- W empik go
Listy do brata - ebook
Listy do brata - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 560 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pierwszy list do brata Theo napisał Vincent van Gogh w Hadze, w sierpniu 1872 r. Vincent miał wtedy dziewiętnaście lat. Urodził się 30 marca 1853 r. w Groot-Zundert (małej wiosce w holenderskiej Brabancji). Ojcem jego był pastor Theodoras van Gogh, matką Anna-Cornelia Carbentus, córka nadwornego introligatora. Właśnie ze strony matki Vincent obciążony był dziedzicznie epilepsją.
Rodzina van Goghów należała do poważanego średniego mieszczaństwa. Ich genealogia sięga XVI wieku; szczycili się dwoma czy trzema wybitnymi przodkami. Dziadek malarza był pastorem. Miał wiele dzieci; jeden syn był wiceadmirałem, trzech handlowało dziełami sztuki w Brukseli, Amsterdamie i Hadze; piąty, urodzony w roku 1822, został pastorem i miał sześcioro dzieci, między innymi Vincenta i o cztery lata młodszego Thea.
W okresie od urodzenia do napisania pierwszego znanego nam listu do Thea, Vincent miał dość szczególny charakter, był chłopcem dzikim i trudnym. W internacie dla chłopców w pobliżu Zundert był uczniem posłusznym, nie odznaczającym się jednak błyskotliwością umysłu. Po ukończeniu szkoły nie zdradzał żadnych wyraźnych zamiłowań. Trzeba było jednak zarabiać na życie: pastor nie miał majątku, a brak swady oratorskiej skazywał go przez całe życie na wiejskie parafie. Obarczony liczną rodziną, prosi o pomoc swego brata, a zarazem szwagra, Vincenta (ich żony były siostrami). Życie stryja Vincenta było jednym pasmem sukcesów. Zaczął od małego sklepu z farbami w Hadze, ale potrafił dorobić się poważnej galerii obrazów, którą odprzedał później dużej i sławnej firmie Goupil & Co z Paryża. Firma ta miała filie
w Londynie, Brukseli, Berlinie i w Nowym Jorku. Zdobywszy majątek, osiadł w pięknej willi w Prisenhage, niedaleko swego brata. Dawny handlarz obrazami widzi tylko jedno wyjście: z jego polecenia zaangażują na pewno siostrzeńca w firmie, która dawniej do niego należała. W Hadze Vincent okazał się sumiennym pracownikiem. Toteż po dziesięciu miesiącach wysłano go do filii w Londynie. Był to awans.
Sierpień 1872
Dziękuję ci za list; wiadomość, że szczęśliwie przyjechałeś do domu, sprawiła mi wielką radość. W pierwszych dniach bardzo mi cię było brak i nie mogłem się przyzwyczaić do tego, że cię nie ma, gdy wracam po południu do domu.
Przeżywaliśmy razem piękne dni; ileż to razy wędrowaliśmy podczas deszczu oglądając różne rzeczy poprzez ulewę.
Straszna pogoda; myślę, że wędrówki w Oisterwijk nie sprawiają ci przyjemności. Wczoraj były tu wyścigi kłusaków z okazji otwarcia wystawy, ale iluminacje i sztuczne ognie zostały odłożone ze względu na złą pogodę. Dobrze, że nie czekałeś tutaj na te atrakcje.
Styczeń 1873
Nowy rok dobrze się dla mnie zaczął. Dostałem podwyżkę, 10 guldenów na miesiąc i obecnie zarabiam już 50 guldenów. Prócz tego mam dostać premię 50 guldenów. Czy to nie wspaniale!? Myślę, że będę mógł teraz sam zarobić na swe utrzymanie.
Ogromnie się cieszę, że pracujesz w tej samej firmie – jest ona rzeczywiście doskonale prowadzona i im dłużej się w niej pracuje, tym większe ma się ambicje, żeby osiągnąć jeszcze lepsze wyniki. Początki są może trudniejsze niż gdzie indziej, ale bądź tylko wytrwałym, a z pewnością dojdziesz do celu.LONDYN czerwiec 1873 – maj 1875
W Londynie Vincent przebywa prawie dwa lata. Ma lat dwadzieścia. Kupuje sobie cylinder, żeby wyglądać jak kupiec. Jego korespondencja z Theo, który właśnie zaczął pracować u Goupilów, zaczyna się ożywiać. Vincent prowadzi życie człowieka statecznego i pobożnego. Jeżeli chodzi o sztukę, to podobają mu się Anioł Pański Milleta oraz wypracowane obrazy Meissoniera. Zakochuje się w pannie Urszuli Loyer, córce swej zacnej gospodyni. Panna Loyer nie gardzi flirtem, ale gdy Vincent zaczyna mówić o małżeństwie, oświadcza mu krótko, że jest zaręczona i że kocha swego narzeczonego. Był to cios tak silny, że zakochany Vincent wyjeżdża do rodziców. Tam, ponury, gniewny, w braku innego zajęcia zaczyna rysować. Wraca do Londynu, gdzie panna Loyer daje mu wyraźnie do zrozumienia, że naleganie jest bezcelowe; dyrektor firmy, wzruszony losem Vincenta, przenosi go wkrótce do filii w Paryżu, żeby zmienił powietrze, otrząsnął się po zawodzie miłosnym i nabrał chęci do pracy. Po dwóch miesiącach Vincent ucieka znowu do Londynu, aby jeszcze raz nadaremnie próbować szczęścia, po czym stara się osiąść na stałe w Paryżu.
13 czerwca 1873
Znalazłem pensjonat, w którym chwilowo bardzo dobrze się czuję. Mieszkają tu prócz mnie trzej Niemcy, którzy uwielbiają muzykę. Grają często na fortepianie i śpiewają, wieczory są przez to bardzo urozmaicone. Nie mam tu tyle pracy co w Hadze, muszę być w sklepie tylko od 9 rano do 6 wieczorem, a w soboty do czwartej. Mieszkam na jednym z przedmieść Londynu, w dość spokojnej dzielnicy. Przypomina mi to czasem Tilburg. W Paryżu spędziłem kilka miłych dni i, jak się możesz domyślić, zachwycałem się wystawami w Luwrze i w Galerii Luksemburskiej. Filie naszej firmy w Paryżu są doprawdy imponujące i większe, niż to sobie wyobrażałem; zwłaszcza sklep przy placu Opery.
Życie jest tu bardzo drogie. Za mieszkanie płacę 18 szylingów tygodniowo, nie licząc prania i jedzenia na mieście.
Ubiegłej niedzieli wyjechałem z moim szefem, panem Obach, za miasto, do Boxhill. Jest to wysoki pagórek (około 6 godzin drogi od Londynu). Z jednej strony wapienna gleba i palmy, z drugiej wysoki las dębowy. Okolica jest tu naprawdę tak cudna, że nie można jej porównać z Holandią czy Belgią. Wszędzie widuje się wspaniałe parki z wysokimi drzewami, otoczone żywopłotami. Wszędzie można spacerować. W Zielone Święta zrobiłem piękną wycieczkę z moimi Niemcami, ale ci panowie wydają za dużo pieniędzy. To nie dla mnie, w przyszłości nie będę mógł im towarzyszyć.
13 września 1873
Mój drogi! Tak bym chciał, żebyś tu był ze mną i żebym ci mógł pokazać moje nowe mieszkanie, o którym zapewne już słyszałeś. Mam tutaj osobny pokój, taki, o jakim od dawna marzyłem, bez skośnych belek i bez niebieskiej tapety z zielonym szlakiem. To bardzo przyzwoity dom, gdzie teraz mieszkam; mają tu szkołę dla little boys.
Przed kilku dniami, w sobotę, wybrałem się z dwoma Anglikami na Tamizę, żeby trochę powiosłować. Była to rzeczywiście wspaniała wycieczka!
19 listopada 1873
Wszystko jest tutaj all right, mam przyjemne mieszkanie i choć praca nie jest tak interesująca jak w Hadze, to Jednak nie żałuję, że tu przyjechałem. Pewno później, gdy handel obrazami rozwinie się, będę tu bardziej potrzebny.
Naprawdę, trudno mi opisać, jak interesujący jest Londyn, jego obyczaje kupieckie i sposób życia, tak odmienny od naszego.
Styczeń 1874
Jakże chętnie porozmawiałbym z tobą o sztuce; trzeba, byśmy przynajmniej dużo pisywali do siebie na ten temat; powinieneś odkrywać piękno, gdzie tylko można; większość ludzi w ogóle nie dostrzega piękna.
Rób częste wycieczki i kochaj przyrodę – tylko w ten sposób można się czegoś nauczyć i rozumieć sztukę coraz lepiej, coraz lepiej. Malarze rozumieją i kochają przyrodę i dlatego uczą nas, jak należy na nią „patrzeć”. Są przecież malarze, którzy potrafią malować tylko dobre obrazy, którzy nie potrafiliby źle malować. Zresztą zdarzają się i zwykli śmiertelnicy posiadający dar robienia rzeczy doskonałych.
Dobrze mi się tutaj powodzi; mam rozkoszne mieszkanie i z zapałem poznaję Londyn, angielski sposób życia i samych Anglików, A oprócz tego mam przyrodę, sztukę, poezję i gdyby to wszystko nie miało mi wystarczyć, cóż by mi wystarczyło?
A jednak nie zapominam o Holandii i często myślę o Hadze i o Brabancji.
30 marca 1874
W liście z domu dostałem od ciebie gulden na zakup spinek do mankietów. Sracie drogi, dziękuję ci za to serdecznie, ale nie powinieneś był tego robić. Pieniądze są ci przecież bardziej potrzebne niż mnie.
To dobrze, że przeczytałeś książkę Burgera. Czytaj o sztuce, ile się tylko da, a przede wszystkim zaglądaj do Gazette des Beaux Arts itp. Staraj się śledzić pilnie rozwój malarstwa, jak tylko będziesz mógł.
30 kwietnia 1874
Gdy tylko przyjadę do Holandii, to wpadnę do Hagi na dzień lub dwa, gdyż Haga jest dla mnie jakby drugim miastem rodzinnym (zamieszkam u ciebie).
Chętnie wziąłbym udział w wycieczce do Vink. Spaceruję tu, ile tylko się da, ale jestem bardzo zajęty. Jest tu naprawdę cudnie (choć mieszkam w mieście). We wszystkich ogrodach kwitną bzy, głóg i złoty deszcz, drzewa kasztanowe są doprawdy bajecznie piękne.
Gdy się kocha przyrodę, wszystko wydaje się piękne. A jednak czasem tęsknię za Holandią, zwłaszcza za moim Helvoirt.
Jestem bardzo zajęty pracą w moim ogródku; zasiałem w nim groszek pachnący, mak i rezedę; teraz trzeba odczekać i zobaczy się, co z tego wyrośnie. Wielką przyjemność sprawiają mi spacery rano z domu do sklepu, a wieczorem powrót do domu. Każde przejście zajmuje mi mniej więcej trzy kwadranse.
31 lipca 1874
Cieszę się bardzo, że przeczytałeś książkę Micheleta i że tak ją właśnie zrozumiałeś. Po przeczytaniu tej książki dochodzi się do wniosku, że miłość to znacznie więcej, niż ludzie zwykle w niej widzą.
Lektura ta była dla mnie rewelacją a jednocześnie jakby nową ewangelią.
„Nie ma starych kobiet”! (Nie znaczy to, żeby nie było starych kobiet w ogóle, ale kobieta nie będzie starą tak długo, jak kocha i jak długo jest kochana.) Weź na przykład taki rozdział jak Les aspirations de 1'automne, jakie to wspaniałe!
Zgadzam się z tobą, że kobieta jest „zupełnie inną istotą” niż mężczyzna (istotą, której nie znamy albo znamy tylko powierzchownie).
Tak samo wierzę, że mężczyzna i kobieta mogą stanowić całość, jedną całość, a nie dwie połowy.
Tu, w Anglii, odeszła mnie ochota do rysowania, ale może któregoś dnia mi wróci. Dużo czytam.
20 sierpnia 1874
„Ty sądzisz ludzi według ich ciała. Ja nie sądzę nikogo.”
„Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy na nią kamieniem rzuci”.
Bądź wierny swoim zasadom, a gdy masz wątpliwości, czy są dobre, porównaj je z zasadami tego, który odważył się rzec: „Jam jest prawdą”, albo też z zasadami innych bardzo ludzkich pisarzy, choćby np. Micheleta.
Dziewictwo duszy i nieczystość ciała mogą iść w parze. Znasz zapewne Małgorzatę u źródła Ary Scheffera. Czy może być istota bardziej czysta od tej dziewczyny, „która tak wiele kochała”.
Za pieniądze, które masz ode mnie, kup książkę Alfonsa Karra Voyage autour de mon jardin, zrób to koniecznie, gdyż zależy mi, żebyś ją przeczytał.
Co wieczór spaceruję z A. Zaczyna się już jesień i przyroda staje się jakby poważniejsza i bardziej zamknięta w sobie
Mamy się przeprowadzić i zamieszkać w domu, który jest całkowicie porośnięty bluszczem. Niedługo napiszemy ci o tym obszerniej.
6 marca 1875
Czy nie uważasz, jakie to dziwne, że życie układa nam się pomyślnie. Tobie powodzi się nie najgorzej i mnie powodzi się dobrze. Chyba mamy jeszcze przed sobą długi okres powodzenia, ale przyjdzie jeszcze kiedyś taka chwila, gdy powiedzą nam: „Będziesz przebywał ”i będziesz cierpiał w miejscu, które ci wyznaczono, wbrew twojejPARYŻ maj 1875 – marzec 1876
W Paryżu Vincent wynajmuje pokój na Montmartrze. Malarstwo interesuje go coraz bardziej, ale nie to, które jest na sprzedaż, ani sztychy wydawane przez firmę Goupil. Ściany swego pokoju ozdabia reprodukcjami Rembrandta, Corota, Milleta… Czyta bardzo wiele. Pewnego razu oznajmia swemu bratu, że powyrzuca książki Micheleta i Renana, i radzi mu zrobić to samo, dla spokoju duszy. Coraz bardziej pogrąża się w pobożnych rozmyślaniach i rozprawia o Biblii ze swym młodym angielskim kolegą. Jako pracownik staje się coraz bardziej nieznośny, tak że po niespełna roku firma Goupil (która zmieniła nazwę na Boussod et Valadon) daje mu wymówienie. Co z nim teraz będzie? Theo na podstawie kilku szkiców odkrywa jego nadzwyczajne zdolności do rysunku. Lecz to się nie liczy. Vincent jest przekonany, że jego prawdziwym powołaniem jest niesienie pomocy biednym. Pełen pokory, nie chce już żyć dla siebie, chce należeć do Boga, jak jego ojciec. Ale jego pokora objawia się często w gwałtownych wybuchach.
19 czerwca 1875
Myślałem, że ją jeszcze przed śmiercią zobaczę, a jednak stało się inaczej. Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi.
Nie wiem, jak długo tu jeszcze zostanę, ale zanim powrócę do Londynu, chciałbym przyjechać do Helvoirt i mam nadzieję, że cię tam jeszcze zastanę. Podróż zapłacę sam.
Chyba nie zapomnisz tak prędko o Annet i będziesz pamiętał, jak umierała; staraj się jednak z nikim na ten temat nie rozmawiać.
Takie wypadki smucą nas, ale i cieszą zarazem. Powinniśmy czerpać z nich pociechę.
29 czerwca 1875
Chciałbym bardzo, żebyś wyjechał z Hagi. A może i ty nosisz się z tym zamiarem? Napisz mi nareszcie, czy tak, czy nie. Mam zamiar pozostać tu jeszcze do jesieni i do Holandii pewno się na razie nie wybiorę.
6 lipca 1875
Musisz mi koniecznie napisać, jak ci idzie nauka angielskiego i czy robisz postępy? Jeżeli masz trudności, to nie wysilaj się, nie będzie z tego powodu wielkiego nieszczęścia.
Wynająłem pokoik na Montmartrze, jestem pewien, że będzie ci się podobał. Pokoik jest mały, a okna wychodzą na ogródek zarośnięty bluszczem i dzikim winem.
Bądź zdrów, mój stary. I pamiętaj, że trzeba z wszystkich sił starać się być wyrozumiałym i łagodnym.
15 lipca 1875
Był tu niedawno wuj Vincent. Widziałem go kilkakrotnie i rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Zapytałem go, czy nie widzi możliwości przeniesienia cię do naszego oddziału w Paryżu.
Z początku nie chciał o tym słyszeć i twierdził, że będzie dużo lepiej, jeśli zostaniesz w Hadze; nalegałem jednak i sądzę, że będzie pamiętał o tej sprawie.
Gdy wuj przyjedzie do Hagi, to prawdopodobnie będzie chciał z tobą rozmawiać; bądź wtedy opanowany i pozwól mu mówić, co tylko będzie chciał; nie zrobi ci to chyba zbyt wielkiej przykrości, a w przyszłości możesz go jeszcze potrzebować. Najlepiej nie rozmawiajcie na mój temat, jeśli to nie będzie konieczne.
Poproś go po prostu, żeby załatwił twoje przeniesienie do nas lub też do Londynu.
Dziękuję ci za list, który otrzymałem dziś rano, i za wiersz Rückerta. Czy masz jego wiersze? Chciałbym bardzo je poznać. Jak będę miał okazję, przyślę ci Biblię po francusku i Naśladowanie Chrystusa.
Ojciec kiedyś do mnie tak napisał: „Czy wiesz, że te same usta, które mówiły: »bądźcie szczerymi jak gołębie, dodały w tej samej chwili »i roztropnymi jak węże«.” Miej to na uwadze i ufaj mi zawsze.
13 sierpnia 1875
Chciałem już dawno do ciebie napisać. Bardzo się cieszę, że ojciec zgodził się przyjąć duszpasterstwo w Etten; w obecnych warunkach dobrze się też składa, że W. i A. z nim pojadą. Szkoda, że nie mogłem być z wami w niedzielę, gdy byliście w Helvoirt; pewno pisałem ci już, że tej samej niedzieli byłem z panem Soek i jego rodziną w Ville d'Avray. Niespodzianką było dla mnie odkrycie tam w kościółku trzech obrazów Corota.
W ostatnie dwie niedziele chodziłem do kościoła, by posłuchać pastora Bercier. Słyszałem kazanie na temat: „Tym, którzy miłują Boga, wszystko dopomaga ku dobremu” i „Stworzył człowieka na wyobrażenie swoje”. Było to naprawdę piękne i podniosłe.
Jeżeli tylko masz czas, powinieneś co niedzielę chodzić do kościoła i choć nie zawsze kazania będą tak piękne, nie pożałujesz tego z pewnością.
12 września 1875
Flügel, Flügel über's Leben! Flügel uber Grab und Tod!
Takich skrzydeł nam trzeba i nawet widzę, w jaki sposób można je będzie zdobyć. Weź na przykład ojca, ten chyba je ma, a wiesz dobrze, że zdobył je modlitwą i jej owocami – cierpliwością, wiarą – i dzięki Biblii, która była światłem na jego drodze i lampą przed jego stopami.
Dziś przed południem słuchałem bardzo podniosłego kazania na temat: „Zapomnijcie o wszystkim, co jest już za wami”. Przypominam sobie takie oto zdanie: „Powinniście żyć bardziej nadzieją, a mniej wspomnieniami: to, co było poważne i świątobliwe w waszej przeszłości, nie zaginie; nie zajmujcie się tym więcej, odnajdziecie to gdzie indziej. Idźcie naprzód. Wszystko stało się nowe w Jezusie Chrystusie”.
17 września 1875
Odczuwanie piękna przyrody, nawet bardzo subtelne, nie jest tym samym, co uczucia pobożne, choć przypuszczam, że między obydwoma tymi uczuciami istnieje ścisły związek.
Wszyscy chyba kochają przyrodę, jedni więcej, drudzy mniej, ale niewielu ludzi wyczuwa, że Bóg jest duchem, a ci, którzy go czczą, winni mu w duchu i w prawdzie cześć oddawać. Nasi rodzice należą do tych nielicznych jednostek, a chyba i wuj Vincent także.
Wiesz, że powiedziano w Piśmie świętym: „Świat przemija i pożądliwość jego”, ale jest tam też mowa o „tej cząstce, która nie będzie nam odjęta” i o „źródle żywej wody, która wytryska ku żywotowi wiecznemu”. Módlmy się o coraz to obfitsze laski Boże. Nie staraj się zgłębić od razu wszystkich problemów, bo te stopniowo będą się stawały dla ciebie coraz bardziej zrozumiale, ale postępuj, jak ci radzę. Oby nam dane było stać się ubogimi w królestwie bożym, sługami bożymi. Cel ten jeszcze nie został osiągnięty, prośmy więc Boga o dar prostoty, abyśmy się stali ludźmi prostymi i uczciwymi. (Podobnie dzieje się z odczuwaniem sztuki. Nie poświęcaj się sztuce bez reszty. Twoje zainteresowania powinny obejmować więcej dziedzin, jak sklep, praca codzienna, ludzi, z którymi się codziennie spotykasz, i wiele, wiele innych. Jeżeli pan Tersteeg robił ci kiedykolwiek uwagi z tego powodu, to, nie miej mu tego za złe. Kiedyś zrozumiesz na pewno, że miał rację, bo jest to człowiek zasługujący ze wszech miar na szacunek. Powinieneś unikać przesady.
Czy odżywiasz się dobrze? Powinieneś zwłaszcza jeść tyle chleba, na ile masz ochotę. Dobranoc; muszę jeszcze oczyścić sobie buty na jutro.)
25 września 1875
Ścieżka naszego życia jest wąska i dlatego powinniśmy stąpać po niej ostrożnie. Uprzytomnij sobie tylko, w jaki sposób inni osiągnęli to, do czego my dążymy. Najlepiej trzymać się ścieżek prostych.
Ora et labora.
Każde nasze codzienne zadanie, które nam wpada w rękę, powinniśmy wykonywać starannie, wkładając w to wszystkie nasze siły. Wierzmy, że gdy będziemy o to prosić, otrzymamy od Boga dary, które nigdy nie będą nam odebrane. „A tak, jeśli kto w Chrystusie, ten jest nowym stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (II Kor., w. 18).
Chciałbym się pozbyć wszystkich książek Micheleta i jeszcze kilku pisarzy. Zrób to samo.
30 września 1875
Mój drogi, wiem dobrze, że w chwili obecnej masz poważne trudności, trzeba jednak być stanowczym i odważnym. Czasem trzeba sobie powiedzieć: „Nie śnij, nie wzdychaj”. Pamiętaj, „nie jesteś sam, ale Ojciec Niebieski jest z tobą”.
6 października 1875
Wprawdzie pisałem do ciebie niedawno, postanowiłem jednak napisać znowu, bo wiem, co to znaczy, gdy się wszystko przeciw człowiekowi sprzysięga. Trzymaj się mocno, stary, pamiętaj, po deszczu przychodzi słońce, trzeba w to wierzyć. Deszcz i słońce przychodzą na przemian. the road that goes uphill all the way, yes to the very end. Od czasu do czasu trzeba odpocząć podczas the journey that takes the whole day long, from morn till night.
Pomyśl o tym i nie zapominaj, że this also will pass away .
„Każdy ma swe piękne dni” – mawiał często Jules Dupré. Powinniśmy w to także wierzyć. Dziś miałem sposobność wysłania paczki do A. i W. Posłałem im między innymi Naśladowanie Chrystusa oraz kilka ksiąg Biblii, w tym samym wydaniu co Psalmy wysłane dla ciebie.
Przeczytaj je bardzo dokładnie. Czy chciałbyś mieć także cztery ewangelie i kilka Listów z Pisma świętego wydanych oddzielnie?
Pragnąłbym bardzo posiadać pieśni holenderskie. Gdybyś miał sposobność przysłać mi przy okazji choćby naj – tańsze wydanie, jakie tylko można będzie znaleźć, to będę ci bardzo wdzięczny. Psalmy już mam.
11 października 1875
Dziękuję ci za list; otrzymałem go dziś rano. Tym razem chciałbym do ciebie napisać trochę inaczej niż zwykle; przedstawić ci trochę bardziej szczegółowo, jak mi się tutaj życie układa.
Jak już pewno wiesz, mieszkam na Montmartrze. W tym samym domu mieszka pewien młody Anglik, sprzedawca w naszym sklepie, ma 18 lat, jest synem handlarza obrazów w Londynie i prawdopodobnie obejmie w przyszłości sklep po ojcu. Nigdy dotąd nie wyjeżdżał poza dom rodzinny i w pierwszych tygodniach pobytu w Paryżu był nadzwyczaj niezaradny; jadał na przykład rano, w południe i wieczorem chleb za 4 do 6 sous (nb… chleb jest tutaj bardzo tani) i uzupełniał to kilku funtami jabłek, gruszek lub innych owoców. Jest więc chudy jak szczapa, ma dwa rzędy mocnych zębów, duże czerwone wargi, błyszczące oczy, parę dużych odstających uszu, zazwyczaj czerwonych, włosy krótko ostrzyżone (czarne) itd. Wszyscy drwili sobie z niego, nawet ja z początku. Ale z wolna przekonałem się do niego i mogę cię zapewnić, z przyjemnością spędzam wieczory w jego towarzystwie.
Jest to chłopak jeszcze bardzo naiwny i niezepsuty, w sklepie pracuje bardzo ciężko. Co wieczór wracamy razem do domu, spożywamy coś niecoś w moim pokoju i potem przez resztę wieczoru czytam głośno, przeważnie Biblię. Mamy zamiar przeczytać ją całą. Z rana między 5 a 6 przychodzi, żeby mnie obudzić; jemy śniadanie w moim pokoju i około ósmej idziemy razem do sklepu. Od pewnego czasu mój towarzysz jada już rozsądniej. Zaczyna kolekcjonować sztychy, a ja staram się mu w tym pomagać.
Wczoraj byliśmy razem w Galerii Luksemburskiej i pokazywałem mu obrazy, które mi się najbardziej podobają.
Bernier – Pola w zimie
Cabat – Staw, Jesienny wieczór
Emile Breton – zimowy wieczór
Bodmer – Fontainbleau
Millet – Kościół w Gréville
Daubigny – Wiosna, Jesień
Français – Koniec zimy, Cmentarz
Gleyre – Stracone złudzenia
Herbert – Chrystus w Ogrójcu, Malaria
Rosa Bonheur – Orka ltd.
Doprawdy ludzie prości rozumieją wiele rzeczy, których nie rozumieją wykształceni.
W sklepie robię wszystko, co mi tylko się nadarzy; taką będzie chyba nasza praca przez całe długie życie. Mój drogi chłopcze, obym tylko mógł tak pracować, ze wszystkich sił!
Czy posłuchałeś już moich rad i wyrzuciłeś książki Micheleta, Renana itp.? Myślę, że dopiero wtedy zaznasz spokoju, gdy się ich pozbędziesz. Kartki z książki Micheleta z opisem portretu kobiecego pędzla Filipa de Champaigne nie powinieneś zapomnieć, tak samo nie zapominaj Renana, a jednak musisz te książki powyrzucać. „Znajdzieszli miód, jedzże, ileć potrzebą, byś snadź objadłszy się go nie zwrócił” – tak chyba napisano w Przypowieściach albo podobnie.
14 października 1875
Ojciec napisał kiedyś do mnie: „Nie zapominaj dziejów Ikara, tego, co chciał wznieść się na skrzydłach do słońca, ale gdy już był na dużej wysokości, zgubił swe skrzydła i spadł do morza”.
Pojmujesz to pewno doskonale, że żaden z nas nie jest takim, jakim by być pragnął, brak nam wielu zalet ojca czy nawet zalet innych wybitnych ludzi, brak nam solidności, prostoty i szczerości; często jesteśmy nienaturalni i mówimy nieprawdę.
Ale bądźmy wytrwali. Powinniśmy przede wszystkim odznaczać się cierpliwością, ci, co prawdziwie wierzą, nie spieszą się nigdy. Jest jednak pewno duża różnica między naszym pragnieniem, by stać się prawdziwymi chrześcijanami, a utopijnym marzeniem Ikara, który chciał wzlecieć do słońca. Myślę, że w miarę silne ciało nie jest przeszkodą. Dbaj więc o siebie, odżywiaj się dobrze, a gdy jesteś bardzo głodny lub gdy masz na coś apetyt, nie żałuj sobie tego. Mogę cię zapewnić, że sam to czynię, w każdym razie czyniłem dotąd.
Mój drogi chłopcze, myślę, że chleb powinien być naszym głównym pożywieniem. Bread is the staff of life mawiają Anglicy (choć bardzo lubią mięso i na ogół jedzą go za dużo). Napisz do mnie znowu, jak tylko będziesz mógł najszybciej i nie zapominaj w twych listach o sprawach dnia powszedniego.
9 listopada 1875
Co za piękna jesień, z pewnością robisz często długie spacery. Czy wcześnie wstajesz? Jeśli o mnie chodzi, to wstaję codziennie wcześnie rano i rad jestem, że się do tego przyzwyczaiłem. Te godziny o świcie są dla mnie cenne i lubię je najbardziej. Przeważnie kładę się też bardzo wcześnie.
15 listopada 1875
Ten mój miły Anglik gotuje sobie teraz co rano płatki owsiane, przysłane przez ojca: 25 funtów w jednej paczce! Jaka szkoda, że nie możesz tych płatków spróbować.
Jestem bardzo rad, że spotkałem tego młodego człowieka. Wiele się od niego nauczyłem, ale także zwróciłem mu uwagę na grożące mu niebezpieczeństwa.
Po raz pierwszy wyjechał na dłużej z domu i, choć nie dawał tego po sobie poznać, tęsknił chorobliwie (to zresztą szlachetne) za ojcem i domem.
W takim stopniu wolno tylko tęsknić do Boga i do nieba. Ubóstwianie przestaje być miłością. Kto kocha swych rodziców, powinien kochać ich tak samo przez całe życie. Mój przyjaciel zrozumiał \o i chociaż cierpi, znajduje odwagę i chęć, by iść dalej swoją drogą.
Czy ojciec powiedział ci już kiedyś to, co mnie raz powiedział: „Nad wszystko, czego ludzie strzegą, strzeż serca twego, bo z niego żywot pochodzi”. Starajmy się postępować według wskazówek ojca, a przy Bożej pomocy powinniśmy dojść do celu.
13 grudnia 1875
Widzę, że tobie także podobają się poezje Heinego i Uhlanda. Trzeba jednak uważać, mój chłopcze, to niebezpieczna lektura; iluzje nie trwają długo, nie należy ulegać im zbyt pochopnie.
Czy wyrzuciłeś już książki, o których ci pisałem w mych poprzednich listach? Książki Heinego i Uhlanda wpadną ci jeszcze kiedyś w rękę, a wtedy będziesz je czytał w innym nastroju i ze spokojniejszym sercem.
Bardzo lubię Erckmanna-Chatriana – o tym zapewne wiesz. A może znasz jego książkę: L' Ami Fritz?
Wróćmy jednak jeszcze do Heinego.
Gdyby tak ustawić sobie przed oczyma podobizny naszego ojca i matki i Pożegnanie Briona, to dopiero wtedy, patrząc na te trzy obrazy, moglibyśmy dobrze zrozumieć poezje Heinego. Zrób tak, a zrozumiesz, co mam na myśli. Bracie drogi, nie myśl, że mam zamiar dawać ci nauki lub wygłaszać kazania umoralniające. Wiem dobrze, że w sercu czujesz to samo co ja, dlatego pozwalam sobie czasem na poważniejsze rozmowy. A w każdym razie spróbuj zrobić tak, jak ci radzę.
10 stycznia 1876
Odkąd widzieliśmy się po raz ostatni, nie pisałem jeszcze do ciebie, a w tym czasie zdarzyło się coś, co nie było dla mnie zupełną niespodzianką.
Spotkawszy pana Boussod zapytałem, czy Jego Ekscelencja zgadza się na to, żebym w tym roku w dalszym ciągu pracował w firmie i czy Jego Ekscelencja nie ma w stosunku do mnie jakichś poważniejszych zarzutów.
Niestety, okazało się, że zarzuty były, Jego Ekscelencja skorzystał z okazji i oznajmił, że od 1 kwietnia nie będę już u niego pracował i że powinienem być wdzięczny moim przełożonym za to, czego się w firmie dotychczas nauczyłem.
Gdy jabłko jest dojrzałe, nawet lekki podmuch wiatru strąca je z drzewa. Tak też było i w moim wypadku. Rzeczywiście, popełniłem szereg większych i mniejszych błędów, dlatego też niewiele mam do powiedzenia na swoją obronę..
Drogi bracie, muszę ci się przyznać, że chwilowo nie wiem dobrze, co z sobą pocznę, ale staram się nie tracić nadziei i odwagi.
Bądź tak dobry i daj ten list do przeczytania panu Ter-steeg. Jego Ekscelencja może wiedzieć, co zaszło, ale sądzę, że lepiej będzie, jeżeli chwilowo nie będziesz nikomu więcej o tym wspominał, udając, że nic się nie stało.
Bez daty
Dziękuję ci za list, powinieneś do mnie częściej pisywać, bo to mnie podtrzymuje na duchu. Pisz wyczerpująco o twych codziennych sprawach, zauważyłeś chyba, że i ja to czynię.
Bywają chwile, gdy czujemy się bardzo osamotnieni. Potrzeba nam wtedy przyjaciół i wyobrażamy sobie, że będziemy dużo szczęśliwsi, gdy znajdziemy tego „kogoś”, gdy zjawi się ów przyjaciel, o którym będziemy mogli powiedzieć: „to ten”. A jednak czy nie zdajesz sobie sprawy, że w ten sposób często oszukujemy samych siebie i że pragnienia te, gdy stają się zbyt silne, mogą nas łatwo sprowadzić na manowce.
Są w Piśmie świętym słowa, które od pewnego czasu nie dają mi spokoju, jak np. tekst na dzień dzisiejszy: „Synowie jego będą się korzyć ubogim”.
A teraz posłuchaj ostatnich wiadomości: mój przyjaciel Gladwell ma zamiar wyprowadzić się. Jeden z pracowników drukarni namówił go, żeby u niego zamieszkał. Już od dawna starał się ściągnąć go do siebie.
Wydaje mi się, że Gladwell robi to nie myśląc zupełnie o mnie ani o tym, że wyrządza mi przykrość opuszczając mnie. Przeprowadzka ma się odbyć w najbliższym czasie, prawdopodobnie już z końcem tego miesiąca. Od pewnego czasu mysz przychodzi do naszej „kabiny”, wiesz pewno, że tak nazywamy nasz pokój. Co wieczór zostawiamy jej trochę chleba, a mysz wie już dobrze, gdzie go szukać.
Przeglądam ogłoszenia w angielskich dziennikach i na kilka z nich już wysłałem ofertę. Trzeba mieć nadzieję, może się uda.
7 lutego 1876
Piękne są słowa Ewangelii na dzień 8 lutego: „Wierny jest, który was powołuje, który i uczyni t o”.
Nie wiemy, co owo „to” będzie oznaczało dla naszego ojca i dla nas samych, powinniśmy jednak zaufać Temu, którego zwiemy „naszym Ojcem” i: „Będę, który będę”.
Dziś otrzymałem list z odpowiedzią na jedno z moich podań. Pytają, czy mógłbym uczyć francuskiego, niemieckiego i rysunków, i proszą, żeby im przesłać moją podobiznę.
Byłem wczoraj na nabożeństwie w tutejszym kościele anglikańskim. Lubię bardzo ten obrządek, robi on na mnie zawsze przyjemne wrażenie, bo ma w sobie dużo prostoty i piękna.
Kazanie było na temat: The Lord is my shepherd, I shall not want.
15 marca 1876
Jak się pewno domyślasz, pojadą wpierw do Etten, o ile nie zajdzie coś nieprzewidzianego. Chciałbym wyjechać stąd 1 kwietnia lub 31 marca.
Pisano mi z domu, że zamierzasz także wstąpić do Etten W czasie swej podróży. Kiedy wyjeżdżasz?
Chyba będę miał sposobność przysłać ci przed twoim wyjazdem poezje Longfellowa. Może będzie to dobra lektura na podróż.
Chwila wyjazdu zbliża się; pozostały już niecałe trzy tygodnie. Powinienem być cierpliwy i opanowany aż do końca, o tym trzeba czasami pamiętać.
Ciotka Kornelia pożyczyła mi śliczną książką Bulwera Kenelm Chillingly. Mnóstwo w niej pięknych rzeczy. Syn pewnego bogatego Anglika nie może znaleźć spokoju i zadowolenia w swym własnym środowisku i zaczyna ich szukać wśród innych warstw społecznych. W końcu wraca do swoich, ale nie żałuje niczego, co zrobił.
28 marca 1876
Jeszcze tylko kilka słów; będą to chyba ostatnie, jakie do ciebie piszę z Paryża.
Chciałbym wyjechać stąd w piątek wieczorem i być w domu w sobotę rano, tak jak wtedy, na Boże Narodzenie.
Etten, 4 kwietnia 1876
Rano przed wyjazdem z Paryża otrzymałem list od pewnego nauczyciela z Ramsgate. Proponuje mi, żebym przyjechał na jeden miesiąc próby (bez pensji). Po upływie tego czasu ma się zdecydować, czy będzie mógł mnie zatrudnić.
Nie wyobrażasz sobie, jak jestem szczęśliwy, że znalazłem wreszcie jakiś grunt pod nogami. Mieszkanie i utrzymanie będę miał w każdym razie zapewnione.
Jakie to szczęście, że zobaczę ciebie przed moim wyjazdem.
Jak zapewne wiesz, Ramsgate jest miejscowością kąpielową; czytałem gdzieś, że ma 12 000 mieszkańców, ale to jest wszystko, co wiem.DORDRECHT 21 stycznia 1877 – 30 kwietnia 1877
W Dordrechcie, ślicznym małym miasteczku nad Starą Mozą, Vincent nie jest nieszczęśliwy. V księgarza, swego chlebodawcy, może czytywać dzieła filozoficzne i religijne, na których zakup nie miałby pieniędzy. Prowadzi życie ascetyczne i to mu odpowiada. Jedyny zbytek to fajka. W swym pokoju porozwieszał obrazy przedstawiające Chrystusa i własne rysunki, bo mimo wszystko rysuje w dalszym ciągu. Chodzi do kościoła dużo częściej niż przedtem, bo jest już teraz przekonany, że zostanie pastorem, jak jego ojciec i dziadek (nie mówiąc już o jednym z przodków, który był biskupem w Utrechcie). Gdy powołanie Vincenta zdaje się coraz bardziej utwierdzać, rodzina zaczyna go wspierać. Pisze do Thea: „Coraz bardziej pociąga mnie religia, chciałbym pocieszać nieszczęśliwych. Myślę, że zawód malarza czy artysty jest piękny, a jednak zawód mego ojca jest bardziej uświęcony”.
Po trzech miesiącach pobytu w Dordrechcie przenosi się do Amsterdamu na studia teologiczne. Będzie mieszkał u swego stryja Johannesa, możnej osobistości, wiceadmirała, a od niedawna dyrektora stoczni okrętowych.
21 stycznia 1877
Zapewne wcześniej oczekiwałeś listu ode mnie. Na nowym miejscu dość dobrze się czuję, ale jest bardzo dużo pracy, więc muszę przychodzić do sklepu o 8 rano, a wracam nieraz o 1 w nocy; ale jestem bardzo zadowolony.
Chciałbym przyjechać do Etten 11 lutego, bo jak wiesz, w dniu tym obchodzimy urodziny naszego ojca. A może ty się także wybierzesz? Chciałbym dać ojcu na urodziny
Nowele Eliot (przekład z Scenes from Clerical Life). Gdybyśmy chcieli razem dać jakiś prezent, to najodpowiedniejsza byłaby książka Adam Bede.
Ubiegłej niedzieli napisałem list do pana Jonesa i do jego żony donosząc, że nie powrócę już do nich. List ten wypadł za długi i może zawierał zbyt wiele wynurzeń. Chciałem, żeby zachowali o mnie dobre wspomnienie, i zakończyłem list słowami: to wrap my recollection in the cloak of charity.
Dwa otrzymane od ciebie sztychy Chrystusa Pocieszyciela wiszą już w moim pokoiku.
Okno mego pokoju wychodzi na ogrody pełne jodeł, topoli i innych drzew, za ogrodami widać tyły starych domów, a jeden z nich całkowicie porośnięty bluszczem. Dickens powiedział kiedyś: A strange old plant is the ivygreen. Widok ten ma w sobie coś poważnego, a nawet ponurego, ale trzeba patrzeć w świetle porannego słońca. Gdy to robię, przychodzi mi na myśl jeden z twoich listów, w którym opisujesz właśnie taki dom pokryty bluszczem. Czy pamiętasz go jeszcze?
W domu moich gospodarzy mieszka także pewien nauczyciel. Ostatnie dwie niedziele spędziłem razem z nim spacerując nad kanałami, daleko za miastem, w stronę Merwe. Przechodziliśmy też obok miejsca, gdzie czekałeś kiedyś na statek.
Napisz do mnie niedługo, jak znajdziesz chwilę czasu. Obarczono mnie pracą w księgowości, więc przez pewien czas będę bardzo zajęty.
Bez daty
Dziękuję ci za list, który mi sprawił dużą radość. Kiedy się spotkamy, będziemy mogli znowu spojrzeć sobie głęboko w oczy. Jak miło jest pomyśleć, że stąpamy znowu po tej samej ziemi i mówimy tym samym językiem.
W życiu przychodzą nieraz takie chwile, że człowiek czuje się zupełnie wyczerpany i wydaje mu się, że wszystko robi źle, co jest zresztą do pewnego stopnia prawdą. Czy jest to stan ducha, którego należy unikać i uciekać przed nim? Może jest to „tęsknota do Boga, której nie należy się obawiać, przeciwnie, trzeba poświęcić jej więcej uwagi, bo może ona wiedzie nas wreszcie ku dobru”? Może właśnie „ta tęsknota do Boga nakazuje nam dokonać wyboru, którego nigdy potem nie będziemy żałować”?
Ubiegłej niedzieli z rana… po nabożeństwie zrobiłem samotnie piękną wycieczkę po grobli, w stronę wiatraków. Niebo lśniło nad łąkami i odbijało się w wodzie.
W innych krajach jest wiele ciekawych rzeczy do oglądania, na przykład wybrzeże Francji pod Dieppe – skały nadmorskie pokryte zieloną trawą, niebo i morze, port, a w nim stare statki, obwieszone brązowymi sieciami i żaglami, jak malował to Daubigny, małe domki, knajpki z białymi firankami i zielonymi gałązkami sosny w oknach, wozy zaprzężone w białe konie, w dużych niebieskich chomątach z czerwonymi pomponikami, furmani w niebieskich kaftanach, brodaci rybacy w poplamionych oliwą ubraniach, francuskie kobiety o ciemnych włosach, czarnych wpadniętych oczach i bladych twarzach, w czarnych spódnicach i białych czepkach na głowie. Albo na przykład londyńskie ulice oświetlone latarniami podczas deszczu. Spędziłem tam noc na stopniach starego szarego kościółka, gdy wracałem tego lata z Ramsgate. Niewątpliwie w innych krajach jest wiele ciekawych rzeczy do obejrzenia, ale gdy w niedzielę spacerowałem samotnie po grobli, pomyślałem, jaka ta ziemia holenderska jest dobra, i czułem, że „moje serce gotowe jest zjednoczyć się i Bogiem moim", gdyż wróciły do mnie wspomnienia przeszłości. Przypomniałem sobie, jak to w końcu lutego chodziłem często z ojcem do
Rijsbergen i do innych okolicznych wsi, jak słuchaliśmy razem śpiewu skowronka nad czarnymi polami pokrytymi młodym, zielonym zbożem, w górze było błękitne niebo z białymi chmurkami, a przed nami droga wysadzana dwoma rzędami buków. „O Jeruzalem, Jeruzalem”, a raczej: o Zundert, o Zundert! Kto wie, może jeszcze tego lata będziemy mogli zrobić razem kilka spacerów brzegiem morza? Musimy pozostać prawdziwymi przyjaciółmi, Theo, prośmy o to Boga i ufajmy Bogu, bo tylko Bóg może uszlachetnić naszą modlitwę i nasze myśli.
26 lutego 1877