- W empik go
Listy do Yves'a - ebook
Listy do Yves'a - ebook
“CHANEL PODAROWAŁA KOBIETOM WOLNOŚĆ, ALE YVES SAINT LAURENT DAŁ IM SIŁĘ.” - Pierre Bergé
Yves Saint Laurent zrewolucjonizował świat mody. Projektował przełomowe kolekcje. Kobiety ubrał w skórzane marynarki i garnitury, dał im dzwony i platformy. Modowe imperium przez lata rosło w siłę nie tylko dzięki niezwykłemu talentowi YSL, lecz także pomocy jego wieloletniego partnera Pierre’a Bergé. Jeden z ich wspólnych domów – willa Dar es-Saada w Marrakeszu – stał się ostoją i miejscem słynnych spotkań europejskiej bohemy: The Rolling Stones, Paloma Picasso, Catherine Deneuve byli tam częstymi gośćmi. Yves Saint Laurent zmarł w 2008 roku na raka mózgu. Nie wiedział, jak poważnie jest chory. Pierre Bergé był przy nim do końca.
Emocjonalne, pełne tęsknoty po stracie najbliższej osoby Listy do Yves’a powstały tuż po tym wydarzeniu. Pierre Bergé pisał je w okresie od 5 czerwca 2008 do 14 sierpnia 2009 roku, próbując się odnaleźć po śmierci partnera, z którym przez pięćdziesiąt lat dzielił życie zawodowe i prywatne. Z listów wyłania się sylwetka Yves’a Saint Laurenta, nie zawsze kryształowa. Nie jest to laudatio na cześć wielkiego kreatora, raczej szczery i prawdziwy zapis uczuć, wspomnień i zwykłych zdarzeń.
Listy do Yves’a zostały nagrodzone prestiżową nagrodą literacką Prix Le Vaudeville (La Coupole). Publikacja zawiera unikatowe zdjęcia i szkice wybrane przez Pierre’a Bergé z prywatnego archiwum YSL.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64460-10-4 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jako bardzo młody człowiek zainteresował się literaturą: głęboki wpływ wywarło na niego spotkanie z Jeanem Giono i Jeanem Cocteau. Pozostał przyjacielem obu aż do ich śmierci i w dalszym ciągu zajmuje się ich dziełem. Jest dziś posiadaczem moralnego prawa do spuścizny Jeana Cocteau.
W 1958 poznał Yves’a Saint Laurenta. W 1961 założył wraz z nim dom mody, którym kierował do 1999. Jest przewodniczącym Fundacji Pierre Bergé-Yves Saint Laurent.
Był dyrektorem teatru Athénée-Louis Jouvet, gdzie wystawił między innymi Jeźdźca Petera Schaffera z François Perrierem, cztery sztuki Moliera (w reżyserii Antoine’a Viteza), Navire Night Marguerite Duras (w reżyserii Claude’a Régy).
Zapoczątkował Poniedziałki muzyczne w Athénée (1977), w których brali udział artyści światowej sławy.
Był producentem koncertów Philipa Glassa i Johna Cage’a, a także spektaklu Ingrid Caven na placu Pigalle.
Od wielu lat wspiera na całym świecie działalność artystyczną Roberta Wilsona¹ i Petera Brooka².
2 lipca 1993 otrzymał tytuł Ambasadora Dobrej Woli UNESCO.
Decyzją prezydenta Republiki François Mitterranda i Rady Ministrów, z 31 sierpnia 1988, Pierre Bergé otrzymał stanowisko dyrektora Opery Paryskiej, które piastował do 1994, kiedy to został dyrektorem honorowym Paryskiej Opery Narodowej.5 czerwca 2008
Jakiż to był młody i piękny poranek w Paryżu, ten, kiedy się poznaliśmy! Prowadziłeś swoją pierwszą walkę. Tego dnia napotkałeś sławę i od tamtej pory nigdy się już nie rozstaliście. Czy mógłbym sobie wtedy wyobrazić, że pięćdziesiąt lat później znowu staniemy tam twarzą w twarz i że będę do Ciebie kierował słowa ostatniego pożegnania? Mówię do Ciebie po raz ostatni, bo po raz ostatni mogę. Wkrótce Twoje prochy znajdą się w ogrodach Marrakeszu, tam, gdzie czeka na Ciebie pomnik grobowy.
Do Ciebie się zwracam, do Ciebie, który mnie nie słyszysz, który mi nie odpowiadasz. Wszyscy obecni tu mnie słyszą, tylko Ty jeden nie możesz.
Jak mógłbym nie wspominać? Pamiętam to pierwsze spotkanie i te, które nastąpiły potem. Pamiętam dzień, kiedy postanowiliśmy – ale czy w takim sensie można coś postanowić? – że nasze drogi połączą się w jedną. Pamiętam, jak powiadomiłem Cię, kiedy leżałeś na szpitalnym łóżku w Valde-Grâce, że już nie stoisz na czele domu mody, który Cię zatrudniał, i pamiętam też Twoją reakcję: „W takim razie – powiedziałeś – sami stworzymy taki dom i ty nim pokierujesz”. Pamiętam polowanie na pieniądze, wyłaniające się zewsząd trudności, chociaż Ty uważałeś, że mógłbym się zmierzyć z o wiele większym ryzykiem. Pamiętam pierwszą kolekcję pod Twoim nazwiskiem, przy ulicy Spontini, i Twoje łzy na koniec – świadectwo miesięcy wątpienia, poszukiwania, lęku. I znowu sława musnęła Cię swoim skrzydłem. A potem nadchodziły kolejne lata, a wraz z nimi kolekcje. Jakże te lata szybko minęły i jakże Twoje kolekcje naznaczyły swoją epokę! Ze wszystkich projektantów byłeś jedynym, który otworzył księgę swojego życia, rozpoczął ją od rozdziału pierwszego, napisał, i dodał słowo Koniec. Zrozumiałeś bowiem, że nadchodząca epoka nie będzie potrzebowała staranności ani nie będzie wymagająca, i po ostatnim pokazie w Centrum Pompidou, który pozostanie w pamięci świata mody, na zawsze porzuciłeś ten zawód, któremu tyle służyłeś i który tak kochałeś.
Nigdy nie znalazłeś pocieszenia po tym rozstaniu. Projektowałeś modę z pasją, ale jak to się zdarza w niektórych związkach, rozwód był nieunikniony. Co nie przeszkadza dalej kochać i cierpieć. Chcę Ci powiedzieć, ja, który byłem Twoim najbliższym świadkiem, że pośród wszystkich innych zalet najbardziej podziwiałem u Ciebie właśnie uczciwość, staranność i to, że byłeś taki wymagający. Nieraz mogłeś dać się ponieść modzie, ale nigdy nawet o tym nie pomyślałeś, wierny własnemu stylowi. Oczywiście miałeś słuszność, bo to jest styl, który można odnaleźć wszędzie. Być może nie na wybiegach, ale na ulicach całego świata. Twoje porozumienie z kobietami, którego się głośno domagałeś i z którego byłeś taki dumny, nigdy nie ustało. Razem z Chanel – bo jeśli dzisiaj powinno zostać przywołane jakieś jedno nazwisko, to właśnie jej – Chanel, która wyznaczyła Cię na swojego następcę, byłbyś jednym z najważniejszych projektantów XX wieku. Ona – jego pierwszej połowy, Ty zaś – drugiej.
Na marmurowej płycie, która na Ciebie czeka, poniżej Twojego nazwiska, poleciłem wyryć: „projektant francuski”. Wszak byłeś projektantem, i to jakim! Stworzyłeś dzieło, którego echo długo nie przebrzmi. „Francuski”, bo nie mogłeś być kimś innym. Francuski jak wers Ronsarda, jak ogród Le Nôtre’a, jak stronica Ravela, jak obraz Matisse’a.
Pascal, który nie lubił Montaigne’a, zarzuca mu, że wolał swoje dzieło ponad wszystko. Ale to Montaigne ma rację. Właśnie Twoje dzieło pozwoliło Ci żyć i znosić lęk, który stał się Twoim udziałem od najmłodszych lat. Artysta jest tak skonstruowany, że znajduje zbawienie i powody do nadziei jedynie w tworzeniu.
Jakże, w Twoim kontekście, nie zacytować Prousta? Należałeś bowiem, „do tej wspaniałej i żałosnej rodziny, która jest solą ziemi. Wszystko, co znamy wielkiego, zawdzięczamy nerwowcom. To oni, a nie inni, poczęli religie i stworzyli arcydzieła. Nigdy świat się nie dowie, ile im zawdzięcza, a zwłaszcza ile oni wycierpieli, aby to dać światu”¹.
To właśnie chciałem Ci, Yves, powiedzieć. Teraz będziemy musieli się rozstać i nie wiem, jak to zrobić. Gdyż ja się nigdy z Tobą nie rozstanę – czy myśmy się kiedykolwiek rozstali? – nawet jeśli wiem, że nie popatrzymy już na zachód słońca za ogrodem Agdal² ani nie podzielimy wzruszenia przed żadnym obrazem czy dziełem sztuki. Tak, wiem to wszystko, ale wiem też, że nigdy nie zapomnę, ile Ci zawdzięczam, i że pewnego dnia dołączę do Ciebie pod marokańskimi palmami. Na pożegnanie, Yves, pragnę wyrazić Ci swój podziw, głęboki szacunek i swoją miłość.