś, być może, wiedzie go ku niej na powrót inną drogą i z wygnańca – a niekiedy pasożyta – uczyni może znowu prawym obywatelem jej trójjedynego królestwa.

Pomiędzy czynnikami warunkującymi charakter uczuciowego stosunku człowieka do przyrody jest jeden jeszcze wielkiej wagi. Jest nim przywiązanie do ziemi ojczystej. Uczucie to jest organiczne i odwieczne; ludzie najpierwotniejszych kultur chorują i mrą z nostalgii, i bodaj częściej nawet niż ludzie kultury rafinowanej . Uczucie to jest starsze od dzisiejszego pojęcia miłości ojczyzny, bo w pojęciu „Ojczyzny” tkwią oprócz pierwiastków przyrodzonych, geograficznych i etnograficznych, jeszcze pierwiastki historyczne i prawnopaństwowe. Ale pojęcie ojczyzny i miłość ku niej urodziły się i wyrosły z tego skromnego ziarna. I dziś jeszcze chłop nasz, nawet kiedy szersze pojęcie ojczyzny nie jest mu obce, w gwarze swojej nazywa „ojczyzną” swą ojcowiznę, a pojęcie to rozszerza do wsi rodzinnej i jej bliższej okolicy. Niemcy mają na to osobną nazwę: Heimat, której nam i wielu innym ludom brakuje. O ile chodzi o ziemię w dosłownym znaczeniu, to jest o terytorium z jego przyrodzonymi właściwościami, to miłość ziemi ojczystej, wchodząca w skład szerokiego pojęcia miłości ojczyzny, jest właściwie zawsze tylko idealną projekcją realnego, organicznego uczucia, które nas łączy z ową „Heimat”, z ziemią rodzinną w ściślejszym znaczeniu. Mickiewicz, kiedy mówi „Litwo, Ojczyzno moja!”, nie jest przecie wyznawcą separatyzmu litewskiego, ale piękność ojczyzny widzi tylko i widzieć nie może inaczej, jak przez pryzmat ziemi rodzinnej, którą mu jest Litwa. Czyż na przykład Podhalanin, choćby był najlepszym Polakiem, nie będzie czuł nostalgii tak samo na Polesiu, jak na drugiej półkuli? Ale ta ekskluzywna nieco miłość ziemi rodzinnej, wchodząc w skład miłości ojczyzny, wnosi w nią niejako zapach ziemi, swoją siłę, swoją pierwotność. A sama nawzajem od tego wyższego pojęcia bierze chrzest, nowe światło i nową godność. W kochanym człowieku możemy kochać szczególnie rys jeden, ale dla tego rysu kochamy go przecież całego. Z rozważenia tego stosunku należałoby zaczerpnąć naukę, że wychowanie w duchu miłości ojczyzny powinno większą niż dotychczas zwracać uwagę, jako na jej potężny czynnik, na miłość ziemi rodzinnej, ziemi ojczystej w ściślejszym znaczeniu. Drogą ku temu jest przede wszystkim jej poznanie. Zyskałaby też bardzo wiele pedagogia, gdyby to w program swój wzięła, bo odnalazłaby najprostszy środek złączenia nauki szkolnej z życiem, a przy tym ożywiłaby tę naukę iskrą uczucia. A wreszcie miłość ziemi rodzinnej w tym ściślejszym znaczeniu, w tym promieniu, jaki pracą swoją społeczną władny jest zakreślić zwyczajny człowiek, może się stać silną dźwignią rzetelnej kultury. Miłość ta wiedzie za sobą szanowanie zabytków tej ziemi, usuwanie skaz, jakie pojawiają się na jej kochanym obliczu, staranie o jej piękność… Wiele niepotrzebnych rzeczy przywłaszczamy sobie od Niemców – moglibyśmy pomyśleć o przeszczepieniu ich nowoczesnego ruchu streszczającego się w hasłach „Heimatskunde” i „Heimatspflege” .

Od czasów naszego romantyzmu przyroda, stając się nieodzownym składnikiem poezji, stała się równocześnie składnikiem tego uczucia, które całą tę poezję przelewa , uczucia miłości ojczyzny. „Pan Tadeusz” jest dla nas księgą świętą nie jako epos naszych dziejów, ale jako epos naszej ziemi i nieba.

