Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Lichotki uwięzione na wyspie piratów. Tom 9 - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
24 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lichotki uwięzione na wyspie piratów. Tom 9 - ebook

Lichotki nie chcą dłużej być atrakcją turystyczną Szmelca! Żeby uciec od tłumów szturmujących wysypisko, Lichotki wyruszają w rejs ufundowany przez burmistrza. Jednak zamiast na statek wycieczkowy, zielona rodzinka trafia na statek pełen piratów pod wodzą kapitana Żelaznej Ręki. Ostatecznie kończą jako zakładnicy piratów na Smoczej Wyspie!

Czy Lichotkom uda się wrócić do domu? Muszą wykorzystać cały swój spryt, żeby ta misja się powiodła!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-8952-0
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Był taki czas, kiedy w ma­łym mia­steczku Szmelc ro­iło się od tu­ry­stów. Wszy­scy chcieli od­wie­dzić słynną ro­dzinę Li­chot­ków, która miesz­kała w swo­jej za­tę­chłej ja­skini na ku­pie śmieci. Do ro­dziny na­le­żeli: Mama-Li­chotka i Tata-Li­cho­tek, Bab­cia-Li­chotka i Dzia­dek-Li­cho­tek, naj­młod­sze Li­cho­ciątko i dwoje star­szych Li­cho­cią­tek.

Przy­je­chało tu tak wielu tu­ry­stów, że bur­mistrz ka­zał po­sta­wić kiosk z pa­miąt­kami, w któ­rym można było ku­pić śmieszne li­chot­kowe rze­czy. Wszę­dzie w Szmelcu znaj­do­wały się dro­go­wskazy do wy­sy­pi­ska śmieci, a w dole mia­steczka, nad je­zio­rem, po­wstała na­wet ścieżka dy­dak­tyczna po­świę­cona Li­chot­kom. Pod­czas spa­ceru prze­chod­nie mo­gli do­wie­dzieć się wszyst­kiego o ży­ciu ma­łych zie­lon­ków.

Na ko­lo­ro­wych ta­bli­cach in­for­ma­cyj­nych można było wy­czy­tać, że Li­chotki są dłu­go­wieczne. Dzia­dek-Li­cho­tek miał już po­dobno dzie­więć­set osiem­dzie­siąt pięć lat, Li­cho­ciątka po czter­dzie­ści pięć, a naj­młod­sze Li­cho­ciątko – dwa­na­ście.

Wia­domo, że Li­chotki bar­dzo chęt­nie be­kały i pusz­czały bąki. Że lu­biły wszel­kiego ro­dzaju stę­chli­znę i smród, ni­gdy się nie myły i nie szczot­ko­wały zę­bów.

Na zdję­ciach można było zo­ba­czyć, jak Li­chotki pa­ła­szo­wały puszki, bu­telki i po­de­szwy bu­tów. Sza­le­nie lu­biły wszystko, co sple­śniałe, zgniłe i za­tę­chłe. Swo­imi moc­nymi zę­bami prze­żu­wały naj­tward­sze śmieci i ni­gdy nie do­sta­wały po tych po­sił­kach bólu brzu­cha.

Mu­siały tylko uwa­żać na świeże rze­czy, w tym owoce i wa­rzywa, bo za­wsze wy­ska­ki­wały im po nich swę­dzące ko­lo­rowe plamy.

Na jed­nej z ta­blic wi­dać było Bab­cię-Li­chotkę uno­szącą w górę lo­dówkę. Wszyst­kie Li­chotki były silne jak niedź­wie­dzie, a Li­cho­ciątka po­tra­fiły na­wet pod­rzu­cać bar­dzo cięż­kie opony sa­mo­cho­dowe wy­soko po­nad wy­sy­pi­sko.

Ich li­cho­cie włosy były twarde jak drut, a skóra przy­po­mi­nała w do­tyku ośmior­nicę. Dzięki swoim trzem czu­łym ucho­ro­gom mo­gły usły­szeć ka­szel mró­wek, a środ­kowy ucho­róg po­zwa­lał im zro­zu­mieć wszyst­kie ję­zyki świata.

Fakt, że Li­chotki były tak znane i lu­biane, bar­dzo cie­szył bur­mi­strza, bo dzięki temu jego małe mia­steczko także zy­ski­wało na po­pu­lar­no­ści. Na­wet przy­znał Li­chot­kom ho­no­rowe oby­wa­tel­stwo mia­sta. Tego lata bur­mistrz był szcze­gól­nie za­do­wo­lony, bo do Szmelca przy­je­chało wię­cej tu­ry­stów niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej.TA­TU­AŻY­STA

Chudy męż­czy­zna z ru­dymi zmierz­wio­nymi wło­sami wszedł skoro świt do pie­karni w Szmelcu. Miał ręce wy­ta­tu­owane od góry do dołu, a z jego le­wego ucha zwi­sało złote kółko.

Wy­mam­ro­tał krót­kie „Do­bry”, co za­pewne miało zna­czyć „Dzień do­bry”.

Eks­pe­dientka po­ru­szyła się, gdy roz­po­znała męż­czy­znę. Był to Ja­nek Zło­to­dziurny, który pro­wa­dził stu­dio ta­tu­ażu kilka ulic da­lej. Wy­glą­dał ra­czej po­dej­rza­nie i nie bar­dzo mu ufała.

– To co za­wsze, pa­nie Zło­to­dziurny? – za­py­tała grzecz­nie.

Wło­żyła do to­rebki bułkę z kieł­basą i po­dała mu ją przez ladę wraz z kub­kiem czar­nej kawy. Mil­czący męż­czy­zna wy­grze­bał z port­fela parę mo­net, ski­nął sprze­daw­czyni i wy­szedł ze sklepu.

Dzięki Bogu o tej po­rze na ulicy było pra­wie pu­sto. De­ner­wo­wał się, kiedy koło po­łu­dnia po­ja­wiali się pierwsi tu­ry­ści.

Ostat­nimi czasy tłum­nie sztur­mo­wali Szmelc, bo nie­stety bur­mistrz zro­bił strasz­nie dużo szumu wo­kół ich mia­steczka. Kiedy była ładna po­goda, lu­dzie przy­jeż­dżali z da­leka i za­py­chali wą­skie uliczki swo­imi sa­mo­cho­dami i au­to­bu­sami. Każdy chciał od­wie­dzić Li­chotki na ich wy­sy­pi­sku śmieci.

Aby chro­nić ro­dzinę Li­chot­ków przed cie­kaw­skimi, bur­mistrz mu­siał na­wet po­sta­wić ba­rierki wo­kół śmiet­ni­ska. Płot miał unie­moż­li­wić ma­łym dzie­ciom ska­ka­nie po wy­sy­pi­sku i wy­bryki w li­cho­ciej ja­skini.

Nie mam po­ję­cia, jak Li­chotki zno­szą ten zgiełk – po­my­ślał po­nuro Ja­nek Zło­to­dziurny. Nie wy­trzy­mał­bym, gdyby dzień w dzień tłum ga­piów nie da­wał mi spo­koju.

Za­ka­słał i splu­nął na kra­węż­nik.

Za nim przez wą­ską uliczkę prze­ci­skał się długi au­to­kar.

– Czyżby już je­chali? – mruk­nął Ja­nek i przy­kleił się do ściany domu, gdy au­to­kar brał cia­sny za­kręt.

Tu­taj, w za­ułku, miał swoje stu­dio. Ja­nek był naj­lep­szym i je­dy­nym ta­tu­aży­stą w mie­ście. Na­wet w Ru­pie­ciu nie zna­la­złby się lep­szy, był tego pe­wien.

Naj­chęt­niej ta­tu­ował lu­dziom mo­tywy ma­ry­nar­skie na ich brzu­chach, ra­mio­nach i bar­kach.

Spe­cja­li­zo­wał się w ślicz­nych sy­ren­kach, które przy­po­mi­nały małe bo­gi­nie. Jego ko­niki mor­skie wy­glą­dały jak żywe, a cu­downe ko­twice i ża­glowce mie­niły się wszyst­kimi ko­lo­rami tę­czy.

Nie­stety nie miał zbyt wielu klien­tów. W Szmelcu ta­tu­aże nie cie­szyły się szcze­gól­nym za­in­te­re­so­wa­niem. A poza tym lu­dzie nie prze­pa­dali za Jan­kiem.

Na­wet za­go­nieni tu­ry­ści rzadko chcieli się ta­tu­ować. A jak już przy­cho­dzili, to zwy­kle pro­sili o coś li­cho­ciego. Dla­tego Ja­nek nie­dawno roz­sze­rzył ofertę o ta­kie mo­tywy. Ta­tu­ował po­do­bi­zny Li­chot­ków, ry­bie ości, puszki, ko­ści, małe mu­chy, chmury smrodu, ro­pu­chy, szczury, a na­wet li­cho­ciego smoka Ognio­pierda.

Miał tak mało klien­tów, że mu­siał do­ra­biać jako tak­sów­karz. To był istny krzyż pań­ski.

Z tę­sk­notą po­my­ślał o sta­rych, do­brych cza­sach, kiedy jako młody chło­pak wy­ru­szył na mo­rze ze swoim bra­tem. Nie­stety w pew­nym mo­men­cie ży­cie na statku oka­zało się dla niego zbyt cięż­kie. Miał po­ważne pro­blemy z krę­go­słu­pem, przez co czę­sto mu­siał cho­dzić do le­ka­rza.

Otwo­rzył drzwi swo­jego sklepu, wziął łyk go­rą­cej kawy i po­pa­rzył so­bie ję­zyk.

Prze­kli­na­jąc ci­cho, prze­to­czył do drzwi sto­jak z li­cho­cimi pa­miąt­kami. Były tam pocz­tówki i dłu­go­pisy z Li­chot­kami, zie­lone bre­loczki, czapki z dasz­kiem, pa­ra­solki z ucho­ro­gami i inne śmieszne rze­czy. Ja­nek uwa­żał to wszystko za straszną tan­detę, ale po­trze­bo­wał pie­nię­dzy.

Prze­szedł na tyły, do ma­łego po­miesz­cze­nia, gdzie znaj­do­wał się jego stół ro­bo­czy, i rzu­cił okiem na ak­ce­so­ria do ta­tu­owa­nia. Wszystko le­żało sta­ran­nie przy­go­to­wane na swoim miej­scu. To do­brze, bo na dzi­siej­szy po­ra­nek za­po­wie­działa się wy­jąt­kowa klientka – żona bur­mi­strza Szmelca. Chciała zro­bić so­bie pierw­szy, mały ta­tuaż.

Zło­to­dziurny zer­k­nął na ze­gar ścienny w kształ­cie tru­piej czaszki. Zo­stało jesz­cze tro­chę czasu, bo jego ele­gancka klientka miała się zja­wić do­piero za pół go­dziny. Już te­raz był bar­dzo cie­kawy, na jaki mo­tyw się zde­cy­duje.ZSZAR­GANE NERWY

Jak wia­domo, wy­sy­pi­sko Li­chot­ków było oto­czone pło­tem. Wcze­śniej tu­ry­ści co­dzien­nie z nie­cier­pli­wo­ścią cze­kali, aż uda im się zo­ba­czyć jedno z Li­chot­ków i zro­bić mu zdję­cie.

Mimo że ra­nek do­piero na­stał, garstka lu­dzi już się tło­czyła przy pło­cie. Ktoś miał lu­netę skie­ro­waną wprost na li­cho­cią ja­ski­nię, a ktoś inny wo­łał:

– Hej, Li­chotki! Chodź­cie no tu! Daj­cie mi swój au­to­graf!

Ale Li­chot­kom ani się śniło.

Z na­tury były praw­dzi­wymi ar­ty­stami re­laksu. Były przy­ja­zne i cier­pliwe i pra­wie nic nie było w sta­nie wy­pro­wa­dzić ich z rów­no­wagi. Ale ci wszy­scy go­ście po­woli za­czy­nali dzia­łać im na nerwy. Mama-Li­chotka i Tata-Li­cho­tek wy­co­fali się dziś do ja­skini, po­nie­waż tu­taj pa­no­wał względny spo­kój. Naj­młod­sze Li­cho­ciątko le­żało w swo­jej skrzynce na owoce i spało, a Mama-Li­chotka wy­chry­piała mu do ucho­różka:

– Kupa mu­chy, bąk Li­chotka, ży­cie pę­dzi jak wy­wrotka.

Mie­szała w za­rdze­wia­łym koł­paku, w któ­rym znowu go­to­wała na obiad swoją słynną zupę sznu­rów­kową z po­my­jami i klu­skami z błota. Na przy­stawkę szy­ko­wała sa­łatkę z ka­bli. Tata-Li­cho­tek tro­chę po­ma­gał i sie­kał ka­ble elek­tryczne.

– Po ko­la­cji chcę wy­bru­dzić na­szego smoka – stwier­dził. – Znowu wy­gląda okrop­nie czy­sto. Nie wiem, dla­czego brud tak szybko z niego scho­dzi. Pew­nie przez jego gładką skórę.

Ognio­pierd chra­pał w ga­rażu obok. Nie był już naj­młod­szy i po­trze­bo­wał dwu­dzie­stu czte­rech go­dzin snu każ­dego dnia.

Na ze­wnątrz sły­chać było śmiech Li­cho­cią­tek. Wy­glą­dało na to, że świet­nie się ba­wiły. Stały po kostki w ka­łuży, rzu­cały w stronę płotu tłu­ste kulki błotne i cze­kały, aż go­ście za­czną krzy­czeć i od­wra­cać głowy z prze­ra­że­nia.

Za ja­ski­nią Li­chot­ków Dzia­dek-Li­cho­tek przy­cup­nął na swoim za­rdze­wia­łym piecu opa­la­nym drew­nem i wark­nął po­nuro:

– Ośli­zgłe skar­pe­ci­sko z błocka! Czy nie mo­żesz wy­strze­lić tych wścib­skich lu­dzi na księ­życ?

– Masz ra­cję – wes­tchnęła Bab­cia-Li­chotka. – Na cuch­nące wszy pier­dzące, można się po­czuć jak małpa w zoo!

– Kto by o tym po­my­ślał jesz­cze parę lat temu? – od­rzekł Dzia­dek-Li­cho­tek. – Wtedy nikt w Szmelcu nas nie chciał. Nie po­lu­bili nas tylko dla­tego, że je­ste­śmy od nich tro­chę inni.

– W dzi­siej­szych cza­sach trudno to so­bie na­wet wy­obra­zić – od­parła Bab­cia-Li­chotka, po­trzą­sa­jąc głową tak, że jej dłu­gie dru­ciane włosy za­grze­cho­tały.

– Tak czy ina­czej, tak da­lej być nie może – burk­nął Dzia­dek-Li­cho­tek. – Nie mam już do tego ner­wów! – W oka­mgnie­niu za­czął spra­wiać wra­że­nie bar­dzo zde­ter­mi­no­wa­nego. – Pójdę te­raz do bur­mi­strza i po­sta­wię mu ul­ti­ma­tum!

– Ja­kie ul­ti­ma­tum, mój drogi śmier­dzielu? – Bab­cia-Li­chotka spoj­rzała na niego wy­cze­ku­ją­cym wzro­kiem.

– Na wszy pier­dzące! – krzyk­nął Dzia­dek-Li­cho­tek. – Po­wiem mu, że zo­sta­niemy tu tylko wtedy, gdy zo­sta­wią nas w spo­koju. Je­śli ten cały ra­ban się nie skoń­czy, to po pro­stu zo­sta­wimy to wy­sy­pi­sko.

– Co? Chcesz opu­ścić na­szą piękną kupę śmieci? – Bab­cia-Li­chotka nie wie­rzyła wła­snym ucho­ro­gom.

– Do ości­stej ku­rzej łapy! – ryk­nął gniew­nie Dzia­dek-Li­cho­tek. – Bur­mistrz musi za­de­cy­do­wać. Albo ci tu­ry­ści znikną, albo my odej­dziemy! A wtedy może so­bie szu­kać no­wych Li­chot­ków!

– Chcesz, że­by­śmy wy­je­chali? Ale do­kąd? – za­py­tała Bab­cia-Li­chotka z prze­ra­że­niem.

– Gdzie in­dziej też są śmieci – mruk­nął Dzia­dek-Li­cho­tek. – Do se­ro­wej giry, prze­cież znaj­dziemy ładne miej­sce. Za­wsze znaj­duję to, czego szu­kam. Wczo­raj na­wet zna­la­złem bu­telkę wy­peł­nioną do po­łowy ole­jem ro­we­ro­wym, pa­mię­tasz?

– Pa­mię­tam – od­rze­kła Bab­cia-Li­chotka.

Są­dziła jed­nak, że śmiet­ni­sko w Szmelcu to praw­dziwy raj. Tak ide­al­nego wy­sy­pi­ska nie zna­leź­liby szybko gdzie in­dziej.

Ale Dzia­dek-Li­cho­tek już ze­sko­czył ze swo­jego pieca. Po­biegł do ga­rażu i obu­dził smoka Ognio­pierda.

Za­nim Bab­cia-Li­chotka zdą­żyła po­wie­dzieć „za­tę­chłe wie­trzy­sko!”, Dzia­dek-Li­cho­tek już sie­dział na smoku i krzy­czał:

– Chark! Smark!

Ognio­pierd chrząk­nął nie­chęt­nie, ale po chwili pu­ścił po­tężną chmurę smrodu i za­grze­cho­tał. Po­le­ciał nad gło­wami zdu­mio­nych tu­ry­stów w kie­runku Szmelca.

SPIS TREŚCI

Ta­tu­aży­sta

Zszar­gane nerwy

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: