- W empik go
Lekcya życia: fraszek serya ostatnia - ebook
Lekcya życia: fraszek serya ostatnia - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 308 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ewunia jest jednym z tych niezliczonych aniołów bez skrzydeł, dla których wianka młodzi ludzie z jaką taką pensyą, porzucają na całą długość miodowych miesięcy kokotki i knajpę, aby upoiwszy się na chwilę poetycznym trunkiem miłości, oraz awansem na mężów i ojców, wrócić do szynku, obsiąść zielone stoliki, utrzymywać metresy… intrygować, szwindlować, defraudować i przybijając z czasem do portu śmierci w aureoli cnót i zasług, zrobić miejsce następnej seryi takich samych królów stworzenia, co wszystko razem, z dodatkiem paru wojen, epidemii, krachów, książek i wynalazków, gra rolę kolorowych szkiełek w tej niezrównanej humoresce, jaką kalejdoskop dziejów ludzkości na pozór bezpłatnie ukazuje nam od wieków.
Ewunię zaręczono z Adasiem. Kocha ona swego przyszłego, a on ją, przytem cały szereg sekretnych przyczyn pcha dwa rody do skojarzenia tego związku.
Naraz Ewunia dostaje anonym… że jej narzeczony, będąc jeszcze urzędnikiem w X., pił skandalicznie, zaniedbywał obowiązki, robił na prawo i lewo długi, których nie oddawał, a nawet przywłaszczał sobie pieniądze, powierzane mu przez kolegów na prolongatę ich weksli, narażając ich na znaczne szkody.
W pierwszej chwili wybuchnęła Ewunia gorzkim płaczem, jako dziewica, patrząca na świat idealnie. Potem podarła anonym ze wzgardą, wspomniawszy, że żadne małżeństwo, wyjąwszy zawierane "incognito", nie obeszło się jak świat światem bez listów, oczerniających ją przed nim, przed nią jego. Ale na samym końcu postanowiła rzecz sprawdzić i wypytała znajomych młodych ludzi o przeszłość swojego narzeczonego, a ponieważ to byli jego serdeczni przyjaciele, potwierdzili więc – w największej tajemnicy!… – całą treść anonymu, opierając ją na niewzruszonym gruncie dat, nazwisk i faktów.
Wtedy Ewunia… acz ze strasznym bólem serca, oświadczyła, nie tając pobudek, rodzicom, że nie zostanie żoną Adasia – ponieważ zaś ślub miał się już odbyć za miesiąc, narzeczony skamieniał, a dwie rodziny stanęły dęba.
– Nie pójdę za złodzieja.
Co począć z impregnowaną wierszydłami waryatką, biorącą tak tragicznie najzwyklejsze ludzkie błahostki?…
Przez chwilę, widząc jej upór, szukał ojciec w swej głowie, osiwiałej w szkole życia, sposobów. Dziewczynę razi… że jej narzeczony nie jest tak czysty, tak biały, jak reszta ludzi. Wyczyścić chłopczyny "à la minute" niepodobna, takt pozostanie faktem, że kradł pieniądze. Lecz gdyby tak podsmolić nieco resztę ludzi, aby od nich nie odbijał tak bardzo – co?
Rzekł więc żonie:
– Nie ma co… trzeba zdjąć z oczu tej smarkuli zasłonę, pokazać jej życie…
Przybierając ton uroczysty, ojcowski, począł w obecności żony przekładać córce, że… złodziej… to nie jest znowu nic tak strasznego. Złodziei jest… więcej, jest dużo… nawet bardzo dużo.
– Ale nie wszyscy!… – rzuciła rozogniona. – Są wyjątki – odparł ojciec, prostując się z godnością.
– Skoro są wyjątki, dlaczego mój mąż nie ma być wyjątkiem?!…
– Bo są bardzo rzadkie. Nie żądaj zbyt wiele.
– Żeby były najrzadsze!… niech mój mąż będzie między najrzadszymi!
– Ale bo widzisz… może nawet i ci najrzadsi wydają się… nieraz… tylko pozornie… Natura ludzka… Czy ty myślisz, że Adaś pomimo tego nie może być jeszcze, nie jest już dzisiaj najuczciwszym człowiekiem?…
– O splamionej przeszłości!… Dziękuję!…
– Tralala: splamionej!… Poetyczne brednie! Życie nie jest pralnią. Owszem, to ono nas plami, a my się dopiero potem pierzemy… o! – poparł z naciskiem, zadowolony z tej złotej myśli. – Młody chłopak dostaje się w złe towarzystwa, napotyka pokusy… jakiś fałszywy podpis. jakiś zegarek… prask! palnął głupstwo – i potem dopiero: splamiony!… Nieprawda! Nieszczęście!… Traf!… To zupełnie tak, jakby ktoś, poślizgnąwszy się i upadłszy w błoto, musiał bezwarunkowo całe życie chodzić uwalany tem błotem, jakby nie wolno mu było umyć rąk… wyczyścić obuwia i sukien!…
Ale dziewczyna obstawała przy swojem.
– Tylu młodych ludzi u nas bywa!… Dlaczego o żadnym z nich nikt nic podobnego nie mówi?… Dlaczego oni są czyści?… Dlaczego tylko ten… za którego ja idę, ma być taki?…
– "Dlaczego, dlaczego… " Dlatego!… Jeszcze na nich nie przyszło! a jak przyjdzie… Zresztą kto ich tam wie. Co do mnie, ja wolę nawet takich, którzy już… spłacili grzesznej ludzkiej… Wolę, niż świętoszków, zcichapuków, blagierów!… niż tych wzorowych młodzieńców, co to niby bez zarzutu, a nikt za to ręczyć nie może, czem naprawdę byli, czem są i czem jeszcze będą?… Tacy to właśnie najgorsi!… Młodość ma swoje błędy!… Musi… tego… wyszumieć, wyburzyć się, inaczej nie byłaby… tego… młodością!… O!…
– Doprawdy!… ja uszom nie wierzę!… Z tego, co tatko mówi… to formalnie wypada, że Adam więcej wart od innych właśnie dlatego, że… że takie rzeczy robił?!…
– A tak!… żebyś sobie wiedziała, że więcej!… – wykrzyknął ojciec z pasya głosiciela niewzruszonych prawd, natrafiających na opozycyę. – Upadł, podniósł się i więcej pewnie nie upadnie, bo… bo już raz leżał. Ale nie trzeba go po raz drugi do upadku popychać przez fanatyczne… o!… potępianie tego… co było i… minęło. Tamto było jego winą – to byłoby naszą, a właściwie twoją!… Tak jest!… Bo to jakbyś mu powie – działa: "Nie możesz już być inny… tylko taki… całe życie taki!… jak w jednej… krótkiej… chwili.."
– To było kilkanaście razy.
– A więc jak w jednym, przelotnym okresie życia. I to ty, ktorą kocha!…. ty… która go kochasz!… ty go potępiasz tak okrutnie!… Dziecko!… ja cię zaklinam: nie gub człowieka!… Któż wie, coby Adaś… w pierwszej rozpaczy…
– Tatusiu!… niech tatuś takich rzeczy nie mówi!… Niech tatko w taki sposób na mnie nie wpływa!… Ja nie mogę!… Mnieby się ciągle zdawało, że się splamiłam… Ile razybym usłyszała: "kradzież"!… "złodziej"!… – krewby mnie oblewała, myślałabym zaraz: "twój mąż także kradł!… twój mąż także złodziej!… " Czyż jabym miała prawo wtenczas uważać kradzież za coś złego?… odwracać się od ludzi, którzy… Czyż jabym… zostawszy matką… Nie! nie!… to nad moje siły!…
– Ależ… córeczko! egzaltujesz się!…. Jesteś zdenerwowaną, aniołku, jak każda dziewczyna przed ślubem… Uspokój się, patrz trzeźwo, po ludzku… Te rzeczy się na głos potępia dla przykładu, ze względu na honor sztandaru etycznego, bo inaczej, to cóżby się działo!… Ale w prywatnych stosunkach należy baczyć na słowa: "Nie wińcie! albowiem nikt nie jest bez winy!… "
– Ja jestem bez winy! mama także jest bez winy! i tatuś jest bez winy!… I ja mam wprowadzać w dom nasz człowieka, który nie jest bez winy?!… Ja?!…
Zaczynał być wściekły. Już brała go ochota tupnąć nogą i zawołać: "Oślico jakaś! rób, jak ci każą, nie baw się z rodzicami w dysputy!… " – nagle przyszła mu myśl zbawcza, odetchnął i biorąc na bohaterstwo, rzekł z patosem:
– A gdyby i w naszej rodzinie nie wszyscy byli bez winy?
– W naszej?… – odparła z dreszczem. – Któż?…
– Gdyby byli?!… Gdybym… ja nie był bez winy?!…
Przerażona – rozśmiała się sztucznie.
– Tatuś żartuje umyślnie, żeby mnie… Lecz ojciec postanowił raz skończyć.
– Właśnie, że nie żartuję! A nie! Dowiedz sio, kiedyś chciała. Miałem podobne zdarzenie… jak Adaś, w jego wieku… Zapomniałem się tak samo… Czy i teraz jeszcze odrzucisz jego rękę?… Pamiętaj! że to będzie wyrok na twego własnego ojca… który ci dał życie!… który cię… który dla ciebie… i któremu powinnaś była zaufać, bo komuż więcej, niżeli rodzicom, na szczęściu dziecka…
Moment był tak znakomity do urwania nużącej rozmowy, że dzielne ojczysko spożytkowało go. Wyszedł – zostawiając dziewczynę zbladłą i zaniemiałą nad głębiami życia, które w jej wieku tak się jeszcze bezdennie wydają głębokie.
W drugim pokoju zaś szepnął żonie:
– Teraz już jestem o nią spokojny. Chwałaż ci Panie!… Gdyby się tak Adam obraził i cofnął, wtenczas i po dostawach!…. jego stary by sobie na pewne poszukał innego wspólnika!… Tylko słuchaj: jakby cię pytała, czy to prawda, nie przecz, ale mnie uniewinniaj. Za to po ślubie powiedz, żem skłamał przez poświęcenie i wyperswaduj jej to gruntownie, bo nużby zaczęła szperać i wyszperała… coś… z przeszłości. A ma do tego, jak widać, talent. Tegoby tylko brakowało!… Niechżeż człowiek, do dyabła, u siebie w domu przynajmniej ma prawo głowę do góry nosić!…PRZESTROGA.
"Kubuś! na wszystkie świętości zaklinam Cię… odmów!… Reżyserem?!… reżyserem teatru amatorskiego! i to jeszcze w Pypciowie!… Czy słyszał kto kiedy o równie okrutnym rodzaju samobójstwa?!… Ja nie zaprzeczam Twych zdolności scenicznych. W takim Franciszku Moorze z V aktu "Zbójców", w takim "Berku zapieczętowanym" jesteś istotnie niedościgły, a kreacyą hrabiego w "Łobzowianach" przeszedłeś sam siebie. Lecz cóż stąd?… Skoro Cię losy zagnały do Pypciowa… zachowaj się jak człowiek, poddany kwarantannie!… Zoryentuj się, dla Boga, gdzie jesteś! Wielki świat małych miasteczek, to najgorszy z półświatków: półświatek ducha. Ci burmistrze, notaryusze, proboszcze, komisarze, nauczyciele, kasyerzy prowincyonalni to istne menażerye małp… parodyujących człowieka, galerye ciasnych, nieokrzesanych i złośliwych megalomanów, których śmieszności i wady obłażą przybysza, jak robactwo kogoś, jadącego jednym wozem z niechlujami. Idyocieje i nikczemnieje się bez ratunku wśród tej tłuszczy, obcując z nią, na mocy potężnego prawa asymilacyi. Jedyną prezerwatywą: trzymać się zdala! – inaczej pożegnawszy w Tobie przed miesiącem niezłego chłopca, przy – witałbym może za lat kilka skończone bydlę. Wprawdzie i ja niegdyś uległem deputacyi kulfonów w czarnych anglezach, przychodzącej mnie uroczyście prosić w imieniu pypciowskiej śmietanki, bym "zechciał objąć reżyseryę…" etc. Zechciałem – chociażem wiedział: Ty nie wiesz, – posłuchaj. Przedewszystkiem trupa, wręczająca Ci najpokorniej jednę z najkomicznieszych buław na świecie, skoro ją tylko przyjmiesz, zmieni się w czeredę wrogów, ktorzy ze wszystkich sił przeszkadzać Ci będą w wykonaniu tego, o co Cię sami tak gorąco prosili. Dlaczego?… Bo są źli, głupi, nieokrzesani, bo muszą to udowodnić, bo taką, nie inną, jest psychologia małomiejskich andrusów. przepraszam… pypciowskiej złotej młodzieży. Kompletujesz personal: tłumy mężczyzn, ani jednej kobiety. Ci pierwsi pchają się nieproszeni, te drugie głuche są na prośby, chociaż się palą do grania, bo to okazya… Nakoniec przyrzekają każda z innym warunkiem: że będzie także grać przyjaciółka, że nie będzie grać rywalka, że próby będą wieczorami, bo ona popołudniu nie może, że próby będą popołudniu, bo ona wieczór nie może, że rola będzie z śpiewem, że w roli nie będzie całowania… itd. itd. Deszcz! – połowa kobiet na próbę nie przychodzi, dla bólu zębów, imieniny! – trzy czwarte mężczyzn chybia, urżnąwszy się. Służący nie napalił w sali – próba odłożona, nadymił – próby nie będzie. Damy co chwila tracą wiarę w siebie, aby cię zmusić do komplementów, mężczyźni zaś… Ach, ci drągale są po prostu do niczego!
Za okno bierze ochota ich powyrzucać! Ten ma krzywe nogi… ów, mówiąc, potrząsa kolanem, tamten ciągle oblizuje wargi, połyka zgłoski, na uwagę, aby lżej chodził, odcina się, że jest pierwszym w okolicy mazurzystą, nie uczą się ról, nie pamiętają wskazówek, hałasują podczas prób, a przepadają gdzieś jak kamień w wodzie właśnie wtenczas, kiedy ich na scenie potrzeba. Po za knajpą, kartami i domem publicznym nie istnieje nic dla tych junaków. Dekoracye pstre od dziur i plam, jak przeszłość wielkich ludzi, kurtyna nie chce iść w górę… gdy ją podciągać, a nie spada, kiedy się ją opuszcza, trzech suflerów ucieka z budki z powodu przeciągu, a czwartego sam wyrzucasz, bo się ustawicznie gapi na… buciki kobiet grających. Naraz jeden z amatorów zwraca rolę, dostawszy czyraka który nie pozwala mu usiąść – po nim jedna z kobiet czyni toż samo z powodu dyfteryi w domu… a druga na stanowcze życzenie narzeczonego; muzyka cofa przyrzeczenie, obstalowana na jakieś wesele, najzapaleńsi się zniechęcają, grozi fiasko!… Cudem doszedł spektakl do skutku. Publiczność już się schodzi, muzyka gra, za kulisami piekło! Gaszę tremę u dam… zapewniając każdą z osobna tym samym frazesem, że wygląda zachwycająco – wyrywam z rąk mężczyzn flachę, aby się nie popili do reszty, smaruję szminką gęby… przyklejam pęki kłaków pod nosami, łażę po drabinach, wiążę sznury, wbijam gwoździe, obtłukuję sobie palce, dziurawię surdut, kąpię się w własnym pocie, pomagając niezdarnej służbie, zastępując idyotę fryzyera… poganiając suflera, muzykę, grających, aby się cała ta buda z kart nie rozleciała przed czasem, albowiem w kolosalnem tem bzdurstwie… jakiem jest teatr amatorski, jedyną osobą, która musi je brać na seryo, jest reżyser, co czyni go figurą zarazem bardzo pożałowania godną i humorystyczną w wysokim stopniu. To też czując cały nieunikniony komizm swej gorliwości, chce sio jednak wytrwać do końca w celu wypróbowania, jak długo da się wytrzymać z taką hołotą. Ledwie dysząc po ostatniem spuszczeniu kurtyny, jak po przybiciu do portu, myślisz: nareszcie!… Dyabła tam! to dopiero połowa. Dotąd Ty ich, teraz oni poczynają obrabiać Ciebie. Zmarnowałeś ich talenta: amanci podają się za urodzonych komików, a komicy czują sio… co do jednego tragikami, Grający bez peruk nie mogą Ci darować zaordynowania komuś peruki, a za nalepienie komuś nosa z pewnością dostałeś łapówkę. "Czemu amatorzy tak krzyczą?" skarży się połowa publiczności: – "ależ amatorów nic nie słychać!" – mówi druga. Burmistrz wściekły, sprzedano mu krzesło obok krupiarza, proboszcz i aptekarzowa pienią się, posadzono ich razem. Jakże można było dać rolę pannie X., która jest dzieckiem przedślubnem. Jakże można wpuszczać na scenę p. Y., którego ojciec cierpi notorycznie na chorobo sekretną. Nauczyciel zarzuca, że nie umiecie grać chłopów, dependent od adwokata, posiadacz jedynej w świecie przedziałki we włosach (przedziałka stangreta od hrabi do tej się nie umyła), że nie umiecie grać ról salonowych… A mamy!
mamy!… "Proszę pana! Dlaczego ogień bengalski… którym miała być oświecona moja Zosia, tak krótko się palił?… "Przy fotelu, którego wam pożyczyłam, brakuje jeden gwoździk!…" "Dlaczegoście tak późno spuścili kurtynę ? !… Zostawiać Manię tak długo na scenie po ciemku, sam na sam z młodym człowiekiem!…" "Proszę pana! ławeczka powinna była być do ziemi przymocowana!… Kiedy Fela się na nią rzuciła, przechyliła się pod nią w tył i…" (i panienka, zadarłszy w górę nózie, pokazała suflerowi, orkiestrze i trzem pierwszym rzędom wszystkie tajniki swej skrytej toalety w silnem oświetleniu kinkietów). "Wandzia otwiera drzwi w tylnem płótnie, a tam strażak całuje w najlepsze sługę od aptekarzów w oczach całej publiczności!… Cud, że Wandzia nie zemdlała!" Moja wina! moja wina!!…, nie godzien jestem być reżyserem!!… i złożyłem urząd skwapliwie. Ba! – w mig zmiana frontu. Rozżarci krytycy przemieniają się w chwalców natchnionych, a ja z zupełnego niedołęgi w wytrawnego i niestrudzonego mistrza. Oprócz ustnych objawów uznania otrzymuję stertę listów i trzy urzędowe akty dziękczynno – pochwalne na arkuszach: od wiceprezesa – od prezesa – i od całego grona amatorów. Boże, pełen litości!… Na rozpacz jednak było za wcześnie. W trupie mej były dwie gwiazdy: żona kupca, dorobkiewiczanka… z ambicyą okazania "wielkiemu światu", do którego weszła, że mu we wszystkiem równą – i córka młynarza, mały, czupurny projekcik na jędzę, urodzona aktoreczka. Jako zabiegliwy reżyser nie szczędziłem im rozumie się pochwał. Ale w Pypciowie więcej nie trzeba. Gruchnęło, że się biorę do młynarzówny i że szturmuję kupcową. Ja! który, paląc im komplementa, suszyłem głowę: skąd wziąć dywanu? kto pożyczy stojącego lustra? jak "udać"" wicher za sceną?… dla którego one na równi z dywanem, lustrem i wichrem za sceną były jedynie częściami składowemi preparowanej dla Pypciowa biesiady artystycznej!… I cóż?… Młynarz, nieufający cieniom kulis. wysłał córkę do babci, a kupiec, dzieląc nieufność młynarza, wpędził żonę z całą forsą w. dziewięciomiesięczny urlop, chociaż dopiero przed kwartałem rodziła. Obie stracone dla "sztuki!"… Co ma począć wódz, któremu zagwożdżono dwa najlepsze działa?!… Odprawiłem więc z niczem nową deputacyę czarno odzianych kulfonów, tłómacząc się brakami personalu, tembardziej, że na jednej z prób scena pod hołupcami pierwszego mazurzysty zawaliła się i mój najlepszy amant (ten potrząsający kolanem), padając, przetrącił sobie chrząstkę w nosie".POMNIK.
Pewnego razu Antoni Widłacki… burmistrz miasteczka Groble, dłubiąc w nosie z spokojem sytego grosza i honorów małomieszczanina w swem oknie, uderzony został napisem: "Ulica Kościuszki" na przeciwległym rogu… chociaż ten napis istniał od lat dwudziestu kilku.
Ulica "Kościuszki!"…
Dlaczego:: Kościuszki?". Dlaczego nie: "Widlackiego?"… ha?!…
Nazwano ją tak przed laty na własny jego wniosek. Lecz wówczas świeżo upieczony rajczyk dobijał się dopiero karyery hałasem patryotycznych wniosków. Dziś…
Ach! dziś był Antoni Widłacki u szczytu! Miał domy… parcele, grunta, kapitały, był prezesem i wydziałowym, gdzie tylko były wydziały i prezesowskie krzesła, był głową rady gminnej, na balach rozpoczynał poloneza, na ucztach zasiadał pierwsze miejsce, pierwszy maczał podczas sumy palce w podanem kropidle, z prawej strony prowadził na procesyach pod pachę celebranta, wbijał pierwsze gwoździe w sztandary i pierwszy uderzał kielnią w kamienie węgielne, a na licytacyach posiadał pierwszy głos. bo pierwszy numer hypotek należał do niego. Co tylko w życiu da sin osiągnąć przez lizusostwo i bogaty ożenek na wstępie, a przez kupna, sprzedaże, facyendy… ugody, wyroki, tajne intrygi i jawne komedye – później, wszystko to Antoni Widłacki dziś… w sześćdziesiątym roku życia, posiadał, od krociowego majątku i głębokich ukłonów większości Groblan począwszy – aż do przydomku "starego hycla", którym go chrzczono za plecyma jednogłośnie. Był w pełnem słowa znaczeniu potentatem.
Więc dlaczego: "ulica Kościuszki?" – nie: "Widłackiego?"… Tak jest, dlaczego?… Czem jest Kościuszko dla Grobel?… Niczem. Pustem imieniem. Marą.
Więc skąd?… Miasto posiada imiona własnych swoich synów, godne przekazania potomnym. Czyżby to np. źle brzmiało:
"Ulica Widłackiego?"
Czyby nie było właściwsze?…. Jestże w Groblach znaczniejsza osoba, głośniejsze imię od tego? Uważają go wprawdzie za szuję, nikt na nim nie zostawi suchej nitki, ale biją pokłony. To wystarcza. Myśl, co chcesz, byłeś się korzył. Niechajby gęby ujadały jak chciały, byle im zgóry urągał dniem i nocą napis:
"Ulica Widłackiego".
Napis, który nietylko utrwala i gloryą otacza imię… który mu daje nieśmiertelność, bo wtłacza je na wieki w usta.., Skąd idziesz? – Z Widłackiego. – Dokąd pani? – Na Widłackiego. –
Którędy najbliżej? – Przez Widłackiego" itd. bez końca. Najtańszy, najpraktyczniejszy, najwspanialszy z pomników!…
Ale cóż, najpiękniejszą ulicę sprzątnął mu z przed nosa, i to za jego własną protekcyą, Kościuszko. Był zły na siebie, jak gdyby wrogowi pomógł zająć posadę, któraby się jemu samemu przydać mogła bardzo. Począł gorączkowo szukać innej odpowiedniej ulicy. Ale że Groble, budowane przez partaczy, bez planu, składały się, wyjąwszy główną linię ruchu, z samych ciasnych i brzydkich zaułków, wygłosił więc na najbliższem posiedzeniu rady łzawe biadanie nad opłakanym wyglądem miasteczka i zaprojektował wybór komisyi, któraby na przyszłość czuwała nad czystością ulic i fizyognomią budynków.
Zaspane łyki, którym było dobrze w brudzie i śmieciach rodzinnego gniazda, jak prosięciu w kałuży, wytrzeszczały oczy, zdumione estetycznym wnioskiem; chytrzejsi myśleli:
– Ciekawo rzecz, co za nowom śtuke stary łoter wykręca?
Tymczasem Widłacki, szukający daremnie pięknego miejsca, zabłądził raz na najbrzydsze. Była to tak zwana "Pchla górka", zbiorowy śmietnik miasteczka nad rzeką, gdzie służba wynosiła popiół, rupiecie, a dziatwa i starsi udawali się zmrokiem w celach sekretnych. Było tu tak brudno, dziurawo i śmierdząco, że miał co żywo zawrócić, gdy nagle błysnęło mu w mózgu:
– Kie!… Kie Widłackiego!
(Dependent od miejscowego notaryusza, który spędził trzy dni w Wiedniu, a tydzień w Paryżu za posagowe pieniądze żony… nie mógł się Groblanom nachwalić piękności tamtejszych quai).
Wyrównać… przeorać… nasadzić drzew. nastawiać ławek… wbić z dwu stron dwa słupy z latarniami, dwa z nazwiskiem ulicy i dwa z zakazem zanieczyszczania, i quai gotowe – wspaniałe quai z rzeką z jednej, z miastem z drugiej strony, w środku aleja
Z pośpiechem człowieka, czującego sześć krzyżyków na grzbiecie, wziął się do pracy. Tak długo rozgrzebywał na posiedzeniach rady śmiecie "Pchlej górki", tyle listów różnymi charakterami wysłał do radców z utyskiwaniem na fetor. brudy i niemoralne sceny z nadbrzeża, aż mu w końcu oddano do rozporządzenia dla świętego spokoju ten ugór śmierdzący.
Dzięki trudom aresztantów miejskich, nie mających teraz ani chwili spokoju, i ich łopatom, "Pchla górka" szybko zmienia swą postać! Znikają doły… śmiecie i ekskrementa, a zarysowuje się wspaniała, szeroka na pięć, a długa na sto kroków aleja, po której potomność przechadzać się będzie, dumając całemi godzinami nad wielkością twórcy monumentalnego dzieła. Widłacki, mały jak palec, suchy jak trzaska, staruszek, przemógł nawet swe sławne sknerstwo i dodał do swego dziennego wiktu jedno jajko, byle módz od rana do wieczora stać nad karkiem opieszalcom, byle jak najprędzej ujrzeć na słupie tablicę ze słowami:
"….."Widłackiego".
Jednocześnie kogo dojrzy, wola… wabi, chwyta za guzik i poucza szeroko o doniosłości tworzenia nowych arteryj komunikacyjnych, rozszerzania zamieszkałych terenów i sławie, jaką zagranica nagradza inicyatorów dzieł takich, w hołd zasłudze nazywając ich imionami gmachy, ulice, cyrkuły!…
– Co tylko było w mojej mocy – mówi serdecznie, skromnie – zrobiłem… Sam pilnuję. Kupiłem sto drzewek. Sprawiłem ławki. W tych dniach będą się lakierować… Drutem trawniki otoczę… Chcę wam zostawić pamiątkę, bo mnie już niedługo wśród was. Już ja cienia tych drzewin nie zobaczę… Ha! nietylko dla siebie, trzeba i dla drugich…
I oto wyrazy: "doniosłość", "zasługa", "pamiątka", wtłaczane ciągle w mózgi, zostają w nich; powtarzane są przez jednych z głupoty, przez drugich z interesu, przez innych z szyderstwa – ale są powtarzane.
– Powinna się nazywać "ulica Widłackiego" – powiada raz ktoś dla dokuczenia wrogowi burmistrza: i znowu myśl idzie dalej, wysołych śmieszy, zawistnych irytuje, głupich podbija bez oporu – a słupy z napisem i uroczysty festyn poświęcenia "quai" już się przygotowuje za sprawą rodziny, przyjaciół i bardziej zaszarganych dłużników Widłackiego… który myśli:
– Ci, co wiedzą o szwindlach, powymierają, a słupek z tablicą zostanie!…
… A słupek z tablicą zostanie.KANAPA.
… Reporter Orła Niuchalski, skarżący się często przed przyjaciółmi na swoją "przeklętą gębę" z takim uśmiechem pół-dumy, pół-frasunku, jak gdyby chciał właściwie powiedzieć: "ta prawdomówna! nieustraszona!… ta genialna gęba!… ten bicz boży na ułomności ludzkie!… – powiedział był niedawno do kogoś o szefie-redaktorze (głowie laurowej!… którą grono bliższych widywało z największą pewnością w nimbie, ile razy sobie zalali pałki) – że:
– Cierpi na odgniotki hiperkrytycyzmu po każdem przejedzeniu…
Obserwacya spodobała się bardzo co gorętszym wielbicielom głowy w nimbie i hiperkrytycznych nagniotków i poszła w kurs, ale Ńiuchalskim od tej chwili trzęsła febra.
Jak naprawie złe?… Jak zażegnać gniew szefa, skoro się dowie?…