Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Legendy herbowe - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Legendy herbowe - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 356 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

TO­POR.

Już Lech z dru­ży­ną zna­la­zł­szy kraj ży­zny,

Za­sia­ne la­sem owład­nął płasz­czy­zny,

I mło­de pań­stwo utwo­rzył:

I z Or­łem bia­łym roz­wi­nął zna­mio­na,

I oko­licz­ne sło­wiań­skie ple­mio­na

Pod swo­je ber­ło uko­rzył:

Świe­że­go pań­stwa roz­su­wał gra­ni­ce,

I Gnie­zno, sta­łą dla sie­bie sto­li­cę,

I dla po­tom­ków za­ło­żył.

* * *

Próż­no się Niem­cy z za Elby i Sali

Do jego mło­dej oj­czy­zny wdzie­ra­li,

Próż­ne to­czy­li z nim boje:

Lech się gier­mań­skiej opie­rał na­wa­le,

On ich wy­rzu­cił za Elbę i Salę,

Nie małe pra­ce i zno­je!

Jego na­stęp­cy po­bie­gł­szy ku mo­rzu

Od Wi­sły, War­ty, na ca­łem prze­stwo­rzu

Dal­sze cią­gnę­li pod­bo­je.

* * *

Tak z łona wiel­kiej sło­wiań­skiej ro­dzi­ny

Wy­nu­rza­ła się jak z mor­skiej głę­bi­ny,

Pięk­na Le­chi­tów Oj­czy­zna:

Bro­nią ich były miecz, dzi­da, łuk, to­por:

I gdy że­la­zny spo­tka­ła w nich opor,

Uszła za­zdro­sna niem­czy­zna.

Tak z wro­giem idąc ksią­żę­ta w za­wo­dy,

Męż­nym ry­ce­rzom da­wa­li na­gro­dy,

A do­ra­dza­ła star­szy­zna.

* * *

Raz gdy na­wal­nie wtar­gnę­li Mo­raw­ce,

Je­den to­po­rem oba­lił ich spraw­cę;

Ksią­że mu to­por w tarcz nadał.

Za­bra­kło rzą­du kra­jo­wi i mia­stu,

Więc wo­je­wo­dów za­sia­dło dwu­na­stu,

Gdy na­ród pana po­stra­dał.

W ich gro­nie, gło­sem ry­cer­stwa wy­bra­ny,

Go­dzien wy­so­kich za­szczy­tów uzna­ny,

Je­den To­por­czyk za­sia­dał.WAL­GIERZ WDA­ŁY Z TYŃ­CA.

1.

Le­chi­ja ro­sła; mi­nę­ło lat wie­le,

Prze­szli Lesz­ko­wie, prze­szli dwaj Po­pie­le,

I rzą­dy kra­ju po­chwy­cił syn Pia­sta:

Wśród we­so­ło­ści i zwy­cięztw okrzy­ków

Pod­no­si­ły się wsie i lud­ne mia­sta,

I pięk­ny Ty­niec, za­mek To­por­czy­ków.

* * *

Za­mek to sil­ny, obron­ny, po­tęż­ny,

A na nim sie­dział Pan dziel­ny a męż­ny,

Wal­gierz mło­dzie­niec, a rze­czo­ny Wda­ły.

Nikt w boju chy­żej na wro­ga nie sko­czył,

Nikt nie był chciw­szy walk, przy­gód i chwa­ły,

Nie ciął tak mie­czem, ko­niem nie po­to­czył.

* * *

Więc się w świat pu­ścił, w świat wiel­ki da­le­ki,

Przez góry, lasy i szu­mią­ce rze­ki.

Świa­dom po­lo­ru i wo­jen­nej spra­wy,

Wal­gierz, gdzie wio­dło lo­sów jego zo­rze,

Szu­ka­jąc przy­gód i ry­cer­skiej sła­wy,

Sta­nął na świet­nym kró­la Fran­ków dwo­rze.

* * *

A dwór był pe­łen błysz­czą­cych ry­ce­rzy,

Sław­nych w tur­nie­jach i w polu szer­mie­rzy;

I nasz To­por­czyk w bo­jach z nie­mi ra­zem,

Ła­ska­we kró­la ścią­gnął na się oko;

Dziel­no­ścią du­cha i ostrem że­la­zem

Imię swe w kra­ju roz­gło­sił sze­ro­ko.

* * *

A król miał córę Hel­gun­dę imie­niem,

Po­ry­wa­ją­cą li­cem i spoj­rze­niem,

Jej bia­łe rącz­ki zwy­cięz­cóm u szra­nek-

Są­dem przy­zna­ne roz­da­wa­ły dary:

Nie je­den gi­nął ta­jem­ny ko­cha­nek,

Słod­kie­mi w ser­cu za­ję­ty po­ża­ry.

* * *

Mi­łej u dwo­ru za­ży­wał go­ści­ny

Kró­le­wicz jed­nej nie­miec­kiej kra­iny,

Mło­dy Ari­wald; w szran­kach czy na ło­wach

Od­waż­ny; cię­cia, strza­łu swe­go pew­ny:

Po­wziął na­dzie­ję, i w go­rą­cych sło­wach

Pro­sił ro­dzi­ca o rękę kró­lew­ny.

* * *

Ale Hel­gun­dę Wal­gierz ko­chał skry­cie,

Ze dla niej samo po­świę­cił­by ży­cie.

Wi­dząc jej chęt­ne dla niem­ca spoj­rze­nia,

W ogniach mi­ło­ści, za­wi­ścią mio­ta­ny,

Raz pod za­sło­ną czar­nej nocy cie­nia,

Wszedł do ogro­du po­mię­dzy kasz­ta­ny,

I za­czął śpie­wać na­mięt­nie ogni­ście.

Ci­chość…. za­le­d­wie wiatr po­ru­sza li­ście

I pieśń do­la­ta do kró­lo­wej ucha.

Kto­by to śpie­wał? Opusz­cza swe łoże,

Idzie do okna, otwie­ra i słu­cha,

Pięk­nym się gło­sem na­sy­cić nie może.

* * *

Tak przez dwie noce pod swem oknem, w ci­szy,

Z lubą ro­sko­szą cud­ne pie­śni sły­szy:

Aż trze­ciej nocy po­wsta­je z po­ście­li,

Idzie na ogród i do gło­su zmie­rza,

Bo ta­kim gło­sem śpie­wa­ją anie­li –

I w tym śpie­wa­ku po­zna­je Wal­gie­rza.

* * *

Ja­kie dla nie­go uczu­ła za­pa­ły,

Jak się przy­się­gą ich ser­ca zwią­za­ły,

Jak nań Ari­wald uzbra­jał dłoń gniew­ną,

Jak miał przy­pła­cić swem ży­ciem lub zdro­wiem,

I jak Top or­czyk ucho­dził z kró­lew­ną,

Wieść mi przy­nio­sła: jak było, opo­wiem.

2.

Lej księ­ży­cu świa­tła zdrój,

Świeć nad moją dro­gą,

Aby w lo­cie ru­mak mój

Nie usterk­nął nogą.

Ru­mak mój ko­py­tem tnie,

Jesz­cze, ach! da­le­ko!

Gdzie mój za­mek cze­ka mnie

Tam nad Wi­słą rze­ką.

* * *

Wiej wie­trzy­ku, za mną wiej,

Ja się lę­kam zdra­dy:

Żwi­rem, pia­skiem dro­gę siej;

Za­kryj ko­pyt śla­dy:

By gdy gniew­ny gro­zi król,

Goń­ce wy­pusz­czo­ne

Nie wie­dzie­li w śród tych pól

W któ­ra pę­dzić stro­nę.

* * *

Za­szum wie­trze, pod­nieś huk,

Za­burz ci­szę głu­chą,

Aby grzmo­tu koń­skich nóg

Nie sły­sza­ło ucho.

Oto Ren! my wpław przez Ren!

A na tam­tem bło­niu

Nasz spo­czy­nek, po­karm, sen;

Bież mój dziel­ny ko­niu!

Płyń mój ko­niu, żwa­wo płyń

Za szu­mią­cą wodą:

Nie mam z sobą zło­ta skrzyń,

Tyl­ko żonę mło­dą.

Ot, już brzeg! tu traw­kę skub;

W domu za swe zno­je

Znaj­dziesz pe­łen owsa żłób,

W zło­to cię ustro­ję.

3.

Ko­nik prze­pły­nął, za­rżał we­so­ło,

Z try­um­fem pod­niósł do góry czo­ło,

Bryk­nął i raź­nie strzep­nął się z wody:

I ze­sko­czy­li z ko­nia na zie­mię,

Gdzie ich wi­ta­ło traw, kwia­tów ple­mię,

Pięk­na Hel­gun­da i Wal­gierz mło­dy.

* * *

Na mięk­kiej z kwia­tów i traw po­ście­li

Stru­dze­ni jeźdź­ce chwil­kę spo­czę­li,

I wy­rzu­ci­li wszel­ką z serc trwo­gę:

Ko­nik się po­pasł: aż po spo­czyn­ku,

Uszczk­nąw­szy li­lij, róż, traw, bar­win­ku,

W dal­szą się zwol­na pu­ści­li dro­gę.

Le­d­wie ru­szy­li – bia­da im, bia­da!

Ari­wald z mie­czem wprost na nich wpa­da.

– Stój!! ci­snął sło­wa lżą­ce a gniew­ne:

Skra­dłeś Hel­gun­dę zdraj­co! opo­ju!

Bij się, bij ze mną! Zwy­cięz­ca w boju

Z ko­niem i zbro­ją weź­mie kró­lew­nę! –

* * *

– Nie! ja nie skra­dłem! – wstrzą­sa­jąc bro­nią

Huk­nął To­por­czyk; roz­praw się o nią!

Sama, z swej woli, ujeż­dża ze­mną! –

I oba wście­kle, sko­czyw­szy z koni,

Na uma­jo­nej kwia­ta­mi bło­ni

Z żą­dzą krwi na się wpa­dli wza­jem­ną.

* * *

I bój się za­czął. Drżą­ca, nie­pew­na,

W trwo­dze na boku sta­ła kró­lew­na,

To­por­czy­ko­wi ży­cząc prze­wa­gi:

Aż ten, po sro­giej wal­ce krwią zla­ny,

I od­bie­ra­jąc i da­jąc rany,

W pier­si ry­wa­la wtło­czył miecz nagi.

* * *

Zgi­nął Ari­wald, dał ży­cie swo­je.

Wal­gierz za­braw­szy ko­nia i zbro­ję,

Je­chał be­spiecz­nie, dro­gi nie py­tał:

I wkrót­ce Ty­niec dłu­go stę­sk­nio­ny,

Otwo­rzy­ste­mi sto­jąc ra­mio­ny,

Pana i pa­nią w swych mu­rach wi­tał.

4.

I za­mek za­ja­śniał świet­no­ścią i bla­skiem,

Bo pani mu była naj­pierw­szą ozdo­bą,

A pan się z nią pie­ścił jak z cud­nym ob­raz­kiem:

Lecz dłu­goż w tem szczę­ściu pie­ści­li się z sobą?

Ach! księ­życ za­le­d­wie prze­pły­nął dwu­na­sty

Jak smut­ne i krwa­we speł­ni­ły się dzie­je:

Bo prę­dzej się dy­mem tak nic nie roz­wie­je,

Jak mi­łość za­lot­nej nie­wia­sty.

* * *

Był Wi­sław, Wi­śli­cy pan, pięk­ny i mło­dy,

Nie pusz­czał z rąk mie­cza, nie zrzu­cał pan­ce­rza:

Za ja­kieś od­wiecz­ne ura­zy i szko­dy

Ude­rzył z cze­la­dzią na za­mek Wal­gie­rza;

A Wal­gierz tak dziel­nie swój lud po­pro­wa­dził,

Ze od­parł ten na­pad i zbił na­past­ni­ka,

I poj­mał w nie­wo­lę, i jak nie­wol­ni­ka,

Pod wie­ża w wie­zie­niu osa­dził.

* * *

A po­tem na woj­nę po­je­chał da­le­ko.

Hel­gun­da zo­sta­ła z po­wier­ną swą słu­gą,

A dni jej sa­mot­ne tę­skli­wie się wle­ką,

A Wal­gierz po­je­chał i bawi tak dłu­go!

I pła­cze, bo w ser­cu tkwi bo­leść nie­zmier­na,

– O! radź mi! przed tobą ja ser­ce otwie­ram,

Bez męża ja tę­sk­nię, usy­cham, umie­ram! –

I radę jej daje po­wier­na.

Więc we­dle tej rady po­sy­ła po jeń­ca,

Spro­wa­dza go z wie­ży do swo­jej kom­na­ty;

Pięk­ne­go, ho­że­go po­zna­je mło­dzień­ca,

W bo­ga­te, wy­kwint­ne przy­stra­ja go sza­ty,

I już się zim­ne­go Wal­gie­rza wy­rze­ka:

Za­bie­ra swe stro­je, swe sprzę­ty i zło­to–

I z pięk­nym Wi­sła­wem gdy pro­sił, z ocho­tą

Na za­mek Wi­ślic­ki ucie­ka.

* * *

Nie dłu­go z po­dró­ży mąż wra­ca, i pyta

Dla cze­go zmie­sza­ni i w łzach do­mow­ni­cy?

Dla cze­go Hel­gun­da u wrót go nie wita?…

Aż sły­szy, że pani już pa­nią w Wi­śli­cy.

W bo­le­ści i ze­mście, bo cóż mu zo­sta­wa?

Zgro­ma­dza swych lu­dzi, uzbra­ja w tej chwi­li,

Za­chę­ca by pań­skiej znie­wa­gi się mści­li,

I śpie­szy uka­rać Wi­sła­wa.

5.

W zam­ku Wi­ślic­kim, w swych słu­żeb­nic kole,

Z uśmie­chem w ustach, po­go­da na czo­le,

Zło­te­mi sza­ty, pięk­no­ścią błysz­czą­ca,

Żona Wal­gie­rza stru­ny lut­ni trą­ca,

I pieśń mi­ło­sną wy­dzwa­nia jej ręka,

Pieśń dla Wi­sła­wa: jak z ło­wów po­wró­ci,

Dłoń mu uści­śnie, na szy­ję się rzu­ci.

Wtem, pod jej dło­nią jed­na stru­na pęka,

A przy niej dru­ga. – Nie­szczę­ście! w ro­spa­czy

Krzyk­nę­ły słu­gi; to złą wróż­bę zna­czy! –

I po­smut­nia­ło mło­dych nie­wiast koło,

I pani okiem rzu­ca nie we­so­ło.

* * *

W tej chwi­li Wal­gierz, daw­ny mąż, ko­cha­nek

Na dziel­nym ko­niu wpa­da przed kruż­ga­nek:.

Hel­gun­da śnież­ne za­ła­mu­jąc dło­nie

Wy­bie­ga k'nie­mu, pła­cze, we łzach to­nie,

I u stóp jego pada na ko­la­na:

– Wi­sław mnie, mężu, zdra­dą i prze­mo­cą

Po­rwał, po­chwy­cił i uwiózł tu nocą!

Ocal mnie, ocal! wy­rwij z rąk ty­ra­na.

Ła­two się krzyw­dy po­mścisz mężu dro­gi:

On jest na ło­wach: ty wnidź w zam­ku pro­gi,

Ja cię ukry­ję; jak wró­ci, ty sko­czysz,

I krew nie­god­ną zu­chwal­ca wy­to­czysz –

* * *

Uwie­rzył Wal­gierz: jak żo­nie nie­wie­rzyć?

Chci­wy z za­sadz­ki na zdraj­cę ude­rzyć,

Słu­cha zwod­ni­cy. Wcho­dzi do za­mczy­ska;

Ona w kom­na­cie z pła­czem go uści­ska,

I nie­bacz­ne­go skry­wa. Aż tu wła­śnie

Wi­sław po­wró­cił: ona mu do ucha

Szep­ce o go­ściu; za­dzi­wio­ny słu­cha,

– Gdzie on? daj mi go! – za­pal­czy­wiec wrza­śnie:

Na ten glos dwo­rzan zbie­ga się gro­ma­da,

Z nimi na go­ścia do kry­jów­ki wpa­da,

I nim się Wal­gierz chwy­cił do obro­ny,

Już był uję­ty, siłą przy­tło­czo­ny.

* * *

Próż­ne zdraj­czy­ni groź­by i wy­rzu­ty!

Ję­czał – za ręce, za nogi przy­ku­ty

Do ścia­ny w izbie, gdzie w mięk­kiej po­ście­li

Słod­ko się piesz­cząc obo­je to­nę­li:

Próż­ne i jęki i wście­kłe prze­kleń­stwa!

Ro­spacz pie­kiel­na w jego ser­cu ro­śnie,

Oni się śmie­ją, szy­dzą nie­li­to­śnie,

Śmierć, śmierć je­dy­ny kres jego mę­czeń­stwa.

Z ni­skąd po­mo­cy!… lecz była isto­ta

Co prze­pła­ka­ła mło­de dni ży­wo­ta,

Co tkli­wą du­szą czu­jąc kie­dy boli,

Jego się sro­giej li­to­wa­ła doli.

* * *

Była to sio­stra pana na Wi­śli­cy,

Peł­nią­ca w domu służ­bę nie­wol­ni­cy,

Któ­rą brak wdzię­ków, po­mi­mo jej mie­nie,

Ska­zał na wiecz­ne mło­dzi za­po­mnie­nie;

Ona mu stra­wę da­wa­ła co­dzienn­ną,

Wszyst­ko mu była uczy­nić go­to­wą,

I raz mu rze­kła: – Je­śli dasz mi sło­wo,

Sło­wo ry­cer­skie z przy­się­gą nie­zmien­ną,

Że mnie za­ślu­bisz cze­go pra­gnę z du­szy,

To cię dziś jesz­cze wy­rwę z tej ka­tu­szy –

I dał jej sło­wo przy­się­gą stwier­dzo­ne,

Że uwol­nio­ny, weź­mie ją za żonę.

* * *

Więc dla wiel­kie­go wy­ba­wie­nia dzie­ła,

Z ostrym pil­ni­kiem tej chwi­li się wzię­ła,

A on w nią pa­trzał jak w zba­wie­nia tę­czę,

I spi­ło­wa­ła rąk i nóg ob­rę­cze,

I miecz bra­ter­ski wziąw­szy po­kry­jo­mu,

Dała mu w ręce, by w bli­skiej po­trze­bie

Pew­nym orę­żem oca­lić mógł sie­bie,

I dro­gę so­bie otwo­rzył do domu.

Wal­gierz się cie­szy; wol­ność nie­da­le­ka!

Ale po­wro­tu pań­stwa mło­dych cze­ka;

Obo­je w pole po­bie­gli na łowy,

Ze­rwa­ne stru­ny wy­szły pani z gło­wy.

* * *

I już nie dłu­go cie­szyć im się zdra­dą!

Wró­ci­li. W izbie na łożu się kła­dą.

Wte­dy mę­czen­nik: – Coż­by­ście mó­wi­li,

Gdy­bym mej krzyw­dy po­mścił się w tej chwi­li? –

– Ach! krzyk­nie pani: gdzie twój miecz, Wi­sła­wie? –

Lecz jak grom, z mie­czem sko­czył Wal­gierz Wda­ły,

Ciął – i dwie gło­wy ra­zem od­le­cia­ły.

Tak więc że­la­zem ro­strzy­gnął w swej spra­wie,

I na swój za­mek wró­cił wśród okrzy­ków.

Ta­kie po­da­nie w ro­dzie To­por­czy­ków,

Co we mgle wie­ków swój po­czą­tek bie­rze,

O He­le­gun­dzie i Wda­łym Wal­gie­rze.OKSZA.

(SIE­KIE­RA).

1.

Łowy wiel­kie, peł­ne wrza­wy,

A tym ło­wom nie­ma koń­ca!

Char­ty, goń­cze i ob­ła­wy

Zra­na do za­cho­du słoń­ca.

W la­sach jęk psów, trąb i ro­gów

I my­śli­wych krzyk,

Kry­ją się od swo­ich wro­gów

Niedź­wiedź, je­leń, dzik.

* * *

Sko­ro bły­śnie świt na nie­bie,

Huf my­śli­wych już ocho­czy

Chwy­ta oręż ku po­trze­bie,

I z za­pa­łem w knie­je kro­czy.

A ten po­chód jak do bi­twy,

Znacz­ny po nim ślad:

Któż wy­pra­wia te go­ni­twy?

Ksią­że cze­ski, Mnat.

* * *

A w cią­gnie­niu ład wsze­la­ki,

Szpie­gi w zwia­dy i pod­słu­chy,

Sta­no­wi­ska, cza­ty, zna­ki,

I wo­jen­ne wszel­kie ru­chy.

Służ­ba, ści­słość, ze zwy­cza­ju,

W głę­bi puszcz i skał:

Jak­że idą rzą­dy kra­ju?

Ida jak Bóg dał.

* * *

Ksią­że ło­wiec w la­sach miesz­ka,

Z nim het­ma­ni, dy­gni­ta­rze;

Jest mu zna­na każ­da ścież­ka,

Wszyst­ko idzie jak w ze­ga­rze;

Na psy, sie­ci, Mnat mło­dzie­niec

Swój ob­ra­ca wzgląd,

A Wer­szo­wic ulu­bie­niec

Trzy­ma kra­ju rząd.

2.

Wer­szo­wic Okszyc wier­nym był mu słu­gą

Nad in­nych pa­nów Księ­cia ulu­bio­ny,

A rzą­dził mą­drze; i tak rzą­dząc dłu­go,

Był swe­mu panu jako brat ro­dzo­ny.

Sła­wę i mie­nie z jego łask po­sia­dał,

I czy to w ci­szy czy w orę­ża szczę­ku,

Woj­sko, lud, skar­by dzier­żył w swo­im ręku,

I jak mo­nar­cha, ca­łym kra­jem wła­dał.

* * *

Ale się w górę wzbiw­szy tak wy­so­ko,

Po­czuł swe siły, po­jął swą po­sta­wę:

Na tron ksią­żę­cy chci­we zwró­cił oko,

I jął pod­sy­cać żą­dze swe nie­pra­we.

Zło­ta, obiet­nic, wdzięcz­nych słów nie ską­pił,

Jed­nał stron­ni­ki, zma­wiał przy­ja­cio­ły,

Roz­sy­łał skry­cie swo­je apo­sto­ły,

By ze­pchnął Mna­ta, a sam na tron wstą­pił.

* * *

Więc by swym żą­dzom wszel­ką zniósł za­wa­dę,

Gdy się do­god­na uka­za­ła chwi­la,

Zbie­ra na za­mek wier­ną so­bie radę,

I wszyst­kich głasz­cze, wszyst­kim się przy­mi­la,

I tak rzecz koń­czy: – Świet­ne cze­skie sta­ny!

Niech wa­sze słusz­ne wy­ro­ku­ją sądy,

Jak nie­udol­ne księ­cia Mna­ta rzą­dy:

To­nie w za­ba­wie, a kraj za­nie­dba­ny.

* * *

Cóż to za rzą­dy, kie­dy kraj w za­mę­cie

Na­próż­no rady od mo­nar­chy cze­ka?

On mu swą pie­czę za­przy­sią­gł­szy świę­cie,

Coby miał dzia­łać – z psa­mi w las ucie­ka,

A z nim het­ma­ni, spraw­ce, wo­jow­ni­ki:

Gdzie się po­dzia­ła Czech wo­jen­na sła­wa?

Ze zwie­rzem tyl­ko jest ry­cer­ska spra­wa,

I w la­sach tyl­ko grzmią ry­cer­skie krzy­ki.

* * *

Wpad­ną tu La­chy, Pru­sy, lub Ka­szu­by,

Któż przed na­pa­dem zie­mię tę za­sło­ni?

Kto zba­wi Cze­chy od nie­chyb­nej zgu­by,

Gdy ksią­że w le­sie za ga­zel­lą goni?

Gdy jako łow­cę, nasi wa­lecz­ni­cy

Wola z trąb­ka­mi po ma­now­cach błą­dzić?

Zdol­nyż, po­wiedź­cie, Mnat na­ro­dem rzą­dzić?

Go­dzien­że w Pra­dze sie­dzieć na sto­li­cy?

* * *

Sta­ny prze­zac­ne, wy­rzek­nij­cie zda­nie!

Ja wła­dzą pań­stwa zdaw­na już się szczy­cę:

Wła­dza niech wiecz­nie w ro­dzie mym zo­sta­nie,

Rzą­dze­nia pań­stwem ja znam ta­jem­ni­cę.

Ja wa­sze gło­sy hoj­nie wam za­wdzię­czę.

I przy­kla­snę­li wier­ni przy­ja­cie­le.

Lecz ta­jem­ni­ca, jako żar w po­pie­le,

Ozwie się gło­śno: strzeż się ulu­bień­cze!

3.

A ksią­że po la­sach za zwie­rzem uga­nia,

Że­la­zne ma zdro­wie i siły,

I łowy się cią­gną aż w noc, od świ­ta­nia,

A śnie­gi już zie­mie okry­ły.

Wciąż peł­ne zwie­rzy­ny do domu szły wozy,

Jak peł­ne orę­ża wo­jen­ne obo­zy.

* * *

Mnat wie­lu przy­chyl­nych miał w cze­skim na­ro­dzie,

Choć wię­cej strzegł bo­rów niż Pra­gi:

Więc gdy się na dzi­ka wy­bie­rał o wscho­dzie,

I szedł za po­pę­dem od­wa­gi,

Na raz od jed­ne­go do­wie­dział się łow­ca

O skry­tych za­bie­gach i zdra­dzie Wer­szow­ca.

Na­tych­miast po­rzu­ca swe łowy i knie­je,

Pio­ru­nem do Pra­gi przy­la­ta,

I wie­ce zgro­ma­dza, i gnie­wem go­re­je,

Ze zdraj­cę uko­chał jak bra­ta:

A lud, ulu­bień­ca od­da­ny opie­ce,

Nie zgad­nie po­wo­du skąd na­głe te wie­ce.

* * *

I Mnat się z po­wa­gą uka­zał na sej­mie,

Mo­nar­sze na so­bie miał sza­ty,

Ze­bra­nych na zam­ku po­wi­tał uprzej­mie,

I wstą­pił w zło­ci­ste kom­na­ty:

I za­siadł na tro­nie, a przed nim sto­ją­cy

Wer­szo­wic we­zwa­ny, stru­chla­ły i drżą­cy.

* * *

Stał jak wi­no­waj­ca spu­ściw­szy w dół oczy,

Bo zbrod­nia już była od­kry­ta:

Mnat mówi i groź­ne wej­rze­nie mu to­czy,

Do Izby się zwra­ca i pyta:

– Więc cze­go wart słu­ga któ­re­mu pan wie­rzył,

A ten mu zdra­dziec­ki cios w ser­ce wy­mie­rzył? –

* * *

– Wart śmier­ci! – jed­na­ko ci na­wet wy­rze­kli,

Co jego gła­ska­li za­mia­ry,

Co sie­cią się zło­tych obiet­nic uwle­kli,

A chcie­li z prze­stęp­cą ujść kary.

A ksią­że po­twier­dził ten wy­rok lu­do­wy,

I te­mi­do nie­go ode­zwał się sło­wy:

* * *

– Zgrze­szy­łeś, umie­raj! sta­no­wią tu pra­wa:

Lecz wy­bór zo­sta­wiam przy to­bie;

Czy chcesz by cię kata do­tknę­ła dłoń krwa­wa,

Czy ży­cie od­bie­rzesz sam so­bie? –

Wer­szo­wic, gdy go się dru­ho­wie naj­szczer­si

Wy­rze­kli, miecz wła­sny uto­pił w swej pier­si.

* * *

I w cze­chach spo­koj­nie Mnat rzą­dził już ści­śle,

Nie­szczę­sna Wer­szow­ców ro­dzi­na

Za­czę­ła ucho­dzić ku Od­rze, ku Wi­śle,

Wy­stę­pek spadł z ojca na syna:

Tak we­szła do Pol­ski, w kra­inę be­spiecz­ną,

Przy­no­sząc na tar­czy swą Okszę od­wiecz­ną.JA­NI­NA.

1.

Dłub­nia do Wi­sły to­czy swe fale,

Mo­gi­ła pa­trzy w nurt jej głę­bo­ki;

Dłub­nia w Wi­śla­nym to­nie Krzysz­ta­le,

Mo­gi­ła Wan­dy przy­kry­wa zwło­ki.

* * *

A tę pa­mięt­na mo­gi­łę-górę

Na­ród usy­pał, i dziś ja świę­ci,

I księż­nę dzie­wę, Kra­ku­sa córę

Prze­ka­zał wie­ków czci i pa­mię­ci.

* * *

I Kra­ku­so­we za­ga­sło ple­mię,

I wo­je­wo­dów sia­dło dwu­na­stu

Któ­rzy spra­wia­li Le­cho­wa zie­mię,

I pa­no­wa­li Kra­ku­sa mia­stu.

Ale za­grzmia­ła bu­rza z od­da­li,

I zbli­ża­ła się ku brze­gom Wi­sły:

Cze­chy, Mo­raw­ce w tłum się ze­bra­li,

Wro­gów orę­że w kra­ju za­bły­sły.

2.

I trwo­ga po­bie­gła po ca­łym na­ro­dzie,

A na­ród spo­koj­ny, do wal­ki nie­go­tów,

Bez sil­nej jed­no­ści, w swych władz­ców nie­zgo­dzie,

Nie zdo­łał na­jezd­ców po­wstrzy­mać w po­cho­dzie,

Ani ich mie­szać ob­ro­tów.

* * *

Tak wszę­dzie po­bi­ci i ze­wsząd ci­śnie­ni

Do twier­dzek, do zam­ków bie­że­li La­cho­wie

A nie­przy­ja­cie­le krwi nie na­sy­ce­ni,

By cał­kiem pa­no­wać na lac­kiej prze­strze­ni,

Szli już wprost za­siąść w Kra­ko­wie.

* * *

Lecz próż­no chęć łupu i py­cha ich ro­sła,

Był złot­nik w Kra­ko­wie, Prze­my­sław na­zwi­skiem,

A mąż wo­jen­ne­go świa­do­my rze­mio­sła,

Gdy mi­łość Oj­czy­zny duch jego pod­nio­sła,

Wes­tchnął nad bra­ci uci­skiem.

* * *

Cóż po­cząć by wy­gnać na­jezd­ców na­wa­łę?

Zgro­ma­dza roz­pierz­chłych i wle­wa w nich du­cha,

Po­krze­pia na­dzie­ją ich ser­ca nie­śmia­łe,

Przy­rze­ka, za­pew­nia zwy­cięz­two i chwa­łę;

Słów zbaw­cy któż nie usłu­cha?

A peł­no od wro­gów okru­cieństw i zgro­zy.

Prze­my­sław ich tra­pił a trzy­mał się wstecz­nie;

Za­le­gli po po­lach, za­ję­li wą­wo­zy,

Pod góra ich groź­ne le­ża­ły obo­zy,

Gdzie spo­czy­wa­li be­spiecz­nie.

* * *

Nie­zdol­ny swą gar­ścią z tym tłu­mem się mie­rzyć,

Wódz lac­ki prze­my­śla i w gło­wie swej szu­ka

Ja­kim­by pod­stę­pem ich py­chę uśmie­rzyć,

Jak złu­dzić, oszu­kać, zwy­cięz­ko ude­rzyć?

O! bo nie mała to sztu­ka!

* * *

Więc każe z drzew róż­nych drzeć łuby i kory,

Z nich tar­cze po­kro­ić, po­ro­bić szy­sza­ki,

Tym tar­czom, szy­sza­kóm dać ja­sne ko­lo­ry,

Zie­lo­ne i żół­te, a noc­nej zaś pory

Odziać w nie chru­sty i krza­ki.

* * *

Tej pra­cy do­ko­nał z ro­ska­zu het­ma­na

Człek zręcz­ny a wo­jak wy­traw­ny a śmia­ły,

Co wal­czył za kraj swój, za księ­cia i pana,

I tyle do­ka­zał, że tar­cze już zra­na

Jak­by praw­dzi­we, ja­śnia­ły.

Za obóz Mo­raw­ców co mie­ścił ty­sią­ce

Prze­my­sław go po­słał z od­dzia­łem ju­na­ków,

Zo­sta­wił te zbro­je sa­mot­nie wi­szą­ce,

A ukrył się w le­sie, wkrąg wy­słał swe goń­ce,

I siadł w za­sadz­ce wśród krza­ków.

* * *

Na­za­jutrz, gdy słoń­ce bły­snę­ło na nie­bie,

Wro­go­wie uj­rzaw­szy te zda­la pu­kle­rze,

Są­dzi­li be­spiecz­nie o łupy, o sie­bie,

Ze górą od lasu, ku krwa­wej po­trze­bie

Lac­cy sta­nę­li ry­ce­rze.

* * *

Więc pew­ni po­bi­cia, bo do­tąd ich bili,

Wy­cho­dzą bez­ład­nie, a gro­żą, a krzy­czą:

Lecz le­d­wie do lasu z za­pa­łem wsko­czy­li,

Prze­my­sław nie­bacz­nych oto­czył, i w chwi­li

Wpa­dli w za­sadz­kę zwod­ni­czą.

* * *

Tym­cza­sem mąż, spraw­ca ko­ro­wych pu­kle­rzy

Wpół próż­ne obo­zy po­bu­rzył po­pa­lił,

Na cze­le za­wzię­tych wie­śnia­ków ry­ce­rzy

Po­mie­szał i roz­bił mo­raw­skich szer­mie­rzy,

Le­d­wie się set­ny oca­lił.

A het­man zwy­cięz­kie wzmoc­niw­szy od­dzia­ły,

Ze wszyst­kich oko­lic wy­pło­szył Mo­raw­ce;

Od woj­ska i star­szych od­bie­rał po­chwa­ły,

I wszedł do Kra­ko­wa, a na­ród go cały

Wi­tał jak swe­go wy­baw­cę,

* * *

I uznał swym księ­ciem: a ksią­że, pan nowy,

Na­gro­dził wo­ja­ka co tar­cze po­ro­bił;

Uczy­nił go wo­dzem dla męz­twa, dla gło­wy,

I czcią jego imie, a pu­klerz bo­jo­wy

Wy­ry­tą tar­czą ozdo­bił.

3.

Le­chi­ja wzro­sła, trzy uszły wie­ki,

I krzyż osła­niał zie­mię Le­cho­wą:

Po­to­mek tego rnę­ża da­le­ki

Z tar­czą na tar­czy słu­żył woj­sko­wo.

* * *

Dla swe­go męz­twa mi­łość miał bra­ci,

Był obe­zna­ny z bo­jo­wym krzy­kiem:

Ale dla szczu­płej, drob­nej po­sta­ci,

Jan od ry­cer­stwa zwan był Ja­ni­kiem.

Chro­bry upar­te bił Po­mo­rza­ny,

A znał Ja­ni­ka ser­ce go­rą­ce:

Wo­jak biegł oślep na śmierć na rany,

I na swej tar­czy cięć miał ty­sią­ce.

* * *

Król jego dziel­ne po­chwa­lał ra­mie,

Męz­two i cno­ty mar­nie nie giną;

I jego tar­czę, bo­jo­we zna­mie

Na wiecz­ną, pa­mięć na­zwał Ja­ni­ną.GRYF.

Nim świa­tło wia­ry nad brze­ga­mi Wi­sły

Wy­wio­dło z ciem­ni po­gań­skie umy­sły

I ru­nę­ła cześć bał­wa­nów,

Sze­ro­kie lac­kie było pa­no­wa­nie.

Ser­by, Ka­szu­by, Rugi, Po­mo­rza­nie

La­chów zna­li za swych pa­nów:

I już za Elbę nad­bal­tyc­kie zie­mie

Po­sia­dło jed­no, sta­re Sło­wian ple­mię.

* * *

Sło­wian Le­chi­tów ksią­że Le­szek trze­ci,

Dziel­ny a śmia­ły, oj­ciec wie­lu dzie­ci,

Sza­blą swe roz­sze­rzał kra­je.

Z ce­sa­rzem Fran­ków* po­tęż­nie się spie­rał,

Wy­dar­te Niem­com zdo­by­cze od­bie­rał,

I od­ga­niał Fry­ków zgra­je:

A przed swą śmier­cią, syt sła­wy waw­rzy­nów,

Kraj ten roz­dzie­lił mię­dzy swo­ich sy­nów.

* * *

Nie zna­jąc wia­ry i świę­te­go chrze­stu,

Po­gań­skim try­bem sy­nów miał dwu­dzie­stu,

Prócz nich, Po­piel syn był pra­wy,

Kie­dy w ostat­niej sta­rzec był cho­ro­bie,

Tego uczy­nił na­stęp­cą po so­bie,

Zlał nań kra­ju rząd i spra­wy:

Tam­ci po­wol­ność za­przy­się­gli bra­tu,

Uzna­jąc wła­dzę jego ma­je­sta­tu.

* * *

W her­bie Le­chi­tów ja­śniał orzeł bia­ły,

I na zna­mio­nach orły po­wie­wa­ły

W lo­cie od Kar­pat ku mo­rzu:

A sta­ry oj­ciec tak mno­giej ro­dzi­ny

Tak ob­dzie­la­jąc tam­te swo­je syny

Po ziem bal­tyc­kich prze­stwo­rzu,

Na ich jed­no­ści wspól­ny byt za­kła­dał,

I wszyst­kim jed­no wspól­ne zna­mię nadał-

* Z Ka­ro­lem W.

Ze lwa i orła jed­nę zlał isto­tę:

Orła dziób zło­ty, u lwa szpo­ny zło­te,

Skrzy­dła wznie­sio­ne do góry;

Lwi grzbiet i łapy, kark pió­rem się jeży,

Ma Gry­fa mia­no; i po zie­miach bie­ży,

I ula­tu­je pod chmu­ry,

I byli męże do boju ochot­ni,

Jako lew sil­ni, i jak orzeł lot­ni:

* * *

Tak przez trzy wie­ki wła­da­li tam nasi.

Ale Tu­ryn­gi, Fry­zy, Fran­ki, Sasi,

Krwa­we z nimi wie­dli boje;

Aż te dra­pież­ne, wiecz­ne Sło­wian wro­gi,

Wszerz i wzdłuż nio­sąc mor­dy i po­żo­gi,

Za­gar­nę­li ich w moc swo­ję,

I Lesz­ko­wi­cze z nad Elby i Sali,

Bliż­si wró­ci­li, dal­si tam zo­sta­li.

* * *

Lecz sy­nów Lesz­ka, z ca­łem po­ko­le­niem,

W po­tom­ne wie­ki Gryf zo­stał zna­mie­niem,

Tarcz ich się wiecz­nie za­cho­wa.

Do­tąd we wszyst­kich z tem go­dłem imio­nach,

Czy żyje w Pol­sce, czy w Nie­miec­kich stro­nach,

Pły­nie krew sta­ra Lesz­ko­wa:

A na Po­mo­rzu od wie­ków dzie­siąt­ka,

Wła­dzy le­chic­kiej w Gry­fie trwa pa­miąt­ka.

Pol­skich Gry­fi­tów, kar­ta dzie­jów przy­zna,

Dwa były ha­sła: wia­ra i oj­czy­zna,

Ser­ca cno­ta­mi go­rą­ce.

Jak­so­wie Bogu sta­wia­li świą­ty­nie,

I naj­gor­liw­si byli w tej ro­dzi­nie

Swo­bód na­ro­du obroń­ce,

Nic już im wię­cej za­cno­ści nie doda, –

Stąd Gryf w ry­cer­stwie zo­wie się Swo­bo­da.BEŁ­TY.

Było mo­car­stwo Wiel­ka Mo­ra­wa,

Po któ­rem w dzie­jach zo­sta­ła sła­wa,

Świa­to­płuk ber­ło po­sia­dał:

Wo­jo­wał bliz­kie Sło­wian dziel­ni­ce,

Roz­su­wał wko­ło pań­stwa gra­ni­ce,

Wiel­kość i chwa­łę mu nadał:

Niem­ce i Wę­gry wal­czył po­tęż­nie,

Lecz raz bój sto­czył, i po­legł męż­nie.

* * *

Wte­dy się klę­ski na kraj zwa­li­ły,

A syn Swia­to­bój nie miał tej siły;

Zie­mo­wit wpadł do Mo­ra­wy;

I dłu­gą woj­na pań­stwo przy­ci­skał,

Aż po­chwy­co­ne La­chóm od­zy­skał

Sta­re le­chic­kie dzier­ża­wy.

Sam swe ry­cer­stwo wiódł ksią­że mio­dy,

I na po­tycz­kę szło jak na gody.

* * *

Czę­sto od tra­fu szczę­ście za­wi­sło.

W ostat­niem star­ciu w gó­rach, nad Wi­słą,

Mie­li Mo­raw­ce lud mno­gi:

Zie­mo­wit wal­czył z prze­moż­ną siłą,

Ale zwy­cię­żyć trud­no mu było,

Wrzał bój upar­ty a sro­gi:

Trzech mie­li spraw­ców dziel­nych, ob­rot­nych,

W bi­twie, go­ni­twie jak pio­run lot­nych.

* * *

Aż je­den ju­nak sil­ny a śmia­ły

Go­niąc każ­de­go, wal­cząc dzień cały,

Wszyst­kich trzech beł­tem oba­lił:

I nie­przy­ja­ciel stra­cił zwy­cięz­two,

Sła­wa przy La­chach. Ksią­że za męz­two

Gło­śno ju­na­ka po­chwa­lił;

I gdy z wiel­kie­go wró­cił po­cho­du,

Nadał trzy beł­ty w tarcz jego rodu.OD­RZY­WĄS.

(OD­RO­WĄŻ).

Mię­dzy gó­ra­mi, tam od za­cho­du,

Od Chro­bac­kie­go Kra­ku­sa gro­du,

Pnie się po ska­łach pięk­na Mo­ra­wa,

A u jej pier­si piesz­czo­ne dzie­cię

Wi­sła się czy­stym zdro­jem na­pa­wa,

A nie­bo to­nie w ócz jej błę­ki­cie:

Po­tem po lac­kiem bie­żąc prze­stwo­rzu,

Opusz­cza mat­kę i gi­nie w mo­rzu

Na dwo­rze księ­cia ry­cer­skie dzie­je,

Kon­ne i pie­sze bi­twy, tur­nie­je;

Mło­dzi ry­ce­rze wal­czą w dzi­ry­ty,

Strze­la­ją z łu­ków, tną się w sza­bli­ce,

Ko­nie raź­ne­mi tęt­nią ko­py­ty:

A na kruż­gan­kach pięk­ne dzie­wi­ce,

Nie jed­na z ser­cem bi­ją­cem w ło­nie,

Dają na­gro­dy, kla­ska­ją w dło­nie.

* * *

W otwar­te szran­ki wszedł ry­cerz mło­dy,

I naj­świet­niej­sze od­niósł na­gro­dy.

Ża­den prze­ciw­nik nie zdo­łał w bi­twie

Wy­trzy­mać jego mie­cza i gro­tu,

I ża­den bie­gun nie mógł w go­ni­twie

Do­go­nić jego ru­ma­ka lotu.

Pa­nie, ry­ce­rze, ksią­że, dwór cały,

Gło­śne mu, świet­ne dali po­chwa­ły.

* * *

Na dwo­rze ksę­cia żar­ci­ki pra­wił

Dwo­rak, po­chleb­ca, śmie­szył i ba­wił,

A był do ko­nia dziel­ny i żwa­wy,

Rad jak miecz dzwo­ni, jak zbro­ja chrzę­ści.

Wy­zwał zwy­cięz­cę z sobą do spra­wy,

Na kor­dy, gro­ty, na siłę pię­ści:

Ten w obec księ­cia, i pań i dwo­ru,

Sta­nął z uśmie­chem w spra­wie ho­no­ru.

Za­raz dwóch mie­czów za­gra­ły szczę­ki,

Ry­cerz mu pręd­ko wy­bił miecz z ręki;

Wnet za oszcze­py ra­zem chwy­ci­li,

Dwo­rak się śmiesz­nym ogniem za­pa­lił;

Na­parł go ry­cerz, i w jed­nej chwi­li

Tar­czę roz­biw­szy na zie­mię zwa­lił:
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: