- W empik go
Letnia historia i inne - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
11 czerwca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Letnia historia i inne - ebook
Książka ta to proza literacka. Jest to zbiór pięciu ciekawych historii. Każda z nich ma inny charakter. Autorka przeplata swobodnie romans, kryminał i banalne życie. Na pewno porwą Cię te historie.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8351-302-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Letnia historia
Iwona wybrała się z Dorotą do sklepu z meblami używanymi. Dorota bez trudu namówiła ją na wyjście z domu do sklepu. Kobiecie bowiem bardzo zależało na uzupełnieniu pustej wnęki meblem, który pasowałby do pomieszczenia. Chciała czymś fajnym wypełnić w salonie pustkę. Przypadkowo koleżanka natknęła się na śliczną rzecz. Iwona szukała dębowej szafy, ale ciężko jej było dopasować cokolwiek do mebli w salonie z aneksem kuchennym. Sklepy meblowe z nowymi rzeczami nie miały aktualnie w ofercie nic ciekawego. Na ratunek przyszła Dorota z informacją, że jakiś mebelek jest, ale używany. To, że był używany, dla Iwony nie miało żadnego znaczenia. Najważniejsze było to, aby pasował i oby tylko nie okazał się zwykłym rupieciem. Tym zamartwiła się po drodze. Myślała, że to kolejna wyprawa za niczym. Kiedy otworzyła drzwi sklepu i weszła do środka, zrobiła głęboki wdech i wydech. Od progu zaskoczył ją panujący porządek i ilość starych, lecz w bardzo dobrym stanie mebli. Nie brakowało i tych po renowacji lub z oznaczeniem do remontu. Przyznać trzeba było, że osoba zajmująca się odnową znała się bardzo dobrze na rzeczy i wychodziły świeże zapierające dech w piersi cudeńka. Sklep był wypełniony po brzegi. Już na wejściu spodobał się jej zegar stojący, ale oprzytomniała w pewnej chwili, że nie po zegar przyszła i zresztą nie miałaby go gdzie postawić. Zegar w drewnianym pudle przypominał jej dom dziadków. W podobnym pudełku o takim samym kolorze jej dziadek miał mandolinę. Przyglądając się zegarowi, wróciły wspomnienia, jak dziadek Józef pięknie grał na instrumencie.
— Chodź! — wrzasnęła niemal Dorota. Iwona obudzona z zamyślenia przez szturchnięcie koleżanki podążyła za nią w głąb sklepu. Stanęły obie przed pokaźnym meblem, jakim była szafa, o której wcześniej rozmawiały.
— Jaka cudowna.
— A nie mówiłam! — odparła Dorota.
— Masz gust. Pewnie, że będzie pasowała, tylko muszę zapytać o jej wymiary-powiedziała podekscytowana Iwona.
Czekały chwilę na przyjście obsługi, ale ten moment długo nie następował.
— Poczekaj tutaj. Pójdę do lady i wcisnę dzwonek- oświadczyła Dorota.
Sklep był bardzo wielki. Zajmował parter, piwnicę i piętro. Miało się wrażenie, że zajmuje minimalnie pięćset metrów. W tak dużym sklepie było w czym przebierać. Dorota stanęła przy ladzie, a Iwonie właśnie w oko wpadł fotel stojący pięć metrów dalej od szafy. Zastanawiała się, czy jest wygodny. Chciała na nim usiąść, ale podchodząc bliżej, zauważyła kartkę na siedzisku z napisem „nie siadać”. Podeszła więc do okna, które było w pobliżu fotela i oparła się o parapet. W tej samej chwili Dorota wcisnęła trzykrotnie dzwonek. Sygnał jego rozległ się po całym sklepie. Miało się wrażenie, że głośniki zaczepione są gęsto. Może i tak było, ale Iwona rozglądając się po ścianach, nie zauważyła w pobliżu żadnego. W kierunku Doroty wchodził po schodach z piwnicy wysoki mężczyzna. Brunet stanął za ladą i zapytał: — W czym mogę pomóc?
— Jesteśmy: ja i koleżanka zainteresowane szafą w tamtym miejscu- odpowiedziała i wskazała ręką miejsce.
— W skrzydle A, tak? Proszę mi pokazać, który to mebel panią interesuje? Chodźmy!
Mężczyzna wyszedł zza lady i poszedł za Dorotą. Kobieta zatrzymała się przed szafą i spojrzała na znudzoną przy oknie koleżankę.
— No wreszcie. Ile można czekać? — odezwała się ironicznie Iwona.
Zaraz za Dorotą zauważyła mężczyznę i na jego widok nieco się ożywiła.
Mężczyzna zapytał:
— To ten mebel Panie interesuje?
— Tak — odpowiedziały niemal chórem.
— W sam raz nada się do państwa sypialni lub salonu- odezwał się uprzejmym głosem brunet.
— Sypialni? Co to? … My tylko koleżanki- zaburczała zadąsana Iwona.
— Przepraszam, na pewno będzie pasował do mieszkania- poprawił się szybko. Mężczyzna nie miał złych intencji, a przypadkowo i bez namysłu rzucił to niepotrzebne zdanie. Teraz wiedział, że musi uważać, na to, co mówi. Spodobał się Iwonie i mebel, i sprzedawca. Zainteresowana szafą zapytała:
— Jakie ma ona wymiary? Potrzebuję coś na szerokość maksymalnie sto pięćdziesiąt centymetrów. Z kieszeni spodni mężczyzna wyjął rozkładaną metrówkę i robił dokładne pomiary.
— Szafa ma metr trzydzieści pięć szerokości, proszę Pani- odpowiedział mężczyzna, Iwonie się przyglądając. Początkowo wzrok jego utkwił na jej zgrabnych długich nogach. Iwona założyła jasnoniebieską dżinsową spódnicę, białe sandałki skórzane na obcasie i koloru białego prześwitującą bluzkę z rękawkiem trzy czwarte. Pod bluzką odbijał się jej biały koronkowy stanik. Kobieta była średniego wzrostu. Włosy długie, rozpuszczone sięgały jej do ramion. Mieniły się one gęstymi pasemkami blond. Kiedy wzrok jego zatrzymał się na jej dekolcie, z zamyślenia obudziła go Dorota.
— To, co bierzemy? Będzie pasowała ci do wnęki- powiedziała głośno Dorota do Iwony.
— Tak. Nawet zostanie trochę miejsca i się zastanawiam, co bym tam jeszcze postawiła.
— Trafi bardziej na środek i nic nie będziesz musiała więcej wstawiać.
— Tak uważasz?
— To kiedy możliwy będzie transport? — zwróciła się Iwona do sprzedawcy.
— Ze względu na niedużą obsługę, meble dostarczamy tylko w sobotę, proszę Pani. Transport mamy własny i zapewniam, że rzeczy są starannie przewożone.
— To zatem do soboty- skwitowała Iwona, ruszając w kierunku lady, aby rozliczyć się w kasie za nabyty przedmiot.
Mężczyzna przyjął zapłatę, a później poinformował, patrząc w kalendarz:
— Dostawa będzie o godzinie dziewiątej.
— Czy rozładujecie i wniesiecie, czy muszę kogoś wynająć?
— Ja i kierowca wniesiemy. — Pan?
— Tak.
— To zatem do soboty- odezwała się, podając kartkę z zapisanym adresem i numerem telefonu.
Dorota zauważyła zainteresowanie mężczyzny Iwoną, dlatego nie podjęła już żadnej rozmowy z kimkolwiek. Jakiś czas temu chciała pokazać jej, to co ewentualnie by pasowało na pustą przestrzeń przy szafie, ale widząc, jak sprzedawca mierzył koleżankę wzrokiem, rozmyśliła się. Była trochę zazdrosna i zawiedziona tym, że mężczyzna ją ignorował, a koleżankę wręcz pożerał wzrokiem. Nie wyglądało to na zwykłą obsługę, a raczej na chęć wzajemnego poznania.
— Wychodzimy! — powiedziała prędko Dorota, pierwsza, zwracając się w kierunku drzwi. Mężczyzna za lady stał i patrzył za Iwoną. Wpatrzony w drzwi wejściowe lokalu zamyślił się i nie odrywał swojego wzroku od nich. Dopiero jego ojciec swoją rozmową oderwał go. Starszy Pan całej trójce przyglądał się, stojąc z boku. Dopiero gdy klientki wyszły z lokalu, ruszył naprzód.
— Co to za jedna? — zapytał Piotra i podszedł bliżej.
— Nowa klientka.
— Co kupiła?
— Szafę.
— O, to świetnie!
Przyszła sobota, godzina dziewiąta. Iwona czekała na nowy mebel. Założyła opięte, dobrze kryjące spodenki i krótką bluzkę. W takim stroju zawsze chodziła swobodnie po mieszkaniu. Był upał i nie zamierzała przebierać się w długie spodnie i zakładać coś na wierzch na bluzkę. Mieszkała na samej górze, a od blaszanego dachu mimo pootwieranych wszędzie okien w domu panował i tak nie do wytrzymania straszny zaduch. Gdyby nie czekanie na odbiór szafy, wybrałaby się już nad jezioro i tam siedziała z Dorotą do popołudnia. Była przekonana, że koleżanka wybrała się tam sama. Ona wyszła przed blok i czekała na dostawę. Nie mogła znieść duchoty panującej w mieszkaniu. Słońce dopiero przestawało zaglądać w jej okna o godzinie dwunastej, a do tego czasu miała w mieszkaniu ukrop nie do zniesienia. Odebrała informację SMS, że dostawa będzie za pięć minut. Siedziała i czekała cierpliwie na transport. Samochód podjechał pod klatkę. Wstała z ławki i ruszyła do auta. Znany jej mężczyzna siedzący po stronie pasażera otworzył drzwi i wysiadł.
— Dzień dobry- przywitał się z nią Piotr.
— Które to piętro? — zapytał po chwili, znikając z kierowcą na pace.
— Niestety sama góra.
— Pani prowadzi.
Panowie szli za kobietą, skupieni na ciężarze, jaki wnoszą. Dopiero na półpiętrze niosący z przodu szafę Piotr skupił się na jędrnych pośladkach przed sobą. Na drugim piętrze zrobiło mu się gorąco i niedobrze.
— Może wody? — odezwała się Iwona, podając wodę mineralną.
— O tak, dziękuję- odpowiedział mężczyzna. Piotr wypił całą zawartość, nie zwracając uwagi na kolegę.
Mężczyźni chwycili ponownie za mebel i wnieśli go bez problemu już na trzecie piętro. Piotr przestał obserwować Iwonę, bo w drodze na ostatnie piętro o mały włos nie upuścił szafy. Kiedy mebel mu się wyślizgnął z rąk, znacznie zniżył się, aby nie dopuścić do jego wypuszczenia. Udało mu się mebel przytrzymać mocno i mężczyźni wnosili go dalej. Przy zniżeniu zobaczył jej falującą pierś pod falbaną bluzki i jeszcze bardziej się zaczerwienił. Kolega proponował mu zamianę miejsc, ale on zaprotestował.
Szafa została wniesiona i postawiona we wskazane miejsce. Kierowca poprosił o wodę. Iwona wyciągnęła butelkę z lodówki i mu ją podała. Mężczyzna zniknął za drzwiami, a kobieta zamknęła za nim drzwi. Kiedy Piotr szykował się do wyjścia, powiedziała:
— O, przepraszam. Myślałam, że Pan wcześniej wyszedł.
— Czy mogę skorzystać z toalety?
— Proszę bardzo, jest tam.
Długo nie wychodził z łazienki. Iwona przypomniała sobie, że nie sprzątnęła rzeczy leżących na pralce. Zapewne uznał ją za bałaganiarę. Poza tym na sznurku w łazience wisiały i schły jej koronkowe majtki, staniki i ręczniki. Zrobiło się jej duszno, a nie mogąc doczekać się wyjścia gościa z łazienki, zmieniła bluzkę w salonie. W końcu mężczyzna wyszedł. Widząc ją, jeszcze bardziej poczerwieniał.
— Jak Pan myśli, co by tu jeszcze pasowało? — wskazała mu wnękę, poprawiając na sobie świeżą koszulkę.
— Nie wiem, ale mogę sprawdzić i dam Pani znać.
Kiedy ustała bliżej niego i otwierała zamek drzwi wejściowych, zapytała:
— To kiedy mogę liczyć na telefon od Pana?
— Słucham?
— Kiedy Pan zadzwoni? — powtórzyła pytanie.
Mężczyzna się speszył, a po pewnym czasie odpowiedział:
— Najszybciej jak to możliwe.
Piotr przechodził przez próg, kiedy kobieta odruchowo i niewytłumaczalnie chwyciła go za rękę i zapytała:
— Ma Pan mój numer?
Mężczyzna cofnął się z klatki schodowej i z powrotem znalazł się w jej mieszkaniu.
— Zaraz to sprawdzę.
A po chwili powiedział, patrząc jej prosto w oczy:
— Tak mam.
Ona też spojrzał w jego oczy. Mężczyzna przybliżył się i ją pocałował. Kobieta zamknęła drzwi i obydwoje zatracili się w pocałunkach.
Za oknem słychać było klakson samochodu, co raz to włączany przez niecierpliwego kierowcę. Para na te okropne piskliwe dźwięki nie zwracała uwagi. Po kwadransie zadowolony ze spotkania Piotr opuścił jej mieszkanie. Po amorach kobieta położyła się wygodnie na swoim łóżku, rozmarzyła i długo nie wstawała. Była szczęśliwa, że dzisiaj spotkała się z Piotrem. Po jakimś czasie zastanawiała się chwilę, czy iść do biura, czy szykować się na plażę, na której o tej godzinie w każdą sobotę była Dorota.
Iwona po studiach zajęła się finansami, otworzyła swoje biuro księgowe. Zatrudniała pięć osób, teraz drugi tydzień pracowała z domu zdalnie. Zamierzała wrócić jak najszybciej do biura, bo nie mogła wytrzymać zaduchu w domu. Upały miały skończyć się dopiero w przyszłym tygodniu. Nawet myślała nowe mieszkanie jak najszybciej wynająć i przeprowadzić się do domu po rodzicach.
Chciała zadzwonić do biura i poinformować, że dzisiaj przyjdzie z wizytą, kiedy wyprzedził ją telefon od Doroty.
— Cześć. Co u Ciebie? — odezwała się koleżanka.
— W porządku, mebelek już przywieźli i bardzo tutaj pasuje. A co u Ciebie?
— Zaraz i mi przywiozą stojak na parasole.
— Stojak, jaki stojak? Nie jesteś na plaży?
— Nie, nie jestem. Wtedy, co byłyśmy w sklepie, spodobało mi się coś, wróciłam po to kolejnego dnia.
— Ale mówiłaś, że będziesz na plaży.
— Tak, przyjadę zaraz, jak odbiorę stojak. Wiesz co, spotkajmy się tam za godzinę.
— Dobrze.
Iwona zaczęła przygotowywać się do wyjścia. Założyła strój kąpielowy pod różową sukienkę, do torby spakowała ręcznik, wodę i niezbędne przybory, nie zabrakło również książki. Szła powoli, delektując się ciężkim upalnym powietrzem. Na głowie miała duży słomiany kapelusz, na nosie założone przeciwsłoneczne duże okulary. Weszła na plażę, rozejrzała się i nie widząc nikogo znajomego, rozłożyła ręcznik na piasku. Kiedy leżąc na brzuchu, przeczytała rozdział książki „Senna cisza”, usłyszała znajomy głos.
— Cześć Iwonko! — przywitała się Dorota.
— Cześć! — odpowiedziała, wstając z ręcznika.
Ze zdziwieniem spojrzała na towarzyszącego Dorocie mężczyznę.
— Poznajcie się, to Iwona, to Piotr- przedstawiła Dorota ich sobie.
Iwona nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Przed nią stał Piotr ze sklepu meblowego, który dostarczył jej towar i…
— Nie ma Pan pracy? — zapytała zdziwiona Iwona.
— Nie już skończyłem, dla Doroty odwiozłem ostatnią rzecz.
Mężczyzna rozebrał się i zaraz pędem wskoczył do wody.
— Co?. Zatkało Cię kakao? — zapytała Dorota.
— Dawno go znasz?
— Cztery dni.
— Tylko znasz?
— Nie. To coś więcej.
— To znaczy? — dociekała Iwona.
— Kochamy się. Byliśmy razem wczoraj i przedwczoraj, ale gdzie nie powiem, to moja tajemnica. — A dzisiaj, co planujecie?
— Zaproszę go do siebie.
— I jak z nim jest?
— A ja wiem, normalnie, facet jak facet.
Iwona upewniwszy się, że nie była jedyną jego kobietą w tym tygodniu posmutniała. Nie chciała już nic więcej wiedzieć. Koleżanka wystarczająco ją zapewniła, że z mężczyzną spotyka się regularnie. Iwona zaczynała wątpić, czy w soboty koleżanka będzie jedyną, bo może mężczyzna zbliżał się do każdej klientki. Tego nie mogła wykluczyć, dobrze go nie znając.
Piotr wyszedł z wody.
— Ciepła, przyjemna woda- poinformował.
— To idę ja. Idziesz? — zapytała Iwonę.
— Nie, może później.
Kiedy Dorota zniknęła w jeziorze, po chwili milczenia Piotr zadał pytanie:
— Mówiłaś jej o nas?
— Nie, a powinnam?
— Nie wiem.
— To ja mam wiedzieć? I co mam jej powiedzieć?
— Spotykamy się od środy- potwierdził Piotr swoją wypowiedzią wersję koleżanki.
— I co?
— Mogę przestać.
— chcesz złamać jej serce?
— Nie, ale co jeśli spotkałem kobietę, z którą chciałbym być, a nie jest to twoja znajoma?
— O przepraszam, chyba nasza znajoma.
— Nasza znajoma- poprawił się mężczyzna.
Z wody przybiegła Dorota. Podekscytowana złapała Iwonę za rękę i szarpnęła w kierunku wody.
— Chodź, bo będziesz żałować!
Iwona poddała się i poszła za nią do wody.
Kobieta przepłynęła nieduży dystans i wróciła na brzeg. Zauważyła, że Piotr robił jej zdjęcia swoim telefonem i uważnie jej się przyglądał. Dorota jeszcze pływała w wodzie. Piotr, mając Iwonę w pobliżu, odłożył swój telefon.
— Co tam? Gdzieś się spieszysz? Ktoś dzwonił? — zapytała Iwona.
— Nie. Patrzyłem tylko, która godzina- odpowiedział.
Kobieta wytarła się i zaraz usiadła. Za chwilę z wody wyszła Dorota.
— To, co wracamy?
— No chyba. Nie ma co tu dłużej siedzieć- odpowiedział Piotr.
— Chodź! Ciebie podwiozę.
— Przecież ja mam stąd niedaleko, nie to, co Ty. Jedźcie sami. Ja przejdę się pieszo.
— To jak chcesz. Spotkamy się jutro. Będziemy w kontakcie- powiedziała koleżanka Dorota i pocałowała ją w policzek. Iwona ruszyła pieszo w drogę powrotną. Dorota właśnie wsiadła za kierownicę swojego opla, a Piotr usiadł przy niej z przodu obok. Na ten widok zazdrościła koleżance miłego wieczoru, który przed nią się kreślił. Wiedziała, że więcej nie spotka się z Piotrem. Postanowiła, że już więcej się to nie powtórzy, nie z chłopakiem przyjaciółki. Przestała myśleć już o nich i skupiła się na tym, co będzie robiła resztę dnia. Patrzyła za odjeżdżającym samochodem Doroty, punktowo zanikającym na prostej drodze wśród drzew. Nagle ogarnął ją niepokój.
***
— Gdzie jedziemy? — zapytał Piotr.
— Do mnie- oznajmiła Dorota.
— Nie, Nie chcę. Zatrzymaj się, chcę wysiąść!
— O co Ci chodzi?
— Wiem już, czego chcę. Nie chcę jechać na pewno do Ciebie!
— Co? Zrywasz ze mną?! Ty draniu!
Zdenerwowana kobieta zaczęła okładać mężczyznę prawą ręką.
W pewnym momencie z nerwów straciła kontrolę nad swoim autem. Mężczyzna siedzący obok próbował ją uspokoić i złapał za kierownicę, ale zrobił to jednak późno, zbyt późno. Auto uderzyło z dużą prędkością w słup, zjechało z drogi, dachowało i walnęło o drzewo. Kierowca i jego pasażer na miejscu zginęli.
***
Patrząc za oddalającym się punktowo samochodem, w pewnym momencie Iwona usłyszała krzyk. W pierwszej chwili pomyślała: -Co Ty do cholery kobieto wyprawiasz?. Wydawało jej się, że kierowca i pasażer głośno się ze sobą kłócą. Spojrzała przed siebie na auto, które znacznie przyśpieszyło i zjechało z pasa drogi. Przerażona zatrzymała się i śledziła ruchy auta dalej. Rozpędzony pojazd walnął w przeszkodę, dachował i wpadł na drzewo. Uświadomiła sobie, że żaden więcej pojazd nie jechał, że kierowcą nieszczęsnego auta była Dorota.
Na ten przerażający widok Iwona się rozpłakała i wezwała służby ratownicze. Ruszyła biegiem przed siebie. Podbiegła do auta i zobaczyła zakrwawioną koleżankę. Nie wyczuła jej pulsu i zawyła: -Mój Boże!. Podbiegła z drugiej strony, ale i u Piotra nie wyczuła pulsu. Ratownicy, którzy przyjechali na miejsce wypadku, potwierdzili jej obawy. Oboje podróżujący rozbitkowie na drzewie byli martwi. Ciała ich sprzątnięto, a samochód trafił na lawetę. Zrobiło się pusto w miejscu wypadku. Tylko odłamki szkła i plastiku leżały gdzieniegdzie. Iwona straciła poczucie czasu. Krążyła i siadała w pobliżu tragicznego miejsca. Jej życie bez dwójki przyjaciół straciło na chwilę sens. Obudzona mrokiem ulicy, spojrzała na swój zegarek. Wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą. Pospieszyła do swojego mieszkania ze strachem i łzami w oczach. Bała się ciemnej, nieprzyjemnej okolicy, wśród gęsto porosłych krzewów i drzew. W końcu weszła do swojego mieszkania i dopiero odczuła głód. Uświadomiła sobie, że jadła dzisiaj samo śniadanie. Zrobiła sobie herbatę i kanapki. Po kolacji wykąpała się i położyła do łóżka. Długo nie mogła zasnąć, a kiedy już zapadała w sen, obudziło ją dziwne skrzypienie drzwi. — Co do cholery się dzieje? — jęknęła Iwona. Wstała sprawdzić, ale nic podejrzanego nie zauważyła i wróciła do łóżka. Znów spróbowała zasnąć i znów skrzypienie nie dało jej usnąć. Wstała zdenerwowana i zapaliła wszędzie światła. W przedpokoju zauważyła kałużę. Nie przypominała sobie, żeby coś rozlała. Chciała sięgnąć po miotłę w łazience, kiedy to dostrzegła otwarte w nowym mebelku drzwi. Otworzyła je szeroko i zobaczyła małego kotka. Zdała sobie sprawę, że przyniosła go do domu w swojej plażowej torbie, która leżała obok niego. Chwyciła maleństwo na ręce.
— Chodź malutki, od dzisiaj będziesz nazywał się Piotr- powiedziała go tuląc.
Położyła kotka na kocyku i zasnęła wreszcie po wyczerpującym ją dniu. Wstała o piątej nad ranem. Przechodząc przez salon, zauważyła w dalszym ciągu pustą w nim wnękę. — Jak dobrze, że skończył się ten koszmar. Oby był dobry dzień- głęboko westchnęła…Trup w pociągu
Taryfa, którą Dominika jechała na stację kolejową, miała opóźnienie ze względu na wypadek, jaki miał miejsce na drodze. Objazd i przejazd nie był możliwy. Samochód wlókł się pięć kilometrów do celu. Kobieta momentami chciała wysiąść i biec przed siebie, ale wiedziała, że z bagażem nie będzie to takie łatwe. Próbowała zachować spokój i jechała cierpliwie dalej. Kierujący głośno przeklinał, gdy motor lub sąsiednie auto wciskało się mu przed maskę samochodu. Udało się wreszcie dojechać na stację. Wysiadła z taryfy i biegiem ruszyła na peron.
Dosłownie w ostatniej chwili, a dokładniej na minutę przed odjazdem Dominika wsiadła do pociągu.
— Co za ulga, dobrze, że po taryfę zadzwoniłam trochę wcześniej, inaczej bym nie zdążyła- westchnęła.
Pociąg, do którego wsiadła to pociąg pośpieszny. Bilet kupiła w ubiegłym tygodniu przez internet, planując swój urlop. Chciała wolny tydzień spędzić na Mazurach w wynajętym domku nad jeziorem.
Zadowolona z walizką i torebką na ramieniu szukała w pośpiechu swojego miejsca. Po jakimś czasie znalazła i weszła do swojego przedziału. Rozejrzała się wkoło i dostrzegła wolne tylko jedno miejsce przy oknie, które zapewne było jej. Przy drzwiach siedział Pan w kapeluszu, oparty o zagłówek, zdawało się, że mężczyzna spał. Obok niego leżała sportowa torba, którą ktoś zapewne postawił, żeby zaznaczyć, że to miejsce jest zajęte. Dalej siedział ksiądz, a za nim było wolne miejsce przy oknie. Po drugiej stronie od drzwi siedziała młoda dziewczyna, zaraz za nią starsza kobieta, później matka z dzieckiem. Matka siedziała przy oknie, naprzeciw miejsca Dominiki.
Dominika swoją walizką, którą za sobą ciągnęła, potrąciła śpiącego Pana i grzecznie go za to przeprosiła. Pan nie zareagował na to, jego ciało nie drgnęło. Kółka walizki ciągniętej po podłodze robiły straszny hałas, ale śpiący Pan się nie poruszył. Z ulokowaniem bagażu chciał jej pomóc ksiądz, ale młoda dziewczyna ubiegła go. Położyła bez problemu nad swoim miejscem walizkę i zajęła miejsce przy oknie. Zwróciła uwagę na modlitewnik w dłoniach sąsiada. Skórzana brązowa okładka była mocno przetarta. Kobieta siedząca naprzeciw z dzieckiem co jakiś czas uspakajała je, żeby zachowywało się ciszej, bo obudzi Pana. Ona śpiącego nie widziała. Aby go zobaczyć, musiałaby mocno wychylić się zza księdza, który był wysoki, dobrze zbudowany i do tego lekko otyły. Naprzeciwko Pana w kapeluszu siedziała dziewczyna w słuchawkach skupiona na swoim smartfonie. Starsza Pani po ruszeniu pociągu zazdrościła drzemki mężczyźnie i również próbowała przysnąć. Oparta o zagłówek, zamknęła oczy. Na marne zdał się jej trud. Kiedy pociąg stanął na kolejnej stacji, natychmiast otworzyła oczy.
— Oj Halinka głośno tu, a liczyłam, że trochę się zdrzemnę- powiedziała starsza kobieta.
— Mamo ty nie jesteś zmęczona jak ten Pan. On może nie spał od kilku dni- odezwała się matka dwójki podróżujących z nią dzieci.
— Szymonku się nie wierć- uspakajała chłopca starsza Pani.
Po chwili wyciągnęła ze swojej torebki batony czekoladowe i podała je kolejno chłopcu i młodej dziewczynie w słuchawkach. Dominika domyśliła się, że te cztery osoby naprzeciw to jedna rodzina. Kiedy pociąg znowu ruszył, wyciągnęła książkę ze swojej torebki położonej przy oknie.
Oczy wtopiła w drobny druk i nie widziała, co dzieje się w koło. Skupiona przerwała czytanie na trzecim rozdziale książki, kiedy to do przedziału wszedł kontroler biletów. Odłożyła książkę do torebki, wyciągnęła swój bilet i patrzyła w bok. Siedzący obok ksiądz okazał bilet do kontroli, a ona zaraz zrobiła to za nim. Śpiącego mężczyznę nikt nie budził. Ksiądz, widząc pod torbą bilet, wyciągnął go i okazał kontrolerowi. Wszyscy stwierdzili jednomyślnie, że bilet, który leżał pod torbą i który ponownie tam został odłożony, należy z pewnością do śpiącego mężczyzny. Dominika dowiedziała się, że torba należy do Pana w kapeluszu i miejsce przy nim było wolne. Na kolejnej stacji wysiadła rodzina. Jedną stację przejechali w przedziale tylko we trójkę. W czasie kolejnego postoju Dominika zauważyła, że ksiądz wyjął chusteczkę i wytarł nią swój but. Na chusteczce został ślad według niej zaschniętej krwi. Mężczyzna w sutannie zauważył, że kobieta mu się przygląda, odwrócił się i do niej powiedział:
— Oj to ciśnienie, często mi z nosa leci krew.
Przy okazji posłał Dominice swój szeroki uśmiech, spokojnie złożył chusteczkę i schował ją do kieszeni. Wtedy to dołączył do nich starszy Pan i zajął jedno wolne miejsce po rodzinie. Pan jechał z nimi chwilę, bo wysiadł na trzeciej stacji. Na kolejnej wysiadł ksiądz i Dominika została sama ze śpiącym. Teraz zbliżała się jej stacja, na której miała wysiąść, dlatego wstała, ściągnęła swoją walizkę i wyszła na korytarz pod drzwi wyjściowe. Za pięć, góra osiem minut zatrzymać się miał pociąg. W tym czasie jest ponowna kontrola biletów. Bilety sprawdza kobieta, która zastała w przedziale samego mężczyznę. Nie mogąc go obudzić, sprawdziła jego puls i okazało się, że jest martwy. W pośpiechu przez radio kazała zaraz zablokować wszystkie drzwi wyjściowe i wezwała służby. Za Dominiką do wyjścia dołączyło młode małżeństwo, które poinformowało ją o tym, że w pociągu jest trup. Do Dominiki dotarło, że choćby się starała jak najszybciej dotrzeć na miejsce to i tak na kolację już nie zdąży. Odpuściła sobie dzisiaj miły wieczór przy ognisku i szantach i spokojnie oparła się o wyciągniętą rączkę walizki. Za chwilę na stację przyjechała policja. Każdy z podróżnych został kolejno spisany i na miejscu przesłuchany. Przyszła i jej kolej.
— Czy zna Pani Pana Zająca?
— Nie.
— A czy siedziała Pani przy nim?
— Nie.
— Kiedy widziała Pani tego Pana po raz pierwszy?
— Kiedy wsiadałam.
— W jakim stanie wtedy był?
— Spał.
— Kto tak powiedział?
— Ksiądz, który siedział przy nim i rodzina siedząca naprzeciw to potwierdziła.
Dalej podała w szczegółach, kto, gdzie wysiadał i kto jechał. Na wstępie padło nazwisko i domyśliła się, że ofiara przestępstwa miała przy sobie dokumenty umożliwiające jej identyfikację. Policja spisała jej dane i prosiła nie opuszczać swojego miejsca pobytu do chwili wyjaśnienia. Za niecałe dwie godziny podano informacje, o poszukiwaniach podróżnych pociągu nieszczęsnego kursu. Po dwóch dniach zgłosiła się rodzina podróżująca pociągiem. O księdzu nie było słychu i widu. Wszczęto poszukiwania, tego, jak ustalono oszusta w przebraniu, który okazał się księgowym ofiary. Policja szybko ustaliła szczegóły morderstwa, do którego doszło. W ostatni dzień odpoczynku Dominiki ukrywający się sprawca został zatrzymany, a ona spokojnie wracała do domu. Tym razem jej środkiem komunikacji był autobus. Całą drogę do domu nie mogła uwierzyć w to, że nikt nie domyślił się i nie rozpoznał, tego, że mężczyzna jest martwy, a przecież w przedziale siedziały cztery osoby dorosłe.Wujek
Krystyna Węgrzyca jest matką pięcioletniego Adriana. Po śmierci męża kobieta wychowuje go od kilku lat sama. Codziennie od poniedziałku do piątku odprowadza do i przyprowadza syna z przedszkola do domu. Pracuje trzynaście lat w biurze nieruchomości od godziny siódmej trzydzieści do piętnastej trzydzieści. W czerwcowy piątek tradycyjnie po pracy jedzie do przedszkola po swojego jedynego, ukochanego synka. Ulica przed przedszkolem jest zablokowana przez jakąś awarię na drodze i Krystyna nie może zaparkować auta w pobliżu. Zgodnie z informującym znakiem zawraca. Auto parkuje trzy ulice dalej. Po wyjęciu czarnej skórzanej torebki i zamknięciu auta rusza do przedszkola powolnym spacerem. Na wysokich czarnych szpilkach stawia drobne kroki. Robiąc większe kroki, wyglądałaby żałośnie, a jej luźno związany w pasie letni ciemnozielony płaszcz fruwałby za nią. W ręce trzyma parasolkę. Cały dzień siąpi mżawka. Deszczyk jest przyjemny, ale w obawie o zniszczenie swoich ułożonych w luźny kucyk loków pewna siebie rozkłada parasol. Idąc prosto, zbliża się do przejścia, wchodząc na nie, przejeżdżający samochód się nie zatrzymuje. Kobieta ociera się o jadący wolno pojazd i upada. Upadek na szczęście nie jest tragiczny, jest tylko poobijana. To cud, że się nie połamała. Nie to, co jej parasolka. Zepsuta nadaje się już tylko do śmieci, a jej płaszcz i spodnie są mocno ubrudzone. Próbuje wstać z jezdni wściekła, że jest mokra. W tym czasie z zatrzymanego auta wysiada mężczyzna.
— Nic się Pani nie stało? — pyta przerażony zaistniałą sytuacją.
— Chyba nie, jestem cała.
Stając na nogi o własnych siłach, kobieta próbuje poprawić na sobie ubranie. Dostrzega, że nie jest ono w dobrym stanie.
Obolała schyla się, aby z asfaltu podnieść torebkę i założyć ją na swoje obolałe ramię na obskurny, brudny i wytarty na łokciu płaszcz. Jej granatowe spodnie jeansy też nie są w lepszym stanie. Mężczyzna wyprzedza kobietę i podnosi jej torebkę z ulicy. Wręczając jej rzecz, pyta:
— Może Panią podwieźć?
— Nie, nie trzeba- odpowiada mężczyźnie Krystyna, robi przy tym minę, jakby coś ją mocno bolało.
— Może jednak? -nalega mężczyzna.
— Nie. Ja tu do przedszkola idę po synka, zresztą to nie pańska sprawa.
— W takim stanie chyba Pani nie pójdzie?
— No chyba zawrócę do domu, przebiorę się i wrócę po niego.
— Mogę Pani pomóc. Ja go odbiorę, a Pani poczeka w moim aucie.
Kobieta na propozycję się zgadza. Dzwoni do przedszkola i informuje, że jej chłopca odbierze wujek. Podaje jego dane i cierpliwie czeka w aucie, gdy ten wychodzi w kierunku przedszkola. Siedząc sama, przez chwilę ma obawy, bo mężczyzny nie zna wcale, ale kiedy przez przednią szybę widzi zadowolone swoje dziecko, trzymane za rękę przez rozśmieszającego go sprawcę feralnego wypadku, odczuwa ulgę. Chłopiec siada na tylnym siedzeniu. Wita się z matką:
— Dzień dobry!
— Cześć! Jak było w przedszkolu?
— Fajnie, ale wujek jest fajniejszy.
Mężczyzna siada za kierownicę, a dzieciak się dopytuje:
— Mamo pojedziemy z wujkiem na lody?
— Może kiedy indziej synku, nie dzisiaj. Brzydka jest pogoda.
— Ale ja chcę dzisiaj mamo. Mogą być gofry z bitą śmietaną.
— A dlaczego by nie? — odzywa się mężczyzna uruchamiający silnik swojego pojazdu. Za jego komentarz kobieta jest zła. W aucie ustalono, że przed osiemnastą we trójkę pójdą do wesołego miasteczka. Auto podjeżdża we wskazane przez kobietę miejsce. Kierowca wręcza Krystynie swoją wizytówkę i odjeżdża. Ze swoim synem Krystyna wraca do domu swoim autem. W domu myje się i przebiera, na obiad odgrzewa wczorajszą zupę kalafiorową. Po obiedzie siada na kanapę przed telewizorem i przekładając w palcach otrzymaną wizytówkę, zastanawia się, czy zadzwonić do mężczyzny. Nie chce psuć nastroju swojemu dziecku, które nie może się już doczekać wyjścia z domu. Postanawia, że mimo wszystko wyjdzie z dzieckiem do wesołego miasteczka, jak mu obiecała. Niepewna czy ustalenia z mężczyzną były tylko zwykłą grzecznością przy dziecku, a w sumie nic nie znaczyły, wybiera w telefonie jego numer i czeka na połączenie. Wychodzi z salonu do łazienki i zamyka za sobą drzwi w obawie przed synem. Nie chce kolejnego rozczarowania dziecka, gdyby mężczyzna odmówił spotkania z nim. Dzwoni z ukrycia, żeby syn nie słyszał ich rozmowy. Postanawia, że jeżeli się nie spotkają, kolejny raz wymyśli jakąś historię. Telefon zostaje odebrany:
— Halo!
— Tu Krystyna. Pamięta Pan?
— Pamiętam. Za chwilę będę. Proszę mi podać adres.
Po krótkiej wymianie zdań zdziwiona Krystyna telefon chowa do kieszeni. Wychodzi z łazienki i woła:
— Adrian wychodzimy. Wujek zaraz tu będzie!
Dochodzi do ich pierwszego prywatnego spotkania. Później jest ich wiele, a wszystkie do momentu przeprowadzki wujka, który na stałe rozgościł się w domu i w ich sercach.
Iwona wybrała się z Dorotą do sklepu z meblami używanymi. Dorota bez trudu namówiła ją na wyjście z domu do sklepu. Kobiecie bowiem bardzo zależało na uzupełnieniu pustej wnęki meblem, który pasowałby do pomieszczenia. Chciała czymś fajnym wypełnić w salonie pustkę. Przypadkowo koleżanka natknęła się na śliczną rzecz. Iwona szukała dębowej szafy, ale ciężko jej było dopasować cokolwiek do mebli w salonie z aneksem kuchennym. Sklepy meblowe z nowymi rzeczami nie miały aktualnie w ofercie nic ciekawego. Na ratunek przyszła Dorota z informacją, że jakiś mebelek jest, ale używany. To, że był używany, dla Iwony nie miało żadnego znaczenia. Najważniejsze było to, aby pasował i oby tylko nie okazał się zwykłym rupieciem. Tym zamartwiła się po drodze. Myślała, że to kolejna wyprawa za niczym. Kiedy otworzyła drzwi sklepu i weszła do środka, zrobiła głęboki wdech i wydech. Od progu zaskoczył ją panujący porządek i ilość starych, lecz w bardzo dobrym stanie mebli. Nie brakowało i tych po renowacji lub z oznaczeniem do remontu. Przyznać trzeba było, że osoba zajmująca się odnową znała się bardzo dobrze na rzeczy i wychodziły świeże zapierające dech w piersi cudeńka. Sklep był wypełniony po brzegi. Już na wejściu spodobał się jej zegar stojący, ale oprzytomniała w pewnej chwili, że nie po zegar przyszła i zresztą nie miałaby go gdzie postawić. Zegar w drewnianym pudle przypominał jej dom dziadków. W podobnym pudełku o takim samym kolorze jej dziadek miał mandolinę. Przyglądając się zegarowi, wróciły wspomnienia, jak dziadek Józef pięknie grał na instrumencie.
— Chodź! — wrzasnęła niemal Dorota. Iwona obudzona z zamyślenia przez szturchnięcie koleżanki podążyła za nią w głąb sklepu. Stanęły obie przed pokaźnym meblem, jakim była szafa, o której wcześniej rozmawiały.
— Jaka cudowna.
— A nie mówiłam! — odparła Dorota.
— Masz gust. Pewnie, że będzie pasowała, tylko muszę zapytać o jej wymiary-powiedziała podekscytowana Iwona.
Czekały chwilę na przyjście obsługi, ale ten moment długo nie następował.
— Poczekaj tutaj. Pójdę do lady i wcisnę dzwonek- oświadczyła Dorota.
Sklep był bardzo wielki. Zajmował parter, piwnicę i piętro. Miało się wrażenie, że zajmuje minimalnie pięćset metrów. W tak dużym sklepie było w czym przebierać. Dorota stanęła przy ladzie, a Iwonie właśnie w oko wpadł fotel stojący pięć metrów dalej od szafy. Zastanawiała się, czy jest wygodny. Chciała na nim usiąść, ale podchodząc bliżej, zauważyła kartkę na siedzisku z napisem „nie siadać”. Podeszła więc do okna, które było w pobliżu fotela i oparła się o parapet. W tej samej chwili Dorota wcisnęła trzykrotnie dzwonek. Sygnał jego rozległ się po całym sklepie. Miało się wrażenie, że głośniki zaczepione są gęsto. Może i tak było, ale Iwona rozglądając się po ścianach, nie zauważyła w pobliżu żadnego. W kierunku Doroty wchodził po schodach z piwnicy wysoki mężczyzna. Brunet stanął za ladą i zapytał: — W czym mogę pomóc?
— Jesteśmy: ja i koleżanka zainteresowane szafą w tamtym miejscu- odpowiedziała i wskazała ręką miejsce.
— W skrzydle A, tak? Proszę mi pokazać, który to mebel panią interesuje? Chodźmy!
Mężczyzna wyszedł zza lady i poszedł za Dorotą. Kobieta zatrzymała się przed szafą i spojrzała na znudzoną przy oknie koleżankę.
— No wreszcie. Ile można czekać? — odezwała się ironicznie Iwona.
Zaraz za Dorotą zauważyła mężczyznę i na jego widok nieco się ożywiła.
Mężczyzna zapytał:
— To ten mebel Panie interesuje?
— Tak — odpowiedziały niemal chórem.
— W sam raz nada się do państwa sypialni lub salonu- odezwał się uprzejmym głosem brunet.
— Sypialni? Co to? … My tylko koleżanki- zaburczała zadąsana Iwona.
— Przepraszam, na pewno będzie pasował do mieszkania- poprawił się szybko. Mężczyzna nie miał złych intencji, a przypadkowo i bez namysłu rzucił to niepotrzebne zdanie. Teraz wiedział, że musi uważać, na to, co mówi. Spodobał się Iwonie i mebel, i sprzedawca. Zainteresowana szafą zapytała:
— Jakie ma ona wymiary? Potrzebuję coś na szerokość maksymalnie sto pięćdziesiąt centymetrów. Z kieszeni spodni mężczyzna wyjął rozkładaną metrówkę i robił dokładne pomiary.
— Szafa ma metr trzydzieści pięć szerokości, proszę Pani- odpowiedział mężczyzna, Iwonie się przyglądając. Początkowo wzrok jego utkwił na jej zgrabnych długich nogach. Iwona założyła jasnoniebieską dżinsową spódnicę, białe sandałki skórzane na obcasie i koloru białego prześwitującą bluzkę z rękawkiem trzy czwarte. Pod bluzką odbijał się jej biały koronkowy stanik. Kobieta była średniego wzrostu. Włosy długie, rozpuszczone sięgały jej do ramion. Mieniły się one gęstymi pasemkami blond. Kiedy wzrok jego zatrzymał się na jej dekolcie, z zamyślenia obudziła go Dorota.
— To, co bierzemy? Będzie pasowała ci do wnęki- powiedziała głośno Dorota do Iwony.
— Tak. Nawet zostanie trochę miejsca i się zastanawiam, co bym tam jeszcze postawiła.
— Trafi bardziej na środek i nic nie będziesz musiała więcej wstawiać.
— Tak uważasz?
— To kiedy możliwy będzie transport? — zwróciła się Iwona do sprzedawcy.
— Ze względu na niedużą obsługę, meble dostarczamy tylko w sobotę, proszę Pani. Transport mamy własny i zapewniam, że rzeczy są starannie przewożone.
— To zatem do soboty- skwitowała Iwona, ruszając w kierunku lady, aby rozliczyć się w kasie za nabyty przedmiot.
Mężczyzna przyjął zapłatę, a później poinformował, patrząc w kalendarz:
— Dostawa będzie o godzinie dziewiątej.
— Czy rozładujecie i wniesiecie, czy muszę kogoś wynająć?
— Ja i kierowca wniesiemy. — Pan?
— Tak.
— To zatem do soboty- odezwała się, podając kartkę z zapisanym adresem i numerem telefonu.
Dorota zauważyła zainteresowanie mężczyzny Iwoną, dlatego nie podjęła już żadnej rozmowy z kimkolwiek. Jakiś czas temu chciała pokazać jej, to co ewentualnie by pasowało na pustą przestrzeń przy szafie, ale widząc, jak sprzedawca mierzył koleżankę wzrokiem, rozmyśliła się. Była trochę zazdrosna i zawiedziona tym, że mężczyzna ją ignorował, a koleżankę wręcz pożerał wzrokiem. Nie wyglądało to na zwykłą obsługę, a raczej na chęć wzajemnego poznania.
— Wychodzimy! — powiedziała prędko Dorota, pierwsza, zwracając się w kierunku drzwi. Mężczyzna za lady stał i patrzył za Iwoną. Wpatrzony w drzwi wejściowe lokalu zamyślił się i nie odrywał swojego wzroku od nich. Dopiero jego ojciec swoją rozmową oderwał go. Starszy Pan całej trójce przyglądał się, stojąc z boku. Dopiero gdy klientki wyszły z lokalu, ruszył naprzód.
— Co to za jedna? — zapytał Piotra i podszedł bliżej.
— Nowa klientka.
— Co kupiła?
— Szafę.
— O, to świetnie!
Przyszła sobota, godzina dziewiąta. Iwona czekała na nowy mebel. Założyła opięte, dobrze kryjące spodenki i krótką bluzkę. W takim stroju zawsze chodziła swobodnie po mieszkaniu. Był upał i nie zamierzała przebierać się w długie spodnie i zakładać coś na wierzch na bluzkę. Mieszkała na samej górze, a od blaszanego dachu mimo pootwieranych wszędzie okien w domu panował i tak nie do wytrzymania straszny zaduch. Gdyby nie czekanie na odbiór szafy, wybrałaby się już nad jezioro i tam siedziała z Dorotą do popołudnia. Była przekonana, że koleżanka wybrała się tam sama. Ona wyszła przed blok i czekała na dostawę. Nie mogła znieść duchoty panującej w mieszkaniu. Słońce dopiero przestawało zaglądać w jej okna o godzinie dwunastej, a do tego czasu miała w mieszkaniu ukrop nie do zniesienia. Odebrała informację SMS, że dostawa będzie za pięć minut. Siedziała i czekała cierpliwie na transport. Samochód podjechał pod klatkę. Wstała z ławki i ruszyła do auta. Znany jej mężczyzna siedzący po stronie pasażera otworzył drzwi i wysiadł.
— Dzień dobry- przywitał się z nią Piotr.
— Które to piętro? — zapytał po chwili, znikając z kierowcą na pace.
— Niestety sama góra.
— Pani prowadzi.
Panowie szli za kobietą, skupieni na ciężarze, jaki wnoszą. Dopiero na półpiętrze niosący z przodu szafę Piotr skupił się na jędrnych pośladkach przed sobą. Na drugim piętrze zrobiło mu się gorąco i niedobrze.
— Może wody? — odezwała się Iwona, podając wodę mineralną.
— O tak, dziękuję- odpowiedział mężczyzna. Piotr wypił całą zawartość, nie zwracając uwagi na kolegę.
Mężczyźni chwycili ponownie za mebel i wnieśli go bez problemu już na trzecie piętro. Piotr przestał obserwować Iwonę, bo w drodze na ostatnie piętro o mały włos nie upuścił szafy. Kiedy mebel mu się wyślizgnął z rąk, znacznie zniżył się, aby nie dopuścić do jego wypuszczenia. Udało mu się mebel przytrzymać mocno i mężczyźni wnosili go dalej. Przy zniżeniu zobaczył jej falującą pierś pod falbaną bluzki i jeszcze bardziej się zaczerwienił. Kolega proponował mu zamianę miejsc, ale on zaprotestował.
Szafa została wniesiona i postawiona we wskazane miejsce. Kierowca poprosił o wodę. Iwona wyciągnęła butelkę z lodówki i mu ją podała. Mężczyzna zniknął za drzwiami, a kobieta zamknęła za nim drzwi. Kiedy Piotr szykował się do wyjścia, powiedziała:
— O, przepraszam. Myślałam, że Pan wcześniej wyszedł.
— Czy mogę skorzystać z toalety?
— Proszę bardzo, jest tam.
Długo nie wychodził z łazienki. Iwona przypomniała sobie, że nie sprzątnęła rzeczy leżących na pralce. Zapewne uznał ją za bałaganiarę. Poza tym na sznurku w łazience wisiały i schły jej koronkowe majtki, staniki i ręczniki. Zrobiło się jej duszno, a nie mogąc doczekać się wyjścia gościa z łazienki, zmieniła bluzkę w salonie. W końcu mężczyzna wyszedł. Widząc ją, jeszcze bardziej poczerwieniał.
— Jak Pan myśli, co by tu jeszcze pasowało? — wskazała mu wnękę, poprawiając na sobie świeżą koszulkę.
— Nie wiem, ale mogę sprawdzić i dam Pani znać.
Kiedy ustała bliżej niego i otwierała zamek drzwi wejściowych, zapytała:
— To kiedy mogę liczyć na telefon od Pana?
— Słucham?
— Kiedy Pan zadzwoni? — powtórzyła pytanie.
Mężczyzna się speszył, a po pewnym czasie odpowiedział:
— Najszybciej jak to możliwe.
Piotr przechodził przez próg, kiedy kobieta odruchowo i niewytłumaczalnie chwyciła go za rękę i zapytała:
— Ma Pan mój numer?
Mężczyzna cofnął się z klatki schodowej i z powrotem znalazł się w jej mieszkaniu.
— Zaraz to sprawdzę.
A po chwili powiedział, patrząc jej prosto w oczy:
— Tak mam.
Ona też spojrzał w jego oczy. Mężczyzna przybliżył się i ją pocałował. Kobieta zamknęła drzwi i obydwoje zatracili się w pocałunkach.
Za oknem słychać było klakson samochodu, co raz to włączany przez niecierpliwego kierowcę. Para na te okropne piskliwe dźwięki nie zwracała uwagi. Po kwadransie zadowolony ze spotkania Piotr opuścił jej mieszkanie. Po amorach kobieta położyła się wygodnie na swoim łóżku, rozmarzyła i długo nie wstawała. Była szczęśliwa, że dzisiaj spotkała się z Piotrem. Po jakimś czasie zastanawiała się chwilę, czy iść do biura, czy szykować się na plażę, na której o tej godzinie w każdą sobotę była Dorota.
Iwona po studiach zajęła się finansami, otworzyła swoje biuro księgowe. Zatrudniała pięć osób, teraz drugi tydzień pracowała z domu zdalnie. Zamierzała wrócić jak najszybciej do biura, bo nie mogła wytrzymać zaduchu w domu. Upały miały skończyć się dopiero w przyszłym tygodniu. Nawet myślała nowe mieszkanie jak najszybciej wynająć i przeprowadzić się do domu po rodzicach.
Chciała zadzwonić do biura i poinformować, że dzisiaj przyjdzie z wizytą, kiedy wyprzedził ją telefon od Doroty.
— Cześć. Co u Ciebie? — odezwała się koleżanka.
— W porządku, mebelek już przywieźli i bardzo tutaj pasuje. A co u Ciebie?
— Zaraz i mi przywiozą stojak na parasole.
— Stojak, jaki stojak? Nie jesteś na plaży?
— Nie, nie jestem. Wtedy, co byłyśmy w sklepie, spodobało mi się coś, wróciłam po to kolejnego dnia.
— Ale mówiłaś, że będziesz na plaży.
— Tak, przyjadę zaraz, jak odbiorę stojak. Wiesz co, spotkajmy się tam za godzinę.
— Dobrze.
Iwona zaczęła przygotowywać się do wyjścia. Założyła strój kąpielowy pod różową sukienkę, do torby spakowała ręcznik, wodę i niezbędne przybory, nie zabrakło również książki. Szła powoli, delektując się ciężkim upalnym powietrzem. Na głowie miała duży słomiany kapelusz, na nosie założone przeciwsłoneczne duże okulary. Weszła na plażę, rozejrzała się i nie widząc nikogo znajomego, rozłożyła ręcznik na piasku. Kiedy leżąc na brzuchu, przeczytała rozdział książki „Senna cisza”, usłyszała znajomy głos.
— Cześć Iwonko! — przywitała się Dorota.
— Cześć! — odpowiedziała, wstając z ręcznika.
Ze zdziwieniem spojrzała na towarzyszącego Dorocie mężczyznę.
— Poznajcie się, to Iwona, to Piotr- przedstawiła Dorota ich sobie.
Iwona nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Przed nią stał Piotr ze sklepu meblowego, który dostarczył jej towar i…
— Nie ma Pan pracy? — zapytała zdziwiona Iwona.
— Nie już skończyłem, dla Doroty odwiozłem ostatnią rzecz.
Mężczyzna rozebrał się i zaraz pędem wskoczył do wody.
— Co?. Zatkało Cię kakao? — zapytała Dorota.
— Dawno go znasz?
— Cztery dni.
— Tylko znasz?
— Nie. To coś więcej.
— To znaczy? — dociekała Iwona.
— Kochamy się. Byliśmy razem wczoraj i przedwczoraj, ale gdzie nie powiem, to moja tajemnica. — A dzisiaj, co planujecie?
— Zaproszę go do siebie.
— I jak z nim jest?
— A ja wiem, normalnie, facet jak facet.
Iwona upewniwszy się, że nie była jedyną jego kobietą w tym tygodniu posmutniała. Nie chciała już nic więcej wiedzieć. Koleżanka wystarczająco ją zapewniła, że z mężczyzną spotyka się regularnie. Iwona zaczynała wątpić, czy w soboty koleżanka będzie jedyną, bo może mężczyzna zbliżał się do każdej klientki. Tego nie mogła wykluczyć, dobrze go nie znając.
Piotr wyszedł z wody.
— Ciepła, przyjemna woda- poinformował.
— To idę ja. Idziesz? — zapytała Iwonę.
— Nie, może później.
Kiedy Dorota zniknęła w jeziorze, po chwili milczenia Piotr zadał pytanie:
— Mówiłaś jej o nas?
— Nie, a powinnam?
— Nie wiem.
— To ja mam wiedzieć? I co mam jej powiedzieć?
— Spotykamy się od środy- potwierdził Piotr swoją wypowiedzią wersję koleżanki.
— I co?
— Mogę przestać.
— chcesz złamać jej serce?
— Nie, ale co jeśli spotkałem kobietę, z którą chciałbym być, a nie jest to twoja znajoma?
— O przepraszam, chyba nasza znajoma.
— Nasza znajoma- poprawił się mężczyzna.
Z wody przybiegła Dorota. Podekscytowana złapała Iwonę za rękę i szarpnęła w kierunku wody.
— Chodź, bo będziesz żałować!
Iwona poddała się i poszła za nią do wody.
Kobieta przepłynęła nieduży dystans i wróciła na brzeg. Zauważyła, że Piotr robił jej zdjęcia swoim telefonem i uważnie jej się przyglądał. Dorota jeszcze pływała w wodzie. Piotr, mając Iwonę w pobliżu, odłożył swój telefon.
— Co tam? Gdzieś się spieszysz? Ktoś dzwonił? — zapytała Iwona.
— Nie. Patrzyłem tylko, która godzina- odpowiedział.
Kobieta wytarła się i zaraz usiadła. Za chwilę z wody wyszła Dorota.
— To, co wracamy?
— No chyba. Nie ma co tu dłużej siedzieć- odpowiedział Piotr.
— Chodź! Ciebie podwiozę.
— Przecież ja mam stąd niedaleko, nie to, co Ty. Jedźcie sami. Ja przejdę się pieszo.
— To jak chcesz. Spotkamy się jutro. Będziemy w kontakcie- powiedziała koleżanka Dorota i pocałowała ją w policzek. Iwona ruszyła pieszo w drogę powrotną. Dorota właśnie wsiadła za kierownicę swojego opla, a Piotr usiadł przy niej z przodu obok. Na ten widok zazdrościła koleżance miłego wieczoru, który przed nią się kreślił. Wiedziała, że więcej nie spotka się z Piotrem. Postanowiła, że już więcej się to nie powtórzy, nie z chłopakiem przyjaciółki. Przestała myśleć już o nich i skupiła się na tym, co będzie robiła resztę dnia. Patrzyła za odjeżdżającym samochodem Doroty, punktowo zanikającym na prostej drodze wśród drzew. Nagle ogarnął ją niepokój.
***
— Gdzie jedziemy? — zapytał Piotr.
— Do mnie- oznajmiła Dorota.
— Nie, Nie chcę. Zatrzymaj się, chcę wysiąść!
— O co Ci chodzi?
— Wiem już, czego chcę. Nie chcę jechać na pewno do Ciebie!
— Co? Zrywasz ze mną?! Ty draniu!
Zdenerwowana kobieta zaczęła okładać mężczyznę prawą ręką.
W pewnym momencie z nerwów straciła kontrolę nad swoim autem. Mężczyzna siedzący obok próbował ją uspokoić i złapał za kierownicę, ale zrobił to jednak późno, zbyt późno. Auto uderzyło z dużą prędkością w słup, zjechało z drogi, dachowało i walnęło o drzewo. Kierowca i jego pasażer na miejscu zginęli.
***
Patrząc za oddalającym się punktowo samochodem, w pewnym momencie Iwona usłyszała krzyk. W pierwszej chwili pomyślała: -Co Ty do cholery kobieto wyprawiasz?. Wydawało jej się, że kierowca i pasażer głośno się ze sobą kłócą. Spojrzała przed siebie na auto, które znacznie przyśpieszyło i zjechało z pasa drogi. Przerażona zatrzymała się i śledziła ruchy auta dalej. Rozpędzony pojazd walnął w przeszkodę, dachował i wpadł na drzewo. Uświadomiła sobie, że żaden więcej pojazd nie jechał, że kierowcą nieszczęsnego auta była Dorota.
Na ten przerażający widok Iwona się rozpłakała i wezwała służby ratownicze. Ruszyła biegiem przed siebie. Podbiegła do auta i zobaczyła zakrwawioną koleżankę. Nie wyczuła jej pulsu i zawyła: -Mój Boże!. Podbiegła z drugiej strony, ale i u Piotra nie wyczuła pulsu. Ratownicy, którzy przyjechali na miejsce wypadku, potwierdzili jej obawy. Oboje podróżujący rozbitkowie na drzewie byli martwi. Ciała ich sprzątnięto, a samochód trafił na lawetę. Zrobiło się pusto w miejscu wypadku. Tylko odłamki szkła i plastiku leżały gdzieniegdzie. Iwona straciła poczucie czasu. Krążyła i siadała w pobliżu tragicznego miejsca. Jej życie bez dwójki przyjaciół straciło na chwilę sens. Obudzona mrokiem ulicy, spojrzała na swój zegarek. Wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą. Pospieszyła do swojego mieszkania ze strachem i łzami w oczach. Bała się ciemnej, nieprzyjemnej okolicy, wśród gęsto porosłych krzewów i drzew. W końcu weszła do swojego mieszkania i dopiero odczuła głód. Uświadomiła sobie, że jadła dzisiaj samo śniadanie. Zrobiła sobie herbatę i kanapki. Po kolacji wykąpała się i położyła do łóżka. Długo nie mogła zasnąć, a kiedy już zapadała w sen, obudziło ją dziwne skrzypienie drzwi. — Co do cholery się dzieje? — jęknęła Iwona. Wstała sprawdzić, ale nic podejrzanego nie zauważyła i wróciła do łóżka. Znów spróbowała zasnąć i znów skrzypienie nie dało jej usnąć. Wstała zdenerwowana i zapaliła wszędzie światła. W przedpokoju zauważyła kałużę. Nie przypominała sobie, żeby coś rozlała. Chciała sięgnąć po miotłę w łazience, kiedy to dostrzegła otwarte w nowym mebelku drzwi. Otworzyła je szeroko i zobaczyła małego kotka. Zdała sobie sprawę, że przyniosła go do domu w swojej plażowej torbie, która leżała obok niego. Chwyciła maleństwo na ręce.
— Chodź malutki, od dzisiaj będziesz nazywał się Piotr- powiedziała go tuląc.
Położyła kotka na kocyku i zasnęła wreszcie po wyczerpującym ją dniu. Wstała o piątej nad ranem. Przechodząc przez salon, zauważyła w dalszym ciągu pustą w nim wnękę. — Jak dobrze, że skończył się ten koszmar. Oby był dobry dzień- głęboko westchnęła…Trup w pociągu
Taryfa, którą Dominika jechała na stację kolejową, miała opóźnienie ze względu na wypadek, jaki miał miejsce na drodze. Objazd i przejazd nie był możliwy. Samochód wlókł się pięć kilometrów do celu. Kobieta momentami chciała wysiąść i biec przed siebie, ale wiedziała, że z bagażem nie będzie to takie łatwe. Próbowała zachować spokój i jechała cierpliwie dalej. Kierujący głośno przeklinał, gdy motor lub sąsiednie auto wciskało się mu przed maskę samochodu. Udało się wreszcie dojechać na stację. Wysiadła z taryfy i biegiem ruszyła na peron.
Dosłownie w ostatniej chwili, a dokładniej na minutę przed odjazdem Dominika wsiadła do pociągu.
— Co za ulga, dobrze, że po taryfę zadzwoniłam trochę wcześniej, inaczej bym nie zdążyła- westchnęła.
Pociąg, do którego wsiadła to pociąg pośpieszny. Bilet kupiła w ubiegłym tygodniu przez internet, planując swój urlop. Chciała wolny tydzień spędzić na Mazurach w wynajętym domku nad jeziorem.
Zadowolona z walizką i torebką na ramieniu szukała w pośpiechu swojego miejsca. Po jakimś czasie znalazła i weszła do swojego przedziału. Rozejrzała się wkoło i dostrzegła wolne tylko jedno miejsce przy oknie, które zapewne było jej. Przy drzwiach siedział Pan w kapeluszu, oparty o zagłówek, zdawało się, że mężczyzna spał. Obok niego leżała sportowa torba, którą ktoś zapewne postawił, żeby zaznaczyć, że to miejsce jest zajęte. Dalej siedział ksiądz, a za nim było wolne miejsce przy oknie. Po drugiej stronie od drzwi siedziała młoda dziewczyna, zaraz za nią starsza kobieta, później matka z dzieckiem. Matka siedziała przy oknie, naprzeciw miejsca Dominiki.
Dominika swoją walizką, którą za sobą ciągnęła, potrąciła śpiącego Pana i grzecznie go za to przeprosiła. Pan nie zareagował na to, jego ciało nie drgnęło. Kółka walizki ciągniętej po podłodze robiły straszny hałas, ale śpiący Pan się nie poruszył. Z ulokowaniem bagażu chciał jej pomóc ksiądz, ale młoda dziewczyna ubiegła go. Położyła bez problemu nad swoim miejscem walizkę i zajęła miejsce przy oknie. Zwróciła uwagę na modlitewnik w dłoniach sąsiada. Skórzana brązowa okładka była mocno przetarta. Kobieta siedząca naprzeciw z dzieckiem co jakiś czas uspakajała je, żeby zachowywało się ciszej, bo obudzi Pana. Ona śpiącego nie widziała. Aby go zobaczyć, musiałaby mocno wychylić się zza księdza, który był wysoki, dobrze zbudowany i do tego lekko otyły. Naprzeciwko Pana w kapeluszu siedziała dziewczyna w słuchawkach skupiona na swoim smartfonie. Starsza Pani po ruszeniu pociągu zazdrościła drzemki mężczyźnie i również próbowała przysnąć. Oparta o zagłówek, zamknęła oczy. Na marne zdał się jej trud. Kiedy pociąg stanął na kolejnej stacji, natychmiast otworzyła oczy.
— Oj Halinka głośno tu, a liczyłam, że trochę się zdrzemnę- powiedziała starsza kobieta.
— Mamo ty nie jesteś zmęczona jak ten Pan. On może nie spał od kilku dni- odezwała się matka dwójki podróżujących z nią dzieci.
— Szymonku się nie wierć- uspakajała chłopca starsza Pani.
Po chwili wyciągnęła ze swojej torebki batony czekoladowe i podała je kolejno chłopcu i młodej dziewczynie w słuchawkach. Dominika domyśliła się, że te cztery osoby naprzeciw to jedna rodzina. Kiedy pociąg znowu ruszył, wyciągnęła książkę ze swojej torebki położonej przy oknie.
Oczy wtopiła w drobny druk i nie widziała, co dzieje się w koło. Skupiona przerwała czytanie na trzecim rozdziale książki, kiedy to do przedziału wszedł kontroler biletów. Odłożyła książkę do torebki, wyciągnęła swój bilet i patrzyła w bok. Siedzący obok ksiądz okazał bilet do kontroli, a ona zaraz zrobiła to za nim. Śpiącego mężczyznę nikt nie budził. Ksiądz, widząc pod torbą bilet, wyciągnął go i okazał kontrolerowi. Wszyscy stwierdzili jednomyślnie, że bilet, który leżał pod torbą i który ponownie tam został odłożony, należy z pewnością do śpiącego mężczyzny. Dominika dowiedziała się, że torba należy do Pana w kapeluszu i miejsce przy nim było wolne. Na kolejnej stacji wysiadła rodzina. Jedną stację przejechali w przedziale tylko we trójkę. W czasie kolejnego postoju Dominika zauważyła, że ksiądz wyjął chusteczkę i wytarł nią swój but. Na chusteczce został ślad według niej zaschniętej krwi. Mężczyzna w sutannie zauważył, że kobieta mu się przygląda, odwrócił się i do niej powiedział:
— Oj to ciśnienie, często mi z nosa leci krew.
Przy okazji posłał Dominice swój szeroki uśmiech, spokojnie złożył chusteczkę i schował ją do kieszeni. Wtedy to dołączył do nich starszy Pan i zajął jedno wolne miejsce po rodzinie. Pan jechał z nimi chwilę, bo wysiadł na trzeciej stacji. Na kolejnej wysiadł ksiądz i Dominika została sama ze śpiącym. Teraz zbliżała się jej stacja, na której miała wysiąść, dlatego wstała, ściągnęła swoją walizkę i wyszła na korytarz pod drzwi wyjściowe. Za pięć, góra osiem minut zatrzymać się miał pociąg. W tym czasie jest ponowna kontrola biletów. Bilety sprawdza kobieta, która zastała w przedziale samego mężczyznę. Nie mogąc go obudzić, sprawdziła jego puls i okazało się, że jest martwy. W pośpiechu przez radio kazała zaraz zablokować wszystkie drzwi wyjściowe i wezwała służby. Za Dominiką do wyjścia dołączyło młode małżeństwo, które poinformowało ją o tym, że w pociągu jest trup. Do Dominiki dotarło, że choćby się starała jak najszybciej dotrzeć na miejsce to i tak na kolację już nie zdąży. Odpuściła sobie dzisiaj miły wieczór przy ognisku i szantach i spokojnie oparła się o wyciągniętą rączkę walizki. Za chwilę na stację przyjechała policja. Każdy z podróżnych został kolejno spisany i na miejscu przesłuchany. Przyszła i jej kolej.
— Czy zna Pani Pana Zająca?
— Nie.
— A czy siedziała Pani przy nim?
— Nie.
— Kiedy widziała Pani tego Pana po raz pierwszy?
— Kiedy wsiadałam.
— W jakim stanie wtedy był?
— Spał.
— Kto tak powiedział?
— Ksiądz, który siedział przy nim i rodzina siedząca naprzeciw to potwierdziła.
Dalej podała w szczegółach, kto, gdzie wysiadał i kto jechał. Na wstępie padło nazwisko i domyśliła się, że ofiara przestępstwa miała przy sobie dokumenty umożliwiające jej identyfikację. Policja spisała jej dane i prosiła nie opuszczać swojego miejsca pobytu do chwili wyjaśnienia. Za niecałe dwie godziny podano informacje, o poszukiwaniach podróżnych pociągu nieszczęsnego kursu. Po dwóch dniach zgłosiła się rodzina podróżująca pociągiem. O księdzu nie było słychu i widu. Wszczęto poszukiwania, tego, jak ustalono oszusta w przebraniu, który okazał się księgowym ofiary. Policja szybko ustaliła szczegóły morderstwa, do którego doszło. W ostatni dzień odpoczynku Dominiki ukrywający się sprawca został zatrzymany, a ona spokojnie wracała do domu. Tym razem jej środkiem komunikacji był autobus. Całą drogę do domu nie mogła uwierzyć w to, że nikt nie domyślił się i nie rozpoznał, tego, że mężczyzna jest martwy, a przecież w przedziale siedziały cztery osoby dorosłe.Wujek
Krystyna Węgrzyca jest matką pięcioletniego Adriana. Po śmierci męża kobieta wychowuje go od kilku lat sama. Codziennie od poniedziałku do piątku odprowadza do i przyprowadza syna z przedszkola do domu. Pracuje trzynaście lat w biurze nieruchomości od godziny siódmej trzydzieści do piętnastej trzydzieści. W czerwcowy piątek tradycyjnie po pracy jedzie do przedszkola po swojego jedynego, ukochanego synka. Ulica przed przedszkolem jest zablokowana przez jakąś awarię na drodze i Krystyna nie może zaparkować auta w pobliżu. Zgodnie z informującym znakiem zawraca. Auto parkuje trzy ulice dalej. Po wyjęciu czarnej skórzanej torebki i zamknięciu auta rusza do przedszkola powolnym spacerem. Na wysokich czarnych szpilkach stawia drobne kroki. Robiąc większe kroki, wyglądałaby żałośnie, a jej luźno związany w pasie letni ciemnozielony płaszcz fruwałby za nią. W ręce trzyma parasolkę. Cały dzień siąpi mżawka. Deszczyk jest przyjemny, ale w obawie o zniszczenie swoich ułożonych w luźny kucyk loków pewna siebie rozkłada parasol. Idąc prosto, zbliża się do przejścia, wchodząc na nie, przejeżdżający samochód się nie zatrzymuje. Kobieta ociera się o jadący wolno pojazd i upada. Upadek na szczęście nie jest tragiczny, jest tylko poobijana. To cud, że się nie połamała. Nie to, co jej parasolka. Zepsuta nadaje się już tylko do śmieci, a jej płaszcz i spodnie są mocno ubrudzone. Próbuje wstać z jezdni wściekła, że jest mokra. W tym czasie z zatrzymanego auta wysiada mężczyzna.
— Nic się Pani nie stało? — pyta przerażony zaistniałą sytuacją.
— Chyba nie, jestem cała.
Stając na nogi o własnych siłach, kobieta próbuje poprawić na sobie ubranie. Dostrzega, że nie jest ono w dobrym stanie.
Obolała schyla się, aby z asfaltu podnieść torebkę i założyć ją na swoje obolałe ramię na obskurny, brudny i wytarty na łokciu płaszcz. Jej granatowe spodnie jeansy też nie są w lepszym stanie. Mężczyzna wyprzedza kobietę i podnosi jej torebkę z ulicy. Wręczając jej rzecz, pyta:
— Może Panią podwieźć?
— Nie, nie trzeba- odpowiada mężczyźnie Krystyna, robi przy tym minę, jakby coś ją mocno bolało.
— Może jednak? -nalega mężczyzna.
— Nie. Ja tu do przedszkola idę po synka, zresztą to nie pańska sprawa.
— W takim stanie chyba Pani nie pójdzie?
— No chyba zawrócę do domu, przebiorę się i wrócę po niego.
— Mogę Pani pomóc. Ja go odbiorę, a Pani poczeka w moim aucie.
Kobieta na propozycję się zgadza. Dzwoni do przedszkola i informuje, że jej chłopca odbierze wujek. Podaje jego dane i cierpliwie czeka w aucie, gdy ten wychodzi w kierunku przedszkola. Siedząc sama, przez chwilę ma obawy, bo mężczyzny nie zna wcale, ale kiedy przez przednią szybę widzi zadowolone swoje dziecko, trzymane za rękę przez rozśmieszającego go sprawcę feralnego wypadku, odczuwa ulgę. Chłopiec siada na tylnym siedzeniu. Wita się z matką:
— Dzień dobry!
— Cześć! Jak było w przedszkolu?
— Fajnie, ale wujek jest fajniejszy.
Mężczyzna siada za kierownicę, a dzieciak się dopytuje:
— Mamo pojedziemy z wujkiem na lody?
— Może kiedy indziej synku, nie dzisiaj. Brzydka jest pogoda.
— Ale ja chcę dzisiaj mamo. Mogą być gofry z bitą śmietaną.
— A dlaczego by nie? — odzywa się mężczyzna uruchamiający silnik swojego pojazdu. Za jego komentarz kobieta jest zła. W aucie ustalono, że przed osiemnastą we trójkę pójdą do wesołego miasteczka. Auto podjeżdża we wskazane przez kobietę miejsce. Kierowca wręcza Krystynie swoją wizytówkę i odjeżdża. Ze swoim synem Krystyna wraca do domu swoim autem. W domu myje się i przebiera, na obiad odgrzewa wczorajszą zupę kalafiorową. Po obiedzie siada na kanapę przed telewizorem i przekładając w palcach otrzymaną wizytówkę, zastanawia się, czy zadzwonić do mężczyzny. Nie chce psuć nastroju swojemu dziecku, które nie może się już doczekać wyjścia z domu. Postanawia, że mimo wszystko wyjdzie z dzieckiem do wesołego miasteczka, jak mu obiecała. Niepewna czy ustalenia z mężczyzną były tylko zwykłą grzecznością przy dziecku, a w sumie nic nie znaczyły, wybiera w telefonie jego numer i czeka na połączenie. Wychodzi z salonu do łazienki i zamyka za sobą drzwi w obawie przed synem. Nie chce kolejnego rozczarowania dziecka, gdyby mężczyzna odmówił spotkania z nim. Dzwoni z ukrycia, żeby syn nie słyszał ich rozmowy. Postanawia, że jeżeli się nie spotkają, kolejny raz wymyśli jakąś historię. Telefon zostaje odebrany:
— Halo!
— Tu Krystyna. Pamięta Pan?
— Pamiętam. Za chwilę będę. Proszę mi podać adres.
Po krótkiej wymianie zdań zdziwiona Krystyna telefon chowa do kieszeni. Wychodzi z łazienki i woła:
— Adrian wychodzimy. Wujek zaraz tu będzie!
Dochodzi do ich pierwszego prywatnego spotkania. Później jest ich wiele, a wszystkie do momentu przeprowadzki wujka, który na stałe rozgościł się w domu i w ich sercach.
więcej..