Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Lichotki w sidłach magika. Tom 6 - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
10 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lichotki w sidłach magika. Tom 6 - ebook

Magia Mombelli! Lichotkowe wieści wyczarowane prosto z kapelusza.

Do Szmelca przyjeżdża cyrk Mombelli, ale będzie zabawa! Jednak straszny magik hipnotyzuje Babcię-Lichotkę i czyni ją swoją asystentką. I to w koronkowej sukience! Chce się również upewnić, że wysypisko śmieci zostanie uprzątnięte. Oczywiście Lichotki robią wszystko, by ocalić swój dom i babcię. Z pomocą pomysłowego profesora Winiaka Lichotki odkrywają, że magik jest zamieszany w niewyjaśnioną kradzież dzieł sztuki, a łup może być zakopany gdzieś w Szmelcu.

Lichotkowy alert! Kolejna ekscytująca, zabawna, pełna akcji przygoda przed Wami!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-8872-1
Rozmiar pliku: 3,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WI­TAMY W SZMELCU!

W ma­leń­kim mia­steczku o na­zwie Szmelc można spę­dzić wspa­niały urlop. Można wy­brać się na wę­drówkę po nie­bie­skich gó­rach albo zwie­dzić za­mek hra­biny Kre­szendy herbu Ro­bal i Bak­szysz. Jest tam ja­ski­nia pełna sta­lak­ty­tów, ozdo­biona pre­hi­sto­rycz­nymi ma­lo­wi­dłami na­skal­nymi. Są też bo­isko do piłki noż­nej oraz zoo. A je­śli ktoś woli po­le­niu­cho­wać, może usiąść na rynku i wy­pić fi­li­żankę go­rą­cej cze­ko­lady.

Oczy­wi­ście naj­więk­sza atrak­cja Szmelca to li­cho­cie wy­sy­pi­sko śmieci. Jest ono zu­peł­nie wy­jąt­kowe, bo przed kil­koma laty urzą­dziła tam so­bie swoją śmier­dziu­chową ja­ski­nię ro­dzina Li­chot­ków: Mama-Li­chotka, Tata-Li­cho­tek, Dzia­dek-Li­cho­tek, Bab­cia-Li­chotka, dwójka młod­szych Li­cho­cią­tek i ma­lut­kie naj­młod­sze Li­cho­ciątko.

Wraz z Li­chot­kami miesz­kają tam ich zwie­rzątka: tłu­ste ro­pu­chy, śli­maki, szczury, my­szy i plu­skwy oraz ich ulu­biony smok Ognio­pierd. Na nim Li­chotki mogą la­tać po oko­licy, gdy tylko mają ochotę. Smok zwy­kle śpi ca­łymi dniami, ale gdy trzeba unieść się w po­wie­trze, star­tuje z ta­kim im­pe­tem, że można na chwilę stra­cić wzrok i słuch.

Tak jak auta po­zo­sta­łych miesz­kań­ców Szmelca, Ognio­pierd ma swój ga­raż, który wła­sno­ręcz­nie zbu­do­wał Tata-Li­cho­tek.

Li­chotki wiodą wspa­niale bez­tro­skie ży­cie na swoim wy­sy­pi­sku. Całe dnie spę­dzają jak śmier­dzące le­nie, leżą wy­god­nie i pusz­czają bąki. Są przy tym silne jak niedź­wie­dzie, po­tra­fią pod­nieść lo­dówkę jedną ręką. Wy­szu­kują na wy­sy­pi­sku naj­bar­dziej ro­pu­szań­skie przy­smaki i w ogóle ro­bią uży­tek ze wszyst­kiego, co wy­rzu­cają na śmiet­nik miesz­kańcy Szmelca. Z wiel­kim sma­kiem za­ja­dają naj­dziw­niej­sze rze­czy: po­de­szwy od bu­tów, opony sa­mo­cho­dowe, puszki, bu­telki, ości i li­cho wie co jesz­cze. Mimo to ni­gdy nie bolą ich brzu­chy, nie do­skwie­rają im też nud­no­ści.

Tylko przy świe­żych rze­czach robi się nie­bez­piecz­nie. Gdy Li­chotki przez po­myłkę zje­dzą coś świe­żego, cho­rują, a na ca­łym ciele wy­ska­kują im ko­lo­rowe plamy.

Li­chotki naj­bar­dziej lu­bią, gdy pada deszcz. Ska­czą wtedy przez ka­łuże szlamu i urzą­dzają bi­twy na kulki błotne, ce­lu­jąc w pę­kate nosy.

W Szmelcu już dawno przy­zwy­cza­jono się do obec­no­ści ro­dziny Li­chot­ków, więk­szość miesz­kań­ców bar­dzo ich lubi. Ale nie za­wsze tak było. Były ta­kie czasy, gdy lu­dzie marsz­czyli nosy na wi­dok Li­chot­ków. Te małe śmier­dziuszki za­la­tują zresztą dość okrop­nie. Ni­gdy się nie myją, a ich chuch po­wala na­wet mu­chy, które pa­dają bez ży­cia na zie­mię. Nie każdy do­brze to znosi. Można zro­zu­mieć, że nie­któ­rzy lu­dzie wolą trzy­mać się od nich z da­leka i ob­ser­wo­wać Li­chotki z pew­nego od­da­le­nia.

W Szmelcu szybko się zo­rien­to­wano, że Li­chotki są bar­dzo uży­teczne. Po­że­rają ogromne ilo­ści śmieci, a w do­datku są świetną re­klamą dla mia­sta. Wie­ści o li­cho­cim wy­sy­pi­sku szybko się roz­nio­sły, a w ostat­nim cza­sie przy­cią­gały co­raz wię­cej cie­kaw­skich tu­ry­stów. Przy­by­wali z da­leka, żeby sfo­to­gra­fo­wać Li­chotki. No­co­wali w pen­sjo­na­tach i ho­te­lach, ku­po­wali pa­miątki, je­dli lody i pili piwo. Miesz­kań­com to od­po­wia­dało, bo za­ra­biali na tym dużo pie­nię­dzy.EWALD I ELŻ­BIETA

Bur­mistrz Szmelca też bar­dzo so­bie ce­nił Li­chotki. Aku­rat tego ranka pra­co­wał nad fol­de­rem re­kla­mo­wym. Fol­der miał pre­zen­to­wać przy­jezd­nym atrak­cje tu­ry­styczne mia­sta. A zwłasz­cza li­cho­cie wy­sy­pi­sko śmieci.

Bur­mistrz wró­cił do domu, po­wie­sił kurtkę w sza­fie i za­czął się roz­glą­dać za swoją żoną.

– Elż­bieto! Gdzie je­steś?! – za­wo­łał.

Elż­bieta sie­działa na ze­wnątrz, na ta­ra­sie, i roz­ma­wiała przez te­le­fon.

Na pewno znowu gada z pa­nem Szram­skim – po­my­ślał bur­mistrz.

Pan Szram­ski był prze­wod­ni­czą­cym To­wa­rzy­stwa Kul­tury w Szmelcu, w któ­rego dzia­ła­nia Elż­bieta bar­dzo się an­ga­żo­wała. Chęt­nie ota­czała się kul­tu­ral­nymi ludźmi. A je­śli ci lu­dzie mieli w do­datku szla­chec­kie ko­rze­nie, im­po­no­wali jej tym wię­cej.

Ewald wes­tchnął. Jego żona miała praw­dzi­wego bzika na punk­cie ele­gan­cji. Im bar­dziej wy­kwint­nie i wy­szu­ka­nie, tym le­piej.

On sam po­cho­dził z pro­stej ro­dziny i był szczę­śliwy, gdy wy­brano go na bur­mi­strza Szmelca. Elż­bieta wo­la­łaby na­tu­ral­nie Ru­pieć, gdzie działo się znacz­nie wię­cej niż w ich mia­steczku.

– Czło­wiek gnu­śnieje w tym Szmelcu – skar­żyła się czę­sto Elż­bieta.

Tym­cza­sem skoń­czyła roz­ma­wiać przez te­le­fon.

– Cześć, Ewald! – za­wo­łała. – Roz­ma­wia­łam wła­śnie z pa­nem Szram­skim. Wy­bit­nie mu się spodo­bał po­mysł bu­dowy sali kon­cer­to­wej.

– Ja­kiej sali kon­cer­to­wej? – Bur­mistrz mu­siał się przez chwilę za­sta­no­wić, o co może jej cho­dzić.

– Pan Szram­ski także uważa, że by­łoby do­brze, gdyby tu w Szmelcu po­wstała sala kon­cer­towa. Na Szmel­cań­ski Fe­sti­wal Wa­gne­row­ski. Chcia­ła­bym, żeby w na­szym mie­ście wy­sta­wiano naj­pięk­niej­sze opery. Opo­wia­da­łam ci już o tym prze­cież.

– Ach tak, rze­czy­wi­ście – przy­po­mniał so­bie bur­mistrz. Jego żona do­łą­czyła nie­dawno do To­wa­rzy­stwa Wa­gne­row­skiego. Ewald oso­bi­ście nie prze­pa­dał za ope­rami, a mu­zyki Wa­gnera nie zno­sił.

– I te­raz cho­dzi o miej­sce – cią­gnęła Elż­bieta. – Za­sta­na­wiamy się, gdzie mo­gli­by­śmy zbu­do­wać salę kon­cer­tową. Wiesz, my­śle­li­śmy o tym placu, gdzie jest obec­nie wy­sy­pi­sko śmieci…

– Zły po­mysł – po­wie­dział szybko bur­mistrz.

Elż­bieta prze­wró­ciła oczami.

– Ależ pa­no­wie Szram­ski i Ka­mień­ski uwa­żają, że to ide­alne miej­sce. Jest stam­tąd prze­piękny wi­dok na mia­sto. Pan Ka­mień­ski zle­cił już przy­go­to­wa­nie wstęp­nych pla­nów bu­dynku.

– No pa­trz­cie pań­stwo – burk­nął bur­mistrz. – W go­rą­cej wo­dzie ką­pany ten Ka­mień­ski.

– Dla­czego? W Ru­pie­ciu jest fil­har­mo­nia i or­ga­ni­zują tam Dni Mo­zarta. A u nas? Nic nie ma! Je­ste­śmy kul­tu­ralną pu­sty­nią!

– Ale mamy… eee… mamy na przy­kład na­sze Li­chotki… – od­parł bur­mistrz. – Spójrz pro­szę na to. – Po­dał Elż­bie­cie kartkę. – Zro­bi­łem dziś pro­jekt fol­deru re­kla­mo­wego. Po­doba ci się?

Elż­bieta chwy­ciła kartkę ko­niusz­kami pal­ców.

– Cią­gle te Li­chotki – mruk­nęła. – Nie mogę już tego słu­chać. To jest na­prawdę po­ni­żej na­szego po­ziomu.

Rzu­ciła okiem na fol­der i – ob­ra­żona – prze­czy­tała:

Wi­tamy w pięk­nym Szmelcu! Zaj­rzyj na na­sze wspa­niałe wy­sy­pi­sko!Za­fun­duj so­bie i swoim dzie­ciom coś wy­jąt­ko­wego!Zrób so­bie zdję­cie! Zo­bacz słynną ro­dzinę Li­chot­ków!Włosy twarde jak druty! Mię­śnie silne jak ze stali!Zęby, które zgryzą wszystko!Niech to błocko, śluz i szlam, Li­chotki to roz­koszny klan!Bi­lety na li­cho­cie sa­fari fo­to­gra­ficzne do ku­pie­nia w ra­tu­szu…

Elż­bieta nie chciała już czy­tać ani słowa wię­cej.

– Ach, Ewal­dzie! – wes­tchnęła. – Są­dzisz, że to na­prawdę taki do­bry po­mysł?

– No ja­sne! Mam na­wet ko­lejny do­bry po­mysł. Pój­dziemy ju­tro do cyrku! Dzi­siaj do mia­sta przy­je­chał cyrk Mom­belli, a ja mam oczy­wi­ście całe mnó­stwo dar­mo­wych bi­le­tów.

– Do cyrku? Mu­simy? – Elż­bieta znów prze­wró­ciła oczami. – Ta­kie rze­czy mogę so­bie prze­cież obej­rzeć w te­le­wi­zji. Pusz­czają tam wy­stępy róż­nych cyr­ków, i to lep­szych niż ten mi­zerny Mops­bello.

– Cyrk na­zywa się Mom­belli.

– Wszystko jedno, jak się na­zywa.

– A ja my­śla­łem, że się ucie­szysz. – Bur­mistrz zro­bił bar­dzo za­wie­dzioną minę.

– No już, nie patrz tak na mnie. – Elż­bieta się w końcu pod­dała. – Oczy­wi­ście że się cie­szę, je­śli ko­niecz­nie tego chcesz.

Po­szła na górę, do sy­pialni, żeby się prze­brać i tro­chę wy­szy­ko­wać. W Ru­pie­ciu od­by­wała się tego dnia im­preza or­ga­ni­zo­wana przez Zwią­zek na Rzecz Kul­ty­wo­wa­nia Tra­dy­cji Mu­zycz­nych. W żad­nym ra­zie nie mo­gła jej prze­ga­pić, bo na ta­kich wy­da­rze­niach za­wsze można było spo­tkać waż­nych lu­dzi.DAR­MOWE BI­LETY!

Na­stęp­nego dnia bur­mistrz Szmelca je­chał szosą, kie­ru­jąc swoim ciem­no­nie­bie­skim mer­ce­de­sem.

– „Od Ru­pie­cia je­chał wóz, ma­lo­wane panny wiózł…” – pod­śpie­wy­wał za­do­wo­lony. Wrzu­cił czwarty bieg.

– Czy za­wsze mu­sisz tak gnać, Ewal­dzie? – za­py­tała Elż­bieta. Nie była w tak do­brym na­stroju jak jej mąż. Po­przed­niego dnia na im­pre­zie Związku na Rzecz Kul­ty­wo­wa­nia Tra­dy­cji Mu­zycz­nych wy­piła o je­den kie­li­szek szam­pana za dużo. I te­raz bo­lała ją głowa.

– Czy za­wsze mu­sisz na­rze­kać? – za­py­tał Ewald, ale tro­chę zwol­nił.

– Dla­czego mó­wisz „za­wsze”?! – wy­krzyk­nęła jego żona. – Dla­czego za­wsze mó­wisz „za­wsze”?

– Wcale nie za­wsze mó­wię „za­wsze” – od­parł obu­rzony Ewald.

– A wła­śnie, że tak! Za­wsze mó­wisz to głu­pie „za­wsze”! Po­wi­nie­neś się od­zwy­czaić. Za­wsze tak mó­wisz tylko po to, żeby mnie zde­ner­wo­wać.

Bur­mistrz wziął wolne po­po­łu­dnie. Cie­szył się na wi­zytę w cyrku Mom­belli.

Cyr­kowcy za­par­ko­wali swoje wozy i roz­sta­wili na­miot na obrze­żach mia­sta. Oso­bi­ście udzie­lił im na to ze­zwo­le­nia.

Te­ren cyrku le­żał nie­da­leko wy­sy­pi­ska śmieci. Bur­mistrz wo­bec tego za­pro­po­no­wał:

– Chciał­bym pod­je­chać jesz­cze do Li­chot­ków.

– Mu­simy? – Elż­bieta zmarsz­czyła nos. – Na­prawdę nie mam na to naj­mniej­szej ochoty.

– Tylko na chwilkę – po­wie­dział bur­mistrz. – Chcę im dać kilka dar­mo­wych bi­le­tów do cyrku. Wiesz prze­cież, że od nie­dawna Li­chotki są na li­ście ho­no­ro­wych oby­wa­teli mia­sta.

– Ty i te twoje Li­chotki! – burk­nęła znie­sma­czona Elż­bieta. – Nie uwa­żasz, że to lekka prze­sada da­wać im jesz­cze ho­no­rowe oby­wa­tel­stwo?

Ewald skrę­cił w wy­bo­istą po­lną drogę pro­wa­dzącą na wy­sy­pi­sko.

– Są naj­waż­niej­szą re­klamą na­szego mia­sta – wy­ja­śnił. – Dla­czego cią­gle o tym za­po­mi­nasz?

Elż­bieta wie­działa, że miał ra­cję. Li­chotki i ich wy­sy­pi­sko stały się praw­dziwą atrak­cją tu­ry­styczną Szmelca. W końcu ta­kie małe zie­lone zja­da­cze śmieci to coś wy­jąt­ko­wego.

Pro­du­ko­wano ter­mosy, ple­caki i piór­niki ze zdję­ciami Li­chot­ków, sprze­da­wano li­cho­cie gry, ma­skotki, ołówki, bre­loczki do klu­czy, a na­wet pier­dzące po­duszki i mie­szankę li­cho­ciego błocka i szlamu w puszce. A to wszystko przy­no­siło mia­stu dość dużo pie­nię­dzy.

Mimo tego Elż­bieta nie cier­piała Li­chot­ków. Czy na świe­cie ist­nieje coś mniej szy­kow­nego niż te śmier­dziele? Nie umiała so­bie tego wy­obra­zić.

Do­tarli na li­cho­cie wy­sy­pi­sko śmieci.

– Jaki okropny smród! – zrzę­dziła pani bur­mi­strzowa. – Po­spiesz się, pro­szę, Ewal­dzie. Ja zo­stanę oczy­wi­ście w sa­mo­cho­dzie.

– Do­brze – po­wie­dział bur­mistrz.

On też wo­lał nie wy­sia­dać. Opu­ścił tylko nieco szybę w oknie i za­wo­łał do Li­chot­ków:

– Cześć! Po­dej­dzie­cie tu­taj? Mam coś dla was!

Na szczę­ście jak okiem się­gnąć nie wi­dać było smoka Ognio­pierda. Pew­nie jak zwy­kle spał spo­koj­nie w swoim ga­rażu.

Bur­mistrz wo­lałby nie na­tknąć się na zie­jącą ogniem be­stię, bo bar­dzo jej się bał.

Ale po­zo­stałe Li­chotki były w kom­ple­cie.

Tata-Li­cho­tek stał obok li­cho­ciej ja­skini i maj­ster­ko­wał przy cu­dacz­nej kon­struk­cji, wy­glą­da­ją­cej jak głowa smoka zro­biona z od­pad­ków. Za po­mocą młotka wbi­jał wła­śnie dłu­gie gwoź­dzie w de­skę.

Li­cho­ciątka wspi­nały się na wieżę zbu­do­waną ze złomu.

Wy­glą­dają, jakby ba­wiły się w al­pi­ni­stów – po­my­ślał roz­ba­wiony bur­mistrz.

Mama-Li­chotka ką­pała naj­młod­sze Li­cho­ciątko w za­rdze­wia­łej wan­nie. Na­cie­rała je brą­zową ma­zią z błota, a naj­młod­sze Li­cho­ciątko wy­da­wało z sie­bie ra­do­sne pi­ski.

Dzia­dek-Li­cho­tek umo­ścił się wy­god­nie na sta­rym piecu wę­glo­wym. Trzy­mał na rę­kach tłu­ściutką ro­pu­chę o bro­daw­ko­wa­tej skó­rze i gła­skał ją po gło­wie.

A Bab­cia-Li­chotka le­żała w wan­nie i smacz­nie spała. Chra­pała tak gło­śno, że sły­chać ją było na ca­łym wy­sy­pi­sku.

– Hej, Li­chotki! – za­wo­łał znów bur­mistrz.

Na­resz­cie Tata-Li­cho­tek odło­żył swój mło­tek na bok. Pod­szedł do nich, prze­stę­pu­jąc góry śmieci.

– Do dia­ska smro­dli­wego! – krzyk­nął. – Toż to pan bur­mistrz! Błotna gratka! I droga pani bur­mi­strzowa też przy­je­chała!

Tata-Li­cho­tek we­tknął przez okno długi, pę­katy nos. Bur­mistrz się wzdry­gnął.

– Mam kilka dar­mo­wych bi­le­tów do cyrku – po­wie­dział i się­gnął do kie­szeni kurtki. In­stynk­tow­nie sta­rał się od­dy­chać jak naj­mniej. Nos Taty-Li­chotka roz­sie­wał na­prawdę śmie­ciowy odór.

Przy­bie­gły też Li­cho­ciątka. Przy­ci­skały pę­kate no­ski do szyb i ma­cały auto li­cho­cimi rącz­kami.

Pani bur­mi­strzowa przy­tknęła do nosa per­fu­mo­waną chu­s­teczkę i pa­trzyła ze zgrozą na Li­cho­ciątka.

– Po­ry­sują nam la­kier! – syk­nęła do Ewalda.

Bur­mistrz od­chrząk­nął.

– Za­raz za­czyna się pierw­sze przed­sta­wie­nie – zwró­cił się do Li­chot­ków. – Ma­cie ochotę na cyrk?

– Jaki ryk? – za­py­tały Li­cho­ciątka.

– Nie­stety nie mam czasu – po­wie­dział Tata-Li­cho­tek. – Mu­szę skoń­czyć pre­zent dla na­szego smoka Ognio­pierda. Ju­tro ob­cho­dzi trzy­ty­sięczne upier­dziny. Okrą­głe upier­dziny, ro­zu­miesz?

– Och, tak, oczy­wi­ście ro­zu­miem. – Bur­mistrz ski­nął głową.

– Czy te­raz mo­żemy już je­chać? – ode­zwała się zza swo­jej chu­s­teczki Elż­bieta.

– Ale my chcemy iść do cyr-ryku! – za­wo­łały Li­cho­ciątka. – Ni­gdy nie by­ły­śmy w cy­rze ani nie wi­dzia­ły­śmy ryku!

– Niech to błocko, śluz i szlam! Bab­cia mo­głaby pójść z wami do cyrku – za­pro­po­no­wał Tata-Li­cho­tek. – Aku­rat nie ma nic in­nego do ro­boty.

Li­cho­ciątka na­tych­miast za­częły gło­śno wo­łać swoją bab­cię. Ta wy­sta­wiła głowę z wanny i po­trzą­snęła ucho­ro­gami.

– Czemu tak krzy­czy­cie? Nie można mieć chwili spo­koju, żeby so­bie uciąć drzemkę?

– Pan bur­mistrz chce nas za­wieźć do ryku! – od­po­wie­działo jedno z Li­cho­cią­tek. Od razu otwo­rzyło też drzwi do sa­mo­chodu i wdra­pało się na tylne sie­dze­nie.

– Chodź szybko, bab­ciu! – do­dało dru­gie i też wsko­czyło do auta.

– Nie! Nie!!! Mo­że­cie prze­cież iść pie­chotą! – wrza­snęła prze­ra­żona Elż­bieta.

– Już do­brze, prze­cież nie chcemy być nie­uprzejmi – po­wie­dział bur­mistrz. – Mo­żemy je pod­wieźć ten ka­wa­łek.

Za­spana Bab­cia-Li­chotka też wgra­mo­liła się do sa­mo­chodu i wszyst­kie trzy Li­chotki były go­towe, żeby je za­brać do cyrku.

Bur­mistrz otwo­rzył wszyst­kie okna i szy­ber­dach. Zmar­twiony spoj­rzał do tyłu na nie­chlujne śmier­dziuszki. Długa su­kienka Babci-Li­chotki nie wy­glą­dała na prze­sad­nie godną za­ufa­nia. Czy kie­dy­kol­wiek była w pra­niu?

Bur­mistrz po­my­ślał o no­wiut­kich skó­rza­nych sie­dze­niach. Miał na­dzieję, że bę­dzie ła­two je wy­czy­ścić. Pani bur­mi­strzowa przez całą drogę pa­trzyła przed sie­bie, mil­czała i mocno przy­ci­skała do nosa swoją chu­s­teczkę.

SPIS TREŚCI

Wi­tamy w Szmelcu!

Ewald i Elż­bieta

Dar­mowe bi­lety!

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: