- promocja
- W empik go
Lichotki i proszek zmniejszający. Tom 10 - ebook
Lichotki i proszek zmniejszający. Tom 10 - ebook
Ups, zmniejszyłyśmy Lichotki!
Siostry Lidia i Iwona najbardziej na świecie nie znoszą brudu. Kiedy profesor Winiak opracowuje proszek do czyszczenia, który zmniejsza wszystko, co jest zakurzone, panie są zachwycone. W nocy próbują zmniejszyć wysypisko śmieci. I udaje się im! Lichotki budzą się rano malutkie i istnieje ryzyko, że zostaną schwytane przez lokalny cyrk pcheł. Ale nawet skurczone Lichotki się nie poddają i wciąż dostarczają ogromnych wrażeń!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-8953-7 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szmelc to miasteczko, w którym dobrze się żyło. Uczniowie mieli miłych nauczycieli, a w budce na rynku można było zjeść najlepsze lody czekoladowe pod słońcem. Zwłaszcza latem turyści chętnie odwiedzali to miasto, bo powietrze było tu świeże, a krajobrazy piękne.
Na ulicach spotykało się wielu ludzi w dobrych humorach, pozdrawiających się przyjaźnie. Nawet pan Mruczek, policjant, zawsze był przychylnie nastawiony. Czasami dzieci gwizdały na niego bezczelnie i krzyczały: „Mruczek-kruczek!”. Policjant celował w nich wtedy dla hecy wskazującym palcem i wołał: „Ręce do góry!”, a dzieci rozbiegały się wkoło, krzycząc z uciechy.
W Szmelcu ulice były czyste, a rosnące wzdłuż nich drzewa schludnie przycięte. Śmietniki opróżniano regularnie, mieszkańcy posłusznie segregowali śmieci, a odpadki wywożono na pobliskie wysypisko.
Jednym z najładniejszych budynków w Szmelcu był ozdobny ratusz. Zawsze wyglądał jak świeżo pomalowany, a w jego oknach wisiały kolorowe skrzynki pełne kwiatów.
„Chciałbym, żeby wszyscy się u nas dobrze czuli” – powtarzał zawsze burmistrz. – „Chcę, żeby Szmelc był przytulnym miejscem!”.
A najbardziej przytulnie było na obrzeżach miasta, gdzie znajdowało się swojsko cuchnące wysypisko śmieci.
To tam mieszkała rodzina Lichotków.
Tata-Lichotek brał akurat swoją codzienną kąpiel w śmieciach. Wylegiwał się w zardzewiałej wannie, całkowicie odprężony.
– Stęchłe wiatry, kurza stopka, piękne życie jest Lichotka! – powiedział.
Ziewnął, a pięć zamroczonych muszek wpadło bezwładnie do wanny, bo chuch Taty-Lichotka działał jak środek odurzający.
Obok niego, na obrzydliwym materacu, leżał Dziadek-Lichotek. Ułożył sobie na ramieniu kilka pcheł i próbował uczyć je sztuczek. Nie było to łatwe, bo pchełki były dużo mniej pojętne niż myszy i szczury, które tresował wcześniej.
Babcia-Lichotka siedziała na skrzyni po owocach przed wejściem do jaskini i karmiła najmłodsze Lichociątko skrawkami torebek foliowych. A Mama-Lichotka przygotowywała posiłek. Obiema rękami mieszała coś w głębokim garnku i podśpiewywała:
Zupa musi być treściwa,
dodam jeszcze ości chyba
i dla smaku trocin wrzucę,
tutaj trzeba mieć wyczucie.
– Kiedy w końcu będzie gotowe? – pytały Lichociątka. – Już nam burczy w brzuchach!
Stały w kałuży błota i rozmontowywały stary rower na części.
– Zrobisz nam makaron ze szprych? – zapytało jedno Lichociątko.
– Dobry pomysł – odparła Mama-Lichotka. – Wrzućcie je po prostu do zupy!
Lichotki chętnie jedzą takie niecodzienne dania. Szprychy od roweru wciągają jak spaghetti. Puszki, butelki, buty i cegły też pałaszują ze smakiem i nigdy nie bolą ich po tym brzuchy.
Jedynie świeże rzeczy i słodycze nie są dla nich. Nie smakują im, a poza tym wyskakują im po nich kolorowe plamy na całym ciele. Najbardziej lubią to, co zaśmierdłe, zgniłe albo zjełczałe.
W ogóle Lichotki są wyjątkowymi istotami. Dzięki swoim trzem uchorogom słyszą, jak mrówki kaszlą, a dżdżownice mlaskają. A za pomocą środkowego uchorogu rozumieją wszystkie języki świata. Ich zielona skóra przypomina w dotyku ośmiornicę, a włosy są sztywne jak druty.
Mięśnie mają jak ze stali i nawet małe Lichociątka potrafią rzucać ciężkimi oponami wysoko ponad wysypisko śmieci.
Lichotki uwielbiają deszcz, chętnie skaczą przed błotniste kałuże i nigdy się nie myją. Za to prukają i bekają, ile wlezie.
Gdy tylko przyjdzie im ochota, obchodzą upierdziny. Uwielbia je zwłaszcza Babcia-Lichotka, która potrafi świętować nawet trzy razy w tygodniu.
Wszystkie Lichotki dożywają sędziwego wieku. Czy to za sprawą niecodziennej diety? Dziadek-Lichotek ma już dziewięćset osiemdziesiąt pięć lat i nadal jest w świetnej formie. Lichociątka są bliźniakami i mają po czterdzieści pięć lat, a najmłodsze Lichociątko – dopiero dwanaście.
Rodzina Lichotków od jakiegoś czasu jest dosyć znana w okolicy. Do Szmelca przyjeżdżają często turyści, żeby zaspokoić swoją ciekawość i rzucić okiem na małe śmierdziuszki.
Naprawdę miło jest popatrzeć, jakie zadowolone z życia i zrelaksowane są Lichotki. Są szczęśliwą rodziną. Trzymają się razem, a jeśli zdarza im się czasem kłótnia, to nie trwa dłużej niż puszczenie bąka.
Mieszkańcy Szmelca już dawno przywykli do zalatujących Lichotków, a wielu było nawet dumnych z takiej lichociej atrakcji. Wszyscy lubili te przyjazne śmierdziuszki.
Wszyscy? No dobrze, prawie wszyscy.WALKA Z BRUDEM
Po drugiej stronie Szmelca stał kanarkowożółty domek.
Świeżo pomalowany płot chronił wypielęgnowany ogródek przed psami i innymi intruzami. Trawnik zawsze był równo przycięty i zagrabiony. Mlecze i stokrotki nie miały szans się na nim utrzymać. O to dbały zamieszkujące domek Lidia i Iwona.
Siostry mieszkały tam tylko we dwie. Nie były już najmłodsze, ale nadal w dobrej formie, a gęste włosy nosiły zawsze starannie ułożone.
Zwłaszcza Lidia, młodsza z sióstr, wyglądała w sumie całkiem sympatycznie. Jej kręcone włosy były gęste jak wełna, a błękitne oczy błyszczały jasno i czysto jak kostki lodu. Okrągła twarz sprawiała wrażenie przyjaznej, a gdy Lidia się uśmiechała, w różowych policzkach robiły jej się śmieszne dołeczki.
Ale siostry były okryte złą sławą i wielu mieszkańców Szmelca plotkowało za ich plecami. Bo zwykle widywano je ubrane w szare robocze fartuchy, uzbrojone w szczotki, wiadra, miotły, ścierki i płyny do czyszczenia.
Porządek i czystość były bowiem dla Iwony i Lidii najważniejszymi sprawami na świecie. Prowadziły nieustającą walkę z wszelkimi rodzajami plam, kurzu, kamienia i brudu.
Tak, te dwie były rzeczywiście wyjątkowym zjawiskiem i mówiło się w Szmelcu, że siostry na swoich miotłach nawet czasem latają. Dostały więc przezwisko Porządnice.
Można powiedzieć, że były zupełnym przeciwieństwem Lichotków.
Tego ranka już od świtu pucowały okna i zamiatały ścieżkę przed domkiem. Umyły ciepłą wodą nawet puste śmietniki, żeby były czyste też w środku. A teraz stały na drabinach rozstawionych na chodniku i szorowały pnie drzew rosnących wzdłuż drogi.
Zabawne – pomyślała pani Niechlujka, która akurat odprowadzała do przedszkola swojego Tomeczka. Nie mogła się powstrzymać od chichotu, gdy zobaczyła dwie kobiety wysoko na drabinach. Jeszcze w życiu nie widziała, żeby ktoś mył drzewa.
– Dzień dobry – pozdrowiła je przyjaźnie. – Ależ panie dziś sumiennie pracują!
– Ktoś przecież musi zadbać o porządek, prawda?! – odkrzyknęła ponuro Iwona ze swojej drabiny.
– Poza nami nikt się nie troszczy o takie sprawy – dodała Lidia i zanurzyła swoją szczotkę głęboko w wiadrze z wodą.
– Jeśli będziecie panie miały ochotę, możecie później wymyć naszą klatkę schodową – powiedziała ze śmiechem pani Niechlujka. – Tomeczek całą zasypał dziś rano ziemią od kwiatków!
Iwona pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Cóż, jak ktoś się decyduje na dzieci, sam jest sobie winien. Wiadomo, że takie małe urwisy wszystko brudzą.
– Daj spokój, Iwono – powiedziała po cichu Lidia do swojej siostry. – Przecież nie miała nic złego na myśli.
– Miłego dnia – burknęła zirytowana pani Niechlujka i odeszła szybkim krokiem.
Serdecznie wam współczuję! – pomyślała. Jak ktoś ma takiego bzika na punkcie sprzątania, nie ma dla niego ratunku.
Dopiero co zniknęła za rogiem pani Niechlujka, a już pod domem Porządnic pojawił się burmistrz. Szedł właśnie do ratusza, gdzie jak zwykle czekało go mnóstwo pracy.
– Panie burmistrzu! – zawołała do niego Iwona. – Dobrze, że pana widzimy!
Pospiesznie zeszła z drabiny i odstawiła szczotkę.
– Musimy z panem porozmawiać.
– Znowu? – mruknął burmistrz i spojrzał na zegarek. – Niestety nie mam zbyt wiele czasu.
Lidia i Iwona już kilka razy przychodziły do niego do ratusza i za każdym razem były to wysoce nieprzyjemne wizyty.
– Więc niech pan go znajdzie! – krzyknęła Lidia, która też zeszła z drabiny. – Mamy przecież ważną sprawę!
– O co chodzi tym razem? – Burmistrz uniósł brwi. – Chyba nie znowu o Lichotki, prawda?
– A właśnie, że tak! – odparła Iwona. – Dokładnie o nie chodzi! Te Lichotki to skandal! Kiedy w końcu pozbędzie się pan tego paskudnego wysypiska śmieci? Czy przemyślał pan już tę sprawę? – Zrobiła zawziętą minę i wymachiwała palcem wskazującym tuż przed nosem burmistrza.
Burmistrz nie lubił, jak ktoś mu machał przed nosem. A te dwie Porządnice z ich bzikiem na punkcie czystości porządnie działały mu na nerwy.
– Tak, tak, już dobrze – burknął. – Ale lichocie wysypisko jest przecież po drugiej stronie miasta. Z tego domu nawet go nie widać. Dlaczego tak bardzo paniom przeszkadza?
– Zwyczajnie, przeszkadza nam – powiedziała ostrożnie Lidia.
– I to jak! Przeszkadza nam nawet nadzwyczajnie. Szmelc to schludne miasto! – krzyknęła Iwona. – A w schludnym mieście nie ma miejsca na śmierdzące wysypisko śmieci. A dla tych pomylonych Lichotków tym bardziej nie. Powinniśmy się wstydzić!
– Też coś. Po prostu są trochę inne niż my – stwierdził burmistrz. – Są spokojnymi mieszkańcami i nikomu nie robią krzywdy. Powinniśmy zostawić je w spokoju.
– Ale nie ma tu dla nich miejsca! – powtórzyła Iwona. – Śmierdzą i żywią się śmieciami. Żaden porządny człowiek się tak nie zachowuje.
– Ale Lichotki przecież nie są ludźmi! – Spróbował jeszcze raz burmistrz.
Iwona się wzdrygnęła.
– Zgroza! Nawet nie chcę o nich myśleć!
– To niech pani nie myśli! – Burmistrz się zaśmiał i wzruszył ramionami. – Przykro mi, ale nie mogę paniom pomóc. Lichotki też mają prawo żyć tak, jak lubią. A do tego potrzebują swoich śmieci. Powinny się panie nad tym zastanowić. Życzę miłego dnia. Proszę spokojnie sprzątać dalej. Do widzenia!
I odszedł.
– Niemożliwy jest ten człowiek – powiedziała Iwona. – I on się tytułuje burmistrzem.
– Kiedyś na pewno uda nam się go przekonać – stwierdziła uspokajająco Lidia. – W końcu dobro zawsze zwycięża!
Dla Lidii i Iwony dobro oznaczało porządek. A w walce z Lichotkami dalekie były od kapitulacji.
SPIS TREŚCI
Piękne miasto Szmelc
Walka z brudem