- W empik go
Legendy herbowe - ebook
Legendy herbowe - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 356 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Już Lech z drużyną znalazłszy kraj żyzny,
Zasiane lasem owładnął płaszczyzny,
I młode państwo utworzył:
I z Orłem białym rozwinął znamiona,
I okoliczne słowiańskie plemiona
Pod swoje berło ukorzył:
Świeżego państwa rozsuwał granice,
I Gniezno, stałą dla siebie stolicę,
I dla potomków założył.
* * *
Próżno się Niemcy z za Elby i Sali
Do jego młodej ojczyzny wdzierali,
Próżne toczyli z nim boje:
Lech się giermańskiej opierał nawale,
On ich wyrzucił za Elbę i Salę,
Nie małe prace i znoje!
Jego następcy pobiegłszy ku morzu
Od Wisły, Warty, na całem przestworzu
Dalsze ciągnęli podboje.
* * *
Tak z łona wielkiej słowiańskiej rodziny
Wynurzała się jak z morskiej głębiny,
Piękna Lechitów Ojczyzna:
Bronią ich były miecz, dzida, łuk, topor:
I gdy żelazny spotkała w nich opor,
Uszła zazdrosna niemczyzna.
Tak z wrogiem idąc książęta w zawody,
Mężnym rycerzom dawali nagrody,
A doradzała starszyzna.
* * *
Raz gdy nawalnie wtargnęli Morawce,
Jeden toporem obalił ich sprawcę;
Książe mu topor w tarcz nadał.
Zabrakło rządu krajowi i miastu,
Więc wojewodów zasiadło dwunastu,
Gdy naród pana postradał.
W ich gronie, głosem rycerstwa wybrany,
Godzien wysokich zaszczytów uznany,
Jeden Toporczyk zasiadał.WALGIERZ WDAŁY Z TYŃCA.
1.
Lechija rosła; minęło lat wiele,
Przeszli Leszkowie, przeszli dwaj Popiele,
I rządy kraju pochwycił syn Piasta:
Wśród wesołości i zwycięztw okrzyków
Podnosiły się wsie i ludne miasta,
I piękny Tyniec, zamek Toporczyków.
* * *
Zamek to silny, obronny, potężny,
A na nim siedział Pan dzielny a mężny,
Walgierz młodzieniec, a rzeczony Wdały.
Nikt w boju chyżej na wroga nie skoczył,
Nikt nie był chciwszy walk, przygód i chwały,
Nie ciął tak mieczem, koniem nie potoczył.
* * *
Więc się w świat puścił, w świat wielki daleki,
Przez góry, lasy i szumiące rzeki.
Świadom poloru i wojennej sprawy,
Walgierz, gdzie wiodło losów jego zorze,
Szukając przygód i rycerskiej sławy,
Stanął na świetnym króla Franków dworze.
* * *
A dwór był pełen błyszczących rycerzy,
Sławnych w turniejach i w polu szermierzy;
I nasz Toporczyk w bojach z niemi razem,
Łaskawe króla ściągnął na się oko;
Dzielnością ducha i ostrem żelazem
Imię swe w kraju rozgłosił szeroko.
* * *
A król miał córę Helgundę imieniem,
Porywającą licem i spojrzeniem,
Jej białe rączki zwycięzcóm u szranek-
Sądem przyznane rozdawały dary:
Nie jeden ginął tajemny kochanek,
Słodkiemi w sercu zajęty pożary.
* * *
Miłej u dworu zażywał gościny
Królewicz jednej niemieckiej krainy,
Młody Ariwald; w szrankach czy na łowach
Odważny; cięcia, strzału swego pewny:
Powziął nadzieję, i w gorących słowach
Prosił rodzica o rękę królewny.
* * *
Ale Helgundę Walgierz kochał skrycie,
Ze dla niej samo poświęciłby życie.
Widząc jej chętne dla niemca spojrzenia,
W ogniach miłości, zawiścią miotany,
Raz pod zasłoną czarnej nocy cienia,
Wszedł do ogrodu pomiędzy kasztany,
I zaczął śpiewać namiętnie ogniście.
Cichość…. zaledwie wiatr porusza liście
I pieśń dolata do królowej ucha.
Ktoby to śpiewał? Opuszcza swe łoże,
Idzie do okna, otwiera i słucha,
Pięknym się głosem nasycić nie może.
* * *
Tak przez dwie noce pod swem oknem, w ciszy,
Z lubą roskoszą cudne pieśni słyszy:
Aż trzeciej nocy powstaje z pościeli,
Idzie na ogród i do głosu zmierza,
Bo takim głosem śpiewają anieli –
I w tym śpiewaku poznaje Walgierza.
* * *
Jakie dla niego uczuła zapały,
Jak się przysięgą ich serca związały,
Jak nań Ariwald uzbrajał dłoń gniewną,
Jak miał przypłacić swem życiem lub zdrowiem,
I jak Top orczyk uchodził z królewną,
Wieść mi przyniosła: jak było, opowiem.
2.
Lej księżycu światła zdrój,
Świeć nad moją drogą,
Aby w locie rumak mój
Nie usterknął nogą.
Rumak mój kopytem tnie,
Jeszcze, ach! daleko!
Gdzie mój zamek czeka mnie
Tam nad Wisłą rzeką.
* * *
Wiej wietrzyku, za mną wiej,
Ja się lękam zdrady:
Żwirem, piaskiem drogę siej;
Zakryj kopyt ślady:
By gdy gniewny grozi król,
Gońce wypuszczone
Nie wiedzieli w śród tych pól
W która pędzić stronę.
* * *
Zaszum wietrze, podnieś huk,
Zaburz ciszę głuchą,
Aby grzmotu końskich nóg
Nie słyszało ucho.
Oto Ren! my wpław przez Ren!
A na tamtem błoniu
Nasz spoczynek, pokarm, sen;
Bież mój dzielny koniu!
Płyń mój koniu, żwawo płyń
Za szumiącą wodą:
Nie mam z sobą złota skrzyń,
Tylko żonę młodą.
Ot, już brzeg! tu trawkę skub;
W domu za swe znoje
Znajdziesz pełen owsa żłób,
W złoto cię ustroję.
3.
Konik przepłynął, zarżał wesoło,
Z tryumfem podniósł do góry czoło,
Bryknął i raźnie strzepnął się z wody:
I zeskoczyli z konia na ziemię,
Gdzie ich witało traw, kwiatów plemię,
Piękna Helgunda i Walgierz młody.
* * *
Na miękkiej z kwiatów i traw pościeli
Strudzeni jeźdźce chwilkę spoczęli,
I wyrzucili wszelką z serc trwogę:
Konik się popasł: aż po spoczynku,
Uszczknąwszy lilij, róż, traw, barwinku,
W dalszą się zwolna puścili drogę.
Ledwie ruszyli – biada im, biada!
Ariwald z mieczem wprost na nich wpada.
– Stój!! cisnął słowa lżące a gniewne:
Skradłeś Helgundę zdrajco! opoju!
Bij się, bij ze mną! Zwycięzca w boju
Z koniem i zbroją weźmie królewnę! –
* * *
– Nie! ja nie skradłem! – wstrząsając bronią
Huknął Toporczyk; rozpraw się o nią!
Sama, z swej woli, ujeżdża zemną! –
I oba wściekle, skoczywszy z koni,
Na umajonej kwiatami błoni
Z żądzą krwi na się wpadli wzajemną.
* * *
I bój się zaczął. Drżąca, niepewna,
W trwodze na boku stała królewna,
Toporczykowi życząc przewagi:
Aż ten, po srogiej walce krwią zlany,
I odbierając i dając rany,
W piersi rywala wtłoczył miecz nagi.
* * *
Zginął Ariwald, dał życie swoje.
Walgierz zabrawszy konia i zbroję,
Jechał bespiecznie, drogi nie pytał:
I wkrótce Tyniec długo stęskniony,
Otworzystemi stojąc ramiony,
Pana i panią w swych murach witał.
4.
I zamek zajaśniał świetnością i blaskiem,
Bo pani mu była najpierwszą ozdobą,
A pan się z nią pieścił jak z cudnym obrazkiem:
Lecz długoż w tem szczęściu pieścili się z sobą?
Ach! księżyc zaledwie przepłynął dwunasty
Jak smutne i krwawe spełniły się dzieje:
Bo prędzej się dymem tak nic nie rozwieje,
Jak miłość zalotnej niewiasty.
* * *
Był Wisław, Wiślicy pan, piękny i młody,
Nie puszczał z rąk miecza, nie zrzucał pancerza:
Za jakieś odwieczne urazy i szkody
Uderzył z czeladzią na zamek Walgierza;
A Walgierz tak dzielnie swój lud poprowadził,
Ze odparł ten napad i zbił napastnika,
I pojmał w niewolę, i jak niewolnika,
Pod wieża w wiezieniu osadził.
* * *
A potem na wojnę pojechał daleko.
Helgunda została z powierną swą sługą,
A dni jej samotne tęskliwie się wleką,
A Walgierz pojechał i bawi tak długo!
I płacze, bo w sercu tkwi boleść niezmierna,
– O! radź mi! przed tobą ja serce otwieram,
Bez męża ja tęsknię, usycham, umieram! –
I radę jej daje powierna.
Więc wedle tej rady posyła po jeńca,
Sprowadza go z wieży do swojej komnaty;
Pięknego, hożego poznaje młodzieńca,
W bogate, wykwintne przystraja go szaty,
I już się zimnego Walgierza wyrzeka:
Zabiera swe stroje, swe sprzęty i złoto–
I z pięknym Wisławem gdy prosił, z ochotą
Na zamek Wiślicki ucieka.
* * *
Nie długo z podróży mąż wraca, i pyta
Dla czego zmieszani i w łzach domownicy?
Dla czego Helgunda u wrót go nie wita?…
Aż słyszy, że pani już panią w Wiślicy.
W boleści i zemście, bo cóż mu zostawa?
Zgromadza swych ludzi, uzbraja w tej chwili,
Zachęca by pańskiej zniewagi się mścili,
I śpieszy ukarać Wisława.
5.
W zamku Wiślickim, w swych służebnic kole,
Z uśmiechem w ustach, pogoda na czole,
Złotemi szaty, pięknością błyszcząca,
Żona Walgierza struny lutni trąca,
I pieśń miłosną wydzwania jej ręka,
Pieśń dla Wisława: jak z łowów powróci,
Dłoń mu uściśnie, na szyję się rzuci.
Wtem, pod jej dłonią jedna struna pęka,
A przy niej druga. – Nieszczęście! w rospaczy
Krzyknęły sługi; to złą wróżbę znaczy! –
I posmutniało młodych niewiast koło,
I pani okiem rzuca nie wesoło.
* * *
W tej chwili Walgierz, dawny mąż, kochanek
Na dzielnym koniu wpada przed krużganek:.
Helgunda śnieżne załamując dłonie
Wybiega k'niemu, płacze, we łzach tonie,
I u stóp jego pada na kolana:
– Wisław mnie, mężu, zdradą i przemocą
Porwał, pochwycił i uwiózł tu nocą!
Ocal mnie, ocal! wyrwij z rąk tyrana.
Łatwo się krzywdy pomścisz mężu drogi:
On jest na łowach: ty wnidź w zamku progi,
Ja cię ukryję; jak wróci, ty skoczysz,
I krew niegodną zuchwalca wytoczysz –
* * *
Uwierzył Walgierz: jak żonie niewierzyć?
Chciwy z zasadzki na zdrajcę uderzyć,
Słucha zwodnicy. Wchodzi do zamczyska;
Ona w komnacie z płaczem go uściska,
I niebacznego skrywa. Aż tu właśnie
Wisław powrócił: ona mu do ucha
Szepce o gościu; zadziwiony słucha,
– Gdzie on? daj mi go! – zapalczywiec wrzaśnie:
Na ten glos dworzan zbiega się gromada,
Z nimi na gościa do kryjówki wpada,
I nim się Walgierz chwycił do obrony,
Już był ujęty, siłą przytłoczony.
* * *
Próżne zdrajczyni groźby i wyrzuty!
Jęczał – za ręce, za nogi przykuty
Do ściany w izbie, gdzie w miękkiej pościeli
Słodko się pieszcząc oboje tonęli:
Próżne i jęki i wściekłe przekleństwa!
Rospacz piekielna w jego sercu rośnie,
Oni się śmieją, szydzą nielitośnie,
Śmierć, śmierć jedyny kres jego męczeństwa.
Z niskąd pomocy!… lecz była istota
Co przepłakała młode dni żywota,
Co tkliwą duszą czując kiedy boli,
Jego się srogiej litowała doli.
* * *
Była to siostra pana na Wiślicy,
Pełniąca w domu służbę niewolnicy,
Którą brak wdzięków, pomimo jej mienie,
Skazał na wieczne młodzi zapomnienie;
Ona mu strawę dawała codziennną,
Wszystko mu była uczynić gotową,
I raz mu rzekła: – Jeśli dasz mi słowo,
Słowo rycerskie z przysięgą niezmienną,
Że mnie zaślubisz czego pragnę z duszy,
To cię dziś jeszcze wyrwę z tej katuszy –
I dał jej słowo przysięgą stwierdzone,
Że uwolniony, weźmie ją za żonę.
* * *
Więc dla wielkiego wybawienia dzieła,
Z ostrym pilnikiem tej chwili się wzięła,
A on w nią patrzał jak w zbawienia tęczę,
I spiłowała rąk i nóg obręcze,
I miecz braterski wziąwszy pokryjomu,
Dała mu w ręce, by w bliskiej potrzebie
Pewnym orężem ocalić mógł siebie,
I drogę sobie otworzył do domu.
Walgierz się cieszy; wolność niedaleka!
Ale powrotu państwa młodych czeka;
Oboje w pole pobiegli na łowy,
Zerwane struny wyszły pani z głowy.
* * *
I już nie długo cieszyć im się zdradą!
Wrócili. W izbie na łożu się kładą.
Wtedy męczennik: – Cożbyście mówili,
Gdybym mej krzywdy pomścił się w tej chwili? –
– Ach! krzyknie pani: gdzie twój miecz, Wisławie? –
Lecz jak grom, z mieczem skoczył Walgierz Wdały,
Ciął – i dwie głowy razem odleciały.
Tak więc żelazem rostrzygnął w swej sprawie,
I na swój zamek wrócił wśród okrzyków.
Takie podanie w rodzie Toporczyków,
Co we mgle wieków swój początek bierze,
O Helegundzie i Wdałym Walgierze.OKSZA.
(SIEKIERA).
1.
Łowy wielkie, pełne wrzawy,
A tym łowom niema końca!
Charty, gończe i obławy
Zrana do zachodu słońca.
W lasach jęk psów, trąb i rogów
I myśliwych krzyk,
Kryją się od swoich wrogów
Niedźwiedź, jeleń, dzik.
* * *
Skoro błyśnie świt na niebie,
Huf myśliwych już ochoczy
Chwyta oręż ku potrzebie,
I z zapałem w knieje kroczy.
A ten pochód jak do bitwy,
Znaczny po nim ślad:
Któż wyprawia te gonitwy?
Książe czeski, Mnat.
* * *
A w ciągnieniu ład wszelaki,
Szpiegi w zwiady i podsłuchy,
Stanowiska, czaty, znaki,
I wojenne wszelkie ruchy.
Służba, ścisłość, ze zwyczaju,
W głębi puszcz i skał:
Jakże idą rządy kraju?
Ida jak Bóg dał.
* * *
Książe łowiec w lasach mieszka,
Z nim hetmani, dygnitarze;
Jest mu znana każda ścieżka,
Wszystko idzie jak w zegarze;
Na psy, sieci, Mnat młodzieniec
Swój obraca wzgląd,
A Werszowic ulubieniec
Trzyma kraju rząd.
2.
Werszowic Okszyc wiernym był mu sługą
Nad innych panów Księcia ulubiony,
A rządził mądrze; i tak rządząc długo,
Był swemu panu jako brat rodzony.
Sławę i mienie z jego łask posiadał,
I czy to w ciszy czy w oręża szczęku,
Wojsko, lud, skarby dzierżył w swoim ręku,
I jak monarcha, całym krajem władał.
* * *
Ale się w górę wzbiwszy tak wysoko,
Poczuł swe siły, pojął swą postawę:
Na tron książęcy chciwe zwrócił oko,
I jął podsycać żądze swe nieprawe.
Złota, obietnic, wdzięcznych słów nie skąpił,
Jednał stronniki, zmawiał przyjacioły,
Rozsyłał skrycie swoje apostoły,
By zepchnął Mnata, a sam na tron wstąpił.
* * *
Więc by swym żądzom wszelką zniósł zawadę,
Gdy się dogodna ukazała chwila,
Zbiera na zamek wierną sobie radę,
I wszystkich głaszcze, wszystkim się przymila,
I tak rzecz kończy: – Świetne czeskie stany!
Niech wasze słuszne wyrokują sądy,
Jak nieudolne księcia Mnata rządy:
Tonie w zabawie, a kraj zaniedbany.
* * *
Cóż to za rządy, kiedy kraj w zamęcie
Napróżno rady od monarchy czeka?
On mu swą pieczę zaprzysiągłszy święcie,
Coby miał działać – z psami w las ucieka,
A z nim hetmani, sprawce, wojowniki:
Gdzie się podziała Czech wojenna sława?
Ze zwierzem tylko jest rycerska sprawa,
I w lasach tylko grzmią rycerskie krzyki.
* * *
Wpadną tu Lachy, Prusy, lub Kaszuby,
Któż przed napadem ziemię tę zasłoni?
Kto zbawi Czechy od niechybnej zguby,
Gdy książe w lesie za gazellą goni?
Gdy jako łowcę, nasi walecznicy
Wola z trąbkami po manowcach błądzić?
Zdolnyż, powiedźcie, Mnat narodem rządzić?
Godzienże w Pradze siedzieć na stolicy?
* * *
Stany przezacne, wyrzeknijcie zdanie!
Ja władzą państwa zdawna już się szczycę:
Władza niech wiecznie w rodzie mym zostanie,
Rządzenia państwem ja znam tajemnicę.
Ja wasze głosy hojnie wam zawdzięczę.
I przyklasnęli wierni przyjaciele.
Lecz tajemnica, jako żar w popiele,
Ozwie się głośno: strzeż się ulubieńcze!
3.
A książe po lasach za zwierzem ugania,
Żelazne ma zdrowie i siły,
I łowy się ciągną aż w noc, od świtania,
A śniegi już ziemie okryły.
Wciąż pełne zwierzyny do domu szły wozy,
Jak pełne oręża wojenne obozy.
* * *
Mnat wielu przychylnych miał w czeskim narodzie,
Choć więcej strzegł borów niż Pragi:
Więc gdy się na dzika wybierał o wschodzie,
I szedł za popędem odwagi,
Na raz od jednego dowiedział się łowca
O skrytych zabiegach i zdradzie Werszowca.
Natychmiast porzuca swe łowy i knieje,
Piorunem do Pragi przylata,
I wiece zgromadza, i gniewem goreje,
Ze zdrajcę ukochał jak brata:
A lud, ulubieńca oddany opiece,
Nie zgadnie powodu skąd nagłe te wiece.
* * *
I Mnat się z powagą ukazał na sejmie,
Monarsze na sobie miał szaty,
Zebranych na zamku powitał uprzejmie,
I wstąpił w złociste komnaty:
I zasiadł na tronie, a przed nim stojący
Werszowic wezwany, struchlały i drżący.
* * *
Stał jak winowajca spuściwszy w dół oczy,
Bo zbrodnia już była odkryta:
Mnat mówi i groźne wejrzenie mu toczy,
Do Izby się zwraca i pyta:
– Więc czego wart sługa któremu pan wierzył,
A ten mu zdradziecki cios w serce wymierzył? –
* * *
– Wart śmierci! – jednako ci nawet wyrzekli,
Co jego głaskali zamiary,
Co siecią się złotych obietnic uwlekli,
A chcieli z przestępcą ujść kary.
A książe potwierdził ten wyrok ludowy,
I temido niego odezwał się słowy:
* * *
– Zgrzeszyłeś, umieraj! stanowią tu prawa:
Lecz wybór zostawiam przy tobie;
Czy chcesz by cię kata dotknęła dłoń krwawa,
Czy życie odbierzesz sam sobie? –
Werszowic, gdy go się druhowie najszczersi
Wyrzekli, miecz własny utopił w swej piersi.
* * *
I w czechach spokojnie Mnat rządził już ściśle,
Nieszczęsna Werszowców rodzina
Zaczęła uchodzić ku Odrze, ku Wiśle,
Występek spadł z ojca na syna:
Tak weszła do Polski, w krainę bespieczną,
Przynosząc na tarczy swą Okszę odwieczną.JANINA.
1.
Dłubnia do Wisły toczy swe fale,
Mogiła patrzy w nurt jej głęboki;
Dłubnia w Wiślanym tonie Krzysztale,
Mogiła Wandy przykrywa zwłoki.
* * *
A tę pamiętna mogiłę-górę
Naród usypał, i dziś ja święci,
I księżnę dziewę, Krakusa córę
Przekazał wieków czci i pamięci.
* * *
I Krakusowe zagasło plemię,
I wojewodów siadło dwunastu
Którzy sprawiali Lechowa ziemię,
I panowali Krakusa miastu.
Ale zagrzmiała burza z oddali,
I zbliżała się ku brzegom Wisły:
Czechy, Morawce w tłum się zebrali,
Wrogów oręże w kraju zabłysły.
2.
I trwoga pobiegła po całym narodzie,
A naród spokojny, do walki niegotów,
Bez silnej jedności, w swych władzców niezgodzie,
Nie zdołał najezdców powstrzymać w pochodzie,
Ani ich mieszać obrotów.
* * *
Tak wszędzie pobici i zewsząd ciśnieni
Do twierdzek, do zamków bieżeli Lachowie
A nieprzyjaciele krwi nie nasyceni,
By całkiem panować na lackiej przestrzeni,
Szli już wprost zasiąść w Krakowie.
* * *
Lecz próżno chęć łupu i pycha ich rosła,
Był złotnik w Krakowie, Przemysław nazwiskiem,
A mąż wojennego świadomy rzemiosła,
Gdy miłość Ojczyzny duch jego podniosła,
Westchnął nad braci uciskiem.
* * *
Cóż począć by wygnać najezdców nawałę?
Zgromadza rozpierzchłych i wlewa w nich ducha,
Pokrzepia nadzieją ich serca nieśmiałe,
Przyrzeka, zapewnia zwycięztwo i chwałę;
Słów zbawcy któż nie usłucha?
A pełno od wrogów okrucieństw i zgrozy.
Przemysław ich trapił a trzymał się wstecznie;
Zalegli po polach, zajęli wąwozy,
Pod góra ich groźne leżały obozy,
Gdzie spoczywali bespiecznie.
* * *
Niezdolny swą garścią z tym tłumem się mierzyć,
Wódz lacki przemyśla i w głowie swej szuka
Jakimby podstępem ich pychę uśmierzyć,
Jak złudzić, oszukać, zwycięzko uderzyć?
O! bo nie mała to sztuka!
* * *
Więc każe z drzew różnych drzeć łuby i kory,
Z nich tarcze pokroić, porobić szyszaki,
Tym tarczom, szyszakóm dać jasne kolory,
Zielone i żółte, a nocnej zaś pory
Odziać w nie chrusty i krzaki.
* * *
Tej pracy dokonał z roskazu hetmana
Człek zręczny a wojak wytrawny a śmiały,
Co walczył za kraj swój, za księcia i pana,
I tyle dokazał, że tarcze już zrana
Jakby prawdziwe, jaśniały.
Za obóz Morawców co mieścił tysiące
Przemysław go posłał z oddziałem junaków,
Zostawił te zbroje samotnie wiszące,
A ukrył się w lesie, wkrąg wysłał swe gońce,
I siadł w zasadzce wśród krzaków.
* * *
Nazajutrz, gdy słońce błysnęło na niebie,
Wrogowie ujrzawszy te zdala puklerze,
Sądzili bespiecznie o łupy, o siebie,
Ze górą od lasu, ku krwawej potrzebie
Laccy stanęli rycerze.
* * *
Więc pewni pobicia, bo dotąd ich bili,
Wychodzą bezładnie, a grożą, a krzyczą:
Lecz ledwie do lasu z zapałem wskoczyli,
Przemysław niebacznych otoczył, i w chwili
Wpadli w zasadzkę zwodniczą.
* * *
Tymczasem mąż, sprawca korowych puklerzy
Wpół próżne obozy poburzył popalił,
Na czele zawziętych wieśniaków rycerzy
Pomieszał i rozbił morawskich szermierzy,
Ledwie się setny ocalił.
A hetman zwycięzkie wzmocniwszy oddziały,
Ze wszystkich okolic wypłoszył Morawce;
Od wojska i starszych odbierał pochwały,
I wszedł do Krakowa, a naród go cały
Witał jak swego wybawcę,
* * *
I uznał swym księciem: a książe, pan nowy,
Nagrodził wojaka co tarcze porobił;
Uczynił go wodzem dla męztwa, dla głowy,
I czcią jego imie, a puklerz bojowy
Wyrytą tarczą ozdobił.
3.
Lechija wzrosła, trzy uszły wieki,
I krzyż osłaniał ziemię Lechową:
Potomek tego rnęża daleki
Z tarczą na tarczy służył wojskowo.
* * *
Dla swego męztwa miłość miał braci,
Był obeznany z bojowym krzykiem:
Ale dla szczupłej, drobnej postaci,
Jan od rycerstwa zwan był Janikiem.
Chrobry uparte bił Pomorzany,
A znał Janika serce gorące:
Wojak biegł oślep na śmierć na rany,
I na swej tarczy cięć miał tysiące.
* * *
Król jego dzielne pochwalał ramie,
Męztwo i cnoty marnie nie giną;
I jego tarczę, bojowe znamie
Na wieczną, pamięć nazwał Janiną.GRYF.
Nim światło wiary nad brzegami Wisły
Wywiodło z ciemni pogańskie umysły
I runęła cześć bałwanów,
Szerokie lackie było panowanie.
Serby, Kaszuby, Rugi, Pomorzanie
Lachów znali za swych panów:
I już za Elbę nadbaltyckie ziemie
Posiadło jedno, stare Słowian plemię.
* * *
Słowian Lechitów książe Leszek trzeci,
Dzielny a śmiały, ojciec wielu dzieci,
Szablą swe rozszerzał kraje.
Z cesarzem Franków* potężnie się spierał,
Wydarte Niemcom zdobycze odbierał,
I odganiał Fryków zgraje:
A przed swą śmiercią, syt sławy wawrzynów,
Kraj ten rozdzielił między swoich synów.
* * *
Nie znając wiary i świętego chrzestu,
Pogańskim trybem synów miał dwudziestu,
Prócz nich, Popiel syn był prawy,
Kiedy w ostatniej starzec był chorobie,
Tego uczynił następcą po sobie,
Zlał nań kraju rząd i sprawy:
Tamci powolność zaprzysięgli bratu,
Uznając władzę jego majestatu.
* * *
W herbie Lechitów jaśniał orzeł biały,
I na znamionach orły powiewały
W locie od Karpat ku morzu:
A stary ojciec tak mnogiej rodziny
Tak obdzielając tamte swoje syny
Po ziem baltyckich przestworzu,
Na ich jedności wspólny byt zakładał,
I wszystkim jedno wspólne znamię nadał-
* Z Karolem W.
Ze lwa i orła jednę zlał istotę:
Orła dziób złoty, u lwa szpony złote,
Skrzydła wzniesione do góry;
Lwi grzbiet i łapy, kark piórem się jeży,
Ma Gryfa miano; i po ziemiach bieży,
I ulatuje pod chmury,
I byli męże do boju ochotni,
Jako lew silni, i jak orzeł lotni:
* * *
Tak przez trzy wieki władali tam nasi.
Ale Turyngi, Fryzy, Franki, Sasi,
Krwawe z nimi wiedli boje;
Aż te drapieżne, wieczne Słowian wrogi,
Wszerz i wzdłuż niosąc mordy i pożogi,
Zagarnęli ich w moc swoję,
I Leszkowicze z nad Elby i Sali,
Bliżsi wrócili, dalsi tam zostali.
* * *
Lecz synów Leszka, z całem pokoleniem,
W potomne wieki Gryf został znamieniem,
Tarcz ich się wiecznie zachowa.
Dotąd we wszystkich z tem godłem imionach,
Czy żyje w Polsce, czy w Niemieckich stronach,
Płynie krew stara Leszkowa:
A na Pomorzu od wieków dziesiątka,
Władzy lechickiej w Gryfie trwa pamiątka.
Polskich Gryfitów, karta dziejów przyzna,
Dwa były hasła: wiara i ojczyzna,
Serca cnotami gorące.
Jaksowie Bogu stawiali świątynie,
I najgorliwsi byli w tej rodzinie
Swobód narodu obrońce,
Nic już im więcej zacności nie doda, –
Stąd Gryf w rycerstwie zowie się Swoboda.BEŁTY.
Było mocarstwo Wielka Morawa,
Po którem w dziejach została sława,
Światopłuk berło posiadał:
Wojował blizkie Słowian dzielnice,
Rozsuwał wkoło państwa granice,
Wielkość i chwałę mu nadał:
Niemce i Węgry walczył potężnie,
Lecz raz bój stoczył, i poległ mężnie.
* * *
Wtedy się klęski na kraj zwaliły,
A syn Swiatobój nie miał tej siły;
Ziemowit wpadł do Morawy;
I długą wojna państwo przyciskał,
Aż pochwycone Lachóm odzyskał
Stare lechickie dzierżawy.
Sam swe rycerstwo wiódł książe miody,
I na potyczkę szło jak na gody.
* * *
Często od trafu szczęście zawisło.
W ostatniem starciu w górach, nad Wisłą,
Mieli Morawce lud mnogi:
Ziemowit walczył z przemożną siłą,
Ale zwyciężyć trudno mu było,
Wrzał bój uparty a srogi:
Trzech mieli sprawców dzielnych, obrotnych,
W bitwie, gonitwie jak piorun lotnych.
* * *
Aż jeden junak silny a śmiały
Goniąc każdego, walcząc dzień cały,
Wszystkich trzech bełtem obalił:
I nieprzyjaciel stracił zwycięztwo,
Sława przy Lachach. Książe za męztwo
Głośno junaka pochwalił;
I gdy z wielkiego wrócił pochodu,
Nadał trzy bełty w tarcz jego rodu.ODRZYWĄS.
(ODROWĄŻ).
Między górami, tam od zachodu,
Od Chrobackiego Krakusa grodu,
Pnie się po skałach piękna Morawa,
A u jej piersi pieszczone dziecię
Wisła się czystym zdrojem napawa,
A niebo tonie w ócz jej błękicie:
Potem po lackiem bieżąc przestworzu,
Opuszcza matkę i ginie w morzu
Na dworze księcia rycerskie dzieje,
Konne i piesze bitwy, turnieje;
Młodzi rycerze walczą w dziryty,
Strzelają z łuków, tną się w szablice,
Konie raźnemi tętnią kopyty:
A na krużgankach piękne dziewice,
Nie jedna z sercem bijącem w łonie,
Dają nagrody, klaskają w dłonie.
* * *
W otwarte szranki wszedł rycerz młody,
I najświetniejsze odniósł nagrody.
Żaden przeciwnik nie zdołał w bitwie
Wytrzymać jego miecza i grotu,
I żaden biegun nie mógł w gonitwie
Dogonić jego rumaka lotu.
Panie, rycerze, książe, dwór cały,
Głośne mu, świetne dali pochwały.
* * *
Na dworze ksęcia żarciki prawił
Dworak, pochlebca, śmieszył i bawił,
A był do konia dzielny i żwawy,
Rad jak miecz dzwoni, jak zbroja chrzęści.
Wyzwał zwycięzcę z sobą do sprawy,
Na kordy, groty, na siłę pięści:
Ten w obec księcia, i pań i dworu,
Stanął z uśmiechem w sprawie honoru.
Zaraz dwóch mieczów zagrały szczęki,
Rycerz mu prędko wybił miecz z ręki;
Wnet za oszczepy razem chwycili,
Dworak się śmiesznym ogniem zapalił;
Naparł go rycerz, i w jednej chwili
Tarczę rozbiwszy na ziemię zwalił: