Laboratorium w szufladzie. Matematyka - ebook
Laboratorium w szufladzie. Matematyka - ebook
Czy znasz powiedzenie że matematykowi do pracy wystarczy kartka, ołówek i kosz na śmieci? To nieprawda! Pasjonującą, efektowną i praktyczną matematykę poznaje się dopiero w laboratorium. Uściślijmy od razu – we własnym laboratorium. Bo tylko tam możesz zbudować laserowy wyświetlacz warstwic albo planimetr z łyżeczki. „Laboratorium w szufladzie: Matematyka” jest wciągającym instruktażem, jak stworzyć własną pracownię matematyczną. To także opisy kilkudziesięciu doświadczeń, które w niej przeprowadzisz. Czym innym jest sucha definicja symetrii, a czym innym samodzielna budowa kalejdoskopu. Z zaskoczeniem odkryjesz że translacje, przesunięcia i obroty królują na parkiecie tanecznym. A może masz zacięcie techniczne i wolisz zbudować tomograf? Bez matematyki ten cud współczesnej diagnostyki nie mógłby funkcjonować. Przekonaj się że zrozumienie i odtworzenie zasady jego działania jest całkowicie w Twoim zasięgu. Autorzy stawiają wyłącznie na praktykę. Kiedy fizyk i elektronik biorą się za matematykę, nie może być nudno. Nauczysz się układać niebanalne parkiety i projektować olśniewające tapety. Praktyczny fach w zasięgu ręki. Znajdzie się coś dla ekscentryków, bo kto wie, jak skrystalizować ziemniaki? Żądni szpiegowskich przygód poznają najsilniejsze narzędzie wywiadu, czyli permutacje. W laboratorium przetestujesz je od razu, budując własny szyfrator. A może masz wrażliwą humanistyczną naturę i wolisz zgłębiać tajniki moskalika, daktyla lub spondeja. Popatrz na nie matematycznym okiem. Ta książka nie pomoże Ci przygotować się do klasówki z matmy, z nią nauczysz się odkrywać i opisywać naturę. Jak doświadczyć praktycznej strony matematyki oraz samodzielnie eksperymentować. Nieważne, czy traktujesz matematykę jak hobby i rozrywkę, czy obowiązek szkolny lub zawodowy. Własne laboratorium matematyczne jest miejscem, które zaraża wiedzą. Zaryzykujesz?
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-19097-2 |
Rozmiar pliku: | 17 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Matematyka? Laboratorium??? To chyba jakaś pomyłka…
Jak się okazuje – wcale nie! Trzymacie w ręku Drodzy Czytelnicy najlepszy dowód na to, że nic, co zapewne mówiono wam o matematyce, nie jest prawdą…
Że matematyka jest nudna – nie tym razem! Nie wiemy, jak można nudzić się czymś, co daje niemal nieskończone możliwości samodzielnej zabawy…
Że matematyka jest niepraktyczna – oj, nie sądzimy! Właściwie wszyscy, od poetów po kosmonautów posługują się matematyką. Co najwyżej nie zawsze o tym wiedzą…
Że matematyka to tylko abstrakcja i myślenie…
– O! Tym stereotypem zajmijmy się nieco dokładniej… Skąd właściwie wzięło się przekonanie, że do uprawiania matematyki wystarczy tylko głowa – nie wiemy. Ale to jeden z najszkodliwszych przesądów w edukacji matematycznej. Przecież nikt z nas nie rodzi się z opanowaną wiedzą z zakresu topologii algebraicznej! Jakoś te pojęcia musimy sobie wyrabiać. Dzieje się to na drodze długotrwałego procesu dorastania, począwszy od momentu, kiedy oglądamy świat z kołyski, poprzez pierwsze kroki stawiane z pomocą rodziców, aż po trudną sztukę wiązania sznurowadeł…
Jak wykazują naukowcy, rozwój pojęć matematycznych jest niezwykle silnie związany z wyrabianiem poczucia własnego ciała, a następnie z opanowywaniem percepcji przestrzennej i zdolności manualnych. Najlepsi matematycy to nie ci, którzy w dzieciństwie liczyli patyczki, ale ci, którzy grzebali rękoma w błocie, budowali z klocków, wisieli na trzepaku głową w dół… słowem ci, którzy aktywnie i twórczo poznawali otaczający ich świat. Zdobyte w ten sposób doświadczenia pozwalają bowiem rodzić się w głowie nowym, niesamowitym intuicjom – symetrii, równoważności, nieskończoności…
Dlatego zapraszamy Was, drodzy Czytelnicy, w podróż przez kartki tej skromnej książeczki – podróż pełną zabawy i… całkiem poważnej nauki! Nieraz ubrudzimy ręce (i wszystko dookoła), nabijemy sobie guza, a może zirytujemy sąsiadów… ale czego się nie robi dla dobrej zaba… to jest – chcieliśmy powiedzieć – dla dobra nauki!
Trzymacie się mocno?TELEIDOSKOP ****
Lustrzane symetrie mogą przybrać piękną i nieco tajemniczą formę. Potrzebny do tego prosty przyrząd optyczny – kalejdoskop – znajdziesz opisany w książce „Laboratorium w szufladzie, optyka”. A tu zajmiemy się budową pewnej jego odmiany, zwanej teleidoskopem. Kalejdoskop ma własną komorę mieszającą, w której skrawki kolorowego tworzywa układają się w niepowtarzalne wzory. Teleidoskop nie ma komory mieszającej, powiela obrazy otoczenia widziane przez kulistą soczewkę.
Nauczmy się tylko najpierw jednej pożytecznej czynności, jaką jest cięcie szkła. Jak zapewne każdy się domyśli, najważniejszą częścią kalejdoskopu jest tunel optyczny zbudowany z kilku lustrzanych ścian. To, ile ich jest i pod jakimi kątami są złożone ze sobą, decyduje o efekcie końcowym. Utworzą je paski lustrzane. Można oczywiście pójść po linii najmniejszego oporu i zamówić u szklarza, ale większa frajda to zrobić wszystko samodzielnie.
Weźmy taflę lustrzaną ze szkła o grubości 1 lub 1,5 mm. Do jej cięcia potrzebujemy tzw. diamentu szklarskiego lub noża rolkowego do szkła. Osobiście polecamy diament. Można go nabyć w sklepie narzędziowym. To trzonek, na którego szczycie, w stalowej oprawie, osadzony jest prawdziwy mały diamencik z wyeksponowanym jednym ostrym wierzchołkiem. Jest tak twardy, że bez problemu zrobi na szkle rysę.
Do tafli przykładamy linijkę lub drewnianą listwę i ciągniemy wzdłuż niej diamentem. Słychać wtedy bardzo charakterystyczny syk. To odgłos podcinanego szkła.
Rysa jest ledwie widoczna. Drewnianą częścią trzonka opukujemy ją kilkakrotnie wzdłuż. Pozornie nic się nie dzieje. Opukiwanie jednak powoduje, że od powierzchniowej rysy w głąb tafli zaczynają wędrować mikropęknięcia. To one tną szkło. Trzeba im tylko troszkę pomóc.
Taflę chwytamy przy jednym z końców rysy – tak, jak pokazane jest to na zdjęciu. Palce wskazujące podpierają szkło pod rysą, a kciuki naciskają na jej pobliże. Teraz wystarczy wykonać zdecydowany ruch przełamywania z równoczesnym lekkim odciąganiem na boki. I oto w palcach trzymamy dwie lustrzane listewki o gładkich, równych brzegach. No, może nie za pierwszym razem się uda. Zaręczamy jednak, że wystarczy chwila ćwiczeń by dojść do wprawy. W ten sposób można przecinać szyby nawet do kilkunastu milimetrów, choć to już wymaga dużego doświadczenia.
W ten sposób wycinamy trzy listewki. Ich długość powinna wynosić 25 cm lub nieco więcej. To tzw. odległość dobrego widzenia. Przy krótszych oko może mieć problem z fizjologicznym ustawieniem ostrości. Szerokość listew zależy od tego, jaki budujemy tunel. W modelu miał on obrys trójkąta równobocznego o boku 2 cm. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by był to czworobok, trójkąt równoramienny, sześciokąt… zresztą to Wy, Drodzy Czytelnicy, zdecydujecie.
Oprócz lustrzanych listew potrzebna jest szklana kula.
Wystarczająca jest taka o średnicy 3–5 cm. Ważne, by była naprawdę porządnie wykonana i wypolerowana. Skąd takie cudo wziąć? To bardzo proste – z internetu. A dokładniej: znajdziemy je w ofertach firm oferujących gadżety reklamowe. Żyjemy w czasach, gdzie trzeba reklamować się wypalonym laserowo wewnątrz szklanej sfery trójwymiarowym logo firmy, nie wystarczy zwykła ulotka informacyjna. Kula jest tania. Oczywiście interesuje nas czysta, bez intruzji (to te laserowo wypalone wzorki).
Za pomocą taśmy izolacyjnej sklejamy paski lustra w tunel optyczny.
Jego obudowę wykonamy z odcinka plastikowej rury instalacyjnej (odwiedziny w sklepie hydraulicznym). Na jednym z końców rura ma tzw. kielich, w którym łatwo osadzić szklaną kulę. Po przycięciu na wymaganą długość wystarczy paskiem gumy lub uszczelką zablokować lustra.
Dla wygody można jeszcze zrobić przesłonę z krążka czarnego kartonu z wyciętym otworem, przez który będziemy patrzeć do wnętrza kalei… przepraszam, teleidoskopu.
Szklaną kulę wkleimy w kielich rury. Można do tego użyć plasteliny, ale lepsza jest elastyczna masa mocująca dostępna w sklepach papierniczych. Za jej pomocą przykleja się do ścian np. plakaty lub kalendarze.
Teleidoskop gotowy – można już patrzeć przez niego na świat wokół nas. Czy wygląda tak, jak blat biurka w pracowni?
Albo jak kłębek kolorowych recepturek?