Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Listy do Starościny Wyszogrodzkiej 1792-1801 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Listy do Starościny Wyszogrodzkiej 1792-1801 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 298 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

d. 14 ju­lii z Kra­ko­wa

Sta­ną­łem w Kra­ko­wie dnia wczo­raj­sze­go, to jest w pią­tek . Od cza­su wy­jaz­du mego z Iz­deb­na nie mia­łem słod­kiej jesz­cze my­śli, któ­ra by uła­go­dzić po­tra­fi­ła przy­krość roz­sta­nia się na­sze­go. Pro­szę tak szcze­rze temu wie­rzyć, jak jest i bę­dzie ca­łym ży­ciem szcze­re przy­wią­za­nie moje. Za­nu­rzo­ny w my­ślach tą się tyl­ko łu­dzi­łem z nich na­dzie­ją, że al­bos Opatrz­ność skró­cić ra­czy nie­szczę­ście pu­blicz­ne, i w tym wi­do­ku naj­sło­dziej spo­glą­da­łem na je­dy­ną po­cie­chę wi­dze­nia się z Tobą, Pani moja, i nie­prze­rwa­nia tak słod­kiej chwi­le. Za­sta­łem tu Ma­tu­se­wi­czów; uło­ży­li­śmy z nimi sie­dzieć w Kra­ko­wie, do­pó­ki tyl­ko bę­dzie moż­na, a w tym wi­do­ku nie od­da­lać się, tyl­ko na miej­sce jak bę­dzie moż­na naj­bliż­sze. Do­cho­dzić mnie będą za­wsze li­sty ad­re­so­wa­ne do Kra­ko­wa. Jed­ne­go za­wsze wy­glą­dać będę z naj­żyw­szym utę­sch­nie­niem.

W Lu­ba­mi za­trzy­mać się mu­sia­łem pół dnia nad uło­że­nie moje. Za­sta­łem tam Ko­cha­now­skie­go, któ­re­go są­siedz­two po­trzeb­nym jest bar­dzo Do­mi­ni­ko­wi. W ca­łej dro­dze mo­jej wi­dzia­łem wszę­dzie po­strach i smu­tek po­nu­ry. Wszy­scy pocz­t­mi­strze prze­ra­że­ni, a wy­bie­ra­nie naj­czę­ściej gwał­tow­ne kan­to­ni­stów po­więk­sza­ło ten smu­tek w po­spól­stwie.

Kra­ków smut­ny tak­że i nie­lud­ny. Wie­lu prze­no­szą rze­czy swo­je za kor­don i cze­ka­ją tyl­ko wia­do­mo­ści, za ode­bra­niem któ­rej i sami się za­raz wy­bie­ra­ją. Ja so­bie nie ży­czę wy­jeż­dżać, chy­ba wten­czas kie­dy nie bę­dzie moż­na in­a­czej zro­bić. Grzecz­no­ści dla Po­la­ków schra­nia­ją­cych się w kor­don wiel­kie są oświad­czo­ne.

Ca­łu­ję ty­siąc razy rącz­ki Pani mo­jej, za­wsze wier­ny, za­wsze szcze­rze i tchli­wie przy­wią­za­ny. W tym sa­mym przy­wią­za­niu naj­więk­szą sło­dycz i po­cie­chę znaj­du­ję. Soy­ez en sûre, car Vo­tre as­su­ran­ce fa­ira mon bon­heur

Pro­szę mi do­nieść o So­bie, o Swo­im zdro­wiu; cóż mnie wię­cej może in­te­re­so­wać! Adieu.

Je­że­li­by Puł­kow­ni­ka nie było, su­pli­ku­ję ten list od­dać do od­pie­czę­to­wa­nia JMci Do­bro­dziej­ce.22 ju­lii w Kra­ko­wie

Ode­bra­łem i z naj­żyw­szym uczu­ciem czy­ta­łem list Pani mo­jej. Ca­łu­ję ty­siąc razy rącz­ki, któ­re tak słod­kie dla mnie ra­czy­ły pi­sać wy­ra­zy. Nie mo­głem przy­jem­niej­szej dla ser­ca mego mieć po­cie­chy nad tę, któ­rąś do smut­nych pu­blicz­nych wia­do­mo­ści przy­łą­czy­ła. Po­wta­rza­łem kil­ka­kroć czy­ta­nie, a za każ­dą razą ser­ce moje każ­de­mu wy­ra­zo­wi naj­tchliw­szym, wierz mi, od­po­wie­da­ło uczu­ciem i roz­rzew­nie­niem. Tym wię­cej do­ku­cza­ją oko­licz­no­ści, tym go­rę­cej wzdy­cham za ich przej­ściem i za moim po­wro­tem. Nig­dy żad­ne miej­sce nie za­stą­pi War­sza­wy, do­pó­ki Ktoś w niej znaj­do­wać się bę­dzie; za­wsze każ­de smut­nym bę­dzie dla mnie od­da­le­niem, a za­tem przy­krym mięsz­ka­niem. Da­ruj mi, pro­szę, żem nie wspo­mniał o moim zdro­wiu. Ła­two o nim za­po­mnieć pi­sząc do Cie­bie; żyw­sze uczu­cie nie daje po­strze­gać na­wet mniej­sze­go. Ale to zdro­wie do­syć mi słu­ży. Przy­zwy­cza­iłem się już do mo­ich cier­pień; bę­dąc co­dzien­ny­mi tak mnie już z sobą oswo­iły, że ich bio­rę za na­tu­ral­ną nie­mal eg­zy­sten­cją. Nie­zno­śne upa­ły do­ku­cza­ją nam tu nie­wy­po­wie­dzia­nie.

Smut­na też prze­cie sy­tu­acja kra­ju na­sze­go. Nig­dy po­dob­no przy­wią­za­ny do Oj­czy­zny oby­wa­tel tak przy­krych nie zno­sił oko­licz­no­ści. Co mo­ment spo­dzie­wać się na­le­ży wy­ro­ku, a ten nie może być, tyl­ko okrut­nym. Cóż bym dał za to, że­bym pod­chleb­niej­szą wia­do­mość wy­czy­tał w Two­im li­ście. Win­nym szczę­ścia być To­bie po­dwo­iło­by dla mnie samo szczę­ście.

Ode­bra­łem od Teo­do­ra dziś list o po­zwo­le­nie stan­cji mo­jej. Z naj­więk­szą jej chę­cią po­zwa­lam i łą­czę to po­zwo­le­nie na Two­je, ko­cha­na Pani, rącz­ki.

Tro­skli­wość moja naj­więk­sza jest wzglę­dem Mat­ki, wzglę­dem Cie­bie. O tych dwóch punk­tach racz mnie naj­szcze­gól­niej uspa­ka­jać. To jest, co je­dy­nie sło­dzi ży­cie moje.

Przy­jaz­du Puł­kow­ni­ko­stwa co mo­ment wy­glą­dam, ale oni w Szcze­ko­ci­nach się za­pew­nię za­trzy­ma­ją.

Ca­łu­ję ty­siąc razy rącz­ki Two­je. Wierz, pro­szę, przy­wią­za­niu memu naj­żyw­sze­mu; trwać bę­dzie rów­no z tchnie­niem moim. Ko­muż go wi­nie­nem, je­że­li nie naj­grun­tow­niej­sze­mu po­zna­niu du­szy Two­jej. W nim moją po­cie­chę, w nim moje szczę­ście znaj­du­ję.

Wie­czo­ry naj­wię­cej tra­wie­my u skot­nic­kich, naj­czę­ściej kon­wer­sa­cja koń­czy się na Oj­czyź­nie bied­nej, i wspól­nie wzdy­cha­my.

Adieu jesz­cze raz. I jesz­cze po­wta­rzam uca­ło­wa­nie rą­czek Two­ich.d. 24 ju­lii z Kra­ko­wa

Z utę­sch­nie­niem naj­żyw­szym wy­glą­da­łem dzi­siej­szej pocz­ty. Dwa razy po­sy­ła­łem po li­sty i dwa razy smut­ną dla sie­bie usły­sza­łem od­po­wiedź, że ich nie masz. Je­den mi tyl­ko przy­nie­sio­no, ale ten był od Puł­kow­ni­ka, któ­ry już sta­nął w Szcze­ko­ci­nach i w pią­tek obie­cu­je się przy­je­chać do Kra­ko­wa. Że­byś, Pani moja, wie­dzia­ła, jak dłu­go cze­kać od wtor­ku do so­bo­ty. Prze­cież mi Puł­kow­nik do­no­si, że tą pocz­tą miał list od Pani mo­jej; to przy­najm­niej osło­dzi­ło tro­skli­wość moją, bo ba­łem się, żeby sła­bość zdro­wia nie była przy­czy­ną mil­cze­nia te­raź­niej­sze­go.

Prze­ra­ża­ją nas co­raz wię­cej no­wi­ny war­szaw­skie. Nie wiem, czy dłu­go bę­dzie moż­na do­sia­dy­wać w Kra­ko­wie. Je­że­li­by trze­ba wy­je­chać, nie od­da­le­my się za­pew­nię wię­cej jak kil­ka mil od nie­go, i li­sty ad­re­so­wa­ne na Kra­ków do­cho­dzić nas będą nie­za­wod­nie. Ja dwa razy na ty­dzień pi­sy­wać nie­omyl­nie będę, bo za­rę­czam, że te tyl­ko mo­men­ta czu­ję dla sie­bie słod­ki­mi. Od­bie­rać li­sty od Cie­bie, Pani moja, i pi­sać do Cie­bie rad bym, żeby było cał­ko­wi­tym moim ży­ciem w te­raź­niej­szym od­da­le­niu. Sto­ję tu wraz z Ma­tu­se­wi­cza­mi i z nimi stąd, kie­dy tego bę­dzie po­trze­ba, o dwie mile od­ja­dę. Miło jest przy­najm­niej szcze­rze i otwar­cie z kim po­ga­dać i z kim rów­nie się szcze­rze smu­cić. Prze­jeż­dżał tu­tę­dy Czac­ki, pod­cza­szy. Je­dzie do Wied­nia; wy­bo­czył wi­dzieć bra­ta do Szcze­ko­cin. Ale nie­wie­le­śmy się od nie­go na­uczy­li i rów­nie jest nud­nym w po­wszech­nym nie­szczę­ściu, jak był przy uśmie­cha­ją­cej się na­dziei.

Puł­kow­ni­ko­stwo stać będą w ka­mie­ni­cy Morsz­ty­nów. Nie wiem jesz­cze, co da­lej z sobą czy­nić mają. On nie­bo­rak za­cho­ro­wał w Szcze­ko­ci­nach na fe­brę, któ­ra czę­ścią może z go­rą­ca w dro­dze, czę­ścią z po­wszech­ne­go utra­pie­nia przy­pa­dła. Kra­ków ma róż­ne su­biek­ta. Jed­ni szcze­rze nad lo­sem Oj­czy­zny pła­czą, i ten wi­dok za­smu­ca wię­cej, dru­dzy z uśmie­chem upew­nia­ją, że nie ma się cze­go oba­wiać, i ten uśmiech żółć po­ru­sza. Mój Boże, cóż może być strasz­niej­sze­go nad nie­rząd! Po­rzu­cam tę myśl, wolę się wró­cić cał­kiem do czu­cia mego.

Racz, Pani ko­cha­na, sta­le wie­rzyć przy­wią­za­niu memu. Racz być pew­ną, że wzdy­cham za tym mo­men­tem, któ­ry mnie do Cie­bie przy­bli­ży. Ten je­den sen­ty­ment roz­ry­wa głę­bo­ki mój smu­tek, któ­ry mi przy­no­szą nie­szczę­śli­we losy Oj­czy­zny mo­jej. Pierw­szy Twój list uko­ił przy­kre uczu­cia, któ­re smut­ne spra­wia­ły wia­do­mo­ści. Adieu. Ca­łu­ję rącz­ki Two­je. Pro­szę pa­mię­tać, że ostat­nia pocz­ta samą tyl­ko przy­nio­sła mi go­rycz.d. 27 ju­lii z Kra­ko­wa

Pierw­szy raz do­szły mnie wia­do­mo­ści war­szaw­skie w pią­tek przez przy­by­łe­go tu Mo­stow­skie­go, któ­ry za gra­ni­cę wy­jeż­dża z za­mia­rem naj­póź­niej­sze­go chy­ba do nie­szczę­śli­wej Oj­czy­zny po­wro­tu. Lubo spo­dzie­wa­łem się od dwóch albo trzech nie­dziel tak nie­szczę­śli­wej ka­ta­stro­fy, lubo po­prze­dza­ją­ce ka­za­ły mi oba­wiać się tak przy­kre­go koń­ca, nie mogę jed­nak in­a­czej wy­znać, tyl­ko że za­sły­sze­niem ich wskroś prze­szy­ty zo­sta­łem. Mój Boże, na co się przy­dał przy­jem­ny blask świ­ta­ją­ce­go szczę­ścia? Na co się zdał chwa­leb­ny za­pał Na­ro­du, gor­li­we chę­ci cno­tli­we­go Sej­mu, mę­stwo Woj­ska i nie­prze­ży­ta sła­wa Ko­ściusz­ki? Wszyst­ko to w gru­bych zni­ka ciem­no­ściach i zda­je się, że albo nie masz Oj­czy­zny, albo le­d­wo ją po­grą­żo­ną w czar­nej prze­pa­ści do­strzec moż­na. Dziś tu wi­dzia­łem Ko­ła­ta­ją; czy­nił mi całą re­la­cją kon­fe­ren­cji i roz­jaz­du po­czci­wych oby­wa­te­li. Kra­je się ser­ce nad wszyst­kim, ale naj­wię­cej to do­ku­cza, że dla cno­ty nie zo­sta­je do po­dzia­łu, tyl­ko nie­szczę­ście. I tym wię­cej żal Na­ro­du, że nie dą­żył, tyl­ko do sła­wy i szczę­ścia Oj­czy­zny. Te my­śli już mnie za­czy­na­ją roz­rzew­niać i ten sen­ty­ment jest prze­cie zno­śniej­szym; pierw­sze uczu­cia da­le­ko były przy­krzej­szy­mi. Skła­dam wszyst­kie w Two­im, ko­cha­na Pani, ser­cu. Dzie­lisz je nie­za­wod­nie, bo je­steś naj­lep­szą oby­wa­tel­ką. Gdy­bym ich nie czuł, nie był­bym wart Twe­go sza­cun­ku i śmia­ło się z nimi pysz­nię przed Tobą.

Już w Two­im, ko­cha­na Pani, li­ście zna­la­złem samą po­cie­chę, samą sło­dycz. Ca­łu­ję ty­siąc razy ła­ska­we Jej za nią rącz­ki. My ju­trzej­sze­go dnia prze­no­sie­my się z Kra­ko­wa do Wie­licz­ki, o milę tyl­ko da­lej. Chce­my tam prze­trwać przy­chód Mo­skwy i ro­bo­ty może wo­je­wódz­kie. Li­sty jed­nak do Kra­ko­wa, jak daw­niej, ad­re­so­wa­ne za­wsze mnie do­cho­dzić będą i za­wsze jed­ne­go z naj­żyw­szym wy­glą­dać będę utę­sch­nie­niem.

Puł­kow­ni­ko­stwo wczo­raj tu sta­nę­li. Obo­je zdro­wi; sam w Szcze­ko­ci­nach je­den tyl­ko miał pa­rok­syzm fe­bry, któ­ra na­le­ży­te zo­sta­wi­ła mu śla­dy, znacz­nym osy­pa­niem ustów. Sta­ro­stwo skot­nic­cy ju­tro tak­że od­jeż­dża­ją w kor­don.

Zdro­wie moje mimo przy­krych uczu­ciów idzie do­brze. Nie są­dzi­łem po­trze­bą za­ży­wać ką­piel krze­szo­wic­kich, bo w ta­ko­wym cza­sie, gdzie nie­po­dob­na ustrzec się zgry­zo­ty, naj­do­świad­czeń­sze le­kar­stwa mogą się stać szko­dli­wy­mi. Da­ruj za­tem, Pani moja, że Twe­go nie do­peł­niam roz­ka­zu. Al­boś mnie od nie­go uwol­nić ra­czysz.

Już po­dob­no czas się zbli­ża, gdzie pocz­ta mniej bę­dzie pew­ną i to mnie sro­dze gnie­wa, że może tego pi­sać nie będę mógł, cze­go czuć nig­dy nie prze­sta­nę. Ale to mnie przy­najm­niej cie­szy, że pi­sać za­wsze bę­dzie moż­na. Ca­łu­ję Two­je rącz­ki, do śmier­ci przy­wią­za­ny i naj­tchliw­szy Twój, Pani moja, słu­ga.d. 31 ju­lii z Wie­licz­ki

Prze­nie­śli­śmy się z Kra­ko­wa do Wie­licz­ki tym je­dy­nie koń­cem, żeby być spo­koj­niej­szy­mi od ba­jek i od mo­gą­cej się za­czy­nać w wo­je­wódz­twie ro­bo­ty in con­se­qu­en­ti wzię­tej w War­sza­wie re­zo­lu­cji. Przy­kro jest na­der sły­szeć, co się dzie­je, smut­no mó­wić o tym, co się dzie­je, a kie­dy od tego wszyst­kie­go od­da­lić się du­szą nie moż­na, przy­najm­niej nie na­le­ży uczu­cia po­mna­żać no­wym co­raz ży­wio­łem żalu i zgry­zo­ty. Li­sty ad­re­so­wa­ne do Kra­ko­wa do­cho­dzić mnie re­gu­lar­nie będą. Z wczo­raj­szej pocz­ty żad­ne­gom nie ode­brał; już, wi­dzę, Pani moja wzię­ła re­zo­lu­cją raz na ty­dzień pi­sać. So­bo­ta tedy bę­dzie dla mnie dniem naj­po­żą­dań­szym w ty­go­dniu.

Je­ste­śmy tu­taj w miej­scu do­syć przy­jem­nym do po­ło­że­nia, nud­nym do kom­pa­nii, ale te­raz i spo­łecz­ność na­wet, ile w tych oko­licz­no­ściach i w tym od­da­le­niu, nie może stać się miłą, i owszem nie może do smut­ku, tyl­ko wię­cej do­dać nu­dów.

Sta­ra­my się roz­ry­wać czy­ta­niem i spa­ce­ra­mi. Za­cisz do­zwa­la mi nie­prze­rwa­nych re­flek­sji nad nie­szczę­śli­wym kra­ju lo­sem. Ła­go­dzę te my­śli czę­stym o Pani mo­jej wspo­mnie­niem, wiel­bie­niem Jej du­szy i na­dzie­ją, że sta­le na mnie bę­dziesz ła­ska­wą.

Ca­łu­ję Two­je rącz­ki, wier­ny i przy­wią­za­ny na za­wsze du­szą i ser­cem.

W mo­ment, kie­dy ten list był na­pi­sa­ny i za­pie­czę­to­wa­ny, od­bie­ram Twój, ko­cha­na Pani, i z przy­pi­sem naj­uko­chań­szej Mat­ki. Znać Puł­kow­nik, bę­dą­cy w Kra­ko­wie, ode­brał mój list wraz z swo­im i do­pie­ro mi go te­raz ode­słał. Za­wsze jed­nak je­den zgi­nął, i ja klnę tego, któ­ry mnie tego ukon­ten­to­wa­nia po­zba­wił. Nie zo­sta­je mi te­raz, tyl­ko po­wtó­rzyć to, co jed­no­staj­nie czu­ję. Nie mo­żesz, Pani moja, chy­ba od­po­wie­dać sen­ty­men­to­wi memu; prze­wyż­szyć się ni­ko­mu nie dam.

Bądź, pro­szę, tłu­ma­czem moim u naj­uko­chań­szej Mat­ki. Racz mnie zło­żyć u Jej nóg za naj­ła­skaw­szy Jej przy­pis. Mój Boże, prze­dłu­żaj Jej ży­cia, Jej zdro­wia; to bę­dzie wszyst­kich nas szczę­ściem i po­cie­chą. Osob­nym li­stem nie chcę jej fa­ty­go­wać oczu. Na przy­szłą pocz­tę na­pi­szę list osob­ny do Niej.

Ca­łu­ję rącz­ki Two­je.

Uspra­wie­dli­wie­nia nie­cie­ka­wym czy­tać. Są kro­ki tak zły­mi, że nic ich wy­mó­wić nie może i wy­mów­ka na­wet po­więk­sza ich złość.d. 3 ju­lii z Wie­licz­ki

Po­sy­ła­jąc dzi­siej­sze­go dnia po pocz­tę do Kra­ko­wa uprze­dzam tym li­stem ten, któ­re­go się spo­dzie­wam od Pani mo­jej. Al­bos go nie­za­wod­nie od­bio­rę. To jest ży­cze­niem moim naj­żyw­szym, bę­dąc je­dy­ną w te­raź­niej­szym od­da­le­niu po­cie­chą. Od­da­le­ni od Kra­ko­wa, wol­ni je­ste­śmy prze­cie od zgieł­ku no­win, któ­re, naj­czę­ściej nie­pew­ne, po­mna­ża­ły usta­wicz­nie tro­skli­wą nie­spo­koj­ność, a nie na­sy­ca­ły cie­ka­wo­ści, sta­jąc się wy­my­ślo­ny­mi ba­śnia­mi. Dziś Puł­kow­ni­ko­stwo prze­jeż­dża­li tędy wraz z księ­dzem z Mi­ra­szew­skim do Woj­ni­cza, o sześć mil od Kra­ko­wa, ale w bli­skim są­siedz­twie od Dę­bia, gdzie te­raz sta­ro­stwo skot­nic­cy miesz­ka­ją. Wi­dzia­łem się z oboj­giem; zdro­wi i dro­ga Puł­kow­ni­ko­wej wy­śmie­ni­cie słu­ży.

My tu z ni­kim nie ży­je­my. Naj­bli­żej miesz­ka­my sta­ro­stwa kra­kow­skich, bo tyl­ko o pół mile od Pro­cho­ci­na, ale ci co dzień spo­dzie­wa­ni do­tąd nie przy­jeż­dża­ją. Cała tedy na­sza za­ba­wa są książ­ki, pie­chot­ny spa­cer i nud­na wi­zy­ta tu­tej­szych ofi­cja­li­stów, któ­rzy lubo nad wszel­kie za­słu­gi grzecz­ni są dla nas, ale sta­ją się czę­sto­kroć nud­ny­mi przez dłu­gie wi­zy­ty i fa­ty­gę ję­zy­ka nie­miec­kie­go, w któ­rym oby­dwa z Ma­tu­se­wi­czem nie je­ste­śmy tę­dzy. Strasz­na rzecz, ile tu Po­la­ków w Ga­li­cją prze­jeż­dża. To, przy­znam się, naj­smut­niej­szy czy­ni wi­dok, da­jąc miej­sce do uwag od­na­wia­ją­cych przy­krą w oby­wa­tel­skim ser­cu ranę. Obej­ście się ze wszyst­ki­mi bar­dzo grzecz­ne, re­wi­zje dys­kret­ne i po­wszech­na li­tość przy­no­szą ja­kąż­kol­wiek w nie­szczę­ściu ulgę. Zdro­wie moje z ła­ski Pana Boga utrzy­mu­je się do­syć do­brze. Nie uwie­rzysz, Pani moja, jak mimo smut­nych wia­do­mo­ści, któ­rych się czło­wiek oba­wia, cie­ka­wość prze­cie by­najm­niej się nie zmniej­sza; tro­skli­wość sama wię­cej ją za­ostrza z ha­zar­dem po­mno­że­nia do­świad­czo­ne­go już smut­ku. Naj­mi­lej mi jest każ­dą wie­dzieć od Cie­bie, ko­cha­na Pani, bo wten­czas czu­ję za­raz tę po­cie­chę, że ją mam od Cie­bie, że Two­je wy­ra­zy czy­tam, że z Tobą roz­ma­wiam. Wierz, pro­szę, temu szcze­re­mu sen­ty­men­to­wi, któ­ry nig­dy w ser­cu moim, w ser­cu do Cie­bie sta­le przy­wią­za­nym, nig­dy nie wy­ga­śnie. Ca­łu­ję rącz­ki Two­je.d. 6 au­gu­sti 1792

Dziś od­pi­su­ję na list Pani mo­jej ode­bra­ny w so­bo­tę . Pro­szę bar­dzo nie uwa­żać na ton cza­sem smut­ny sty­lu mo­je­go; oko­licz­no­ści pu­blicz­ne i od­da­le­nie oso­bi­ste do­da­ją tej far­by wy­ra­zom moim, ale przy­krzej­sze uczu­cia, za­rę­czam, że li­sty Two­je i ła­ska­we w nich oświad­cze­nia przy­jem­nie sło­dzą. Na­le­ży mi za nie ty­siąc razy rącz­ki Two­je po­ca­ło­wać z tym uczu­ciem, ja­kie naj­tchliw­sze do­świad­czać zwy­kło ser­ce.

Wszyst­kie li­sty, któ­re tyl­ko z War­sza­wy od­bie­ra­my, każą nam jesz­cze ja­kieś za­trzy­my­wać na­dzie­je. Nad­to­śmy im do­tych­czas ufa­li i nad­to nas smut­nie oszu­ka­ły, że­by­śmy im jesz­cze lek­ko­myśl­nie wie­rzy­li. Na­le­ży ra­czej sta­rać się sta­lić ser­ce na przy­ję­cie i speł­nio­nych, i wi­szą­cych nie­szczęść niż draż­nić się pod­chleb­nym, ale płon­nym ocze­ki­wa­niem. Utrzy­ma­na cząst­ka, obo­jęt­na w ogól­nym zwa­le­niu cał­ko­wi­te­go gma­chu, sta­nie się smut­ną tyl­ko pa­miąt­ką, od­na­wia­ją­cą żal utra­co­ne­go szczę­ścia. A do tego pa­trz­my na źrzó­dło, z któ­re­go wy­try­ska­ją te zwod­ni­cze obiet­ni­ce – nad­to jest brud­ne, nad­to za­ra­żo­ne, żeby czy­stą od­bi­ja­ło przy­szłość. Na­resz­cie wszyst­ko za­le­ży od za­sad, na któ­rych opie­ra­ła się bu­dow­la; je­że­li te znisz­czo­ne, po­zo­sta­łe i wi­szą­ce tyl­ko ozdo­by więk­szym i nie­bez­piecz­nym gro­zić będą upad­kiem. Mar­sza­łek jesz­cze przez Kra­ków nie prze­jeż­dżał. Ka­za­li­śmy so­bie dać znać, sko­ro tam sta­nie, ma­jąc in­ten­cją od­wie­dzić nie­zwal­czo­ną cno­tę i ucie­szyć się wi­do­kiem do­bre­go oby­wa­te­la. Pi­szą nam ci, któ­rzy się z nim wi­dzie­li, że jesz­cze nie jest bez na­dziei i sa­me­mu ufa nie­bu, nie mo­gąc wie­rzyć lu­dziom.

Kasz­te­la­no­wa ka­mień­ska wczo­ra tędy je­cha­ła w kor­don, ale tak rano, że­śmy jesz­cze spa­li. Nie­bo­ga, i jej pro­jek­ta po­mię­sza­ły się nie­skoń­cze­nie. Wszyst­ko uło­ży­ła, jak gdy­by jej sie­dze­nie trwa­łym już było w War­sza­wie. Wró­cić się musi do daw­ne­go sta­nu i ży­cia, i nie­na­wi­ści.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: