- promocja
- W empik go
Lichotki i tajny eksperyment. Tom 1 - ebook
Lichotki i tajny eksperyment. Tom 1 - ebook
Lichotki jako pomocnicy medyczni – to może się źle skończyć. Profesor Winiak wie, że ból brzucha to straszna rzecz! Wie też, że Lichotków nigdy nie bolą brzuszki. Nawet jeśli jedzą najdziwniejsze rzeczy, takie jak zapiekanka z makaronu ryżowego ze śmierdzącymi skarpetkami. Profesor robi wszystko, co w jego mocy, by z pomocą Lichotków opracować skuteczny lek na ból brzucha i zdobyć pierwszą nagrodę na kongresie wynalazców. Nie przewidział jednak, że Lichotki są bardzo uparte i że lekarstwo zadziała zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażał!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-8949-0 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To była upiorna noc. Jasny półksiężyc schował się za kłębami chmur. Jesienna burza zmiotła ostatnie liście z drzew. Mżyło.
Stara niebieska furgonetka mknęła mokrą szmelcańską szosą. Wycieraczki skrzypiały potwornie niczym duch zamkowy z bólem zęba. Za kierownicą siedziała Frycka Fałszka. Frycka zaszczękała zębami. Zawsze tak robiła, gdy była podenerwowana.
– Boi się pani? – zapytał profesor Winiak, który jak zwykle siedział na miejscu pasażera we własnym samochodzie, ponieważ nie miał prawa jazdy.
Profesor był okrąglutki i wyglądał bardzo swojsko, ale miał ostry jak brzytwa umysł, a kiedy myślał i kombinował, był zwinny jak łasica.
„Myśliciel i wynalazca” widniało na jego wizytówce, których zawsze miał kilka w portfelu.
Frycka Fałszka była asystentką profesora Winiaka. Kierowała furgonetką i właśnie ominęła głęboką dziurę.
Pusta klatka, która znajdowała się z tyłu ciężarówki, głośno stukała.
– Szczerze mówiąc, nie czuję się najlepiej – mruknęła Frycka Fałszka. Zdmuchnęła długi kosmyk blond włosów z bladej twarzy i patrzyła nieruchomo przez przednią szybę na zalaną deszczem drogę.
Profesor uśmiechnął się zachęcająco do swojej asystentki.
– Nie ma się pani czego obawiać. Mam wszystko pod kontrolą, proszę mi wierzyć!
Frycka uśmiechnęła się ironicznie, a rzężąca furgonetka wjechała w kolejną dziurę. Profesor jęknął i poprawił okulary.
– Tym razem to całkowicie nieszkodliwy eksperyment – wyjaśnił.
– Cóż, miejmy taką nadzieję – westchnęła Frycka.
Ostatnim razem Winiak robił doświadczenia z gazem napędowym. Chciał wynaleźć pływający leżak i niemal wysadził w powietrze cały instytut badawczy w Rupieciu. To był koniec jego kariery w rupieciańskim instytucie. Profesor został natychmiast przeniesiony w stan spoczynku.
– Jestem najlepszym wynalazcą na świecie, wie pani o tym – powiedział Winiak do Frycki i wyciągnął z kieszeni spodni ogromną kraciastą chusteczkę. – Świat jeszcze nie raz o mnie usłyszy!
Niedawno profesor założył całkiem nowe laboratorium eksperymentalne. Na stacji kolejowej w Rupieciu, na tyłach bocznicy, w porzuconym wagonie towarowym. Mógł tam teraz w ciszy i spokoju pracować nad swoimi wynalazkami.
– Przestało padać – powiedział Winiak i wydmuchał nos.
Zatrąbił tak głośno w swoją kraciastą chusteczkę, że Frycka na moment wcisnęła hamulec ze strachu. Wycieraczki nadal piszczały miarowo, bo Frycka zapomniała je wyłączyć. Znowu zaszczękała zębami.
– Właściwie dlaczego się pani boi? – zapytał Winiak. – Przecież to pani opowiedziała mi o tych Lichotkach!
– Wiele słyszałam i czytałam o Lichotkach – mruknęła Frycka. – Na przykład, że mają niesamowicie ostre zęby.
– Możliwe – powiedział Winiak. – Ale ja mam za to niesamowicie ostry umysł! Złapiemy takiego Lichotka, a on pomoże mi zyskać sławę. Zobaczy pani!
Wytarł nos i schował chusteczkę do kieszeni spodni.
– Wciąż nie ma sensownego lekarstwa na ból brzucha – ciągnął Winiak. – Zamierzam to zmienić!
Od dawna marzył o zdobyciu pierwszej nagrody na kongresie wynalazców w Rupieciu. Dzięki lekowi na ból brzucha w końcu pokazałby swoim kolegom, kto jest najlepszym wynalazcą na świecie, a mianowicie nikt inny, tylko on, profesor Hugo Winiak! Ale do tego koniecznie potrzebował Lichotka.
Kiedy Frycka Fałszka opowiedziała mu o tych Lichotkach, dla Winiaka od razu stało się jasne, że kluczem do najlepszego leku na ból brzucha są Lichotki. W końcu pochłaniają najbardziej zdumiewające rzeczy, takie jak szklane butelki, plastikowe torby, rury piecowe, parasole czy inne rupiecie, i nigdy nie boli ich brzuch.
Teraz profesor musiał tylko złapać jednego z tych Lichotków i zabrać do laboratorium na badania.
Frycka wcisnęła gaz do dechy. Ale stary dostawczak po prostu nie chciał jechać szybciej. Droga z Rupiecia do Szmelca trochę się przeciągnęła.
Winiak podrapał się po nosie.
– Pewnego dnia muszę wynaleźć lekarstwo na swędzący nos – powiedział.
Frycka schowała głowę w ramionach. Trzęsła się z zimna. Ogrzewanie w furgonetce było wiecznie zepsute. Profesorowi ani się śniło, żeby je naprawić. W końcu dotarli do Szmelca i Frycka zjechała na wąską polną drogę.
– Za tym wzgórzem musi być wysypisko śmieci – wyjaśniła, pokazując palcem. – Tam mieszkają Lichotki, jeśli dobrze się orientuję.
Zaparkowała samochód na wzgórzu za krzakiem i zaciągnęła hamulec ręczny. Stamtąd wyraźnie widać było wysypisko śmieci. Wokół leżały stare materace, puszki, skrzynki i butelki, lodówki, wybrakowane pralki, nogi od krzeseł, rury i opony oraz mnóstwo innych odpadków.
– Świetnie! No to w drogę! – krzyknął Winiak.
Wyskoczył z samochodu i wyciągnął z paki trzy ogromne, wybrzuszone worki. Znajdowały się w nich śmierdzące śmieci prima sort, które własnoręcznie wczoraj zebrał.
– Posmakują im – rzucił profesor, a Frycka zobaczyła, że lekko się uśmiechnął, po raz pierwszy od czasu, gdy wyruszyli.
Winiak był całkiem dumny ze swojego pomysłu ze śmierdzącymi śmieciami. Długo się zastanawiał, jak najłatwiej przyciągnąć Lichotka.
Istnieją różne techniki wabienia. Na przykład lwy wpadają w zamaskowane wilcze doły, a ryby łowi się za pomocą sieci lub wędki. Wprawieni ludzie łapią węże kijem lub nawet rękami. Kuny wpadają w pułapki, a do jeleni po prostu się strzela.
Ponieważ Lichotki mają bzika na punkcie smacznych śmieci, profesor wpadł na pomysł wystawienia przynęty z odpadów. Oczywiście musiały to być wyjątkowe resztki. Dlatego wziął trzy duże puszki wypełnione po brzegi zielonkawym proszkiem, które Frycka właśnie wyjęła z furgonetki.
– Proszę uważać! Niech pani nie wchodzi w kontakt z proszkiem! – ostrzegł Winiak. – Sam wynalazłem ten środek nasenny. Rozłoży najsilniejszego słonia!
Założyli grube gumowe rękawice i zabrali się do pracy.
– Fuj! – Zniesmaczona Frycka wyciągnęła z worka na śmieci mokrą skarpetkę, do której przykleiła się brązowawa skórka od banana i rybia ość.
– Cii! Musimy być cicho, bo nas usłyszą – szepnął profesor.
Właśnie wyłowił z torby lepką szmatę i kilka spleśniałych puszek po konserwach. Rozrzucili te wyjątkowo stare, śmierdzące śmieci, tworząc starannie długą ścieżką w dół wzgórza na wysypisko.
Następnie Winiak wziął jedną z puszek ze środkiem nasennym i łopatą ogrodową posypał śmieci zielonkawym proszkiem. Na wszelki wypadek wstrzymał oddech. Pod żadnym pozorem nie wolno mu było tego wdychać!
– Śmieci nasenne pierwsza klasa – powiedział Winiak, gdy skończył, zacierając ręce z zadowolenia. – To najlepsza przynęta na Lichotki. Zobaczymy, kiedy się skuszą. Teraz pozostaje nam tylko cierpliwie czekać.
– Pożyjemy, zobaczymy! – odparła Frycka. Ziewnęła, bo była prawie północ. Księżyc był wysoko na niebie.
Weszli z powrotem do furgonetki, a Frycka wyjęła z koszyka termos z herbatą i dwa plastikowe kubki. Winiak patrzył uważnie na śmieciową ścieżkę, którą zrobili na zewnątrz, i potarł nos. Nic się jeszcze nie działo.
– Kupa muchy, bąk Lichotka, życie pędzi jak wywrotka… – zaśpiewała cicho Frycka Fałszka, ostrożnie nalała herbatę do kubka i podała go profesorowi.
– Co tam pani śpiewa? – zapytał Winiak. Wziął mały łyk i zaklął, bo poparzył sobie usta gorącą herbatą.
– To Pieśń Lichotków – wyjaśniła Frycka i wyciągnęła z kieszeni kurtki batonik. Była głodna, a poza tym pomyślała, że jedzenie działa kojąco. Wciąż czuła się nieprzyjemnie.
– Coś takiego. Naprawdę sporo pani wie o Lichotkach. – Winiak wziął gazetę z półki i włączył radio samochodowe. – Frycko, proszę się rozgościć, to może być długa noc. Ma pani coś do czytania?
Frycka nie miała i Winiak dał jej stronę z krzyżówką z gazety. Frycka uważała, że krzyżówki to nudy na pudy, ale lepszy rydz niż nic.
Co chwila z niecierpliwością spoglądali na zewnątrz na swoją śmieciową przynętę. Ale jak okiem sięgnąć, nie było widać żadnego Lichotka. Nie zauważyli niczego ciekawego. Profesor i Frycka nie dostrzegli małej myszki, która właśnie przebiegła przez wzgórze. Mysz z zaciekawieniem obwąchała świecące na zielono śmieci, chwyciła kawałek zjełczałego boczku i rozkosznie go przeżuła. Kilka sekund później przewróciła się na bok i zastygła bez ruchu.
Winiak ziewnął.
– Jest pani pewna, że jesteśmy na właściwym wysypisku?
– Stolica Niemiec na sześć liter … – wymamrotała Frycka w roztargnieniu, gryząc długopis.
– Berlin! – powiedział Winiak.
– Drapieżnik na siedem liter, pierwsza L? – zapytała po chwili Frycka. Ale nie usłyszała odpowiedzi.
Profesor zasnął nad swoją gazetą. Frycka odłożyła krzyżówkę na bok. Na zewnątrz księżyc skradał się zza chmur i rzucał światło na długą ścieżkę śmieci, która prowadziła na wysypisko. Proszek nasenny świecił neonową zielenią.
Frycka chwyciła drapiący koc, który leżał za siedzeniem, i przykryła się nim. Trzęsła się z zimna, ale mimo to opuściła nieco szybę, ponieważ w samochodzie zaczęło się robić duszno.
Na zewnątrz było teraz zupełnie bezwietrznie. Ciemne świerki stały na wzgórzu niczym ogromni, czarni strażnicy. Od czasu do czasu słychać było rechot żab, a w oddali szczekał pies. Wrona przeleciała tak blisko przedniej szyby, że Frycka skuliła się ze strachu. Westchnęła, naciągnęła drapiący koc nieco wyżej i zamknęła oczy.