- W empik go
Legenda o św. Juljanie Szpitalniku - ebook
Legenda o św. Juljanie Szpitalniku - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 204 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
G. Flaubert ur. w Rouen w r. 1821 umarł tamże w 1880. –Był to pracownik wyjątkowy, na którym sprawdzają się słowa Newtona: Genjusz to cierpliwość. A jeżeli Horacjusz każe dziewięć lat dzieło cyzelować (nonum prematur in annum) i nieustannie je poprawiać (saepe vertere stylum) – to zapewne nikt nie posłuchał tego wskazania tak gorliwie, jak G Flaubert.. Napisał niewiele, ale nad każdą ze swoich prac wysiadywał po dziesięć i dwadzieścia lat. Nieustannie nowe gromadził materjały, by coraz szczegółowiej opracować swe motywy: czy to w rzeczach współczesnych, czy też w pismach o podkładzie historycznym, gdyż w obu tych rodzajach zasłynął.
Pierwiastkowo był czcicielem romantyzmu i głównych jego przedstawicieli: Wiktora Hugo, Musseta i innych.
Z owych czasów pozostało w nim zamiłowanie do motywów egzotycznych, barwnych dekoracyj i kostjumów, do światów zamarłych i półmisty – cznych. Ale jednocześnie – jako umysł skłonny do obserwacji i analizy – dostrzegł rozmaite obłędne i, że tak powiemy, nienarodowe strony romantyzmu jego fałszywą pozę i fałszywy patos, rozwichrzenie fantazji, wyskoki przeciw rozsądkowi, wykrzywienie uczucia i t… d. Z tego powodu z biegiem czasu porzucił romantyzm i wystąpił przeciw niemu. Ściśle biorąc, powrócił do normalnej tradycji literatury francuskiej, tj. do klasycyzmu. Ale późniejsza szkoła antyromantyczna, która przezwała się realistyczną – uznała go za swego zwiastuna i poprzednika, i nadała mu nazwę realisty. W istocie – co do swej maniery – w głównych dziełach współczesnych Flaubert jest realistą w tem znaczeniu, że wybiera motywy szare, życie ludzi niewybitnych, w małem miasteczku zamieszkałych, życie nader ubogie w zdarzenia zewnętrzne – i na tle tej bezbarwnej niziny snuje niesłychane bogactwo szczegółów życia codziennego, które jest płaskie, błahe, nudne i w którem mieszczą się czasem jednostki niezdolne do tej szarzyzny, które pragną poza nią się wydostać i schodzą na drogi niewłaściwe. Taką jest Pani Bovary 1857). Źródłem jej utrapień jest właśnie ów romantyzm uczuciowy, którym ją przepojono zamłodu, a który nigdy się w życie nie wcielił. Szczegółowiej opisuje Flaubert wpływ romantyzmu na sfałszowanie życia w drugiej powieści L'education sentimentale (1869).
Z pewnego punktu widzenia obie te powieści są poniekąd satyrą literacką przeciw romantyczności.
A jednak pozostało w umysłowości Flauberta jakieś zamgławie tęcz romantyzmu. Miłował koloryt światów egzotycznych, dalekich, umarłych; miłował zapach starożytnych mszałów, barwne witraże kościołów średniowiecznych, widziadlane historje żywotów świętych. Stąd jego zwrot ku przepychom dziejów Kartaginy – i historja nieszczęsnej Salambo (1863): malownicze obrazy przeszłości o nadzwyczajnych pałacach, bogach potwornych, świątyniach wspaniałych, nad brzegiem wielkiej przystani morskiej, skąd wypływają wielkie drewniane tryremy. Stąd również to arcydzieło: Kuszenie świętego Antoniego (1874), gdzie w sposób realistyczny wystawione są wszelkie wizje człowieka, który pod wpływem długich postów i samotności ulega nawiedzeniu duchów i widm różnego stopnia i wysokości. Żadna dziedzina ludzkiego istnienia w tych wizjach nie została pominięta. Czem zaś w powieściach z życia nowoczesnego był drobiazgowy opis szczegółów codziennych, szczegółów, które autor latami gromadził, wprowadzając jedne, usuwając inne, poprawiając dzieło swe nieustannie: tem w Salambo i w Kuszeniu była bezgraniczna niemal erudycja w dziedzinie archeologji… teozofji, teologji, teurgji, demonologji i t… p… nauk średniowiecznych. Flaubert znał najdoskonalej wszystkie herezje pierwszych stuleci chrześcijańskich i wszystkie baśni naukowe scholastyków. To też korzysta z nich umiejętnie i zarówno w powieści z dziejów Kartaginy, jak w księdze o świętym Antonim, – rozsypał skarby niepospolite uczoności wprost imponującej.
Wydał jeszcze w r, 1877 Trzy opowiadania, z których jedno Legenda o świętym Juljanie Szpitalniku – raz jeszcze ma za motyw żywot świętego, tym razem oparty na witrażach w katedrze miasta Rouen. Nadto po śmierci autora wyszedł utwór p… t. Bourard et Pecuchet, oraz nader obfita Korespodencja.
Flaubert był przedewszystkiem artystą – poszukiwaczem stylu. Był pod tym względem klasykiem; uważał, że każdy przedmiot da się wypowiedzieć tylko w jeden jedyny sposób – i rzeczą pisarza jest znaleźć właśnie ten sposób. Rzadko, prawie nigdy rzecz ta się w pełni nie udaje. Pisarz jest empirykiem, przypadkowo gromadzi słowa, które powinnyby musowo być użyte dla wyrażenia danej myśli czy rzeczy. Doskonałym byłby ten autor, któryby wynalazł słowa konieczne i niejako z przeznaczeń samych wynikające, aby stać się ekwiwalentem rzeczywistości. Widzimy, że autor chce tu poddać empirję pod władzę logiki racjonalnej natchnienie pod władzę woli świadomej, a zarazem zlać esencję słowa w jedność z esencją rzeczy, Dla tego podług Flauberta nic istnieje un style, t.j… styl odrębnych jednostek, tylko le style, t j… styl jedyny równoważny treści. Cała sztuka literacka od wielu stuleci niczem innem nie jest – jeno poszukiwaniem owego le style.
A. L.LEGENDA O ŚW. JULJANIE SZPITALNIKU…
Ojciec i matka Juljana zamieszkiwali zamek – śród lasu – na pochyłości wzgórza.
Czworo wież po rogach zamku miało dachy ostrokończaste, pokryte dachówką łuskowatą z blachy ołowianej, a podstawa murów opierała się o złomy skalne, które się przechylały skośnie aż do rowu, pełnego jaskrów.
Bruk podwórca gładki był tak, jak posadzka kościoła. Długie rynny, których otwory miały postać smoczych mord, ku domowi opuszczonych, pryskały wodą deszczową w cysternę. U pobrzeża okien, na wszystkich piętrach, w wazonach z gliny malowanej, rozkwitał wasiłek albo słonecznik.
Drugi obwód palami ogrodzony, zawierał naprzód wirydarz drzew owocowych, dalej trawniki, na których kwiaty barwnie ułożone były w kształt cyfr; miałeś tam zaciszne altany, szpalery i kwietniki pełne truskawek. Był tam wreszcie plac do gry w piłkę, który służył paziom ku zabawie. Z drugiej strony znajdowała się psiarnia, stajnia, piekar – ma, tłokarnia i spichrze. Pastwisko zielonej łąki rozpościerało się dokoła, zamknięte mocnym żywopłotem z tarniny.Żyto się tu spokojnie od tak dawna, że już kraty kolczaste się nie chyliły; fosy były pełne wody, jaskółki wiły gniazda w szczelinie blanków, a łucznik, który cały dzień krążył po bastjonach, skoro tylko słońce zaświeciło mocniej, wracał do budki wartowniczej i zasypiał, jak karmelita.
Wewnątrz wszędy świeciły okucia żelazne. Obicia dywanowe w izbach chroniły od zimna; szafy przepełnione były bielizną, beczki wina, jedne na drugich, leżały w podziemiach, a skrzynie dębowe uginały się od ciężaru worków złota i srebra.
W zbrojowni, śród chorągwi i pysków dzikich zwierząt, widziałeś broń wszelkich czasów i wszelkich narodów, od proc Amalchitów i grotów Garamantów, aż do krótkich szabel saraceńskich i normandzkich Kolczug z drutu żelaznego.
Na wielkim różnie kuchennym można było upiec wołu; kaplica była wspaniała, jak oratorjum królewskie. Była nawet na uboczu łaźnia na sposób rzymski, ale dobry pan jej nie używał, rozumiejąc, że to obyczaj pogański.
Okutany zawsze lisiurą, pan krążył po swem dziedzictwie, sprawiedliwość wymierzał poddanym, godził spory sąsiedzkie. Zimą przyglądał się… jak padają płatki śniegu, albo kazał sobie czytać rozmaite historję. Skoro tylko nadchodziły pierwsze piękne dni – wyruszał na mulicy – w pola – na runie zieleniejące – i gawędził z kmieciami, którym dawał dobre rady.
Po wielu przygodach wziął za żonę pannę wysokiego rodu. Była ona bardzo biała, nieco dumna i pełna powagi. Krochmalonemi wstążkami czepca muskała nadprożek wrót; ogon jej sukni materjalnej trzy kroki ciągnął się za nią… jej życie domowe było tak uregulowane, jak wnętrze klasztoru; co ranka rozdawała zajęcie służebnicom, czuwała nad wyrobem konfitur i maści leczniczych; przędła na kołowrotku lub haftowała obrusy na ołtarz.
Dzięki gorącym modlitwom – Bóg jej zesłał syna.
Były z tego powodu wielkie igrzyska: uczta trwająca trzy dni i cztery noce przy blasku pochodni, przy dźwięku harfy, na posłaniach z liści. Goście jedli tam najrzadsze korzenie – i kury wielkości jagniątka; dla rozweselenia gości karzełek nagle wyszedł z pasztetu, a gdy zabrakło czarek, ile że ciżba gości rosła nieustannie, trzeba było pić z rogów bawolich i z szyszaków.
Położnica nie brała udziału w tych zabawach leżała w łóżku, odpoczywając. Pod wieczór raz się przebudziła – i w promieniach księżyca, co wpełzały do pokoju, dostrzegła niby poruszający się cień. Był to starzec we włosiennicy, ze szkaplerzem u boku, z sakwą na ramieniu: miał słowem, wszelkie pozory pustelnika. Stanął u głów jej łoża – i, wargami nie poruszając, rzecze:
– Raduj się, o matko! Syn twój będzie świętym. Chciała krzyknąć, ale ów, krążąc lekko w promieniu księżyca, łagodnie uniósł się w górę – a potem zniknął. Śpiewy uczty zadzwoniły gromczej Ona zaś usłyszała głosy aniołów – i głowa jej upadła na poduszkę, nad którą zawieszona była w ramce z karbunkułu kość świętego męczennika,
Nazajutrz, wszyszy słudzy, których rozpytywano, oświadczyli, że nikt z nich nie widział pustelnika.
Czy to była mara, czy też jawa rzeczywista, – bądź jak bądź, musiało to być zwiastowanie z nieba; ale nigdy nie przyznała się do tej myśli z obawy, aby jej nie oskarżono o pychę.
Goście rozjechali się o świcie poza wrota główne, dokąd właśnie ojciec Juljana poprowadził ostatniego z gości, gdy nagle w oparach mgły porannej stanął przed nim żebrak. Był to cygan o brodzie trefionej, na rękach nosił srebrne naramienniki a wzrok – miał płomienisty. Jakby w natchnieniu wyjąkał te słowa bez związku:
– Ach, ach! twój syn – wiele krwi, – wiele chwały… zawsze szczęśliwy… Rodzina cesarska…
I pochyliwszy się dla zebrania jałmużny, przypadł ku trawie i zniknął.
Dobry kasztelan patrzał, ile mógł na prawo i na lewo. Wołał napróżno. Nikogo. Wiatry szumiały, mgły poranne się rosprysły.
Przypisywał to widziadło zmęczeniu głowy, gdyż przez te parę dni spał zbyt mało, – " Gdybym o tem powiedział, to ludzie śmieliby się ze mnie" – rzekł do siebie. Mimo to olśniewały go świetności, jakie były synowi jego zapowiedziane, – choć wróżba wcale nie zdawała się jasną i choć wątpił nawet, czy ją słyszał.