Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Lichotki i tajny eksperyment. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
25 czerwca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lichotki i tajny eksperyment. Tom 1 - ebook

Lichotki jako pomocnicy medyczni – to może się źle skończyć. Profesor Winiak wie, że ból brzucha to straszna rzecz! Wie też, że Lichotków nigdy nie bolą brzuszki. Nawet jeśli jedzą najdziwniejsze rzeczy, takie jak zapiekanka z makaronu ryżowego ze śmierdzącymi skarpetkami. Profesor robi wszystko, co w jego mocy, by z pomocą Lichotków opracować skuteczny lek na ból brzucha i zdobyć pierwszą nagrodę na kongresie wynalazców. Nie przewidział jednak, że Lichotki są bardzo uparte i że lekarstwo zadziała zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażał!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-8949-0
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SZCZĘKANIE ZĘBAMI, SWĘDZĄCY NOS I BÓL BRZUCHA

To była upiorna noc. Ja­sny pół­księ­życ scho­wał się za kłę­bami chmur. Je­sienna bu­rza zmio­tła ostat­nie li­ście z drzew. Mżyło.

Stara nie­bie­ska fur­go­netka mknęła mo­krą szmel­cań­ską szosą. Wy­cie­raczki skrzy­piały po­twor­nie ni­czym duch zam­kowy z bó­lem zęba. Za kie­row­nicą sie­działa Frycka Fałszka. Frycka za­szczę­kała zę­bami. Za­wsze tak ro­biła, gdy była po­de­ner­wo­wana.

– Boi się pani? – za­py­tał pro­fe­sor Wi­niak, który jak zwy­kle sie­dział na miej­scu pa­sa­żera we wła­snym sa­mo­cho­dzie, po­nie­waż nie miał prawa jazdy.

Pro­fe­sor był okrą­glutki i wy­glą­dał bar­dzo swoj­sko, ale miał ostry jak brzy­twa umysł, a kiedy my­ślał i kom­bi­no­wał, był zwinny jak ła­sica.

„My­śli­ciel i wy­na­lazca” wid­niało na jego wi­zy­tówce, któ­rych za­wsze miał kilka w port­felu.

Frycka Fałszka była asy­stentką pro­fe­sora Wi­niaka. Kie­ro­wała fur­go­netką i wła­śnie omi­nęła głę­boką dziurę.

Pu­sta klatka, która znaj­do­wała się z tyłu cię­ża­rówki, gło­śno stu­kała.

– Szcze­rze mó­wiąc, nie czuję się naj­le­piej – mruk­nęła Frycka Fałszka. Zdmuch­nęła długi ko­smyk blond wło­sów z bla­dej twa­rzy i pa­trzyła nie­ru­chomo przez przed­nią szybę na za­laną desz­czem drogę.

Pro­fe­sor uśmiech­nął się za­chę­ca­jąco do swo­jej asy­stentki.

– Nie ma się pani czego oba­wiać. Mam wszystko pod kon­trolą, pro­szę mi wie­rzyć!

Frycka uśmiech­nęła się iro­nicz­nie, a rzę­żąca fur­go­netka wje­chała w ko­lejną dziurę. Pro­fe­sor jęk­nął i po­pra­wił oku­lary.

– Tym ra­zem to cał­ko­wi­cie nie­szko­dliwy eks­pe­ry­ment – wy­ja­śnił.

– Cóż, miejmy taką na­dzieję – wes­tchnęła Frycka.

Ostat­nim ra­zem Wi­niak ro­bił do­świad­cze­nia z ga­zem na­pę­do­wym. Chciał wy­na­leźć pły­wa­jący le­żak i nie­mal wy­sa­dził w po­wie­trze cały in­sty­tut ba­daw­czy w Ru­pie­ciu. To był ko­niec jego ka­riery w ru­pie­ciań­skim in­sty­tu­cie. Pro­fe­sor zo­stał na­tych­miast prze­nie­siony w stan spo­czynku.

– Je­stem naj­lep­szym wy­na­lazcą na świe­cie, wie pani o tym – po­wie­dział Wi­niak do Frycki i wy­cią­gnął z kie­szeni spodni ogromną kra­cia­stą chu­s­teczkę. – Świat jesz­cze nie raz o mnie usły­szy!

Nie­dawno pro­fe­sor za­ło­żył cał­kiem nowe la­bo­ra­to­rium eks­pe­ry­men­talne. Na sta­cji ko­le­jo­wej w Ru­pie­ciu, na ty­łach bocz­nicy, w po­rzu­co­nym wa­go­nie to­wa­ro­wym. Mógł tam te­raz w ci­szy i spo­koju pra­co­wać nad swo­imi wy­na­laz­kami.

– Prze­stało pa­dać – po­wie­dział Wi­niak i wy­dmu­chał nos.

Za­trą­bił tak gło­śno w swoją kra­cia­stą chu­s­teczkę, że Frycka na mo­ment wci­snęła ha­mu­lec ze stra­chu. Wy­cie­raczki na­dal pisz­czały mia­rowo, bo Frycka za­po­mniała je wy­łą­czyć. Znowu za­szczę­kała zę­bami.

– Wła­ści­wie dla­czego się pani boi? – za­py­tał Wi­niak. – Prze­cież to pani opo­wie­działa mi o tych Li­chot­kach!

– Wiele sły­sza­łam i czy­ta­łam o Li­chot­kach – mruk­nęła Frycka. – Na przy­kład, że mają nie­sa­mo­wi­cie ostre zęby.

– Moż­liwe – po­wie­dział Wi­niak. – Ale ja mam za to nie­sa­mo­wi­cie ostry umysł! Zła­piemy ta­kiego Li­chotka, a on po­może mi zy­skać sławę. Zo­ba­czy pani!

Wy­tarł nos i scho­wał chu­s­teczkę do kie­szeni spodni.

– Wciąż nie ma sen­sow­nego le­kar­stwa na ból brzu­cha – cią­gnął Wi­niak. – Za­mie­rzam to zmie­nić!

Od dawna ma­rzył o zdo­by­ciu pierw­szej na­grody na kon­gre­sie wy­na­laz­ców w Ru­pie­ciu. Dzięki le­kowi na ból brzu­cha w końcu po­ka­załby swoim ko­le­gom, kto jest naj­lep­szym wy­na­lazcą na świe­cie, a mia­no­wi­cie nikt inny, tylko on, pro­fe­sor Hugo Wi­niak! Ale do tego ko­niecz­nie po­trze­bo­wał Li­chotka.

Kiedy Frycka Fałszka opo­wie­działa mu o tych Li­chot­kach, dla Wi­niaka od razu stało się ja­sne, że klu­czem do naj­lep­szego leku na ból brzu­cha są Li­chotki. W końcu po­chła­niają naj­bar­dziej zdu­mie­wa­jące rze­czy, ta­kie jak szklane bu­telki, pla­sti­kowe torby, rury pie­cowe, pa­ra­sole czy inne ru­pie­cie, i ni­gdy nie boli ich brzuch.

Te­raz pro­fe­sor mu­siał tylko zła­pać jed­nego z tych Li­chot­ków i za­brać do la­bo­ra­to­rium na ba­da­nia.

Frycka wci­snęła gaz do de­chy. Ale stary do­staw­czak po pro­stu nie chciał je­chać szyb­ciej. Droga z Ru­pie­cia do Szmelca tro­chę się prze­cią­gnęła.

Wi­niak po­dra­pał się po no­sie.

– Pew­nego dnia mu­szę wy­na­leźć le­kar­stwo na swę­dzący nos – po­wie­dział.

Frycka scho­wała głowę w ra­mio­nach. Trzę­sła się z zimna. Ogrze­wa­nie w fur­go­netce było wiecz­nie ze­psute. Pro­fe­so­rowi ani się śniło, żeby je na­pra­wić. W końcu do­tarli do Szmelca i Frycka zje­chała na wą­ską po­lną drogę.

– Za tym wzgó­rzem musi być wy­sy­pi­sko śmieci – wy­ja­śniła, po­ka­zu­jąc pal­cem. – Tam miesz­kają Li­chotki, je­śli do­brze się orien­tuję.

Za­par­ko­wała sa­mo­chód na wzgó­rzu za krza­kiem i za­cią­gnęła ha­mu­lec ręczny. Stam­tąd wy­raź­nie wi­dać było wy­sy­pi­sko śmieci. Wo­kół le­żały stare ma­te­race, puszki, skrzynki i bu­telki, lo­dówki, wy­bra­ko­wane pralki, nogi od krze­seł, rury i opony oraz mnó­stwo in­nych od­pad­ków.

– Świet­nie! No to w drogę! – krzyk­nął Wi­niak.

Wy­sko­czył z sa­mo­chodu i wy­cią­gnął z paki trzy ogromne, wy­brzu­szone worki. Znaj­do­wały się w nich śmier­dzące śmieci prima sort, które wła­sno­ręcz­nie wczo­raj ze­brał.

– Po­sma­kują im – rzu­cił pro­fe­sor, a Frycka zo­ba­czyła, że lekko się uśmiech­nął, po raz pierw­szy od czasu, gdy wy­ru­szyli.

Wi­niak był cał­kiem dumny ze swo­jego po­my­słu ze śmier­dzą­cymi śmie­ciami. Długo się za­sta­na­wiał, jak naj­ła­twiej przy­cią­gnąć Li­chotka.

Ist­nieją różne tech­niki wa­bie­nia. Na przy­kład lwy wpa­dają w za­ma­sko­wane wil­cze doły, a ryby łowi się za po­mocą sieci lub wędki. Wpra­wieni lu­dzie ła­pią węże ki­jem lub na­wet rę­kami. Kuny wpa­dają w pu­łapki, a do je­leni po pro­stu się strzela.

Po­nie­waż Li­chotki mają bzika na punk­cie smacz­nych śmieci, pro­fe­sor wpadł na po­mysł wy­sta­wie­nia przy­nęty z od­pa­dów. Oczy­wi­ście mu­siały to być wy­jąt­kowe resztki. Dla­tego wziął trzy duże puszki wy­peł­nione po brzegi zie­lon­ka­wym prosz­kiem, które Frycka wła­śnie wy­jęła z fur­go­netki.

– Pro­szę uwa­żać! Niech pani nie wcho­dzi w kon­takt z prosz­kiem! – ostrzegł Wi­niak. – Sam wy­na­la­złem ten śro­dek na­senny. Roz­łoży naj­sil­niej­szego sło­nia!

Za­ło­żyli grube gu­mowe rę­ka­wice i za­brali się do pracy.

– Fuj! – Znie­sma­czona Frycka wy­cią­gnęła z worka na śmieci mo­krą skar­petkę, do któ­rej przy­kle­iła się brą­zo­wawa skórka od ba­nana i ry­bia ość.

– Cii! Mu­simy być ci­cho, bo nas usły­szą – szep­nął pro­fe­sor.

Wła­śnie wy­ło­wił z torby lepką szmatę i kilka sple­śnia­łych pu­szek po kon­ser­wach. Roz­rzu­cili te wy­jąt­kowo stare, śmier­dzące śmieci, two­rząc sta­ran­nie długą ścieżką w dół wzgó­rza na wy­sy­pi­sko.

Na­stęp­nie Wi­niak wziął jedną z pu­szek ze środ­kiem na­sen­nym i ło­patą ogro­dową po­sy­pał śmieci zie­lon­ka­wym prosz­kiem. Na wszelki wy­pa­dek wstrzy­mał od­dech. Pod żad­nym po­zo­rem nie wolno mu było tego wdy­chać!

– Śmieci na­senne pierw­sza klasa – po­wie­dział Wi­niak, gdy skoń­czył, za­cie­ra­jąc ręce z za­do­wo­le­nia. – To naj­lep­sza przy­nęta na Li­chotki. Zo­ba­czymy, kiedy się sku­szą. Te­raz po­zo­staje nam tylko cier­pli­wie cze­kać.

– Po­ży­jemy, zo­ba­czymy! – od­parła Frycka. Ziew­nęła, bo była pra­wie pół­noc. Księ­życ był wy­soko na nie­bie.

We­szli z po­wro­tem do fur­go­netki, a Frycka wy­jęła z ko­szyka ter­mos z her­batą i dwa pla­sti­kowe kubki. Wi­niak pa­trzył uważ­nie na śmie­ciową ścieżkę, którą zro­bili na ze­wnątrz, i po­tarł nos. Nic się jesz­cze nie działo.

– Kupa mu­chy, bąk Li­chotka, ży­cie pę­dzi jak wy­wrotka… – za­śpie­wała ci­cho Frycka Fałszka, ostroż­nie na­lała her­batę do kubka i po­dała go pro­fe­so­rowi.

– Co tam pani śpiewa? – za­py­tał Wi­niak. Wziął mały łyk i za­klął, bo po­pa­rzył so­bie usta go­rącą her­batą.

– To Pieśń Li­chot­ków – wy­ja­śniła Frycka i wy­cią­gnęła z kie­szeni kurtki ba­to­nik. Była głodna, a poza tym po­my­ślała, że je­dze­nie działa ko­jąco. Wciąż czuła się nie­przy­jem­nie.

– Coś ta­kiego. Na­prawdę sporo pani wie o Li­chot­kach. – Wi­niak wziął ga­zetę z półki i włą­czył ra­dio sa­mo­cho­dowe. – Frycko, pro­szę się roz­go­ścić, to może być długa noc. Ma pani coś do czy­ta­nia?

Frycka nie miała i Wi­niak dał jej stronę z krzy­żówką z ga­zety. Frycka uwa­żała, że krzy­żówki to nudy na pudy, ale lep­szy rydz niż nic.

Co chwila z nie­cier­pli­wo­ścią spo­glą­dali na ze­wnątrz na swoją śmie­ciową przy­nętę. Ale jak okiem się­gnąć, nie było wi­dać żad­nego Li­chotka. Nie za­uwa­żyli ni­czego cie­ka­wego. Pro­fe­sor i Frycka nie do­strze­gli ma­łej myszki, która wła­śnie prze­bie­gła przez wzgó­rze. Mysz z za­cie­ka­wie­niem ob­wą­chała świe­cące na zie­lono śmieci, chwy­ciła ka­wa­łek zjeł­cza­łego boczku i roz­kosz­nie go prze­żuła. Kilka se­kund póź­niej prze­wró­ciła się na bok i za­sty­gła bez ru­chu.

Wi­niak ziew­nął.

– Jest pani pewna, że je­ste­śmy na wła­ści­wym wy­sy­pi­sku?

– Sto­lica Nie­miec na sześć li­ter … – wy­mam­ro­tała Frycka w roz­tar­gnie­niu, gry­ząc dłu­go­pis.

– Ber­lin! – po­wie­dział Wi­niak.

– Dra­pież­nik na sie­dem li­ter, pierw­sza L? – za­py­tała po chwili Frycka. Ale nie usły­szała od­po­wie­dzi.

Pro­fe­sor za­snął nad swoją ga­zetą. Frycka odło­żyła krzy­żówkę na bok. Na ze­wnątrz księ­życ skra­dał się zza chmur i rzu­cał świa­tło na długą ścieżkę śmieci, która pro­wa­dziła na wy­sy­pi­sko. Pro­szek na­senny świe­cił neo­nową zie­le­nią.

Frycka chwy­ciła dra­piący koc, który le­żał za sie­dze­niem, i przy­kryła się nim. Trzę­sła się z zimna, ale mimo to opu­ściła nieco szybę, po­nie­waż w sa­mo­cho­dzie za­częło się ro­bić duszno.

Na ze­wnątrz było te­raz zu­peł­nie bez­wietrz­nie. Ciemne świerki stały na wzgó­rzu ni­czym ogromni, czarni straż­nicy. Od czasu do czasu sły­chać było re­chot żab, a w od­dali szcze­kał pies. Wrona prze­le­ciała tak bli­sko przed­niej szyby, że Frycka sku­liła się ze stra­chu. Wes­tchnęła, na­cią­gnęła dra­piący koc nieco wy­żej i za­mknęła oczy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: