Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Lichotki i ściekowy detektyw. Tom 7 - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
10 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lichotki i ściekowy detektyw. Tom 7 - ebook

Rybie ości w Tamizie, śmieci na Big Benie: pomocy, Lichotki nadchodzą!

Lichociątka lecą na swoim smoku Ogniopierdzie do londyńskiego detektywa Lichotka, mister Paddocka. Chcą mu dostarczyć specjalny parasol stworzony przez genialnego profesora Winiaka. Ale mała wycieczka zamienia się w ekscytującą sprawę kryminalną, ponieważ Lichotki muszą nie tylko odzyskać kości dinozaurów skradzione z muzeum, ale także odnaleźć Ogniopierda, który został porwany! A niech to śmierdząca skarpeta!

Dołączcie do tego londyńskiego śledztwa i poznajcie dwóch nowych Lichotków: detektywa Paddocka i jego pomocnika, Dumpy’ego.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-8873-8
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OTO SĄ LI­CHOTKI

Znasz już Li­chotki? Spi­sa­łem wszystko, co mu­sisz wie­dzieć o ma­łych, zie­lo­nych śmier­dziusz­kach:

W pięk­nym mia­steczku Szmelc znaj­duje się wspa­niałe wy­sy­pi­sko. Tu­taj lą­duje wszystko to, co wy­rzu­cają miesz­kańcy Szmelca: stare buty, de­ski klo­ze­towe, opony, puszki, bu­telki, pla­stiki, ze­psute te­le­wi­zory i lo­dówki, i ku­kułka wie, co jesz­cze.

Na tym ro­pu­szań­skim wy­sy­pi­sku ro­dzina Li­chot­ków urzą­dziła so­bie przy­tulną, śmier­dzącą ja­ski­nię. Mama-Li­chotka, Tata-Li­cho­tek, Dzia­dek-Li­cho­tek, Bab­cia-Li­chotka, oba Li­cho­ciątka i naj­młod­sze Li­cho­ciątko.

Sied­mioro Li­chot­ków wie­dzie tu bar­dzo przy­jemne ży­cie. Czę­sto ry­czą swoje to­porne li­cho­cie pie­śni tak gło­śno i fał­szy­wie, że szczury pod zde­ze­lo­wa­nymi ma­te­ra­cami za­ty­kają uszy. A gdy pada, Li­chotki się cie­szą. Biorą re­lak­su­jące ką­piele błotne, ska­czą po mu­li­stych ka­łu­żach, a Li­cho­ciątka rzu­cają błot­nymi kul­kami, pró­bu­jąc tra­fić w swoje pę­kate nosy.

Mama-Li­chotka co­dzien­nie do­kład­nie bru­dzi ja­ski­nię, żeby było w niej przy­tul­nie. Wrzuca do środku szu­felkę ku­rzu, do­kłada kilka ze­psu­tych ja­jek do świeczki odo­ro­wej, a gdy już skoń­czy, go­tuje pyszny gu­lasz na śmie­ciach. Taki ze sznu­ro­wa­dłami, za­rdze­wia­łymi gwoź­dziami, ościami i pusz­kami. A na de­ser jest ser­nik smro­dzony z wió­rami.

Wszyst­kie Li­chotki mają zdrowy ape­tyt, a ich mocne zęby gryzą pla­stik, szkło, drewno, a na­wet me­tal. Ale naj­bar­dziej lu­bią rze­czy ze­psute, za­rdze­wiałe, zjeł­czałe i sple­śniałe. Dzia­dek-Li­cho­tek za­wsze się cie­szy, gdy może do cze­goś do­dać smar, bo wtedy wszystko le­piej sma­kuje.

Mimo że Li­chotki pa­ła­szują dziwne rze­czy, ni­gdy nie bolą ich po tym brzu­chy. Chyba że przez przy­pa­dek zje­dzą coś świe­żego, wtedy źle się czują i za­raz wy­ska­kują im ko­lo­rowe plamy.

Li­chotki są nie­wiel­kie, ale mimo to nie­zwy­kle silne. Mają mię­śnie jak ze stali, po­tra­fią ci­snąć ciężką oponą sa­mo­cho­dową na­wet na pięć­dzie­siąt me­trów.

Co chwilę gło­śno be­kają i pusz­czają bąki. To do­bry znak, bo wtedy czują się do­brze i są za­do­wo­lone.

Lu­bią wszyst­kie ro­dzaje brudu i smrodu, i oczy­wi­ście ni­gdy się nie myją. Jak tylko mogą, uni­kają czy­stej wody. I oczy­wi­ście nie wie­dzą nic o szo­ro­wa­niu zę­bów, nie­stety. Ich li­choci od­dech jest dla zwy­kłych lu­dzi nie do wy­trzy­ma­nia. Kiedy zie­wają, mu­chy pa­dają bez ży­cia na zie­mię. Na gło­wach Li­chotki mają trzy ucho­rogi. Dzięki nim sły­szą, jak ro­sną sto­krotki, a dżdżow­nice kaszlą. A środ­kowy ucho­róg spra­wia, że ro­zu­mieją wszyst­kie ję­zyki świata, co jest bar­dzo prak­tyczne, bo dużo po­dró­żują.

Ich zwie­rząt­kami do­mo­wymi są szczury, my­szy, śli­maki i ro­pu­chy, no i oczy­wi­ście nie­to­perz Nu­rek oraz gruby smok Ognio­pierd. Na jego sze­ro­kim grzbie­cie Li­chotki mogą pę­dzić przez oko­licę, kiedy tylko im się po­doba. W szcze­gól­no­ści oby­dwa Li­cho­ciątka lu­bią, gdy Ognio­pierd kręci bączki w po­wie­trzu.

„Gdy smok pę­dzi z całą mocą, dzie­ciom gatki wnet ło­pocą!” – ma­wia Dzia­dek-Li­cho­tek, który ma ro­pu­szań­ski wier­szyk na każdą oka­zję. Nie jest już naj­młod­szy, ale za to jest su­per­wy­spor­to­wany i robi dwie­ście pięć­dzie­siąt pięć pom­pek na jed­nej ręce. Ma już dzie­więć­set osiem­dzie­siąt pięć lat na karku, bo wszyst­kie Li­chotki do­ży­wają sę­dzi­wego wieku. Li­cho­ciątka mają czter­dzie­ści pięć lat, a naj­młod­sze Li­cho­ciątko skoń­czyło już dwa­na­ście.

Upier­dziny świę­tują, kiedy chcą i tak czę­sto, jak chcą. Bab­cia-Li­chotka miewa upier­dziny na­wet trzy razy w ty­go­dniu!

Ale Li­chotki miesz­kają nie tylko w Szmelcu. Na­wet wy­soko na Księ­życu można cza­sem zna­leźć małe żółte Li­chotki za­miesz­ku­jące głę­bo­kie kra­tery. A w wiel­kim mie­ście Lon­dy­nie żyją dwa bar­dzo szcze­gólne Li­chotki. Nie­długo je po­zna­cie.

To są naj­waż­niej­sze in­for­ma­cje o Li­chot­kach, mam na­dzieję, że ich nie za­po­mni­cie.

A, jesz­cze jedno: w na­szych opo­wie­ściach cza­sem po­ja­wiają się an­giel­skie słowa. Je­śli nie masz ucho­ro­gów, dzięki któ­rym ro­zu­miesz wszyst­kie ję­zyki świata, to tłu­ma­cze­nia znaj­dziesz na sa­mym końcu książki.

No to mo­żemy za­czy­nać li­cho­cią przy­godę!ŚCIE­KOWE BIURO

Frycka Fałszka od­gar­nęła pu­kiel mo­krych wło­sów z twa­rzy. Po­sta­wiła koł­nierz płasz­cza, ale mimo to szczy­pało ją wil­gotne, zimne stycz­niowe po­wie­trze.

– Po­goda pod zde­chłym Azor­kiem – mruk­nęła.

Czarna tak­sówka z dużą pręd­ko­ścią wje­chała w ka­łużę. Aku­rat tę mo­głaby omi­nąć!

Frycka nio­sła w ręku siatkę na za­kupy, w któ­rej miała ba­nany, jo­gurt, chleb to­stowy, ser i cztery ta­bliczki gorz­kiej cze­ko­lady.

Szyb­kim kro­kiem prze­kro­czyła jezd­nię i skrę­ciła w boczną uliczkę. Mo­kry bruk błysz­czał w świe­tle la­tarni, a obok sta­rego muru coś sza­rego prze­mknęło obok kupki śmieci.

– Ach, ty za­pchlony szczu­rze! – krzyk­nęła. Tu­taj, w wiel­kim mie­ście Lon­dy­nie, było ja­kieś sie­dem mi­lio­nów szczu­rów. Frycka wła­ści­wie nie bała się szczu­rów, mimo to wzdry­gała się za każ­dym ra­zem, gdy ja­kiś prze­biegł jej drogę.

Za­trzy­mała się na środku ciem­nej uliczki i się ro­zej­rzała. W za­sięgu wzroku nie było żad­nego czło­wieka. Po­sta­wiła na ziemi swoją siatkę i otwo­rzyła po­krywę stu­dzienki. Wsko­czyła do otworu, za­su­nęła za sobą okrą­głą klapę i ze­szła po ma­łej me­ta­lo­wej dra­bince do ciem­nego ka­nału.

Frycka za­pa­liła nie­wielką la­tarkę. Su­fit wi­siał tak ni­sko, że mu­siała lekko po­chy­lać głowę. Mimo to ru­szyła dziar­skim kro­kiem przez wil­gotny la­bi­rynt – cho­dziła tędy już wiele razy i do­brze znała drogę.

Skrę­ciła w prawo i dała duży krok nad ma­łym od­pły­wem, w któ­rym chlu­po­tał brudny stru­myk. W bla­sku jej la­tarki uka­zały się dwa ko­lejne ciem­no­szare szczury, prze­my­ka­jące pod ścianą do bez­piecz­nej kry­jówki. Wresz­cie Frycka do­tarła do sze­ro­kiego ko­ry­ta­rza, w któ­rym mo­gła się wy­pro­sto­wać.

– Dzień do­bry, mi­ster Pad­dock! – za­wo­łała. – Już wró­ci­łam!

Ko­ry­tarz pro­wa­dził pro­sto do biura mi­ster Pad­docka. Pad­dock był zie­lo­nym Li­chot­kiem, który pra­co­wał w Lon­dy­nie jako pry­watny de­tek­tyw.

Frycka Fałszka już tro­chę u niego miesz­kała, ale mimo to na­dal jesz­cze nie przy­zwy­cza­iła się do za­tę­chło-wil­got­nego oto­cze­nia. Czę­sto my­ślała z tę­sk­notą o sło­necz­nym Ru­pie­ciu, gdzie długo pra­co­wała jako asy­stentka pro­fe­sora Wi­niaka. Wi­niak był słyn­nym wy­na­lazcą i Frycka wiele na­uczyła się w jego la­bo­ra­to­rium w wa­go­niku przy dworcu w Ru­pie­ciu. Zwłasz­cza o ży­ciu Li­chot­ków wie­działa dużo. Ru­pieć są­sia­do­wał ze Szmel­cem, gdzie znana ro­dzina Li­chot­ków miesz­kała na ro­pu­szań­skim wy­sy­pi­sku.

Frycka uwa­żała, że li­choci klienci są bar­dzo in­te­re­su­jący i chęt­nie uczyła się o ich ży­ciu i wszyst­kim, co się z nim wią­zało. Miała na­dzieję, że kie­dyś na­pi­sze ob­szerną pu­bli­ka­cję na­ukową o Li­chot­kach.

Któ­re­goś dnia Wi­niak opo­wie­dział jej, że w An­glii też miesz­kają Li­chotki. To za jego po­śred­nic­twem wy­lą­do­wała w sza­rym Lon­dy­nie. W pod­ziem­nym biu­rze mi­ster Pad­docka.

Tu­taj, u mi­ster Pad­docka, mo­gła zbie­rać nie­sa­mo­wite in­for­ma­cje o Li­chot­kach. Była przy­datna w biu­rze de­tek­ty­wi­stycz­nym i po­nie­waż do­brze znała się na no­wo­cze­snych kom­pu­te­rach, sta­no­wiła wielką po­moc dla mi­ster Pad­docka.

Ale mimo tych wszyst­kich cie­ka­wo­stek, które Frycka od­kry­wała, Lon­dyn był ogrom­nym mia­stem od­da­lo­nym od Szmelca o co naj­mniej ty­siąc trzy­sta ki­lo­me­trów. Więc Frycka tę­sk­niła za do­mem. A za­wsze kiedy ogar­niała ją tę­sk­nota, mu­siała ku­pić so­bie ta­bliczkę cze­ko­lady. Co naj­mniej cztery ta­bliczki, bo cze­ko­lada była je­dyną rze­czą, która jej wtedy po­ma­gała.

– Hej, mi­ster Pad­dock! – krzyk­nęła raz jesz­cze, gdy otwo­rzyła drzwi do biura.

Stary de­tek­tyw sie­dział na za­rdze­wia­łej beczce po oleju. Swój wielki pę­katy nos za­sło­nił ga­zetą, jak za­wsze szu­ka­jąc tam cie­ka­wych spraw kry­mi­nal­nych.

Dziś rów­nież miał na so­bie sta­ro­modne la­kierki i prze­tarty kra­cia­sty płaszcz. Swój ka­pe­lusz – czarny me­lo­nik – odło­żył na bok. Mimo że mi­ster Pad­dock był Li­chot­kiem, za­wsze zwra­cał uwagę na swój wy­gląd. Uwa­żał po­rządny strój za ważny, cho­ciaż z oczy­wi­stych wzglę­dów mu­siał on być przy­bru­dzony. Jego le­niwy po­moc­nik Dumpy znowu le­żał w ką­cie na znisz­czo­nej ka­na­pie i chra­pał gło­śno. Dumpy też był zie­lo­nym Li­chot­kiem. Przy­bru­dzoną czapkę na­cią­gnął głę­boko na twarz, a za­rdze­wiałą puszkę pełną her­baty po­sta­wił na pę­ka­tym, li­cho­cim brzu­chu. W puszce za­miast to­rebki her­baty mo­czyła się stara ryba, a na­czy­nie przy każ­dym od­de­chu ko­ły­sało się nie­bez­piecz­nie.

– Well, do­brze, że je­steś, Frycko, my dear – po­wie­dział mi­ster Pad­dock. – Do­cho­dzi piąta, pora na her­batę!

– Ja za her­batę po­dzię­kuję! – za­wo­łała Frycka. Mimo że po­do­bał jej się an­giel­ski zwy­czaj pi­cia her­baty o pią­tej, to ja­koś nie prze­ko­nała się do śmie­cio­wego na­paru mi­ster Pad­docka.

– Za­py­ta­ła­byś pro­fe­sora Wi­niaka o moje za­mó­wie­nie, okej? – po­pro­sił mi­ster Pad­dock.

– Już się robi! – od­parła Frycka.

Po­sta­wiła torbę z za­ku­pami na dru­giej beczce po oleju i skie­ro­wała się do kom­pu­tera. Po­łą­cze­nie z in­ter­ne­tem w nie­uży­wa­nym ka­nale ście­ko­wym po­zo­sta­wiało wiele do ży­cze­nia. Chwilę po­trwało, za­nim twarz pro­fe­sora Wi­niaka wresz­cie po­ja­wiła się na ekra­nie.

– No jak tam, Frycko? – rzekł ra­do­śnie Wi­niak. – Jak ci się po­wo­dzi? Wy­trzy­mu­jesz ja­koś w tym ra­do­śnie mo­krym pod­zie­miu?

– Uj­dzie – rzu­ciła Frycka. – Od­mra­żam so­bie nos i cią­gle mam ka­tar. Ale wszystko jest ro­pu­szań­skie. Mi­ster Pad­dock jest bar­dzo miły. – Spoj­rzała na ka­napę, gdzie na­dal gło­śno chra­pał po­moc­nik Pad­docka. – I Dumpy oczy­wi­ście też.

Mi­ster Pad­dock ze­sko­czył ze swo­jej beczki. Po­ma­chał do wi­docz­nego na ekra­nie Wi­niaka i po­wie­dział:

– Hello, my friend, chcia­łem za­py­tać o moje za­mó­wie­nie. Co z nim?

– Pana za­mó­wie­nie? A tak, oczy­wi­ście. Pra­wie o nim za­po­mnia­łem – od­po­wie­dział roz­tar­gniony Wi­niak. – Pa­ra­sol jest od dawna go­towy.

– Won­der­ful. – Pad­dock się za­śmiał. – Co on po­trafi? Wszystko pan w niego wbu­do­wał?

– Oczy­wi­ście, we­dle pań­skiego ży­cze­nia – po­twier­dził Wi­niak. – To na­prawdę cu­downy pa­ra­sol. Po­trafi roz­py­lać pro­szek do ki­cha­nia, stwa­rzać mgłę i strze­lać śmier­dzą­cym dy­mem. Żeby la­tał, wbu­do­wa­łem mu tur­bo­śmi­gło.

– Smelly fi­sh­bone! – za­wo­łał ucie­szony Pad­dock. – Well, w ta­kim ra­zie pro­szę nam go szybko do­star­czyć!

– Chęt­nie – po­wie­dział z na­my­słem Wi­niak. – Ale nie mogę przy­je­chać oso­bi­ście. Wła­śnie pra­cuję nad nie­zwy­kle waż­nym wy­na­laz­kiem.

– To pro­szę go wy­słać pocztą, okej? – za­pro­po­no­wał Pad­dock.

Pro­fe­sor za­chi­cho­tał.

– To się nie uda. Wy­daje mi się, że ża­den ku­rier nie zej­dzie do ścieku!

– Mój drogi, niech pan wy­my­śli coś in­nego! – po­wie­dział Pad­dock. – Jest pan prze­cież wy­na­lazcą. Niech pan wpad­nie na ja­kiś po­mysł!

– Tak zro­bię! – obie­cał Wi­niak. – Ode­zwę się!

SPIS TREŚCI

Oto są Li­chotki

Ście­kowe Biuro

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: