Łapa w łapę. Sekretne życie leśnych zwierząt - ebook
Łapa w łapę. Sekretne życie leśnych zwierząt - ebook
Poznaj sekretne życie leśnych zwierząt!
Przekonaj się, że ich przygody są często ciekawsze niż w bajkach.
Wyrusz w las razem z Nordem i Łajmą, odważnym rodzeństwem psów, i przeżyj z nimi niezwykłe przygody! Poznaj lisa Rudą Kitę, Warchlaka Dyzia albo wydrę Maksa.
Czy wiesz, że łajki mają zakręcone ogony dlatego, żeby niedźwiedzie nie mogły za nie złapać? A o tym, że jenoty, krewniacy psów, udają, że są nieżywe, kiedy się czegoś bardzo przestraszą? A czy przyszłoby ci do głowy, że świetliki świecą z… miłości?
Kto chciałby siedzieć w domu, gdy na zewnątrz toczy się sekretne, dzikie życie? Pełne przygód i tajemnic, choć niedostępne dla wszystkich.
Ewa Zgrabczyńska – „Pani od tygrysów”, doktor zoologii, polska Jane Goodall, dyrektorka poznańskiego ZOO. W brawurowy sposób uratowała tygrysy przemycane przez polsko-białoruską granicę. Od lat walczy o prawa zwierząt.
Wiek: 6+
Książka uczy szacunku dla przyrody, przekazuje wiedzę o zwierzętach, zarówno udomowionych (psy, koty), jak i dzikich (np. wydry, dziki, borsuki itd.) . Moje dzieci najbardziej pokochały liska – rudą kitę. Śmiały się z wygłupów i turlania leśnych myszek. Miały ochotę na wodne szaleństwa z wydrą o imieniu Maks. Polecam wszystkim małym i dużym poszukiwaczom leśnych przygód,
Paulina, mama 4 letniego Tadeusza
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7543-0 |
Rozmiar pliku: | 15 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PIERWSZY DOM
Była ciemna wrześniowa noc. W syberyjskiej tajdze, daleko na północy Rosji, spadł pierwszy w tym roku śnieg. Był lekki i puszysty. W ciepłej komórce wymoszczonej pachnącym sianem Mama Łajma zajmowała się swoimi nowo narodzonymi szczeniakami. Tłuściutkie kuleczki niezdarnie przepychały się pod jej brzuchem. Największa i najmniejsza z kulek popiskiwały najgłośniej i wierciły się bardziej niż pozostałe. Lubiły, gdy Mama Łajma przyciągała je do siebie i czule wylizywała. Spokojnie zasypiały, wtulone w jej miękkie, szare futro.
W ciągu następnych tygodni szczeniaki rosły jak na drożdżach. Wiejska gospodyni – opiekunka Mamy Łajmy – dokarmiała je mlekiem i wynosiła na spacery. Największy piesek i najmniejsza sunia zawsze trzymały się razem i wszczynały awantury, odkąd tylko nauczyły się wyszczekiwać pierwsze „hauki”.
– Hau, hau, hau! Hauuuuuuuu! – wykrzykiwał na całe gardło mały wielki szczeniak.
– Auuu, au, au – piskliwie wtórowała mu malutka siostra.
Wkrótce pieski nauczyły się szczekać całymi zdaniami, a nawet próbowały dyskutować z Mamą Łajmą.
– Chodźcie na kolację! – wołała Mama.
– Jeszcze nie! Nie jesteśmy głodne! – odszczekiwały chórem szczeniaki.
– Czy ja się przesłyszałam? Kolacja jest teraz, a wy macie przyjść, kiedy was wołam – szczekała zirytowana Mama Łajma.
– Ale my nie możemy teraz wrócić, Mamo. Przecież nie dokończyliśmy jeszcze zabawy – piszczała Najmniejsza, uciekając przed bratem.
– Wrócimy, jak tylko ją zła… zła… złapię – kłapał pyszczkiem w pędzie Największy, z trudem łapiąc oddech.
– I myślicie, że ja będę na was czekać z kolacją? Co to, to nie. Kolacja jest teraz, a nie wtedy, kiedy skończycie się bawić. A wy macie mnie słuchać! – szczekała Mama Łajma, która prowadziła dziesiątki podobnych dyskusji każdego dnia. Jej dzieci w dodatku nieustannie o wszystko pytały, na przykład o to, dlaczego śnieg pada z góry na dół i moczy łapki, skąd biorą się niedźwiedzie i dlaczego sarna to nie jeleń.
Mijały dni, które upływały szczeniakom na zabawach i figlach. Pewnego dnia Mama Łajma zachowywała się inaczej niż zwykle. Uroczystym tonem przywołała szczeniaki.
– Moje kuleczki kochane, nadszedł czas, żebyście dowiedziały się, skąd pochodzicie i kim jesteście.
– Ale, Mamo! My już przecież wszystko, wszyściuteńko wiemy! – natychmiast przerwał jej Największy.
– Jasne, że tak! – zapiszczała radośnie jego siostra. – I o tatce, i o dziadku! Rosomak nam już wszystko opowiedział, kiedy Największy złapał go zębami za ogon.
Mama Łajma tym razem rozgniewała się nie na żarty.
– Jak mogliście oddalać się od domu bez mojej zgody? Czy nie wiecie, ile niebezpieczeństw czyha w głębi lasu na takie maluchy jak wy? Czy nie wiecie, że rosomak potrafi być groźniejszy od niedźwiedzia, bo ma niezwykle ostre zęby i pazury? – krzyknęła.
Mała suczka stuliła uszy, zamachała ogonkiem i odszczeknęła:
– Och, Mamo! My tylko goniliśmy sobola, gdy rosomak wyrósł przed nami jak spod ziemi! Jest bardzo stary, cichy i potrafi obserwować całą okolicę. Mówił, że znał naszego tatę i dziadka, którzy byli najdzielniejszymi psami na świecie!
– Oj, szczeniaki, szczeniaki. Waszej dwójce trzeba jak najszybciej znaleźć dobre domy i czujnych opiekunów, którzy będą każdego z was pilnować jak oka w głowie. Inaczej wpakujecie się w poważne kłopoty – westchnęła z rezygnacją Mama Łajma.
– Wcale nie! – włączył się do rozmowy Największy i dumnie uniósł szeroki łepek. Wciągnął tłusty brzuszek i zamachał ogonkiem skręconym w precelek. – My jesteśmy wspaniałe łajki! Najwierniejsi towarzysze myśliwych, najodważniejsi, najmądrzejsi, najpracowitsi… Naj, naj, naj!
Mama Łajma zmarszczyła nos i pacnęła synka łapą.
– Najbardziej niesforne i najbardziej zarozumiałe szczeniaki, jakie kiedykolwiek widziałam! Najpierw musisz urosnąć, nabrać sił i dobrze służyć człowiekowi. Dopiero wtedy się przekonamy, jaką łajką jesteś.
Mama Łajma ułożyła się wygodnie na sianie, wciągnęła nosem powietrze i – uspokojona bliskością domu, ciepłem legowiska i ciszą – przysunęła pieski do siebie. Nadszedł czas na opowieść, do której przygotowywała się już od dawna.
– Chciałabym wam opowiedzieć o naszych przodkach i o tym, skąd wzięły się łajki. Dawno, dawno temu, kiedy ludzi było niewielu, małe rodziny łączyły się w większe grupy. W dużej gromadzie łatwiej było przeżyć trudne warunki tu, w syberyjskim lesie, na Dalekiej Północy. Zimy były bardzo ostre, lata króciuteńkie. Zmarznięta ziemia nie dawała obfitych plonów. Ludzie, żeby zaspokoić głód i nakarmić swoje dzieci, polowali na zwierzęta i odziewali się w ich futra. Wielu myśliwych ginęło w trakcie polowań, przegrywając walkę z wilkami lub niedźwiedziami. Ludziom brakowało zręczności i siły, by pokonywać drapieżniki, które, tak samo jak oni, były głodne i za wszelką cenę chciały przetrwać.
– Ale, Mamo, jak to możliwe? Przecież nam, zwierzętom, nie wolno atakować ludzi! – zaszczekał poruszony Największy.
– Masz rację, synku, nam nie wolno – odpowiedziała Mama Łajma. – Jesteśmy psami domowymi. Z wilkami i niedźwiedziami jest jednak inaczej: to drapieżniki, które w swoich działaniach kierują się instynktem. Zwykle nie zaprzyjaźniają się z ludźmi, ale… zdarzają się odstępstwa od tej reguły. Słuchajcie dalej… W jednym z plemion urodził się pewnego razu chłopiec o włosach białych jak len i oczach koloru nieba. Duszę miał tak czystą i dobrą, że żadne żywe stworzenie nie czuło przed nim lęku. Ptaki wiły gniazda w jego włosach, wiewiórki wskakiwały do rękawów jego ubrania, nawet wilki łasiły się do niego. Na imię miał Jan. W tym samym czasie w stadzie wilków przyszedł na świat Nord, szczeniak o sierści bardzo jasnej i duszy tak dobrej, jak dusza Jana. Pewnego dnia chłopiec i wilk spotkali się przy leśnym potoku. Polubili się od pierwszej chwili i szybko stali się nierozłącznymi towarzyszami. Kiedy Jan przeczesywał palcami gęstą sierść Norda, wilk mruczał z zadowolenia jak kot, a nie jak dziki wilk.
– Mrrrrr, mrrrrr! Ja też potrafię mruczeć jak kot, kiedy ktoś mnie głaszcze – zawarczała cichutko Najmniejsza. – A przecież jestem psem, a nie kotem.
– To warczenie, a nie żadne mruczenie – zaśmiał się Największy. – A to szczekanie, nie miauczenie: „Hau, hau, hau!” – zaczął szczekać bez zastanowienia.
– Czy możecie choć przez chwilę być cicho? Czy naprawdę nie potraficie wysłuchać tej historii od początku do końca? – zapytała Mama Łajma.
– Ależ słuchamy! – odparły chórem szczeniaki i zamilkły na dobre.
Mama Łajma powróciła do swojej opowieści.
– Okazało się, że Nord i Jan świetnie razem polują. Nord tropił zwierzynę swoim czułym nosem, po czym wołał Jana, który kończył polowanie. Wilk zaprzyjaźnił się z Janem tak bardzo, że porzucił watahę i nocował przy ognisku, którego bały się inne dzikie zwierzęta. Pewnego razu Norda zaatakował w lesie niedźwiedź. Jan pospieszył z pomocą, ale drapieżnik zdążył odgryźć Nordowi kawałek ogona. Po tym wypadku wilk szybko doszedł do siebie, ale pozostawał niespokojny. Uciekał czasem nocami w głąb lasu i głośno wył do księżyca.
– Auuuuuuuuu! – Szczeniaki jednocześnie spróbowały zawyć jak wilk, ale natychmiast przestały, czując na sobie poważne spojrzenie Mamy.
– Jan posmutniał. Brakowało mu Norda, który znikał coraz częściej i na coraz dłuższy czas. Człowiek, opuszczony przez wilka, zaczął częściej odwiedzać swoich ludzkich sąsiadów i pewnego dnia poznał Łajmę, dziewczynę, która tak jak on kochała tajgę i zwierzęta. Kilka tygodni później plemię wyprawiło im huczne wesele. I nagle, w samym środku uczty, Jan usłyszał znajomy skowyt. Na skraju lasu stał Nord. Dumny, ale machający resztką ogona. A przy nim piękna szara wilczyca i jedenaścioro wilczków. Jan podbiegł do nich z żoną. Czujna wilczyca cofnęła się, ale dwa szczeniaki z ogonkami zwiniętymi w precelki łasiły się do nóg ludzi, zupełnie tak samo, jak niegdyś ich ojciec. Odtąd dwa wilczki często odwiedzały Jana i jego rodzinę, aż w końcu zostały z nimi na dobre. Inni ludzie także zapragnęli ich pomocy przy polowaniach i stróżowaniu obejść. To właśnie z potomstwa tych wilków zrodziły się łajki, czyli my. Wszystkie mamy zwinięte ogony, żeby żaden niedźwiedź nie mógł nas za nie złapać. Pilnujemy domów, dobytku i dzieci naszych właścicieli, zimą ciągniemy zaprzęgi, a przez cały rok dzielnie polujemy.
– Czyli my naprawdę mamy wilcze korzenie? Rosomak mówił prawdę? – zapytał Największy.
– A nie mówiłam?! – krzyknęła podekscytowana Najmniejsza. – Rosomak powiedział, że nasz dziadek i ojciec byli mistrzami polowań i radzili sobie nawet z niedźwiedziami!
– Tak, rosomak mówił prawdę. Ale wy – zakończyła Mama Łajma, widząc, że Największy i Najmniejsza już nie mogą usiedzieć w miejscu – macie mnie słuchać i nie biegać bez opieki po lesie, póki nie urośniecie i nie zmądrzejecie!