Zresztą czy poezja nauczyła nas tego, czy i ona i my mieliśmy wspólnego nauczyciela w tętnie tajemnym tej ziemi, dość, że tak jest: stepy i góry, pola i lasy, wody i trzęsawiska zdają się mówić naszym własnym językiem, czuć ból i radość, którymi raduje się i smuci lud cały. Samo powietrze zdaje się być inne jak gdzie indziej i otaczać nas miłosnym ramieniem matczynym. Wierzymy, że człowiek odbity od Polski, dość by pochwycił nozdrzami woń jej pól, aby się poczuł na powrót Polakiem. Ojcowie nasi idąc na wygnanie, nosili garść ziemi w woreczku na piersiach, aby w trumnie posypane nią oczy widziały we śnie wiecznym ojczyznę. W ten sposób przyroda już nie przez zmyślenie chłodnej panpsychy , ale przez pojęcie związku organicznego współżycia, związku krwi, wzięła w siebie ducha i nabrała nowej godności.

Szlachetne zdrowie! – Nikt się nie dowie – Jako smakujesz – Aż się zepsujesz…

Jednym z powodów współczesnego rozniecenia uczucia dla przyrody jest obudzenie się świadomości jak bardzo oddaliliśmy się od niej. Jest to ów rys, który widzieliśmy u Rousseau. Ale coraz natarczywiej zaczyna nasuwać się obawa innej jeszcze straty. Oto jakby nagle zbudzeni ze ślepoty i obojętności, spostrzegamy niespodzianie z przerażeniem, jak na onym matczynym obliczu zanika piękność, a pada na nie blady cień choroby i znękania. Trwoga niepowrotnej utraty bezcennego skarbu roznieca przygasłą iskrę miłości…

Człowiek odkąd pojawił się na ziemi, począł „ujarzmiać” przyrodę. Aż nareszcie ujarzmił ją tak gruntownie, że poczynają mu włosy wstawać z przerażenia, aby w pustce przestrzeni nie został sam na sam – z trupem…

Zaczęło się to od zbierania owoców i łowienia zwierza. Człowiek, jako część przyrody, brał należny sobie udział. Potem przyszło karczowanie puszcz, osuszanie bagien, wprowadzenie dróg przez bezdroża. Użyteczne a poddające się człowiekowi rośliny i zwierzęta zostały udomowione, poszły w niewolę; nieprzyjacielskim wytoczono wojnę. Człowiek rozpoczął panowanie. Na królewskiej szacie ziemi pojawiły się łaty, różnobarwne prostokąty pól, jak na płaszczu dziadowskim. Na skraju osad ludzkich wiały strzępy puszcz wytrzebionych. Ale człowiek, będąc królewięciem z pierworodzeństwa, czuł się zawsze jeszcze dzieckiem przyrody. Łączyły go z nią węzły nieprzeliczone – przejście od kultury do natury nie było gwałtownym rozłamem; kultura była tylko modyfikacją przyrody, może nawet tylko jej urozmaiceniem.

(Czytaj dalej w pełnej wersji książki…)Przypisy

Samotny wędrowiec – ten przydomek zawdzięczał Rousseau tytułowi swej książki Les reveries du promeneur solitaire (Marzenia samotnego wędrowca).

Dwa rodzaje nimf (żeńskie, śmiertelne bóstwa, opiekunki zamieszkiwanych miejsc) w mitologii starogreckiej. Driady to nimfy drzew (szczególnie dębów), najady zaś są nimfami wodnymi.

Pełnych patosu, podniosłych.

Tu w znaczeniu: współodczuwaniem.

Z francuskiego: pejzaż to stan duszy.

Anteusz – w mitologii greckiej syn Posejdona i Gai (ziemi). Dotknięcie ziemi przywracało mu siły. Każdego napotkanego wzywał do walki zapaśniczej. Jednym z jego przeciwników stał się Herakles, który napotkał Anteusza szukając jabłek Hesperyd. Herakles wygrał walkę, gdyż zorientował się, jakie jest źródło niegasnącej siły Anteusza i udusił go trzymając w powietrzu.

Znana maksyma Nietzschego ze Zmierzchu bożyszcz, czyli jak się filozofuje młotem (1888). Tu tłumaczenie dość swobodne, gdyż Nietzsche ujął to lapidarnie: Nur ergangene Gedanken sind gut – wartościowe są tylko myśli wychodzone.

Herman Ludwig Ferdinand von Helmholtz (1821–1894) – wybitny niemiecki fizyk, fizjolog, filozof i lekarz, m.in. sformułował zasadę zachowania energii oraz dokonał wielu odkryć w dziedzinie optyki.

Tu oczywiście w znaczeniu „wybitni artyści”, nie zaś w takim, z jakim kojarzy się obecnie słowo „sztukmistrz”.

Przestarzały termin, oznaczający brak aktywności ruchowej, dziś powiedzielibyśmy o pracy siedzącej.

Oczywiście w znaczeniu „niezdrowych” (np. przemysłowych), nie w sensie higieny osobistej.

W czasach, gdy powstawała Kultura a natura, poglądy takie były dość powszechnie akceptowane wśród wykształconych warstw społecznych. Dopiero bieg późniejszych wydarzeń, jak rozwój haniebnych ideologii i praktyk (np. nazistowskich), które wykorzystały postulaty „higieny rasowej” do zbrodniczych celów, sprawił, że zaczęto zdawać sobie sprawę z ogromu zagrożeń związanych z nimi.

Tu w znaczeniu: niezrozumienie.

Właściwie: Heimatkunde – odpowiednik polskiego krajoznawstwa jako zorganizowanych wysiłków na rzecz poznawania swej ojczyzny, jej kultury, wartości przyrodniczych, zróżnicowania regionalnego itp.

Ideę miasta-ogrodu jako pierwszy przedstawił Anglik Ebenezer Howard w roku 1898 w książce Garden Cities of Tomorrow. Powstała ona w opozycji wobec gwałtownej urbanizacji i intensywnej zabudowy miast przemysłowych. Zakładała tworzenie w pobliżu dużych miast satelickich miast-osiedli, z parterową zabudową i dużą ilością zieleni, ze starannie zaplanowanym układem przestrzennym, zapewniającym realizację rozmaitych funkcji usługowych, o raczej niewielkiej łącznej liczbie mieszkańców (maksymalnie ok. 30 tys.), za to dobrze skomunikowanych z większymi ośrodkami miejskimi, otoczonych terenami rolniczymi. Zrealizowano kilkadziesiąt takich pomysłów w skali świata, w tym w Polsce m.in. w Milanówku i Podkowie Leśnej pod Warszawą, w Puszczykowie pod Poznaniem i w Giszowcu na terenie Katowic.

Odpoznanie znaczyło w ówczesnej polszczyźnie albo „stawanie się na powrót nieznajomym”, albo – na gruncie psychologii – „poznawanie odtworzonej treści psychicznej jako już wcześniej doświadczanej”. Pawlikowski używa tu i dalej owego pojęcia w sposób nieco niejasny w kontekście całości.

Urocza nauka – tak botanikę określił Karol Linneusz, twórca jej nowoczesnej postaci.

Pisząc w tym miejscu o biologii, Pawlikowski ma na myśli to, co współcześnie określa się „ekologią”, rozumianą jako nauka badająca wzajemne stosunki pomiędzy organizmami żywymi oraz między organizmami a środowiskiem. Wspomniana przez niego „nauka o organizmach żywych” to wedle współczesnych uściśleń właśnie biologia, w ramach której mieści się zarówno morfologia, jak i przeciwstawiana jej ekologia (uwagę tę zawdzięczam Michałowi Sobczykowi).

Właściwie: Heimatpflege – ruch na rzecz ochrony specyfiki regionalnej i jej walorów. Polskim odpowiednikiem byłby zatem ruch regionalistyczny. Należy jednak pamiętać, że niemiecki termin „Heimat” nie ma w j. polskim dobrego odpowiednika – w Niemczech oznacza on coś pomiędzy „ojczyzną” a „stronami rodzinnymi”, stanowiąc wypadkową patriotyzmu ogólnokrajowego, regionalnego i lokalnego.

Panpsyche (z greckiego pan – ogół, powszechność, całość; psyche – dusza) – wszechwładztwo duszy lub przekonanie o tym, że wszędzie istnieje i panuje jeden duch. Wyjaśnienie to podaję za przypisem 1(2) do fragmentów Kultury a natury, w: Bogdan Suchodolski, Ideały kultury a prądy społeczne. Wypisy z dzieł myślicieli polskich XIX i XX wieku, Nakładem „Naszej Księgarni” Sp. Akc. Związku Nauczycielstwa Polskiego, Warszawa 1933, s. 51, oraz za przypisem 118 do fragmentów Kultury a natury w: Jacek Kolbuszewski (wybór, opracowanie, wstęp), Literatura i przyroda, Wydawnictwo „Książnica”, Katowice 2000, s. 343.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: