Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kuzyn Lavarede'a. Część I. Diament Ozyrysa - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
30 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kuzyn Lavarede'a. Część I. Diament Ozyrysa - ebook

Robert Lavarède, kuzyn Armanda Lavarède’a (bohatera cyklu powieści „Pięć Groszy Lavarède’a"), kasjer w firmie Brice, Molbec et Cie, człowiek bardzo lubiący spokojne życie, oraz jego przyjaciel, Ulysse Astéras, rachmistrz w paryskim Obserwatorium, ale posiadający wielką smykałkę do astronomii, zostają pewnego dnia porwani przez nieznanych sprawców. Po kilkudniowym letargu spowodowanym otrzymaniem środków odurzających, odnajdują się na pokładzie „Faraona”, statku płynącego do Egiptu. Tak dowiadują się, że Robert (a przy okazji jego przyjaciel) został porwany przez Hindusa Radjpoora i jego sługę, Niariego, by uczynić z niego faraona, który ma zespolić egipski lud do walki przeciw angielskim okupantom. Kluczową sprawą w tym wszystkim jest zdobycie „Diamentu Ozyrysa”, według podania klejnotu utworzonego z krwi tego boga, który faraonowi ma zapewnić absolutną władzę nad wszystkimi mieszkańcami Egiptu… Jak potoczą się losy obu bohaterów…? Z kim się jeszcze zetkną…? Czy różne wydarzenia i nagłe zwroty akcji sprawią, że ich działalność ograniczy się tylko do tego północnoafrykańskiego kraju…? Tego dowiemy się z pierwszej części cyklu „Kuzyn Lavarède’a!”, noszącej tytuł „Diament Ozyrysa”. Cykl ten stanowi drugą część zbioru dwudziestu powieści Paula d’Ivoi, które we Francji zyskały sobie miano „Nadzwyczajnych Podróży”, zahaczających o fantastykę, fantasy, groteskę, ale mających podłoże normalnych powieści przygodowych.

Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja – Szlakiem Przygody” to seria, w której publikowane są tłumaczenia powieści należące do szeroko pojętej literatury przygodowej, głównie pisarzy francuskich z XIX i początków XX wieku, takich jak Louis-Henri Boussenard, Paul d’Ivoi, Gustave Aimard, Arnould Galopin, Aleksander Dumas ojciec czy Michel Zévaco, a także pisarzy angielskich z tego okresu, jak choćby Zane Grey czy Charles Seltzer lub niemieckich, jak Karol May. Celem serii jest popularyzacja nieznanej lub mało znanej w Polsce twórczości bardzo poczytnych w swoim czasie autorów, przeznaczonej głównie dla młodzieży. Seria ukazuje się od 2015 roku. Wszystkie egzemplarze są numerowane i opatrzone podpisem twórcy i redaktora serii.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65753-87-8
Rozmiar pliku: 10 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Paul d’Ivoi

Paul d’Ivoi to pseudonim Paula Deleutre (1856-1915), pochodzącego z rodu pisarzy. Jego dziadek Edouard i ojciec Charles również podpisywali niektóre swe dzieła pseudonimem Paul d’Ivoi.

Studiował prawo w Paryżu, ale podążył drogą ojca i dziadka, wybierając literaturę. Zadebiutował jako żurnalista w dziennikach „Paris-Journal” i „Figaro”. Pod pseudonimem Paul d’Ivoi pisywał też do tygodników ilustrowanych „Journal des Voyages” i „Petit Journal”.

Działalność literacką zaczął od sztuk bulwarowych: Le mari de ma femme (1887) czy La pie au nid (1887) oraz kilku powieści w odcinkach, które nie zwróciły uwagi, jak Le capitaine Jean, La femme au diadème rouge, Olympia et Cie.

W latach 1894-1914 wydał 21 książek tworzących serię „Voyages excentriques” , wykorzystującą wzór „Voyages extraordinaires” Julesa Verne’a. Podobne były nawet okładki, powtarzały się także te same motywy. Obaj autorzy podzielali to samo nastawienie do czytelnika, pragnienie zapewniania mu rozrywki i wiedzy (geograficznej, przyrodniczej, technicznej). Z entuzjazmem dla rozwoju nauki i wynalazków łączyły się obawy przed niewłaściwym ich wykorzystywaniem.

W roku 1894 pierwszy tom tej serii, tworzący trzyczęściowy cykl Les Cinq Sous de Lavarède, napisany wspólnie z Henrim Chabrillatem, przyniósł mu sławę. Była to jego najbardziej realistyczna powieść, następne bowiem stawały się coraz bardziej naukowe i przesycone fantazją umyślnie naiwną. Seria, ukazująca się w wydawnictwie Boivin et Cie, była przeznaczona dla młodzieży. Kolejne tomy ukazywały się z częstotliwością jednej powieści na rok.

Paul d’Ivoi tworzył też, razem z pułkownikiem Royetem, opowiadania patriotyczne, np. Les briseurs d’épée, a także historyczne, pod pseudonimem Paul Eric, np. Les cinquante. Występują w nich typowe dla owej epoki stereotypy dotyczące poszczególnych narodów i ras.

Patriotyzm d’Ivoi zbliża się niekiedy do nacjonalizmu. W złym świetle przedstawiani są głównie Niemcy, a także Anglicy zagrażający francuskim interesom. Wychwalane są za to zalety Francuzów i ich umysłowość (esprit parisienne, „duch paryski”, wyrażający się pomysłowością, bystrością umysłu, skłonnością do płatania figli, lekkim traktowaniem prawa i zasad, zapalczywością, a przy tym nieskazitelną prawością).

Książki Paula d’Ivoi cieszyły się prawie do końca XX wieku dużą popularnością we Francji, miały wiele wydań.

Wielu czytelników, zwłaszcza młodych, przedkładało je nad dzieła Verne’a, gdyż zawierały więcej przygód, a ich akcja toczyła się szybciej. Toteż na przykład Jean-Paul Sartre pisał w swej autobiografii Les Mots, że zawierały więcej nadzwyczajności.Dedykacja

Dla pana

Hippolyte Marinoniego1

dyrektora

„Le Petit Journal”2.

To dzięki Panu i pańskiemu wsparciu starego Lavarède’a spotkał jakże szczęśliwy los. Proszę pozwolić, że sprawię sobie przyjemność dedykując panu nowego, jako wyraz mej gorącej i głębokiej wdzięczności.

Paul d’Ivoi

1 Hippolyte Marinoni (1823-1904) – francuski konstruktor maszyn drukarskich i wydawca prasy, od roku 1882 redaktor naczelny dziennika „Le Petit Journal”, jeden z twórców nowoczesnej prasy.

2 „Le Petit Journal” – wydawany w Paryżu popularny dziennik, wychodzący od roku 1863, szczyt popularności osiągnął w roku 1890, kiedy to jego nakład osiągnął ogromną liczbę miliona egzemplarzy; propagował sport, zamieszczał powieści w odcinkach, w tym Paula d’Ivoi.Rozdział I

Dwa bolidy

Proszę cię, drogi Ulysse, zostaw ten teleskop.

– Jeszcze chwilę, zacny Robercie.

– Ani jednej sekundy. Pomyśl sobie tylko, biedaczyno, że moja mało powabna gospodyni swymi czerwonymi rękoma w tej oto chwili parzy herbatę, na spróbowanie której cię zapraszam.

– No tak… ale…

– Ale ta dama tasiemki jest punktualna. Zna moje zwyczaje i dokładnie o ósmej stawia imbryk na ogień, a o ósmej dwadzieścia pięć mającą sto stopni wodę wylewa na aromatyczne listki. Teraz jest trzydzieści pięć po ósmej. Herbata naciąga od dziesięciu minut; dobry kwadrans zajmie nam droga do mojego mieszkania przy ulicy Lalande3. Herbata okaże się za mocna i nas rozdrażni. Z twojej winy będzie nas czekała bezsenna noc.

– Jeśli chodzi o mnie, to mam już pewność, że nie zasnę.

– Chodź, egoisto!

Owe zdania dwaj młodzi ludzie wymieniali pod kopułą obserwatorium4 w Paryżu.

Pierwszy z nich, siedzący cztery metry nad posadzką w fotelu obserwatora, przed okularem gigantycznego teleskopu5, zwanego „Wielkim Równikowym”, należał niewątpliwie do pracowników tej instytucji naukowej. Jego wygląd wykluczał wszelkie wątpliwości. Szeroką twarz miał okoloną bardzo jasnymi włosami, nos krótki i płaski, oczy małe i pełne zdziwienia, usta znacznie rozciągnięte, co zapewniało mu bliskie podobieństwo do gwiazdy nocy: Izydy, Selene, Hekate, Febe6, jak nazywali ją starożytni; Księżyca zaś według określenia ludzi współczesnych.

Ulysse Astéras7 był rachmistrzem, skromnym pracownikiem obsługującym uczonych z Obserwatorium, posiadającym wszakże „smykałkę do astronomii”.

Słówko o jego towarzyszu, wysokim młodzieńcu mającym dwadzieścia pięć lub dwadzieścia sześć lat, o bardzo łagodnych czarnych oczach, śniadej cerze, od której jaśniejszą linią odcinał się kasztanowy wąs. Wyglądał na równie spokojnego, co Ulysse, lecz wydawał się zdenerwowany, czymś poruszony.

Beztrosko wyciągnięty na podstawie budzącej respekt lunety astronomicznej, uniósł się do połowy, żeby skarcić przyjaciela.

– Chodź, egoisto! – powiedział.

Tkwiący wysoko na swoim stanowisku Astéras pomachał gorączkowo ramionami, nie odrywając oczu od okularu teleskopu.

– Egoista! Jesteś nim bardziej niźli ja. Chodzi o moją przyszłość. Bądź łaskaw…

– Jestem łaskawy tylko dla herbaty.

– Jak zawsze kpiarz. Pomyśl o chwale, która mi przypadnie. Zostanę zaliczony do znakomitości nauki, jeżeli…

– Ósma czterdzieści!

– Jeżeli zdołam przeprowadzić obserwacje tej błędnej gwiazdy, tego bolidu8… ustalić jego podstawowe dane.

– Znam podstawowe dane tylko jednej rzeczy. Herbaty!

– Bolid ten – ciągnął Ulysse nie zwracając uwagi, że mu przerwano – bolid ten w atmosferze ziemskiej pojawił się piętnaście godzin temu i wprawił w podniecenie wszystkie obserwatoria globu.

Rachmistrz wyciągnął się jak struna, z palcem wskazującym skierowanym w stronę wierzchołka kopuły.

– Gdyż owa wyjątkowa, dziwaczna, paradoksalna asteroida9 wywraca do góry nogami wszystkie prawa mechaniki nieba10. Galileusz11 i Newton12 się mylili… To żywe ciało poruszające się samodzielnie i zagubione w przestrzeni…

– Które spadnie na sufit – szydził Robert na widok przyjaciela trzymającego się mocno fotela, żeby z niego nie wypaść.

Rozgniewany Astéras mówił jednak dalej:

– Ciało to niechybnie nie zakreśla żadnej z trzech krzywych geometrycznych: elipsy, paraboli czy hiperboli. Jest na to dowód. Mamy pod oczyma…

– Przed oczyma – poprawił go rozmówca.

– Bolid poruszający się stale, acz nieregularnie.

Robert wybuchnął śmiechem, a gdy się uspokoił, zapytał:

– Czy to dlatego wszystko odwracasz do góry nogami?

– Wydaje mi się, że sprawa jest tego warta.

– Źle ci się wydaje. Mędrzec nie goni za urojonymi meteorami.

– Taki mędrzec nie zna się na meteorytach13.

– Racja! Każdy bowiem człowiek ma swój bolid.

Na to stwierdzenie Astéras aż podskoczył i zawołał:

– Co żeś rzekł?

– Niezachwianą prawdę.

– Czyli ty, Robert Lavarède, kasjer w przedsiębiorstwie Brice i Molbec, producentów przyrządów optycznych…

– Mam swój bolid i ci to udowodnię.

– Słucham cię.

Rachmistrz podstępnie powrócił do obserwacji, zachwycony przerwą, którą zapewni mu opowieść przyjaciela. Ten zaś zaczął, nadal gnuśnie rozciągnięty:

– Urodziłem się na gospodarstwie dzierżawionym pięćdziesiąt kilometrów od Warkali14, na samym południu Algierii, a uczyłem w Algierze15. Kiedy miałem piętnaście lat, zostałem sierotą. Zainteresował się mną jeden z nauczycieli, adoptował, a kiedy mianowano go dyrektorem szkoły średniej w Nîmes16, zabrał mnie tam ze sobą. Byłem bi-bac17, to znaczy zdałem egzamin dojrzałości z nauk humanistycznych i ścisłych, kiedy z kolei zmarł także mój opiekun.

Wzruszony tymi wspomnieniami umilkł na chwilę, a podczas owej ciszy zabrzmiały mamrotane przez Astérasa takie oto słowa:

– Została przedwczoraj zauważona w gwiazdozbiorze Bliźniąt18 i nie może być daleko.

Uwaga ta niewątpliwie nie miała nic wspólnego z opowieścią Roberta, który pochłonięty nią, nie usłyszał wcale owych słów. Powolnym, stłumionym głosem mówił dalej:

– Zostałem sam. Przez trzy lata rodzinę odnajdywałem w wojsku. Potem mnie zwolniono i znowu zostałem bez nikogo. Jestem uczuciowy. Samotność mi ciążyła. Nie miałem ani rodziny, ani przyjaciół, z którymi mógłbym dzielić się myślami. W takim to stanie ducha dowiedziałem się z gazet o istnieniu i adresie mojego kuzyna, Armanda Lavarède’a. Och! Dziesiąta woda po kisielu, jak określa się to w Bretanii i Prowansji! Nigdy go nie widziałem. Również mój ojciec nigdy nie spotkał się z jego rodzicami. Obie te gałęzie rodziny żyły oddzielnie, nie okazując niczym, że o sobie pamiętają. Mimo wszystko wszakże był to jakiś krewny. Przypomniałem sobie, co mój ojciec niekiedy twierdził. Nie oczekując po nim niczego poza przyjaźnią, nie musiałem się niczego obawiać. Przyjechałem więc do Paryża.

– Nic, nic – z wysokości swego posterunku obserwacyjnego mruczał Ulysse.

– Tu dowiedziałem się, że mój kuzyn opuścił Francję. Pragnąc spełnić klauzulę testamentu, odbywał podróż dookoła świata mając w kieszeni 25 centymów19. Odnalazłem mój bolid.

– Odnalazłeś bolid… a gdzie? – zawołał Astéras, tym magicznym słowem wyrwany z zaabsorbowania.

– Ojej! Nie mówię o twojej wędrownej gwieździe. Chodzi o mojego kuzyna.

– Żal mi ciebie.

– Co też gadasz?

– Nic. Proszę cię, mów dalej.

– Życzyłem mu dobrze. Trzeba było z czegoś żyć. Czekając na powrót podróżnika zatrudniłem się jako prosty urzędnik w przedsiębiorstwie Brice et Molbec. Upływały miesiące. Zostałem wysłany do Saint-Gobain20, żebym sprawdził soczewki przeznaczone dla obserwatorium w Pułkowie21. Nie było mnie przez piętnaście dni. Powróciłem. Co za pech! Armand Lavarède odwiedził Paryż, ale wyruszył już do Anglii, żeby ożenić się z czarującą miss22, która podczas podróży dookoła świata towarzyszyła mu wraz ze swym szacownym ojcem. Spodziewano się go niebawem. Przez atak influenzy23 musiałem pozostawać w domu. Przez zaledwie tydzień. Wyzdrowiałem. Pobiegłem do kuzyna. Pojawił się w Paryżu ze swą żoną, ale był już daleko, odbywali podróż poślubną po Ameryce. Teraz oczekuję go w każdej chwili. Czy natrafiłeś na wiele bolidów mających ruchy równie stałe i równie nieregularne?

Odpowiedział mu ryk Astérasa:

– Mam cię wreszcie.

– Co masz? – spokojnie zapytał Robert.

– Mój bolid.

Rozochocony rachmistrz wrócił już do teleskopu. Jego wyciągnięte ramiona trzepotały w radości.

– Tak, to rzeczywiście on! Z przynależnym mu światłem zgłaszanym przez wszystkich obserwatorów! Naprawdę wydaje się, że jego źródłem jest elektryczność, a nie spalanie.

– Dziewiąta godzina – zauważył Lavarède. – No jak, chcesz pójść na herbatę, tak czy nie?

– Zgasł! – jęknął Astéras.

– Co ty mówisz?

– Zgasł jak zdmuchnięta świeczka. Niewidoczny, nie daje się odnaleźć.

– No to, potrójny głupcze, zostaw w spokoju ten szydzący z ciebie kawałek gwiazdy i chodźmy już.

– Masz rację – mruknął rachmistrz, rozgniewany tym nagłym zniknięciem meteoru. – Niech diabli wezmą tego przemierzającego niebo fantastycznego przechodnia!

Zbiegł szybko drabinką obserwacyjną i poprowadził przyjaciela korytarzami Obserwatorium. Po chwili obaj minęli wejście do budynku, ruszyli rue Cassini, bulwarem Saint-Jacques, przecięli plac Denfert, aleję d’Orléans i zagłębili się w rue Daguerre24. Zrobiła się ciemna, mglista noc listopadowa. Mokre ulice były puste i ciche.

Idący szybkim krokiem Astéras dawał wyraz swego złego humoru:

– Czy widziano kiedy taką asteroidę, która zgasła na chwilę przedtem, nim miałem ustalić jej tożsamość?

– Może obawiała się wścibstwa policji – rzucił spokojnie Robert.

– Żartuj sobie, przyjacielu, żartuj. Tym gorzej dla ciebie, że nie interesują cię cuda nauki. Gdybym przy sobie miał nie człowieka przyziemnego, ale intelektualistę, podobnie jak ja zdumiewałby się on niezwykłą zmiennością blasku tego maleńkiego świata.

Następnie tonem profesora na katedrze dodał:

– No oczywiście! Owa niezmierzona księga, w której słońca piszą dzieje wszechświata, czyli niebo, zawiera oczywiście gwiazdy zmienne25. T w konstelacji Korony26 od 12 do 21 maja 1866 roku spadła z wielkości27 drugiej do dziewiątej; X w Łabędziu28 przechodzi przez stały okres 406 dni z wielkości czwartej do trzynastej; V w Bliźniętach29 zwiększyła w ciągu 24 godzin jasność o trzy wielkości; żadna wszakże nie ma tak ogromnej zmienności, jak dziwny światek, którym się zajmujemy. W ciągu sekundy od nieznośnego blasku przechodzi do pełnej czerni.

– Czy wszyscy astronomowie są podobni do ciebie? – przerwał mu Lavarède.

– Tak. Wszystkich tak jak mnie fascynuje nieodparcie tajemnicza nieskończoność.

– Wiesz zatem, w jakiej konstelacji umieszczam Obserwatorium?

– Nie pojmuję…

– Ja zaś pojmuję: w konstelacji Charenton30, której stanie się, jeśli już nie jest, głównym dostawcą.

Rachmistrz w geście wymownej rozpaczy uniósł nagle ramiona ku niebu.

– Jakże dobrze znam twój przyziemny umysł. Kalambury. Oto wszystkie twe marzenia. Twoim ideałem jest biuro, do którego chodzisz co rano.

– Na dziewiątą, przyjacielu poeto; a wychodzę z niego o szóstej wieczorem; swe błahe obowiązki mam tam metodycznie wyznaczone. Kiedy ty w wyobraźni przemierzasz na niebie miliony miejsc, to mnie podróże przerażają do tego stopnia, że nie pozwalam sobie na wędrowanie nawet myślami. Być może dzieję się tak dlatego, że mój kuzyn zagarnął wszystkie umiejętności przemieszczania się, które posiada ród Lavarède’ów. W każdym razie bycie takim napawa mnie szczęściem. Och! Wędrowanie, ruszanie się z miejsca, zmienianie co dzień domu i zwyczajów; jakże jest to dla mnie przerażające! Jestem domatorem, człowiekiem spokojnym, cichym, mającym stałe nawyki. Jestem kasjerem, mam nadzieję, że będę nim zawsze. Znacznie szczęśliwszy od wielu moich kolegów mam pewność, że z powierzonej mi kasy nigdy bezprawnie nie wezmę niczego, gdyż sama taka nieszczęsna idea nigdy nie może przyjść mi do głowy; zaś całe moje „ja” wzdryga się na myśl o podróży do Belgii, choćby na chwilę, co w niektórych przypadkach staje się koniecznością. Znasz mnie przecież, wyraziłbym sprzeciw.

– Nie mów, że zawsze tak będzie.

– Ach tak! Stajesz się bezczelny, Ulysse. Zamierzasz insynuować, że przetrwonię powierzone mojej pieczy pieniądze?

– No skądże! Jesteś uczciwy. Chcę tylko powiedzieć, że któregoś dnia poniesie cię ambicja.

– Ani za dnia, ani w nocy.

– A z nią pojawi się potrzeba wędrowania, która dzisiaj wydaje ci się czymś potwornym.

– Monstrum horrendum31! Mylisz się, drogi przyjacielu. Uprzedzam cię życzliwie; gdybyś chciał zostać nekromantą32, to zbankrutujesz.

– Na pewno nie!

– Na pewno tak!

Mrużąc oczy na świeżym powietrzu, rachmistrz powiedział:

– Wiesz, że nie znam się zupełnie na sprawach życiowych. Ślęcząc wiecznie nad tablicami paralaks33, minimów, et cetera34, nie odczuwam najmniejszej ochoty poznawania ludzkości rojącej się pod gwiazdami.

– To akurat prawda – potwierdził Robert – a dowodem jest to, że w mardi gras35 na paradę zamiast odziać się odświętnie, przebierasz się w kostium Szaleńca.

– Nie znam się na takich drobiazgach, to prawda. Często jednak jadam obiady u starej znajomej mojej rodziny. Twierdzi ona, że na świecie istnieją dziewczęta będące aniołami.

– Wszystkie dziewczęta są aniołami.

– Ach! – Astéras westchnął z całkowitą ufnością w jego słowa – to zupełnie możliwe. No dobrze, wydaje się rzeczywiście istnieć rządzące nami prawo matematyczne. Zgodnie z tym prawem każdy napotyka jednego z tych aniołów. Żenimy się z nimi, a wtedy rodzi się ambicja.

Rozmówca przerwał mu głośnym śmiechem:

– Najdroższy jasnowidzu, twe proroctwo mimo to upadnie.

– Skąd taka pewność?

– Z mego postanowienia, że nigdy się nie ożenię.

– Twoje postanowienie zniweczy prawo, o którym przed chwilą wspomniałem.

– Nie, mój Ulysse. Możesz to wykreślić ze swoich papierów.

– Niby dlaczego?

– Dlatego, że nie chcę się żenić.

Te ostatnie słowa młody człowiek wypowiedział z wielką mocą. Bardziej wyważonym tonem zapewnił:

– Zrozum. Dziewczyna ma w sobie pierwiastek anielski, a ja jestem tylko człowiekiem. Ma to fatalne skutki: żona wyrażając swe poglądy sprzeczne z moimi zmarnowałaby swe życie, jak też moje.

– Na szczęście nie wszyscy myślą tak jak ty.

– Wiem o tym. Mój zapał do walki mogę wszakże wykorzystać mając przed sobą takiego przyjaciela jak ty. Uważam cię za człowieka na tyle sprawiedliwego, żeby wytrzymywać z twoim charakterem. Kiedy będę miał cię dość, to ciebie zostawię. Nic bardziej pospolitego.

– Aha! – mruknął Ulysse wzruszając ramionami – ktoś słuchający ciebie nie uwierzyłby, że jesteś chłopcem dzielnym, bardzo serdecznym i hojnym.

– Nie jestem na tyle bogaty, aby to przekonanie mogło się szerzyć.

– Tak, ale cię znam. Pięknie się bronisz przed samym sobą. Ożenisz się, drogi Robercie, i będziesz najlepszym mężem, jakiego można sobie wyobrazić.

Pochłonięci rozmową idący nie zauważyli znajdującej się dwadzieścia metrów przed nimi grupki, która widząc ich zbliżanie się, ukryła się w głębi bramy, której otwarte skrzydło pozwalało dostrzec mroczny korytarz.

Było tam dwóch ludzi:

– To on – rzucił jeden z nich ściszonym głosem.

– Ów Robert Lavarède, którego mi wskazał jaśnie pan?

– On właśnie. Rozpoznaję jego głos.

– Ale nie jest sam.

– Tym gorzej. Ten drugi dołączy. Nie możemy zostawić na wolności osobę, która będzie paplała na prawo i na lewo.

– Rzeczywiście by to przeszkadzało.

– Uwaga. Oto oni. Sprawcie się dobrze.

Robert i jego towarzysz nadchodzili. Minęli tajemniczych rozmówców. Zamierzali skręcić w ulicę Lalande, przy której mieszkał Lavarède.

Niespodziewanie wzdrygnęli się usłyszawszy szelest tkaniny. Zanim zdołali rozpoznać źródło tego odgłosu, na ich głowy spadł rodzaj obszernego płaszcza, krępując w swych ciężkich fałdach.

Niemal natychmiast chwyciły ich mocarne ręce, wciągając w ciemny korytarz, u wylotu którego chwilę przedtem stali nieznani rozmówcy.

3 Rue Lalande – krótka ulica w dzielnicy Montparnasse w Paryżu, odchodzi na południe od cmentarza Montparnasse, między rue Froidevaux i rue Liancourt; nazwa od francuskiego astronoma Josepha de Lalande (1732-1807).

4 Obserwatorium – obserwatorium astronomiczne w Paryżu, założone w roku 1671, wielokrotnie rozbudowywane, siedzibę ma w dzielnicy Montparnasse, około 600 m w linii prostej od ulicy Lalande.

5 Teleskop – oddany do użytku w roku 1854 teleskop o średnicy soczewki 38 cm, największy wówczas na świecie, o montażu równikowym, wzdłuż dwóch prostopadłych osi, z których jedna zwrócona jest na biegun niebieski, stąd nazwa teleskopu.

6 Izyda – bogini egipska, żona Ozyrysa i matka Horusa, patronka rodziny, przyrody, magii, opiekunka kobiet i dzieci, jej kult był rozpowszechniony w Imperium Rzymskim, utożsamiana z Demeter, nie miała bliskich związków z Księżycem (egipskim bogiem Księżyca był Iah); Selene – w mitologii greckiej bogini Księżyca (jej imię znaczy „księżyc”), Tytanka, siostra boga Słońca Heliosa, jej kult był ograniczony, rolę bogini Księżyca przejęła później Artemida; Hekate – w mitologii greckiej Tytanka, bogini czarów, ciemności, rozstajów dróg, później wiązana z Księżycem; Febe – w mitologii greckiej Tytanka, babka Apollona i Hekate, bogini wyroczni delfickiej, proroctw, wiązana z Księżycem (jej imię po grecku znaczy „Jaśniejąca”).

7 Ulysse Astéras – miano znaczące, Ulysse to forma łacińskiego imienia Ulysses, greckiego Odyseusza, zaś asteras to po grecku „gwiazda”, nazwisko pasujące dla astronoma.

8 Bolid – meteor, zwłaszcza duży i jasny.

9 Asteroida – z greckiego „podobny do gwiazdy”, planetoida, drobne ciało niebieskie mniejsze od planety, krążące w Układzie Słonecznym.

10 Mechanika nieba – dział astronomii poświęcony prawom matematycznym ruchu ciał niebieskich, głównie planet.

11 Galileusz (Galileo Galilei, 1564-1642) – wielki włoski filozof i astronom, twórca nowożytnej mechaniki; autor słynnych odkryć astronomicznych dokonanych za pomocą teleskopu.

12 Isaac Newton, sir (1643-1727) – angielski fizyk, matematyk, filozof i astronom, profesor fizyki i matematyki uniwersytetu w Cambridge, członek Royal Socjety oraz paryskiej AN; sformułował prawo powszechnego ciążenia, wyjaśnił precesję osi Ziemi i pływy morza, uzasadnił prawa Keplera; w optyce opracował korpuskularną teorię budowy światła, określił zasady optyki geometrycznej.

13 Meteoryt – meteor, który nie spalił się całkowicie w atmosferze Ziemi i spadł na jej powierzchnię.

14 Warkala (fr. Ouargla) – oaza w północno-wschodniej Algierii (w XIX wieku w południowo-wschodniej), jedna z największych na Saharze.

15 Algier – port nad Morzem Śródziemnym, stolica i największe miasto Algierii, założone w czasach rzymskich (Iconium).

16 Nîmes – miasto w południowej Francji, stolica departamentu Gard, ważny ośrodek w czasach rzymskich i w średniowieczu, obecnie miasto przemysłowe.

17 Bi-bac (fr.) – skrót z bi-baccalauréat, podwójny egzamin dojrzałości; matura zdawana we Francji na zakończenie liceum, od roku 1830 istniały oddzielne matury humanistyczne oraz matury ścisłe; zdanie jednej z tych matur dawało wstęp na odpowiednie uczelnie wyższe.

18 Bliźnięta (Gemini) – jeden z gwiazdozbiorów pasa Zodiaku, w Europie widoczny od jesieni do wiosny, z dwiema jasnymi gwiazdami, Kastorem i Polluksem.

19 Centym – (fr. centime), jedna setna franka, waluty Francji od rewolucji francuskiej do przyjęcia euro w roku 2002; patrz: inny cykl powieści Paula d’Ivoi Pięć groszy Lavarède’a.

20 Saint-Gobain – francuska huta szkła, założona w roku 1665 z siedzibą na przedmieściu Paryża, od przełomu XIX i XX jeden z czołowych producentów soczewek teleskopów.

21 Pułkowo – miejscowość leżąca kilkanaście km na południe od Petersburga w Rosji, w roku 1839 otwarto w niej obserwatorium astronomiczne Rosyjskiej Akademii Nauk, od roku 1889 działał tam największy (78-centymetrowy) teleskop świata, od roku 1956 dzielnica Petersburga.

22 Miss (ang.) – panna, tytuł grzecznościowy stosowany wobec kobiet niezamężnych; tu chodzi o miss Aurett Murlyton.

23 Influenza – dawna nazwa grypy i pokrewnych chorób wywoływanych przez ortomyksowirusy.

24 Rue Cassini – krótka ulica w dzielnicy Montparnasse w Paryżu, od północy ogranicza Obserwatorium Paryskie; Bulwar Saint-Jacques – biegnie na miejscu murów miejskich Paryża, nie przecina się z rue Cassini, zapewne chodzi o rue de Faubourg Saint-Jacques, jedną z najstarszych ulic Paryża; Plac Denfert – właściwie Denfert-Rochereau, w dzielnicy Montparnasse, do roku 1878 plac d’Enfer, znajduje się tam wejście do Katakumb Paryża; Aleja d’Orleans – dawna (do roku 1948) nazwa alei Général-Leclerc, stara (na miejscu dawnej drogi z Paryża do Tours), biegła z placu Denfert-Rochereau na południe; Rue Daguerre – ulica w dzielnicy Montparnasse w Paryżu; podana trasa nie jest najkrótsza, bliżej na rue Lalande byłoby przy skręceniu z rue Cassini w Avenue Denfert-Rochereau, ograniczającą Obserwatorium od zachodu.

25 Gwiazdy zmienne – gwiazdy zmieniające swą jasność, przyczyny tego mogą być fizyczne (zmiany blasku) i geometryczne (przesłanianie przez inne ciała).

26 Korona – dokładniej Korona Północna (Corona Borealis), mała konstelacja między Herkulesem a Wężem (istnieje też Korona Południowa), gwiazda T CrB to gwiazda nowa, która w roku 1866 zmieniła jasność z wielkości gwiazdowej 10 do 2,5 (około 1500 razy).

27 Wielkość gwiazdowa – miara jasności obiektów kosmicznych (gwiazd, planet, asteroid), obliczana logarytmicznie, najjaśniejsza gwiazda (Syriusz) ma wielkość gwiazdową –1,46, a najmniej jasne widoczne gołym okiem mają szóstą wielkość gwiazdową.

28 Łabędź (Cygnus) – duży gwiazdozbiór półkuli północnej, widoczny w Polsce od wiosny do jesieni, gwiazda X Cyg według dzisiejszych danych zmienia jasność z wielkości gwiazdowej 5,85 do 6,91 w okresie 16,4 dnia, chodzi zapewne o chi (χ) Cygni, zmieniającą jasność z wielkości gwiazdowej 3,3 do 14,2 w okresie 408 dni.

29 V w Bliźniętach – gwiazda ta nie jest obecnie zaliczana do zmiennych, w tej konstelacji zmienne są gwiazdy eta (η), zeta (ζ), R, S, T i U Gemini.

30 Charenton – dawna nazwa paryskiego szpitala dla umysłowo chorych, założonego w roku 1641 na przedmieściu Charenton-Saint Maurice jako przytułek dla biednych, od 1660 roku przeznaczony dla szaleńców, od roku 1804 główny szpital psychiatryczny, zamknięty w 2011 roku.

31 Monstrum horrendum (łac.) – straszny potwór skrót z monstrum horrendum, informe, ingens, cui lumen ademptum (Wergiliusz, Eneida, III, 658), w tłumaczeniu Zygmunta Kubiaka „Przeraźliwy był to stwór, wielki, bezkształtny i ślepy” (o cyklopie Polifemie).

32 Nekromanta – wróżbita zajmujący się przywoływaniem duchów zmarłych, żeby głosiły one przepowiednie albo zdradzały tajemnice.

33 Paralaksa – w astronomii zjawisko pozornej zmiany wzajemnego położenia ciał niebieskich, spowodowane przemieszczaniem się punktu obserwacji, np. wskutek ruchu Ziemi po orbicie wokół Słońca.

34 Et cetera (łac.) – i tak dalej.

35 Mardi gras – ostatni dzień karnawału, wtorek przed początkiem wielkiego postu, ostatki, w tradycji francuskiej odbywają się wtedy parady przebierańców, zjada się naleśniki.Rozdział II

Całkowita tajemnica

Napaść odbyła się tak szybko, że ani Robert, ani jego przyjaciel nie byli w stanie stawić choćby najsłabszy opór. Na wpół niesieni przez napastników poczuli, że są brutalnie wpychani do jakiejś izby. Przez oślepiającą ich tkaninę usłyszeli ogłuszający huk zamykanych drzwi, a potem zapadła cisza.

Oszołomieni nadal mocno wydarzeniem zdołali, nie bez trudu, wyplątać się z płaszcza, w który podczas pojmania wpadli jak w sieć. Zamierzali zobaczyć, gdzie się znajdują.

Próżna nadzieja! Otaczała ich nieprzenikniona ciemność. Lavarède ze złością tupnął nogą w podłogę.

– Gdzie jesteśmy?

– Och! – naiwnie oświadczył Astéras. – Nie jesteśmy daleko od ulicy Lalande.

– Diabelski marzycielu, wiem to równie dobrze, co ty. Pytam, w co wpadliśmy w tej chwili, co znaczy ten głupi żart?

– Padłem jego ofiarą tak samo jak ty. Nie mogę cię zatem oświecić.

– Oświecić, to właściwe słowo. Mam zapałki. Oświetlmy nasze więzienie, może tak jak ono, rozjaśni się i nasza sytuacja.

Trzaskanie fosforu oznajmiło, że Robert do słów dołączył czyny i w pomieszczeniu zamigotało nikłe światełko.

– Zwycięstwo! Kurki gazowe36.

Młodemu człowiekowi okrzyk ten wyrwał się na widok kinkietów z porcelanowymi lampkami, znajdujących się z obu stron lustra wiszącego nad kominkiem z białego marmuru.

Zapalone kurki umożliwiły pojmanym rozpoznać najdrobniejsze szczegóły ich więzienia.

Znajdowali się w małym pomieszczeniu o bokach wynoszących cztery metry, skromnie umeblowanym w dwa łóżka, świerkowy stół i kilka krzeseł. Osobliwy szczegół: oprócz mocnych, dębowych drzwi nie było tam żadnego widocznego otworu.

– Phi! – zawołał Robert. – Istnieją drzwi, trzeba je otworzyć. W paryskim domu każdy hałas nieuchronnie przyciąga uwagę. Zróbmy hałas.

Uzbrojony w krzesło, zadał nim potężny cios w skrzydło drzwi. Ku wielkiemu jednak jego zdumieniu, uderzenie nie rozbrzmiało długo, na co liczył. Odgłos był suchy, krótki, jakby stłumiony. Najpewniej podwójne wyściełane drzwi stłumiły wibracje.

Owe odkrycie wywołało wybuch złości kasjera spółki Brice et Molbec. Posługując się swą ręką machał krzesłem jak taranem i kilka minut walił w drzwi. Wynik tych wysiłków był łatwy do przewidzenia. Krzesło nagle nie wytrzymało. jego kawałki posypały się na podłogę, a rozbrojony Robert rozglądał się wokół w poszukiwaniu jakiegoś innego sposobu wyładowania gniewu.

Astéras siedział już spokojnie za stołem. Z kieszeni wyjął kartki pokryte liczbami i nie przejmując się uwięzieniem, pogrążył się w rozwiązywaniu pasjonującego problemu refrakcji37.

Jego spokój wywołał niezadowolenie Lavarède’a. Opadł bezładnie na siedzenie.

– To prawda, że cały mój trud poszedł całkowicie na marne – mruczał do siebie, lecz niemal zaraz wstał znowu i rzekł: – Całkowicie na marne! Niezupełnie. Czeka na nas herbata. Nie będzie się już nadawała do picia, jeśli nasze przetrzymywanie tutaj się przedłuży.

Następnie, podnosząc głos, oświadczył niezmiernie poważnym tonem:

– Panie, pani lub panno. Nie znam płci, wieku, charakteru osoby, która zmusza nas do przyjmowania jej gościny. Zaklinam ją jedynie, żeby bez zwłoki nas uwolniła, aby mój przyjaciel Ulysse Astéras i ja mogliśmy skosztować czekającej na nas herbaty.

Jakby w odpowiedzi na te słowa zabrzmiał suchy trzask; opuściła się płyta w ścianie, odsłaniając windę do potraw, w której pojawił się parujący imbryk otoczony zastawą do herbaty.

Młody człowiek przez jedną chwilę stał nieruchomo, oszołomiony ową fantastyczną szybkością odpowiedzi, ale zaraz odzyskał zimną krew.

– Skorzystajmy mimo wszystko z tej grzeczności.

Ostrożnie przeniósł na stół imbryk, dzbanek z mlekiem, filiżanki, spodki obładowane złocistymi „grzankami” o bardzo apetycznym wyglądzie. Ograbiwszy windę, Lavarède dodał:

– Bardzo dziękuję, zostaliśmy obsłużeni.

Jedyną odpowiedzią było zamknięcie się płyty w ścianie.

Niewidzialny widz wyraźnie szpiegował więźniów. Myśl o tym wzmocniła zimną krew Roberta.

Niewątpliwie ktoś bawił się ich kosztem. Zamknięto ich, żeby oglądać „wyraz twarzy”. No i dobrze! Ochoczo przyjmie tę przygodę, i to on będzie się śmiał ostatni.

Postanowiwszy tak, poklepał po ramienia Astérasa, bardziej niż zazwyczaj pochłoniętego obliczeniami.

– Co? – rzucił ten, podskakując.

– Herbata podana, drogi przyjacielu.

– Herbata. Doskonale! No to zbiorę moje szpargały.

Czy chowając kartki do kieszeni, Ulysse przewracał oczyma pełnymi strachu?

– Ach tak! – zapytał wreszcie. – Zmieniłeś więc swe umeblowanie?

– Jak to, ja? Skąd przyszło ci to do głowy?

– Stąd, że te prycze, te meble…

– Myślisz więc, że jesteś u mnie?

– A nie jesteśmy? – wyjąkał zdumiony rachmistrz.

Lavarède niespodziewanie wybuchnął śmiechem. Jego przyjaciel, pochłonięty jak zawsze badaniami nieba, zapomniał już o przygodzie, której ofiarą padł.

Kilka słów przypomniało mu o sytuacji. Herbata rozpościerała jednak wyborny aromat, grzanki z masłem wzmagały apetyt i rachmistrz nie kazał się prosić, aby oddać należne honory zapewnionej przez nieznanego gospodarza kolacji.

Robert dawał mu zresztą przykład. Potrawy płynne i stałe znikły ze zdumiewającą prędkością. Dopiero wtedy wystąpiło dziwne zjawisko.

Para przyjaciół, podczas posiłku gadatliwa i wesoła, przestała niespodziewanie rozmawiać. Odnieśli wrażenie, że jakaś zasłona opadła przed ich oczyma, pogrążając wszystkie rzeczy w rodzaju mgły. Potem ich powieki zamknęły się powoli i znieruchomieli, pokonani snem równie nagłym, co przemożnym.

W izbie zapadło milczenie. Płomienie gazu tańczyły kapryśnie, na wszystkie rzeczy rzucając na przemian cienie i ruchome światła.

Upłynął tak kwadrans, a potem drzwi, nadaremnie wyłamywane przez Roberta, obróciły się powoli na zawiasach. W szparze pojawiło się dwóch ludzi.

Jeden był wielki, o karnacji śniadej jak u Lavarède’a, a zachowywał się z trochę pretensjonalną przesadą cechującą zamieszkujących Paryż egzotycznych cudzoziemców. Był przystojny, ale w jego spojrzeniu brakowało szczerości, a bardzo niskie czoło wskazywało na mózgownicę, w której z trudem rozwijają się szersze myśli. Poza tym w całej jego postawie dostrzegalna była pewna gnuśność, znużenie, jak u tych, którzy oddają się eleganckiemu próżniactwu, najbardziej uprzykrzonemu, przygnębiającemu z wszystkich zajęć.

Jego towarzysz, niskiego wzrostu, szczupły, śniady, nerwowy, o typie saraceńskim38, w ubraniu europejskim wyglądał na skrępowanego. Na pierwszy rzut oka wyczuwało się, że przywykł do powiewnych szat Orientu. To on odezwał się pierwszy:

– Jak widzisz, o Panie, śpią.

– Masz rację, Niari. Nigdy bym nie uwierzył, że dwie krople soku z wilczomlecza39 tak szybko ich powalą.

– To dlatego, że Wasza Wysokość zapomniała obyczaje Egiptu.

– Istotnie, zapomniałem na dobre. Jeśli czegoś dzisiaj żałuję, to bycia zmuszanym do myślenia o nich. Liczę jednakże, że nie będę zajęty nimi długo.

I zbolałym tonem dodał:

– Ile godzin będą spali?

– Najdłużej pięć albo sześć.

– Pięć albo sześć, powiadasz? Nie wystarczy nam przecież czasu na ich przewiezienie.

– Wystarczy, Panie, jeśli ich sen przekształcę w letarg. Wie pan dobrze, że wierny Niari badał u hinduskich braminów40 tajemną wiedzę, którą zaczerpnęli przed sześcioma tysiącami lat z hieroglifów41 z doliny Nilu.

– Tak, tak, wiem o tym – obojętnym tonem rzucił jego rozmówca. – Działaj jednak szybko. Spieszno mi do wyjazdu, do pozbycia się obmierzłego obowiązku, którym mnie obciążyłeś.

– Wasza Wysokość chyba mnie nie obwinia. Czyż w moim oddaniu nie składam ludzi w ofierze jej fantazji?

– Tak, mój dobry Niari. Nie zwracaj najmniejszej uwagi na moje słowa. Jestem taki znudzony, że sprawiam wrażenie, iż za dużo od ciebie wymagam. Wcale tak nie jest, bądź pewny.

Niari pokłonił się uroczyście, poszukał czegoś w kieszeniach swego płaszcza i wyjął okrągłe pudełko, które otworzył.

W środku można było dostrzec rodzaj maści o szmaragdowej barwie.

– Powstrzyma to obudzenie się tych śpiących przez tak długi czas, jaki pan sobie zażyczy.

– Wystarczą trzy, cztery dni.

– Dobrze, mój Panie.

Drewnianą szpatułką ten dziwny osobnik nabrał odrobinę preparatu i wprowadził ją w usta Lavarède’a. Tak samo postąpił z Astérasem.

– A teraz – oświadczył, kiedy skończył – przez cztery dni nie będą się ruszali, mówili, jakby umarli. Ich oddychanie się zatrzyma. Serce przestanie bić.

Kiedy to mówił, postępowała przemiana. Oblicza Roberta i Ulysse’a traciły barwy. Nozdrza się zaciskały, oddechy stopniowo słabły, aż stały się niewyczuwalne.

– Bardzo ciekawe – zauważył elegant, któremu Niari okazywał ogromny szacunek – czy jednak masz pewność, że doświadczenie to nie wiąże się z żadnym zagrożeniem?

– Całkowitą, mój Panie. Zastosowanym przeze mnie preparatem jest Niemb-Vohé, który bramini w wielkiej tajemnicy zbierają w dżunglach dorzecza Gangesu. Dzięki niemu mogą dokonywać cudów zadziwiających naukę europejską. Zależnie od zażytej dawki zapadają w letarg trwający dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści, sto dni i są grzebani, a przedtem zapowiadają datę swego przebudzenia. Grób jest otwierany o wyznaczonej porze, a przebiegły bramin wychodzi z niego w doskonałym zdrowiu. Anglicy podejrzewali początkowo oszustwo; podjęli wszelkie środki niezbędnej kontroli i musieli uznać, że „cudotwórcy” rzeczywiście leżeli w swej trumnie. Nie rozpoznali jednak tak prostej tajemnicy owej sprawy. Bramini jej strzegą.

Nastąpiło milczenie. Z pochyloną głową, wzrokiem utkwionym w podłogę, obdarzany tytułem Pana mężczyzna wydawał się tracić świadomość miejsca, w którym się znajdował. Oczekiwanie się przedłużało, dlatego Niari pokornie przywołał jego uwagę.

– Panie!

– Co? – mruknął zagadnięty, podnosząc szybko głowę.

– Proszę Waszą Wielmożność o przebaczenie, że zakłóciłem jej myśli. Oczekuję jednak na rozkazy.

– Moje rozkazy?

– Tak. Ci dwaj „Rumi”42 są pogrążeni w śnie. Czy należy postąpić tak, jak pan postanowił?

– Czy powiedziałem ci coś zaprzeczającego temu?

Nozdrza eleganta się zwęziły. Jego czarne oczy lśniły dzikim światłem.

Niari pochylił się z rękoma złączonymi ponad głową i powiedział ściszonym głosem.

– Nie godź panie w wiernego ci swym gniewnym wzrokiem. Jeślim zgrzeszył, to z nadmiaru oddania. Skoro święty Skarabeusz43, w przejrzyste noce buczy wokół skruszonych wierzchołków wysokich piramid, skoro ibis44 wyzuty ze swych odwiecznych ołtarzy prosi gwiazdę Anubisa45 o moc obalenia brytyjskiego jednorożca46, wolno jest oczekiwanemu, którego posiadłością jest ziemia Egiptu, nie trwać w postanowieniu zachowywania neutralności. Może on, ten właśnie, chwycić za drzewce sztandaru Faraonów i wokół jego płachty z przedpotopowym godłem zebrać pozostałych w jego służbie ludzi Nilu. Może ich poprowadzić przeciwko angielskim zdobywcom. Może…

– Mógłby, mógłby, ale nie chce – zadrwił jego rozmówca, a suchym, zgryźliwym głosem dorzucił:

– Nie, dzielny Niari. Nie nadużyję swego świetnego urodzenia aby wciągać rodaków w walkę bez szans. Egipt jest wyblakłym grobowcem przeszłości, Anglia zaś przyszłością. Ponadto żaden ze mnie bohater. Miałbym oddać życie za niezależność kraju, który opuściłem jako małe dziecko, z którym nic mnie nie wiąże… Byłoby to szaleństwem. Więcej nawet, byłoby to niewdzięcznością wobec Anglii.

– Panie, nie mów tak. Moja egipska dusza dygocze z rozpaczy.

– Należy określać rzeczy ich nazwami. Od dziesięciu lat rząd Jej Królewskiej Mości płaci mi pensję w wysokości pięćdziesięciu tysięcy funtów szterlingów47 (1250000 franków). Dzięki niej jestem bogaty i szczęśliwy. Przyjemność splata dla mnie kwietne wieńce. Przyjmując te dobrodziejstwa zgadzam się jednak milcząco, że nie będę podejmował żadnych prób przepędzenia żołnierzy Wielkiej Brytanii z Kairu, Aleksandrii48 i Suezu49.

– A więc kupiono mojego pana.

– Kupiono, jeśli chcesz użyć takiego słowa, Niari. W każdym razie jestem wdzięczny za wyznaczoną za mnie cenę. Teraz, kiedy Egipcjanie, skupieni w tajemnym stowarzyszeniu o nazwie „Nowoegipcjanie”, pragną się zbuntować, Anglia podwoi moją pensję. Zobowiąże mnie do ostudzenia nastrojów, wynagradzając pełną własnością bezcennego diamentu zwanego „Kropla krwi Ozyrysa50”. Przyjmę go!

Spojrzał w oczy swego sługi, rzucając mu wyzwanie.

– Mimo wszystko jestem dobrym księciem. Ani jedna strużka krwi egipskiej nie popłynie wskutek mojego planu.

Jego ton stał się łagodniejszy, niemal przymilny, gdy mówił dalej:

– Myślisz, mój drogi Niari, że zwycięstwo nie jest pewne. Zgadzając się na przywództwo, przyjąłbym odpowiedzialność zbyt ciężką dla moich ramion, kiedy zaś zastąpi mnie Rumi, rozwieje się wszelkie niebezpieczeństwo.

Wskazał uśpionego Lavarède’a. Wesoły blask zalśnił w jego nieszczerych oczach.

– Szukałem go i z trudem odnalazłem. Urodzony na algierskim południu, nie ma rodziców, dlatego jego zaprzeczenia nie znajdą żadnego oparcia. Kiedy zostanie przedstawiony spiskowcom, otrzyma diament Ozyrysa. Wystarczy wówczas, że przekażę go władzom angielskim, a bunt się skończy, co na brzegach Nilu zapobiegnie krwawym hekatombom51. Uwierz mi, tak będzie najlepiej.

A ponieważ Niari kręcił głową, dodał twardo:

– Zresztą chcę go.

– Będziesz miał zapewnione posłuszeństwo, o Panie – szepnął jego towarzysz.

Po tych słowach zaklaskał. Znak ten wywołał otwarcie drzwi i pojawienie się wielu ludzi. Niari wskazał przybyłym Roberta:

– Oto wódz, którego oczekują synowie Ozyrysa. Nie chce stanąć na czele nas. Uśpiłem go. Zabierzemy go z sobą, a tam, w owym kraju pełnym pamiątek przeszłości, odzyska panowanie nad sobą. Hypogea52 opowiedzą mu o wielkich zmarłych, a sfinks53 o spodziewanym po nim obowiązku.

Słowa te, niewątpliwie przygotowane zawczasu, zostały wypowiedziane bez przekonania, monotonnym głosem. Niari był posłuszny poleceniom swojego towarzysza, lecz jego dusza buntowała się przeciwko jego woli. Wzdragała się przed braniem udziału w kłamstwie, w tym podstawieniu człowieka, które miało zmylić cały lud.

Przybyli niczego jednak nie dostrzegli. Otoczyli kasjera spółki Brice et Molbec, przyklękając przed nim.

Przywódca dał znak, a Niari zapytał:

– Czy opakowanie jest gotowe?

– Oczywiście – odparł jeden z ludzi. – Jest w sąsiedniej sali.

– No to się pośpieszmy.

Na to polecenie obecni wzięli Roberta i Ulysse’a. Podźwignęli obu śpiących i przenieśli do pomieszczenia, do którego prowadziły drzwi tajemniczej kryjówki.

Na podłodze stała wielka drewniana skrzynia. Co dziwne, pod zewnętrzną powłoką znajdowały się rzędy szklanych płytek o niewielkiej długości, zostawiające w środku wolną przestrzeń, w której łatwo mogli się zmieścić dwaj ludzie. Towarzysze Niariego położyli tam ofiary wilczomlecza. Następnie nałożyli wieko paki i przybili je gwoźdźmi, odsłaniając następujące napisy: Góra. Dół. Kruche. Wyroby szklane.

Po wykonaniu pracy wszyscy stanęli nieruchomo, jakby oczekując na polecenia.

Niari podszedł do swojego zwierzchnika i rzekł z opuszczoną głową, w błagalnej postawie:

– Panie, jest jeszcze czas. Możesz wypuścić tych ludzi.

Tamten obrócił się na pięcie rzucając tylko te słowa:

– Nudzisz mnie.

Egipcjanin zbladł, rękę zacisnął na swej piersi. Potem uspokoił się wielkim wysiłkiem woli.

– Czy platforma jest na zewnątrz? – kiedy o to pytał, swą miną nie zdradzał zupełnie dręczących go lęków.

– Czeka przed bramą.

– No to weźcie pakę, bracia.

Pomocnicy nachylili się, podnieśli ciężką skrzynię i zabrali ją ciemnym korytarzem wychodzącym na ulicę Daguerre. Drogę mieli wolną. Mgła była gęsta i przesłaniała wszystko w odległości kilku kroków.

Przy chodniku stała platforma, jej lampy rzucały w mgle halo54 czerwonego światła.

Skrzynia została załadowana. Jeden z mężczyzn usiadł na koźle.

– Dokąd jedziemy? – zapytał.

– Na dworzec Lyoński55 – odpowiedział Niari. – Nadacie skrzynię do Marsylii, ma dotrzeć tam jak najszybciej. Odbiorcą jest kapitan jachtu56 „Faraon”.

– Tak jest!

Ciężki wóz odjechał i szybko zniknął w mgle. Obecni ludzie się rozeszli, uprzednio wymieniwszy z Niarim dziwne znaki.

Ten został sam obok człowieka, któremu towarzyszył od początku wieczora.

– Co rozkażesz teraz, Panie?

– Udamy się również na dworzec Lyoński.

– Pojedziemy pociągiem odchodzącym 45 minut po północy?

– Tak. Chyba że ci to nie podoba?

– Nie żartujcie tak, wielmożny panie. Wiecie dobrze, że nie kieruję się tym, co mi się podoba.

– A zatem porzuć ten ponury nastrój.

– Postaram się.

– To właściwe słowa. W drogę, dobry Niari. Uważam, że dzisiejszego wieczora dobrze przysłużyliśmy się Anglii.

I obaj szybkim krokiem ruszyli w stronę alei d’Orléans.

Zwierzchnik zatrzymał się nagle:

– Jeszcze jedno, Niari.

– Pański sługa słucha, mój Panie.

– Odtąd unikaj nazywania mnie tak. Zapomnij, kim jestem. Twoim zwierzchnikiem będzie odtąd ten, którego uśpiliśmy.

– A pan?

– A ja zachowam nazwisko, pod którym znają mnie w Paryżu. Jestem księciem hinduskim Radjpoorem57. Nikim więcej, słyszysz?

– Możesz być Panie pewny.

– To dzięki mojemu współdziałaniu, moim stosunkom, miałeś możliwość znalezienia tego, którego spiskowcy polecili ci szukać w Europie. Zabierzesz mnie do Egiptu jako niezawodnego przyjaciela, odważnego sojusznika…

– Niari skłamie tak, jak Pan wymaga.

Młody człowiek, który przybrał imię Radjpoora, wzruszył ramionami i z szyderczym uśmiechem dorzucił:

– Chodźmy więc. Dołączmy do tego, który odtąd będzie Mną.

36 Kurki gazowe – sposób oświetlania pomieszczeń stosowany od roku 1812, w Paryżu od 1817, popularny w XIX wieku; używano różnych rodzajów lamp zasilanych gazem dostarczonym przewodami z gazowni.

37 Refrakcja – zmiana kierunku rozchodzenia się fali, załamanie się jej wywołane zmianą prędkości podczas przechodzenia do innego ośrodka, w astronomii zakrzywienie w atmosferze ziemskiej promieni świetlnych biegnących od ciała niebieskiego.

38 Saraceński – od średniowiecza europejskie określenie Arabów i szerzej wyznawców islamu, zwłaszcza walczących z krzyżowcami podczas krucjat oraz piratów muzułmańskich grasujących na Morzu Śródziemnym.

39 Wilczomlecz (ostromlecz, euforbia, Euphorbia) – roślina zielna lub drzewo z rodziny wilczomleczowatych, pochodząca ze strefy umiarkowanej i obszarów międzyzwrotnikowych; w pędach jej znajduje się sok mleczny (lateks), zwykle z trującą euforbiną, używany do zwalczania owadów.

40 Bramini – w społeczeństwie indyjskim członkowie najwyższej z czterech warstw (warn) społecznych, kapłani religii hinduistycznej.

41 Hieroglify – znaki pisma piktograficznego starożytnego Egiptu, odczytanego dopiero w XIX wieku, w postaci uproszczonych rysunków, pełniły funkcje piktograficzne, fonografów o wartości fonetycznej i determinatywów; uważane za bardzo tajemnicze i przekazujące mityczną wiedzę, powstały około 5100-5200 lat temu, a nie 6000; nie były też znane braminom.

42 Rumi – w świecie arabskim „Rzymianin”, pierwotnie mieszkaniec Cesarstwa Bizantyjskiego, później określenie Greków i szerzej Europejczyków, zwłaszcza z Europy Zachodniej, także ogólnie chrześcijan.

43 Skarabeusz – w religii starożytnego Egiptu chrząszcz ten (poświętnik, Scarabaeus) był zwierzęciem Chepri, boga wschodzącego słońca, czczonego jako symbol wędrówki słońca po niebie, które toczył jak kulkę gnoju, jako symbol ponownych narodzin odgrywał ogromną rolę w obrzędach pogrzebowych.

44 Ibis czczony (Threskiornis aethiopicus) – duży ptak brodzący, był w starożytnym Egipcie zwierzęciem boga księżyca Thota, patrona mądrości i magii, wiązano go z kultem faraonów.

45 Anubis – bóg w religii starożytnego Egiptu, przed Ozyrysem najważniejsze bóstwo związane z życiem pozagrobowym, strażnik zmarłych, przedstawiany z głową szakala; gwiazdą łączoną późno z Anubisem był Syriusz (w gwiazdozbiorze Wielkiego Psa, utożsamianego z szakalem).

46 Jednorożec – mityczne zwierzę przypominającego konia z pojedynczym rogiem na czole, znane od starożytności, w średniowieczu symbol czystości, niewinności, męki Chrystusa, w czasach króla Jakuba VI (1603) dodano do herbu Anglii jako jego trzymacz, dlatego stanowi jeden z symboli Wielkiej Brytanii.

47 Funt szterling – jednostka monetarna w Wielkiej Brytanii; do roku 1971 dzieliła się na 20 szylingów i 240 pensów; obecnie na 100 pensów; suma 50 000 funtów była ogromna (roczne dochody wykwalifikowanych robotników wynosiły około 40 funtów).

48 Aleksandria – miasto w północnym Egipcie, port nad Morzem Śródziemnym, w Delcie Nilu, założone przez Aleksandra Wielkiego, stolica Egiptu Ptolemeuszy.

49 Suez – miasto w północno-wschodnim Egipcie, port nad Zatoką Sueską morza Czerwonego, dawna forteca broniąca przed krzyżowcami, obecnie ważne miasto portowe, ma około 570 tys. mieszkańców, w końcu XIX wieku po Kairze i Aleksandrii największe miasto Egiptu.

50 Ozyrys – jeden z głównych bogów starożytnego Egiptu, według mitów nauczył ludzi kultury, w tym uprawy roli, po zabiciu go przez brata Seta został bogiem śmierci i życia pośmiertnego, sędzią zmarłych; później najważniejsze bóstwo egipskie.

51 Hekatomba – w starożytnej Grecji pierwotnie ofiara ze 100 wołów, później każda większa ofiara ze zwierząt; w przenośni: jednoczesna zagłada dużej liczby ludzi.

52 Hypogea (w liczbie pojedynczej hypogeum) – podziemne pomieszczenia, najczęściej okrągłe, zwykle pełniące funkcję grobu (indywidualnego bądź zbiorowego) albo kultowe, w egiptologii rozbudowany grobowiec wykuty w skale, do którego prowadzi opadający korytarz, jak w Dolinie Królów.

53 Sfinks – postać mitologiczna przedstawiana najczęściej jako leżący lew z głową człowieka, boga lub władcy, w starożytnym Egipcie strażnicy świątyń i grobowców, w tym słynny Wielki Sfinks obok piramid w Gizie.

54 Halo – barwny, świetlisty pierścień o średnicy 22° (małe halo) lub 46° (duże halo), widoczny wokół Słońca lub Księżyca, przenośnie także wokół innych źródeł światła.

55 Dworzec Lyoński (fr. Gare du Lyon) – jeden z sześciu głównych dworców Paryża, na prawym brzegu Sekwany, działa od roku 1849.

56 Jacht – jednostka pływająca o napędzie żaglowym lub motorowym, służąca najczęściej do celów turystycznych, reprezentacyjnych lub sportowych.

57 Radjpoor – po polsku Radżpur, nazwę tę (w hindi Miasto Radży) nosi kilka miejscowości w Indiach i Nepalu, księstwem było miasto leżące w północno-zachodnich Indiach, w stanie Gudżarat, mające obecnie ok. 18 tys. mieszkańców, a także drugi, mniejszy Radżpur w tym samym stanie, na półwyspie Saurashtra; oba księstwa były małe, biedne i bez większego znaczenia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: