-
W empik go
Łaknienie dwóch toksyków - ebook
Łaknienie dwóch toksyków - ebook
Są dwa „toksyki”, przed którymi powinna się strzec młoda dziewczyna: używki i zaborcza miłość. Kamila Adamowicz miała nieszczęście doświadczyć je oba. W swojej na poły autobiograficznej książce opisuje swoje przeżycia. Zero fikcji.
| Kategoria: | Literatura faktu |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-66695-50-4 |
| Rozmiar pliku: | 557 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Celem napisania mojej książki jest ukazanie, jak łatwo można popaść w nałóg, lecz jak trudno jest się z niego wyleczyć. Mam na myśli opisanie emocji, które towarzyszyły mi przy zażywaniu narkotyków i jak wygląda moje życie bez nich.
NAŁÓG
Potrzeba spożywania toksycznych substancji wędrowała za mną przez siedem lat. W międzyczasie poznałam mężczyznę i tkwiłam w związku, który mnie niszczył. Tak samo jak narkotyki, jedno i drugie było toksyczne. Wszystko zaczęło się, gdy byłam w podstawówce. Zaczęłam od miękkiej używki, czyli od marihuany. Oczywiście nie uzależniłam się od pierwszego razu, na początku paliłam tylko w weekendy, później już coraz częściej, aż stało się to codziennością... Dawało mi to taką radość, nie robiłam tego, żeby się upodobać rówieśnikom. Po prostu czułam się silniejsza psychicznie, moje złe emocje znikały i miałam w danym momencie swój świat, w którym nikt się dla mnie nie liczył. Można zadać sobie pytania: „Jakie problemy może mieć czternastolatka? Jakie złe emocje?”. Już tłumaczę: gdy uczęszczałam do podstawówki, a dokładnie miałam jakieś dziesięć lat, byłam wyśmiewana przez rówieśników z powodu mojej wagi. Nie byłam szczupłą dziewczynką, tak jak reszta z mojej klasy, tylko tą „grubą świnią”. Wyzwisk było jeszcze więcej i naprawdę różnych, gorszych. Bardzo ciążyło mi to na psychice; byłam cicha i skryta w sobie, gdy mnie wyzywano – nie odpowiadałam. Nie skarżyłam się nikomu, nie chciałam być jeszcze bardziej wyzywana. Kiedy miałam trzynaście lat, zaczęłam chudnąć, dojrzewać i moje ciało się zmieniało. Wtedy zaczęłam się wyżywać na innych za przeszłość, za to co przeszłam. Czułam, że mogę wszystko i jestem doceniana przez takie zachowanie, które oczywiście nie było dobre. Wracając do narkotyków, polubiłam palenie marihuany i twierdziłam, że to tylko trawka, że nigdy nie sięgnę po twardsze środki odurzające. Paliłam głównie ze znajomymi, w tych pierwszych fazach było głównie dużo śmiechu. Z czasem zaczęłam palić też sama i oczywiście nie widziałam w tym żadnego problemu. Uważałam, że to normalne, bo przecież nie tylko ja tak robiłam. Moi koledzy też palili na lepszy sen, na lepszy dzień, na lepszy nastrój. Na początku była lufka, czasem skręty, a następnie butle lub wiadra. Bardzo szybko się uzależniłam, oczywiście na początku nie zdawałam sobie z tego sprawy. Po roku codziennego palenia stwierdziłam, że zrobię sobie przerwę. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne. Nie mogłam zasnąć, cały czas myślałam o tym, kiedy zapalę, jak skombinuję na to pieniądze. Aż w końcu stało się, zapaliłam. Uczucie nie do opisania, taka ulga. Wtedy dla mnie to było coś pięknego, delektowałam się tym stanem. I tak przez kolejny rok, bez ani jednego dnia przerwy byłam otumaniona. Szczerze mówiąc, niewiele pamiętam z tamtego czasu, parę sytuacji zaledwie. Dni mijały mi tak szybko, a w szkole szło mi coraz gorzej. Rodzice po mnie nie poznawali, perfekcyjnie się z tym kryłam. W domu nie paliłam, a wracałam, gdy faza była mniejsza lub całkiem zeszła. Za nic ich nie obwiniałam, byli najlepszymi rodzicami pod słońcem. Zawsze chcieli dla mnie dobrze, troszczyli się o mnie. Żałuję, że tak ich okłamywałam i kryłam to, co mnie najbardziej bolało, te sytuacje ze szkoły. Może gdybym się zwierzała ze swoich problemów, byłoby inaczej. Może nie potrzebowałabym tego świństwa do uporania się ze złymi momentami, uczuciami. Oczywiście czułam, że robię źle, oszukując ich i paląc za ich plecami, ale to było silniejsze ode mnie. Chęć upalenia się była najważniejsza dla mnie w tamtym czasie.
LICEUM
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_
NAŁÓG
Potrzeba spożywania toksycznych substancji wędrowała za mną przez siedem lat. W międzyczasie poznałam mężczyznę i tkwiłam w związku, który mnie niszczył. Tak samo jak narkotyki, jedno i drugie było toksyczne. Wszystko zaczęło się, gdy byłam w podstawówce. Zaczęłam od miękkiej używki, czyli od marihuany. Oczywiście nie uzależniłam się od pierwszego razu, na początku paliłam tylko w weekendy, później już coraz częściej, aż stało się to codziennością... Dawało mi to taką radość, nie robiłam tego, żeby się upodobać rówieśnikom. Po prostu czułam się silniejsza psychicznie, moje złe emocje znikały i miałam w danym momencie swój świat, w którym nikt się dla mnie nie liczył. Można zadać sobie pytania: „Jakie problemy może mieć czternastolatka? Jakie złe emocje?”. Już tłumaczę: gdy uczęszczałam do podstawówki, a dokładnie miałam jakieś dziesięć lat, byłam wyśmiewana przez rówieśników z powodu mojej wagi. Nie byłam szczupłą dziewczynką, tak jak reszta z mojej klasy, tylko tą „grubą świnią”. Wyzwisk było jeszcze więcej i naprawdę różnych, gorszych. Bardzo ciążyło mi to na psychice; byłam cicha i skryta w sobie, gdy mnie wyzywano – nie odpowiadałam. Nie skarżyłam się nikomu, nie chciałam być jeszcze bardziej wyzywana. Kiedy miałam trzynaście lat, zaczęłam chudnąć, dojrzewać i moje ciało się zmieniało. Wtedy zaczęłam się wyżywać na innych za przeszłość, za to co przeszłam. Czułam, że mogę wszystko i jestem doceniana przez takie zachowanie, które oczywiście nie było dobre. Wracając do narkotyków, polubiłam palenie marihuany i twierdziłam, że to tylko trawka, że nigdy nie sięgnę po twardsze środki odurzające. Paliłam głównie ze znajomymi, w tych pierwszych fazach było głównie dużo śmiechu. Z czasem zaczęłam palić też sama i oczywiście nie widziałam w tym żadnego problemu. Uważałam, że to normalne, bo przecież nie tylko ja tak robiłam. Moi koledzy też palili na lepszy sen, na lepszy dzień, na lepszy nastrój. Na początku była lufka, czasem skręty, a następnie butle lub wiadra. Bardzo szybko się uzależniłam, oczywiście na początku nie zdawałam sobie z tego sprawy. Po roku codziennego palenia stwierdziłam, że zrobię sobie przerwę. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne. Nie mogłam zasnąć, cały czas myślałam o tym, kiedy zapalę, jak skombinuję na to pieniądze. Aż w końcu stało się, zapaliłam. Uczucie nie do opisania, taka ulga. Wtedy dla mnie to było coś pięknego, delektowałam się tym stanem. I tak przez kolejny rok, bez ani jednego dnia przerwy byłam otumaniona. Szczerze mówiąc, niewiele pamiętam z tamtego czasu, parę sytuacji zaledwie. Dni mijały mi tak szybko, a w szkole szło mi coraz gorzej. Rodzice po mnie nie poznawali, perfekcyjnie się z tym kryłam. W domu nie paliłam, a wracałam, gdy faza była mniejsza lub całkiem zeszła. Za nic ich nie obwiniałam, byli najlepszymi rodzicami pod słońcem. Zawsze chcieli dla mnie dobrze, troszczyli się o mnie. Żałuję, że tak ich okłamywałam i kryłam to, co mnie najbardziej bolało, te sytuacje ze szkoły. Może gdybym się zwierzała ze swoich problemów, byłoby inaczej. Może nie potrzebowałabym tego świństwa do uporania się ze złymi momentami, uczuciami. Oczywiście czułam, że robię źle, oszukując ich i paląc za ich plecami, ale to było silniejsze ode mnie. Chęć upalenia się była najważniejsza dla mnie w tamtym czasie.
LICEUM
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_
więcej..