- promocja
- W empik go
Lichotki i ściekowy detektyw. Tom 7 - ebook
Lichotki i ściekowy detektyw. Tom 7 - ebook
Rybie ości w Tamizie, śmieci na Big Benie: pomocy, Lichotki nadchodzą!
Lichociątka lecą na swoim smoku Ogniopierdzie do londyńskiego detektywa Lichotka, mister Paddocka. Chcą mu dostarczyć specjalny parasol stworzony przez genialnego profesora Winiaka. Ale mała wycieczka zamienia się w ekscytującą sprawę kryminalną, ponieważ Lichotki muszą nie tylko odzyskać kości dinozaurów skradzione z muzeum, ale także odnaleźć Ogniopierda, który został porwany! A niech to śmierdząca skarpeta!
Dołączcie do tego londyńskiego śledztwa i poznajcie dwóch nowych Lichotków: detektywa Paddocka i jego pomocnika, Dumpy’ego.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-8873-8 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Znasz już Lichotki? Spisałem wszystko, co musisz wiedzieć o małych, zielonych śmierdziuszkach:
W pięknym miasteczku Szmelc znajduje się wspaniałe wysypisko. Tutaj ląduje wszystko to, co wyrzucają mieszkańcy Szmelca: stare buty, deski klozetowe, opony, puszki, butelki, plastiki, zepsute telewizory i lodówki, i kukułka wie, co jeszcze.
Na tym ropuszańskim wysypisku rodzina Lichotków urządziła sobie przytulną, śmierdzącą jaskinię. Mama-Lichotka, Tata-Lichotek, Dziadek-Lichotek, Babcia-Lichotka, oba Lichociątka i najmłodsze Lichociątko.
Siedmioro Lichotków wiedzie tu bardzo przyjemne życie. Często ryczą swoje toporne lichocie pieśni tak głośno i fałszywie, że szczury pod zdezelowanymi materacami zatykają uszy. A gdy pada, Lichotki się cieszą. Biorą relaksujące kąpiele błotne, skaczą po mulistych kałużach, a Lichociątka rzucają błotnymi kulkami, próbując trafić w swoje pękate nosy.
Mama-Lichotka codziennie dokładnie brudzi jaskinię, żeby było w niej przytulnie. Wrzuca do środku szufelkę kurzu, dokłada kilka zepsutych jajek do świeczki odorowej, a gdy już skończy, gotuje pyszny gulasz na śmieciach. Taki ze sznurowadłami, zardzewiałymi gwoździami, ościami i puszkami. A na deser jest sernik smrodzony z wiórami.
Wszystkie Lichotki mają zdrowy apetyt, a ich mocne zęby gryzą plastik, szkło, drewno, a nawet metal. Ale najbardziej lubią rzeczy zepsute, zardzewiałe, zjełczałe i spleśniałe. Dziadek-Lichotek zawsze się cieszy, gdy może do czegoś dodać smar, bo wtedy wszystko lepiej smakuje.
Mimo że Lichotki pałaszują dziwne rzeczy, nigdy nie bolą ich po tym brzuchy. Chyba że przez przypadek zjedzą coś świeżego, wtedy źle się czują i zaraz wyskakują im kolorowe plamy.
Lichotki są niewielkie, ale mimo to niezwykle silne. Mają mięśnie jak ze stali, potrafią cisnąć ciężką oponą samochodową nawet na pięćdziesiąt metrów.
Co chwilę głośno bekają i puszczają bąki. To dobry znak, bo wtedy czują się dobrze i są zadowolone.
Lubią wszystkie rodzaje brudu i smrodu, i oczywiście nigdy się nie myją. Jak tylko mogą, unikają czystej wody. I oczywiście nie wiedzą nic o szorowaniu zębów, niestety. Ich lichoci oddech jest dla zwykłych ludzi nie do wytrzymania. Kiedy ziewają, muchy padają bez życia na ziemię. Na głowach Lichotki mają trzy uchorogi. Dzięki nim słyszą, jak rosną stokrotki, a dżdżownice kaszlą. A środkowy uchoróg sprawia, że rozumieją wszystkie języki świata, co jest bardzo praktyczne, bo dużo podróżują.
Ich zwierzątkami domowymi są szczury, myszy, ślimaki i ropuchy, no i oczywiście nietoperz Nurek oraz gruby smok Ogniopierd. Na jego szerokim grzbiecie Lichotki mogą pędzić przez okolicę, kiedy tylko im się podoba. W szczególności obydwa Lichociątka lubią, gdy Ogniopierd kręci bączki w powietrzu.
„Gdy smok pędzi z całą mocą, dzieciom gatki wnet łopocą!” – mawia Dziadek-Lichotek, który ma ropuszański wierszyk na każdą okazję. Nie jest już najmłodszy, ale za to jest superwysportowany i robi dwieście pięćdziesiąt pięć pompek na jednej ręce. Ma już dziewięćset osiemdziesiąt pięć lat na karku, bo wszystkie Lichotki dożywają sędziwego wieku. Lichociątka mają czterdzieści pięć lat, a najmłodsze Lichociątko skończyło już dwanaście.
Upierdziny świętują, kiedy chcą i tak często, jak chcą. Babcia-Lichotka miewa upierdziny nawet trzy razy w tygodniu!
Ale Lichotki mieszkają nie tylko w Szmelcu. Nawet wysoko na Księżycu można czasem znaleźć małe żółte Lichotki zamieszkujące głębokie kratery. A w wielkim mieście Londynie żyją dwa bardzo szczególne Lichotki. Niedługo je poznacie.
To są najważniejsze informacje o Lichotkach, mam nadzieję, że ich nie zapomnicie.
A, jeszcze jedno: w naszych opowieściach czasem pojawiają się angielskie słowa. Jeśli nie masz uchorogów, dzięki którym rozumiesz wszystkie języki świata, to tłumaczenia znajdziesz na samym końcu książki.
No to możemy zaczynać lichocią przygodę!ŚCIEKOWE BIURO
Frycka Fałszka odgarnęła pukiel mokrych włosów z twarzy. Postawiła kołnierz płaszcza, ale mimo to szczypało ją wilgotne, zimne styczniowe powietrze.
– Pogoda pod zdechłym Azorkiem – mruknęła.
Czarna taksówka z dużą prędkością wjechała w kałużę. Akurat tę mogłaby ominąć!
Frycka niosła w ręku siatkę na zakupy, w której miała banany, jogurt, chleb tostowy, ser i cztery tabliczki gorzkiej czekolady.
Szybkim krokiem przekroczyła jezdnię i skręciła w boczną uliczkę. Mokry bruk błyszczał w świetle latarni, a obok starego muru coś szarego przemknęło obok kupki śmieci.
– Ach, ty zapchlony szczurze! – krzyknęła. Tutaj, w wielkim mieście Londynie, było jakieś siedem milionów szczurów. Frycka właściwie nie bała się szczurów, mimo to wzdrygała się za każdym razem, gdy jakiś przebiegł jej drogę.
Zatrzymała się na środku ciemnej uliczki i się rozejrzała. W zasięgu wzroku nie było żadnego człowieka. Postawiła na ziemi swoją siatkę i otworzyła pokrywę studzienki. Wskoczyła do otworu, zasunęła za sobą okrągłą klapę i zeszła po małej metalowej drabince do ciemnego kanału.
Frycka zapaliła niewielką latarkę. Sufit wisiał tak nisko, że musiała lekko pochylać głowę. Mimo to ruszyła dziarskim krokiem przez wilgotny labirynt – chodziła tędy już wiele razy i dobrze znała drogę.
Skręciła w prawo i dała duży krok nad małym odpływem, w którym chlupotał brudny strumyk. W blasku jej latarki ukazały się dwa kolejne ciemnoszare szczury, przemykające pod ścianą do bezpiecznej kryjówki. Wreszcie Frycka dotarła do szerokiego korytarza, w którym mogła się wyprostować.
– Dzień dobry, mister Paddock! – zawołała. – Już wróciłam!
Korytarz prowadził prosto do biura mister Paddocka. Paddock był zielonym Lichotkiem, który pracował w Londynie jako prywatny detektyw.
Frycka Fałszka już trochę u niego mieszkała, ale mimo to nadal jeszcze nie przyzwyczaiła się do zatęchło-wilgotnego otoczenia. Często myślała z tęsknotą o słonecznym Rupieciu, gdzie długo pracowała jako asystentka profesora Winiaka. Winiak był słynnym wynalazcą i Frycka wiele nauczyła się w jego laboratorium w wagoniku przy dworcu w Rupieciu. Zwłaszcza o życiu Lichotków wiedziała dużo. Rupieć sąsiadował ze Szmelcem, gdzie znana rodzina Lichotków mieszkała na ropuszańskim wysypisku.
Frycka uważała, że lichoci klienci są bardzo interesujący i chętnie uczyła się o ich życiu i wszystkim, co się z nim wiązało. Miała nadzieję, że kiedyś napisze obszerną publikację naukową o Lichotkach.
Któregoś dnia Winiak opowiedział jej, że w Anglii też mieszkają Lichotki. To za jego pośrednictwem wylądowała w szarym Londynie. W podziemnym biurze mister Paddocka.
Tutaj, u mister Paddocka, mogła zbierać niesamowite informacje o Lichotkach. Była przydatna w biurze detektywistycznym i ponieważ dobrze znała się na nowoczesnych komputerach, stanowiła wielką pomoc dla mister Paddocka.
Ale mimo tych wszystkich ciekawostek, które Frycka odkrywała, Londyn był ogromnym miastem oddalonym od Szmelca o co najmniej tysiąc trzysta kilometrów. Więc Frycka tęskniła za domem. A zawsze kiedy ogarniała ją tęsknota, musiała kupić sobie tabliczkę czekolady. Co najmniej cztery tabliczki, bo czekolada była jedyną rzeczą, która jej wtedy pomagała.
– Hej, mister Paddock! – krzyknęła raz jeszcze, gdy otworzyła drzwi do biura.
Stary detektyw siedział na zardzewiałej beczce po oleju. Swój wielki pękaty nos zasłonił gazetą, jak zawsze szukając tam ciekawych spraw kryminalnych.
Dziś również miał na sobie staromodne lakierki i przetarty kraciasty płaszcz. Swój kapelusz – czarny melonik – odłożył na bok. Mimo że mister Paddock był Lichotkiem, zawsze zwracał uwagę na swój wygląd. Uważał porządny strój za ważny, chociaż z oczywistych względów musiał on być przybrudzony. Jego leniwy pomocnik Dumpy znowu leżał w kącie na zniszczonej kanapie i chrapał głośno. Dumpy też był zielonym Lichotkiem. Przybrudzoną czapkę naciągnął głęboko na twarz, a zardzewiałą puszkę pełną herbaty postawił na pękatym, lichocim brzuchu. W puszce zamiast torebki herbaty moczyła się stara ryba, a naczynie przy każdym oddechu kołysało się niebezpiecznie.
– Well, dobrze, że jesteś, Frycko, my dear – powiedział mister Paddock. – Dochodzi piąta, pora na herbatę!
– Ja za herbatę podziękuję! – zawołała Frycka. Mimo że podobał jej się angielski zwyczaj picia herbaty o piątej, to jakoś nie przekonała się do śmieciowego naparu mister Paddocka.
– Zapytałabyś profesora Winiaka o moje zamówienie, okej? – poprosił mister Paddock.
– Już się robi! – odparła Frycka.
Postawiła torbę z zakupami na drugiej beczce po oleju i skierowała się do komputera. Połączenie z internetem w nieużywanym kanale ściekowym pozostawiało wiele do życzenia. Chwilę potrwało, zanim twarz profesora Winiaka wreszcie pojawiła się na ekranie.
– No jak tam, Frycko? – rzekł radośnie Winiak. – Jak ci się powodzi? Wytrzymujesz jakoś w tym radośnie mokrym podziemiu?
– Ujdzie – rzuciła Frycka. – Odmrażam sobie nos i ciągle mam katar. Ale wszystko jest ropuszańskie. Mister Paddock jest bardzo miły. – Spojrzała na kanapę, gdzie nadal głośno chrapał pomocnik Paddocka. – I Dumpy oczywiście też.
Mister Paddock zeskoczył ze swojej beczki. Pomachał do widocznego na ekranie Winiaka i powiedział:
– Hello, my friend, chciałem zapytać o moje zamówienie. Co z nim?
– Pana zamówienie? A tak, oczywiście. Prawie o nim zapomniałem – odpowiedział roztargniony Winiak. – Parasol jest od dawna gotowy.
– Wonderful. – Paddock się zaśmiał. – Co on potrafi? Wszystko pan w niego wbudował?
– Oczywiście, wedle pańskiego życzenia – potwierdził Winiak. – To naprawdę cudowny parasol. Potrafi rozpylać proszek do kichania, stwarzać mgłę i strzelać śmierdzącym dymem. Żeby latał, wbudowałem mu turbośmigło.
– Smelly fishbone! – zawołał ucieszony Paddock. – Well, w takim razie proszę nam go szybko dostarczyć!
– Chętnie – powiedział z namysłem Winiak. – Ale nie mogę przyjechać osobiście. Właśnie pracuję nad niezwykle ważnym wynalazkiem.
– To proszę go wysłać pocztą, okej? – zaproponował Paddock.
Profesor zachichotał.
– To się nie uda. Wydaje mi się, że żaden kurier nie zejdzie do ścieku!
– Mój drogi, niech pan wymyśli coś innego! – powiedział Paddock. – Jest pan przecież wynalazcą. Niech pan wpadnie na jakiś pomysł!
– Tak zrobię! – obiecał Winiak. – Odezwę się!
SPIS TREŚCI
Oto są Lichotki
Ściekowe Biuro