- W empik go
Lista Pana Malcolma - ebook
Lista Pana Malcolma - ebook
Dziewiętnastowieczna Anglia.
Młoda kobieta zabiegała o względy tajemniczego i bardzo bogatego konkurenta. Tymczasem on z myślą o przyszłej żonie stworzył nadzwyczaj szczegółową listę bardzo trudnych do spełnienia warunków.
Czarująca powieść z okresu Regencji została właśnie zekranizowana, a w głównych rolach zobaczymy najgorętsze młode twarze kina: Friedę Pinto, Theo Jamesa i Olivera Jackson-Cohena.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66630-43-7 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
Jeremy Malcolm, drugi z synów hrabiego Kilbourne’a, stanowił najbardziej pożądaną partię wśród kawalerów w roku pańskim tysiąc osiemset osiemnastym. Co prawda nie posiadał własnego tytułu, a na dodatek był młodszym z synów, jednak ciotka ze strony matki pozostawiła mu w spadku większość swojej sporej fortuny oraz wiejską rezydencję w Kent. Oprócz tego młody człowiek mógł się poszczycić wieloma zaletami charakteru i ducha. Jedynie co bardziej ambitne młode damy, byle tylko zyskać przywilej tytułowania się „jaśnie panią”, przedłożyłyby nad przystojnego pana Malcolma markiza Mumforda, który przekroczył już pięćdziesiąty rok życia i w ogóle nie miał podbródka. Jakaż jednak osóbka wybrałaby bycie „jaśnie panią” dla wszystkich, jeśli mogła zostać jedyną panią serca Jeremy’ego Malcolma? Choć na razie nie zanosiło się na to, by którejkolwiek z dam było dane cieszyć się tak wielkim przywilejem w najbliższej przyszłości.
Jeremy’emu Malcolmowi daleko było do odludka, widywano go nie tylko w Almack’s Rooms, ale też na rozmaitych rautach, wieczorkach i balach. Szybko zyskiwał sobie przydomek niestałego pogromcy niewieścich serc, który bezlitośnie rozwiewa wszelkie romantyczne rojenia młodych dam.
– Kim niby jestem? – zdumiał się, usłyszawszy od przyjaciela, lorda Cassidy, najświeższe plotki na swój temat.
– Pogromcą niewieścich serc – powtórzył Cassie, wymawiając te słowa powoli i starannie.
– Cóż za nonsens! – westchnął, rozglądając się po sali balowej, gdzie jego uwagę przyciągnęła właśnie pewna urocza debiutantka.
– Może jest w tym jednak trochę prawdy. Jeszcze nie tak dawno adorowałeś moją kuzynkę Julię, a nie składasz jej wizyt już od dobrego tygodnia.
Pan Malcolm odwrócił się w stronę przyjaciela, unosząc lekko brew.
– Towarzyszyłem twojej kuzynce podczas przedstawienia w operze. Jeden jedyny raz. Nie było mowy o żadnym „adorowaniu”.
– Nie ma znaczenia, co tak naprawdę zaszło, liczy się jedynie to, co mówi się w towarzystwie. W jakim ty świetle postawiłeś Julię, kiedy zrezygnowałeś z dalszych wizyt? Spędziła dwa dni zamknięta w swojej sypialni, bo nie chciała nikogo widzieć.
– Jeśli to dla panny Thistlewaite typowe postępowanie, nie powinna się dziwić, że nie cieszy się w towarzystwie szczególnie pochlebną opinią.
Cassie nie odpowiedział, jego urażone milczenie musiało wystarczyć za cały komentarz. Malcolm zwykle zaciekle bronił przyjaciela, kiedy żartowano sobie, że lord Cassidy przypomina z wyglądu psa gończego, jednak w głębi ducha nie mógł zaprzeczyć, że owo podobieństwo stawało się wręcz uderzające w chwilach, gdy Cassie robił naburmuszoną minę.
– Przykro mi, Cassie, że twoja kuzynka padła ofiarą plotek. – Wielkie brązowe oczy nadal wpatrywały się w niego z wyrzutem. – Nie zamierzałem stawiać jej w niekorzystnym świetle, nie mam też jednak ochoty żenić się z kobietą tylko dlatego, że raz towarzyszyłem jej podczas wyjścia do opery.
– Nikt nie twierdzi, że masz tak postąpić – odparł Cassie.
– Zapewne nie, ale tego właśnie wszyscy najwyraźniej oczekują. Jakież to niby inne marzenia młodych dam rozwiewam? Marzenia o „ślubie sezonu”, tak się składa, że akurat ze mną i całym moim majątkiem. Niestety, mógłbym spełnić te wszystkie oczekiwania, które zdarzyło mi się rozbudzić, wyłącznie gdybym został poligamistą. Wystarczy, że zamienię słówko z jakąś młodą damą, a ona już widzi nas razem na ślubnym kobiercu.
– Czemuż więc nie miałbyś wybrać jednej panny i nie położyć wreszcie tym spekulacjom kresu? – zasugerował przyjaciel.
– A jak sądzisz, w jakim celu zjawiłem się tu dzisiaj? Zamierzam sobie znaleźć odpowiednią narzeczoną.
– A co masz do zarzucenia Julii? Przecież cieszy się powszechnie opinią urodziwej panny – próbował przekonywać Cassie, choć nie miał odwagi spojrzeć przyjacielowi w oczy, tak się bowiem złożyło, że Julia zdołała go ostatecznie przekonać, by spróbował wywiedzieć się od przyjaciela, czym zasłużyła sobie na jego niechęć. Cassie starał się wypełnić swój kuzynowski obowiązek, sugerując przyjacielowi kandydaturę Julii jako narzeczonej, jednak doprawdy nie czuł się w tej sytuacji komfortowo. On chyba najlepiej wiedział, jak męczące potrafi być towarzystwo kuzynki.
– Julia bez wątpienia jest uroczą młodą damą – przyznał pan Malcolm – ale nieodpowiednią dla mnie kandydatką na małżonkę.
– A czemuż to? – nie przestawał drążyć Cassie.
– Sam nie wiem. – Przyjaciel wzruszył ramionami. – Może dlatego, że zbyt często trzepocze rzęsami?
– Co takiego? Zbyt często trzepocze rzęsami? I dlatego nie złożyłeś jej ponownie wizyty?
– Takie zachowanie mocno mnie rozpraszało. Kilka razy odniosłem nawet wrażenie, że biedaczka przysypia, a w pewnym momencie zląkłem się wręcz, czy zaraz nie osunie się na ziemię, więc ująłem ją czym prędzej pod ramię. Od razu otworzyła szeroko oczy. Najwyraźniej uznała, że te trzepoczące rzęsy skłoniły mnie do złożenia jej propozycji małżeństwa.
Lord Cassidy pokręcił głową, jego psie oczy wyrażały teraz rozczarowanie.
– Nie patrz tak na mnie, Cassie. To niejedyna kwestia, która zraziła mnie do panny Thistlewaite.
Malcolm sięgnął do kieszonki kamizelki i wyjął z niej złożoną w czworo kartkę papieru, a kiedy ją rozprostował, Cassie niecierpliwie zerknął mu przez ramię. Wyglądało to na coś w rodzaju listy, lord Cassidy zdołał jedynie odczytać punkty: „posiada talent muzyczny lub plastyczny” oraz „może się poszczycić dystyngowanymi i dobrze urodzonymi krewnymi”, zanim Malcolm triumfalnie zamachał mu świstkiem przed nosem, najwyraźniej znalazłszy to, czego szukał.
– Proszę bardzo, punkt czwarty: „potrafi prowadzić rozmowę na przyziemne tematy”. Panna Thistlewaite ceni sobie pogawędki składające się wyłącznie z kokieteryjnych niedomówień oraz kwiecistych komplementów. Kiedy spytałem ją, co sądzi na temat ustaw zbożowych, stwierdziła, że wprowadzenie ograniczeń w diecie bez wątpienia ma korzystny wpływ na zdrowie.
Cassie nie sprawiał wrażenia rozbawionego gafą kuzynki, za to czym prędzej zmienił temat, byle tylko nie dać się wciągnąć w nudną dyskusję na temat polityki.
– Co tam masz, mój drogi przyjacielu? Czyżby to była jakaś lista? – Na próżno usiłował wyjąć kartkę z ręki Malcolma, bo ten już zdążył ją złożyć i schować z powrotem do kieszonki kamizelki.
– Owszem.
– Sporządziłeś listę wymogów wobec swojej przyszłej narzeczonej? – spytał Cassie głosem bardziej piskliwym niż zwykle.
– I cóż z tego?
– To cholernie aroganckie z twojej strony. Nie dziwota, że żadna panna ci nie odpowiada. Oczekujesz, że kandydatka spełni wiele twoich wymagań, zupełnie… zupełnie jak koń do zaprzęgu, którego kupujesz na aukcji w Tattersalls.
Malcolm natychmiast podchwycił ten przykład.
– Właśnie tak. Wierzchowce w mojej stajni muszą spełniać wiele rygorystycznych wymogów. Czemuż nie miałbym wybierać przyszłej małżonki jeszcze staranniej? Przecież to kompletny absurd poświęcać więcej czasu na ocenę zalet i wad konia niż narzeczonej, która ma się stać naszą dozgonną towarzyszką, widywaną codziennie rano, w ciągu dnia i nocą.
Cassie należał do tego gatunku angielskich dżentelmenów, których zdaniem to właśnie k o ń jest owym dozgonnym towarzyszem widywanym rankiem, w ciągu dnia i nocą, dlatego argument przyjaciela niekoniecznie trafił mu do przekonania. W każdym razie młody lord mruknął jedynie:
– Tylko patrzeć, a zaczniesz oceniać ich chód i zaglądać im w zęby.
*
Cassie unikał Julii niemal przez cały tydzień po rozmowie z przyjacielem, jednak otrzymawszy od kuzynki trzeci ponaglający liścik, ostatecznie stawił się w miejskiej rezydencji ciotki, Julia zarzekała się bowiem, że odwiedzi go osobiście i to bez obecności przyzwoitki. Cassie znał porywczą kuzynkę na tyle dobrze, by wiedzieć, że jest gotowa posunąć się do ostateczności i uwikłać ich oboje w skandal.
Czekał na Julię w bawialni, rozglądając się wokół z dezaprobatą. Pokój urządzono ze smakiem, jednak jego zdaniem ciotka posunęła się za daleko w naśladowaniu upodobania księcia regenta do wszystkiego, co orientalne. Oparcia sof i krzeseł zdobiły głowy smoków, a jedną z serwantek wypełniały ozdobne talerze i filiżanki, ceramiczne figurki zwierząt i rzeźby z kamienia. Cassie szczególnie uważnie przyglądał się jednej z figurek, przedstawiającej ryczącego lwa z szeroko otwartym pyskiem, kiedy nagle usłyszał tuż przy uchu głos kuzynki.
– Nie ma obawy, on nie gryzie.
Cassie drgnął gwałtownie na te słowa, a Julia roześmiała się z zadowoleniem, że udało się jej kuzyna zaskoczyć.
– Maniery godne przekupki z Billingsgate – obruszył się Cassie, czekając, aż kuzynka usiądzie, zanim sam spróbował wpasować swoje tyczkowate ciało w jedno z niewygodnych krzeseł.
– Skąd mam niby to wiedzieć, nie utrzymuję równie niestosownych znajomości co ty – odparła Julia, po czym ubiegła jego oburzoną odpowiedź, dodając: – Nie obawiaj się, nikomu nie zdradzę, że wystraszyłeś się maleńkiej figurki. – Cassie już miał zaprotestować, ale Julia nadal nie dawała mu dojść do głosu. – No więc, co powiedział pan Malcolm? Obiecałeś z nim porozmawiać na balu u lorda Wesleigha, jednak od tamtej pory nie miałam od ciebie żadnych wieści.
Cassie zmierzył kuzynkę poirytowanym spojrzeniem, przeklinając los, że połączył go pokrewieństwem z równie samolubną i rozpuszczoną pannicą. Żadne z nich nie miało rodzeństwa, a że dzieliła ich różnica zaledwie kilku lat, rodzice od najwcześniejszego dzieciństwa zmuszali ich do dotrzymywania sobie nawzajem towarzystwa. Uległy, spokojny z natury Cassie nie potrafił przeciwstawić się znacznie bardziej stanowczej kuzynce, dlatego dawno już nawykł do ulegania najbardziej nawet szalonym pomysłom Julii. Kuzynka zawsze była uroczą dziewczynką, a teraz wyrosła na atrakcyjną młodą pannę o kasztanowych włosach, jasnozielonych oczach i delikatnych rysach twarzy. Jej poza niewinnej i wrażliwej panienki wciąż potrafiła zwieść niejednego, jednak Cassie nie był głupcem, doskonale znał prawdziwą naturę swojej kuzynki. Panna o stalowej wręcz woli nie miała w sobie nic delikatnego.
– No więc? – ponagliła go teraz, bębniąc niecierpliwie palcami w zdobiącą oparcie głowę smoka.
– No cóż, Malcolm przyznał, że urocza z ciebie panna…
– Naprawdę? – Julia przerwała mu z zadowoloną, choć nieco zaskoczoną miną. – To wspaniale, bo wcześniej odniosłam wrażenie, że naraziłam się nieopatrznie na jego niezadowolenie. To znacznie lepsze wieści, niż oczekiwałam…
– Chwileczkę. – Cassie zdecydował się ostudzić nieco jej entuzjazm. – Niestety, nie jest tobą w najmniejszym stopniu zainteresowany.
Nie zamierzał oznajmiać tego kuzynce równie bezceremonialnie, dlatego natychmiast ogarnęły go wyrzuty sumienia na widok jej posmutniałej miny. Nigdy nie potrafił spokojnie patrzeć na kobiece łzy, więc czym prędzej postanowił powstrzymać te, które, jak mu się zdawało, już zaczynały wzbierać w oczach Julii.
– Bo widzisz, on sporządził całą listę wymagań wobec ewentualnej kandydatki, a ty nie spełniasz punktu czwartego. Ja też bym zresztą go nie spełnił, jako że nie interesuję się specjalnie polityką i nie bardzo wiem, o co chodzi w ustawach zbożowych. No bo przecież jakie to ma znaczenie, czy uprawiają te zboża w Berkshire czy we Francji?
Julia nie odpowiedziała. Ku zadowoleniu Cassiego niebezpieczeństwo płaczu zostało najwyraźniej zażegnane. Kuzynka wyglądała na wręcz zagniewaną.
– Sporządził listę? – prychnęła mało dystyngowanie.
– No tak, muszę przyznać, że początkowo ten pomysł nie przypadł mi zbytnio do gustu, jednak kiedy Malcolm mi to wyjaśnił, nie mogę mu odmówić racji. A jeśli panna ma na przykład dziwny chód w galopie?
Julia zignorowała tę na pozór pozbawioną sensu uwagę, zdeterminowana wrócić do głównego tematu rozmowy.
– Chętnie dowiedziałabym się, co znajduje się na tej liście. Czytałeś ją może, Cassie?
– Owszem, ale na wiele ci się to nie przyda. Właściwie to ani trochę, nawet gdybyś zdała sprawdzian z ustaw zbożowych. Na dodatek nieznośnie irytują go twoje rzęsy.
– Moje rzęsy? Czy ten człowiek jest obłąkany?
– Ależ skąd. Po prostu nie udało ci się go omamić twoimi kobiecymi sztuczkami. Nie znosi takich gierek.
Julia zerwała się gwałtownie z krzesła i zaczęła krążyć po bawialni, mamrocząc pod nosem: „cóż za czelność!” oraz „takie zadufanie!”. Cassie również podniósł się z miejsca, jednak Julia gestem kazała mu usiąść z powrotem, co też zrobił, choć nerwowo zaczął się wiercić na krześle, uświadomiwszy sobie, że zdradził zbyt wiele.
Kiedy jednak Julia nagle przystanęła i posłała mu szeroki uśmiech, zdjęło go jeszcze większe przerażenie. Niejednokrotnie widział już na twarzy kuzynki tę minę, która nigdy nie zapowiadała niczego dobrego.
– Mam doskonały pomysł – oznajmiła.
– Śmiem wątpić – westchnął tylko.
*
Selina Dalton nie spodziewała się w poczcie niczego ciekawszego niż listu od rodziców, a teraz – ku swojemu zdumieniu – wpatrywała się właśnie w zaproszenie od przyjaciółki ze szkolnych lat, Julii Thistlewaite.
Co prawda napisała do Julii cztery miesiące wcześniej, ale ponieważ nie otrzymała odpowiedzi, zrezygnowała z dalszych prób podtrzymania kontaktu. Ta przyjaźń nigdy nie należała do łatwych, jako że Julia miewała skłonność do zmiennych nastrojów, toteż Seliny wcale nie zdziwiło, że dawna koleżanka nie odpisała. Dlatego z ogromnym zdumieniem przyjęła teraz zaproszenie do miejskiej posiadłości pani Thistlewaite przy Berkeley Square.
Selina aż pisnęła z zachwytu na myśl o wyjeździe do Londynu, po czym rozejrzała się wokół z poczuciem winy z powodu równie niestosownego zachowania, jednak nikt nie mógł jej usłyszeć. Była zupełnie sama, jak zwykle zresztą, w saloniku domu swojej dawnej pracodawczyni w Bath.
Pani Ossory zawsze traktowała ją serdecznie i łagodnie, toteż Selina z wielkim smutkiem przyjęła jej śmierć zaledwie cztery miesiące temu. Żyły razem w wielkiej zgodzie, odkąd trzy lata wcześniej Selina zgodziła się dotrzymywać towarzystwa starszej damie. Obowiązki związane z tą posadą nie były specjalnie uciążliwe, a pani Ossory okazała się dla Seliny równie wielkim wsparciem jak Selina dla niej. Nawet po śmierci zdawała się roztaczać nad dziewczyną opiekę, jako że zapisała jej w testamencie skromną sumkę.
Selina nie mogła jednak mieszkać nadal w domu dotychczasowej pracodawczyni, ponieważ ten przypadł w udziale siostrzeńcowi pani Ossory. Ponadto naprawdę nie miała ochoty wracać do niewielkiej parafii w Sussex, gdzie jej ojciec pełnił kapłańską posługę. Kiedy przyjmowała posadę u pani Ossory, liczyła, że znajdzie w Bath odpowiedniego kandydata do swojej ręki. Rodzice nie mieli dość pieniędzy, by mogła zadebiutować podczas sezonu w Londynie, toteż kiedy pani Ossory, daleka krewna matki, nadmieniła, że poszukuje damy do towarzystwa, Selina nie wahała się długo. Oto nadarzała się okazja zakosztowania życia poza wiejską plebanią. A gdyby na dodatek udało się jej dobrze wyjść za mąż, mogłaby wesprzeć młodsze rodzeństwo.
Życie w Bath przypadło jej do gustu, nigdy nie żałowała tych spędzonych tu trzech lat, mimo że czegoś jej jednak brakowało. Z konieczności obracała się wyłącznie w kręgu przyjaciół i znajomych pani Ossory, wśród których nie było nikogo poniżej pięćdziesiątego roku życia. Tęskniła więc za towarzystwem kogoś bliższego jej wiekiem i zainteresowaniami. Sądziła, że bez trudu zdołałaby znaleźć odpowiednie osoby w Londynie, ale zdawała sobie sprawę, że dwudziestodwuletnia młoda dama nie mogłaby zamieszkać w mieście sama. Kiedy więc pani Ossory zmarła, napisała do Julii z nadzieją, że ta wprowadzi ją do towarzystwa. I oto wreszcie otrzymała upragnione zaproszenie.
List trafił do jej rąk w chwili, gdy właściwie podjęła już decyzję o powrocie do rodziców. Uświadomiła sobie, że zbyt długo odwlekała to, co nieuniknione. Poczyniła już nawet niezbędne przygotowania, by opuścić Bath następnego ranka. Dlatego była wdzięczna losowi, że list nie dotarł o dzień później. Teraz mogła planować podróż nie w rodzinne strony, ale do Londynu.
*
Kiedy dwa dni później Selina dotarła do Londynu, nieco zaskoczyło ją przyjęcie, z jakim się tam spotkała. Julia zbyła machnięciem ręki jej przeprosiny, że zjawia się tak szybko po otrzymaniu zaproszenia, przerywając jej w pół zdania słowami: „To nawet lepiej, będziemy mogły zacząć od razu”, a następnie okrążyła stojącą pośrodku bawialni przyjaciółkę, obrzucając ją krytycznym spojrzeniem.
– No cóż, chyba trzeba będzie się tym zadowolić – orzekła w końcu takim tonem, że Selina poczuła, że powinna przeprosić żarliwie za swoje niedostatki, chociaż nadal nie miała pojęcia, o co Julii może chodzić. Pomyślała, że jednak jakaś reakcja z jej strony jest konieczna, więc rzuciła:
– Słucham?
Wyrwana z zamyślenia Julia roześmiała się dźwięcznie, po czym przeprosiła za swoje nietypowe zachowanie.
– Za chwileczkę wszystko ci wyjaśnię, teraz jednak oczekuję jeszcze mojego kuzyna, lorda Cassidy.
Selina skinęła głową, niewiele mądrzejsza niż uprzednio, natomiast Julia zaczęła paplać jak najęta.
– Zapraszam, usiądź ze mną, byśmy mogły odnowić naszą znajomość. Powiedz, co porabiałaś przez cały ten czas… Czy naprawdę upłynęło już pięć lat?
Selina potwierdziła, że rzeczywiście od ich ostatniego spotkania minęło pięć lat, po czym opowiedziała pokrótce o swojej posadzie damy do towarzystwa.
– Cóż za smutny czas dla ciebie – użaliła się nad nią Julia.
– Ależ skąd, nie było mi tam źle, czasami tylko tęskniłam za towarzystwem kogoś w naszym wieku. Ostatnio Bath stało się ulubionym miejscem wypoczynku nestorów poszukujących źródła młodości.
– Doskonale cię rozumiem. Ja również uważam, że cudzoziemcy są wyjątkowo męczący – odparła Julia. Zanim Selina zdążyła wyjaśnić przyjaciółce, że zaszło nieporozumienie, Julia dodała: – Poza tym zapewne nie miałaś tam zbyt wielu rozrywek. Tu w Londynie bez wątpienia czeka cię znacznie przyjemniejszy czas.
Selina, która doskonale pamiętała, jak samolubna była zawsze jej przyjaciółka, raczej wątpiła w prawdziwość tych słów, uznała jednak, że niegrzecznie byłoby w jej położeniu sprzeczać się z gospodynią. Chwilę później została uraczona opisem wszystkich czekających ją rozrywek. Julia ograniczyła się jednak głównie do wymienienia ludzi, których Selina miała wkrótce poznać. Nazwiska niewiele jej mówiły, z trudem więc przychodziło jej odgrywanie stosownie zainteresowanej. Dlatego odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie zjawił się lord Cassidy.
Julia dokonała stosownych prezentacji, a Selina przyjrzała się nowo przybyłemu z zainteresowaniem, powtarzając sobie w myślach, że przebywa w Londynie od zaledwie dwóch godzin, a już poznała młodego dżentelmena. Zainteresowanie szybko jednak ustąpiło miejsca rozbawieniu, kiedy doszła do wniosku, że Cassie – tak lord Cassidy chciał, by go nazywała – sprawia wrażenie żywcem przeniesionego z karykatur Cruikshanka. Jego twarz o przyjemnych rysach wydawała się przejaskrawiona, a oczy, uszy i nos były w stosunku do niej wręcz za duże. Młody mężczyzna miał też długie, chude ręce i nogi, a jego ubranie, choć modne i z pewnością kosztowne, było mocno wymięte. Uśmiechał się do Seliny serdecznie, ale za każdym razem, gdy spoglądał w stronę kuzynki, jego usta wykrzywiał lekki grymas.
– A więc skoro mój kuzyn się już zjawił, najwyższa pora wyjaśnić, po co właściwie zaprosiłam cię do Londynu – odezwała się Julia, gdy wszyscy troje rozsiedli się już wygodnie. Takie słowa musiały oczywiście spotkać się ze zdziwieniem Seliny, ponieważ w liście Julia zapraszała ją do siebie, by móc po prostu cieszyć się jej obecnością, toteż czym prędzej dodała: – Oczywiście, droga Selino, zawsze ceniłam sobie twoje towarzystwo, co skłoniło mnie do wystosowania takiego właśnie zaproszenia, miałam jednak nadzieję, że kiedy już znajdziesz się w mieście, zechcesz mi dopomóc w przeprowadzeniu pewnego skromnego planu.
– Planu? – spytała zaskoczona Selina. Julia zamilkła, najwyraźniej zdjęta wahaniem. Zerknęła na kuzyna, którego twarz wykrzywił jeszcze bardziej gniewny grymas. Niezrażona tym, podjęła temat, choć najwyraźniej nie miała dość odwagi, by spojrzeć przyjaciółce w oczy.
– Być może „plan” nie jest tu najszczęśliwszym określeniem – dodała. – Chodzi raczej o coś w rodzaju psoty.
– Hm – prychnął Cassie, przewracając oczami. Kuzynka go zignorowała.
– Sama rozumiesz – Julia zwróciła się do przyjaciółki – mamy tu w towarzystwie pewnego młodego dżentelmena, niejakiego pana Malcolma, który jest powszechnie znany ze swojej arogancji. Człowiek ten wyróżnił mnie swoim zainteresowaniem, a następnie upokorzył, rezygnując z bywania u nas.
– Ależ to okropne, tak mi przykro!
Julia zbyła współczucie Seliny niecierpliwym gestem ręki.
– Owszem to niezbyt przyjemne, zwłaszcza że później dowiedziałam się jeszcze o istnieniu listy cech, których szuka w kobiecie, a których jego zdaniem mi brakuje.
– To on sporządził jakąś listę? A jakąż to niby?
– Lista zalet, które musi mieć jego przyszła małżonka. Malcolm uważa się za o wiele lepszego od nas wszystkich, dlatego niepodobna spełnić tych wymogów. Chciałabym, aby za jego arogancję spotkała go zasłużona kara, stąd mój pomysł na spłatanie mu niewinnego psikusa. Pamiętam, że w szkole zawsze byłaś pierwsza do takich żartów. – Selina niczego takiego sobie nie przypominała, ale nie miała szansy zaprotestować przeciwko takiej ocenie jej charakteru, bo Julia kontynuowała: – Pomyślałam, że gdybyśmy zaprezentowały mu ciebie jako kobietę idealnie spełniającą wszystkie wymogi z jego listy, a potem pozwoliły mu odkryć, że ty również posiadasz listę oczekiwań i on im nie odpowiada, to byłaby doskonała poetycka sprawiedliwość.
– Ależ Julio, jeśli to człowiek tak arogancki i wybredny, jak mówisz, z pewnością nie przyciągnę jego uwagi, prawda?
– Istnieje taka możliwość, jednakże jesteś znacznie lepiej poinformowana ode mnie czy innych znanych mi młodych panien. Wiesz już o liście, a dzięki wskazówkom moim i mojego drogiego kuzynka masz znacznie większą szansę spełnić wszystkie jego wymagania.
Selina zerknęła na lorda Cassidy, zachodząc w głowę, jakim cudem ten karykaturalnie wyglądający mężczyzna w ubraniu w nieładzie mógłby ją nauczyć kobiecych sztuczek, dzięki którym zdołałaby obudzić zainteresowanie dystyngowanego dżentelmena o wyszukanym guście. Lord Cassidy najwyraźniej dostrzegł powątpiewanie w jej spojrzeniu, bo natychmiast zapewnił:
– Malcolm jest moim dobrym przyjacielem, znam go lepiej od innych.
– I jest pan również zdania, że pański przyjaciel zasłużył sobie na to, by paść ofiarą takiego psikusa? – zapytała Selina.
Zanim lord Cassidy zdążył się odezwać, odpowiedzi udzieliła Julia:
– Oczywiście, że kuzyn się ze mną zgadza. Gdyby było inaczej, nie zaproponowałby przecież swojej pomocy – rzuciła, a żeby powstrzymać dalsze protesty Seliny, natychmiast dodała z lekkim zniecierpliwieniem: – Och, nie bądź takie lelum polelum, Selino. Nie wyrządzisz panu Malcolmowi większej krzywdy, niż on sam wyrządził już niejednej młodej damie, nie wyłączając mnie samej.
– Po prostu zdaje mi się, że twój niewinny żarcik jest skazany na niepowodzenie, moja droga Julio. Skoro pan Malcolm nie uległ nawet twojemu urokowi, wątpliwe, by uznał mnie za kobietę godną zainteresowania.
Cassie zaczął się zastanawiać, co jego kuzynka odpowie na takie dictum. Znał ją dobrze, wiedział więc, że nie lubi oddawać pola żadnej pannie, trzeba było jednak przyznać, że w porównaniu z przyjaciółką wypadała dosyć blado. Jej rudawe włosy nie mogły się równać z ciemnymi, gęstymi puklami Seliny o rdzawym połysku, a jasnozielone oczy Julii wydawały się pozbawione życia w porównaniu z soczystą zielenią szmaragdowych oczu jej przyjaciółki. Na dodatek Julia dbała o to, by zgodnie z najnowszą modą jej twarz pozostawała wręcz biała, podczas gdy cera Seliny miała złocisty odcień, jakby ucałowanej słońcem. Każdy dżentelmen patrzyłby przede wszystkim na Selinę, a raz to uczyniwszy, nie byłby już w stanie odwrócić spojrzenia.
Julia nie wspomniała oczywiście o żadnej z tych rzeczy.
– Co prawda nie jesteś klasyczną pięknością, sądzę jednak, że w odpowiednim entourage’u zdołasz przyciągnąć uwagę pana Malcolma – orzekła.
Selina pokręciła głową.
– Nie wydaje mi się…
– Muszę przyznać – przerwała jej Julia – że ten drobny żarcik to jedyny powód, który przekonał mnie do tego, by w ogóle wrócić do życia towarzyskiego. Mam nadzieję, że zgodzisz się mi pomóc, bo inaczej będziemy musiały znacznie skrócić twoją cudowną wizytę. Obawiam się, że nie będę w nastroju na dotrzymywanie jakimkolwiek gościom towarzystwa.
Selina od razu wychwyciła zawartą w słowach przyjaciółki groźbę. Została tu zaproszona w konkretnym celu: aby pomóc Julii upokorzyć pana Malcolma. Jeśli odmówi, nie ma co liczyć na wprowadzenie do londyńskiej śmietanki. Westchnęła lekko, rozważając rozmaite opcje. Wprawdzie cały pomysł nie przypadł jej do gustu, jednak wyglądało na to, że pan Malcolm otrzyma jedynie to, na co zasłużył. Na dodatek zawsze może się przecież okazać, że w ogóle nie zwróci na nią uwagi, a wówczas Julia nie będzie mogła jej obwiniać o niepowodzenie swojego planu.
– Czego konkretnie ode mnie oczekujesz? – zapytała, a Julia uśmiechnęła się z triumfem.ROZDZIAŁ 2
2
Tydzień później Selina gorzko żałowała, że przystała na plan przyjaciółki. Zdążyła już wydać większość swojego rocznego dochodu na nowe stroje, które zdaniem Julii były niezbędne, by przykuć uwagę pana Malcolma. Do tej pory nie miała jednak okazji wziąć udziału w najbardziej choćby niewinnym spotkaniu towarzyskim. W głowie jej huczało od tych wszystkich sprzecznych wskazówek, udzielanych jej przez Julię.
– Musisz emanować pewnego rodzaju elegancją myśli, dysponować wiedzą na temat świata, a jednocześnie zachować tę niewinność i naiwność, które dżentelmenom wydają się tak zachwycające – wyjaśniła Selinie, gdy już obie usiadły na sofie w bawialni, a lord Cassidy naprzeciwko nich.
– Słyszałaś o ustawach zbożowych? – zapytał Cassie.
– Ależ oczywiście.
– To niezwykle istotna kwestia. Przyniosłem ci kilka rozpraw naukowych na ten temat – dodał lord.
– Nie trać na nie zbyt wiele czasu, Selino. Mężczyźni nie przepadają za damami inteligentniejszymi od siebie, nieprawdaż, Cassie? – Julia uśmiechnęła się złośliwie do kuzyna, który rzucił jej jedynie gniewne spojrzenie. – A zbyt intensywny namysł jest przyczyną powstawania zmarszczek na czole – dodała, delikatnie muskając palcami przestrzeń między brwiami przyjaciółki. – Nie byłoby też złym pomysłem, gdybyś nabrała zwyczaju rozmyślania o wodzie. Dawno temu odkryłam, że w takich momentach rzadziej marszczę brwi.
– Och, o mało zapomniałem… – dodał Cassie. – Żadnego trzepotania rzęsami.
– Słucham? – zdumiała się Selina.
– Malcolm nie przepada za tego rodzaju flirtem.
– Cassie, gdybyś w ogóle mnie słuchał, wiedziałbyś, że już o tym mówiłam. Wyjaśniłam Selinie, że nie może zachowywać się nienaturalnie, kiedy będzie odgrywać zauroczenie panem Malcolmem.
– Ależ mnie chodziło przecież o coś zupełnie innego – obruszył się Cassie.
– Wybacz, że nie użyłam mniej skomplikowanych słów…
– No cóż, skoro jesteś taka przebiegła, panno mądralińska, dlaczego sama nie zdałaś równie prostego sprawdzianu Malcolma?
– Może gdybyś mnie zawczasu uprzedził…
Selina miała dość.
– Przestańcie natychmiast! – Selina przerwała ich sprzeczkę. Oboje odwrócili się w jej stronę z zaskoczonymi minami. – W ostatnim tygodniu nasłuchałam się dosyć waszych sporów, wystarczą mi na resztę życia. Sądzę, że już wiem, czego szuka pan Malcolm, więc zdradźcie mi lepiej, jak waszym zdaniem mamy się poznać?
*
Selina wyglądała ukradkiem zza drzwi biblioteki i nie mogła wprost uwierzyć, że w ten właśnie sposób ma spędzić swój pierwszy bal. Została przedstawiona gospodyni, pani Harrington, zatańczyła jeden taniec z Cassiem, a potem zaprowadzono ją do biblioteki, gdzie miała pozostać przez resztę wieczoru. Pan Malcolm był również obecny, ale jej poplecznicy uznali, że powinna otoczyć się aurą tajemniczości, by podsycić jego zainteresowanie. Dlatego po pierwszym tańcu miała mu zniknąć z oczu, podczas gdy wmieszani w tłum gości Julia i Cassie będą szeptać z tym czy owym na temat nowej, tajemniczej damy.
Selina zaczynała – wbrew sobie – dochodzić do wniosku, że wiekowe towarzystwo z Bath znacznie przewyższało walorami umysłu dwoje postrzelonych kuzynów.
– Trzeba jednak było wracać do Sussex – powiedziała na głos, nadal patrząc przez szparę w drzwiach prowadzących na pusty korytarz.
– Słucham? – odezwał się obcy głos za jej plecami.
Odwróciła się gwałtownie. Stał przed nią młody mężczyzna, który najwyraźniej wstał z fotela, gdy tylko tu weszła. Jego widok sprawił, że natychmiast przestała żałować przyjazdu do Londynu. To był najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego w życiu widziała. Biblioteka była skąpo oświetlona – najwyraźniej Harringtonowie nie spodziewali się, że ktokolwiek z gości zapragnie w niej szukać schronienia w samym środku balu – więc Selina mogła mieć tylko nadzieję, że w pełnym blasku dnia nieznajomy będzie mniej przypominał greckiego boga, a bardziej zwykłego śmiertelnika.
– Przepraszam, że zakłóciłam pański spokój – powiedziała, kiedy w końcu zdołała się nieco otrząsnąć ze zdumienia.
– Ależ nic się nie stało – zapewnił mężczyzna, składając trzymaną w dłoni kartkę, po czym wsunął ją do kieszeni. – Właśnie rozmyślałem o daremności snucia marzeń.
Selina, która chwilę wcześniej doszła do podobnych wniosków, nagle pomyślała, że może jednak wykazała się w tej kwestii nadmiernym pośpiechem.
– Czy marzenia są rzeczywiście daremne? Dają nam przecież nadzieję, a nadzieja to cudowna rzecz.
– Pani zdaniem. Inni mogą podzielać zdanie poety, że: „Nadzieja to najbardziej beznadziejna rzecz ze wszystkich”.
– Cóż za smutne przekonanie! Ja podzielam raczej opinię Johnsona, że nadzieja sprawia „największą radość, jaką ten świat ma nam do zaoferowania”. Być może jednak pragnie pan czegoś niegodnego, a w takiej sytuacji lepiej, by pańskie marzenia nigdy się nie ziściły. Niechże pan przyzna, liczył pan na wygraną w karty, a że się to panu nie udało, zdecydował się pan dać ujście swojej irytacji.
Tajemniczy dżentelmen odparł z uśmiechem:
– Nigdy nie przyznałbym się do równie dziecinnego zachowania, choć gdybym zasiadł do karcianego stolika, z pewnością uczyniłbym to z nadzieją na sukces.
– A więc twierdzi pan, że marzył o czymś wartościowym.
– W rzeczy samej.
– W takim razie mam nadzieję, że pańskie pragnienia się spełnią. – Selina również się uśmiechnęła.
– Czuję się zaszczycony. Być może jednak myliłem się, sądząc, że moje marzenie nie ma szansy nigdy się ziścić – odparł mężczyzna, przypatrując się dziewczynie z zainteresowaniem.
Uśmiech Seliny nieco przygasł, zapadła niezręczna cisza. Nagle uświadomiła sobie, że młoda dama nie powinna przebywać sam na sam z nieznajomym w bibliotece, prowadząc w dodatku dysputę na filozoficzne tematy.
– Proszę wybaczyć, że panu przeszkodziłam, lepiej już pójdę – powiedziała, ale nie ruszyła się z miejsca, bo przypomniała sobie, że przecież nie ma dokąd pójść. Julia i Cassie poinstruowali ją wyraźnie, że ma zostać w bibliotece, dopóki nie zjawi się któreś z nich. Na szczęście nieznajomy natychmiast odparł, że to raczej on winien się oddalić, po czym bez zbędnej zwłoki skierował się do drzwi, przy których nadal stała. Ustąpiła mu z drogi, a on przystanął przed nią i powiedział:
– Byłbym zaszczycony, gdyby zechciała pani ofiarować mi taniec po powrocie do sali balowej, kiedy już zostaniemy sobie przedstawieni.
Skinęła jedynie głową, nagle onieśmielona. I dopiero po wyjściu tajemniczego dżentelmena przypomniała sobie, że przecież tego wieczoru już nie wróci do sali balowej.
*
Zaraz po przekroczeniu progu sali Malcolm natknął się na Cassiego, który już od jakiegoś czasu rozglądał się w poszukiwaniu przyjaciela.
– Gdzie się podziewałeś? Upatrzyłem tu dla ciebie idealną kandydatkę. Młoda dzierlatka, solidna klatka piersiowa, zgrabne pęcinki…
Malcolm po raz kolejny gorąco pożałował, że kiedyś użył w rozmowie z przyjacielem końskiej metafory, bo od tamtej pory Cassie opisywał każdą młodą damę niczym klacz.
– Nie obchodzą mnie twoje propozycje, Cassie. Zdaje się, że sam natknąłem się w tych progach na interesującą pannę.
– Jak to? Niemożliwe! – wykrzyknął Cassie, a przyjaciel popatrzył na niego ze zdumieniem.
– Sądziłem, że zależy ci, abym znalazł sobie odpowiednią kandydatkę na żonę.
– Ależ tak, oczywiście. Po prostu pojawiła się w mieście nowa młoda dama, która od razu wzbudziła powszechne zainteresowanie. To przyjaciółka mojej kuzynki Julii, przyjechała na kilka tygodni z wizytą. Dosyć tajemnicza młoda osóbka.
– Brzmi raczej niepokojąco. Staram się trzymać z daleka od tajemniczych młodych osóbek. Zwykle okazuje się, że wzdychają do nauczyciela tańca czy innego równie nieodpowiedniego zalotnika.
– Ależ o tym nie może być mowy, zapewniam cię – upierał się Cassie, jednak przyjaciel zignorował jego słowa, bez specjalnego przekonania rozglądając się po sali.
– Ciekawe, kiedy opuści wreszcie bibliotekę – mruknął przy tym pod nosem, a Cassie obrzucił go zdumionym spojrzeniem.
– O czym ty mówisz? – zaczął dopytywać.
– Och, to nic ważnego – odparł Malcolm. – Pewnie i tak okaże się, że jest mężatką albo istnieje jakaś inna równie istotna przeszkoda – mruknął bardziej do siebie.
Cassie przez chwilę przyglądał mu się uważnie, po czym przeprosił przyjaciela, mówiąc, że musi go opuścić. Malcolm nadal rozglądał się po sali w poszukiwaniu spotkanej w bibliotece damy, chociaż sam nie był pewny, czy rzeczywiście pragnie znów ją widzieć. Co prawda wywarła na nim ogromne wrażenie, jednak w myślach czaiły się obawy, czy przy ponownym spotkaniu nie okaże się, że zbyt pospiesznie przypisał jej zalety, które pragnął widzieć u przyszłej narzeczonej. Nieznajoma była niczym spełnienie jego marzeń. Zjawiła się w bibliotece tak nieoczekiwanie w momencie, gdy zdołał już niemal przekonać samego siebie, że jego poszukiwania skazane są na porażkę. Nawet w panującym w bibliotece półmroku zdawała się promienieć szczególnym blaskiem. W jej spojrzeniu dostrzegł błysk inteligencji i poczucia humoru, szczery uśmiech urzekał słodyczą. Im dłużej o niej rozmyślał, tym bardziej jego wątpliwości bladły. Nie mógł się już doczekać ponownego z nią spotkania, by zobaczyć, jakiego koloru są te ogromne, zachwycające oczy.
*
Cassie wkroczył do biblioteki w wielkim pośpiechu. Selina siedziała na sofie i patrzyła ze smutkiem gdzieś przed siebie.
– Panno Dalton, czy spotkała pani tutaj jakiegoś dżentelmena? – zapytał.
Selina podniosła na niego wzrok, nieco wystraszona jego nieoczekiwanym przybyciem.
– Słucham? A tak, owszem, spotkałam. To był bardzo przystojny młody człowiek. Poprosił mnie o taniec. – Selina pomyślała ze smutkiem, że tego wieczoru nie wraca już przecież na bal.
– Doskonale! – Dziewczyna lekko zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co tak go uradowało. – W takim razie chodźmy czym prędzej do sali, by mogła pani wypełnić obietnicę.
– Naprawdę? – zdumiała się Selina. – Czyżby znał pan tego dżentelmena?
– W rzeczy samej – odparł Cassie z jeszcze szerszym uśmiechem.
*
Cassie i Selina dołączyli wkrótce do pani Thistlewaite czekającej na powrót córki z parkietu. Matka Julii była drobną, nieśmiałą kobietą o „delikatnych nerwach”, a więc stanowiła całkowite przeciwieństwo swojej upartej córki, której pozostawiała wręcz nadmierną swobodę. Oboje z mężem wchodzili już w wiek średni, kiedy Julia pojawiła się na świecie. Jej narodziny stanowiły dla nich prawdziwy cud. Za życia pan Thistlewaite był pobłażliwym ojcem, a matkę nawet teraz Julia potrafiła zmusić do uległości, gdy ta próbowała się jej sprzeciwić. Wystarczyło, że powiedziała: „Papa z pewnością by mi na to pozwolił”.
Pani Thistlewaite przyjęła powrót siostrzeńca i Seliny z radością. Gdy uniosła się na ich powitanie, szal ześliznął się jej z ramion na podłogę. Selina natychmiast się po niego schyliła.
– Ojej, ależ ze mnie niezdara. Dziękuję, Selino, to bardzo miło z twojej strony. Powiedz mi jednak, drogie dziecko, czemu nie tańczysz? Widziałam cię na parkiecie zaledwie raz w parze z Cassiem.
Selina i Cassie wymienili spojrzenia, ale w tym momencie dołączyła do nich Julia, dzięki czemu nie musieli wymyślać żadnej wymówki.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki