Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Łapacz z Sacramento - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
9,99

Łapacz z Sacramento - ebook

Karol Gordon i doktor Jan, charyzmatyczni bohaterowie westernowej serii Wiesława Wernica, tym razem usuwają się na drugi plan powieści. Główną rolę odgrywa w niej Vincent Irvin, który pojawia się w pozostałych częściach cyklu jako szeryf z Fort Benton. Jan, przyjaciel Karola, opowiada historię dzielnego mieszkańca Dzikiego Zachodu, który próbując nadać sens swojemu życiu po nagłej śmierci żony i syna, staje się stróżem prawa, pomimo że nie potrafi nawet celnie strzelać. Poznajemy też życie Karola, dowiadujemy się kim był i jakie spotkały go przygody, zanim spotkał na swojej drodze Jana.

Łapacz z Sacramento jest pełną nostalgii opowieścią o pięknej i tragicznej postaci Vicenta Irvina. Równocześnie Czytelnik odnajdzie w niej elementy charakterystyczne dla innych powieści Wiesława Wernica: ciekawie skonstruowaną fabułę, opisy potyczek z bandytami, przekonanie o triumfie sprawiedliwości.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788382792577
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Stary tra­per

Huk ogłu­szył go na kilka se­kund, a błysk pra­wie ośle­pił. Znaj­do­wał się prze­cież w pół­mrocz­nym prze­smyku gór­skim, w któ­rym każdy dźwięk zwie­lo­krot­niało gro­mowe echo.

Gdy oszo­ło­mie­nie mi­nęło, zdał so­bie sprawę z oczy­wi­stego te­raz faktu: strze­lono tuż nad jego głową, a owoc tej palby spo­czy­wał te­raz na skal­nym ru­mo­wi­sku, kilka kro­ków przed nim – zło­ci­sto-brą­zowy ku­guar, czyli puma. Zwierz ru­nął w chwili, w któ­rej pod­ry­wał się do skoku. Gdyby zdą­żył...

Irvin oczami wy­obraźni uj­rzał sie­bie le­żą­cego tak samo nie­ru­chomo jak Betsy, gniada klacz z bia­łymi ła­tami na karku i kłę­bach.

– Już po wszyst­kim.

Od­wró­cił się rap­tow­nie, usły­szaw­szy te słowa.

– Już po wszyst­kim, synu...

– Po wszyst­kim... – po­wtó­rzył jak au­to­mat.

„Jesz­cze chwila, a zwa­riuję” – po­my­ślał. Po­czuł w no­gach nie­po­ko­jące drże­nie, więc usiadł na naj­bliż­szym gła­zie. I na­gle całe ciało ogar­nęła gwał­towna fala sła­bo­ści. Z tru­dem po­wstrzy­mał wy­buch hi­ste­rycz­nego śmie­chu. Broń, wy­śli­znąw­szy mu się z dłoni, ci­cho stuk­nęła o zie­mię. Z wy­sił­kiem uniósł głowę, by wresz­cie przyj­rzeć się nie­ocze­ki­wa­nemu wy­bawcy.

Tam­ten stał nie­opo­dal, z rę­kami opar­tymi na dłu­giej lu­fie dwu­rurki, w ja­kimś dziw­nym stroju, po­mię­tym, po­fał­do­wa­nym na wy­so­kiej i chu­dej po­staci.

– Dzię­kuję – po­wie­dział Irvin, sta­ra­jąc się ukryć drże­nie głosu. Nie bar­dzo mu się to udało wo­bec klę­ski tak nie­ocze­ki­wa­nej, tak ka­ta­stro­fal­nej.

Do­piero te­raz za­uwa­żył brodę białą jak śnieg i wąsy tej sa­mej barwy. Nad wą­sami – twarz spa­lona gór­skim słoń­cem i wia­trem roz­le­głych prze­strzeni, po­kryta siatką drob­niut­kich zmarsz­czek. Nie­bie­skie, wy­bla­kłe oczy spo­glą­dały tro­chę ba­daw­czo, tro­chę kpiąco. Nie mógł znieść tego wzroku, więc dźwi­gnął się ciężko i pod­szedł do Betsy. Zwie­rzę le­żało po­śród krzep­ną­cej krwi.

– Betsy... Betsy... – wy­szep­tał. – Co te­raz bę­dzie?...

Po­chy­lił się i po­czął zdej­mo­wać uprząż. Chrzęsz­czały rze­mie­nie, po­brzę­ki­wały błysz­czące jak sre­bro strze­miona. Kiedy od­wró­cił się, zo­ba­czył, że si­wo­włosy tra­per – bo chyba to był tra­per – klę­czy nad zło­ci­stym fu­trem pumy z no­żem w ręku. Ostrze mi­go­tało w bla­sku słońca.

– Nie­wiele te­raz warta ta skóra... – za­czął i za­raz do­rzu­cił ochry­płym gło­sem: – Nie ma tu ja­kie­goś ko­nia? Mu­szę mieć ko­nia...

– Tu są tylko góry, synu – usły­szał. – Tylko góry i do­liny, skały, lasy i... dra­pież­niki. Nic wię­cej. Po­wę­dru­jesz na wła­snych no­gach, ale naj­pierw od­pocz­niesz u mnie. Nie od­mó­wisz, prawda? Przyda ci się taki od­po­czy­nek, są­dzę...

Nie od­po­wie­dział. Zwa­lił na je­den stos rze­mie­nie i sio­dło, któ­rego cię­żar wy­dał mu się te­raz nie do unie­sie­nia. Po cóż zresztą dźwi­gać, gdy nie ma wierz­chowca? Siadł na tym skrzy­pią­cym sto­sie i ukrył twarz w dło­niach.

– Nie mógł­byś mi po­móc, synu?

Mimo woli uśmiech­nął się.

– Po­mogę – od­parł krótko.

Z za­do­wo­le­niem stwier­dził, że głos jego brzmi już nor­mal­nie.

Nie miał wiel­kiej wprawy w ścią­ga­niu skór. Sta­rzec od razu to za­uwa­żył, ale tylko coś mruk­nął do sie­bie, a po­tem wy­po­wia­dał zwię­złe po­le­ce­nia: „Moc­niej trzy­maj!... Te­raz cią­gnij, synu... do­syć”.

Mdły odór bu­chał mu pro­sto w twarz, więc kiedy wresz­cie (jakże długo to trwało) fu­tro, po­dobne do zwiot­cza­łego worka, spo­częło na są­sied­nim gła­zie, ze­rwał się z klę­czek i od­szedł kilka kro­ków, aby wcią­gnąć w płuca po­dmuch rzeź­wego wia­tru, tak cu­dow­nie pach­ną­cego gór­skim la­sem. Nie dane mu było jed­nak długo od­po­czy­wać.

– Idziemy, synu.

– A co bę­dzie z Betsy? – spy­tał.

– Betsy? Ach... tak na­zy­wał się twój koń. Cóż? Spójrz w niebo.

Uniósł głowę. Wy­soko, wy­soko po­nad tur­niami, na nie­bie­skim tle wśród nie­wiel­kich bia­łych chmur dwa czarne, ru­chome punkty za­ta­czały koła. Po chwili przy­łą­czył się do nich punkt trzeci. Zni­żały się co­raz bar­dziej, aż doj­rzał syl­wetki po­tęż­nych pta­ków.

– Sępy – mruk­nął si­wo­włosy tra­per. – Chodźmy.

– Nie!

Sko­czył ku usy­pi­sku drob­nych ka­mieni spły­wa­ją­cych niby nie­ru­chomy stru­myk ze żlebu prze­kre­śla­ją­cego stromą ścianę. Po­czął zgar­niać żwir na le­żące szczątki ko­nia, go­rącz­kowo, po­spiesz­nie, nie ba­cząc, że po­czy­nają mu krwa­wić dło­nie. Za­sy­pać Betsy tym żwi­rem – to praca na dłu­gie go­dziny. Po­czuł na­gle szarp­nię­cie tak mocne, że o mało nie upadł.

– Osza­le­li­ście! – wrza­snął.

Od­po­wie­dzią był grzmot – głos sta­ro­świec­kiej dwu­rurki. Do­piero po nim na­stą­piły słowa:

– Po­patrz, czło­wieku. Nie­wiele bra­ko­wało, a spo­czął­byś obok swo­jej Betsy.

Spoj­rzał. Na sza­rym piargu le­żał kształt długi a wą­ski, czer­wo­no­rudy. Kula pra­wie go prze­po­ło­wiła tuż przy na­sa­dzie trój­kąt­nej, zło­ta­wej głowy.

Po­czuł kro­ple potu na czole. Zbyt wiele wra­żeń jak na tak krótki czas.

– Mie­dzia­no­głowa – wy­ja­śnił tra­per. – Sporo tu żmij, pa­mię­taj o tym.

– Drugi raz ura­to­wa­li­ście mi ży­cie...

– Ale nie wiem, czy uda­łoby się to za trze­cim ra­zem, więc chodź!

Cała ener­gia na­gle go opu­ściła. Za­rzu­cił sio­dło na plecy i po­czła­pał jak au­to­mat za prze­wod­ni­kiem. Po­su­wali się po­cząt­kowo ska­li­stym wą­wo­zem, póź­niej skrę­cili rap­tow­nie w miej­scu, w któ­rym pio­nowa ściana prze­cho­dziła w ła­godną po­chy­łość. Wspi­nali się po­woli, uważ­nie, bo chwi­lami pła­skie głazy przy­po­mi­nały ta­flę lo­dową, tak wy­gła­dziły je wio­senne wody. Stopy nie znaj­do­wały opar­cia, dło­nie nie miały się czego chwy­cić. Idą­cemu mo­gło się wy­da­wać, iż po­chy­łość nie ma końca, że sięga wi­szą­cych nad od­le­głą gra­nią ob­ło­ków. Tak do­tarli do po­przecz­nie bie­gną­cej ścieżki. Za nią dźwi­gała się szara tur­nia, nie­do­stępna ani dla czło­wieka, ani dla zwie­rzę­cia. Ja­kiś czas szli tą ścieżką, aż skała roz­stą­piła się, jakby prze­rą­bana gi­gan­tycz­nym to­po­rem. Za­głę­bili się w jej prze­łom i ru­szyli da­lej po piar­gach, jakby w mrocz­nym tu­nelu. Na ko­niec sło­neczny blask padł im pod nogi. Znik­nęły skały, ścieżka zgi­nęła w zie­lo­no­ści gór­skiej hali. Przy­by­szowi wy­dała się wielką, cho­ciaż w rze­czy­wi­sto­ści była ma­łym ka­wał­kiem uro­dzaj­nego gruntu oto­czo­nego zę­ba­tym wień­cem gór. Po prze­ciw­le­głej stro­nie, u pod­nóża nie­do­stęp­nego zbo­cza wzno­sił się kształt dzi­waczny, ni to chatka, ni sza­łas. Szpi­cza­stym da­chem przy­po­mi­nał na­miot, pro­stymi ścia­nami – dom.

– Je­ste­śmy na miej­scu – stwier­dził si­wo­włosy tra­per. – Ot, i moje ran­czo!

Prze­szli przez łączkę, a wów­czas wę­dro­wiec za­uwa­żył drugi, jesz­cze dziw­niej­szy bu­dy­nek: bez okien, z da­chem po­zio­mym, na któ­rym buj­nie ro­sło ziel­sko. Drzwi skła­dały się z drew­nia­nej ramy, w którą wło­żono nie­równo po­przy­ci­nane belki. Żeby wejść, na­le­żało te szczapy, jedną po dru­giej, po­wyj­mo­wać. Błysk na­dziei prze­mknął mu przez głowę.

– Ma­cie ko­nia? – za­py­tał pod­nie­co­nym gło­sem.

– Ko­nia? Nie. Coś znacz­nie lep­szego w tych gó­rach, muła. Pil­nuję go jak oka w gło­wie. Wi­dzisz to za­mknię­cie? Długo roz­my­śla­łem, ale ta­kich drzwi nie wy­ła­mią na­wet puma i niedź­wiedź. Chodź.

Sta­nęli przed dzi­waczną chatką. Po­cią­gnięte wrota skrzyp­nęły zgrzy­tli­wie, z wnę­trza buch­nęła fala chłod­nego po­wie­trza.

– Sprze­daj­cie muła albo... po­życz­cie.

Si­wo­włosy jakby nie usły­szał. Po­pchnął lekko go­ścia w głąb mrocz­nego wnę­trza, wprost za stół wbity w gli­nianą po­lepę tuż obok le­go­wi­ska peł­nego fu­ter o na­stro­szo­nych wło­sach.

– Wi­taj w mo­ich pro­gach. Na­zy­wam się Abra­ham Lamb i je­stem rze­czy­wi­ście ła­godny jak ba­ra­nek. Sia­daj, chłop­cze.

– Irvin. Vin­cent Irvin – mruk­nął przy­bysz.

– West­man? Nie wy­glą­dasz na to. Ra­czej... far­mer.

– Ma­cie by­stry wzrok.

– Żadna sztuka. Im rza­dziej ogląda się lu­dzi, tym ła­twiej od­gad­nąć ich za­wód, a ja od sze­ściu mie­sięcy nie wi­dzia­łem żad­nego dwu­noga. Aż do wczo­raj. Dwójka urwi­sów, żeby nie po­wie­dzieć go­rzej.

Irvin drgnął i spoj­rzał py­ta­jąco:

– Kto to był?

– Nie przed­sta­wili się. Głodny je­steś?

– Czy któ­ryś z nich nie był rudy jak mar­chew?

– Do­brze okre­śli­łeś. Je­den rudy, drugi czarny jak kruk. Je­śli to twoi przy­ja­ciele, po­radź im, aby nie za­glą­dali do cu­dzych stajni. Mieli ko­nie zmę­czone, ale to nie po­wód, by kraść muły.

– Ukra­dli?

– Gdzie tam! Wy­daje mi się, że jed­nego lekko zra­ni­łem, ale nie mo­głem spraw­dzić. Ucie­kali dość szybko.

– Lamb, po­życz­cie mi swo­jego muła!

– Ho, ho! Co za nie­ocze­ki­wana pro­po­zy­cja! Jakże to so­bie wy­obra­żasz? Abra­ham Lamb daje nie­zna­jo­memu swo­jego je­dy­nego muła! A co ja po­cznę bez zwie­rzę­cia?

– Zwrócę, przy­się­gam...

– Daj spo­kój... Skąd ty wła­ści­wie je­steś?

– Z Tek­sasu.

– Tu jest także Tek­sas, je­śli się nie mylę. Te góry zwą się Sa­cra­mento. Chyba wiesz o tym?

– Wiem.

– No więc... skąd przy­by­wasz?

– Z pół­noc­nego Tek­sasu.

– Wcale nie­zła wy­cieczka. Do­okoła pu­styni.

– Nie. Je­cha­łem przez Llano...

– Lu­bisz nie­bez­pieczne prze­jażdżki?

– To nie ja. To oni. Co za pie­kielny te­ren. Ni­gdy jesz­cze cze­goś po­dob­nego nie oglą­da­łem.

Kiedy to mó­wił, sta­nął mu przed oczami kraj pła­ski i bez­ludny, zna­czony gdzie­nie­gdzie kę­pami kak­tu­sów. Sza­rymi od ku­rzu, o kol­cach jakby z że­laza. Uj­rzał wy­so­kie i na­gie niby słupy te­le­grafu pnie juki, a na ich czu­bach ster­czące, twarde, wą­skie i dłu­gie, ostre jak szty­lety li­ście. W gó­rze – słońce, w dole – ani krzty cie­nia.

– Ry­zy­ko­wa­łeś, chło­pie. Wi­dzia­łem ja ko­ści ludz­kie na pia­skach Llano. Nie­je­den raz. Mo­głeś ła­two za­błą­dzić.

– Nie mo­głem. Trop był świeży i wiódł pro­sto ku Pe­cos.

– Go­nisz przy­ja­ciół?

– Ści­gam lu­dzi, któ­rzy wła­śnie tędy ucie­kali. Tych dwóch: ru­dego i czar­nego. Pewno nie wie­cie, co oni zmaj­stro­wali.

– Na pewno – zgo­dził się si­wo­włosy. – Ale mnie prze­stały ob­cho­dzić wa­sze ludz­kie spory. Tu się li­czy tylko niedź­wiedź, ko­zica, an­ty­lopa i jesz­cze to, czy słońce świeci, czy pada deszcz.

– Nie poj­muję, jak tak można żyć – mruk­nął Irvin i wzru­szył ra­mio­nami. – Ci dwaj, któ­rzy wam chcieli ukraść muła, mają na su­mie­niu coś wię­cej. Ro­ze­słano za nimi li­sty goń­cze. Od sze­ryfa do sze­ryfa, jak świat długi i sze­roki.

Abra­ham Lamb ro­ze­śmiał się ci­cho:

– Tu nie do­tarły.

– Ale lu­dzie po­tra­fią do­trzeć wszę­dzie, na­wet na to pust­ko­wie. Jak ja, jak tamci dwaj. Aż dziwne, że po­prze­stali tylko na pró­bie kra­dzieży, bo mo­gli się wziąć za was...

– Wów­czas i ty byś nie żył, mój synu. Naj­pierw puma, póź­niej żmija. Jak na jed­nego kiep­skiego strzelca... to zbyt wiele. Daj spo­kój ści­ga­niu. Oni nie mają nic do stra­ce­nia, a ty drugi raz się nie uro­dzisz.

Od­szedł w kąt mrocz­nej iz­debki i coś tam prze­wra­cał wśród na­czyń, bo Irvin sły­szał po­brzę­ki­wa­nie.

– Masz – po­wie­dział po chwili i wsu­nął mu do ręki twardy i wielki jak ta­lerz pod­pło­myk, na któ­rym le­żał ka­wał mięsa. – Spró­buj.

Irvin po­czuł ostry za­pach ziół. Pie­czeń miała smak nie­znany.

– Ni­gdy cze­goś po­dob­nego nie ja­dłem – wy­znał szcze­rze zdu­miony.

– Ta­kie nie­do­bre?

– Ta­kie wspa­niałe! Jak to przy­rzą­dza­cie?

– Trzeba znać się na ro­śli­nach. Upiec po­lę­dwicę po­trafi byle par­toła, ale przy­pra­wić ją to do­piero sztuka.

Irvin jadł po­woli i roz­my­ślał, ale ja­koś le­ni­wie. Strata wierz­chowca po­zba­wiła go ener­gii. Albo po pro­stu był bar­dzo zmę­czony. A gdyby tak siłą za­brać muła? Może pod­stę­pem? Nie znał się na pod­stę­pach. Nie był tra­pe­rem, chy­trym jak tro­pione zwie­rzęta, ani zwia­dowcą skra­da­ją­cym się po tro­pach czer­wo­no­skó­rych, ani kow­bo­jem pil­nu­ją­cym stad przed dwu­noż­nymi i czwo­ro­noż­nymi na­past­ni­kami. Był tylko rol­ni­kiem.

– Nie strze­lam źle – rzekł bez związku, byle coś po­wie­dzieć. – Uj­rza­łem stru­mień, więc ze­sko­czy­łem z ko­nia, żeby się ochło­dzić. Puma zbli­żyła się tak ci­cho...

– One za­wsze nad­cho­dzą ci­cho.

– I do­piero jak usły­sza­łem kwik Betsy...

– Wi­dzia­łem wszystko. Mało nóg nie po­gu­bi­łem, zbie­ga­jąc z góry. Po­peł­ni­łeś duży błąd, rzu­ciw­szy broń da­leko od sie­bie.

– By­łem tak zmę­czony, że nie zwa­ża­łem na nic – wes­tchnął głę­boko. – Kiedy sko­czy­łam do strzelby, puma znaj­do­wała się tak bli­sko, że wy­dało mi się nie­moż­li­wo­ścią spu­dło­wać. Więc na­wet nie ce­lo­wa­łem...

– I to był drugi błąd. Na­le­żało se­kundę od­cze­kać, ko­nia już nic nie mo­gło ura­to­wać. Pa­mię­taj o tym na przy­szłość, zwłasz­cza jak bę­dziesz wę­dro­wał pie­chotą. I omi­jaj Llano. Prze­je­cha­łeś, ale nie przej­dziesz.

– Nie mam za­miaru. Llano wcale mi nie po dro­dze. Prze­cież ja ich mu­szę do­gnać! – wy­krzyk­nął. – Prze­pra­szam – zmi­ty­go­wał się. Strze­pał okru­szyny ze spodni: – Dzię­kuję. To było wy­śmie­nite.

– Cie­szę się. Ci lu­dzie mu­sieli mieć z tobą na pieńku. Chyba się nie mylę? Na­pa­dli? Okra­dli?

– Nic po­dob­nego. Nie za­brali mi na­wet gu­zika od spodni.

– Czyż­byś był sze­ry­fem?

– I to nie...

Si­wo­włosy po­krę­cił głową.

– Ga­dasz wielce ta­jem­ni­czo, ale to twoja sprawa. Na pie­chotę ni­gdy ich nie do­go­nisz.

– Po­życz­cie mi muła. Na ty­dzień.

– Ani na je­den dzień. Cóż bym po­czął bez zwie­rzę­cia? I skąd mogę wie­dzieć, jak da­leko pra­gniesz po­je­chać?

– Mu­szę ich zła­pać przed gra­nicą mek­sy­kań­ską. Ty­dzień mi star­czy. Je­śli się spóź­nię, wszystko na nic.

– Po­wia­dasz, że mu­sisz. Co to za „mus”? – spoj­rzał na Irvina prze­ni­kli­wie: – Tylko nie myśl, że muła za­bie­rzesz siłą. Tamci także pró­bo­wali...

Przy­bysz po­chy­lił głowę, po­czuł, że krew mu na­pływa do twa­rzy. Ten sta­rzec do­brze czy­tał w cu­dzych my­ślach.

– Nie ukradnę – od­parł – cho­ciaż... o tym my­śla­łem – wy­znał szcze­rze.

– Wie­rzę. Po­wiedz: po co ich ści­gasz? Czy je­steś ich to­wa­rzy­szem? A może i za tobą ro­ze­słano li­sty goń­cze? Chodźmy na łąkę.

Wy­szedł pierw­szy z nie­od­stępną dwu­rurką w gar­ści. Po­ło­żył się na tra­wie.

– Sia­daj – roz­ka­zał.

Pach­niało zio­łami. Z oko­licz­nych wy­so­czyzn spa­dał wiatr, nio­sąc woń le­śnej ży­wicy. Do­koła gło­śno bu­czały trzmiele.

– Prawda, jak tu przy­jem­nie?

– Nie wy­trzy­mał­bym na­wet ty­go­dnia w tej sa­motni.

– Taka to ra­dość żyć wśród lu­dzi? Nie wy­glą­dasz na szczę­śli­wego. Szczę­śliwcy nie go­nią po wą­wo­zach Sa­cra­mento.

– To prawda – mruk­nął w od­po­wie­dzi. – Ale do­tych­czas ży­łem w gro­ma­dzie.

– Po co ich ści­gasz?

– Cią­gle py­ta­cie. Co was to ob­cho­dzi?

– Nic a nic. Mnie in­te­re­suje tylko muł. Ro­zu­miesz?

– Ja­koś nie...

– Lu­bię lu­dziom po­ma­gać, cho­ciaż od nich ucie­kam. Co­raz da­lej i da­lej. Wę­druję aż znad Mis­si­sipi. A tu już chyba zo­stanę. Rol­nik mnie nie prze­pę­dzi, złota i sre­bra nie ma w tych gó­rach.

Irvi­nowi ta pa­pla­nina wy­dała się cał­kiem nie­po­trzebna, ale słu­chał, nie prze­ry­wa­jąc – wi­docz­nie siwy sa­mot­nik musi się wy­ga­dać. On sam nie czuł chęci do zwie­rzeń, mimo że przez tyle dni wę­dro­wał tylko w to­wa­rzy­stwie Betsy. Betsy... leży te­raz mar­twa za skalną ścianą. I co da­lej? Pie­szy marsz? A może Lamb zde­cy­duje się jed­nak po­ży­czyć muła?

– Czy tamci mieli ko­nia jucz­nego? – za­py­tał nie­spo­dzie­wa­nie dla sa­mego sie­bie.

– Tamci? Ach, masz na my­śli mo­ich wczo­raj­szych go­ści. A jakże, mieli. Wszyst­kie trzy zwie­rzęta pie­kiel­nie zmor­do­wane. Dla­tego pró­bo­wali za­mie­nić.

– Nie mó­wili, do­kąd jadą?

Tra­per ro­ze­śmiał się ci­cho:

– Nikt u mnie nie zo­sta­wia swo­jego ad­resu, a ja się o nic ni­kogo nie py­tam. Bo i po co? Sam po­wia­da­łeś, że kie­rują się ku gra­nicy Mek­syku.

– Mogę się my­lić.

– Chyba się nie my­lisz. – Lamb pod­niósł się i wy­cią­ga­jąc rękę, po­wie­dział: – Tam wła­śnie leży Mek­syk. Je­śli pro­sto je­chać tą steczką, na którą tra­fi­łeś, do­je­dziesz do El Paso nad Rio Grande, a po dru­giej stro­nie masz Ciu­dad Ju­árez. Już w Mek­syku. Ale droga nie­ła­twa. Można się za­pchać w ja­kiś dia­bel­ski kąt i za­błą­kać na amen. Trzeba uwa­żać na ścieżkę, je­chać ostroż­nie. Je­śli ci, któ­rych go­nisz, nie znają tego przej­ścia...

– Nie wiem, czy znają, czy nie – prze­rwał mu Irvin – ale na pewno nie wie­dzą, że ich ści­gam.

– Jak to?

– To taka dziwna hi­sto­ria, długo o niej ga­dać. Gdy­bym miał wierz­chowca...

– Ale nie masz. Tym le­piej dla cie­bie. Są­dzę, że tamci są gorsi od pumy.

Irvin ze­rwał się z ziemi i krzyk­nął:

– Cóż mo­że­cie wie­dzieć?! Tylko ja znam prawdę.

– To czemu ją przede mną ukry­wasz? Bo­isz się? Wsty­dzisz?

– A da­cie muła?

– Do ni­czego cię nie zmu­szam, synu. I ni­czego nie obie­cuję.

Irvin usiadł. Już się uspo­koił. Pod­ku­lił nogi, wsparł głowę na rę­kach.

– Nie ma in­nej rady – szep­nął. – Po­wiem wam. Ukradł­bym muła, ale nie po­tra­fię. Więc mu­szę opo­wie­dzieć.

– Szczery je­steś. To do­brze o to­bie świad­czy.

Irvin tylko mach­nął ręką.

– Będę się stresz­czał – za­czął. – Długa to opo­wieść, ale ja­koś so­bie z nią po­ra­dzę...

Sta­rzec ski­nął głową.

* * *

Hi­sto­rię spo­tka­nia na od­lu­dziu, w sercu gór Sa­cra­mento, opo­wie­dział mi po la­tach, po bar­dzo wielu la­tach, sam Vin­cent Irvin. Wów­czas już nie far­mer, ale sze­ryf Fort Ben­ton – ma­łego mia­steczka le­żą­cego bli­sko gra­nicy Sta­nów i Ka­nady. Pół­tora ty­siąca mil od chatki si­wego tra­pera, który no­sił dziwne na­zwi­sko (a może prze­zwi­sko) – Lamb.

Co wy­da­rzyło się przed opi­sa­nym spo­tka­niem, co na­stą­piło póź­niej – o tym do­wie­dzia­łem się nie tylko z ust Irvina. Bar­dzo mi po­mógł w za­spo­ko­je­niu cie­ka­wo­ści Ka­rol Gor­don, kie­dyś mło­dziutki west­man, póź­niej far­mer, jesz­cze póź­niej tra­per, a w końcu – mój ser­deczny przy­ja­ciel.

Tak oto na­ro­dziła się – a ra­czej zo­stała od­two­rzona – opo­wieść o czło­wieku, który stra­cił wszystko, lecz nie zgu­bił (jak wielu in­nych w po­dob­nej sy­tu­acji) swo­jej ży­cio­wej ścieżki.

Nieco w tej hi­sto­rii do­da­łem od sie­bie, aby sprawa stała się bar­dziej zro­zu­miała. Mu­sia­łem się wczuć w sy­tu­ację, o któ­rych Irvin mó­wił pół­gęb­kiem – były zbyt przy­kre dla niego, cho­ciaż tak już od­le­głe w cza­sie.

Wresz­cie rzecz całą – gdy już zo­stała utrwa­lona na pa­pie­rze – od­czy­ta­łem (z pew­nym stra­chem) obu głów­nym bo­ha­te­rom. Przy­znali zgod­nie, iż to, co na­pi­sa­łem, nie mija się z prawdą. To mi wy­star­czyło.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------W _Bi­blio­tece li­te­ra­tury dzie­cię­cej_ Wy­daw­nic­twa Sied­mio­róg uka­zały się mię­dzy in­nymi:

1. Bajki, Char­les Per­rault (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

2. Ba­śnie, Ja­cob i Wil­helm Grimm (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

3. Ba­śnie, Hans Chri­stian An­der­sen (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

4. Ali­cja w Kra­inie Cza­rów, Le­wis Car­roll (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

5. Ania z Zie­lo­nego Wzgó­rza, Lucy Maud Mont­go­mery (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

6. Cu­da­czek-Wy­śmie­wa­czek, Ju­lia Du­szyń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

7. Dar rzeki Fly, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

8. Don Ki­chot z Man­czy, Mi­guel de Ce­rvan­tes (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

9. Go­dzina pą­so­wej róży, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

10. Idzie niebo ciemną nocą, Ewa Szel­burg-Za­rem­bina (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

11. Klechdy do­mowe, Hanna Ko­styrko (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

12. Kli­mek i Kle­men­tynka, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

13. Księga dżun­gli, Ru­dy­ard Ki­pling (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

14. Le­gendy war­szaw­skie, Ar­tur Op­p­man (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

15. Ły­sek z po­kładu Idy, Gu­staw Mor­ci­nek (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

16. Mity grec­kie, Ni­kos Cha­dzi­ni­ko­lau (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

17. O czym szu­mią wierzby, Ken­neth Gra­hame (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

18. O kra­sno­lud­kach i o sie­rotce Ma­rysi, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

19. Od­po­wied­nia dziew­czyna, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

20. Pa­mięt­niki Adama i Ewy, Mark Twain (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

21. Pi­no­kio, Carlo Col­lodi (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

22. Przy­gody Tomka Sa­wy­era, Mark Twain (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

23. Przy­padki Ro­bin­sona Cru­soe, Da­niel De­foe (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

25. Psotki i śmieszki, Ja­nina Po­ra­ziń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

24. Ro­bin­son Cru­soe, Da­niel De­foe (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

26. Serce, Ed­mund de Ami­cis (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

27. Szew­czyk Dra­tewka, Ja­nina Po­ra­ziń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

28. Ta­jem­ni­cza wy­spa, Ju­liusz Verne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

29. Ta­jem­ni­czy ogród, Fran­ces Hodg­son Bur­nett (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

30. Ucho, dy­nia 125!, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

31. Ucznio­wie Spar­ta­kusa, Ha­lina Rud­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

32. W 80 dni do­okoła świata, Ju­liusz Verne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

33. W pu­styni i w pusz­czy, Hen­ryk Sien­kie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

34. We­sołe przed­szkole, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

35. Ba­śnie pol­skie i eu­ro­pej­skie, Jo­anna Ro­dzie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

36. Złota ko­rona, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

37. Ba­śnie pol­skie, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

38. Hi­sto­ria żół­tej ci­żemki, An­to­nina Do­mań­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

39. Wspo­mnie­nia nie­bie­skiego mun­durka, Wik­tor Go­mu­licki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

40. An­tek, Bo­le­sław Prus (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

41. Tropy wiodą przez pre­rię, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

42. Wi­taj, Ka­rol­ciu!, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

43. Słońce Ari­zony, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

44. Na po­łu­dnie od Rio Grande, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

45. Sze­ryf z Fort Ben­ton, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

46. Król Ma­ciuś Pierw­szy, Ja­nusz Kor­czak (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

47. Kaj­tuś Cza­ro­dziej, Ja­nusz Kor­czak (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

48. Stara baśń, Jó­zef Ignacy Kra­szew­ski (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

49. Ka­rol­cia, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

50. Pla­stu­siowy pa­mięt­nik, Ma­ria Kow­nacka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

51. Troje wspa­nia­łych i skrzat, Ewa Mir­kow­ska (Klub Ma­łych Czy­tel­ni­ków)

52. Za ży­wo­pło­tem, Ma­ria Kow­nacka (Se­ria li­mi­to­wana)

53. Aka­de­mia Pana Kleksa, Jan Brze­chwa (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

54. 10 opo­wie­ści o ba­jecz­nej tre­ści, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Bajki współ­cze­sne)

55. Janko Mu­zy­kant oraz Sa­chem, Hen­ryk Sien­kie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

56. Mała Księż­niczka, Fran­ces Hodg­son Bur­nett (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

57. Bajki dla dzieci, Iwan Kry­łow (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

58. Brze­chwa dzie­ciom, Jan Brze­chwa (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

59. Co słonko wi­działo, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

60. Gruby, Alek­san­der Min­kow­ski (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

61. Ja­no­sik, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

62. Kop­ciu­szek, Hanna Ja­nu­szew­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

63. Ku­ku­ryku na ręcz­niku, Ma­ria Kow­nacka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

64. Magda, Pa­weł i Ty, Kry­styna Kle­niew­ska-Ko­wa­li­szyn (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

65. Mały Książę, An­to­ine de Sa­int-Exu­péry (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

66. Na ja­gody, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

67. Naj­milsi, Ewa Szel­burg-Za­rem­bina (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

68. Opo­wie­ści o Świę­tym Mi­ko­łaju, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Bajki współ­cze­sne)

69. Opo­wieść wi­gi­lijna, Char­les Dic­kens (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

70. Przy­gody Pla­stu­sia, Ma­ria Kow­nacka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

71. Sto ba­jek, Jan Brze­chwa (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

72. Wy­bór mi­tów grec­kich, Jo­anna Ro­dzie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

73. Zia­renka maku, Grze­gorz Ra­taj­czak (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

74. Pier­ścień i róża, Wil­liam Ma­ke­pe­ace Thac­ke­ray (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

75. Trzej musz­kie­te­ro­wie, Alek­san­der Du­mas (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

76. Win­ne­tou, Ka­rol May (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

77. Łowcy wil­ków, Ja­mes Cur­wood (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

78. Czarny tu­li­pan, Alek­san­der Du­mas (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

79. Nad da­le­kim, ci­chym fior­dem, Agot Gjems-Sel­mer (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

80. Gwiazda prze­wod­nia, Joan Gould (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

81. Ka­ta­rynka oraz Z le­gend daw­nego Egiptu, Bo­le­sław Prus (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

82. Biały kieł, Jack Lon­don (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

83. Zew krwi, Jack Lon­don (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

84. Złota El­żu­nia, Eu­ge­nia Mar­litt (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

85. Skarb w Srebr­nym Je­zio­rze, Ka­rol May (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

86. Zorro, John­ston McCul­ley (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

87. Bajki li­tew­skie, Oskar Mi­łosz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

88. Ro­bin Hood, Ho­ward Pyle (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

89. Do­lina bez wyj­ścia, Tho­mas M. Reid (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

90. Książę i że­brak, Mark Twain (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

91. Bajka o ry­baku i rybce, Alek­san­der Pusz­kin (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

92. Piękna i Be­stia, Je­anne-Ma­rie Le­prince de Be­au­mont (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

93. Wy­brane po­da­nia i le­gendy pol­skie (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

94. Klechdy se­za­mowe, Bo­le­sław Le­śmian (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

95. Słoń Trą­bal­ski, Ju­lian Tu­wim (Se­ria li­mi­to­wana)

96. 12 po­dróży mi­sia Mio­dala, Ste­fan Po­tocki (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

97. 7 opo­wie­ści o ry­ce­rzu, cza­ro­dzieju i księ­ciu do­bro­dzieju, Ja­nia Ship­per (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

98. Eg­zo­tyczna przy­goda, Alek­san­dra Mi­cha­łow­ska (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

99. Troje wspa­nia­łych i skrzat, Ewa Mir­kow­ska (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

100. W pa­mięt­niku Zo­fii Bo­brówny, Ju­liusz Sło­wacki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

101. Cu­downa po­dróż, Selma La­ger­löf (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

102. Pani Twar­dow­ska, Adam Mic­kie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

103. Wy­brane wier­sze, Wła­dy­sław Bełza (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

104. Sza­ra­czek, Mie­czy­sława Bucz­kówna (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

105. Dzie­cię el­fów, Hans Chri­stian An­der­sen (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

106. Ju­tro nie­dziela i inne opo­wia­da­nia, Zo­fia Żu­ra­kow­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

107. Las­sie, wróć!, Eric Kni­ght (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

108. Lato le­śnych lu­dzi, Ma­ria Ro­dzie­wi­czówna (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

109. O dwu­na­stu mie­sią­cach, Ja­nina Po­ra­ziń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

110. O księ­ciu Got­fry­dzie, ry­ce­rzu Gwiazdy Wi­gi­lij­nej, Ha­lina Gór­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

111. Pięt­na­sto­letni ka­pi­tan, Ju­liusz Verne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

112. Przy­gody Me­li­klesa Greka, Wi­told Ma­ko­wiecki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

113. Przy­gody Sind­bada Że­gla­rza, Bo­le­sław Le­śmian (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

114. Ta­jem­nica wę­dru­ją­cego ja­ski­niowca, Andy Chan­dler (Al­fred Hich­cock) (Przy­gody Trzech De­tek­ty­wów)

115. Ka­pi­tan Fra­casse, Teo­fil Gau­tier (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

116. Dios­sos, Wi­told Ma­ko­wiecki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

117. Atlan­tyda, wy­spa ognia, Ma­ciej Ku­czyń­ski (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

118. Mały lord, Fran­ces Hodg­son Bur­nett (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

Wszyst­kie ty­tuły na­le­żące do _Bi­blio­teki li­te­ra­tury dzie­cię­cej_ są do­stępne w księ­garni in­ter­ne­to­wej Sied­mio­róg.pl
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: