- W empik go
Kurs publiczny literatury polskiej w XIX wieku - ebook
Kurs publiczny literatury polskiej w XIX wieku - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 204 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W dotychczasowym ciągu mojego publicznego wykładu o literaturze europejskiej bieżącego stulecia, zastanawiając się nad arcydziełami wielkich poetów, mówców, dziejopisarzów, myślicieli, nieraz miałem sposobność uwydatnić, że zdobycze i utwory umysłu ludzkiego są już dzisiaj własnością powszechną, i że rozwój duchowy, kroczący naprzód pracowicie ale bez przerwy, coraz bardziej zaciera granice geograficzne, granice języków i narodowości, tak iż na wszystkich, na mieszkańców najodleglejszych zakątków cywilizowanej ziemi, spływa współposiadanie i pożytek z postępu, jakim się drugi jej kraniec zaszczyca. Solidarność ta międzynarodowa dotyczy wszystkich zgoła najszlachetniejszych owoców ducha ludzkiego: nauki, literatury i sztuki; wszakże żaden z nich nie przyczynił się tak dalece do zbliżenia między sobą ludów Europy, do wzajemnego uczczenia tego, co w drugim jest i zacnem i wielkiem, jak ów kwiat twórczości umysłowej człowieka, myśl i piękno ucieleśnione pod formą; słowa, jak poezya i w ogóle literatura. Ale taż sama szata słowa, ukazująca się pod postacią mowy narodowej, nadaje tej znów literaturze cechy jednocześnie odrębne w każdym narodzie, których nie godzi się spuszczać z oka wtenczas nawet, gdy przedewszystkiem nam chodzi o przyswojenie sobie skarbów obczyzny, o uczestnictwo w arcytworach wielkich geniuszów wszystkich krajów i wszystkich stuleci. Śmiem powołać się w tej mierze na świadectwo szan… moich Słuchaczy, że przedstawiając już dotąd z kolei obrazy literatur francuzkiej, angielskiej, niemieckiej, włoskiej, hiszpańskiej, madjarskiej, duńskiej i szwedzkiej, na odnośne ich stanowisko narodowe baczną, zawsze zwracałem uwagę, – że bez żadnych stronnych uprzedzeń ni za ni przeciw, wskazywałem to zawsze, co godne jest naszego uwielbienia i naszej wdzięczności, gdziebykolwiek ono wyrosło i jakkolwiekby było od naszego sposobu widzenia i naszych zamiłowań odległe, – że owszem owo stanowisko narodowe w każdem po szczególe piśmiennictwie było mi niezmiennym punktem wyjścia i skalą, do której całą twórczość literacką wszystkich ludów Europy przykładałem. Otóż jeżeli wielkie dzieła obczyzny podnoszą, naszego ducha, rozgrzewają serce, napawają smak wykwintnem poczuciem piękności, o ileż goręcej przemawiać będą do nas utwory własnych naszych pisarzów, z którymi łatwiej nam współczuć, bo co ich było świętością, jest także i naszą, bo oni tworząc, nas właśnie mieli na oku, tworzyli dla nas, nam odkryć pragnęli najgłębsze tajniki swojej myśli, złote sny swój, fantazyi, albo ponure widzenia. A poczet to pisarzów obfity, bogaty w znakomitości wszelkiego rodzaju, tętniący życiem wspomnień, życiem chwili i przeczuciami przyszłych losów ludzkości. Do tego szeregu współczesnych naszych poetów i myślicieli przystępuję tedy w obrazie polskiej literatury, jaki z kolei dziś rozpoczynam.
Nie taję ja przed sobą trudności tego zdania, – nie taję, że w tej części mojego wykładu, więcej jeszcze niż dotąd, potrzebować będą… całej pobłażliwej względności szan… moich Słuchaczy. Sama już natura tego wykładu nie pozwoli mi wyczerpywać przedmiotu, tak jakbym pragnął, we wszystkich jego kierunkach i szczegółach, – a jakkolwiek stosunkowo do innych literatur, któreśmy dotąd przebiegli, naszą traktować będę znacznie obszerniej, nieraz przecież wypadnie mi, dla zwięzłości, powstrzymać się w niejednym poglądzie, przemilczać o niejednym pisarzu lub jego utworze. Pobłażania więc przedewszystkiem zniewolony będę spodziewać się pod tym względem, iżby światłe to grono, dokładnie z literaturą ojczystą obeznana, i zaszczycające Swoją obecnością moje odczyty jedynie przez gorące w niej zamiłowanie, gdy nie spotka się wcale, albo w pobieżniejszej jedynie wzmiance, z jakiem imieniem dalszorzędnem, raczyło nie kłaść podobnych retycencyj na karb mojej jakoby obojętności. Co do samychże ocen, ile że wyszły one wprost z własnego mego zapatrywania się, z serdecznego w głębi duszy przejęcia się świetnemi zaletami, choć nieraz i brakami tego drogiego nam wszystkim piśmiennictwa, i że ich żadną przyjaźnią ni nienawiścią, żadną obawą ni nadzieją paczyć nie myślę, odpowiem za nie zawsze i wszędzie, a sądzę, iż się z nich każdej chwili przed sądem wzajemnej znów krytyki wytłómaczyć potrafię.
Przepraszam za ten zwrot, bez wątpienia zbyt osobisty, ale czułem potrzebę dotknięcia choć z lekka tego, co napełnia mi serce w tej uroczystej dla mnie chwili, gdy pierwszy po przerwie długoletniej przystępuję do przedstawienia tu w żywem słowie, w obec publiczności większej i dojrzałej, żywego, ile zdołam, obrazu naszej własnej literatury. Przed trzydziestą kilku laty czynił toż samo z tego samego miejsca jeden z koryfeuszów polskiego klassycyzmu, Ludwik Ogiński, niegdy professor Uniwersytetu Warszawskiego; a jakkolwiek ten okres, którego on był jednym z najświctniejszych przedstawicieli, przebrzmiał od dawna, i głębszych nawet korzeni nie zapuścił w narodzie, przecież Osiński skupiał w sobie jego zarazem i reflexyjność i twórczość, i dlatego samego już (a mówię to bez udanej skromności, bez żadnej myśli ukrytej) nie może być żadnych nawet punktów porównania pomiędzy jego wykładem samotwórczym, choć zabarwionym nieraz przez pryzmat jednej szkoły, a moim, pragnącym wyrwać się z więzów szkolarstwa, lecz za to wprost tylko poglądowym. Może przecież i taki, na jaki stać mnie, nie zostanie zupełnie bez pożytku; może i nam wspólnie uda się odkryć w wielkich mistrzach naszej poezyi i wymowy niedostrzeżone dotąd piękności, wykazać związek pomiędzy utworem a twórcą, podwoić albo podtrzymać zapał, jakim każda regularna intelligencya, każdy umysł należycie uposażony, płoną dla tej najdroższej swojej własności, dla zrosłych z niemi skarbów swojej literatury.
* * *
Po narodach romańskiego południa, germańskiego zachodu i północy, przenosimy się teraz w samo serce Słowiańszczyzny, podzielonej na dwie wielkie odnogi: zachodnią i wschodnio-południową. Pierwotna jej siedziba, odgradzająca rzeczywistość od baśni, historyą od tradycyi, mieściła się między niższym Dunajem a Grecyą północną, od Karpat aż prawie do Adryatyku. W odległej starożytności znajdowało się tu kilka samoistnych królestw słowiańskich; później Rzymianie obracali niektóre z nich na swoje prowincye i powierzali je swoim prokonsulom i propretorom. Granice tych prowincyj zmieniały się często, zaś ogniska administracyi wzrastały w miasta i stawały się na potem punktami stołecznemi, jak np. Wiedeń. Tędy więc cywilizacya szła ku północy i działała na barbarzyńców, ale nic nie zdołało powstrzymać napływu ludów wędrownych, które tędy ciągnęły w głąb Europy. Dopiero chrześciaństwo, postawiwszy stopę na i tym gruncie słowiańskim, potrafiło przebyć tę zaporę i szerząc wpływ swój z jednej strony ku Donowi, z drugiej ku Wiśle, potrafiło podbić i uorganizować niezmierną ludność owych krain niedostępnych i nieznanych. Tu zatem była kolebka nowoczesnej historyi Słowian i w tej pierwszej zaraz jej epoce język słowiański rozdzielił się na dyalekty, ku czemu dążność miała swój zaród w samej jego naturze. Pień pojedynczy zrazu, od dołu już rozchodzi sięgną dwa szczepy, z których każdy rozwijając się osobno, puszcza rozmaite gałęzie; z nich jedna podniosła najpierwsza swoją mowę do godności języka, który stał się językiem świętym, biblijnym i liturgicznym.
Mimo to jednak, kraje które zdawały się przeznaczone na stolicę cywilizacyi i kultury ludów słowiańskich, w dalszym postępie nie tylko dały się wyprzedzić, ale nawet odpadły głęboko w ciemnotę. Różne okoliczności były tego przyczyna. Położenie na wielkim gościńcu hord barbarzyńskich z dawna już przeszkadzało wielkim zawiązkom znaczniejszej jedności i siły. Ludność zmiatana z płaszczyzn, zagrożona nieraz zupełną zagubą pod nogami dzikich wędrowców, musiała uciekać w góry i rzeczywiście Górale – to są reprezentantami słowianizmu: u nich zachowała się mowa i tradycya słowiańska. W górach przecież, jak wiadomo, krzewią się niektóre gałęzie literatury, ale kwiat ich, jakkolwiek piękny i rzadkiej świeżości, nigdy nie bywa bogaty. Są rodzaje, gatunki literackie, które tylko wśród ludności pracowitej i spokojnej o swoje potrzeby fizyczne uprawiane być mogą. Dla tego też stworzono tutaj poezyę liryczną, stworzono epizody historyczne, ale wszystko co jest umiejętnością, literaturą wyższą, ani przyjąć się, ani rozwinąć nie mogło. Ważniejszym jeszcze powodem rozterki, niemocy tych narodów, był rozdział religijny, kiedy naczelnicy ich, idąc za własnem przekonaniem, albo za kierunkiem okoliczności, skłaniali się na stronę Byzancyum lub Rzymu. Zarazem sąsiedztwo ludów cywilizowanych, zamiast iżby wywarło wpływ korzystny w epokach spokojnych, stawało się niebezpieczeństwem podczas zamieszek wewnętrznych. Grecy i Łacinnicy, wnosząc tu i zaszczepiając swój organizm, tworzyli zawiązki bytu, nie mającego żadnej wspólności z życiem słowiańskie.
Zwierzchnicy Słowian starali się niekiedy naśladować organizacyę grecką, rzymską, nawet feudalną; ztąd, obok dwóch wyznań religijnych, powstał antagonizm wielu różnorodnych porządków społecznych.
Wszystkie te zmiany starodawnej Słowiańszczyzny dokonały się około r. 1000 naszej ery, głównie za ustanowieniem monarchii Madjarskiej, a z nich wyszły i odznaczyły się wyraźnie państwa Rusi, Lechii, Czech i kraje ludów słowiańskich w okolicach Karpat. Odtąd właściwie kończy się historya ogólna mowy słowiańskiej, a poczyna się historya języków oddzielnych. Języki te mają swój kształt dobitnie odrębny i ukazują się zdolne do dalszego rozwoju, lubo nie do zupełnego przerodzenia się. Zapewne, wpływ wzajemny języków pobratymczych mógł je modyfikować: czeski przebija się w hymnie BogaRodzicy, polski przez swoje poezyę nowoczesne wywarł mocne działanie na czeski i serbski, serbski daje się wykazać w starożytnej ruskiej literaturze, – ale zawsze główny charakter każdej z tych gałęzi jest samoistny i oddzielny. Z pomiędzy trzech głównych języków, które obecnie górują w mowie słowiańskiej, przodujący gałęzi wschodniej, rossyjski, wziąwszy świetną puściznę po literaturze bizantyńskiej, wsparty niezmierną dziś potęgą narodu, dzielnych jeszcze zaczerpnął podstaw w cywilizacyi nowożytnej. Literatura czeska, posiadająca pomniki już nawet z wieku X, a w XI, XII i XIII licząca wiele dziel pisanych, zdławiwszy się potem wpływem niemieckim, a nie mając dość siły na przyswojenie sobie pierwiastku cudzoziemskiego, sama siebie przenarodowila. Polska, pozostając mniej oryginalną, ale też mniej w sobie zasklepioną od innych, od serbskiej np., rozbujała ze wszystkich naj potężniej; nie uległszy pod zalewem łacińskiej, przywłaszczy wszy później wiele z francuzkiej, naśladując często angielską i niemiecką, nie pozbyła się jednak bynajmniej istoty swojego charakteru, lubo właściwie znów trudno jest nieskończenie, charakter tak tej literatury, jak w ogóle Polski, na którą działało tyło wpływów najróżnorodniejszych, która umieściła w sobie tyle sprzecznych żywiołów, podać w jednem określeniu i jedną nazwą oznaczyć. Zjednej strony działał na rzeczpospolitą świat cywilizowany i tu naśladowała ona Włochy, Francyę, Niemcy, Hiszpanię, – z drugiej świat nieokrzesany, a tutaj naśladowano Tatarów lub Turków, których np. wyrazy i ubiory spotykamy w wieku XVI obok hiszpańskich i włoskich. Widać było wyraźnie, żeśmy żyli na granicy Europy i Azyi. Wszakże kiedy Polska przyjęła chrzest św. przeobraziła się już była w monarchię wojowniczą, która w swojej walce o niepodległość z Niemcami ogromną rozwijać zaczęła silę, lubo wśród walki tej znikły plemiona słowiańskie między Odrą a Elbą, które nie chciały się wyrzec bałwochwalstwa, – zniemczały Szląsk i Pomorze Nadbałtyckie, – a w samem sercu Słowiańszczyzny ugrzązł klin, skutkiem podbicia Pruss przez zakon krzyżacki; a jednocześnie miasta, zaludniono u wszystkich prawie Słowian zachodnich przez wychodźców niemieckich, stanęły jako forpoczty niemieckiej narodowości. Z tem wszystkiem udało się narodowości polskiej ustanowić państwo odrębne, uwolnić się od cesarstwa niemiecko-rzymskiego, spolszczyć miejskie osady i za Jagiellonów połączonemi siłami zadać stanowczą klęskę zakonowi teutońskiemu na równinach Grunwaldzkich. Utrwaliwszy w ten sposób swą samoistność państwową, narodowość polska nie poddała się również germanizmowi pod względem umysłowym; nie przyjąwszy udziału w krucyatach, nie przyswoiła sobie także systematu feodalnego, ani rycerstwa z jego czcią osobistego honoru, – owszem zaczęła wyrabiać niemal wyłącznie na wzorach starożytnych, mianowicie na rzymskich, swoją literaturę, w której nie masz prawie żadnych śladów romantycyzmu, żadnych porywów ku temu, co jest nadziemskie i nadprzyrodzone. Cała ta literatura odznacza się uczuciem wewnętrznego zadowolenia, spokojnym nastrojem, poczuciem swojego bytu społecznego i motywami wyłącznie patryotycznemi. Podobna do rzymskiej, cała ta literatura nosi na sobie charakter polityczny i obraca się około kwestyj państwowych i społecznych; podobnie jak rzymska wyraża i uosabia ona głównie życie jednego tylko stanu, który sam jeden wziął na siebie udział w pracy umysłowej narodu, a jakkolwiek przenikniona duchem wolności obywatelskiej i idea jednostki, przeważnie przecież pozostała się zawsze szlachecką. Najwyższego szczytu swojego rozwoju dosięgła ta literatura w XVI wieku, w tak zwanym złotym okresie Zygmuntowskim, kiedy za ostatnich królów z dynastyi Jagiellonów szlachcie udało się otrzymać przewagę i zamienić tron sukcessyjny na elekcyjny, w rodzaju rzeczypospolitej, na czele której stał monarchii w prawach swoich niezmiernie ograniczony.
Ponieważ jednak każdy naród naśladuje obcą oświatę tylko dopóty, dopóki się nie poczuje na siłach i samodzielnie rozwijać się nie zacznie, przeto skoro się tylko rozbudziły umysły w polskim narodzie, lubo kształconym dotąd na rzymskim rozwoju, ale którego istnienie polityczne było już utrwalone, myśl jego samoistniejsza ukazała się zaraz w badaniu wiary. Przebija się to z początku w nielicznych napomknieniach w poezyi i teologii, – a potem iskra rozpłomienia się w pożar ognisty i obudzona myśl wypływa na jaw dla wszystkich czytających w utworach naszych poetów i uczonych. Rzecz-to niemało ważna, że już od XIV wieku dążność rozumowa znamionuje wszystkie prawie celniejsze utwory naszej literatury; nic masz gałęzi, w którejby nie krążyły żywe soki rozbudzonej samodzielności ducha, co nawet dziełom specyalnym nadawało u nas ową barwę odrębną, im całkiem właściwą, dążącą wyraźnie do publicznego pożytku dla ogółu. Na samodzielność tę przeważnie wpłynęła reformacya, która już w XIV wieku wkroczyła do Polski z Czech w nauce Hussa, później z Niemiec w protestantyzmie, a lubo zaprzeczać nie myślę, że poczynała ona sobie w najwyższych zagadnieniach spółeczeństwa jednostronnie, skoro reformatorowie powstawali z początku na formy, potem i na zasady bytu historycznego, na wyrobienie którego składały się całe wieki, przecież zbawienne jej działanie na nasz język i naszę piśmiennictwo nie może dlatego być podane w wątpliwość. Chcąc przeciągnąć na swoją stronę massy, reformacya przemówiła od razu językiem ogółu, narodowym, i zmusiła tem samem duchowieństwo rzymskokatolickie do porzucenia ze swej także strony łaciny, do staczania z nią walki orężem mowy ojczystej. Protestantyzm szerzył się wówczas pomiędzy szlachtą tem bardziej, ile że schodził się z rozwojem swobód politycznych, do których ona tak wielki miała pociąg, i że do wolności, jaką już posiadała, rada była dodać jeszcze nieznaną jej dotąd swobodę sumienia. W tej samej epoce, kiedy w całej Europie zachodniej za wiarę rozlewały się krwi strumienie, w jednej Polsce, w wieku XVI, propaganda religijna odbywała się bez żadnej przeszkody, powstawały i mnożyły się w nieskończoność rozliczne sekty religijne-
Ostateczności te przecież wywołały znowu reakcyę w narodzie, przez co zarazem wyszło na jaw, jak owo zwycięztwo reformy było tylko pozornem i powierzchownem, i jak mianowicie wybryki jej, skupione niejako wAryanizmie, w wielkiej massie mało budziły sympatyi. Organem tej reakcyi był zakon jezuitów, który w krótkim niezmiernie czasie rozkrzewił się, zatwladnął wszystkiemi niemal zakładami naukowemi i skutkiem tego wychował kilka idących po sobie pokoleń w duchu nietoleranoyi religijnej, tak niezgodnej dotąd jeszcze z charakterem narodu. Jezuici odnieśli zwycięztwo nad protestantyzmem, ale w ich rękach zgasła pochodnia poezyi i twórczości narodowej, – smak szlachetny i czysty wykrzywił się, a wylęgła z niego potworność wyraziła się w XVII i pierwszej połowie XVIII stulecia w epoce tak zwanej panegiryczno-makaronicznej. I na polu historycznem owoce tych sporów religijnych były gorzkie; w ich następstwie, przy uszczuplanej jaszcze ciągle władzy królewskiej, przy rozroście szlacheckiej swawoli, organizm państwowy zaniemógł, aż nareszcie pod koniec zeszłego wieku utracił swą… samoistność polityczna.
Za późno już, bo w drugiej dopiero połowie przeszłego stulecia, poznano się na tych wadach zasadniczych polskiego ustroju. Król Stanisław August, sam pełen ukształcenia, nawet uczony, umyślił między innemi zaradzić złemu przekształceniem edukacyi publicznej, opieka udzieloną polskim pisarzom i artystom. W około króla orędownika literatury zebrała się cała plejada znakomitych talentów, język oczyścił się i uprościł, a dla piśmiennictwa rozpoczął się nowy okres rozwój u, który wszakże pomimo całego swego blasku i mistrzowstwa formy nie był czem innem, jak tylko czyściejszem naśladowaniem francuzkiej literatury odrodzenia. Dostrzegamy w niej ten sam lekki racyonalizm, tę samą, krytykę powierzchowny, która ośmiesza podania i wiarę, związane najsilniej i nieodwołalnie z dziejami narodu. To też z tych i innych usiłowań naród, który pierwiastków mieszczańskich nic posiadał wcale, – lubo za to jego żywioł szlachecki daleko wyższe miał pojęcia o wolności społecznej, aniżeli jakikolwiek inny we współczesnej Europie zachodniej, z wyjątkiem jednych chyba Anglików – ten naród nasz wyniósł z tych usiłowań tę jedyną, ogromną wprawdzie korzyść, iż pod runącym gmachem państwowym ocalała jego właściwość, rozradzająca się w nowem życiu i objawiąca przy okolicznościach najmniej sprzyjających przykłady niezwykłej żywotności i siły. Jedynym niemal organem jej po utracie istnienia państwowego i instytucyj narodowych, była literatura, która odstrychnąwszy się od pseudoklassycyzmu francuzkiego, i obznajniiwszy z nowo-romantyzmem zachodnioeuropejskim, wzięła sobie za zadanie, żeby związać na nowo rozerwaną nić podań narodowych, strzegąc się atoli obrony dawnych przywilejów arystokracyi, a wciągając raczej na widownią lud i czerpiąc zeń nieprzebrane skarby fantazyi i miłości. Otóż ta właśnie literatura, przy której my wzrośliśmy i wśród której żyjemy, z pomiędzy wielu może innych najoryginalniejsza, bogata w najświetniejsze klejnoty, nierównie samoistniejsża i więcej narodowa od literatury epoki Zygmuntowskiej, osnutej na starożytności klassycznej, od literatury czasów Stanisławowskich, opartej na francuzczyznie, – ta literatura stanowić mająca przedmiot główny dzisiejszego i kilku następnych odczytów, tem bardziej wniknąć musiała w naród, im więcej umiała zniżyć się do pojęcia maluczkich, im bardziej podtrzymywała się obfitemi żywiołami narodowego istnienia i narodowych świętości, a zarazem nie gardziła drogocennemi, charakterystycznemi odrębnościami pojedynczych miejscowości albo prowincyj. Nową tę epokę polskiej literatury w XIX stuleciu, po dawniejszych Zygmuntowskiej i Stanisławowskiej, nazwano słusznie od głównego jej twórcy, który jej rozwój rozpoczął, okresem Mickiewiczowskim.