Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kurs publiczny literatury polskiej w XIX wieku - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kurs publiczny literatury polskiej w XIX wieku - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 204 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Sza­now­ni Słu­cha­cze!

W do­tych­cza­so­wym cią­gu mo­je­go pu­blicz­ne­go wy­kła­du o li­te­ra­tu­rze eu­ro­pej­skiej bie­żą­ce­go stu­le­cia, za­sta­na­wia­jąc się nad ar­cy­dzie­ła­mi wiel­kich po­etów, mów­ców, dzie­jo­pi­sa­rzów, my­śli­cie­li, nie­raz mia­łem spo­sob­ność uwy­dat­nić, że zdo­by­cze i utwo­ry umy­słu ludz­kie­go są już dzi­siaj wła­sno­ścią po­wszech­ną, i że roz­wój du­cho­wy, kro­czą­cy na­przód pra­co­wi­cie ale bez prze­rwy, co­raz bar­dziej za­cie­ra gra­ni­ce geo­gra­ficz­ne, gra­ni­ce ję­zy­ków i na­ro­do­wo­ści, tak iż na wszyst­kich, na miesz­kań­ców naj­od­le­glej­szych za­kąt­ków cy­wi­li­zo­wa­nej zie­mi, spły­wa współ­po­sia­da­nie i po­ży­tek z po­stę­pu, ja­kim się dru­gi jej kra­niec za­szczy­ca. So­li­dar­ność ta mię­dzy­na­ro­do­wa do­ty­czy wszyst­kich zgo­ła naj­szla­chet­niej­szych owo­ców du­cha ludz­kie­go: na­uki, li­te­ra­tu­ry i sztu­ki; wszak­że ża­den z nich nie przy­czy­nił się tak da­le­ce do zbli­że­nia mię­dzy sobą lu­dów Eu­ro­py, do wza­jem­ne­go uczcze­nia tego, co w dru­gim jest i za­cnem i wiel­kiem, jak ów kwiat twór­czo­ści umy­sło­wej czło­wie­ka, myśl i pięk­no ucie­le­śnio­ne pod for­mą; sło­wa, jak po­ezya i w ogó­le li­te­ra­tu­ra. Ale taż sama sza­ta sło­wa, uka­zu­ją­ca się pod po­sta­cią mowy na­ro­do­wej, na­da­je tej znów li­te­ra­tu­rze ce­chy jed­no­cze­śnie od­ręb­ne w każ­dym na­ro­dzie, któ­rych nie go­dzi się spusz­czać z oka wten­czas na­wet, gdy przedew­szyst­kiem nam cho­dzi o przy­swo­je­nie so­bie skar­bów ob­czy­zny, o uczest­nic­two w ar­cy­two­rach wiel­kich ge­niu­szów wszyst­kich kra­jów i wszyst­kich stu­le­ci. Śmiem po­wo­łać się w tej mie­rze na świa­dec­two szan… mo­ich Słu­cha­czy, że przed­sta­wia­jąc już do­tąd z ko­lei ob­ra­zy li­te­ra­tur fran­cuz­kiej, an­giel­skiej, nie­miec­kiej, wło­skiej, hisz­pań­skiej, ma­djar­skiej, duń­skiej i szwedz­kiej, na od­no­śne ich sta­no­wi­sko na­ro­do­we bacz­ną, za­wsze zwra­ca­łem uwa­gę, – że bez żad­nych stron­nych uprze­dzeń ni za ni prze­ciw, wska­zy­wa­łem to za­wsze, co god­ne jest na­sze­go uwiel­bie­nia i na­szej wdzięcz­no­ści, gdzie­by­kol­wiek ono wy­ro­sło i jak­kol­wiek­by było od na­sze­go spo­so­bu wi­dze­nia i na­szych za­mi­ło­wań od­le­głe, – że owszem owo sta­no­wi­sko na­ro­do­we w każ­dem po szcze­gó­le pi­śmien­nic­twie było mi nie­zmien­nym punk­tem wyj­ścia i ska­lą, do któ­rej całą twór­czość li­te­rac­ką wszyst­kich lu­dów Eu­ro­py przy­kła­da­łem. Otóż je­że­li wiel­kie dzie­ła ob­czy­zny pod­no­szą, na­sze­go du­cha, roz­grze­wa­ją ser­ce, na­pa­wa­ją smak wy­kwint­nem po­czu­ciem pięk­no­ści, o ileż go­rę­cej prze­ma­wiać będą do nas utwo­ry wła­snych na­szych pi­sa­rzów, z któ­ry­mi ła­twiej nam współ­czuć, bo co ich było świę­to­ścią, jest tak­że i na­szą, bo oni two­rząc, nas wła­śnie mie­li na oku, two­rzy­li dla nas, nam od­kryć pra­gnę­li naj­głęb­sze taj­ni­ki swo­jej my­śli, zło­te sny swój, fan­ta­zyi, albo po­nu­re wi­dze­nia. A po­czet to pi­sa­rzów ob­fi­ty, bo­ga­ty w zna­ko­mi­to­ści wszel­kie­go ro­dza­ju, tęt­nią­cy ży­ciem wspo­mnień, ży­ciem chwi­li i prze­czu­cia­mi przy­szłych lo­sów ludz­ko­ści. Do tego sze­re­gu współ­cze­snych na­szych po­etów i my­śli­cie­li przy­stę­pu­ję tedy w ob­ra­zie pol­skiej li­te­ra­tu­ry, jaki z ko­lei dziś roz­po­czy­nam.

Nie taję ja przed sobą trud­no­ści tego zda­nia, – nie taję, że w tej czę­ści mo­je­go wy­kła­du, wię­cej jesz­cze niż do­tąd, po­trze­bo­wać będą… ca­łej po­błaż­li­wej względ­no­ści szan… mo­ich Słu­cha­czy. Sama już na­tu­ra tego wy­kła­du nie po­zwo­li mi wy­czer­py­wać przed­mio­tu, tak jak­bym pra­gnął, we wszyst­kich jego kie­run­kach i szcze­gó­łach, – a jak­kol­wiek sto­sun­ko­wo do in­nych li­te­ra­tur, któ­re­śmy do­tąd prze­bie­gli, na­szą trak­to­wać będę znacz­nie ob­szer­niej, nie­raz prze­cież wy­pad­nie mi, dla zwię­zło­ści, po­wstrzy­mać się w nie­jed­nym po­glą­dzie, prze­mil­czać o nie­jed­nym pi­sa­rzu lub jego utwo­rze. Po­bła­ża­nia więc przedew­szyst­kiem znie­wo­lo­ny będę spo­dzie­wać się pod tym wzglę­dem, iżby świa­tłe to gro­no, do­kład­nie z li­te­ra­tu­rą oj­czy­stą obe­zna­na, i za­szczy­ca­ją­ce Swo­ją obec­no­ścią moje od­czy­ty je­dy­nie przez go­rą­ce w niej za­mi­ło­wa­nie, gdy nie spo­tka się wca­le, albo w po­bież­niej­szej je­dy­nie wzmian­ce, z ja­kiem imie­niem dal­szo­rzęd­nem, ra­czy­ło nie kłaść po­dob­nych re­ty­cen­cyj na karb mo­jej ja­ko­by obo­jęt­no­ści. Co do sa­mych­że ocen, ile że wy­szły one wprost z wła­sne­go mego za­pa­try­wa­nia się, z ser­decz­ne­go w głę­bi du­szy prze­ję­cia się świet­ne­mi za­le­ta­mi, choć nie­raz i bra­ka­mi tego dro­gie­go nam wszyst­kim pi­śmien­nic­twa, i że ich żad­ną przy­jaź­nią ni nie­na­wi­ścią, żad­ną oba­wą ni na­dzie­ją pa­czyć nie my­ślę, od­po­wiem za nie za­wsze i wszę­dzie, a są­dzę, iż się z nich każ­dej chwi­li przed są­dem wza­jem­nej znów kry­ty­ki wy­tłó­ma­czyć po­tra­fię.

Prze­pra­szam za ten zwrot, bez wąt­pie­nia zbyt oso­bi­sty, ale czu­łem po­trze­bę do­tknię­cia choć z lek­ka tego, co na­peł­nia mi ser­ce w tej uro­czy­stej dla mnie chwi­li, gdy pierw­szy po prze­rwie dłu­go­let­niej przy­stę­pu­ję do przed­sta­wie­nia tu w ży­wem sło­wie, w obec pu­blicz­no­ści więk­szej i doj­rza­łej, ży­we­go, ile zdo­łam, ob­ra­zu na­szej wła­snej li­te­ra­tu­ry. Przed trzy­dzie­stą kil­ku laty czy­nił toż samo z tego sa­me­go miej­sca je­den z ko­ry­fe­uszów pol­skie­go klas­sy­cy­zmu, Lu­dwik Ogiń­ski, nie­gdy pro­fes­sor Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go; a jak­kol­wiek ten okres, któ­re­go on był jed­nym z naj­świct­niej­szych przed­sta­wi­cie­li, prze­brzmiał od daw­na, i głęb­szych na­wet ko­rze­ni nie za­pu­ścił w na­ro­dzie, prze­cież Osiń­ski sku­piał w so­bie jego za­ra­zem i re­fle­xyj­ność i twór­czość, i dla­te­go sa­me­go już (a mó­wię to bez uda­nej skrom­no­ści, bez żad­nej my­śli ukry­tej) nie może być żad­nych na­wet punk­tów po­rów­na­nia po­mię­dzy jego wy­kła­dem sa­mo­twór­czym, choć za­bar­wio­nym nie­raz przez pry­zmat jed­nej szko­ły, a moim, pra­gną­cym wy­rwać się z wię­zów szko­lar­stwa, lecz za to wprost tyl­ko po­glą­do­wym. Może prze­cież i taki, na jaki stać mnie, nie zo­sta­nie zu­peł­nie bez po­żyt­ku; może i nam wspól­nie uda się od­kryć w wiel­kich mi­strzach na­szej po­ezyi i wy­mo­wy nie­do­strze­żo­ne do­tąd pięk­no­ści, wy­ka­zać zwią­zek po­mię­dzy utwo­rem a twór­cą, po­dwo­ić albo pod­trzy­mać za­pał, ja­kim każ­da re­gu­lar­na in­tel­li­gen­cya, każ­dy umysł na­le­ży­cie upo­sa­żo­ny, pło­ną dla tej naj­droż­szej swo­jej wła­sno­ści, dla zro­słych z nie­mi skar­bów swo­jej li­te­ra­tu­ry.

* * *

Po na­ro­dach ro­mań­skie­go po­łu­dnia, ger­mań­skie­go za­cho­du i pół­no­cy, prze­no­si­my się te­raz w samo ser­ce Sło­wiańsz­czy­zny, po­dzie­lo­nej na dwie wiel­kie od­no­gi: za­chod­nią i wschod­nio-po­łu­dnio­wą. Pier­wot­na jej sie­dzi­ba, od­gra­dza­ją­ca rze­czy­wi­stość od ba­śni, hi­sto­ryą od tra­dy­cyi, mie­ści­ła się mię­dzy niż­szym Du­na­jem a Gre­cyą pół­noc­ną, od Kar­pat aż pra­wie do Ad­ry­aty­ku. W od­le­głej sta­ro­żyt­no­ści znaj­do­wa­ło się tu kil­ka sa­mo­ist­nych kró­lestw sło­wiań­skich; póź­niej Rzy­mia­nie ob­ra­ca­li nie­któ­re z nich na swo­je pro­win­cye i po­wie­rza­li je swo­im pro­kon­su­lom i pro­pre­to­rom. Gra­ni­ce tych pro­win­cyj zmie­nia­ły się czę­sto, zaś ogni­ska ad­mi­ni­stra­cyi wzra­sta­ły w mia­sta i sta­wa­ły się na po­tem punk­ta­mi sto­łecz­ne­mi, jak np. Wie­deń. Tędy więc cy­wi­li­za­cya szła ku pół­no­cy i dzia­ła­ła na bar­ba­rzyń­ców, ale nic nie zdo­ła­ło po­wstrzy­mać na­pły­wu lu­dów wę­drow­nych, któ­re tędy cią­gnę­ły w głąb Eu­ro­py. Do­pie­ro chrze­ściań­stwo, po­sta­wiw­szy sto­pę na i tym grun­cie sło­wiań­skim, po­tra­fi­ło prze­być tę za­po­rę i sze­rząc wpływ swój z jed­nej stro­ny ku Do­no­wi, z dru­giej ku Wi­śle, po­tra­fi­ło pod­bić i uor­ga­ni­zo­wać nie­zmier­ną lud­ność owych kra­in nie­do­stęp­nych i nie­zna­nych. Tu za­tem była ko­leb­ka no­wo­cze­snej hi­sto­ryi Sło­wian i w tej pierw­szej za­raz jej epo­ce ję­zyk sło­wiań­ski roz­dzie­lił się na dy­alek­ty, ku cze­mu dąż­ność mia­ła swój za­ród w sa­mej jego na­tu­rze. Pień po­je­dyn­czy zra­zu, od dołu już roz­cho­dzi się­gną dwa szcze­py, z któ­rych każ­dy roz­wi­ja­jąc się osob­no, pusz­cza roz­ma­ite ga­łę­zie; z nich jed­na pod­nio­sła naj­pierw­sza swo­ją mowę do god­no­ści ję­zy­ka, któ­ry stał się ję­zy­kiem świę­tym, bi­blij­nym i li­tur­gicz­nym.

Mimo to jed­nak, kra­je któ­re zda­wa­ły się prze­zna­czo­ne na sto­li­cę cy­wi­li­za­cyi i kul­tu­ry lu­dów sło­wiań­skich, w dal­szym po­stę­pie nie tyl­ko dały się wy­prze­dzić, ale na­wet od­pa­dły głę­bo­ko w ciem­no­tę. Róż­ne oko­licz­no­ści były tego przy­czy­na. Po­ło­że­nie na wiel­kim go­ściń­cu hord bar­ba­rzyń­skich z daw­na już prze­szka­dza­ło wiel­kim za­wiąz­kom znacz­niej­szej jed­no­ści i siły. Lud­ność zmia­ta­na z płasz­czyzn, za­gro­żo­na nie­raz zu­peł­ną za­gu­bą pod no­ga­mi dzi­kich wę­drow­ców, mu­sia­ła ucie­kać w góry i rze­czy­wi­ście Gó­ra­le – to są re­pre­zen­tan­ta­mi sło­wia­ni­zmu: u nich za­cho­wa­ła się mowa i tra­dy­cya sło­wiań­ska. W gó­rach prze­cież, jak wia­do­mo, krze­wią się nie­któ­re ga­łę­zie li­te­ra­tu­ry, ale kwiat ich, jak­kol­wiek pięk­ny i rzad­kiej świe­żo­ści, nig­dy nie bywa bo­ga­ty. Są ro­dza­je, ga­tun­ki li­te­rac­kie, któ­re tyl­ko wśród lud­no­ści pra­co­wi­tej i spo­koj­nej o swo­je po­trze­by fi­zycz­ne upra­wia­ne być mogą. Dla tego też stwo­rzo­no tu­taj po­ezyę li­rycz­ną, stwo­rzo­no epi­zo­dy hi­sto­rycz­ne, ale wszyst­ko co jest umie­jęt­no­ścią, li­te­ra­tu­rą wyż­szą, ani przy­jąć się, ani roz­wi­nąć nie mo­gło. Waż­niej­szym jesz­cze po­wo­dem roz­ter­ki, nie­mo­cy tych na­ro­dów, był roz­dział re­li­gij­ny, kie­dy na­czel­ni­cy ich, idąc za wła­snem prze­ko­na­niem, albo za kie­run­kiem oko­licz­no­ści, skła­nia­li się na stro­nę By­zan­cy­um lub Rzy­mu. Za­ra­zem są­siedz­two lu­dów cy­wi­li­zo­wa­nych, za­miast iżby wy­war­ło wpływ ko­rzyst­ny w epo­kach spo­koj­nych, sta­wa­ło się nie­bez­pie­czeń­stwem pod­czas za­mie­szek we­wnętrz­nych. Gre­cy i Ła­cin­ni­cy, wno­sząc tu i za­szcze­pia­jąc swój or­ga­nizm, two­rzy­li za­wiąz­ki bytu, nie ma­ją­ce­go żad­nej wspól­no­ści z ży­ciem sło­wiań­skie.

Zwierzch­ni­cy Sło­wian sta­ra­li się nie­kie­dy na­śla­do­wać or­ga­ni­za­cyę grec­ką, rzym­ską, na­wet feu­dal­ną; ztąd, obok dwóch wy­znań re­li­gij­nych, po­wstał an­ta­go­nizm wie­lu róż­no­rod­nych po­rząd­ków spo­łecz­nych.

Wszyst­kie te zmia­ny sta­ro­daw­nej Sło­wiańsz­czy­zny do­ko­na­ły się oko­ło r. 1000 na­szej ery, głów­nie za usta­no­wie­niem mo­nar­chii Ma­djar­skiej, a z nich wy­szły i od­zna­czy­ły się wy­raź­nie pań­stwa Rusi, Le­chii, Czech i kra­je lu­dów sło­wiań­skich w oko­li­cach Kar­pat. Od­tąd wła­ści­wie koń­czy się hi­sto­rya ogól­na mowy sło­wiań­skiej, a po­czy­na się hi­sto­rya ję­zy­ków od­dziel­nych. Ję­zy­ki te mają swój kształt do­bit­nie od­ręb­ny i uka­zu­ją się zdol­ne do dal­sze­go roz­wo­ju, lubo nie do zu­peł­ne­go prze­ro­dze­nia się. Za­pew­ne, wpływ wza­jem­ny ję­zy­ków po­bra­tym­czych mógł je mo­dy­fi­ko­wać: cze­ski prze­bi­ja się w hym­nie Bo­ga­Ro­dzi­cy, pol­ski przez swo­je po­ezyę no­wo­cze­sne wy­warł moc­ne dzia­ła­nie na cze­ski i serb­ski, serb­ski daje się wy­ka­zać w sta­ro­żyt­nej ru­skiej li­te­ra­tu­rze, – ale za­wsze głów­ny cha­rak­ter każ­dej z tych ga­łę­zi jest sa­mo­ist­ny i od­dziel­ny. Z po­mię­dzy trzech głów­nych ję­zy­ków, któ­re obec­nie gó­ru­ją w mo­wie sło­wiań­skiej, przo­du­ją­cy ga­łę­zi wschod­niej, ros­syj­ski, wziąw­szy świet­ną pu­ści­znę po li­te­ra­tu­rze bi­zan­tyń­skiej, wspar­ty nie­zmier­ną dziś po­tę­gą na­ro­du, dziel­nych jesz­cze za­czerp­nął pod­staw w cy­wi­li­za­cyi no­wo­żyt­nej. Li­te­ra­tu­ra cze­ska, po­sia­da­ją­ca po­mni­ki już na­wet z wie­ku X, a w XI, XII i XIII li­czą­ca wie­le dziel pi­sa­nych, zdła­wiw­szy się po­tem wpły­wem nie­miec­kim, a nie ma­jąc dość siły na przy­swo­je­nie so­bie pier­wiast­ku cu­dzo­ziem­skie­go, sama sie­bie prze­na­ro­do­wi­la. Pol­ska, po­zo­sta­jąc mniej ory­gi­nal­ną, ale też mniej w so­bie za­skle­pio­ną od in­nych, od serb­skiej np., roz­bu­ja­ła ze wszyst­kich naj po­tęż­niej; nie ule­gł­szy pod za­le­wem ła­ciń­skiej, przy­własz­czy wszy póź­niej wie­le z fran­cuz­kiej, na­śla­du­jąc czę­sto an­giel­ską i nie­miec­ką, nie po­zby­ła się jed­nak by­najm­niej isto­ty swo­je­go cha­rak­te­ru, lubo wła­ści­wie znów trud­no jest nie­skoń­cze­nie, cha­rak­ter tak tej li­te­ra­tu­ry, jak w ogó­le Pol­ski, na któ­rą dzia­ła­ło tyło wpły­wów naj­róż­no­rod­niej­szych, któ­ra umie­ści­ła w so­bie tyle sprzecz­nych ży­wio­łów, po­dać w jed­nem okre­śle­niu i jed­ną na­zwą ozna­czyć. Zjed­nej stro­ny dzia­łał na rzecz­po­spo­li­tą świat cy­wi­li­zo­wa­ny i tu na­śla­do­wa­ła ona Wło­chy, Fran­cyę, Niem­cy, Hisz­pa­nię, – z dru­giej świat nie­okrze­sa­ny, a tu­taj na­śla­do­wa­no Ta­ta­rów lub Tur­ków, któ­rych np. wy­ra­zy i ubio­ry spo­ty­ka­my w wie­ku XVI obok hisz­pań­skich i wło­skich. Wi­dać było wy­raź­nie, że­śmy żyli na gra­ni­cy Eu­ro­py i Azyi. Wszak­że kie­dy Pol­ska przy­ję­ła chrzest św. prze­obra­zi­ła się już była w mo­nar­chię wo­jow­ni­czą, któ­ra w swo­jej wal­ce o nie­pod­le­głość z Niem­ca­mi ogrom­ną roz­wi­jać za­czę­ła silę, lubo wśród wal­ki tej zni­kły ple­mio­na sło­wiań­skie mię­dzy Odrą a Elbą, któ­re nie chcia­ły się wy­rzec bał­wo­chwal­stwa, – zniem­cza­ły Szląsk i Po­mo­rze Nad­bał­tyc­kie, – a w sa­mem ser­cu Sło­wiańsz­czy­zny ugrzązł klin, skut­kiem pod­bi­cia Pruss przez za­kon krzy­żac­ki; a jed­no­cze­śnie mia­sta, za­lud­nio­no u wszyst­kich pra­wie Sło­wian za­chod­nich przez wy­chodź­ców nie­miec­kich, sta­nę­ły jako for­pocz­ty nie­miec­kiej na­ro­do­wo­ści. Z tem wszyst­kiem uda­ło się na­ro­do­wo­ści pol­skiej usta­no­wić pań­stwo od­ręb­ne, uwol­nić się od ce­sar­stwa nie­miec­ko-rzym­skie­go, spo­lsz­czyć miej­skie osa­dy i za Ja­giel­lo­nów po­łą­czo­ne­mi si­ła­mi za­dać sta­now­czą klę­skę za­ko­no­wi teu­toń­skie­mu na rów­ni­nach Grun­waldz­kich. Utrwa­liw­szy w ten spo­sób swą sa­mo­ist­ność pań­stwo­wą, na­ro­do­wość pol­ska nie pod­da­ła się rów­nież ger­ma­ni­zmo­wi pod wzglę­dem umy­sło­wym; nie przy­jąw­szy udzia­łu w kru­cy­atach, nie przy­swo­iła so­bie tak­że sys­te­ma­tu fe­odal­ne­go, ani ry­cer­stwa z jego czcią oso­bi­ste­go ho­no­ru, – owszem za­czę­ła wy­ra­biać nie­mal wy­łącz­nie na wzo­rach sta­ro­żyt­nych, mia­no­wi­cie na rzym­skich, swo­ją li­te­ra­tu­rę, w któ­rej nie masz pra­wie żad­nych śla­dów ro­man­ty­cy­zmu, żad­nych po­ry­wów ku temu, co jest nad­ziem­skie i nad­przy­ro­dzo­ne. Cała ta li­te­ra­tu­ra od­zna­cza się uczu­ciem we­wnętrz­ne­go za­do­wo­le­nia, spo­koj­nym na­stro­jem, po­czu­ciem swo­je­go bytu spo­łecz­ne­go i mo­ty­wa­mi wy­łącz­nie pa­try­otycz­ne­mi. Po­dob­na do rzym­skiej, cała ta li­te­ra­tu­ra nosi na so­bie cha­rak­ter po­li­tycz­ny i ob­ra­ca się oko­ło kwe­styj pań­stwo­wych i spo­łecz­nych; po­dob­nie jak rzym­ska wy­ra­ża i uosa­bia ona głów­nie ży­cie jed­ne­go tyl­ko sta­nu, któ­ry sam je­den wziął na sie­bie udział w pra­cy umy­sło­wej na­ro­du, a jak­kol­wiek prze­nik­nio­na du­chem wol­no­ści oby­wa­tel­skiej i idea jed­nost­ki, prze­waż­nie prze­cież po­zo­sta­ła się za­wsze szla­chec­ką. Naj­wyż­sze­go szczy­tu swo­je­go roz­wo­ju do­się­gła ta li­te­ra­tu­ra w XVI wie­ku, w tak zwa­nym zło­tym okre­sie Zyg­mun­tow­skim, kie­dy za ostat­nich kró­lów z dy­na­styi Ja­giel­lo­nów szlach­cie uda­ło się otrzy­mać prze­wa­gę i za­mie­nić tron suk­ces­syj­ny na elek­cyj­ny, w ro­dza­ju rze­czy­po­spo­li­tej, na cze­le któ­rej stał mo­nar­chii w pra­wach swo­ich nie­zmier­nie ogra­ni­czo­ny.

Po­nie­waż jed­nak każ­dy na­ród na­śla­du­je obcą oświa­tę tyl­ko do­pó­ty, do­pó­ki się nie po­czu­je na si­łach i sa­mo­dziel­nie roz­wi­jać się nie za­cznie, prze­to sko­ro się tyl­ko roz­bu­dzi­ły umy­sły w pol­skim na­ro­dzie, lubo kształ­co­nym do­tąd na rzym­skim roz­wo­ju, ale któ­re­go ist­nie­nie po­li­tycz­ne było już utrwa­lo­ne, myśl jego sa­mo­ist­niej­sza uka­za­ła się za­raz w ba­da­niu wia­ry. Prze­bi­ja się to z po­cząt­ku w nie­licz­nych na­po­mknie­niach w po­ezyi i teo­lo­gii, – a po­tem iskra roz­pło­mie­nia się w po­żar ogni­sty i obu­dzo­na myśl wy­pły­wa na jaw dla wszyst­kich czy­ta­ją­cych w utwo­rach na­szych po­etów i uczo­nych. Rzecz-to nie­ma­ło waż­na, że już od XIV wie­ku dąż­ność ro­zu­mo­wa zna­mio­nu­je wszyst­kie pra­wie cel­niej­sze utwo­ry na­szej li­te­ra­tu­ry; nic masz ga­łę­zi, w któ­rej­by nie krą­ży­ły żywe soki roz­bu­dzo­nej sa­mo­dziel­no­ści du­cha, co na­wet dzie­łom spe­cy­al­nym nada­wa­ło u nas ową bar­wę od­ręb­ną, im cał­kiem wła­ści­wą, dą­żą­cą wy­raź­nie do pu­blicz­ne­go po­żyt­ku dla ogó­łu. Na sa­mo­dziel­ność tę prze­waż­nie wpły­nę­ła re­for­ma­cya, któ­ra już w XIV wie­ku wkro­czy­ła do Pol­ski z Czech w na­uce Hus­sa, póź­niej z Nie­miec w pro­te­stan­ty­zmie, a lubo za­prze­czać nie my­ślę, że po­czy­na­ła ona so­bie w naj­wyż­szych za­gad­nie­niach spół­e­czeń­stwa jed­no­stron­nie, sko­ro re­for­ma­to­ro­wie po­wsta­wa­li z po­cząt­ku na for­my, po­tem i na za­sa­dy bytu hi­sto­rycz­ne­go, na wy­ro­bie­nie któ­re­go skła­da­ły się całe wie­ki, prze­cież zba­wien­ne jej dzia­ła­nie na nasz ję­zyk i na­szę pi­śmien­nic­two nie może dla­te­go być po­da­ne w wąt­pli­wość. Chcąc prze­cią­gnąć na swo­ją stro­nę mas­sy, re­for­ma­cya prze­mó­wi­ła od razu ję­zy­kiem ogó­łu, na­ro­do­wym, i zmu­si­ła tem sa­mem du­cho­wień­stwo rzym­sko­ka­to­lic­kie do po­rzu­ce­nia ze swej tak­że stro­ny ła­ci­ny, do sta­cza­nia z nią wal­ki orę­żem mowy oj­czy­stej. Pro­te­stan­tyzm sze­rzył się wów­czas po­mię­dzy szlach­tą tem bar­dziej, ile że scho­dził się z roz­wo­jem swo­bód po­li­tycz­nych, do któ­rych ona tak wiel­ki mia­ła po­ciąg, i że do wol­no­ści, jaką już po­sia­da­ła, rada była do­dać jesz­cze nie­zna­ną jej do­tąd swo­bo­dę su­mie­nia. W tej sa­mej epo­ce, kie­dy w ca­łej Eu­ro­pie za­chod­niej za wia­rę roz­le­wa­ły się krwi stru­mie­nie, w jed­nej Pol­sce, w wie­ku XVI, pro­pa­gan­da re­li­gij­na od­by­wa­ła się bez żad­nej prze­szko­dy, po­wsta­wa­ły i mno­ży­ły się w nie­skoń­czo­ność roz­licz­ne sek­ty re­li­gij­ne-

Osta­tecz­no­ści te prze­cież wy­wo­ła­ły zno­wu re­ak­cyę w na­ro­dzie, przez co za­ra­zem wy­szło na jaw, jak owo zwy­cięz­two re­for­my było tyl­ko po­zor­nem i po­wierz­chow­nem, i jak mia­no­wi­cie wy­bry­ki jej, sku­pio­ne nie­ja­ko wA­ry­ani­zmie, w wiel­kiej mas­sie mało bu­dzi­ły sym­pa­tyi. Or­ga­nem tej re­ak­cyi był za­kon je­zu­itów, któ­ry w krót­kim nie­zmier­nie cza­sie roz­krze­wił się, za­tw­lad­nął wszyst­kie­mi nie­mal za­kła­da­mi na­uko­we­mi i skut­kiem tego wy­cho­wał kil­ka idą­cych po so­bie po­ko­leń w du­chu nie­to­le­ra­noyi re­li­gij­nej, tak nie­zgod­nej do­tąd jesz­cze z cha­rak­te­rem na­ro­du. Je­zu­ici od­nie­śli zwy­cięz­two nad pro­te­stan­ty­zmem, ale w ich rę­kach zga­sła po­chod­nia po­ezyi i twór­czo­ści na­ro­do­wej, – smak szla­chet­ny i czy­sty wy­krzy­wił się, a wy­lę­gła z nie­go po­twor­ność wy­ra­zi­ła się w XVII i pierw­szej po­ło­wie XVIII stu­le­cia w epo­ce tak zwa­nej pa­ne­gi­rycz­no-ma­ka­ro­nicz­nej. I na polu hi­sto­rycz­nem owo­ce tych spo­rów re­li­gij­nych były gorz­kie; w ich na­stęp­stwie, przy uszczu­pla­nej jasz­cze cią­gle wła­dzy kró­lew­skiej, przy roz­ro­ście szla­chec­kiej swa­wo­li, or­ga­nizm pań­stwo­wy za­nie­mógł, aż na­resz­cie pod ko­niec ze­szłe­go wie­ku utra­cił swą… sa­mo­ist­ność po­li­tycz­na.

Za póź­no już, bo w dru­giej do­pie­ro po­ło­wie prze­szłe­go stu­le­cia, po­zna­no się na tych wa­dach za­sad­ni­czych pol­skie­go ustro­ju. Król Sta­ni­sław Au­gust, sam pe­łen ukształ­ce­nia, na­wet uczo­ny, umy­ślił mię­dzy in­ne­mi za­ra­dzić złe­mu prze­kształ­ce­niem edu­ka­cyi pu­blicz­nej, opie­ka udzie­lo­ną pol­skim pi­sa­rzom i ar­ty­stom. W oko­ło kró­la orę­dow­ni­ka li­te­ra­tu­ry ze­bra­ła się cała ple­ja­da zna­ko­mi­tych ta­len­tów, ję­zyk oczy­ścił się i upro­ścił, a dla pi­śmien­nic­twa roz­po­czął się nowy okres roz­wój u, któ­ry wszak­że po­mi­mo ca­łe­go swe­go bla­sku i mi­strzow­stwa for­my nie był czem in­nem, jak tyl­ko czy­ściej­szem na­śla­do­wa­niem fran­cuz­kiej li­te­ra­tu­ry od­ro­dze­nia. Do­strze­ga­my w niej ten sam lek­ki ra­cy­ona­lizm, tę samą, kry­ty­kę po­wierz­chow­ny, któ­ra ośmie­sza po­da­nia i wia­rę, zwią­za­ne naj­sil­niej i nie­odwo­łal­nie z dzie­ja­mi na­ro­du. To też z tych i in­nych usi­ło­wań na­ród, któ­ry pier­wiast­ków miesz­czań­skich nic po­sia­dał wca­le, – lubo za to jego ży­wioł szla­chec­ki da­le­ko wyż­sze miał po­ję­cia o wol­no­ści spo­łecz­nej, ani­że­li ja­ki­kol­wiek inny we współ­cze­snej Eu­ro­pie za­chod­niej, z wy­jąt­kiem jed­nych chy­ba An­gli­ków – ten na­ród nasz wy­niósł z tych usi­ło­wań tę je­dy­ną, ogrom­ną wpraw­dzie ko­rzyść, iż pod ru­ną­cym gma­chem pań­stwo­wym oca­la­ła jego wła­ści­wość, roz­ra­dza­ją­ca się w no­wem ży­ciu i ob­ja­wią­ca przy oko­licz­no­ściach naj­mniej sprzy­ja­ją­cych przy­kła­dy nie­zwy­kłej ży­wot­no­ści i siły. Je­dy­nym nie­mal or­ga­nem jej po utra­cie ist­nie­nia pań­stwo­we­go i in­sty­tu­cyj na­ro­do­wych, była li­te­ra­tu­ra, któ­ra od­strych­nąw­szy się od pseu­do­klas­sy­cy­zmu fran­cuz­kie­go, i obznaj­niiw­szy z nowo-ro­man­ty­zmem za­chod­nio­eu­ro­pej­skim, wzię­ła so­bie za za­da­nie, żeby zwią­zać na nowo ro­ze­rwa­ną nić po­dań na­ro­do­wych, strze­gąc się ato­li obro­ny daw­nych przy­wi­le­jów ary­sto­kra­cyi, a wcią­ga­jąc ra­czej na wi­dow­nią lud i czer­piąc zeń nie­prze­bra­ne skar­by fan­ta­zyi i mi­ło­ści. Otóż ta wła­śnie li­te­ra­tu­ra, przy któ­rej my wzro­śli­śmy i wśród któ­rej ży­je­my, z po­mię­dzy wie­lu może in­nych naj­ory­gi­nal­niej­sza, bo­ga­ta w naj­świet­niej­sze klej­no­ty, nie­rów­nie sa­mo­ist­niejs­ża i wię­cej na­ro­do­wa od li­te­ra­tu­ry epo­ki Zyg­mun­tow­skiej, osnu­tej na sta­ro­żyt­no­ści klas­sycz­nej, od li­te­ra­tu­ry cza­sów Sta­ni­sła­wow­skich, opar­tej na fran­cuz­czy­znie, – ta li­te­ra­tu­ra sta­no­wić ma­ją­ca przed­miot głów­ny dzi­siej­sze­go i kil­ku na­stęp­nych od­czy­tów, tem bar­dziej wnik­nąć mu­sia­ła w na­ród, im wię­cej umia­ła zni­żyć się do po­ję­cia ma­lucz­kich, im bar­dziej pod­trzy­my­wa­ła się ob­fi­te­mi ży­wio­ła­mi na­ro­do­we­go ist­nie­nia i na­ro­do­wych świę­to­ści, a za­ra­zem nie gar­dzi­ła dro­go­cen­ne­mi, cha­rak­te­ry­stycz­ne­mi od­ręb­no­ścia­mi po­je­dyn­czych miej­sco­wo­ści albo pro­win­cyj. Nową tę epo­kę pol­skiej li­te­ra­tu­ry w XIX stu­le­ciu, po daw­niej­szych Zyg­mun­tow­skiej i Sta­ni­sła­wow­skiej, na­zwa­no słusz­nie od głów­ne­go jej twór­cy, któ­ry jej roz­wój roz­po­czął, okre­sem Mic­kie­wi­czow­skim.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: