- W empik go
Kwiaty i kolce - ebook
Kwiaty i kolce - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 219 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cenzury, po wydrukowaniu, prawem przepisanej liczby egzemplarzy.
W Warszawie dnia 7 (19) kwietnia 1856 roku.
Starszy Cenzor, F. Sobieszczański.
TEKLI
MATCE MOJEJ DUSZY,
Z PROŚBĄ O BŁOGOSŁAWIEŃSTWO
DLA TEJ PIERWSZEJ MOJEJ,
W ŚWIAT IDĄCEJ, PRACY.
Kwiaty i kolce
Ja wam nie powiem, ale rzecz najprostsza,
Wy rozstrzygnijcie to sami:
Czy słuszna kwiatom uzbrajać się w ostrza?
Czy cierni kwitnąć kwiatami?
.Iezeli świeze przynęci was kwiecie,
Cierń z nich skorzystać wam wzbroni;
Jeśli dla kolców tknąć ich nie zechcecie,
To nie zaznacie ich woni.
Najlepiej sami nie wiedzcie właściwie,
Czego się trzymać w tym względzie,
Daje wam słowo, ze się nie zadziwię,
I wam tez źle z tem nie będzie.
Modlitwa
DO NAJŚWIĘTSZEJ MATKI ŁASKAWEJ.
ARCHANIOŁ GABRYEL.
Boga-Rodzico! bądz pozdrowiona,
Łaskiś Ty pełna! Pan z Tobą!
Wybrana Liljo wśród niewiast grona!
Rajskich ogrodów ozdobo!
Błogosławiony kwiat Twego łona,
Męczeński krzyż Zbawiciela,
Przetoś i wszystka błogosławiona,
Bo Pan Cię wybrał zśród wiela!
ZBÓR NA NIEBIESIECH.
Błogosławiona przeczysta Panna!
Cześć Dawidowa! Gwiazda Zaranna!
Hozanna Panu! Hozanna!
Błogosławiony, kto, gdy Pan zezwoli
Imieniem jego działa,
Pokój na ziemi ludziom dobrej woli!
Na wysokościach chwała!
GŁOS OD ZIEMI.
Oto nam dusze grzech zmazą plami,
Usłysz nas! usłysz w potrzebie!
Rzewną modlitwą, gorzkiemi łzami,
Wołamy Matko do Ciebie!
Grzeszni przed Panem, nędzni i sami,
Zginiem, gdy palcem On skinie.
Wiec Matko Boża módl się za nami,
Teraz i w śmierci godzinie!
ZBÓR NA ZIEMI.
Biada nam! biada! biada!
Kto żyw niech na twarz pada!
Wezbrała gniewu Bozego czasza,
Pan nas ukarze surowo,
O Matko Boża! O Matko nasza!
Badźze nam Łaski Królowa.
Amen.
Nie ma jej.
Kiedy o cichej wieczornej godzinie,
Zimowy dzionek w skąpych blaskach ginie,
I coraz smutniej mierzchnące zdaleka,
W zmrok się perłowy niebo przyobleka–,
Kiedy od dziwnej całunowej bieli,
Ni co odbłyśnie, ni cieniem odstrzeli,
Ze wszystko równe, niby gładka szyba,–
Kiedy tak martwo, ze jedynie chyba
Ptak, z smutnym krzykiem ulatując z drzewa,
Iskrzące szrony w śniezny pył rozwiewa,–
O cichej porze, gdy spóźnioną dobą,
Gościnnej strzechy nie widząc przed sobą.
Wędrowiec z zimna drzy i strachem bladnie,–
Kiedy w komnacie, gdzie po zmierzchlej ścianie,
Cienie z światłami płyną przerywanie,
Podobne widmom,– zasiadłszy gromadnie,
Rodzince kolo kominek otoczy,
A on przyjaźnie i coraz ochoczej,
Trzeszczące iskry snopami rozpryska,–
U domowego, cichego ogniska,
Kogóz tam braknie? czyjejz prózno dłoni
Dłoń roztargniona szuka wkoło siebie?
Za kim stęskniona myśl naprózno goni?
Za kim z nałogu, czy w serca potrzebie,
Ku drzwiom bez końca zwracają się oczy,
Ze zda się, tylko patrzeć, jak u proga,
Z uśmiechem nieba, postawy uroczej,
Stanie osoba wszystkim równo droga.
Tak długo dała czekać….. Toz jezeli
"Wejdzie, to znagła, wśród tej smutnej rzeszy,
Pewnie kazdemu równo się ucieszy,
I wszystkich równo sobą rozweseli.
i.-
I cóż? Bo oto–nie ma jej na zawsze…
Dokąd odeszła, tam juz i zostanie…
Ani ją płacze wypłaczą najłzawsze,
Ni najgorętsze wymodli błaganie,
Ni żal wyboli, ni przyzwie tęsknota!
Nie ma jej, nie ma!… Mój Boże! toz przecie
Ma wiosna kwiat swój, i swą wiosnę kwiecie.
la świat swe ciepło i promień ze złota,
Wprzód nim wiatr zimny zwiędły liść rozmiotą.
Tak młoda! Niby, przez wschodnie niebiosa,
Przemknął się senno obłok z mglistych tkanek,
Była, i juz jej niema. Był poranek,
I łzami zaszedł, choć te łzy,– to rosa.
Szkoda jej! Była pobozną. Bywało
Wśród modłów, strzez się spojrzeć na nia śmiało;
Zda się – promieńmi złoci się jej szata,
Zda się – niebiesko lśni jej wkoło skroni,
Zda się,–ze wtedy ona w niebo wzlata,
Albo tez niebo przychyla się do niej.
Szkoda jej! Była dobrą. Jeśli kiedy,
To przed nią, nędzy nie ukryć się w tłumie.
Kazdej łzy skrytej lub milczącej biedy,
Ona dopatrzy, lub się dorozumie.
Swieźe jej usta sercem przemawiały,
Z nieba był pieniądz, gdy z jej ręki białej.
Nie była piękną,– jednak z jej spojrzenia
Patrzało niebo; z jasnemi jej sploty,
Lubił się pieścić słońca promień złoty,
Z świezych ust, kwiatów ulatały tchnienia,–
A tak umiały uśmiechać się bloco,
i gkn ich słodki gdybyście słyszeli,
Zdałoby warn się, ze tylko anieli
Tak sit; uśmiechać i przemawiać mogą.
I był duch młody wśród młodego ciała:
Lubiła kwiaty, taniec, pieśń,– kochała
Wszystko co piękne. Rzekłbyś, rajskie kwiecie
Na ziemi się przyjęło. Rzekłbyś śmiało:
Ze jej lub wiecznie młodą być przystało,
Lub swej młodości nie przezyć na świecie.
Widzę ją. Młoda, całem sercem młoda,–
W białej sukience, z przepaską błękitną,
Usta jej kwitną, i lica jej kwitną,
Niebo w jej oczach, na czole pogoda.
Jednak umarła, bo było potrzeba,
By nowy anioł zrodził się dla nieba…..
Kiedy zdmuchując zimowe zamieci,
.Na wschodnich wiatrach jaskółka przyleci,
Az w śnieznych szronu pieluchach, co rana,
Wyczekiwana, dziwnie wytęskniana,
Wiosna, skowronka śpiewem kwilić pocznie,–
Kiedy kukułki wędrowne wyrocznie,
Kiedy bocianów błędnych gwarne rzesze,
Padną w bór głuchy, osiędą na strzesze,–
Gdy po przez deszcze przelotne, radośnie
Świat, przez łzy niby, uśmiechnie się wiośnie,
Gdy kwiat odkwitnie, zmarły krzew odrośnie,
li zda się, majem szlak sobie wyściela,
Ciepły dzień Pański, promienna Niedziela,–
Ze choćby było najstarzej, najchłodniej,
Chłód się rozchucha, starość się rozmłodni,–
Moze ty dziewczę w mogile twej, moze
Westchniesz z tęsknoty, moze wtedy tobie,
Raz pierwszy twardem wyda się twe łoze,
I po raz pierwszy zimno w twoim grobie.
Tylko, ze za nic świat ci nasz. Bo oto
Pomiędzy niebem i ziemską tęsknotą,
Przez zwiry z świateł mleczna struga płynie,
A kto ją przebrnął, ten nic nie zazdrości…
Bo wieczna wiosna w krainie młodości,
I wieczna młodość w promieni krainie.
Więc zegnaj dziewcze, zegnaj w czas daleki!
Jeśliś na drugim brzegu bozej rzeki,
Jeśliś tam wiecznie swobodna i młoda,–
To moze ciebie i niewielka szkoda.–
Zwycięzca Hippodromu.
Pędzim. Pyl mglisty zrywa się w krąg świata,
Jak dym gdy buchnął wiatr w zgliszcze,–
Tunika wzdęta furcząc w tyl ulata,
W rozchwianych włosach wiatr świszczę.
Ha! Lecę pierwszy,–inni, w błysk pioruna
Tuz za mną, szał mnie pochwycą….
W drzącej się dłoni pręzy lejc jak struna,
Bicz śmiga jak błyskawica.
W oczach się mroczy, w uszach szum. O moje
Wichro-kopyte bieguny!
Feba słoneczny owies wam! wód zdroje
Płynące srebrem w blask Luny!
Pięć wołów w cześć twą, jak stanę przy kresie,
Herkulu możny półboże!
Dziesięć! Dwadzieścia! Dwieście! Herkulesie
Spiesz! Bo zapóźno być może!…
O! tam, w tunice z śniegu, czarnobrewa
Ściga mię wzrokiem Neera.
Zarumieniona, rąbkiem z mgły powiewa,
Serce jej w piersi zamiera.
O słodka Wenus! Bogi wielowładne!
Och! wy mie wspomódz zechcecie!
O Ceusie! Ceusie! Niechaj trupem padnę,
Bylebym upadł przy mecie!
Och! ten–tuż za mną–pędzi znakomicie,–
On mnie dosięgnie–przeniesie…
O wichry moje! toz w miejscu stoicie?
O Ceusie! O Herkulesie!
Dopędza–w równi prawie juz… O Bogi!
Toz wy mię odstępujecie?
Stój!–Stój!–Zawadzi..Trzask!…Och! cios by srogi.
Ha! alem upadł przy mecie!…
O! wstać nie moge.. Krew–ból.. Sprząg wichrowy
Ostatki wozu w dal miota…
Gońcie je–w winie skąpać je! Podkowy
Z szczerego ulać im złota!
Ha! co?jam pierwszy–prawda? Smiech mię szczery,
Gdy w tyl pamięcią pogonię…
Co?tylko zebra?–Co? i tylko cztery?–
Dawajcie wieniec na skronie…
O piękna moja! wstrzymaj łzy niewieście.
To, co na skroni mej było,
To może spocząć u twych stóp, a wreszcie
Choćby nad moją mogiłą.
Sprawa o królewnę.
Król Młot ma córę liliowej bieli,
Trzej ją młodzieńce miećby pragnęli.
Król Młot, na dwór swój z białemi ściany,
W świetne zapasy zwie trzy młodziany.
„Kto z was, mnie, Młota, na białym dworze,
Ręka na rękę, kto mię przemoźe,
Tego ja miłym synem nazowę,
Córę mu dam i państwa połowe."
Zaczem jednemu siły wezbrały,
Iż sobie westchnął ku dziewie białej.
Porwie się w bój, lecz prózno się sili,
Padł, jak się porwał, w niedługiej chwili.
Porwie się drugi, mocy swej pewny,
Iź się był wpatrzył w lica królewny.
Lecz z królem Miotem walczyć nic snadnie–
Jako się porwał, tak i ten padnie.
A zasię trzeci, gdy jego sprawa,
Z królem się Młotem bić omieszkawa:
„Ejze młodzieńcze! strach ci mej siły?
Czyli tez nie chcesz dziewy mej miłej?"
Tedy zapłonął młodzian junaczy:
„Raczej myśl królu co sam chcesz, raczej
Niech twoja dziewa tobie zostanie,
Nizbym ja ciebie walczyć miał panie.
Bobym ni godzien prosić był o nia,
Bym z jej rodzicem śmiał walczyć dłonią,
A tez i dłoń ta uschnie w swej dumie,
Która wiekowi czci dać nie umie."
Tedy się w sobie król zastanowi:
,.Iześ ty umiał cześć dać wiekowi,
Zaprawdę, wyznam wobec dokoła,
Ześ mię wiec zwalczył, jak nikt nie zdoła.
Tedy się stary król rozweseli:
„Chodź mi tu córo liliowej bieli!
Tegoć ja miłym synem nazowę,
Ciebie mu dam i państwa połowę."
Wtem oto dziewa wyjdzie spłoniona,
Świezego lica, śnieznego łona,
Śliczna nad wszystkie w świecie śliczności,
Jakiejbo światu niebo zazdrości.
.,Tenci mię godzien, ojcze mój, panie!
Takzeć i moje jemu kochanie,
Tamcibo siebie, niz mnie, zbyt hardzi,
Ten mnie, niz siebie, miłuje bardziej.
Jako zieloność błoni,
Az wstydem lica jej płoną:
Bo oto, z piersi pierzchł rąbek z zasłoną,
I jak gdy wschodem brzask się rozsłoneczni,
.Śniezy się dziewicze łono,
A z rozchylonej zanadrzy, niebodze
Wypada kwiecie, gubiąc się po drodze
A zbierać niema czasu, ani pora!
Bo tuz, tuz za nia, orszak zycia chciwy:
Brzmią roje muszek w powietrznej taneczni,
Pieją ptaszęta śmigając znad niwy,
Pierzchają kręgiem w plusk mieszkance rzeczni,
I az w dal mglistą, istny dziw nad dziwy,
Wiedzą juz o niej w górach, u jeziora,
U bagien, pieczar.. W nagiej lasów głuszy,
Na pozdrowienie śpiewa flet pastuszy,
A brzmień zazdrosne kłócą się z nim echa,
Ze az płacząca wierzba się rozśmiecha,
Na pozdrowienie, coś, jak pacierz w duszy…
Zkąd błogo zyciu, zkąd sercu pociecha,
Jakby juz naprzód odgwar tej radości,
Którą nas Pan Bóg ugości.
Szczęście a uśmiech, az po świata kraje!
Pan wyrzekł: „Stań się” i świat zmartwychwstaje!
Ja dumam, patrzę na tę radość świata,
I z nia się bratam, i duch się mój brata….
Ale się brata braterstwem nie rodniem,
Jedno, jak gdyby, czasowem, przechodniem…
Jam wziął ją sobie, jednak mnie tak właśnie.
Jakbym miał minąć, zanim czas swój spełnię..
Ja mam ją w piersi, nią ja tchnę i kraśnię,
To moje, dla mnie, ztąd mi blask na czoło…
Jednak mnie jakoś tylko pół wesoło,
A tęskno–tęskno–zupełnie.
_
Numa Pompiliusz
Pompiliusz w którymś romansie podobno,
Coś u ostatniej gdzieś karty,
Z Numa sie wreszcie ozenił nadobna
Żeby zakończyć tom czwarty.
W miejscu tem w ksiązce przypada okładka,
Ja jednak pociągnę dalej,
Bo to istotnie rzecz dziwna i rzadka
Jak się ci ludzie kochali.
Czego on nie chciał, i ona nie chciała.
To samo chciał on co ona.
Przedziwna wspólność duszy, czy tez ciała,
Której i śmierć nie pokona.