- W empik go
List o ostatniej sesji sejmu galicyjskiego - ebook
List o ostatniej sesji sejmu galicyjskiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 215 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mimo woli przychodzi mi tu na myśl, że skoro list ten piszę z nadzieją wydrukowania, liczyć się muszę ze źle informowaną publicznością waszą i powiedzieć jej, jakim sposobem upadek elaboratu o reformie administracyjnej w sejmie, dotkliwy dla całej sprawy publicznej w kraju, mógł znaleźć pociechę w okoliczności, że dotknął bezpośredniej niż inne stronnictwo reformy administracyjnej, czyli tak zwane krakowskie. Prowadzi mnie to in medias res naszego stanu stronnictw w sejmie galicyjskim, których na 150 osób nie ma tylko cztery, cztery wybitne, co wobec znanego przysłowia, że na trzech Polaków bywa cztery zdania, jest w naszym życiu politycznym niemałym postępem.
Tak jest: oprócz kilku dzikich i tak zwanej partii Świętojurców, ogromna większość polska sejmu galicyjskiego liczy cztery nazwane stronnictwa: Krakowskie, Stańczyk ów, czyli reformy administracyjnej jedno; postępowe, przeważnie lwowskie, drugie; Ateńczyków, czyli tzw. młodego Podola, trzecie; Starego Podola, czyli przyjaciół politycznych p. Kazimierza Grocholskiego czwarte.
Nim scharakteryzuję po swojemu te stronnictwa, śpieszę spotkać się z waszym ruszaniem ramion, wzdychaniem i narzekaniem nad niezgodą polską, śpieszę kopię złamać z doktryną sentymentalną, dosyć powszechną, że istnieć powinno tylko jedno narodowe stronnictwo. Spieszę odeprzeć zarzut lepiej nawet znających nasze stosunki i mówiących: Nie lepiej wam było, kiedy było jedno koło polskich posłów, jakie dotychczas istnieje w Wiedniu, nie należałoby może dążyć, aby to koło uczynić solidarnym, stanowiącym większością o sprawach krajowych, jak się to w delegacji wiedeńskiej dzieje? Odpowiedź na to brzmi: jedno narodowe stronnictwo i solidarność koła polskiego wobec dzisiejszych zadań sejmowych jest rzeczą niemożliwą, z pojęciem życia parlamentarnego niezgodną. Nawet wtedy, gdy stała falanga elementów ciemnych lub nieprzyjaznych, solidarność ta od czasu do czasu wobec niebezpieczeństwa praktykowana okazała się w wielu wypadkach niemożliwa; koło polskie rozchodziło się albo bez powzięcia postanowienia, albo z zastrzeżeniem wolności głosowania. Gdy idzie o urządzenie kwestii gminnych lub kościelnych, o sprawy szkolne lub wyznaniowe, ba, gdy idzie nawet o pozycję znaczniejszą budżetową, która ma być użyta na to lub owo, o zgodzie w imieniu narodowego interesu mowy być już nie może, bo najżywotniejszy interes, interes całej przyszłości społeczeństwa wiąże się z przekonaniem każdego głosującego posła, a przekonania tego zmienić on nie może, dlatego że większość go przegłosowała. Czy w razie większości np. za szkołami wprost bezwyznaniowymi można by posłowi w mniejszości brać za złe, że się jej nie poddał? Czy za szkodliwymi urządzeniami szkoły, za jakie np. stronnictwo postępowe bierze internaty, mogą głosować ludzie tego stronnictwa?
Czyli byłoby zgodnym z sumieniem z większością głosować za urządzeniem gminy wprost obrażającym interesy społeczne, za czym mogliby w danym razie być radykalniejsi posłowie? Czy sztucznie wyagitowana większość, bodaj dla trasy drogi jakiejś lub kolei żelaznej, niesprawiedliwie lub wbrew interesom kraju pociągniętej, może obowiązywać sumiennego posła, który zna dobrze stan rzeczy, i agitacji, której ulegli inni, pozyskać się nie dał? Czy można żądać głosowania na pozycję budżetową, nieprzynoszącą pożytku lub nawet szkodliwą, dlatego że pod presją popularności, naciskiem dziennikarstwa większość się do niej przychyliła? Odpowie zapewne każdy: nie można. Wobec spraw konkretnych, w zakresie samego ustawodawczego ciała leżących, spraw, które nie wymagają walki z żywiołami obcymi, z przeciwnym i nieprzyjaznym systemem politycznym, ale walki ze zdaniami swoich, aby powziąć uchwałę dobrą, zbawienną, krajowi korzyść przynoszącą, a nie dopuścić złej – sąd o tym, co dobre i złe, musi być oddany sumieniu każdego posła, a śmiesznością i nonsensem byłoby wymagać od niego, aby, nie mogąc się doczekać zwycięstwa swego zdania, poddawał się większości swoich kolegów, a przez głosowanie zamieniał ją w jednomyślność dlatego, że jedność narodowa tego wymaga. Mogłyby przy takim urządzeniu zapadać uchwały zgodne, to prawda, ale przypadkowe – uchwały, do których nikt przyznać by się nie chciał i które, przy braku dzisiejszym większości wiedzącej czego chce i przeprowadzającej rozumny i obmyślany program, zadziwiłyby świat niekonsekwencją, a często i abdykacją z wszelkiego wyższego dążenia.
Ale nawet gdy idzie o przygotowanie, omówienie, przedyskutowanie rzeczy, czynność ta w kołach połączonych jednymi przekonaniami, a następnie dyskusja i porozumienie naczelników tych kół jest rzeczą praktyczniejszą, szybszą, prościej do celu prowadzącą, niż ścieranie się bezowocne w jednym przygotowawczym zgromadzeniu, w którym ludzie przeciwnych przekonań starają się opanować drugich.
Bywały przykłady takie w kole polskim i dzisiaj jeszcze wyjątkowo się zbierającym, przykłady zwyczajnie ujemne, przykłady zwycięstwa chwilowego, wymowy na uczuciach grającej, stwarzającej sztuczną większość tam, gdzie przekonania zabrakło. Słowem, jeżeli mowa o postępie naszego maleńkiego parlamentu, powstanie w nim stronnictw i wyrobienie się stronnictw jest rzeczą zarówno nieuchronną, jak pożądaną, rzeczą posuwającą naprzód myślenie i działanie dla rzeczy publicznej, drogą, która prowadzi do zwycięstwa jednego stronnictwa, mającego jasno wytknięty cel i dobrze obmyślane środki.
Kluby stronnictwa nie są też w galicyjskim sejmie nowością. Gdy jeszcze sejm ten trudnił się polityczną akcją, miał on bardzo wybitne, a nawet klubem pozasejmowym zbrojne stronnictwo, tzw. rezolucjonistów, obok którego, zgrupowane około osoby Floriana Ziemiałkowskiego, stało półrządowe, umiarkowane a liberalne stronnictwo (tak nazwanych przez przeciwników) – Mameluków. Posłowie krakowscy założyli podówczas z własnych żywiołów i posłów wschodniej Galicji stronnictwo niezawisłych (od klubów i od rządu), które zbierając się u dzisiejszego prezydenta miasta Lwowa dra Gnoińskiego umiało utrzymać w sejmie szczęśliwą równowagę inter nimiam temeritatem et deforme obsequium. Później, gdy za bezpośrednimi wyborami poszło coraz wyraźniejsze ograniczenie sejmu do spraw własnej kompetencji, nikt nie chciał wierzyć, aby stronnictwo krakowskie, niosące reformę administracyjną, nie istniało jako klub osobny, tak jednozgodnym, bez uprzedniego porozumienia, było jego postępowanie w sprawach krajowych: Stańczykami, klubem krakowskim nazwano je pierwej, nim pomyślano wśród niego o jakiejkolwiek organizacji klubowej: a zawiązany pod przewodnictwem posła Euzebiusza Czerkawskiego klub postępowy, nie formułując pro foro externo swoich dążeń, przedstawiony został przez lwowskie dziennikarstwo jako pożądany antagonista krakowskich reakcjonariuszów, godzących w samorząd krajowy i gotujących rozmaite niebezpieczne, niepostępowe niespodzianki dla kraju!
Ale jeżeli stronnictwa są naturalnym życia politycznego skutkiem, są nawet pewnym rodzajem postępu, inne pytanie, jaka wartość stronnictw galicyjskich, jakie ich uprawnienie, jakie ich dobre lub złe skutki. Że na mały stawek galicyjski trochę ich za wiele, na to zapewne przyjdzie każdy; ale to pomniejszą prawie jest rzeczą. Widzimy w parlamentaryzmie francuskim, niemieckim, austriackim stałą tendencję do tego tworzenia odcieni stronniczych obok lewic i prawic, prawe środki, centra, lewe środki itd. Co ważniejsze, to, o ile podziały klubowe i stronnicze umieją się czuć sługami wyższej nad chwilowe swoje cechy zasady, o ile z walki ich wypłynąć zdoła koalicja przeprowadzająca dobre, lub przynajmniej złemu przeszkadzająca, o ile porusza nimi nie chęć jednodniowego sukcesu albo obrony do ostatka własnego, choćby na czasie niebędącego zdania, ale względy wyższe i ogólniejszej natury. Rozpatrzymy pod tymi względami kluby sejmu galicyjskiego.
Mówiliśmy już, że postępowy pierwszy stanął jako klub zorganizowany, często solidarnie głosujący, o ile wiadomo, w posiedzenia najbogatszy, a co do osób najliczniejszy (40). Nie wiemy, aby kiedykolwiek klub postępowy wystąpił był z programem swoim i wyznaniem wiary; poprzestał on na nazwie samej jako środku magicznym, który nie tylko miał przynęcać do siebie ludzi, o potrzebie wyznania postępu, jako koniecznym warunku przeciętnego cywilizowanego człowieka, przekonanych, ale zarazem rzucać na wszelkie inne odcienia Izby ponury cień, jakoby postępu nie chciały albo mu się sprzeciwiały. Klub postępowy!, a toć oczywiście niepostępowym i wstecznym jest wszystko to, co poza nim istnieje, co do niego nie należy. Nazwa ta przypomina mimo woli używany u nas często przymiotnik narodowy, przypinany często gazetom itp., zaiste bez istotnej dla narodu korzyści! Jak narodowym, tak postępowym można być w bardzo różny sposób, a nazwa jedna i druga w politycznym życiu dana człowiekowi jest co najmniej tautologią, jak polski Polak albo polepszenia stosunków pragnący człowiek. Kwestia w tym, jak te stosunki pojmuje i jakiego postępu pragnie.
Ale nie sprzeczając się dalej o nazwę, której ogólnikowość jest wygodnym workiem do zmieszczenia różnych żywiołów, sądząc klub postępowy wedle osób i głosowań, przychodzimy do przekonania, że postęp nie w znaczeniu względnego postępu kraju, ale w znaczeniu ogólnego postępu brać należy, że przewodnicy klubu liczą się albo do starej gwardii liberałów w 1848 roku, jak p. Piotr Gross, albo do późniejszych nabytków narodowo-liberalnych, jak p. Euzebiusz Czerkawski, prezes klubu, albo do najmłodszego posiewu dziennikarstwa lwowskiego, jak p. Tadeusz Romanowicz. Terytorialnie stanowią istotę klubu posłowie miejscy; należą do niego dwaj zdolni i zacni posłowie izraelickiego wyznania, Zucker i Fruchtmann, a dziwną rzeczy koleją i p. Merunowicz, który polityczne ostrogi zdobył wnioskami żądającymi radykalnego uregulowania stosunków żydowskich. Nie brak i posłów własności większej, jak sędziwy p. Janko, człowiek wielkiej zacności osobistej, zapewniającej mu popularność w kole wyborczym, a wyobrażający ten rodzaj niekonsekwetnego radykalizmu narodowego, co pełen uprzedzenia do wszelkiej drogi kompromisowej wchodzi przecież w życie na kompromisie oparte, aby się trawić ciągłą obawą o zatracenie myśli i uczuć wszelki kompromis uprzedzających i obok kompromisu istniejących. Widocznie klub umiał pozbierać sprzeczne na pozór żywioły, zgodne tylko charakterem pewnej radykalności dążeń, ba, umie im nawet dogadzać w sposób często niepostępową Izbę zadziwiający. Że np. w obecnej sesji głosował przeciwko internatom, istniejącym nawet w liberalnych krajach, nie dziwimy się: postępowość jego musi być jeszcze patronowa, a internaty w wyobrażeniach jego trącić klasztorami; że występował i głosował przeciw ściągnięciu targów na jeden dzień w tygodniu, wymierzonym… przeciw pijaństwu i włóczeniu się włościan z targu na targ, to by nas już więcej dziwiło, gdybyśmy nie byli słyszeli usprawiedliwienia, że mu chodzi o handel na prowincji, a więc o interesy miast i miasteczek, które nie wiem czy z oczywistą szkodą ludu wiejskiego rozwijać się powinny.
Gdy też własność większa z małymi wyjątkami głosowała tutaj wbrew oczywistemu interesowi propinacji swoich, przepadł wniosek ściągnięcia targów koalicją mimowolną Rusinów i postępowców z pewną liczbą ' właścicieli większych, co także nie wiem czy postęp inny, oprócz w pijaństwie, w kraju wywoła. Ale i w innej ustawie, ustawie o swojszczyźnie, szedł klub postępowy za interesem wyłącznie miejskim. Chodziło o to, czy 10-letnie stałe osiedlenie, czy 10 – letnie zamieszkanie w gminie ma nadawać prawd przynależności do niej. Z klubu postępowego wyszła myśl, aby pierwsze dopiero o przynależności stanowiło, przez co wielka liczba całe życie w miastach pracujących odpadłaby od przynależności miasta, a stawała się na starość ciężarem ubogiej wsi, skąd wyszła. Upadła ta myśl klubu postępowego, broniona przez samego prezesa jako referenta – nie wiem czy ze szkodą postępu, niezawodnie bez szkody – sprawiedliwości. Mielibyśmy i inne tego rodzaju fakty do zanotowania; poprzestajemy na ostatnich, skoro i tak ujrzymy niebawem klub postępowy w akcji kompromisowej z bardzo dalekim od siebie aliantem, tzw. partią krakowską, czyli Stańczyków.
Najbliższy co do czasu swojej organizacji jest właśnie klub czy stronnictwo Stańczyków. Przez organizację rozumiemy zaprowadzenie w nim prezesa, sekretarza i listę członków; przed tymi formalnościami istniał on prawie od początku życia politycznego w Galicji, a przynajmniej od rezolucji roku 1868, jako stronnictwo zgrupowane zrazu przeciw partiom Mameluków i rezolucjonistów i przeszkadzające zarówno, jak wyraziłem się wyżej, nimiae temeritati naszych polityków rezolucyjnych, jak deformi obsequio stronnictwa, które zbyt się godziło z grudniową konstytucją austriacką. Mimo szerzonego przekonania o solidarności tego stronnictwa, mimo wieści o jego silnych związkach, nie tak łatwo znaleźć może by można koło polityczne ludzi, spuszczających się jedynie na związek duchowy przekonań, jak właśnie koło krakowskie, głosujących też razem bez poprzedniego porozumienia i obrad.
Silniejszym węzłem niż każda organizacja była dla tego koła wspólnie podjęta, chociaż przez mniejszą komisję fachowych wykonana robota: Zarysu administracyjnego dla Galicji, w której brało także udział kilka osób z Królestwa Polskiego, między innymi śp. Aleksander Kurtz. Postawieniem Zarysu administracji w streszczeniu, jako wniosku w Izbie sejmowej, zaznaczyło się jeszcze przed organizacją koło polityczne tych ludzi jako stronnictwa tzw. reformy administracyjnej, dążącej do zmiany prowizorycznej organizacji roku 1866. Obszerniej powiemy o reformie tej niżej; tu zaznaczymy tylko główne cele, przyświecające jej, jakimi są: postęp zgody społecznej przez połączenie obszarów dworskich i gromad w okręgi administracyjne, czyli tzw. gminę zbiorową, przeprowadzenie organów samorządu na stanowisko współrządzących, egzekutywę rządu zapewnioną mających czynników, ustanowienie na tych samych zasadach prawdziwego rządu krajowego. Nazwiska pierwotnych uczestników stronnictwa: Józef Baum, Henryk i Ludwik Wodziccy, Julian Dunajewski, Franciszek Paszkowski, Paweł Popiel, Stanisław Tarnowski, Józef Szujski, objaśniały działaniem swoim resztę programu koła politycznego, jakim było wspólne wszystkim przekonanie, że konserwatyzm narodowy, na zerwaniu z drogą hazardującej narodowość samowoli polegający, musi zarazem wkroczyć w zadania realne kraju, a szanując podaną przez lepsze stosunki sposobność, rozwinąć energię w pracy nad prawdziwym postępem społeczeństwa na polu harmonii dobrej między jego czynnikami, na polu zdrowej, z tradycją niezrywającej oświaty, na polu usiłowań celem dźwignięcia dobrobytu krajowego: musi zaś przede wszystkim pilnować sprawiedliwości w stosunku stanów do siebie, a unikać wszelkiej polityki prohibicyjnej i protekcyjnej na rzecz jednego, chociażby ten z tradycji przeszłości najwięcej przechował. Rzecz dziwna i charakterystyczna, że wytrwałe i rzetelne usiłowania w tym kierunku: inicjatywa wzięta przez koło tych ludzi na całej prawie jego linii w sprawie oświaty bezpłatnej a przymusowej z roku 1868 przez autora niniejszego artykułu, w sprawie drogowej przez ustawę uchylającą niesprawiedliwy rozkład prestacji dworu i gromady, bronioną przez pp. Męcińskiego i Jaworskiego, późniejszych członków stronnictwa, w sprawie propinacyjnej przez ciągły nacisk szybkiego jej załatwienia, w sprawie ustawy przeciw lichwie i pijaństwu, rzecz dziwna, powiadam, że te wszystkie dążenia reformy aż do tegorocznego ściągnienia dni jarmarcznych i zmiany ustawy o swojszczyźnie, dziwną koleją losu demokratyczne i postępowe w znaczeniu zachodnim, ściągające też nieraz od żywiołu przeciwnego zarzut radykalizmu, nie zdołały, przecież przychylniej usposobić dla stronnictwa reformy tego, co się demokracją w Galicji nazywa, a czego Bogiem a prawdą w znaczeniu zachodnim tego wyrazu znaleźć widać bardzo trudno!
Ale przypisawszy to oryginalnemu stanowi demokracji naszej, nie zapominajmy, że stronnictwo, acz mniejszością będące, ściągało na siebie tak wrodzoną nam opozycję okolicznością, że ludzie jego (L. Wodzicki, Dunajewski) dostawali się do władzy; nie zapominajmy, że stanowczością niektórych swoich członków (jak Tarnowski, Szujski) w walce z duchowymi epigonami hazardującej narodowość samowoli ściągało na siebie propagandę nienawiści, na najświętszych uczuciach grającej. Temu to przypisać należy, że nazwa Stańczyków nadana stronnictwu odrażała od niego wiele szczerze przychylnych żywiołów, że poza liczbę 32, pomimo przeprowadzonej już organizacji, nie wyszło, a o zyskaniu większości mogło myśleć tylko wtedy, gdyby inne koło stronnicze poparło jego dążenia.
Nie można się było tego spodziewać od grupy posłów bardzo szanownej i pod najszanowniejszym naczelnikiem zostającej, od grupy starego Podola, inaczej p. Kazimierza Grocholskiego, prezesa koła polskiego w Wiedniu. Grupa ta, przeważnie ze starszych ludzi złożona, niezaprzeczenie bardzo czystymi i gorącymi intencjami dla kraju się odznaczająca, o ile oświadczała się zawsze za powiększeniem kompetencji sejmu krajowego i autonomii, o ile w walce z centralizmem znamienite zajmowała stanowisko, o tyle odznaczała się zawsze głęboką niewiarą w skuteczność jakichkolwiek zmian w ustroju w roku 1868 Galicji nadanym, dogmatyzowała rozdział obszaru dworskiego i gromady, starą ustawę drogową i wszystko to, co zdawało jej się ochraniać stanowisko własności większej jako reprezentanta narodowych interesów na ziemi zagrożonej tyloma nieprzyjaznymi żywiołami. Niechaj będzie jak bywało, skończył raz poseł K. Grocholski pamiętną swoją mowę przeciw nowej ustawie drogowej, referowanej przez p. Męeińskiego, a wyrażenie to, w narzeczu ludu ruskiego wypowiedziane, stało się wybornym piętnem tego staropatriarchalnego poczucia, jakie do dzisiaj ożywia kresową większą własność Galicji: poczucia, które dziwną fatalnością zdaje się przybierać na sile, im mniej z otaczającą rzeczywistością się liczy.
Konserwatywne przekonania łączyły klub podolski niezawodnie i łączą z klubem reformy administracyjnej; oba schodziły się zawsze, ilekroć chodziło o obronę tradycji narodowej przeciwko kosmopolitycznym doktrynom lub liberalizmowi wiedeńskiemu. Ale rozchodziły się naturalną rzeczy koleją, gdy szło o sprawy krajowe i to właśnie najżywotniejsze, rozchodziły się na punkcie nie uznawanej przez koło podolskie potrzeby reform na czasie będących, bez których, zdaniem naszym, żaden konserwatyzm się nie ostoi, ale paść musi jako ofiara braku inicjatywy pod ciosami tych, którzy nie reformę, ale przewrót przeprowadzą.
Tym wdzięczniejszą rolę miało koło młodych posłów, świeżo do sejmu wchodzących, prawie wyłącznie wschodniogalicyjskich, zapowiadające odmienne pod tym względem przekonania. Jeżeli mówię: wschodniogalicyjskich, dotykam tu pewnej strony naszego życia, którą każdy dobrze myślący człowiek stara się ile możności usuwać, ale z którą koniecznie liczyć się musi. Etnograficzny skład Galicji, jej przeszłość, jej niedawne dzieje, różnice między terytorialną obszernością jej większej własności, przeszłość i usposobienie jej ognisk Krakowa i Lwowa: wszystko to składa się na linię demarkacyjną, dzielącą Wschód od Zachodu, sprawiającą, że to, co na Zachodzie gorąco jest pożądanym, do tegoż samego stadium jeszcze na Wschodzie nie doszło, że zapatrywania Zachodu znajdują opozycję we wschodnich powiatach, jako nie dosyć z tamtymi stosunkami się liczące; że od czasu do czasu pojawiał się, teraz chwała Bogu coraz rzadziej, pewien szkodliwy dla obu stron antagonizm. Że wschodnia Galicja nie chce innej zmiany w stosunkach, oprócz chyba powiększenia kompetencji sejmu, wiedziano z postępowania tzw. klubu podolskiego; wiedziano i to, że i stronnictwo tzw. postępowe, oprócz popierania interesów miejskich, nie objawiło żadnego wyraźnego dążenia reformy. Nowy więc odcień objawiający się na wschodniogalicyjskim gruncie musiał tym żywsze obudzać nadzieje, że składał się wyłącznie z ludzi młodych, stanowiskiem do zachowawców należących, a objawiających zamiłowania świadczące o liczeniu się z warunkami nowożytnego społeczeństwa.