- W empik go
Liryka francuska. Ser. 2 - ebook
Liryka francuska. Ser. 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 211 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cząbry rzekły: kocha ciebie tak,
Że do stóp twych padł, jak ranny ptak!
Na dzień przyjścia zładź mu się i zwól.
– "Nie schlebiajcie próżne cząbry pól:
Zmiłuj się Bóg nad mą duszą! "
Stokroć rzekła: Czemu dałaś mu
Całą wiarę dziewiczego snu?
Serce jego przepalone rdzą…
– "Późno, stokroć, szepczesz radę twą!
Zmiłuj się Bóg nad mą duszą!"
Szałwie rzekły: zbądź czekania mąk,
Innych ramion go kolebie krąg…
– "Szałwie smutne, szałwie we łzach ros!
Chcę was wszystkie dzisiaj wpleść w mój włos!
Zmiłuj się Bóg nad mą duszą!"DOBRE WRÓŻKI…
Dobre wróżki, pod waszych długich włosów cień
Śpiewałyście snom moim łagodnie i słodko!
Dobre wróżki, pod waszych długich włosów cień
W mrocznej kniei – uroku baśniowego zwrotką.
W kniei czarów i zaklęć, tajemniczej siły,
O, miłosierne karły, – kiedym cicho spał, –
Wasząście dłonią dobrą cicho mi wręczyły
Złote berło, niestety kiedym cicho spał!
Dzisiaj wiem, że to wszystko jest kłamstwo i złuda.
Baśniowe berła złote i piosenki kniej, –
Iednak płaczę, jak dziecko nie wierzące w cuda,
I oto chciałbym znowu zasnąć pośród kniej…
Cóż, że to wszystko baśnie i kłamstwo i złuda?NIECH PRECZ RZUCĄ TE LILIE…
Niech precz rzucą te lilie i tych róż wybuchy
I niech pieśnie i fletnie cichną w dali mrąc.
Niech nic nie zbudzi szału pośród ciszy głuchej
Na kwawym nieboskłonie zachodzących żądz.
O, nie dysz ku mnie wonią wrącego oddechu!
O, nie świeć pochodniami płomienistych ócz!
Bo płonę jako nocna ćma w ich złotym śmiechu,
W ogniu gwiazd obłąkanych za pomroką tucz.
O, nie kuś mię już więcej twą chciwą pieszczotą,
W której palę się ogniem i od mrozu drżę!
Nie pój warg tych przewonnych ambrozyą złotą:
Niech me serce zasypia, niech me serce mrze…
Me serce tak spoczyzna, jak pustelnik w trumnie,
Chroniąc się pod błękitny wyrzeczenia krzyż…
Żalem nędznego szczęścia nie mąć bezrozumnie,
Nie zakłócaj pogody rozgrzeszenia cisz.STANZE.
Myślę o mórz błękicie, o słodkich zachodach,
O zapienionej grozie w wodnych wirów leju…
Krabich norach, rybaczych łodziach i niewodach, –
Modrookiej Nerejdzie, Glaukusie, Proteju…
Myślę o tym włóczędze, co idzie śród drogi,
O starcu w przyzbie chaty gdzieś w odwiecznej wiosce,
O przygarbionym drwalu z siekierą u nogi,
O mieście, – jego gwarach, duszy mej, – jej trosce…
* * *
Gwałcąc nagle tych dżdżystych dni żałobne zwoje,
Na ogromne kasztany w ostatniej zieleni
Na wodę, na klomb późny i na oczy moje
Zlewasz twą bladą słodycz, o słońce jesieni!
Czego chcesz od nas, słońce?
kwiat niech zwiędnie lepiej,
Listowie niechaj zgnije i z wiatrem pożenie
Wodom daj się zamroczyć. Mnie ostaw cierpienie,
Które żywi myśl moją i mą duszę krzepi.
* * *
Kiedyż wreszcie, rzuciwszy wszystkie zbędne troski
I nudną pospolitość bezlitosnych miast,
Będę mógł spocząć w szumnych borów ciszy boskiej,
Albo na cichym brzegu jezior pełnych gwiazd?
Chociaż wolałbym raczej śnić w tym złotym piasku,
Morze, kolebko słodka mych najpierwszych lat:
Słuchałbym mew twych dzikich żałobnego wrzasku,
A wzrokby mi odświeżył pian twych biały kwiat!
Ażaliż mię zadziwiasz, wczesna zimo mroźna!
Wszakżem roztrwonił wszystek darów wiosny plon,
I nie legła pod sierpem moja nima zbożna,
J inni ścięli pychę mych jesiennych gron…
* * *
Lubo jest słuchać wikli, która rzewnie wzdycha
Wśród bratnich wiklin w brzeżnej śmiejącej dolinie;
Czoło w dumach się chyli, gdy muzyka cicha
Z rozszumiałej dąbrowy pod wiatrami płynie.
Lecz jakie wobec głosu Samotnego drzewa
Chóry szumów się stają niklejsze i cichsze, –
Gdy w smętku pól, na które wielki zmierzch się zlewa,
Ono idącej nocy śle swą skargę w wichrze.
* * *
Obłoki, ukąpane w jasnej dnia pogodzie
Nad polami, co stają w skwitających zbożach,
Które mi się jawicie w cichym korowodzie,
Jako senne żaglowce na spokojnych morzach…
Wy, co rychło ciężarne popłyniecie dołem,
Niosąc groźne oblicze jutrzejszego gromu!
O pielgrzymi niebiescy, z wami Iedni społem
Serce me, wam podobne, nieznane nikomu…
* * *
Bluszcze! Jakimż zwisacie wdziękiem bukolicznym
Na starych gruzów zwalisku,
Albo gdzieś na samotnym platanie antycznym,
Co ginie w waszym uścisku.
Lecz lubię was nad wszystko, mroczne smętne bluszcze,
Wokoło fontanny szmernej,
Kędy żałośnie woda o kamienie pluszcze
Wśród zrujnowanej cysterny.
* * *