- W empik go
Listy do Zuzi, Tom I, 12.2015-12.2021 - ebook
Listy do Zuzi, Tom I, 12.2015-12.2021 - ebook
Niniejsza książka zawiera listy pisane przeze mnie do mojej córeczki Zuzi od roku 2015 - roku jej urodzin - do roku 2021. Te listy nie zostały oczywiście wysłane, ale zostały zapisane. Zacząłem je pisać kilkanaście tygodni po narodzinach Zuzi i miały one początkowo charakter czysto terapeutyczny. Okazały się właściwie jedynym sposobem na uśmierzenie mojego cierpienia, poczucia bezradności i trudnej do zniesienia tęsknoty. Potem, kiedy przybywały, zrozumiałem, że mogą być także rodzajem komunikacji z Zuzią, który przeniesie przez czas prawdę o mnie i o mojej miłości do niej, a także wyprostuje coraz liczniejsze kłamstwa na mój temat. Po kilku latach okazały się jeszcze czymś więcej: zapisem historii i świadectwem zła, które bezwzględnie i okrutnie krzywdzi. Zła, które rodzi się z czystego egoizmu i bezkarności.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788397274327 |
Rozmiar pliku: | 770 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Zuzia pelnej rodziny nigdy miec nie będzie”
Karolina K. w esemesie z 18 kwietnia 2020 roku
„Mam nadzieje, ze chora i patologiczna sytuacja wychowawcza Zuzi się nie zmieni”
Karolina K. w mailu z 19 kwietnia 2020 roku
„Dziecko, które nigdy nie znało innej sytuacji rodzinnej niż ta, w której rodzice mieszkają osobno a tak jest w przypadku Zuzanny (chyba że biegłe uważają, że dziecko pamięta moment rozstania rodziców, który przeżyło w wieku 6 tygodni), ze względu na etap w rozwoju uznaje taką sytuację za naturalną, chyba że dorośli nadadzą jej inne znaczenie”
Karolina K. w piśmie do Sądu Rejonowego z dnia 4 maja 2020 roku
Niniejsza książka zawiera listy pisane przeze mnie do mojej córeczki Zuzi od roku 2015 – roku jej urodzin – do roku 2021. Te listy nie zostały oczywiście wysłane, ale zostały zapisane. Zacząłem je pisać kilkanaście tygodni po narodzinach Zuzi i miały one początkowo charakter czysto terapeutyczny. Okazały się właściwie jedynym sposobem na uśmierzenie mojego cierpienia, poczucia bezradności i trudnej do zniesienia tęsknoty. Potem, kiedy przybywały, zrozumiałem, że mogą być także rodzajem komunikacji z Zuzią, który przeniesie przez czas prawdę o mnie i o mojej miłości do niej, a także wyprostuje coraz liczniejsze kłamstwa na mój temat. Po kilku latach okazały się jeszcze czymś więcej: zapisem historii i świadectwem zła, które bezwzględnie i okrutnie krzywdzi. Zła, które rodzi się z czystego egoizmu i bezkarności.
Pisanie listów do Zuzi nie zatrzymało się w 2021 roku, ale ciągle trwa, ponieważ cała sytuacja w swej upiorności się nie zakończyła. W tym roku jednak, w grudniu, skończył się proces sądowy, w wyniku którego moje prawa do spotykania się z Zuzią zostały podtrzymane, pozostawiając mi przede wszystkim pełnię praw rodzicielskich, nieustannie zresztą naruszanych. Proces ten także pozwolił na obnażenie faktów, a jednym z najważniejszych jego efektów była opinia OZSS (Opiniodawczego Zespołu Sądowych Specjalistów), bardzo dla mnie przychylna, a niezwykle krytyczna wobec Karoliny K., matki Zuzi.
Zuzia jest cudowną istotą. Została straszliwie skrzywdzona i ta krzywda wciąż jest wyrządzana. Kiedy piszę te słowa, wszystkie moje drogi kontaktu z Zuzią zostały przez Karolinę zablokowane, także te przyznane mi przez sąd, ponieważ wysłałem jej fotografie z naszego wspólnego weekendu. To jest realizacja obsesyjnych dążeń matki, aby zniszczyć moje relacje z Zuzią, przede wszystkim przez izolację nas od siebie. Jak łatwo obliczyć, trwają już one od dziewięciu lat i choć ostatecznie są w swojej istocie przerażająco stabilne, to falują i potrafią zamienić się w okresy względnej współpracy. Ta labilność nadaje im rys nieprzewidywalności, co jest dodatkowo trudne do zrozumienia i zniesienia zarówno dla mnie jak i dla Zuzi.
Słowa Karoliny, które zacytowałem jako motta, są ponurym dowodem wspomnianej obsesji. Nie pojawiają się także na początku tej historii, co można zawsze tłumaczyć nagłą erupcją emocji. Nie. Zwłaszcza trzeci cytat pokazuje, że mamy do czynienia z zimnym i bezwzględnym planem, wypowiedzianym bardzo formalnym językiem, prowadzącym do rzeczywistej eliminacji mnie ze świata Zuzi. To słowo: eliminacja budzi okropne skojarzenia. I słusznie, bo chodzi przecież o jakąś przerażającą inżynierię emocji dziecka. To nie jest bezosobowe, teoretyczne stwierdzenie, ale praktyczny argument za niemal całkowitą likwidacją moich kontaktów z Zuzią, zaprezentowany przed sądem w całym bezwstydzie swojego okrucieństwa.
Kiedy po raz pierwszy przeczytałem słowa składające się na drugi cytat, nie wierzyłem własnym oczom. Uważałem w pierwszej chwili, że Karolina musiała się pomylić. Ale nie. Naprawdę tak uważała. Mail, zawierający te słowa, był odpowiedzią na moją wiadomość, w której przekonywałem ją o potrzebie współpracy opierającej się na wzajemnym zrozumieniu, w czym miał pomóc psycholog. Odrzuciła ten pomysł. W kolejnych zdaniach, bezpośrednio następujących po zacytowanych jako motto, wstrząsających słowach, napisała: „Najpierw sytuacja wychowawcza Zuzi musi zostać ustabilizowana, bo sam psycholog tu nic nie da”. Owo „ustabilizowanie”, oznaczało utrzymanie mojej nieobecności, mojej izolacji, bo przecież psycholog miał przecież nasze kontakty naprawić, a Karolina chciała po prostu te kontakty zlikwidować, nawet za cenę wtrącenia Zuzi w sytuację „chorą i patologiczną”. Liczyła się wyłącznie jej sytuacja, jej cel, a nie dobro dziecka. Trudno uwierzyć w podobną intencję u matki.
Zło, o którym tutaj piszę opiera się na nienawiści. Stanowi razem z nią jedną całość. Wiele dzieci musi przejść przez lekcję nienawiści, jakiej udziela im matka. Nienawiści do taty. Z pewnością są wśród tych doświadczeń są i takie, które mają głębokie uzasadnienie. Ale to, które jest przedmiotem niniejszego świadectwa, należy do innej grupy. To nienawiść płynąca z wnętrza emocji, wewnętrznego świata własnych krzywd, traum, wściekłości, agresji, w którym nie liczy się żadna prawda ani nikt inny. Świata ukrywanego, własnego i prywatnego, zamkniętego dla innych. Ta nienawiść łaknie odwetu, zemsty, zadania bólu. Jest czynna, aktywna i przemyślna.
Przeciwko temu świadectwu łatwo znaleźć argumenty. Dużo czasu zabrało mi zrozumienie ich nieznośnej lekkości i ostatecznie fałszu. Oto najważniejsze z nich.
Po pierwsze, po co mówić dziecku wszystko i obciążać go w ten sposób? Problemy rodziców nie powinny naruszać jego świata. Ten argument z obłudy i hipokryzji całkowicie pomija fakt, że dziecko przez lata jest świadkiem i ofiarą postępowania matki, starającej się odebrać mu ojca nie tylko fizycznie, utrudniając wszelkie kontakty, ale także poprzez obelgi, pomówienia, insynuacje, które mają zniszczyć jego obraz jako człowieka. To dziecko widzi i wie. Jest coraz bardziej świadome tego, co się dzieje. I domaga się prawdy.
Po drugie, przecież to minie. To argument z naiwności. Więc dobrze, ile trzeba czekać, aż nienawiść matki minie? Ile lat? Ta, która jest przedmiotem niniejszego świadectwa trwa od prawie 9 lat i nie słabnie. Ma swoją dynamikę, która faluje i czasem znika zupełnie, ale zawsze na krótko, aby potem wrócić ze zdwojoną siłą. Tyle chyba wystarczy, żeby wiedzieć, że nie minie, a więc cierpienie będzie tylko rosło.
Po trzecie, przecież wina zawsze leży po obydwu stronach. To argument symetrystów. No dobrze, ale dlaczego cierpi dziecko, które jest trzecią stroną konfliktu? I dlaczego matka, która jakoby wyrównuje rachunki, przy okazji niszczy psychikę i dzieciństwo tego dziecka? W rzeczywistości nie ma żadnej symetrii. Jest jednostronny, zmasowany atak wrogości, arogancji, kłamstw, pomówień, insynuacji, intryg, który z drugiej, mojej strony, trafia na cierpliwe próby współpracy, zgody, zrozumienia, rzeczywistej pomocy i – mimo wszystko – życzliwości. Po to, aby ochronić dziecko. Na tyle, na ile daje się to wykonać.
Ta książka nie jest odwetem. Jest dokumentem. Trudnym, smutnym, przerażającym. Nie została skonstruowana. Jest całkowicie spontaniczna i jej kształt nie został zmieniony czy poprawiony. Wszystkie fakty, które zostały tutaj opisane, zdarzyły się naprawdę i mają pokrycie w różnych źródłach. Jest także hołdem dla tych wszystkich dzieci, które zostały skrzywdzone jak Zuzia. A także materiałem, który może nadawać się do badań, które odpowiedzą na pytanie: dlaczego tak? To ważne pytanie zyskuje na znaczeniu w czasach, w których następuje głęboka rekonstrukcja ról kobiet i mężczyzn. I losu, jaki czeka ich dzieci.
Kraków, sierpień 20242015
28 grudnia
Chciałem ten list zacząć już wiele razy, ale zaczynam go dopiero teraz. Wczoraj rozmawiałem poważnie z Twoją mamą, a dzisiaj nie odbiera ode mnie telefonu. Boję się tego, co się dzieje i liczę, że może to tylko jakieś głupstwo, a jeżeli nie, to czas jednak ukoi emocje.
Mieszkasz z mamą daleko ode mnie, czego nie chciałem. Twój wyjazd to był dramat. Starałem się go uniemożliwić na wszystkie sposoby, jakie były możliwe. Zatrzymałem się dopiero wtedy, gdy policjant zagroził, że użyje środków przymusu bezpośredniego, co adwokatka przetłumaczyła na zakucie mnie w kajdanki. W ten sposób wyjechałaś i od tej pory widuję Cię tylko, kiedy przyjadę do Warszawy.
Uwagi
List zacząłem pisać dopiero dwa miesiące po Twoim wyjeździe. Nie byłem w stanie tego zrobić wcześniej. Mam esemesy z tamtego okresu. Usiłowałem korespondować z Karoliną i byłem jeszcze pełen nadziei, że wszystko się ułoży. To było naiwne z mojej strony i szybko zaczęło się okazywać, jaki jest plan Karoliny Zostałaś wywieziona wbrew mojej woli do Warszawy 2 listopada. To był poniedziałek. Pracowałem we wtorek, środę i czwartek. W piątek spakowałem wszystkie Twoje rzeczy do samochodu. Wszystkie ubranka, wanienkę, wszystkie naczynia, a także meble: łóżeczko i przewijak z Ikei. Auto było pełne. I pojechałem do Warszawy. Tam na miejscu złożyłem wszystko i przygotowałem do używania, po czym usiadłem obok Karoliny i powiedziałem, że jeżeli tego koniecznie chce, to niech zostanie z Tobą w Warszawie, a ja będę przyjeżdżał. Zaproponowałem także, że będę jej płacił alimenty – ta propozycja wyszła ode mnie – na razie w wysokości 700 złotych miesięcznie. Kiedy wychodziłem Karolina powiedziała mi, że mam założoną Niebieską Kartę. Byłem tym wstrząśnięty. Jechałem do Krakowa samochodem i rozmawiałem z nią na ten temat.
Prosiłem, żeby ją wycofała. Odmawiała, twierdząc, że to nie ona ją założyła, ale policja. Długa podróż do Krakowa – wtedy jechało się ok. 5 godzin – była pełna napięcia. Jakoś dojechałem. W ten sposób zaczęła się moja długa droga do Ciebie, którą pokonywałem pociągiem, potem samochodem. Ale nigdy nie zrezygnowałem lub się wycofałem. I nie wycofam.
Trzeba opowiedzieć, jak to się stało, że zostałaś zabrana z mojego i Twojego domu siłą. Wbrew mnie. Ta sytuacja została dokładnie opisana przeze mnie w skardze, którą skierowałem przeciwko policjantom, którzy do tego doprowadzili. Ci policjanci zostali całkowicie okłamani przez Karolinę, która powiedziała im, że się nad nią znęcam, zamykam ją i nie pozwalam wychodzić, zainstalowałem kamerę, żeby ją śledzić i jestem agresywny. Tych kłamstw w ogóle nie skonfrontowali ze mną ani z nikim innym. Nie rozmawiali ze mną właściwie w ogóle, a gdy próbowałem się czegoś dowiedzieć, przekonać ich, grozili, że zakują mnie w kajdanki. To byli ludzie całkowicie nieprzygotowani do swojej roli. W dodatku wulgarni. Jeden z nich, ten aktywniejszy skomentował sytuację na początku słowami: „Zrobiliście sobie dziecko a teraz nie umiecie nic zrobić”. Mimo że to ja ich wezwałem, aby nie narażać Ciebie, sześciotygodniowego noworodka na podróż do Warszawy, gdzie nie było nic przygotowane. Konsultowałem się w czasie tej interwencji z adwokatką, a także z biegłą sądową, z którą umówiliśmy się oboje tego samego dnia na poradę. Aktywniejszy policjant prowadził rozmowy zamykając się w osobnym pokoju z Karoliną. Potem, gdy już się zbierali z Tobą, starał się mnie nie dopuścić do Ciebie, kiedy chciałem Cię przytulić. Wpakowali Karolinę i Ciebie do radiowozu i pojechali. Tak wyglądał koszmar, oparty na całkowicie wyssanych z palca oskarżeniach Karoliny Ja tych kłamstw wtedy nie znałem, bo dowiedziałem się o nich dopiero z dokumentacji Niebieskiej Karty, którą sporządziła policja. A do tej dokumentacji dotarłem dopiero kilka lat później, kiedy została sprowadzona przez sąd do Warszawy. Wtedy nie zdawałem sobie zupełnie sprawy do czego jest zdolna Karolina i z kim mam do czynienia. Naiwnie wierzyłem, że uda się wszystko naprawić. Następne lata to powolne i brutalne przekonywanie się, jak bardzo się myliłem.2016
17 stycznia
Mam coraz mniejszą nadzieję, że będę Cię widywał. Twoja mama upiera się przy paszporcie dla Ciebie i nie chce powiedzieć co zamierza. Może to tylko kwestia urlopu, ale może chce uciec gdzieś daleko. Tracę codziennie czas, który mógłbym spędzić z Tobą. Oczywiście jest mi wygodniej żyć, choć kwestie finansowe stają się trudne, ale staram się zmobilizować. Ucieka ten czas bezpowrotnie. Ciągle nie mogę spokojnie myśleć o Tobie, wyobrażać sobie co robisz, jak się uśmiechasz. Nie jestem w stanie, rozklejam się natychmiast i dochodzę do siebie przez wiele godzin. Muszę się zgodzić na ten paszport, wstrzymywanie go ma krótkie nogi. Nie mogę za często pisać, bo to za trudne. Miałem nadzieję, że to będzie jak terapia, ale na razie jest odwrotnie. Tak czy owak to jedyna forma kontaktu z Tobą poza rzadkimi, wywalczonymi wizytami.
Uwagi
Byłem wtedy kompletnie rozbity całą sytuacją. Rozłąka z Tobą była strasznym przeżyciem. Oczywiście starałem się przyjeżdżać, ale zaczęło się utrudnianie ze strony Karoliny, które polegało na tym, że do ostatniej chwili nie wiedziałem, czy mój przyjazd się uda. W styczniu 2016 roku byłem raz – 9 stycznia ale próbowałem jeszcze 16 i 24 stycznia. Miałem bilety, które musiałem zamieniać, bo Karolina nie zgodziła się na mój przyjazd. Ruszyła karuzela z przyjazdami, która polegała na tym, że nigdy nie wiedziałem, czy Karolina pozwoli się nam zobaczyć. Kupowałem więc bilety, a potem je zamieniałem lub oddawałem. To niestety prowadziło także to do pomyłek i straty pieniędzy. W styczniu byłem raz, ale bilety kupiłem trzy razy, w lutym 2016 roku przyjechałem dwa razy, dwukrotnie też kupiłem bilety na darmo. W marcu tak samo. W kwietniu widzieliśmy się dwa razy, a raz kupiłem bilet niepotrzebnie. W maju przyjechałem dwa razy, w czerwcu trzy razy, w lipcu – dwa razy, ale bilety anulowałem trzykrotnie.
W sierpniu dwa razy byłem z Tobą, dwa razy anulowałem. I tak przez cały rok 2016 i 2017. Podliczyłem to kiedyś. W okresie od 01.01.2016 do 30.04.2017 roku wykupiłem 180 biletów za sumę 10455,70 zł, z czego wykorzystałem 96 za sumę 5576, 60 zł. 84 bilety zostały zwrócone albo przepadły.
4 lutego przyjechałem, aby załatwić Twój paszport, którego domagała się Karolina, grożąc sądem. Żądała także dokumentów do becikowego. Jej esemesy z tamtego okresu są bardzo praktyczne, a ich podsumowanie znajduje się w wiadomości z 8 lutego, gdy napisała, że „nasz kontakt powinien być bardziej formalny”. Moja obecność i fakt, że się z Tobą widzę bardzo jej przeszkadzały. Zaczęła mnie też obrażać, pisząc esemesy lub rozmawiając ze mną, pojawiły się pierwsze inwektywy w rodzaju „narcyza”. W połowie lutego zaczęła domagać się formalnych alimentów i mojego PITu. Przecież płaciłem regularnie, tak jak się umówiłem, ale tutaj chodziło o coś innego: żeby stworzyć sytuację przymusu dla mnie. Próbowałem zorganizować mediację. Oczywiście ją odrzuciła. Potem szukałem psychologa dla nas. W esemesie z 6 marca z 2016 roku jest ich cała lista. Zignorowała ją. Pisząc o alimentach, groziła, że wznowi Niebieską Kartę. Nie wiadomo dlaczego. Już wtedy powinienem był widzieć, że chodzi o atakowanie mnie bez względu na fakty. W końcu umówiła mediatorów w sprawie alimentów i bardzo tego pilnowała. Żądała dokumentów, w tym PITu. Dyskusje esemesowe dotyczące moich przyjazdów ciągnęły się w nieskończoność. Jej nastawienie do mnie stawało się coraz bardziej nieprzyjemne. Żądała na przykład, aby alimenty były zabezpieczone odsetkami w wysokości 1% dziennie! Nazywała mnie psychopatą. Byłem nieustannie przedmiotem jej pełnych nienawiści, wrogich ataków.
9 maja
Długo nie pisałem, bo miałem nadzieję, że sytuacja się powoli stabilizuje. Tak niestety się nie stało. Byłem przez ten czas w Warszawie kilka razy. Widziałem się z Tobą. Nie bardzo mnie rozpoznajesz na początku, jesteś mnie ciekawa. Na początku trochę się boisz, ale później uśmiechasz się do mnie. Jest cudownie. Rośniesz i stajesz się coraz bardziej samodzielna i silna. Sprężynka z Ciebie. Ponieważ Twoja mama słusznie zresztą uznała, że potrzebuje więcej pieniędzy, szukałem sposobu ustalenia nowych warunków na drodze formalnej. Były trzy możliwości: ugoda u mojego adwokata, mediacja i sąd. Karolina wybrała drugą możliwość. Spotkaliśmy się dwukrotnie i ustaliliśmy nowe warunki finansowe. Zgodziłem się na znaczne podniesienie alimentów, a właściwie zaakceptowałem propozycję Karoliny i wydawało się, że zmierzamy w dobrym kierunku, bo też atmosfera była niezła. Niestety, nie trwało to długo. Wszystko zaczęło się od mojego esemesa z życzeniami urodzinowymi dla niej w poniedziałek 25 kwietnia. Spowodował on telefon od Karoliny z pretensjami. Okropnie na mnie krzyczała, lżyła mnie i życzyła mojej drugiej córce śmierci jej dziecka. Nie mogłem tego słuchać i przerwałem rozmowę. Drugi raz rozmawialiśmy w piątek 6 maja. Ogrom nienawiści, jaki został skierowany w moja stronę był straszliwy. Pod moim adresem popłynęła cała fala obelg. Trudno opisać ten wściekły, agresywny atak. Kiedy zacząłem pytać, co mogę zrobić, rozmowa została przerwana. Teraz nie odbiera telefonów i boję się, że będzie Cię izolować ode mnie. Naprawdę nie mieści mi się w głowie, jak można być osobą tak pełną nienawiści. Przecież staram się, jestem cierpliwy, uspokajam i tłumaczę. Oczywiście obowiązująca wersja jest taka, że to wszystko moja wina, ale właściwie nie wiadomo dlaczego. Racjonalnego uzasadnienia nie ma. Są tylko bardzo gwałtowne i negatywne emocje. Znowu się boję, czy Cię zobaczę. W sobotę jadę do Warszawy podpisać ugodę. Zobaczymy co będzie. Całuję.
27 maja
Cześć Słoneczko kochane. Znowu była afera. Ugoda została podpisana 14 maja i w ten sam dzień poszliśmy wszyscy do ogrodu botanicznego. Wydawało się, że wszystko było dobrze do czasu kiedy usiadłem na ławce. Pojawił się temat moich dorosłych dzieci, które zawsze wywołują straszne emocje u Twojej mamy. Tym razem wyglądało to tak, że stała obok ławki, kiedy powiedziałem zdaje się, że moje dzieci są uprzejme czy coś takiego. Wtedy nagle i niespodziewanie podeszła do mnie i uderzyła mnie w twarz tak, że spadły mi na ziemię okulary. Po tym, niezwykle zdenerwowana chwyciła wózek z Tobą i odeszła, rzucając na odchodne, że mam się powiesić. Przerażające. Odczekałem chwilę, ochłonąłem i wysłałem pojednawczego esemesa, a potem pojechałem do Was. Dalsza część dnia była zaskakująco miła. Widocznie wybuch obniżył poziom emocji. Tylko tak można było wytłumaczyć tę nagłą zmianę. Afera wróciła w poniedziałek i miała charakter fali bardzo napastliwych esemesów. Teraz jest cisza. Macie gdzieś wyjechać z końcem czerwca, ale nie wiem gdzie i na jak długo. Boję się, że to może być próba oddzielenia mnie od Ciebie. Nie wiem. Na pewno na to nie pozwolę. Pojechałem do znajomych w lasach rzeszowskich. Tutaj jest pięknie, zielono. Dużo dzieci i tak mi smutno, że Cię tutaj nie ma. Byłoby wspaniale. Pogoda jest przez większość czasu doskonała. Znowu kolejne miesiące bez Ciebie. Muszę się przyzwyczaić. Ciągle mam nadzieję, że będę Cię zabierał w takie piękne miejsca. Trzeba jeszcze trochę poczekać, aż będziesz bardziej samodzielna. Teraz musisz być cały czas z mamą, ale myślę, że do końca roku to się zmieni. Mam nadzieję, że będę wtedy będę spędzał z Tobą więcej czasu, poznasz swoje rodzeństwo. Fantastyczne, zobaczysz. Podbiegł do mnie właśnie Bronek, pies znajomych i zaczepia mnie. Piszę to siedząc przed domem na trawie przed wspaniałą ścianą zieleni. Trzymaj się zdrowo, całuję Cię mocno.
Uwagi
Nienawiść i wrogość przybierają pełną formę. Jej przedmiotem nie jestem tylko ja, ale także moje dorosłe dzieci. Karolina kipi od negatywnych emocji. Znowu grozi sądem i kuratorem. Twierdzi, że ją zastraszam, szantażuję i obrażam. Nie wiem kompletnie o co chodzi. Jak zwykle brak jakichkolwiek przykładów. Wszystko zmyślone. Jestem spokojny, nie wdaję się w awantury, moje zachowanie jest bez zarzutu. Teraz widać już wyraźnie rysującą się logikę jej zarzutów: to projekcje. Karolina opisuje dokładnie swoje własne zachowanie. W rozmowie telefonicznej z 21 maja widać całe zło. To, co w nim pokazuje, jest straszne. Obrzuca mnie obelgami, nazywa ciągle skurwysynem, żąda, abym wyrzucił moją córkę z mieszkania, które zbudowałem na strychu. Domaga się od niej przeprosin za to, że w nim mieszka. Wszystko wypowiedziane nieopanowanym, wściekłym wrzaskiem, który wywołuje u Ciebie strach i płacz, który wyraźnie słyszę w telefonie.
6 czerwca
Cześć, Słoneczko! Widzieliśmy się w ostatnią sobotę. Byłaś jak zwykle pełna energii i niezwykle ruchliwa, ale Twoją zwykłą pogodę nieco naruszył płacz, którym się zanosiłaś, gdy tylko Twoja mama była dalej niż metr. Jakieś lęki Cię ogarniają, bo chyba zaczynasz rozumieć lepiej świat. A może to po prostu efekt dwóch punkcików na Twoich dziąsłach, które staną się za chwilę zębami? Wizyta była tym razem miła: smażyłem naleśniki, a Karolina usiłowała, z Tobą na rękach, zrobić nadzienie z białego sera oraz truskawek. Jedliśmy wspólnie te naleśniki, z Tobą na wysokim krzesełku, i było cudownie. Jest spokojniej. Czy sztorm już minął? Niewielka nadzieja wstępuje w moje serce, choć Twoja mama napisała później, abym się nie łudził w sprawie naszego związku. Myśli o tym, bo ja nic nie wspominałem. Związek pewnie nie ma sensu, zgoda. Ale więź jest prawdziwa. I co dalej będzie? Na razie Ty jesteś całą radością mamy i moją. W końcu, bardzo zmęczona, zasnęłaś, a ja poszedłem na dworzec. Niedługo znowu się widzimy i już na tę chwilę czekam.
10 czerwca
Jednak jest jakaś zmiana. Wczoraj przyszedł esemes od Twojej mamy o terminach w lipcu, kiedy mogę Cię zobaczyć w Warszawie. Karolina wystąpiła z tą propozycją mniej więcej tydzień po poprzedniej wizycie i to wtedy, kiedy zastanawiałem się, czy się nie odezwać. Właściwie to bardzo tego chciałem i planowałem w myślach tekst esemesa. Powstrzymywały mnie poprzednie doświadczenia z serii: spotkanie doskonałe – przerwa okropna. Teraz jest jednak jakoś inaczej. Pozwólmy czasowi biec swobodnie. Całuję Cię bardzo.
4 lipca
Cześć, Kochanie moje! Nie pisałem, bo jakby było lepiej. Jesteś coraz większa i zasuwasz po podłodze na czworakach jak mały samochodzik. Byłem w sobotę. Nie poznajesz mnie i trochę się boisz, ale jesteś bardzo ciekawa i pod koniec dnia już pozwalałaś się sadzać na kolanach. Śmiejesz się bardzo dużo i uważnie mi się przyglądasz. Teraz wyjechałaś gdzieś z mamą i bardzo się tym niepokoję. Nie wiem, gdzie jesteś, bo Karolina nie chciała powiedzieć, gdzie jedziecie. Wiem tylko, że gdzieś w Europie i nad morzem. Bardzo się martwię, bo jesteś jeszcze bardzo malutka, a Karolina jest trochę jak duże dziecko i ma małe doświadczenie. Obawiam się, że może przeceniać swoje siły. Masz wrócić za dwa tygodnie. Już czekam. Może Karolina da jakiś znak, bardzo ją o to prosiłem, ale ona jest jak kamień. Byliśmy razem w mieście, dzielnie to znosisz, więc i tym razem sobie poradzisz. W sumie jest jakoś spokojniej, choć Karolina zadzwoniła do mojej córki. Chyba to była niedobra rozmowa. Ma ciągle straszliwy problem, ale jakby sobie lepiej z nim radzi. Oby czuwał nad nią i nad tobą dobry Anioł Stróż. Trzeba patrzeć w przyszłość z nadzieją i wierzyć, że będzie lepiej. Całuję Cię mocno!
Uwagi
Jednak Karolina atakowała moją drugą, dorosłą córkę bezpardonowo. Telefonowała do niej z groźbami. Skończyło się zablokowaniem numeru. Moje wizyty u Ciebie w Warszawie z reguły wyglądają tak samo. Przyjeżdżam między godziną 11.00 i 12.00, około 12.00 idę z Tobą na spacer do Łazienek, w trakcie którego śpisz zwykle mniej więcej godzinę. W zimie idziemy potem do galerii handlowej na Pl. Unii Lubelskiej, żeby się ogrzać. Odprowadzam Cię około 16.00 i Karolina pozwala mi zostać. Zajmuję się wtedy Tobą, czasem także wychodzę na jeszcze jeden krótszy spacer po południu. Idę do pociągu o 19.30. W sumie przebywamy razem jakieś osiem godzin. Ten scenariusz zmienia się w roku 2017. Od 7 stycznia odbieram Cię na ulicy, jesteśmy razem około 3-4 godzin, potem odprowadzam Cię na karmienie i po godzinie, może półtorej, odbieram znowu na mniej więcej 2 godziny. Do odjazdu pociągu. Nie wolno mi wchodzić do mieszkania Karoliny, ani na korytarz, a nawet na podwórko. Kiedy jesteśmy razem, spacerujemy. W zimie chowamy się w galerii handlowej lub w kawiarni, bo na dworze jest zbyt zimno. 7 stycznia był prawie dwudziestostopniowy mróz. Grzałem butelkę z mlekiem dla Ciebie pod swetrem na piersi. Znalazłem dobry sposób, aby nie wystygło, bo przecież nie mamy się absolutnie gdzie podziać. Ale przecież o to właśnie chodzi. Karolina konsekwentnie stara się wyrzucać nas na dwór i w ten sposób utrudniać mi spotkania z Tobą, bo przecież nie mam gdzie się schronić w Warszawie. Tułamy się więc bezdomni, ale zawsze zapewniam Ci jedzenie i opiekę. Spory to wysiłek, ale się nie uginam.
7 września pojechaliśmy we trójkę do Gdańska na dwa dni. Ten wyjazd odbył się na prośbę Karoliny, która starała się tam o pracę. Dowiedziałem się o tym dopiero, gdy tam dotarliśmy. Pojechałem, aby pomóc, i o nic nie pytając. Karolina rozważała możliwość przeniesienia się z Warszawy do Gdyni, o czym rozmawialiśmy. To wywoływało moje przerażenie, bo przecież to straszliwie utrudniłoby nam spotykanie się. Na szczęście nic z tego nie wyszło, ale dlaczego, tego się nie dowiedziałem. Bardzo ograniczała się w udzielaniu mi jakichkolwiek informacji. No cóż. Ufałem jej i chciałem pomóc, ale teraz wiem, że w ten sposób znęcała się nade mną, wzbudzając mój niepokój i lęk.
17 września
Cześć, Zuziu, moje Słoneczko! Myślałem, że nie będę musiał tutaj zaglądać… Pojechałaś z Karoliną do Szczecina w lipcu. Pojechałem za Wami i wynająłem pokój w leśniczówce między morzem i Szczecinem. Miejscowość nazywa się Machowica, a leśniczówka to gospodarstwo agroturystyczne Dworek Ostęp. Na miejscu okazało się, że jesteście w Świnoujściu. Karolina zareagowała na moją zaskakującą wizytę bardzo dobrze i tak zaczął się najwspanialszy ostatnio okres. Dojeżdżałem do Świnoujścia codziennie i spędzaliśmy czas na plaży. Potem Karolina zgodziła się na przyjazd jeszcze na kilka dni do leśniczówki. Mieliśmy osobne pokoje na tym samym piętrze, ale wspólną kuchnię i gospodarstwo. Razem spędzaliśmy jeszcze więcej czasu. Chodziliśmy we trójkę po okolicy i jeździliśmy nad morze. Potem pojechałem do Krakowa, bo zbliżało się wesele Twojej starszej siostry. O tym w ogóle nie rozmawiałem z Karoliną, bo obawiałem się jej gwałtownej reakcji. Po weselu pojechałem sam na wyprawę do Maroka. Po powrocie przyjechałem jeszcze do Warszawy. Karolina sama zaproponowała, że mogę nocować u niej. Byłem szczęśliwy. Wydawało się, że coś się przełamało i teraz będzie dobrze. Niestety, kiedy pojechałyście do Szczecina, aby tam świętować Twoje urodziny, wszystko się zmieniło. Znowu straszne esemesy. Pretensje, obelgi. I nienawiść do mnie. Apogeum miało miejsce wczoraj i dzisiaj. Byliśmy umówieni, że przyjadę w niedzielę 18 września do Warszawy, żeby odebrać Was z dworca, kiedy wracałybyście ze Szczecina, i zostać do poniedziałku. Jednak dostałem esemes, że masz katar i nie wracacie. Myślę, że to nie całkiem prawda. I dalsze, chłodne esemesy, w których Karolina proponowała, że mogę się z Tobą widzieć raz na dwa tygodnie między 10.00 i 18.00, a jeżeli mi się to nie podoba, to mam iść do sądu.
Co to jest? Takie nagłe skoki nastroju? Rozstajemy się i od razu kompletna zmiana nastawienia. Można oszaleć. Mam iść do sądu? Chyba nie mam innego wyjścia, żeby Cię widzieć. Zawsze można powiedzieć, że jesteś chora albo coś innego. Nie chcę tego zostawiać kaprysom i zmiennym nastrojom. Karolina cierpi. Nie chce się pogodzić z rzeczywistością, która jest widocznie dla niej okropnie bolesna. I wyładowuje się na mnie. Trzeba dalej czekać cierpliwie. Ależ do Ciebie tęsknię. Nie wiem, kiedy się z Tobą zobaczę. Na razie chyba nie rozumiesz wydarzeń, ale nie jesz. Czy brak łaknienia może jakoś odzwierciedlać stan psychiczny mamy? Brak mnie? Niepokoję się. Karolina wydaje się niezwykle opiekuńcza i pełna miłości do Ciebie. Oby tak było zawsze. Całuję mocno.
3 października
No i niestety, nie udało się. Karolina znowu wpadła w fazę konfliktu ze mną. Chciałem do Ciebie przyjechać, tęskniłem, kupiłem bilet, planowałem Cię zobaczyć w sobotę 1 października, ale Karolina powiedziała stanowczo „nie”. Długa wymiana esemesów. Chyba narasta w niej świadomość, że brak mnie obok niej i mojej opieki nad Tobą to problem. I przerzuca go w całości na mnie, jakby nie pamiętając, co robiła. Nie naciskam, bo powoli wyczerpują się jej strategie odepchnięcia od siebie świadomości, że jest za to odpowiedzialna, takie jak traktowanie Krakowa jako strasznego miejsca, mnie jako potwora czy podkreślenie swoich potrzeb, które wymagają Warszawy. Jest nieszczęśliwa. Bardzo mnie odpycha, ale z drugiej strony jakoś jednak szanuje to, że powinienem być przy Tobie. Jest rozdarta, choć niestety dominuje agresja i wrogość. Problem nabrzmiewa. To jeszcze nie koniec. Jesteś daleko, a ja bardzo tęsknię. Na razie staram się nie myśleć, że nie mam wpływu na to, co się z Tobą dzieje. Nie wiem, czy ciągle mało jesz, czy przybierasz na wadze i takie tam. To jednak tortura. Mam nadzieję, że to się jakoś jednak ułoży. Myślę coraz częściej o mieszkaniu w Warszawie. Byłbym bliżej i częściej byśmy się widzieli. Nie wiem, jak to zrobić. Kasa jest problemem. Myślę. Może się uda. Bardzo, bardzo Cię całuję.
10 listopada
Córeczko moja kochana, ostatnio było lepiej. Widywałem się z Tobą co tydzień. Czekasz na mnie wyraźnie i witasz mnie uśmiechem, kiedy stanę w drzwiach, a potem biegniesz do mnie i się przytulasz. To największe szczęście, jakie może mnie spotkać. Także gdy dzwonię reagujesz na mnie, a nawet ostatnio chyba powiedziałaś „tata”, na ile mogłem zrozumieć, bo połączenie nie było najlepsze. Powtórzyłaś jednak to słowo kilka razy, więc chyba jednak tak. To był wspaniały okres, po którym jak zwykle przychodzi gorszy. Miałem nadzieję, że Karolina nie będzie mnie od Ciebie izolować.
Teraz znowu odezwała się w niej przekora i złość, choć słabsze niż wcześniej. Utrudnia nasze widzenie się, twierdząc, że nie ma czasu, że zabieram jej weekendy, że musi się dostosowywać. To jest w sumie okropne, bo nie chodzi przecież ani o jej interes, ani o mój, ale nasz i Twój. Wyznacza moje wizyty dwa razy na miesiąc. Jak więzienne widzenia. Jest w tym okrutna. Nie dostrzega tego? Trochę dostrzega, ale wyraźnie widać, że nie może sobie z tym poradzić. Muszę zacisnąć zęby, nie dawać pretekstu do zaczepki, jakiejkolwiek pretensji. Wytrzymuję, bo strasznie do Ciebie tęsknię. Fatalnie, że nasze kontakty muszą być tak chronione przed złą wolą Karoliny. Jakby nie rozumiała, że tu chodzi o Ciebie, a nie tylko i nie przede wszystkim o mnie. Oczywiście zrzuca wszystko na mnie. Staram się myśleć, że to objaw frustracji, braku wyjścia, krótko mówiąc, jej cierpienia. Jednak strasznie dużo ciągle (choć coraz mniej) w tym agresji. I ta huśtawka. Bardzo to męczące, ale trzymam się. Potrzebuję siły. Idę do przodu. Mam plany. Nie poddaję się. Bardzo tęsknię do Ciebie. Przytulam mocno. Widzimy się za dwa dni, nie mogę się doczekać.
14 listopada
Zuziu kochana, coś się zmienia w Karolinie. Było cudownie, kiedy byłem z Tobą ostatnio. Ale teraz znowu Karolina coś kombinuje. Nie pozwoliła mi się widzieć z Tobą w niedzielę 29 listopada, ani w żadną z następnych niedziel w grudniu. O świętach w ogóle nie chciała rozmawiać. Na szczęście mam w grudniu wolne piątki, więc mogę Cię wtedy zobaczyć. Karolina wspominała o możliwych poniedziałkach, ale wtedy pracuję. Czuję się jak w więzieniu, mamy widzenia ustalone przez bezlitosnego dozorcę. Co za okrucieństwo. A tak jest nam ze sobą dobrze… Muszę coś wymyślić. Jesteś moim promyczkiem kochanym, żyję głównie dla Ciebie, bo Ty dostarczasz sensu mojemu życiu. Modlę się codziennie o Ciebie i możliwość spotykania się z Tobą. Bardzo tęsknię, Kochanie moje.
16 listopada
Zuziu kochane moje słoneczko… Jednak Karolina wojuje ze mną. Bardzo ogranicza nasze spotkania. Co dwa tygodnie (i to nie zawsze) po cztery godziny. Sprawdziłem: to są zasady widzeń w więzienia karnych. W poniedziałek 14 listopada napisała mail, po czym zaraz zadzwoniła, aby porozmawiać w sprawie mojego przyjazdu. Na początku poprosiłem o włączenie trybu głośnomówiącego, abym mógł coś do Ciebie powiedzieć i dodałem, żebyśmy rozmawiali spokojnie i bez podniesionego głosu. Ponieważ jednak nie chciałem się zgodzić na zmniejszenie widzeń z Tobą, zaczęła krzyczeć i wyzywać mnie od skurwysynów. Cały czas wrzeszczała i nie dawała mi dojść do głosu. Przeprosiłem i odłożyłem słuchawkę. Potem przyszły maile od niej. Agresywne, wyzywające mnie o hipokrytów itp. Chyba muszę iść do sądu. Nie chcę, ale to jedyna drogi walki o możliwość spotykania się z Tobą w ludzkich warunkach. Kochanie moje, bardzo tęsknię. Przyszedł esemes z pytaniem, czy chcę się z Tobą widzieć 18 grudnia, napisałem, że tak i poprosiłem, abyśmy mogli zobaczyć się także 20 listopada. Odmówiła. Całuję Cię bardzo, zobaczymy się 26 listopada. Trzeba wytrzymać.
Uwagi
14 listopada napisałem rano bardzo ciepły i miły mail dotyczący moich wizyt w Warszawie, który, jak zwykle, zacząłem od jej zdrobniałego czule imienia. Pisałem: „Karolinko, fajnie, że ustalamy kalendarz moich spotkań z Zuzią z wyprzedzeniem. To bardzo ułatwi organizację zarówno mnie, jak i przede wszystkim Tobie :)”. Dalej podawałem moje wolne terminy w styczniu następnego roku, pytałem o święta Bożego Narodzenia, a na koniec martwiłem się Twoim niejedzeniem. Karolina odpowiedziała jednak znowu agresją. Moje zmartwienie nazwała hipokryzją i manipulacją, opatrując zdania kilkoma wykrzyknikami. Odpowiedziałem bardzo uspokajającym mailem, w którym deklarowałem, że chcę pomóc, że rozumiem, iż moje wizyty są dla niej kłopotliwe, ale Ty czerpiesz z nich tyle radości, że trzeba przetrwać ten trudny okres. Zaklinałem ją i prosiłem o cierpliwość. Proponowałem współpracę, deklarowałem, że może liczyć na moją pomoc, zapewniałem, że nie chcę niczego psuć, także świąt, co mi zarzucała. A na końcu tłumaczyłem, dlaczego piszę o Twoim niejedzeniu. Słowem napisałem wszystko, żeby ją uspokoić, żeby załagodzić napięcie, żeby wytłumaczyć. Ale skutek był odwrotny. Zaproponowała krótko tylko terminy: jeden w listopadzie, dwa w grudniu i jeden w styczniu do wyboru. I cztery godziny naszego widzenia się za każdym razem. Odpisałem już następnego dnia, że to bardzo mało i krótko, prosiłem o przeczekanie, aż emocje opadną, proponowałem pomoc psychologiczną dla nas i rozmowę. Pisałem, że mnie potrzebujesz, prosiłem o spotkanie z Tobą w czasie świąt. Jej odpowiedź była okropna. Nazwała mnie tyranem, zarzuciła mi zaburzenia, przemoc, kłamstwo. Tekst był pełen słów pisanych wielkimi literami i powtarzanych wielokrotnie znaków zapytania i wykrzykników. To był po prostu wrogi wrzask zapisany tekstem, całkowicie odrzucający jakąkolwiek zgodę, pełen nienawiści i oskarżeń pod moim adresem. Przerażający.