- W empik go
Lata nadziei: 17 września 1939 - 5 lipca 1945 - ebook
Lata nadziei: 17 września 1939 - 5 lipca 1945 - ebook
W 1945 roku Polska znalazła się w otchłani klęski. Stało się tak nie tylko ze względu na zły los, ale też na skutek własnych naszych błędów, błędnej polityki kierowników naszego państwa i błędnych nastrojów społeczeństwa. (…)
Możemy więc załamywać ręce i twierdzić, że zostaliśmy perfidnie oszukani i porzuceni przez sojuszników, i będzie to zgodne z prawdą. Ale to, co się nazywa „rozumem stanu” nie polega na biadaniu ex post nad przewrotnością wspólników, lecz na umiejętności przewidywania, czy układy nam proponowane będą czy też nie będą przez kontrahenta dotrzymane. A ci, którzy podjęli się kierować naszymi losami, nie tylko politycznie przewidywać, lecz politycznie myśleć nie umieli.
Stanisław Cat-Mackiewicz
Do zasadniczych kwestii postawionych przez autora, takich jak oceny polityki brytyjskiej, skuteczność działań podejmowanych przez władze polskie czy celowość polskiego wysiłku wojennego, historycy ciągle wracają i na nowo podejmują o nich dyskusję. (…) nie można także pominąć faktu, że książka zawiera liczne wartościowe przemyślenia i oceny, jak chociażby ta dotycząca rzeczywistych skutków powstania warszawskiego.
Prof. Andrzej Leon Sowa
Spis treści
Dwie tragiczne, niedotrzymane umowy
Jawny i tajny układ z Anglią
Sojusz z Anglią był sojuszem egzotycznym
Polacy uprawiający propagandę niezgodną z interesami Polski
Powstanie rządu na emigracji
Wystąpienie Rosji
Piłsudski
Zajmujemy się proszkiem od bólu głowy
Od Helsingforsu do Bordeaux
Rząd polski w czasie katastrofy francuskiej
Tajne memoriały generała Sikorskiego
Prasa polska na emigracji
Niemcy
Pakt z 30 lipca 1941 roku
Okłamywanie narodu polskiego przez rząd
Ambasador Rzeczypospolitej w Moskwie
Ameryka
Armia generała Andersa
Rosja usamodzielnia swoją politykę polską
Związek Ziem Północno-Wschodnich
Antywłoska polityka Anglii
Zaczyna się walka z Sosnkowskim
Konferencja moskiewska
Teheran i mowa Churchilla
Powstanie Wileńskie
Powstanie Warszawskie
Mikołajczyk w Moskwie
Za późno
Na ławie oskarżonych
Fałszywe doktryny
Cytowane dokumenty
Andrzej Leon Sowa, Lata nadziei czy lata klęski?
Indeks nazwisk
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-242-1847-9 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I
W 1945 roku Polska znalazła się w otchłani klęski.
Stało się tak nie tylko ze względu na zły los, ale też na skutek własnych naszych błędów, błędnej polityki kierowników naszego państwa i błędnych nastrojów społeczeństwa.
Weszliśmy do wojny z Niemcami w 1939 roku na podstawie konwencji wojskowej z Francją i układu politycznego z Anglią.
Francja z miejsca nie dotrzymała nam konwencji.
Anglia w 1945 roku w czasie konferencji w Jałcie dopuściła się złamania układu politycznego.
Możemy więc załamywać ręce i twierdzić, że zostaliśmy perfidnie oszukani i porzuceni przez sojuszników, i będzie to zgodne z prawdą. Ale to, co się nazywa „rozumem stanu”, nie polega na biadaniu ex post nad przewrotnością wspólników, lecz na umiejętności przewidywania, czy układy nam proponowane będą, czy też nie będą przez kontrahenta dotrzymane. A ci, którzy podjęli się kierować naszymi losami, nie tylko politycznie przewidywać, lecz politycznie myśleć nie umieli. Za ich zarozumiałość i pewność siebie dzieci nasze zapłaciły krwią, państwo utratą niepodległości.
II
Konwencja wojskowa z Francją została podpisana podczas pobytu w Paryżu naszego ministra spraw wojskowych, generała Tadeusza Kasprzyckiego, i pułkownika Jaklicza, szefa wydziału operacyjnego. Przewidywała ona rozpoczęcie generalnej ofensywy francuskiej na siedemnasty dzień napaści Niemiec na Polskę¹.
Jak wiadomo, napaść Niemców na Polskę nastąpiła 1 września 1939 roku rano, w nocy z 16 na 17 września wkroczyły na nasze terytorium wojska sowieckie (zapewne Sowiety znały treść omawianej polsko-francuskiej konwencji), a w dniu, w którym ofensywa francuska miała się rozpocząć, 17 września, wódz naczelny armii polskiej, marszałek Rydz-Śmigły, przekroczył granice Rumunii, gdzie został internowany.
Poza tym omawiana konwencja wojskowa przewidywała lokalne demonstracje przeciw nieprzyjacielowi i działalność lotniczą od pierwszego dnia wojny.
Francuzi nie dotrzymali tej konwencji.
Nie było z ich strony dostatecznych demonstracji lokalnych, ani też działalności lotniczej. Nad Niemcami latali Anglicy, ale rzucali nie bomby, lecz ulotki.
Polacy byli pozostawieni siłom własnym, nie zdążyli się nawet zmobilizować. Mogliśmy wystawić 60 dywizji piechoty, zdążyliśmy zmobilizować tylko 33. Nasi sojusznicy podczas polskiej wojny z Niemcami byli tylko spektatorami krwawego widowiska.
Francuzi mogliby powiedzieć: siedemnastego dnia wojny, na który zgodnie ustaliliśmy naszą pomoc, wszelka nasza ofensywa straciła rację bytu, ponieważ Polski już nie było.
Francuzi mogliby tak powiedzieć, gdyby istotnie do ofensywy, nam w konwencji obiecanej, przygotowywali się choć przez chwilę. Ale nie znamy źródła francuskiego, łącznie z aktami procesu w Riom², które wskazywałoby na jakiś ślad przygotowań francuskich do tej ofensywy. Od samego początku wojny Francuzi kurczowo trzymali się linii Maginota i nadziei na pomoc brytyjską.
Przedstawicielom naszej wojskowości nie wolno było jednak podpisywać układu dotyczącego życia i śmierci Polski, nie zbadawszy uprzednio wartości i realności obietnicy francuskiej. Przecież koła wojskowe francuskie, jak o tym wiemy z dziesiątek publikacji, nie ukrywały złego stanu francuskiej gotowości zbrojnej. Nie trzeba było być geniuszem, aby zrozumieć, że Francuzi nie wyruszą na ofensywę bez pomocy brytyjskiej, a wiadomo, że Anglia nigdy nie jest gotowa do ofensywy w pierwszych tygodniach wojny.
Wynika z tej konwencji wojskowej, że wodzowie nasi mniemali, iż siedemnastego dnia operacji wojennych będą mieli jeszcze nienaruszoną siłę zbrojną i stąd razem z Francuzami przewagę liczebną nad nieprzyjacielem, umożliwiającą wspólną ofensywę.
Cóż za dziecinady! Tak mogło być, gdyby Niemcy napadli na nas w 1933 roku, kiedy marszałek Piłsudski życzył sobie wojny prewencyjnej. Ale nasi wodzowie wojskowi z tym rzekomo patriotycznym optymizmem, ojcem wszystkich naszych nieszczęść i katastrof, zamykali oczy na wszelkie zmiany, które już po śmierci marszałka Piłsudskiego zaszły w Niemczech i obaliły poprzedni stosunek sił pomiędzy Niemcami a Polską. Nie chciano nawet uznać, że skutkiem tych zmian w dziedzinie przygotowań do wojny, skutkiem uzbrojenia Niemiec, Polska przestała być w Europie tym, czym była poprzednio. W 1933 roku Polska jest jeszcze państwem poważnym, ponieważ Niemcy są jeszcze niedostatecznie uzbrojone, w 1938 roku Polska jest już państwem małym, ponieważ jej stan uzbrojenia pozostał mniej więcej na miejscu, a obaj jej sąsiedzi znakomicie powiększyli swój potencjał wojenny. A jednak mieliśmy niezły wywiad w Niemczech, który w sposób wystarczający informował nasz sztab o wzroście potęgi niemieckiej w dziedzinie lotnictwa, broni motorowej i ogólnego potencjału wojennego. Na podstawie tych informacji każdy normalny, uczciwy, odpowiedzialny wojskowy zrozumiałby, że Polska nie jest w stanie walczyć z Niemcami przez dwa tygodnie.
Ale nasza góra wojskowa: marszałek Rydz i jego godne otoczenie, całość przygotowań wojennych ograniczali do tego, co nazwiemy stosowaniem systemu jogów. Kiedyś ze straganu jarmarcznego w małym miasteczku, spośród senników i innej literatury tego rodzaju, wybrałem książkę pt. Tajemnice jogów. Dowiedziałem się z niej, że według nauki jogów wystarczy powtarzać sobie głośno: „nie jestem głodny, nie jestem głodny”, aby móc odzwyczaić się od jedzenia w ogóle. Nasza wojskowość przed wojną 1939 roku także wszystkie swe przygotowania oparła na autosugestii. Nikomu nie pozwalała wątpić i co najgorsze, sama nie wątpiła, że jesteśmy: silni, zwarci, gotowi. Wszelkie obawy, wątpliwości, a nawet życzliwe rady w zakresie przygotowań wojennych, uważane były za obrazę… honoru armii. Sądzę, że wojskowy opierający swe przygotowania wojskowe na naiwnym samochwalstwie powinien być w wojsku co najwyżej trębaczem, a nie oficerem zza biurka sztabu generalnego.
Kiedy byłem dzieckiem i miałem lat czternaście, pisałem referaty potępiające Chłopickiego za małoduszność. Dziś po makabrze generałów o duszach i gestach patetycznych aktorów, którzy sprawili, że Ojczyzna ma jest w niewoli, lepiej rozumiem tego wodza powstania 1830 roku. W wizjach Wyspiańskiego, w Warszawiance, w Nocy listopadowej pojawia się Chłopicki, dumny, wyniosły generał, pogardliwy, nieczuły w stosunku do otaczających go haseł i krzyków, egoista, grający wciąż w karty. Postać Chłopickiego wywoływała w nas bunt, że ten karciarz małodusznie gasił patriotyzm młodzieży pragnącej wojny z Moskalami. Ale Chłopicki istotnie grał i przegrywał w karty, ale przegrywał pieniądze, nie życie narodu. Wiedział, że są wartości, których dla gestu, dla oklasku, dla pozy, dla błazenady na kartę w grze hazardowej stawiać nie można, że nikczemnikiem jest wódz, który, mając zaufanie całego narodu, życie narodu postawi na kartę i przegra dla błazeńskiego gestu. W 1830 roku sytuacja wojskowa Polski była o wiele lepsza niż w 1939. Zapowiadała się wojna z jedną, a nie z dwiema potęgami. Powstanie listopadowe trwało przez dziesięć miesięcy, a nie przez dwa tygodnie i powstańcy odnieśli nad wrogiem szereg wspaniałych zwycięstw. A jednak Chłopicki, jako naprawdę dobry i odpowiedzialny wojskowy, od razu oświadczył, że wojnę z Moskalami przegramy, i wziął dyktaturę, aby wojnie zapobiec. Gdy na skutek wygórowanych żądań cesarza Mikołaja I układy pomiędzy nim a Chłopickim musiały ulec zerwaniu, Chłopicki uznał, że nie może być wodzem wojny, którą przegra, bo byłoby to bałamuceniem nadziei narodu, niegodnym jego honoru wojskowego. Skoro jednak jego naród będzie się bić, więc i on będzie walczył jako obywatel, ale nie jako generał. Stąd znalazł się pod Olszynką Grochowską konno, w surducie cywilnym i bitwą wspaniale kierował. Pojmowanie honoru wojskowego przez Chłopickiego było więc diametralnie przeciwstawne wobec pojmowania tegoż honoru przez Rydza i jego kompanów. Marszałek Rydz uważał, że jego honor wojskowy każe mu wszystkich oszukiwać, że jesteśmy gotowi. Chłopicki – odwrotnie – uważał, że honor nie pozwala mu na podejmowanie się prowadzenia wojny, której wygrać nie jest w stanie, tak jak, dajmy na to, uczciwy inżynier nie podejmie się budowy mostu kolejowego bez dostatecznych materiałów. Chłopicki był inżynierem, a Rydz partaczem, który buduje most, który się wali i powoduje katastrofę.
W czasie tej wojny mieliśmy szereg przykładów „małoduszności” generałów. Były szef sztabu marszałka Focha, generał Weygand, pierwszy zawołał, że Francja przegra, że należy żądać zawieszenia broni. Marszałek Pétain, były obrońca Verdun, od pierwszych miesięcy przestrzegał, że Francja wojnę musi przegrać. Włoski marszałek Badoglio pierwszy oświadczył, że wojnę trzeba skończyć. Chodziły uporczywe słuchy, że generałowie niemieccy przestrzegali Hitlera przed wypowiedzeniem wojny Rosji. Generałowie angielscy nakazali opuszczenie frontu europejskiego przez Dunkierkę w 1940 roku i nie zezwolili na przedwczesny drugi front. Jeśli dziś przyznajemy rację de Gaulle’owi przeciw Pétainowi i Weygandowi, to jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że droga de Gaulle’a była drogą polityczną; de Gaulle miał słuszność jako przewidujący polityk; Weygand jednak i Pétain mieli oczywiście rację, przewidując, że armia francuska na terytorium francuskim poniesie klęskę.
Niestety, nasze kierownicze koła wojskowe zamiast – wykonując swe fachowe obowiązki – być czynnikiem rozwagi i umiaru i nie dopuścić do wojny 1939 roku, stały się właśnie rozrusznikiem narodowych uniesień i tragicznej egzaltacji.
III
A cóż z frontem wschodnim? Czy nasi wojskowi istotnie myśleli, że Rosja będzie nam pomagać w tej wojnie, albo, co byłoby jeszcze mniej mądre z ich strony, że pozostanie neutralna? Jeśli podpisywali konwencje wojskowe z Francuzami, z błogimi nadziejami, że siedemnastego dnia wojny przejdą wraz z Francuzami do ofensywy przeciw Niemcom, to gdzież były wojska przeznaczone na osłonę Wschodu? W dniu 23 sierpnia 1939 roku sytuacja stała się pod tym względem jasna: Sowiety podpisały sensacyjny pakt o nieagresji z Niemcami, stało się widoczne i jasne, że w pierwszej fazie wojny Sowiety pójdą razem z Niemcami. Cóż wobec tej rewolucji w sytuacji geopolityko-strategicznej uczynił sztab polski? Nic. To istotnie niewiele.
Co najmniej w dniu 23 sierpnia 1939 roku, po skonstatowaniu, że Niemcy i Rosja dogadały się i idą razem, obowiązkiem władz wojskowych polskich było zażądać od dyplomacji polskiej uczynienia wszystkich starań, aby odroczyć wybuch wojny, a ściślej, odroczyć datę wstąpienia Polski do wojny.
IV
Celem tej książki będzie przedstawienie sprawy polskiej podczas wojny. Będzie to także historia naszego rządu na emigracji. W 1941 roku napisałem książkę, która miała się nazywać Historią Niepodległej Polski, ale którą wydawca wydał pt. Historia Polski, przez co tytuł ten utracił swój akcent polityczny, twierdzący, że rządy na emigracji nie są już rządami niepodległego państwa. W rok później ukazała się moja książka o Becku pt. O jedenastej – powiada aktor – sztuka jest skończona, a w 1943 Klucz do Piłsudskiego. Książka niniejsza należy do tego samego cyklu studiów historycznych nad najnowszą historią Polski. Z góry oświadczam, że powtórzę w niej wiele z tego, co pisałem w swoich broszurach wydawanych w Londynie od października 1941 roku. Nie umiem bowiem o jednym i tym samym wydarzeniu pisać w odmienny sposób.
Zastrzegam także, że do książki tej będę wprowadzał wiele momentów personalnych i będę cytował to, co w sprawie każdego z omawianych wydarzeń pisałem lub mówiłem. Niedawno przeczytałem doskonale zrobioną książkę Pertinaxa³, francuskiego Strońskiego, o polityce francuskiej w czasie wojny, a w niej dużą liczbę wypadów czysto personalnych, które niewątpliwie dodają tylko rumieńców i życia interpretacji wydarzeń politycznych. Nie miałem najmniejszego wpływu na bieg wypadków politycznych ani w Polsce, ani na emigracji, nie umiałem nigdy zachowywać się tak jak niektórzy cwaniacy na emigracji, którzy zebrawszy koło siebie dwóch lub trzech ludzi nikomu nieznanych zaczynają twierdzić, że są secesją od jakiegoś „stronnictwa”. Starałem się przekonać swe społeczeństwo nie za pomocą gry partyjnej, lecz argumentów – Polacy mnie czytali, ale nie byli mego zdania. W Polsce przed wojną dowodziłem: że Niemcy nas rozgromią w ciągu dwóch tygodni, że Rosja nas zaatakuje w razie naszej wojny z Niemcami (twierdziłem to natychmiast po mowie Hitlera z 27 kwietnia 1939 roku⁴), że wreszcie, wypchnięci za granicę, przestaniemy być podmiotem, a staniemy się tylko przedmiotem polityki międzynarodowej. Wszystkie te „krakania”, jak to wtedy nazywano, sprawdziły się niestety tragicznie.
Na długo przed wojną rozpocząłem kampanię prasową w sprawie powiększenia budżetu wojskowego i broni motorowej. W innych społeczeństwach dziennikarz domagający się powiększenia wydatków na wojsko i nowych zbrojeń uchodzi za „militarystę”, u nas moje artykuły wywoływały największe oburzenie właśnie w prasie marszałka Rydza. Zostałem za nie osadzony w Berezie, na czas zresztą krótki.
Przypisy
1 Francja zobowiązała się rozpocząć generalną ofensywę piętnastego dnia wojny.
2 Proces wytoczony w 1942 przez władze Vichy politykom oskarżonym o spowodowanie klęski w kampanii 1940. Przerwany w 1943.
3 Chodzi najprawdopodobniej o: Pertinax , Les Fossoyeurs. Défaite militaire de la France. Armistice. Contre-Révolution, 2 vols., New York 1943.
4 Mowa Hitlera, o którą tu chodzi (w której wypowiedział pakty zawarte z Polską i Wielką Brytanią oraz, wbrew dotychczasowemu zwyczajowi, nie zawarł akcentów antysowieckich), została wygłoszona 28 kwietnia 1939.Za późno
Po nominacji rządu Tomasza Arciszewskiego, dnia 29 listopada 1944 roku, pisałem w swej broszurze Nowy rząd wydanej w grudniu 1944 roku:
Dotychczas data 29 listopada łączyła się w tradycji polskiej ze zrywem niepodległościowym sprzed lat stu kilkunastu, z pożarem na Solcu i błyskiem bagnetów i szabel w pałacyku belwederskim, teraz dzień 29 listopada będziemy szanować, ponieważ wtedy powstał pierwszy na emigracji londyńskiej rząd polski, którego nie potrzebujemy się wstydzić.
(…) Powstanie gabinetu Arciszewskiego nie jest kresem wędrówki, lecz kresem hańby (…)
Jeśli stanie kiedyś w Polsce pomnik robotnika polskiego, aby uczcić udział mas robotniczych w walkach o Warszawę i w Warszawie, trzeba, aby postać ludzka na tym pomniku miała wygląd i dystynkcję ruchów starego p. Arciszewskiego. Sądzę, że o Arciszewskim powiemy wszyscy: oto jest premier odpowiedni dla naprawdę, w najlepszym, uczciwym tego słowa znaczeniu, demokratycznej Polski.
Każde dziecko polskie, gdy czyta smutne dzieje Polski w XVIII wieku, poznaje błędy i marazm w tym okresie, a potem raptem przechodzi do tryumfalnych opisów mądrości i szlachetności Sejmu Wielkiego i Konstytucji 3 maja, to każde dziecko polskie woła: Boże, czemu tak późno, czemu za późno! Ten sam okrzyk nam się wyrywa, gdy myślimy o marazmie emigracji i o szlachetnym rządzie, który przyszedł tak późno, gdy sprawa polska była już zgrana i przegrana.
W skład rządu listopadowego weszło trzech socjalistów: Arciszewski, Kwapiński i Pragier, dwóch członków Stronnictwa Narodowego: Berezowski i Folkierski, dwóch członków Stronnictwa Pracy: Kuśnierz i Sopicki, dwóch bezpartyjnych: szef Ministerstwa Obrony Narodowej generał Kukiel i minister spraw zagranicznych Adam Tarnowski.
Stronnictwo Narodowe przez cały czas wojny brało udział w krajowych władzach politycznych, więc wejście dwóch jego przedstawicieli do rządu nie było bynajmniej jakimś przełomem w naszych dziejach, jak to krzyczeli niektórzy publicyści, jak p. Słonimski i inni. Stronnictwo Narodowe natomiast nie było reprezentowane w rządach pp. Sikorskiego i Mikołajczyka, a obecność w tych gabinetach Seydy i Komarnickiego była tylko sztuczką polityczną. Rząd Arciszewskiego, jako rząd ludzi poważnych, nie mógł się posługiwać tego rodzaju sztuczkami. Toteż od razu po dymisji gabinetu Mikołajczyka p. Kwapiński, a później p. Arciszewski zwrócił się o współpracę do p. Bieleckiego, który dotychczas był bezwzględnie zwalczany przez wszystkie agentury obce działające na polskim terenie. Pan Bielecki wykazał wielki umiar i zrozumienie powagi chwili, nie wszczął żadnych targów personalno-partyjnych, pozostawił nawet kierownictwo całości rządu w rękach socjalistów.
Przy tej sposobności należy wyjaśnić, że p. Berezowski przyjechał z Polski wiosną 1944 roku w charakterze delegata krajowych władz Stronnictwa Narodowego. Ucieszyło to wówczas bardzo p. Kota, gdyż p. Berezowski był kiedyś kontrkandydatem p. Bieleckiego przy wyborach prezesa stronnictwa, więc p. Kot myślał, że będzie teraz robił p. Bieleckiemu trudności. Ale p. Kot sądził według etyki własnej, w rzeczywistości p. Berezowski poparł stanowisko p. Bieleckiego, a depesza z kraju wezwała pp. Seydę i Komarnickiego do opuszczenia rządu p. Mikołajczyka. Ci zgłosili swe dymisje, ale po namyśle je wycofali. Wstydliwe zaczątki historii.
Ludowcy do rządu nie weszli, ale początkowo wydali bardzo przyzwoitą deklarację, w której czytamy:
Stronnictwo Ludowe oświadcza, że legalnemu rządowi Rzeczypospolitej Polskiej w jego ciężkiej walce o interesy Polski i narodu polskiego będzie szczerze pomagać.
Stronnictwo Ludowe, nie biorąc tymczasowo udziału w rządzie, ze swej strony wytęży wszystkie swe siły w pracy nad odbudową silnej, wolnej i szczerze demokratycznej Polski – tego celu najwyższych pragnień i nadziei wszystkich Polaków.
Idylliczne te zamiary nie trwały jednak długo. Ludowcy natychmiast zaczęli rząd listopadowy zwalczać na terenie własnej, a co gorsza, także angielskiej prasy. Kot operował dalej z Deutscherem. Specjalnie odznaczył się sojusznik ludowców, Stanisław Grabski, który po deklaracji jałtańskiej potrafił napisać, że „niewiarę” w zapowiedzianą przez tę deklarację swobodę i czystość wyborów żywią ci tylko, którzy sami „wszystkie wybory fałszowali”.
Co tu gadać! Powstanie rządu listopadowego ujawniło, kto chce bronić całości terytorialnej Polski, a kto chce sprzedawać Rosji polski wschód; wierząc, że w ten sposób dojdzie do władzy w „rdzennej”, jak oni mówili, Polsce. Po stronie rządu listopadowego byli pierwsi, przeciwko niemu drudzy. Rząd listopadowy zerwał z tradycją rządów Sikorskiego i Mikołajczyka, które i na emigracji, i w Polsce przygotowywały grunt psychiczny do rozbioru Polski. Przyjrzyjmy się, jak to wyglądało wśród stronnictw na emigracji. Za rządem listopadowym było całe Stronnictwo Narodowe, prócz kilku ludzi uprzednio wydalonych. I wręcz odwrotnie, przeciwko rządowi listopadowemu było całe Stronnictwo Ludowe, prócz kilku ludzi uprzednio wydalonych.
Większość PPS była za rządem listopadowym, w tym wyraziły się niepodległościowe tradycje robotnika polskiego i było słuszne, że na czele tego rządu stanęło dwóch starych robotników: Arciszewski i Kwapiński.
Wypadki już teraz biegły szybko naprzód. Wojna się kończyła. Niemcy nie zdążyli na czas uruchomić swych piekielnych wynalazków. W Jałcie spotkali się Roosevelt, Churchill i Stalin. Wieczorem 12 lutego 1945 roku zabrzmiał przez radio komunikat: Finis Poloniae. Polski nadawca w Londynie nie zdobył się na gest odmówienia jego wygłoszenia.
Przybyliśmy na konferencję krymską zdecydowani załatwić nasze różnice na temat Polski. Przedyskutowaliśmy wszystkie aspekty zagadnienia. Potwierdziliśmy nasze wspólne pragnienia ustanowienia silnej, wolnej, niepodległej i demokratycznej Polski. W wyniku naszej dyskusji ustaliliśmy warunki, na jakich mógłby być tymczasowo utworzony rząd polski jedności narodowej tak, aby mógł być uznawany przez trzy wielkie mocarstwa. Porozumienie, które zostało osiągnięte, jest następujące:
Nowa sytuacja została stworzona w Polsce w wyniku jej całkowitego oswobodzenia przez Armię Czerwoną. Wymaga to ustanowienia polskiego rządu tymczasowego, który może mieć szersze oparcie, aniżeli było to możliwe przed niedawnym oswobodzeniem zachodniej Polski. Dlatego też rząd tymczasowy, który obecnie funkcjonuje w Polsce, powinien być zreorganizowany na szerszej podstawie demokratycznej przy włączeniu przywódców z samej Polski i spośród Polaków za granicą. Ten nowy rząd powinien następnie być nazwany Tymczasowym Rządem Jedności Narodowej Polski.
P. Mołotow, p. Harriman i sir A. Clark Kerr upoważnieni są komisyjnie do naradzania się w pierwszym rzędzie w Moskwie z członkami obecnego rządu tymczasowego oraz z innymi polskimi przywódcami demokratycznymi z samej Polski i z zagranicy celem reorganizacji obecnego rządu według powyższych linii.
Polski Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej powinien być zobowiązany do przeprowadzenia wolnych i nieskrępowanych wyborów, możliwie najszybciej, na podstawie powszechnego i tajnego głosowania. W wyborach tych wszystkie stronnictwa demokratyczne i antynazistowskie powinny mieć prawo uczestniczenia i wysuwania kandydatów.
Gdy zgodnie z powyższym Polski Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej zostanie w sposób właściwy (properly) utworzony, rząd ZSRR, który obecnie utrzymuje stosunki dyplomatyczne z obecnym rządem tymczasowym polskim, oraz rządy Zjednoczonego Królestwa i Stanów Zjednoczonych nawiążą stosunki dyplomatyczne z nowym Polskim Tymczasowym Rządem Jedności Narodowej i wymienią ambasadorów, których raporty będą informowały poszczególne rządy o sytuacji w Polsce.
Trzy głowy rządów uważają, że wschodnią granicą Polski winna być linia Curzona z odchyleniami w niektórych okolicach w rozmiarach 5–8 kilometrów na korzyść Polski. Uznają one, że Polska winna otrzymać wydatne nabytki terytorialne na północy i zachodzie i sądzą, że opinia nowego Polskiego Tymczasowego Rządu Jedności powinna być zasięgnięta w odpowiednim momencie na temat rozmiaru tych nabytków oraz że ostateczne wyznaczenie zachodniej granicy polskiej powinno następnie czekać na konferencję pokojową.
Pod względem prawnym i moralnym omawiałem już w tej książce komunikat krymski. Było to przeniewiercze złamanie przez Anglię i Amerykę wszystkich umów podczas wojny i przed wojną z Polską zawieranych i wszystkich deklaracji w sprawie jej przyszłych losów składanych.
Pod względem politycznym deklaracja krymska nie wnosiła nic nowego, była konsekwentnym wynikiem polityki Anglii i Ameryki, gotowych za współpracę z Rosją w Azji płacić uznaniem jej nabytków w Europie Środkowej. Deklarację jałtańską należało przewidzieć nie tylko po konferencji moskiewskiej z października 1943 roku, której była skutkiem koniecznym, logicznym i konsekwentnym, ale deklarację jałtańską można było przewidzieć natychmiast po gwarancjach angielskich o obronie naszej niepodległości, już w 1939 roku.
Polakom się zdawało, że ponieważ Anglicy są obciążeni sporami z Rosją na Bliskim i Środkowym Wschodzie, a Amerykanie w Chinach, więc będą bronić Polski. Tłumaczyłem, powtarzałem, piłowałem w moich broszurach tezę, że właśnie dlatego, że Anglicy i Amerykanie mają z Rosją sporne sfery wpływów w Azji, będą im sprzedawać Europę Środkową.
Rosja na Odrze to dla Anglii okoliczność pomyślna. Stabilizuje to antagonizm rosyjsko-niemiecki. To, że Anglicy wypowiadają się teraz przeciwko granicy rosyjskiej (nazywanej granicą polską) na Odrze, potwierdza tylko powyższą moją tezę. Jest to już gra wykorzystująca ten antagonizm.
Polityka Churchilla była jasna. Rosji się zawsze bał i jej nie dowierzał. Ale, jak już pisałem, swój system polityki angielskiej oparł na systemie trzech mocarstw, uważając, że w tym systemie ma przeciw Rosji stosunek dwóch do jednego. W czasie Jałty nie było jeszcze bomby atomowej, która później komplikuje stosunek państw anglo-amerykańskich do Rosji.
Komunikat jałtański redagowany był oczywiście przez Rosjan. Churchill poszedł na otwarte łamanie umów, które komunikat ten powodował, zapewne pod wpływem Roosevelta.Fot. z zasobu Narodowego Archiwum Cyfrowego
Stanisław Mackiewicz (1896–1966), publicysta, pisarz, polityk, z wykształcenia prawnik. W okresie I wojny światowej członek Zetu i POW, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej. Redaktor naczelny wileńskiego dziennika „Słowo” (1922–1939), działacz grupy wileńskich konserwatystów, poseł na sejm z ramienia BBWR (1928–1935). Monarchista, piłsudczyk, czołowy zwolennik porozumienia polsko-niemieckiego w latach 30. Więziony w Berezie Kartuskiej (1939). Po 17 września 1939 na emigracji. Członek Rady Narodowej na uchodźstwie (1940–1941), przeciwnik polityczny gen. Władysława Sikorskiego, redaktor pisma „Lwów i Wilno” (1946–1950), premier rządu emigracyjnego (1954–1955). Po powrocie do kraju (1956) zajął się przede wszystkim działalnością pisarską. Był autorem licznych, pełnych oryginalnych sądów i polemicznej werwy publikacji, głównie o tematyce politycznej, historyczno-politycznej i literackiej. Zmarł w Warszawie.
Pseudonim „Cat” zaczerpnął z opowiadania Rudyarda Kiplinga o kocie, który chodził własnymi ścieżkami.Stanisław CAT-MACKIEWICZ
pisma wybrane
wybór i opracowanie
Jan Sadkiewicz
Kropki nad i • Dziś i jutro
Myśl w obcęgach.
Studia nad psychologią społeczeństwa Sowietów
Historia Polski
od 11 listopada 1918 do 17 września 1939
O jedenastej – powiada aktor – sztuka jest skończona.
Polityka Józefa Becka
Lata nadziei:
17 września 1939 – 5 lipca 1945
Był bal
Europa in flagranti
Herezje i prawdy
Dom Radziwiłłów
Zielone oczy
Stanisław August