Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Lewica dla opornych - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lewica dla opornych - ebook

Tomasz S. Markiewka w charakterystycznym dla siebie, klarownym stylu, podejmuje próbę zdefiniowania czym jest współczesna lewica, gdzie sięgają jej korzenie i jakie stoją przed nią wyzwania.   W świecie, w którym opinie publiczną dominuje dyskurs neoliberalny, nie ma chyba poglądów, które budziłyby większy sprzeciw, niż te lewicowe. Autor wyjaśnia, skąd tak naprawdę wyrastają współczesne ruchy lewicowe i jaki wpływ wywarły na dotychczasową historię świata. Rozprawia się przy okazji z kilkoma dobrze już zadomowionymi mitami na temat osławionego „lewactwa”, wyjaśniając, jakie w rzeczywistości stoją za nim ideały i jakie tematy są dla współczesnej lewicy najistotniejsze – od nierówności społecznych, aż po kryzys środowiskowy. Ostatnia część pochyla się nad proponowanymi przez ten nurt rozwiązaniami, roztaczając możliwą wizję przyszłości dla świata, w którym do głosu doszłyby lewicowe idee.   W swoim wywodzie Markiewka posiłkuje diagnozami współczesnych lewicowych badaczy – od Davida Graebera, po Jasona Hickela – sprawiając, że Lewica może stanowić nie tylko świetny wstęp do własnych poszukiwań, lecz także pewne podsumowanie – chciałoby się powiedzieć, bryk – dla już zdeklarowanych lewicowców.   Tytuł, nieco przewrotnie, ma odsyłać do popularnej w latach dziewięćdziesiątych serii For Dummies, w Polsce wydawanej właśnie jako „dla opornych” czy „dla bystrzaków”. Obiecuje tym samym, że zagadnienie zostało wyjaśnione w sposób przystępny i precyzyjny, ale kompleksowy, bez uciekania się do uproszczeń.

 

Tomasz S. Markiewka - doktor nauk humanistycznych, wykłada w Katedrze Filozofii Społecznej na UMK w Toruniu. Jako publicysta współpracuje m.in. „Krytyką Polityczną”, "OKO.press" czy „Nowym Obywatelem”. Jest autorem książek Język neoliberalizmu (Wydawnictwo Naukowe UMK, 2017), Gniew (Wydawnictwo Czarne, 2020), Zmienić świat raz jeszcze. Jak wygrać walkę o klimat (Czarna Owca, 2021) oraz Nic się nie działo. Historia życia mojej babki (Wydawnictwo Czarne, 2022). Jego pisarstwo charakteryzuje z jednej strony przejrzysty, klarowny styl, z drugiej - ogromna wrażliwość społeczna.

Spis treści

Wstęp: czego nie dowiecie się z memów

Lewica, czyli co?

  • Trudne sojusze
  • Trzy fundamenty
  • Historyczne korzenie
  • Zapomniana historia postępu

Lewica dziś

  • Nierówności społeczne
  • Kryzys środowiskowy
  • Dyskryminacja

Możliwa przyszłość

  • Bezwarunkowy dochód podstawowy
  • Krótszy tydzień pracy
  • Ekologiczny rozwój
  • Usługi publiczne
  • Poza kapitalizm

Przypisy końcowe

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8151-289-3
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP: CZEGO NIE DOWIECIE SIĘ Z MEMÓW

Vengo a buscar la historia silenciada

Na pew­no zna­cie to uczu­cie: sty­ka­cie się z po­glądem, któ­ry wy­jąt­ko­wo was iry­tu­je, więc chcie­li­by­ście go oba­lić jed­nym cio­sem. Im krót­sza ri­po­sta, tym lep­sza. Je­śli mo­że­cie ob­na­żyć ab­surd ja­kie­goś sta­no­wi­ska pro­stym zda­niem, to świet­ny do­wód na jego głu­po­tę.

Le­wi­co­we po­my­sły od daw­na pró­bu­je się no­kau­to­wać właś­nie w ten spo­sób. W Pol­sce to wręcz sport na­ro­do­wy. Le­wi­ca chce pod­nie­ść po­dat­ki naj­bo­gat­szym? Nie, dzięku­je­my, PRL już mie­li­śmy, so­cja­lizm nie dzia­ła! Le­wi­ca chce więcej prze­jść dla pie­szych i ście­żek ro­we­ro­wych? Toż to in­ży­nie­ria spo­łecz­na! Le­wi­ca chce zwięk­szyć na­kła­dy na po­moc so­cjal­ną? Ko­mu­ni­stom przy­po­mi­na­my, że pra­cą, a nie so­cja­lem na­ro­dy się bo­ga­cą!

W do­bie in­ter­ne­tu ta­kie „ar­gu­men­ty” przyj­mu­ją często po­stać me­mów. Po­pu­lar­ny­mi przed­sta­wi­cie­la­mi tego ga­tun­ku są memy z Geo­r­ge’em Or­wel­lem. Na po­zór trud­no o lep­sze­go kan­dy­da­ta do ob­na­ża­nia le­wi­co­wych ab­sur­dów. Uzna­ny pi­sarz, któ­ry w po­wie­ści Rok 1984 zo­bra­zo­wał, co się dzie­je, gdy to­ta­li­tar­ne pań­stwo chce urządzać lu­dziom ży­cie i za­kła­mu­je rze­czy­wi­sto­ść. Jest tyl­ko je­den pro­blem…

Or­well nie zno­sił to­ta­li­ta­ry­zmów wszel­kiej ma­ści, to praw­da, ale jed­no­cze­śnie sam był le­wi­cow­cem, mało tego, po­pie­rał so­cja­lizm, co w pol­skiej hie­rar­chii le­wi­co­wych nie­do­rzecz­no­ści pla­su­je się na­wet wy­żej. „Ka­żda li­nij­ka ka­żde­go po­wa­żne­go utwo­ru, jaki stwo­rzy­łem od 1936 roku, była na­pi­sa­na po­śred­nio lub bez­po­śred­nio prze­ciw­ko to­ta­li­ta­ry­zmo­wi i za de­mo­kra­tycz­nym so­cja­li­zmem, jak go ro­zu­mia­łem”– de­kla­ro­wał Or­well w te­kście Dla­cze­go pi­szę.

Gdy­by cho­dzi­ło tyl­ko o Or­wel­la, by­ła­by to le­d­wie cie­ka­wost­ka. Ot, część lu­dzi w za­pa­le do oba­la­nia „le­wac­kich wy­my­słów” wzięła na sztan­da­ry czło­wie­ka, któ­ry miał do tych wy­my­słów spo­ro sym­pa­tii. Nie ta­kie po­my­łki zda­rza­ją się w po­śpie­chu. Tyle że ten ro­dzaj nie­pa­mięci – czy­li za­po­mi­na­nia o przy­wiąza­niu zna­nych i ce­nio­nych oso­bi­sto­ści do le­wi­co­wych idei – nie do­ty­czy je­dy­nie Or­wel­la.

We­źmy Mar­ti­na Lu­the­ra Kin­ga – iko­nę wal­ki o pra­wa Afro­ame­ry­ka­nów. Dziś jest on przed­sta­wia­ny jako wiel­ki mów­ca, któ­ry po pro­stu wal­czył w słusz­nej spra­wie. Tak słusz­nej, że nie­mal apo­li­tycz­nej. Je­śli już trze­ba by go gdzieś przy­pi­sać, to do zwo­len­ni­ków de­mo­kra­cji li­be­ral­nej. Sam King pod­kreś­lał na­to­miast, że ser­ce ma po le­wej stro­nie. Nie tyl­ko w kwe­stii praw mniej­szo­ści, lecz ta­kże w spra­wach go­spo­dar­czych. Za­pew­ne więk­szo­ść z was ko­ja­rzy marsz na Wa­szyng­ton z 1963 roku. To tam pa­dły słyn­ne sło­wa Kin­ga: „Mam ma­rze­nie”. Mniej osób wie, jak brzmia­ła pe­łna na­zwa tego wy­da­rze­nia – „Marsz na Wa­szyng­ton dla miejsc pra­cy i wol­no­ści”. Je­den z jego głów­nych po­stu­la­tów do­ty­czył pod­nie­sie­nia pła­cy mi­ni­mal­nej. King uwa­żał, że wal­ka o wol­no­ści oby­wa­tel­skie i wal­ka o pra­wa pra­cow­ni­cze są ze sobą ściś­le po­wiąza­ne. O swo­ich sym­pa­tiach po­li­tycz­nych mó­wił zaś tak: „Na­zwij­cie to de­mo­kra­cją albo de­mo­kra­tycz­nym so­cja­li­zmem, ale nasz kraj po­trze­bu­je lep­sze­go po­dzia­łu bo­gac­twa dla wszyst­kich bo­żych dzie­ci”.

Ten ro­dzaj nie­pa­mięci do­ty­czy ta­kże pol­skiej hi­sto­rii. Le­wi­co­wa par­tia Ra­zem za­miesz­cza raz w roku li­stę po­stu­la­tów. Oto nie­któ­re z nich:

– Uspo­łecz­nie­nie wła­sno­ści wiel­ko­ka­pi­ta­li­stycz­nej i zor­ga­ni­zo­wa­nie spra­wie­dli­we­go po­dzia­łu do­cho­du spo­łecz­ne­go.

– Za­pew­nie­nie ma­som pra­cu­jących wspó­łkie­row­nic­twa i kon­tro­li nad go­spo­dar­ką.

– Swo­bo­da wal­ki dla kla­sy ro­bot­ni­czej o jej pra­wa w ra­mach nie­skrępo­wa­ne­go ru­chu za­wo­do­we­go.

Za ka­żdym ra­zem li­sta ta wy­wo­łu­je nie­ma­łe obu­rze­nie. Pa­da­ją, jak zwy­kle przy ta­kich oka­zjach, oska­rże­nia o ko­mu­nizm. W rze­czy­wi­sto­ści nie są to po­stu­la­ty Ra­zem, lecz frag­ment Te­sta­men­tu Pol­ski Wal­czącej. Zo­stał on uchwa­lo­ny w 1945 roku przez Radę Jed­no­ści Na­ro­do­wej i był ofi­cjal­nym pro­te­stem prze­ciw prze­jęciu wła­dzy przez Związek Ra­dziec­ki. Po­dob­nie jak w przy­pad­ku Or­wel­la i Kin­ga lu­dzie obu­rze­ni tą li­stą za­zwy­czaj nie zna­ją kon­tek­stu hi­sto­rycz­ne­go. W Pol­sce mało się mówi o tym, że w la­tach przed­wo­jen­nych le­wi­co­we, a na­wet so­cja­li­stycz­ne idee były wy­zna­wa­ne nie tyl­ko przez ko­mu­ni­stów.

Mo­żna dłu­go ciągnąć tę wy­li­czan­kę. Na przy­kład do­da­jąc do niej Jó­ze­fa Pi­łsud­skie­go, człon­ka Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej, któ­re­mu „am­pu­to­wa­no pół ży­cio­ry­su, dzięki cze­mu sta­je się nie­mal na­ro­do­wo-kon­ser­wa­tyw­nym en­de­kiem”, jak pi­sze An­drzej Frisz­ke. Za­trzy­maj­my się jed­nak, by uprze­dzić mo­żli­we nie­po­ro­zu­mie­nie. Nie po­da­ję tych przy­kła­dów, żeby pod­su­mo­wać je trium­fal­ną pu­en­tą: zo­bacz­cie, sko­ro Tak Wiel­kie Po­sta­cie były po stro­nie le­wi­cy, to zna­czy, że le­wi­ca ma ra­cję. Ka­żda for­ma­cja ide­owa może się po­chwa­lić po­par­ciem zna­nych i ce­nio­nych osób. A fakt by­cia wiel­kim pi­sa­rzem, na­ukow­cem, ak­ty­wi­stą czy na­wet bo­ha­te­rem wo­jen­nym nie daje żad­nej gwa­ran­cji, że taka oso­ba ma sen­sow­ne po­glądy po­li­tycz­ne. Psy­cho­lo­go­wie od daw­na ostrze­ga­ją nas przed efek­tem halo, zwa­nym też efek­tem au­re­oli, czy­li na­szą ten­den­cją do tego, żeby ja­kąś po­zy­tyw­ną (lub ne­ga­tyw­ną) ce­chę da­ne­go czło­wie­ka rzu­to­wać na całą jego oso­bo­wo­ść.

In­te­re­su­jące jest coś in­ne­go – że tak wie­lu lu­dzi nie wie o le­wi­co­wych sym­pa­tiach ró­żnych po­sta­ci hi­sto­rycz­nych czy ugru­po­wań. Na­zwij­my to w skró­cie po­li­tycz­ną nie­pa­mięcią. Skąd się ona bie­rze? Czy to spi­sek ma­jący na celu wy­kreś­le­nie le­wi­cy z hi­sto­rii? Oczy­wi­ście nie ma żad­ne­go spi­sku. Lu­dzie od­po­wie­dzial­ni za wy­twa­rza­nie i sze­rze­nie wie­dzy hi­sto­rycz­nej – au­to­rzy książek, przed­sta­wi­cie­le me­diów, pe­da­go­dzy – nie ze­bra­li się w se­kret­nym ga­bi­ne­cie, by za­wrzeć umo­wę, że nie będą od­da­wać hi­sto­rycz­nych za­sług le­wi­cy. Owa nie­pa­mięć nie jest też jed­nak dzie­łem przy­pad­ku. W grę wcho­dzi kil­ka ten­den­cji, któ­re wpraw­dzie nie są wy­ni­kiem zmo­wy, ale mó­wią co nie­co o do­mi­nu­jących we wspó­łcze­snej kul­tu­rze po­glądach na hi­sto­rię.

Pierw­sza z tych ten­den­cji wiąże się z na­szy­mi wy­obra­że­nia­mi na te­mat zmian spo­łecz­nych – z ugrzecz­nie­niem hi­sto­rii. King jest tu do­sko­na­łym przy­kła­dem. Dziś uró­sł on do roli sym­bo­lu pro­te­stów na rzecz praw czło­wie­ka i praw oby­wa­tel­skich. Stał się kimś w ro­dza­ju wzo­ro­we­go ak­ty­wi­sty – ide­ału, do któ­re­go wszy­scy po­win­ni dążyć. To wy­nie­sie­nie go do po­zy­cji iko­ny mia­ło jed­nak swo­ją cenę. Trze­ba było ocio­sać po­stać Kin­ga ze wszyst­kie­go, co mo­gło­by oka­zać się na­zbyt kon­tro­wer­syj­ne. To tro­chę jak z se­ria­la­mi czy fil­ma­mi skie­ro­wa­ny­mi do ca­łych ro­dzin. Nie po­ru­sza się w nich dra­żli­wych te­ma­tów po­li­tycz­nych, by unik­nąć ry­zy­ka, że część wi­dow­ni zra­zi się do pro­duk­cji będącej na kur­sie ko­li­zyj­nym z jej świa­to­po­glądem. A opo­wia­da­nie się za „so­cja­li­zmem”, cho­ćby i „de­mo­kra­tycz­nym”, jak to ro­bił King, z pew­no­ścią ła­pie się do ru­brycz­ki „dra­żli­we po­glądy”. Szcze­gól­nie w ta­kich kra­jach jak Sta­ny Zjed­no­czo­ne, gdzie sło­wo na „s” ucho­dzi za ozna­kę nie­bez­piecz­ne­go ra­dy­ka­li­zmu. Za­częło się to zmie­niać do­pie­ro ostat­nio, na co wska­zu­ją po­pu­lar­no­ść Ber­nie­go San­der­sa czy Ale­xan­drii Oca­sio-Cor­tez, a ta­kże wy­ni­ki son­da­ży prze­pro­wa­dzo­nych wśród mło­dzie­ży, któ­rej ety­kiet­ka so­cja­li­zmu ko­ja­rzy się le­piej niż star­szym po­ko­le­niom.

Ocio­sy­wa­nie po­sta­ci Kin­ga z nie­wy­god­nych kra­wędzi wy­kra­cza poza kwe­stię so­cja­li­zmu. Kie­dyś przy­go­to­wy­wa­łem tekst na te­mat pol­skie­go Straj­ku Ko­biet. Pro­te­stu­jące ko­bie­ty ciągle oska­rża­no o wul­ga­ryzm, ra­dy­ka­lizm i nie­sku­tecz­no­ść. Spraw­dzi­łem więc, jak to było w przy­pad­ku in­nych słyn­nych ru­chów kon­te­sta­cyj­nych, na przy­kład tego, któ­re­mu prze­wo­dził King. Wspó­łcze­sna kul­tu­ra pod­su­wa nam ob­raz na­tchnio­ne­go pa­sto­ra – jego głów­nym orężem mia­ły być wznio­słe prze­mo­wy, za­wsze wy­pe­łnio­ne po­zy­tyw­nym prze­sła­niem i po­zba­wio­ne śla­dów agre­sji. Ta­kie po­de­jście mu­sia­ło prze­ma­wiać do ka­żdej roz­sąd­nej i umiar­ko­wa­nej oso­by, praw­da? W rze­czy­wi­sto­ści było ina­czej. Kin­ga uwa­ża­no po­wszech­nie za ra­dy­ka­ła. Or­ga­ni­zo­wa­ne przez nie­go ma­ni­fe­sta­cje, któ­re dziś ucho­dzą za przy­kład „grzecz­nych”, „po­god­nych” i „sku­tecz­nych” form pro­te­stu, wca­le nie cie­szy­ły się tak do­brą re­pu­ta­cją. Rok po mar­szu na Wa­szyng­ton In­sty­tut Gal­lu­pa za­dał miesz­kań­com USA py­ta­nie, co sądzą o ma­so­wych de­mon­stra­cjach jako spo­so­bie wal­ki o pra­wa Afro­ame­ry­ka­nów. Aż 74 pro­cent an­kie­to­wa­nych od­po­wie­dzia­ło, że ta­kie mar­sze bar­dziej szko­dzą, niż po­ma­ga­ją. King wie­dział, jak lu­dzie od­bie­ra­ją jego dzia­łal­no­ść, i nie krył wy­wo­ła­nej tym fru­stra­cji. Wy­ra­ził ją między in­ny­mi w słyn­nym li­ście z więzie­nia w Bir­ming­ham, pe­łnym gorz­kich słów pod ad­re­sem „umiar­ko­wa­nych bia­łych”, któ­rzy „pa­ter­na­li­stycz­nie wie­rzą, że mogą usta­lać har­mo­no­gram wol­no­ści in­ne­go czło­wie­ka”.

Wszyst­ko to pie­czo­ło­wi­cie wy­ma­za­li­śmy z na­szej pa­mięci kul­tu­ro­wej. Zo­stał ob­raz wiel­kie­go mów­cy, ra­do­snych mar­szów i prze­jęte­go spo­łe­czeństwa. Mag­gie Astor, dzien­ni­kar­ka „New York Ti­me­sa”, pod­kre­śla, że to ty­po­wy wzór od­bio­ru ru­chów oby­wa­tel­skich. Naj­pierw przed­sta­wia się je jako ra­dy­kal­ne i nie­bez­piecz­ne, kła­dąc na­cisk na naj­bar­dziej skraj­ne prze­ja­wy ich dzia­łal­no­ści. Kie­dy dany ruch od­nie­sie zwy­cięstwo, nar­ra­cja gwa­łtow­nie się zmie­nia. Na­gle pod­kre­śla się to, co w tym ru­chu było naj­bar­dziej wznio­słe i krze­piące. Na przy­kład prze­mo­wy na te­mat ma­rzeń. Tak wy­ide­ali­zo­wa­ny ob­raz prze­szło­ści słu­ży pó­źniej do kry­ty­ki wspó­łcze­snych pro­te­stu­jących. Cze­mu mu­si­cie być tacy agre­syw­ni? Dla­cze­go nie we­źmie­cie przy­kła­du z naj­więk­szych, z lu­dzi ta­kich jak Mar­tin Lu­ther King, któ­rzy za­wsze łączy­li, za­miast dzie­lić, i po­tra­fi­li zdo­być po­wszech­ną sym­pa­tię? – py­ta­ją kry­ty­cy.

Lu­kro­wa­nie wi­ze­run­ku ru­chów spo­łecz­nych spra­wia, że za­po­mi­na­my o wszyst­kim tym, co w tych ru­chach nie­do­sta­tecz­nie cen­tro­we, grzecz­ne, straw­ne dla ma­so­we­go od­bior­cy. Kie­dy lu­dzie pa­mięta­ją głów­nie, że King miał ja­kieś ma­rze­nie, to trud­no przy­pi­sać go do ja­kiej­kol­wiek opcji po­li­tycz­nej. Le­wi­ca tra­ci na tym szcze­gól­nie. Z pro­ste­go po­wo­du: ru­chy spo­łecz­ne są często na­pędza­ne le­wi­co­wy­mi war­to­ścia­mi, ta­ki­mi jak wal­ka z dys­kry­mi­na­cją. Ocio­sy­wa­nie ich z kon­tro­wer­sji po­li­tycz­nych po­le­ga więc w prak­ty­ce na ocio­sy­wa­niu ich z le­wi­co­wych kan­tów.

Inna ten­den­cja, któ­ra nie sprzy­ja pie­lęgno­wa­niu le­wi­co­wej hi­sto­rii, to ryn­ko­wa nar­ra­cja po­stępu. Wszy­scy two­rzy­my so­bie opo­wie­ści na te­mat wła­sne­go ży­cia. Fi­lo­zo­fo­wie pod­kre­śla­ją to od daw­na, a od pew­ne­go cza­su przy­cho­dzą im w su­kurs psy­cho­lo­go­wie i przed­sta­wi­cie­le in­nych dys­cy­plin, jak li­te­ra­tu­ro­znaw­cy za­in­te­re­so­wa­ni nar­ra­to­lo­gią. Świat jest zło­żo­ny, a ka­żde­go dnia do­cie­ra­ją do nas ty­siące sy­gna­łów, często sprzecz­nych. Ła­two po­gu­bić się w tym cha­osie, ła­two za­tra­cić po­czu­cie sen­su. Opo­wie­ści po­ma­ga­ją nam upo­rząd­ko­wać ten cha­os. Pe­łnią funk­cję sen­so­twór­czą.

Po­dob­ny me­cha­nizm dzia­ła na po­zio­mie ca­łych spo­łe­czeń­stw. Ka­żda wspól­no­ta po­trze­bu­je spo­so­bu na upo­ra­nie się z przy­tła­cza­jącą mno­go­ścią zda­rzeń w hi­sto­rii. Wci­śnięcie dzie­jów świa­ta w ramy ja­kie­jś opo­wie­ści jest ta­kim spo­so­bem. Może to być opo­wie­ść o po­stępie. Jak ona wy­gląda w kra­jach za­chod­nich? Mniej więcej tak: wszyst­ko, co naj­lep­sze w ostat­nich kil­ku­set la­tach, za­wdzięcza­my ka­pi­ta­li­zmo­wi, czy­li po­łącze­niu wła­sno­ści pry­wat­nej i wol­ne­go ryn­ku. Do­pro­wa­dził on do nie­by­wa­łe­go wzro­stu go­spo­dar­cze­go i po­stępu tech­nicz­ne­go. To prze­ło­ży­ło się zaś na do­bro­byt dla mi­liar­dów lu­dzi. Tam, gdzie ka­pi­ta­lizm po­łączył się z de­mo­kra­cją, do­szło też do ogrom­ne­go po­stępu w kwe­stii praw czło­wie­ka.

To zna­na opo­wie­ść. Jej po­szcze­gól­ne wer­sje mogą się odro­bi­nę ró­żnić, ale sed­no po­zo­sta­je to samo: spon­ta­nicz­ne pro­ce­sy ryn­ko­we są naj­lep­szym gwa­ran­tem do­bro­by­tu. W swo­im stresz­cze­niu na­pi­sa­łem ostro­żnie, że po­stęp spo­łecz­ny (pra­wa czło­wie­ka) jest efek­tem po­łącze­nia wol­ne­go ryn­ku i de­mo­kra­cji. Nie­któ­re wa­ria­cje tej opo­wie­ści za­wie­ra­ją na­wet moc­niej­szą tezę, mia­no­wi­cie, że ów po­stęp wy­ni­ka bez­po­śred­nio ze spon­ta­nicz­nych pro­ce­sów ryn­ko­wych. „Praw­dzi­wy po­stęp tech­nicz­ny, eko­no­micz­ny, a ta­kże spo­łecz­ny, któ­ry za­czął się mniej więcej 200 lat temu, był wy­ni­kiem spon­ta­nicz­nych, a na­wet cha­otycz­nych dzia­łań przed­siębior­ców, któ­rzy w po­go­ni za zy­skiem wy­twa­rza­li z co­raz więk­szą wy­daj­no­ścią, a więc co­raz tań­sze przed­mio­ty po­trzeb­ne spo­łe­czeń­stwu, przy­czy­nia­jąc się do wzro­stu ogól­ne­go bo­gac­twa” – twier­dzi Wi­told Ga­dom­ski, pu­bli­cy­sta „Ga­ze­ty Wy­bor­czej”.

Ryn­ko­wa nar­ra­cja po­stępu, po­dob­nie jak wszyst­kie inne opo­wie­ści tego typu, ma dwie ce­chy. Po pierw­sze, jest per­swa­zyj­na. Po dru­gie – se­lek­tyw­na.

Za­cznij­my od per­swa­zyj­no­ści. Psy­cho­lo­go­wie słusz­nie pod­kre­śla­ją, że mamy ten­den­cję do pod­da­wa­nia się uro­ko­wi spój­nych hi­sto­rii. Szcze­gól­nie gdy pa­su­ją one do kszta­łtu­jących na­sze my­śle­nie ste­reo­ty­pów. Po­ka­zu­ją to cho­ćby wy­ni­ki ame­ry­kań­skie­go eks­pe­ry­men­tu, któ­re­go uczest­ni­cy za­po­zna­wa­li się z na­stępu­jącą mi­ni­bio­gra­fią: „Lin­da ma trzy­dzie­ści je­den lat, jest nie­za­mężna, wy­ga­da­na i bar­dzo in­te­li­gent­na. Skoń­czy­ła fi­lo­zo­fię. Na stu­diach bar­dzo się an­ga­żo­wa­ła w zwal­cza­nie dys­kry­mi­na­cji i pro­mo­wa­nie spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej, a ta­kże bra­ła udział w de­mon­stra­cjach prze­ciw ener­gii jądro­wej”. Oso­by bio­rące udział w eks­pe­ry­men­cie po­pro­szo­no o od­po­wie­dź na py­ta­nie, czym ich zda­niem obec­nie zaj­mu­je się Lin­da. Do wy­bo­ru było kil­ka mo­żli­wo­ści, któ­re na­le­ża­ło usze­re­go­wać we­dle ich praw­do­po­do­bień­stwa. Twór­ców eks­pe­ry­men­tu in­te­re­so­wa­ły szcze­gól­nie dwie opcje: „Lin­da jest ka­sjer­ką ban­ko­wą” oraz „Lin­da jest ka­sjer­ką ban­ko­wą i dzia­ła w ru­chu fe­mi­ni­stycz­nym”. Co za­ska­ku­jące, więk­szo­ść osób uzna­ła, że opcja „ka­sjer­ka fe­mi­nist­ka” jest bar­dziej praw­do­po­dob­na niż opcja „ka­sjer­ka”. To o tyle dziw­ny wy­bór, że prze­cież ła­twiej jest spe­łnić je­den wa­ru­nek (by­cie ka­sjer­ką) niż dwa (by­cie ka­sjer­ką i dzia­ła­nie w ru­chu fe­mi­ni­stycz­nym jed­no­cze­śnie). Opo­wie­ść o Lin­dzie była jed­nak tak do­bra – czy­taj: tak bar­dzo pa­so­wa­ła do ste­reo­ty­po­wych wy­obra­żeń o fe­mi­nist­kach – że duża część uczest­ni­ków eks­pe­ry­men­tu nie mo­gła się po­wstrzy­mać przed wy­bo­rem tej dru­giej mo­żli­wo­ści.

Zbyt­nie za­ufa­nie do do­brej opo­wie­ści bywa zwod­ni­cze. A opo­wie­ść o wol­nym ryn­ku jako mo­to­rze po­stępu jest bar­dzo do­bra. Nie tyl­ko pod­su­wa nam spój­ną hi­sto­rię, ale ta­kże za­wie­ra w so­bie więcej niż ziar­no praw­dy. Na przy­kład nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że ostat­nie kil­ka­set lat przy­nio­sło ogrom­ny po­stęp dla wie­lu państw. Praw­dą jest rów­nież to, że kra­je te były ka­pi­ta­li­stycz­ne, acz­kol­wiek to sło­wo, jak się jesz­cze prze­ko­na­my, może ozna­czać wie­le rze­czy. Nie zmie­nia to jed­nak fak­tu, że jest to opo­wie­ść se­lek­tyw­na. Pew­ne wy­da­rze­nia zo­sta­ją w niej po­mi­nięte.

Nie ma w tej hi­sto­rii sło­wa o ru­chach pra­cow­ni­czych, któ­re dłu­go i ciężko wal­czy­ły o to, by owo­ce po­stępu nie tra­fia­ły tyl­ko do rąk garst­ki uprzy­wi­le­jo­wa­nych osób. Przez wie­le de­kad ka­pi­ta­lizm ozna­czał dla ro­bot­ni­ków dłu­gie go­dzi­ny pra­cy, brak urlo­pów, brak pod­sta­wo­wych za­sad bez­pie­czeń­stwa w fa­bry­kach, brak za­bez­pie­czeń so­cjal­nych, brak pła­cy mi­ni­mal­nej, brak pra­wa zrze­sza­nia się w związ­kach za­wo­do­wych. Ryn­ko­wa opo­wie­ść o po­stępie su­ge­ru­je, że te rze­czy po­ja­wi­ły się w pew­nym mo­men­cie spon­ta­nicz­nie. Gdy kapi­ta­li­stycz­na ma­chi­na wy­two­rzy­ła już wy­star­cza­jącą ilo­ść bo­gac­twa, to jego część za­częła ska­py­wać do pra­cow­ni­ków. Wła­ści­wie ni­g­dy tak nie było – pra­cow­ni­cy mu­sie­li wy­wal­czyć te pra­wa, nie cze­ka­li, aż przyj­dą same z sie­bie w od­po­wied­nim mo­men­cie dzie­jów. Ich zma­ga­nia by­wa­ły zaś dra­ma­tycz­ne. Prze­gląda­li­ście kie­dyś re­la­cje z naj­więk­szych straj­ków ame­ry­kań­skich z po­cząt­ku XX wie­ku? Bar­dzo po­ucza­jąca lek­tu­ra. Wie­le z nich koń­czy­ło się po­wa­żny­mi oka­le­cze­nia­mi, a na­wet śmier­cią części pro­te­stu­jących. I nic dziw­ne­go. Wła­ści­cie­le fa­bryk wy­sy­ła­li na ro­bot­ni­ków nie tyl­ko po­li­cję, lecz ta­kże Gwar­dię Na­ro­do­wą. Naj­wy­ra­źniej ów­cześ­ni ka­pi­ta­li­ści nie wie­dzie­li, że czas doj­rzał, a ry­nek i spon­ta­nicz­na ry­wa­li­za­cja pro­wa­dzą nie­uchron­nie w stro­nę lep­szych wa­run­ków pra­cy.

Po­dob­nie z in­ny­mi gru­pa­mi spo­łecz­ny­mi. Ga­dom­ski może opo­wia­dać, że po­stęp za­wdzięcza­my ryn­ko­wi, ale ak­ty­wi­ści mają do opo­wie­dze­nia inną hi­sto­rię. Tak jak pra­cow­ni­cy, mu­sie­li oni te pra­wa w imie­niu nie­uprzy­wi­le­jo­wa­nych grup wy­dzie­rać. Ni­g­dy nie zda­rzy­ło im się usły­szeć z ust władz czy warstw do­mi­nu­jących, że na­de­szła wła­ści­wa pora, że w koń­cu spon­ta­nicz­ne pro­ce­sy przy­nio­sły spe­łnie­nie ich po­stu­la­tów. Było wręcz prze­ciw­nie. Raz jesz­cze od­daj­my głos Kin­go­wi:

Dzięki bo­le­sne­mu do­świad­cze­niu wie­my, że opraw­ca ni­g­dy nie daje wol­no­ści sam z sie­bie; uci­ska­ni mu­szą się jej do­ma­gać. Szcze­rze mó­wiąc, nie bra­łem jesz­cze udzia­łu w kam­pa­nii, któ­ra z punk­tu wi­dze­nia lu­dzi nie­od­czu­wa­jących na wła­snej skó­rze okru­cień­stwa se­gre­ga­cji od­by­wa­ła­by się „w od­po­wied­nim mo­men­cie”. Od lat sły­szę sło­wo „cze­kaj!”. Ka­żdy czar­ny je zna. To „cze­kaj” pra­wie za­wsze ozna­cza „ni­g­dy”.

Kie­dy od­ko­pie­my wszyst­kie frag­men­ty hi­sto­rii wy­rzu­co­ne z ryn­ko­wej nar­ra­cji po­stępu, do­strze­że­my na­gle, że le­wi­co­we ru­chy i par­tie ode­gra­ły swo­ją rolę w ca­łym pro­ce­sie.

Ostat­nim po­wo­dem hi­sto­rycz­nej nie­pa­mięci jest… hi­sto­rycz­na pa­mięć. A do­kład­niej pa­mięć o dwu­dzie­sto­wiecz­nym ko­mu­ni­zmie. To ce­cha kra­jów ta­kich jak Pol­ska, któ­ry­mi rządzi­ły au­to­ry­tar­ne wła­dze od­wo­łu­jące się do le­wi­co­wych idei. Pa­mięć o ne­ga­tyw­nych skut­kach tych rządów jest tak sil­na, że spy­cha w nie­byt całą resz­tę hi­sto­rii świa­ta. A ta­kże zło­żo­no­ść sa­mej PRL, któ­ra mimo oczy­wi­stych wad i nie­wy­dol­no­ści, nie była ba­śnio­wym kró­le­stwem mro­ku. Na przy­kład eko­no­mi­sta Mar­cin Piąt­kow­ski uwa­ża, że Pol­ska Lu­do­wa po­mo­gła w bu­do­wie ka­pi­ta­li­zmu, bo znio­sła ró­żne struk­tu­ry feu­dal­ne, na któ­rych ni­g­dy nie uda­ło­by się po­sta­wić no­wo­cze­sne­go ka­pi­ta­li­stycz­ne­go pań­stwa. Je­śli cho­dzi zaś o hi­sto­rię świa­ta, ist­nie­je wie­le kra­jów, na przy­kład w Ame­ry­ce Po­łu­dnio­wej, choć nie tyl­ko, któ­re w XX wie­ku zma­ga­ły się nie z re­żi­ma­mi ko­mu­ni­stycz­ny­mi, lecz pra­wi­co­wy­mi. U nas wszędzie wpy­cha­no Mark­sa, tam go cen­zu­ro­wa­no, u nas po­pe­łnia­no zbrod­nie w imię idei ko­mu­ni­stycz­nych, tam w imię wal­ki z tymi ide­ami. W In­do­ne­zji pod­czas an­ty­ko­mu­ni­stycz­nej czyst­ki wy­mor­do­wa­no mi­lio­ny lu­dzi.

Cała ta zło­żo­no­ść świa­ta nie­ste­ty gi­nie w uprosz­czo­nej nar­ra­cji o hi­sto­rii, w któ­rej głów­nym, a na­wet je­dy­nym punk­tem od­nie­sie­nia sta­je się rze­czy­wi­sto­ść pe­ere­low­ska.

Do dziś ró­żne le­wi­co­we idee pró­bu­je się w Pol­sce no­kau­to­wać ar­gu­men­ta­mi, że to po­my­sły ro­dem z PRL-u – w wer­sji de­li­kat­nej, bo często są to ar­gu­men­ty moc­niej­sze, od­wo­łu­jące się do sta­li­now­skich lub ma­oistow­skich zbrod­ni. Wy­ższe po­dat­ki dla naj­za­mo­żniej­szych, hoj­niej­sza po­li­ty­ka so­cjal­na, pró­by ure­gu­lo­wa­nia ryn­ku – ka­żda tego typu pro­po­zy­cja skut­ku­je po­rów­na­nia­mi do Pol­ski Lu­do­wej lub Związ­ku Ra­dziec­kie­go. Do pew­ne­go stop­nia to zro­zu­mia­łe, że PRL jest ciągle ży­wot­nym te­ma­tem. Duża część ży­cia wie­lu dzi­siej­szych po­li­ty­ków, dzien­ni­ka­rzy czy wła­ści­cie­li me­diów przy­pa­da wła­śnie na ten czas. A wszy­scy lu­bi­my od­wo­ły­wać się do wła­snych do­świad­czeń, by oce­nić sen­sow­no­ść da­ne­go roz­wiąza­nia. Nie zmie­nia to fak­tu, że war­to ro­zej­rzeć się wo­kół sie­bie i spoj­rzeć na świat sze­rzej – nie tyl­ko przez pry­zmat kil­ku po­ko­leń Po­la­ków, któ­re funk­cjo­no­wa­ły w daw­nym sys­te­mie i mają dziś ogrom­ny wpływ na opi­nię pu­blicz­ną.

Po­trzeb­ne jest nam „dru­gie po­że­gna­nie z PRL”. Pierw­sze było po­li­tycz­ne i na­stąpi­ło w 1989 roku. Na­stęp­ne po­win­no być men­tal­ne. Cho­dzi o to, by­śmy prze­sta­li trak­to­wać pe­ere­low­ski sys­tem jako głów­ny punkt od­nie­sie­nia do oce­nia­nia wzy­wań i za­gro­żeń w XXI wie­ku.

Jak to zro­bić? Na do­bry po­czątek wy­star­czy po­zbyć się efek­tow­nych, ale skraj­nie uprosz­cza­jących ciągów my­ślo­wych. Mam na my­śli „ar­gu­men­ty” w ro­dza­ju: wy­ższe po­dat­ki dla naj­bo­gat­szych to po­my­sł le­wi­co­wy, le­wi­ca to so­cja­lizm, a so­cja­lizm mie­li­śmy w cza­sach PRL i nie wy­szło. Uzu­peł­nie­niem tego ciągu jest „ar­gu­ment”: ni­skie po­dat­ki są roz­wiąza­niem wol­no­ryn­ko­wym, wol­ny ry­nek to ka­pi­ta­lizm, naj­bo­gat­sze pań­stwa na świe­cie są ka­pi­ta­li­stycz­ne, więc mu­si­my iść ich śla­da­mi. Przede wszyst­kim war­to za­dać so­bie py­ta­nie, o ja­kim ka­pi­ta­li­zmie mó­wi­my? To nie jest tak, że do lat dzie­więćdzie­siątych XX wie­ku świat dzie­lił się na dwa obo­zy: so­cja­li­stycz­ny Związek Ra­dziec­ki (Kuba, Chi­ny i tak da­lej) oraz skraj­nie an­ty­so­cja­li­stycz­ny Za­chód. Kra­je za­chod­nie, któ­re lu­bi­my sta­wiać jako ka­pi­ta­li­stycz­ny wzór, chęt­nie sięga­ły po roz­wiąza­nia ety­kie­to­wa­ne dziś jako „so­cja­li­stycz­ne”.

Zno­wu, zbyt często o tym za­po­mi­na­my. Pa­weł Ko­by­liń­ski – były po­seł – na wie­ść, że wspo­mnia­na już Ale­xan­dria Oca­sio-Cor­tez pro­po­nu­je w USA sie­dem­dzie­sięcio­pro­cen­to­wą staw­kę po­dat­ko­wą dla naj­bo­gat­szych, la­men­to­wał, że to so­cja­li­stycz­ny wy­my­sł. Tak na­praw­dę by­łby to po­wrót do cza­sów na­zy­wa­nych „zło­tą epo­ką ka­pi­ta­li­zmu”, czy­li do lat pięćdzie­siątych i sze­śćdzie­siątych XX wie­ku. Naj­wy­ższa staw­ka po­dat­ku do­cho­do­we­go do­cho­dzi­ła wte­dy mo­men­ta­mi do 90 pro­cent, a ame­ry­kań­ska go­spo­dar­ka dy­na­micz­nie się roz­wi­ja­ła. Je­śli ktoś uwa­ża za­tem, że wy­ższe po­dat­ki dla naj­bo­gat­szych to „so­cja­lizm”, trze­ba uznać, że Sta­ny Zjed­no­czo­ne bu­do­wa­ły swój do­bro­byt na so­cja­li­zmie, a nie na ka­pi­ta­li­zmie. W rze­czy­wi­sto­ści był to po pro­stu kraj ka­pi­ta­li­stycz­ny sięga­jący po środ­ki szu­flad­ko­wa­ne jako prze­jaw so­cja­li­zmu. Po­dob­nie ro­bi­ło wie­le kra­jów w Eu­ro­pie, sta­wia­jących na ta­kie „so­cja­li­stycz­ne” roz­wiąza­nia, jak pu­blicz­na ochro­na zdro­wia, roz­bu­do­wa pro­gra­mów po­mo­cy spo­łecz­nej czy re­gu­la­cje ryn­ko­we. Wszyst­kie te sub­tel­no­ści zni­ka­ją, gdy ja­kie­kol­wiek roz­wiąza­nie od­cho­dzące od wol­no­ryn­ko­wych do­gma­tów zo­sta­je zrów­na­ne z so­cja­li­zmem, a so­cja­lizm z Pol­ską Lu­do­wą lub Związ­kiem Ra­dziec­kim. Tak uprosz­czo­na wer­sja hi­sto­rii prze­kła­da się po­tem na uprosz­czo­ny sto­su­nek do wy­zwań wspó­łcze­sno­ści. Przy­wo­ła­na wy­po­wie­dź Ko­by­liń­skie­go jest tego naj­lep­szym do­wo­dem.

Wy­mie­nio­ne po­wo­dy hi­sto­rycz­nej nie­pa­mięci mogą się ze sobą łączyć. Na przy­kład pa­mięć o dwu­dzie­sto­wiecz­nym ko­mu­ni­zmie idzie często w pa­rze z ryn­ko­wą hi­sto­rią po­stępu. Wi­dać to, gdy ktoś chce udo­wod­nić, że le­wi­co­we dzie­dzic­two – w szcze­gól­no­ści zaś so­cja­li­stycz­ne – to pa­smo klęsk. Ten ar­gu­ment opie­ra się często na pro­stej sztucz­ce re­to­rycz­nej. Je­śli coś złe­go dzie­je się w kra­ju rządzo­nym przez so­cja­li­stów bądź lu­dzi ko­ja­rzo­nych z so­cja­li­sta­mi, jest to bez­po­śred­nia wina so­cja­li­zmu; je­śli coś złe­go dzie­je się w kra­ju rządzo­nym przez wol­no­ryn­ko­wych en­tu­zja­stów, jest to wina zło­żo­nych oko­licz­no­ści, ale na pew­no nie ka­pi­ta­li­zmu czy wol­ne­go ryn­ku. Tym spo­so­bem zbrod­nie po­pe­łnia­ne w Związ­ku Ra­dziec­kim są wy­ni­kiem nie im­pe­ria­li­zmu, to­ta­li­ta­ry­zmu czy ko­lo­nial­nych za­pędów ka­sty rządzącej, ale so­cja­li­stycz­nych czy ko­mu­ni­stycz­nych idei. Ka­żda oso­ba o le­wi­co­wych po­glądach ma zaś obo­wiązek zmie­rzyć się z tym dzie­dzic­twem. Dzie­więt­na­sto­wiecz­ne zbrod­nie po­pe­łnia­ne przez Wiel­ką Bry­ta­nię mogą być z ko­lei wy­ni­kiem im­pe­ria­li­zmu, ko­lo­nia­li­zmu albo nie­for­tun­nym skut­kiem ubocz­nym po­stępu, ale w żad­nym ra­zie nie mają nic wspól­ne­go z ka­pi­ta­li­zmem czy wol­nym ryn­kiem. Naj­de­li­kat­niej­sza su­ge­stia, że wol­no­ryn­ko­wy en­tu­zja­sta ma tłu­ma­czyć się z tego dzie­dzic­twa, jest uwa­ża­na za ab­surd.

Je­że­li ktoś kon­se­kwent­nie sto­su­je ten spo­sób my­śle­nia, to doj­dzie do wnio­sku, że ka­pi­ta­lizm ma na kon­cie same suk­ce­sy, a ka­żda pró­ba ode­jścia od nie­go lub okie­łzna­nia go za po­mo­cą so­cjal­nych roz­wiązań koń­czy się tra­gicz­nie. Do­sko­na­łym przy­kła­dem sto­so­wa­nia tej lo­gi­ki są współ­czes­ne Chi­ny. Kie­dy zwo­len­ni­cy ka­pi­ta­li­zmu chcą się po­chwa­lić tym, jak sku­tecz­nie sys­tem ów zwal­cza ubó­stwo, chęt­nie wli­cza­ją do sta­ty­styk po­nad 800 mi­lio­nów Chiń­czy­ków wy­ciągniętych z bie­dy w ciągu ostat­nich kil­ku­dzie­sięciu lat. Kie­dy w Chi­nach dzie­je się coś złe­go, na przy­kład wy­bu­cha pan­de­mia, po­ja­wia­ją się gło­sy, że to wina rządzącej tam par­tii ko­mu­ni­stów. Nie­któ­rzy do­li­cza­ją na­wet ofia­ry pan­de­mii do „czar­nej księgi ko­mu­ni­zmu”. Wspó­łcze­sne Chi­ny są więc pań­stwem ka­pi­ta­li­stycz­nym, gdy dzie­je się tam coś do­bre­go, a ko­mu­ni­stycz­nym, gdy dzie­je się tam coś złe­go.

Raz jesz­cze – hi­sto­ria jest tro­chę bar­dziej skom­pli­ko­wa­na. Nie cho­dzi o to, że sze­ro­ko poj­mo­wa­na le­wi­ca nie ma so­bie nic do za­rzu­ce­nia. Pró­by bu­do­wa­nia pań­stw ko­mu­ni­stycz­nych w XX wie­ku były na­zna­czo­ne krwa­wy­mi zbrod­nia­mi. Nie­któ­rzy pró­bu­ją je lek­ce­wa­żyć, mó­wiąc, że to nie praw­dzi­wy ko­mu­nizm do nich do­pro­wa­dził. Z tech­nicz­ne­go punk­tu wi­dze­nia mają ra­cję – Związek Ra­dziec­ki nie przy­po­mi­nał książko­we­go ko­mu­ni­zmu, tak samo jak bry­tyj­skie ko­lo­nie nie przy­po­mi­na­ły książko­we­go ka­pi­ta­li­zmu. Trud­no jed­nak uciec od fak­tu, że ten „nie­praw­dzi­wy ko­mu­nizm” bu­do­wa­li lu­dzie po­wo­łu­jący się na ko­mu­ni­stycz­ne ide­ały (tak samo jak trud­no uciec od fak­tu, że ko­lo­nial­ne zbrod­nie po­pe­łnia­li lu­dzie po­wo­łu­jący się na ide­ały ka­pi­ta­li­stycz­ne). Z tej klęski na­le­ży wy­ciągnąć wnio­ski, a nie zby­wać ją mach­nięciem ręki. Od­po­wie­dzią na skraj­nie uprosz­czo­ną hi­sto­rię prze­ciw­ni­ków le­wi­cy, któ­rzy spro­wa­dza­ją więk­szo­ść le­wi­co­wych idei do ko­mu­ni­zmu, a ten do Sta­li­na, nie może być uda­wa­nie, że wszyst­ko w tym sys­te­mie było do­sko­na­łe.

Rzecz w tym, by pa­miętać, że le­wi­ca to coś da­le­ce więcej niż Le­nin, Sta­lin i Mao. Taki jest cel tej książki – za­ry­so­wa­nie bo­gac­twa le­wi­co­wych idei, a ta­kże przy­po­mnie­nie o ró­żno­rod­no­ści po­sta­ci, któ­re o nie wal­czy­ły i na­dal wal­czą. Nie cho­dzi tyl­ko o od­da­nie spra­wie­dli­wo­ści tej for­ma­cji ide­owej. Wy­li­cza­łem po­wo­dy hi­sto­rycz­nej nie­pa­mięci nie po to, by po­wie­dzieć: zo­bacz­cie, jaka bied­na i nie­do­ce­nia­na ta le­wi­ca. Może część z was prze­ko­na się do le­wi­cy pod wpły­wem tej lek­tu­ry, a część jest już do niej prze­ko­na­na i po pro­stu chce so­bie upo­rząd­ko­wać pew­ne spra­wy. Inni mogą uznać, że le­wi­co­we idee nie są dla nich. Albo że same idee są do­bre, go­rzej z wcie­la­niem ich w ży­cie. Re­ak­cje mogą być ró­żne, ale jed­na rzecz nie ule­ga dla mnie wąt­pli­wo­ści. Hi­sto­rycz­na nie­pa­mięć jest pro­ble­mem nie tyl­ko dla le­wi­cy, lecz ta­kże dla ka­żde­go, kto chce mieć mo­żli­wie sze­ro­ki ob­raz hi­sto­rii i wspó­łczes­no­ści. Le­wi­ca – czy się to nam po­do­ba, czy nie – wspó­łtwo­rzy­ła kszta­łt na­szych spo­łe­czeństw i wciąż to robi. Nie tyl­ko w Związ­ku Ra­dziec­kim czy Chi­nach, lecz ta­kże w kra­jach za­chod­nich, Pol­sce i in­nych za­kąt­kach świa­ta. Nie da się zro­zu­mieć tego świa­ta bez zro­zu­mie­nia, czym jest le­wi­ca.

------------------------------------------------------------------------

Ven­go – utwór Any Ti­jo­ux, chi­lij­sko-fran­cu­skiej pio­sen­kar­ki, któ­ra często umiesz­cza w swo­ich pio­sen­kach le­wi­co­we idee: do­po­mi­na się o spra­wie­dli­wo­ść dla kra­jów glo­bal­ne­go Po­łud­nia, o pra­wa ko­biet, mniej­szo­ści, a ta­kże pre­ka­ria­tu, lu­dzi ubo­gich i na ró­żne spo­so­by wy­klu­cza­nych eko­no­micz­nie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: