Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Lichotki lecą na Księżyc. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
25 czerwca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lichotki lecą na Księżyc. Tom 2 - ebook

Czy na Księżycu mieszkają Lichotki?

Lichotki po raz pierwszy są w Nowym Jorku – uważają, że ta wizyta jest naprawdę wspaniała! Przez przypadek Lichociątka dowiadują się o ściśle tajnym projekcie kosmicznym: wszystkie pyszne śmieci z Ziemi mają zostać wystrzelone na Księżyc w rakiecie! A przecież nie ma nic, co Lichotki kochają bardziej niż śmieci. Nic dziwnego, że Lichociątka znajdują się na pokładzie rakiety jako pasażerowie na gapę. I tak zaczyna się wielka przygoda, bo Lichotki nie są same na Księżycu... Lichotkogalaktyczna zabawa gwarantowana!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-8950-6
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KRZYSIEK, PATI I DOBRY POMYSŁ

W Ru­pie­ciu nie­wiele się ostat­nio działo. Ani jed­nego wy­padku dro­go­wego, żad­nego wła­ma­nia, żad­nej kra­dzieży to­rebki ani na­wet bójki. Na­wet naj­mniej­szego prze­stęp­stwa. Same nudy. Klub ho­dow­ców go­łębi ob­cho­dził swój pięć­dzie­siąty ju­bi­le­usz, ktoś w domu spo­koj­nej sta­ro­ści skoń­czył sto lat, a bur­mistrz chciał na­zwać nową ścieżkę ro­we­rową imie­niem swo­jego jam­nika.

Dla Krzyśka Ko­guta ta­kie nie­cie­kawe wy­da­rze­nia były iry­tu­jące. Był re­por­te­rem „Dzien­nika Ru­pie­ciań­skiego” i utrzy­my­wał się z eks­cy­tu­ją­cych no­wo­ści.

Krzy­siek sie­dział te­raz na bal­ko­nie swo­jego ma­łego miesz­ka­nia i wsu­wał dużą por­cję sa­łatki z szynką. Kiedy skoń­czył, we­pchnął do ust jesz­cze dwa ba­to­niki cze­ko­la­dowe, tym ra­zem orze­chowo-nu­ga­towe. Dziś po po­łu­dniu mu­siał ode­słać ar­ty­kuł do ga­zety i jak zwy­kle zbyt późno za­czął pra­co­wać. Stre­so­wało go to.

Wy­jął z paczki trzeci orze­chowy ba­to­nik nu­ga­towy i otwo­rzył lap­topa. Naj­wyż­szy czas na jego re­la­cję na te­mat ro­dziny Li­chot­ków.

Przez kilka ostat­nich ty­go­dni wiele o nich sły­szał. Pro­fe­sor Wi­niak, znany ba­dacz i wy­na­lazca z Ru­pie­cia, opo­wia­dał o nich na­wet w te­le­wi­zji. Po pro­gra­mie Krzy­siek od razu po­je­chał swoim ka­brio­le­tem od­wie­dzić Li­chotki na wy­sy­pi­sku w Szmelcu.

Re­por­ter żuł cze­ko­ladę i ciężko my­ślał. Na po­czą­tek mu­siał mieć chwy­tliwy na­głó­wek do swo­jego ar­ty­kułu. Zie­lonki z wy­sy­pi­ska śmieci – na­pi­sał. Ale od razu ska­so­wał te słowa, bo nie wy­dały mu się szcze­gól­nie eks­cy­tu­jące. Ro­dzina po­twor­ków ze Szmelca, to brzmiało le­piej.

Krzy­siek pi­sał da­lej:

W ja­skini na wy­sy­pi­sku śmieci w Szmelcu ko­czuje duża ro­dzina z trójką dzieci. Na­zy­wają się Li­chotki, a ich zie­lona skóra przy­po­mina w do­tyku ośmior­nicę. Od­wie­dził ich nasz re­por­ter – Krzy­siek Ko­gut. Czy są to po­twory z ko­smosu? Czy po­cho­dzą z mor­skich głę­bin? Za­pewne można by tak po­my­śleć.

Na gło­wie za­miast uszu mają ucho­rogi, a ich twarde włosy ster­czą na boki jak druty. Ale naj­bar­dziej nie­wia­ry­godne jest to, że te dzi­waczne Li­chotki ży­wią się od­pa­dami. Pa­ła­szują rze­czy, które inni wy­rzu­cają, na przy­kład po­de­szwy bu­tów, pla­sti­kowe bu­telki, pa­ra­sole, puszki… Nic się nie uchowa przed ich ostrymi zę­bami.

Ale jak te stwo­rze­nia wy­trzy­mują na śmier­dzą­cym wy­sy­pi­sku śmieci?

Zu­peł­nie nor­mal­nie, bo Li­chotki uwiel­biają smród każ­dego ro­dzaju. Przy­jemne za­pa­chy to dla nich istny hor­ror, a za­pach per­fum jest zde­cy­do­wa­nie naj­gor­szy. Pra­nie, czy­stość, po­rzą­dek – te po­ję­cia są obce tej ro­dzi­nie! Zie­lonki zioną nie­świe­żym od­de­chem, który za­bija mu­chy w lo­cie.

Czy te zie­lone stworki są nie­bez­pieczne dla lu­dzi?

Nie do­tarło jesz­cze do nas nic, co mo­głoby na to wska­zy­wać. Wręcz prze­ciw­nie, mo­żemy uspo­koić na­szych czy­tel­ni­ków: wszyst­kie Li­chotki są nad wy­raz po­ko­jowe na­sta­wione. Spra­wiają wra­że­nie bar­dzo mu­zy­kal­nych, śpie­wają chęt­nie i czę­sto (na­wet je­śli ich śpiew przy­po­mina dźwięk pra­cu­ją­cej piły tar­czo­wej).

A naj­lep­sze jest to, że Li­chotki są po­ży­teczne! Sta­no­wią dużą po­moc w uty­li­za­cji śmieci, po­nie­waż po­chła­niają je w ogrom­nych ilo­ściach. Mają cenny wkład w roz­wią­za­nie na­szych pro­ble­mów z od­pa­dami.

No, to by było na tyle – po­my­ślał za­do­wo­lony Krzy­siek.

Wy­słał ma­ilem swój ar­ty­kuł do re­dak­cji ga­zety, w za­łącz­niku było kilka zdjęć Li­cho­cią­tek ba­wią­cych się na wy­sy­pi­sku śmieci i Taty-Li­chotka w wan­nie. Ale naj­lep­sze było to ze szcze­rzącą się Bab­cią-Li­chotką, która trzy­mała w ustach wielką ry­bią ość, sto­jąc obok gi­gan­tycz­nej kupy złomu.

Te­raz Krzy­siek mógł roz­po­cząć tę przy­jem­niej­szą część dnia. Wy­jął trzy paczki chip­sów, po­szedł do sa­lonu i po­ło­żył się na ka­na­pie przed te­le­wi­zo­rem.

Na­stęp­nego ranka Pati Mam­rotka jak zwy­kle ja­dła śnia­da­nie i piła zie­loną her­batę. Czuła się rześka i wy­po­częta, po­nie­waż była już po dłu­gim spa­ce­rze z psem. Ad­rian, mały te­rier, sie­dział na krze­śle obok niej i do­trzy­my­wał jej to­wa­rzy­stwa przy po­siłku. Wczo­raj Ad­rian był w psim sa­lo­nie na co­ty­go­dnio­wej pie­lę­gna­cji sier­ści i te­raz przy­jem­nie pach­niał bzem.

Pati Mam­rotka była świa­to­wej sławy han­dlarką dzie­łami sztuki. Miała krót­kie ja­skra­wo­czer­wone włosy i ce­cho­wało ją cią­głe po­szu­ki­wa­nie cze­goś no­wego i nie­zwy­kłego.

Wsu­nęła na nos swoje czarne oku­lary do czy­ta­nia i otwo­rzyła „Dzien­nik Ru­pie­ciań­ski”.

– Czy ty to czy­ta­łeś? – za­py­tała Ad­riana, a pies nad­sta­wił uszu.

Se­kundę póź­niej się­gnęła po te­le­fon i wstu­kała nu­mer swo­jego sta­rego przy­ja­ciela, Krzyśka.

– Po­wiedz mi, Krzy­siek, skar­beńku – za­szcze­bio­tała do apa­ratu. – To, co na­pi­sa­łeś o tych zie­lo­nych stwor­kach, brzmi strasz­nie eks­cy­tu­jąco! Czy mo­żesz mnie za­wieźć na tę górę złomu?

– Od kiedy in­te­re­sują cię stare graty? – za­py­tał Krzy­siek za­sko­czony.

– Mam po­mysł. Zro­bimy sztukę z tych li­cho­cich ru­pieci! Sztuka z od­pa­dów może się oka­zać nie­złym hi­tem! – ob­ja­śniła pod­eks­cy­to­wana Pati.

– Ro­zu­miem – od­rzekł Krzy­siek. – Czu­jesz ko­lejny do­bry in­te­res, mam ra­cję?

– Zo­ba­czymy – od­po­wie­działa Pati.SPOTKANIE PATI Z LICHOTKAMI

W oka­mgnie­niu Pati i Krzy­siek do­tarli na wy­sy­pi­sko w Szmelcu. Za­par­ko­wali ka­brio­le­tem Krzyśka na po­bo­czu i za­częli ostroż­nie wspi­nać się na górę śmieci.

– O rany! – dzi­wiła się Pati Mam­rotka. – Co za ogromna kupa śmieci! Je­steś pe­wien, skar­bie, że mu­simy tam iść oboje?

Jej li­liowa su­kienka od pro­jek­tanta za­plą­tała się w dru­cianą pę­tlę i Pati bez­sku­tecz­nie pró­bo­wała się uwol­nić.

– Za­mknij oczy i do przodu! – po­wie­dział Krzy­siek z uśmie­chem, kiedy już wy­swo­bo­dził ją z pę­tli.

Pati trzy­mała Ad­riana mocno na rę­kach, bo to na­prawdę nie była trasa dla ma­łego psa. Wszę­dzie wa­lały się za­rdze­wiałe gwoź­dzie i po­tłu­czone szkło.

– Nie zniszcz so­bie bu­tów – rzu­cił Krzy­siek.

Pati wes­tchnęła.

Drogę blo­ko­wały za­tę­chłe ma­te­race, opony sa­mo­cho­dowe i łóżka. Mu­sieli ba­lan­so­wać na drzwiach szafy ubra­nio­wej i wspi­nać się po sta­rych te­le­wi­zo­rach i czę­ściach kom­pu­te­ro­wych.

– Jak tu śmier­dzi – mruk­nęła Pati i przy­ło­żyła chu­s­teczkę do nosa. Ad­rian pró­bo­wał wci­snąć swój pysz­czek w jej pa­chę.

– To jesz­cze nic. Po­cze­kaj, aż do­trzemy do Li­chot­ków – po­wie­dział Krzy­siek, szcze­rząc się od ucha do ucha.

Prze­dzie­rali się da­lej.

W końcu do­szli do wiel­kiej sterty pra­lek i lo­dó­wek. Ad­rian za­czął skom­leć. Pati za­trzy­mała się i zer­k­nęła ostroż­nie za róg. Stali tuż przed ja­ski­nią Li­chot­ków.

Krzy­siek znów się szcze­rzył.

– Hm, czyż­bym obie­cał zbyt wiele?

– O mój Boże, to jest nie­sa­mo­wite! – mruk­nęła Pati.

Dwoje Li­cho­cią­tek ku­cało w ka­łuży błota i ob­rzu­cało się po gło­wach błot­ni­stymi kul­kami. Dzia­dek-Li­cho­tek le­żał w du­żej szu­fla­dzie ko­mody i gło­śno chra­pał. Tata-Li­cho­tek kar­mił wiel­kiego zie­lo­nego smoka, który wy­dmu­chi­wał w po­wie­trze siar­czy­ste ob­łoki pary. Z ja­skini wy­do­by­wał się zaś gę­sty dym. Przy­czła­pała Bab­cia-Li­chotka. W ręku trzy­mała czer­woną bla­chę, która pier­wot­nie była błot­ni­kiem sa­mo­cho­do­wym. Rzu­ciła ją na kupę złomu, pię­trzącą się obok wej­ścia do ja­skini.

– Cu­dow­nie – wy­szep­tała Pati.

– Co w tym ta­kiego cu­dow­nego? – Krzy­siek spoj­rzał na nią z osłu­pie­niem.

– Ta pier­wot­ność! Ta świe­żość! Ta dzi­kość! Wi­dzisz, skar­bie, wła­śnie tego wszy­scy szu­ka­li­śmy. To jest praw­dziwa sztuka!

– No, no – mruk­nął Krzy­siek i wpa­ko­wał so­bie mię­tówkę do ust.

– Niech to błocko, śluz i szlam! – krzyk­nęła do nich Bab­cia-Li­chotka. – Czego tu szu­ka­cie?

Jedno z Li­cho­cią­tek ci­snęło błotną kulką w stronę Krzyśka, ale na szczę­ście zdą­żył zro­bić unik.

– Po­zwól­cie pań­stwo, że się przed­sta­wię! – po­wie­działa Pati i po­kuś­ty­kała chwiej­nym kro­kiem w stronę Babci-Li­chotki. – Na­zy­wam się Pati Mam­rotka. Han­dluję dzie­łami sztuki w Ru­pie­ciu. Bar­dzo mi się po­doba wasz dom. Jest na­prawdę nie­sa­mo­wity!

– Ro­pu­szań­sko! – po­wie­działa Bab­cia-Li­chotka i pu­ściła bąka. Za­wi­jała wła­śnie gruby sznur wo­kół wy­so­kiej wieży śmieci. Chciała w ten spo­sób ja­koś upo­rząd­ko­wać ten kram. Bo kiedy się o tym za­po­mniało, to stos od­pad­ków ro­bił się za wy­soki i złom za­czy­nał le­cieć na głowę.

Na­gle ktoś od­sło­nił brudną nie­bie­ską za­słonę i z ja­skini wy­szła Mama-Li­chotka.

– Ale ościur­sko! Uwiel­biamy go­ści! – za­wo­łała. Jej głos brzmiał tak skrze­cząco, jak za­rdze­wiała ko­newka, która umie mó­wić. – Do dia­ska smro­dli­wego, czego się na­pi­je­cie?

– Bar­dzo miło z pani strony – bro­niła się Pati. – Ja dzię­kuję.

– A co jest? – za­py­tał Krzy­siek za­cie­ka­wiony.

Mama-Li­chotka uśmiech­nęła się do niego.

– Za­fleg­miona woda smar­dzowa. Dzi­siaj jest wy­jąt­kowo kwa­śna, a wrzu­ci­łam tam jesz­cze sporo wy­su­szo­nego wło­sia ze szczotki.

– Nie, dzię­kuję – po­wie­dział szybko Krzy­siek. – Dla mnie jed­nak też nic. Nie­dawno pi­łem świeżą wodę mi­ne­ralną u Pati.

– Świeżą wodę?! – za­wo­łały z prze­ra­że­niem Li­cho­ciątka. Wy­szły ze swo­jego ba­gni­ska i po­de­szły za­cie­ka­wione. – Świeża woda jest wy­jąt­kowo nie­bez­pieczna. Można po niej do­stać ko­lo­ro­wych plam na ca­łym ciele.

Jedno z Li­cho­cią­tek za­częło ob­wą­chi­wać Pati swoim pę­ka­tym no­sem i po­wie­działo:

– Ale śmier­dzisz per­fu­mami!

Dru­gie Li­cho­ciątko ob­wą­chało Ad­riana i stwier­dziło:

– Ten też za­jeż­dża!

Oboje za­ty­kały nos i wy­krę­cały bu­zie, jakby ugry­zły coś słod­kiego.

– Je­śli ktoś tu śmier­dzi, to na pewno nie ja! – mruk­nęła ura­żona Pati. Rano spry­skała się swo­imi no­wiut­kimi per­fu­mami. Drogi za­pach, trzy­sta euro za bu­telkę. – Pań­stwa dzieci są na­prawdę uro­cze – po­wie­działa do Mamy-Li­chotki i pró­bo­wała się uśmiech­nąć. – Są ta­kie bez­po­śred­nie!

Pati wi­działa, że Krzy­siek znów się szcze­rzy. Ale kiedy jedno z Li­cho­cią­tek gło­śno pu­ściło bąka, od razu zrze­dła mu mina.

Ad­rian skom­lał. On też nie był przy­zwy­cza­jony do li­cho­cich za­pasz­ków.

Pati po­dra­pała go za uchem i prze­mó­wiła do Li­chot­ków słod­kim gło­sem:

– Chyba mu­szę się le­piej wy­ra­zić. Mogę usiąść? – Nie cze­kała na od­po­wiedź, tylko roz­sia­dła się na sta­rej skrzynce po pi­wie. – Czy wie­cie, czym jest sztuka?

Li­chotki spoj­rzały za­my­ślone na Pati.

Wtedy po­ja­wił się Tata-Li­cho­tek. Koń­czył kar­mić smoka i cały czas pod­słu­chi­wał. Krzyk­nął gło­śno:

– Sztuka jest wtedy, jak splunę gwoź­dziem do garnka z od­le­gło­ści trzy­dzie­stu me­trów!

Te­raz włą­czył się też Dzia­dek-Li­cho­tek. Na­dal le­żał w szu­fla­dzie, ale już dawno się obu­dził.

– Moje wier­sze to sztuka! – prze­krzy­ki­wał po­zo­sta­łych. – Je­stem naj­li­chot­szym po­etą w ca­łym Szmelcu!

Lśni śluz i szlam zie­lony,tam w śniegu leży nieco za­mglony.Se­rowa stopa też jest błysz­cząca,A sa­dza nie świeci i dy­szy z go­rąca!

– Ale te­raz nie ma śniegu, dziadku! – za­uwa­żyły Li­cho­ciątka.

– Ma­cie ra­cję – od­parł Dzia­dek-Li­cho­tek. – W ta­kim ra­zie coś in­nego:

Kiedy gwiaz­deczka nad śmie­ciami mruga,a księ­życ na nie­bie śmier­dziela struga…

Bab­cia-Li­chotka mu prze­rwała.

– Ja wiem, czym jest sztuka. Dla mnie sztuka to na­prawdę do­brze przy­pa­lony ser­nik smro­dzony. Ar­ty­stycz­nie ude­ko­ro­wany pi­nez­kami i kru­szonką z muszli śli­ma­ków.

– Pa­trz­cie! – wy­krzyk­nęła Pati z en­tu­zja­zmem. – Każdy ma swoją wła­sną de­fi­ni­cję sztuki! A ja za sztukę uwa­żam wasz stos śmieci. Chcę, że­by­ście zy­skali sławę.

– No, no! – po­wie­działa Mama-Li­chotka.

Pati zła­pała wiatr w ża­gle i wy­da­wała się bar­dzo prze­ko­nu­jąca.

– Li­cho­cia sztuka! – wy­krzy­ki­wała ocza­ro­wana. – To jest przy­szłość! Wy­sta­wię wa­szą zło­mową twór­czość i osią­gniemy ol­brzymi suk­ces!

Li­chotki nad­sta­wiały ucho­ro­gów i na zmianę roz­dzia­wiały i za­my­kały usta ze zdzi­wie­nia.

– Sprze­dam wa­szą sztukę złomu w do­brej ce­nie. Mo­że­cie stwo­rzyć na za­mó­wie­nie kilka sto­sów sta­rych gra­tów? – za­py­tała Pati. – Od razu za­mó­wię trans­port i za­wiozą je do mu­zeum!

Li­chotki na po­czątku nic nie od­po­wia­dały. Nie­szcze­gól­nie po­do­bał im się po­mysł od­bie­ra­nia i wy­wo­że­nia śmieci.

– I tak nie mam czasu na cały ten ar­ty­styczny kram – mruk­nął w końcu Tata-Li­cho­tek i po­szedł do ga­rażu. Chciał tam tro­chę po­pra­co­wać nad swoim no­wym wy­na­laz­kiem. Maj­ster­ko­wał przy pod­ręcz­nej wi­rówce na kurz do miesz­ka­nia.

Mam­ro­cząc, Dzia­dek-Li­cho­tek prze­krę­cił się w szu­fla­dzie na drugą stronę i za­mknął oczy. Pra­gnął te­raz tylko li­cho­ciego spo­koju.

Mama-Li­chotka wzięła Li­cho­ciątka za rękę i wró­ciła z nimi do ja­skini. Naj­młod­sze Li­cho­ciątko za­częło wła­śnie pła­kać. Było głodne i chciało do­stać swoją bu­telkę z ro­soł­kiem na śmie­ciach.

Pati nie mo­gła w to uwie­rzyć. Czy to zna­czyło, że jej ge­nialny po­mysł wziął w łeb?

– Bę­dzie­cie sławni! – po­wtó­rzyła. – W czym pro­blem?

Ale Li­chotki już jej na­wet nie słu­chały. Tylko Bab­cia-Li­chotka stała jesz­cze z Pati i Krzyś­kiem. Spoj­rzała za­my­ślona na roz­cza­ro­waną ko­bietę. W końcu po­tarła swój pę­katy nos i po­wie­działa:

– W po­rządku, do ośli­zgłej ściery, je­śli tak ci za­leży, to zro­bię to dla cie­bie. Ułożę ci tro­chę śmieci, zwiążę je sznur­kiem, a po­tem bę­dziesz mo­gła je ode­brać. To wszystko jest bar­dzo pro­ste, do dia­ska smro­dli­wego, prze­cież nie brak ci u nas ru­pieci.

I na tym sta­nęło. Pati i Krzy­siek po­że­gnali się z Bab­cią-Li­chotką i po­je­chali za­do­wo­leni z po­wro­tem do Ru­pie­cia. Pati chciała wkrótce wpaść po­now­nie, żeby ode­brać dzieła sztuki.

Gdyby Bab­cia-Li­chotka wie­działa, co ją czeka, to z pew­no­ścią nic by Pati nie obie­cała. To był pierw­szy krok w stronę nie­bez­piecz­nej przy­gody.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: