Lek na smutek - ebook
Lek na smutek - ebook
Angielska lekarka Alyssa Morgan po rozstaniu z partnerem czuje, że musi coś w swoim życiu zmienić. Dlatego chętnie przyjmuje propozycję, by wyjechać na Bahamy i sprawować opiekę medyczną na planie filmowym. Rajska wyspa jednak od samego początku nie szczędzi jej niespodzianek. Już pierwszego dnia po przyjeździe poznaje lokatora luksusowego domu, w którym przecież miała mieszkać sama…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9570-1 |
Rozmiar pliku: | 880 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Carys, aż trudno mi w to uwierzyć – powiedziała Alyssa radośnie. – Dom jest fantastyczny i do tego nad samym oceanem.
– Właśnie tak go sobie wyobrażałam – odparła z przejęciem kuzynka. – Bez problemów dotarłaś na miejsce? Wszystko dokładnie mi opowiedz, błagam!
Alyssa uśmiechnęła się, słysząc ogromny entuzjazm w głosie Carys, która mieszkała na Florydzie oddalonej od tej wyspy o jakieś sto kilometrów.
– Poszło gładko, taksówkarz trafił tu bez trudu. Zresztą chyba wszyscy w okolicy słyszeli o domu Blakeleyów. – Alyssa owinęła się szczelniej puszystym ręcznikiem. Przed chwilą wzięła prysznic i siedząc przed toaletką, zdążyła trochę podsuszyć głowę. Burza długich kręconych włosów połyskiwała kasztanowo w świetle lampy. – Tutaj naprawdę jest cudownie.
Wstała od lustra, by usadowić się wygodnie na miękkiej luksusowej kanapie. Z rozkoszą rozprostowała nogi.
– Dotarłam niecałe dwie godziny temu – ciągnęła – więc nie miałam jeszcze okazji rozejrzeć się po okolicy. Ale ten dom to rewelacja. Bardzo przeszklony, nawet sypialnie są jasne. Z tarasu rozciąga się fantastyczny widok na Atlantyk. Naprawdę niebywały, z błękitem po horyzont. I nawet w salonie, gdzie teraz siedzę, słychać, jak fale miarowo uderzają o brzeg.
Przez otwarte drzwi na werandę wpadał leciutki wiatr od morza, widoczne za oknami wierzchołki palm poruszały się na tle późnego popołudniowego nieba. W łagodnym przedwieczornym cieple nawoływały się ptaki.
– To brzmi jak bajka.
– Wiesz, Carys, ja naprawdę się boję, czy to nie sen. – Do tego idyllicznego raju na otoczonej piaszczystymi plażami wyspie w archipelagu Bahamów przyleciała z Anglii, gdzie ostatnio całe życie wydawało się jej ponure i rozpaczliwie nieudane. – Nie mogę opędzić się od poczucia, że za chwilę ktoś przyjdzie, żeby mnie uszczypnąć i przywrócić do rzeczywistości.
– Bądź spokojna, to nie sen – roześmiała się Carys. – Ale powiedz lepiej, czy Ross jest już w domu? Wiem, że bardzo mu zależało, żeby ci pomóc się rozgościć.
– Jeszcze go nie ma, ale dzwonił. Przepraszał, że się spóźni. Jutro zaczynają zdjęcia, mówił, że musi jeszcze obgadać jakieś sprawy z reżyserem.
Alyssa zamilkła, słysząc ciche skrzypienie na zewnętrznych schodach. Ten odgłos chyba przypominał kroki. Ktoś wchodzi na taras? Czyżby Ross jednak wrócił szybciej? Nie, to niemożliwe – przecież uprzedzał, że jego spotkanie trochę potrwa. Chyba po prostu zaskrzypiały drzwi na taras.
– Jestem pewna, że zaopiekuje się tobą jak należy – ciągnęła Carys. – Szybko zapomnisz o problemach i raz na zawsze wymażesz z pamięci tego twojego cholernego byłego faceta. Znam Rossa od stu lat, ma złote serce. A do tego wiem, że zadurzył się w tobie od pierwszego wejrzenia.
– Nie opowiadaj głupot… Mam nadzieję, że to nieprawda. – Ross nie powinien mieć złudzeń, zna jej sytuację. Wie, że zdecydowała się na przyjazd, bo chce dojść do siebie po zawodzie miłosnym i nie zamierza się pakować w romanse. Zaoferował jej na tej wyspie azyl, a ona skwapliwie skorzystała z jego propozycji.
Praca w Anglii też ją ostatnio przytłaczała, toteż Alyssa, choć nie bez wahania, postanowiła na jakiś czas zawiesić świetnie rozwijającą się karierę zawodową. Miała nadzieję, że po kilkumiesięcznej przerwie uleczy się z wypalenia zawodowego i powróci do życia z nowymi siłami.
– Mam dość romansów – oznajmiła.
– Nic dziwnego, że tak teraz myślisz. Ale najważniejsze, że wreszcie skończyłaś z tamtym facetem i masz okazję odsapnąć w luksusie. Korzystaj z tego i niczego sobie nie odmawiaj.
– Jasne, bądź spokojna. W końcu chyba nie będę się tu przepracowywać. Przyrzekam, będę się rozkoszować słońcem i morzem, dziękując gwiazdom, że mi się tak poszczęściło. I oczywiście nie zapomnę o skoku na kasę i o umiejętnym pociąganiu za sznurki w miłości.
– Grzeczna dziewczynka – odparła Carys, świetnie wiedząc, że Alyssa żartuje. – Pamiętaj, masz się dobrze bawić i dbać o siebie. Posłuchaj, muszę już lecieć, więc na razie cię ściskam. Ale niedługo zadzwonię, żeby sprawdzić, czy dobrze się sprawujesz.
Po odłożeniu słuchawki Alyssa znów usłyszała dziwne odgłosy skrzypienia. Tym razem były głośniejsze. To chyba nie Ross? Mówił, że wróci najwcześniej za godzinę. Zaniepokojona wyszła na taras.
Biały ibis stojący na brzegu morza zanurzał w wodzie długi czerwony dziób w poszukiwaniu smakowitych kąsków. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę.
– W tych stronach często się widuje ten gatunek. – Męski głos kompletnie ją zaskoczył. Zamarła.
Mężczyzna stał w otwartych drzwiach werandy, zaledwie o parę kroków od niej.
– Kim… kim pan jest? Co pan tu robi? – Patrzyła na niego zszokowana i wystraszona. W pobliżu nie było żywej duszy, a ten barczysty facet mierzył z metr dziewięćdziesiąt. Nie miałaby szans.
Sąsiedzi są za daleko, nie usłyszeliby jej krzyku, pomyślała w popłochu. Ale może, pocieszyła się w duchu, on jest właśnie sąsiadem, może nie trzeba panikować. To, że stoi na werandzie u Rossa, nie musi przecież oznaczać…
– Szczerze mówiąc, miałem się czegoś napić i coś zjeść – powiedział, wzruszając ramionami. – Myślałem, że nikogo nie ma w domu, ale usłyszałem kobiecy głos, więc uznałem, że najpierw sprawdzę, kto to.
Powoli otaksował ją wzrokiem – najpierw jej nagie ramiona i przykrótki ręcznik, którym była owinięta, wreszcie zgrabne nogi. Jego spojrzenie zatrzymało się na jej bosych stopach i paznokciach pomalowanych różowym lakierem z drobniutkimi kryształkami.
– Zupełnie się nie spodziewałem, że powita mnie tu tak urocza dama – powiedział z dziwnym uśmieszkiem.
Alyssa, wściekła, że oblał ją rumieniec, owinęła się szczelniej ręcznikiem. Ten facet czuje się tutaj bardzo swobodnie. Ale kto to jest, do diabła?
– Co pan tu robi? – powtórzyła, przełykając ślinę. Kto może mieć czelność, by tu wpadać na drinka? Przecież Ross ją zapewniał, że będzie tu miała spokój. – Proszę stąd wyjść, bo wezwę policję! – rzuciła z groźnym błyskiem w oczach.
Uświadomiła sobie, że zostawiła komórkę na stoliku w salonie, więc nie zdąży do niej dobiec, by zadzwonić na numer alarmowy.
– Proszę stąd odejść! – powiedziała, siląc się na odwagę. – Ja nie żartuję…
– Przecież widzę, że pani nie żartuje, ja jednak nie zamierzam pani słuchać.
Z sercem walącym jak oszalałe, nie spuszczając z niego oka ani na sekundę, cofnęła się i pod stopami poczuła chłodne kafelki podłogi w salonie. Przystanęła, mierząc go wzrokiem.
Facet ani trochę nie był zbity z tropu. Nosił eleganckie sportowe spodnie i luźną bawełnianą koszulę. Ciemnowłosy, starannie ostrzyżony, miał wyraziste rysy twarzy. Przymrużył oczy o odcieniu wzburzonego wieczornego morza. Najwyraźniej nie zamierzał dać za wygraną. Zrobiła jeszcze parę kroków do tyłu i sięgnęła po komórkę.
– Szczerze to odradzam – mruknął. – Będzie pani musiała wyjaśnić policji, co pani robi w moim domu.
– W pana domu? Co pan wygaduje? Przecież to pan tutaj wtargnął, więc jak przyjadą, powiem im, że pan…
– No dobrze, wobec tego wyjaśnijmy sobie: nazywam się Connor Blakeley, od lat jestem właścicielem tego domu. Mój brat też czasami tu mieszka, ale dom jest mój, więc będę wdzięczny, jeśli mi pani wyjaśni, kim pani jest i co pani tutaj porabia. – Uśmiechnął się lekko. – Albo może sam odgadnę. Pani na pewno jest dziewczyną Rossa. Aktualną dziewczyną.
Zesztywniała. Zabrzmiało to tak, jakby tych dziewczyn było na pęczki. Postanowiła jednak zignorować tę uwagę, nie będzie się przejmować tym, co mówi ten facet. Przecież to jest jakiś oszust.
– Ross powiedział mi, że jego brat wyjechał na pół roku. Connor jest na Florydzie, pracuje tam jako lekarz na oddziale ratunkowym.
– Rzeczywiście, Ross mówił prawdę – mężczyzna skinął głową – ale ściągnięto mnie z powrotem na Bahamy. Okazało się, że jestem pilnie potrzebny w tutejszym szpitalu, na razie więc musiałem zawiesić pobyt na Florydzie.
Nie umiała stłumić głośnego westchnienia. Jego wyjaśnienie brzmiało prawdopodobnie. A poza tym, jak dobrze mu się przyjrzeć, ten facet jest trochę podobny do Rossa.
Powoli odłożyła telefon na stolik. I co teraz? Znów poczuła, że się czerwieni. Co za kretyńska i upokarzająca sytuacja, że też coś takiego musiało się jej przytrafić! Mało to miała problemów w Anglii? Rozwiały się jej nadzieje na kilka miesięcy spokoju i beztroski.
Ale jest jak jest, trzeba się z tym zmierzyć. Trudno, skoro wszystko się pokrzyżowało, znajdzie sobie inne lokum. Byleby tylko nie poszła z torbami. Przecież Ross namówił ją na przyjazd, oferując gościnę.
– No cóż, bardzo mi przykro. Nie miałam pojęcia… To znaczy nikogo się tu nie spodziewałam. – Wzięła głęboki oddech. – Nazywam się Alyssa Morgan. Miałam się zatrzymać w tym domu, zostałam zaproszona przez Rossa.
– Mieliście tu razem zamieszkać?
– Wyjaśnijmy sobie niedomówienia. Ross zostawił mi do dyspozycji parter, sam miał mieszkać na górze. – Zerknęła na stojące pod oknem walizki. Nawet nie zdążyła się rozpakować. – Wobec tego nie będę dłużej się narzucać. Znajdę sobie gdzie indziej dach nad głową.
– O tej porze, wieczorem? Po pierwsze, bez rezerwacji to nie byłoby łatwe. Po drugie, atrakcyjna młoda kobieta mogłaby, oględnie rzecz ujmując, wzbudzić nadmierne zainteresowanie wśród mniej kulturalnych mieszkańców pobliskiego miasta.
– Dam sobie radę.
– Naprawdę?
Poczuła, że on znów taksuje ją wzrokiem, i odruchowo mocniej otuliła się ręcznikiem.
– Pozwoli pan, że się ubiorę – powiedziała.
– Bardzo proszę – odparł, ruszając do kuchni, ale przystanął w progu. – Może zrobię pani coś zimnego do picia? I coś do zjedzenia? Na pewno nie jadła pani kolacji.
Nie spodziewała się gościnności z jego strony, zwłaszcza że potraktowała go tak obcesowo.
– Dziękuję. Niedawno przyjechałam i po podróży postanowiłam wziąć prysznic. Ross jest na jakimś spotkaniu, więc…
– Pani mówi z brytyjskim akcentem. Poznaliście się w Anglii? Wiem, że Ross pojechał tam łowić talenty do ostatniego filmu.
– Tak, poznaliśmy się w Londynie – odparła. – Przez wspólnych znajomych, a właściwie za pośrednictwem mojej kuzynki Carys z Florydy, która przyjaźni się z Rossem.
– Coś takiego! – Uśmiechnął się lekko. – Ja też znam Carys, świat jest mały. No cóż, tym bardziej zapraszam na kolację – dodał na odchodnym. – Zrobimy mojemu bratu niespodziankę.
Ciekawe, jak Ross zareaguje na jego widok, pomyślała. Przecież on się go nie spodziewa. Wiele razy wspominał o starszym bracie i z tych opowieści wynikało, że czuje wobec niego respekt. I trudno się temu dziwić, bo ten Connor rzeczywiście ma coś w sobie. Bije od niego stanowczość i pewność siebie. Widać po nim od razu, że nic nie jest w stanie wytrącić go z równowagi.
Szybko włożyła jasnoniebieską sukienkę na wąskich ramiączkach, w sam raz na ten ciepły wieczór. Ubrana poczuła się pewniej.
Gdy po chwili weszła do kuchni, Connor smarował sosem pomidorowym rozłożony na drewnianym stole blat do pizzy. Zdążył już utrzeć ser.
– Pozwól, że będziemy sobie mówić po imieniu – powiedział, przysuwając jej krzesło. – Do twarzy ci w tym kolorze. Mogę dorzucić grzyby i paprykę?
– Świetnie, lubię jedno i drugie.
Spojrzała na duże panoramiczne okno. W dole rozciągał się ocean, bliżej, za werandą był niewielki ogród warzywny. Słońce już zaszło, ale grządki i mały pomarańczowy zagajnik z dorodnymi dojrzałymi owocami oświetlały złotymi promieniami lampy na baterie słoneczne.
– Piękny dom – powiedziała, rozglądając się po wyposażonej supernowocześnie kuchni z barkiem i dużą szklaną półką, na której stały misy, wazony i kolorowa ceramika.
– Miło mi to słyszeć. Muszę przyznać, że bardzo go lubię. Długo szukałem miejsca, gdzie mógłbym się zrelaksować, zapomnieć o codziennych trudach. Ten dom i jego okolica od razu mnie urzekły… Tutaj rzeczywiście odnalazłem raj w miniaturze. Wieczorami lubię przysiąść na tarasie i słuchać fal. To niezwykła gratka dla miłośnika przyrody, bo wtedy można obserwować ptactwo. Przylatują do nas różne odmiany czapli, bywają siewki, czasem zdarzają się nawet flamingi.
– To rzeczywiście brzmi jak bajka.
– Tak, mamy tu idyllę. – Skończył krojenie składników, ułożył je na pizzy, włożył ją do pieca, po czym sięgnął do lodówki po dzbanek soku pomarańczowego. – Mogę ci nalać? A może wolałabyś coś mocniejszego?
– Dzięki, sok wystarczy. Jeszcze nie zdążyłam przyzwyczaić się do upału, od przyjazdu ciągle chce mi się pić.
– Nie martw się, niedługo przywykniesz. Mamy w domu klimatyzację, ale ja wolę otwierać okna. Jest wtedy miły przewiew i dom pachnie morzem.
– Ja też nie przepadam za klimatyzacją. – Wypiła parę łyków soku, po czym zimną szklankę przyłożyła do rozpalonego policzka. On bacznie na nią zerkał, ale nie umiała odczytać wyrazu jego szarych oczu.
– Domyślam się, że pracujesz z Rossem i będziesz grać w jego filmie. – Zawiesił głos, nalał sobie soku i pociągnął długi łyk. – Nie rozmawiałem z nim o obsadzie, ale rozumiem, dlaczego ściągnął cię aż z Anglii. Jesteś bardzo fotogeniczna, to widać, i masz świetną dykcję.
– Niezupełnie, nie jestem aktorką. Prawdę mówiąc, jeszcze nie miałam nic wspólnego z kinem.
– Ciekawe… – Spojrzał na nią badawczo. – Więc Ross zaprosił cię z innego powodu. Musiałaś na nim zrobić ogromne wrażenie. W końcu, o ile wiem, poznaliście się stosunkowo niedawno.
Zmieszana odstawiła szklankę.
– Wydaje mi się… Może się mylę, ale mam wrażenie, że ty też. Mam wrażenie, że dodałeś dwa do dwóch, ale z tego dodawania wyszło ci pięć.
– Tak uważasz? – Spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Może pokręciłem jakieś fakty, ale z drugiej strony nieźle znam brata i wiem, że jak Ross zakocha się w pięknej kobiecie, zrobi wszystko, żeby rzucić jej do stóp cały świat. Ale tym razem miał biedak pecha, bo nie spodziewał się, że ja się tu zjawię. To oczywiste, że moja obecność trochę komplikuje jego plany.
Wstała jeszcze bardziej zmieszana.
– Wiesz, właśnie to przemyślałam. Jednak będzie lepiej, jak poszukam sobie innego lokum. Nie chcę wam robić kłopotu.
Ruszyła do drzwi, ale on chwycił ją za rękę.
– Proszę cię, nie rób tego. To głupi pomysł.
– To moja sprawa, wolałabym…
Próbowała się uwolnić, ale on tylko przyciągnął ją do siebie.
– Posłuchaj, skoro mój brat postanowił zaprosić cię pod mój dach, to jest także mój problem.
– Teraz ty mnie wysłuchaj. Nie jestem paczką, którą można sobie gdzieś posłać w zależności od humoru – rzuciła ostro. – To nie tylko obraża mnie osobiście, ale jest przejawem męskiego szowinizmu z dziewiętnastego stulecia. Czy tobie nie pomyliły się epoki? Zapomniałeś, że mamy dwudziesty pierwszy wiek?
Roześmiał się nagle, co doprowadziło ją do prawdziwej furii.
– Puść mnie, i to już. Bo jak nie, przysięgam, że oberwiesz.
Uniosła kolano, by wymierzyć mu cios w czułe miejsce, ale on zdążył zgrabnie odwrócić ją plecami i mocno przyciągnąć ku sobie.
– Jasne, nie będę cię więzić – mruknął – ale zanim cię puszczę, musisz przyrzec, że zostaniesz do rana. Przepraszam, jeśli wyciągnąłem pochopne wnioski. Założyłem głupio, że Ross jak zwykle… I przyznaję, że jestem zaskoczony, bo bardzo się różnisz od jego przyjaciółek.
– Coś podobnego! – przerwała mu z oburzeniem.
– Zrozum, nie chciałem cię urazić. Spróbuj na to spojrzeć z mojego punkt widzenia. Nie miałem pojęcia, że będzie miał gościa. Zwykle mnie o tym uprzedza, ja zresztą, gdy kogoś zapraszam, też tak robię. Dzięki temu unikamy niezręcznych sytuacji. Tym razem nic mi nie mówił, bo pewnie uznał, że skoro wyjechałem na Florydę, nie ma takiej potrzeby.
– Może chciał ci powiedzieć, ale nie zdążył – odparła odrobinę odprężona, choć on wciąż ją trzymał.
– Tak przypuszczam. – Kiwnął głową, muskając policzkiem jej policzek i rozluźnił trochę uścisk, który teraz przypominał jej pieszczotę.
Czuła na szyi jego ciepły oddech, a gdy rozprostował dłonie, które trzymał jej na ramionach, opuszkami palców dotknął biustu. Na pewno zrobił to nieumyślnie, ale ten dotyk wywołał w niej niespodziewaną reakcję. Przeszedł ją dreszcz podniecenia, więc by go stłumić, przymknęła oczy i zaczęła głęboko oddychać. Co się stało? Przecież nawet go nie zna. To nie do pomyślenia.
Najwyraźniej dzieje się z nią coś dziwnego. Może to zmęczenie podróżą? Wiedziała, że musi wyzwolić się z jego ramion, ale ciepło jego rąk i ich delikatny uścisk sprawiały jej przyjemność. Od dawna nikt nie trzymał jej w ten sposób, a ona bardzo za tym tęskniła.
– Zgoda – powiedziała wreszcie. – Poczekam do jutra i przeniosę się z samego rana.
Powoli, jakby wbrew sobie, uwolnił ją.
– Nie musisz tego robić. Jesteś gościem Rossa, a więc także i moim. Bardzo cię proszę, zostań.
– Przemyślę to.
Wahała się przez moment. Chciała wyjść z kuchni, ale czuła apetyczny zapach ciasta, ziół, pomidorów i sera. Niezdecydowana zerknęła w stronę piekarnika. Nie zdawała sobie sprawy, że jest taka głodna. Ostatni raz jadła coś w samolocie, wiele godzin temu.
– Jesteś głodna – powiedział, patrząc na nią z leciutkim uśmiechem. – Nic dziwnego, że czujesz się trochę rozdrażniona. Więc proszę cię, usiądź i zjedz kolację. Gdy mamy pusty żołądek, świat zawsze wydaje się nam ponury.
Niezadowolona z własnej słabości posłuchała jego rady. Może on ma rację? Może jest rozdrażniona i trochę przesadza. Długa podróż samolotem, upał i nagła wizyta tego wysokiego ciemnowłosego nieznajomego – to wszystko wyprowadziło ją z równowagi. Serce biło jej jak po maratonie, a świat zdawał się coraz szybciej wirować. Czuła się naprawdę nieswojo.
Kiedy usłyszeli kroki, jednocześnie odwrócili głowy. W progu kuchni stał Ross.
– Co u diabła…? Connor, co ty tu robisz? Przecież miałeś siedzieć na Florydzie? – Ross był równie wysoki jak brat, też miał ciemne włosy i zdecydowane rysy twarzy, ale wydawał się od niego łagodniejszy, bardziej beztroski i niemal chłopięcy. – Mówiłeś, że na kilka miesięcy jedziesz na Florydę.
– Takie miałem plany, ale wezwano mnie na wyspę, bo okazało się, że jestem tu potrzebny, więc Florydą będę się zajmował tylko z doskoku.
– Czyli zamieszkasz w domu – zauważył Ross rzeczowo. – Nie miałem o tym pojęcia i nie wiem, czy wiesz, że parter oddałem do dyspozycji Alyssie.
– Tak, wspominała o tym. Ja nie mam nic przeciwko temu. Tyle tylko, że ty będziesz musiał się przenieść do swojej kawalerki w mieście. Ale rozumiem, że to nie będzie problem. Tym bardziej, że będziesz miał stamtąd bliżej do studia filmowego.
Ross spojrzał na niego badawczo, jakby podejrzewał brata o niecny spisek.
– Właściwie to masz rację – odparł po chwili.
– Bardzo się cieszę, że tak uważasz. Skoro mamy z głowy problem, siadajmy do stołu.
Kiedy Connor wyjmował pizzę z piekarnika, Alyssa zaproponowała, że pomoże przy nakrywaniu.
– Wielkie dzięki – odparł. – W takim razie wyjmij z lodówki sałatę. Jest w misce, muszę ją tylko doprawić.
Ross, widząc, że wszystko jest prawie gotowe, wyszedł na chwilę, by się odświeżyć.
– Jeśli istotnie nie masz nic wspólnego z kinem, to co zamierzasz robić, kiedy Ross będzie na planie? Domyślam się, że będziesz po prostu rozkoszować się wakacjami…
– Nie tylko – odparła z uśmiechem. – Mam sprawować opiekę medyczną nad ekipą. Firma, z której usług w tych sprawach zwykle korzysta Ross, tym razem miała zapełniony grafik, więc gdy twój brat dowiedział się, że szukam pracy, zaproponował mi to zajęcie.
– Jesteś pielęgniarką? – zapytał Connor.
– Nie, lekarką. Tak jak ty specjalizowałam się w medycynie ratunkowej, więc jeśli nie daj Boże coś się komuś przytrafi, na przykład kaskaderowi, powinnam wiedzieć, co robić. Ale miejmy nadzieję, że moja rola ograniczy się do podawania tabletek na ból głowy i maści na oparzenia słoneczne.
– No, no, muszę przyznać, że znowu mnie zaskoczyłaś. – Connor przez chwilę się jej przyglądał, po czym zabrał się do krojenia pizzy. – Teraz już rozumiem, czemu powiedziałaś przez telefon, że nie będziesz miała wiele do roboty. Że będziesz mogła cieszyć się słońcem i dziękować gwiazdom za pomyślność.
– Podsłuchiwałeś moją rozmowę z Carys? – Spojrzała na niego groźnie.
– Nie wiedziałem, że rozmawiasz z Carys, ale przyznaję, słyszałem parę zdań – mruknął. – Bardzo cię za to przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać – dodał, wsypując kawę do ekspresu. – I przyznaję – ciągnął – że zaniepokoiło mnie, jak wspomniałaś o kasie i pociąganiu za sznurki w miłości. – Zmierzyli się wzrokiem. – Nie wiem, jakie masz plany, ale chyba powinienem cię prosić o ostrożność w pociąganiu za te sznurki. Nie chciałbym, żeby Ross cierpiał. Ma swoje za uszami, ale to mój brat i bardzo się nim przejmuję.
Po raz kolejny tego wieczora poczuła, że oblewa się rumieńcem. Nic dziwnego, że Connor odnosił się do niej z taką rezerwą. Słyszał, co mówi, wziął jej słowa na poważnie i wyciągnął błędne wnioski.
– To był żarcik. Wszyscy czasem pozwalamy sobie na żarty.
– Może i tak – odparł z półuśmiechem, ale dostrzegła chłód w jego oczach. – W każdym razie podtrzymuję prośbę, żebyś nie raniła Rossa. Zawsze próbowałem opiekować się bratem i nie chcę z tego rezygnować.
– Mimo że jest dorosły i świetnie sobie radzi w branży filmowej? Nie wierzysz, że on potrafi sam decydować o sobie?
– Oczywiście, że wierzę… do pewnego stopnia. Ale w sprawach męsko-damskich Ross jest naiwny. Bardzo drogo płacił za pomyłki. Nie chciałbym, żeby to się powtórzyło.
– A ja, rzecz jasna, jestem zimną wszetecznicą o ostrych szponach? – Choć powiedziała to żartem, spojrzała na niego z wyrzutem.
– Tego nie sugerowałem, ale przyjechałaś tu do niego aż z Anglii. Nie mam ci tego za złe. Chyba każdy skorzystałby z możliwości wyjazdu na egzotyczną wyspę i pobytu w luksusie, ale musisz mnie zrozumieć, że mam pewne obawy.
On jednak najwyraźniej podejrzewa ją o nieczyste zamiary. Otworzyła usta, by mu odparować, ale nie zdążyła, bo Ross wszedł do kuchni.
– Umieram z głodu, a tu tak wspaniale pachnie.
Z uśmiechem podała mu talerz i usiadła przy stole. Poczuła, że Connorowi już niczego nie będzie wyjaśniać. Jedynie zmierzyli się wzrokiem, a ich spojrzenia powiedziały wszystko. On nie ufał jej ani odrobinę, ona postanowiła zachować wobec niego rezerwę i trzymać się na baczności. Zarysowała się między nimi linia frontu.