- W empik go
Listy z Krakowa. Tom 1 - ebook
Listy z Krakowa. Tom 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 402 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KRAKÓW – W JESIENI 1841 R.
Żądasz ode mnie, drogi przyjacielu, abym rozbierał jaką osnowę naukową, i przesyłał ci rezultaty moich nad nią uwag; pozwalasz, bym wybrał sobie przedmiot wedle własnego upodobania, a co więcej, dajesz nawet wolność, bym sam oznaczył formę i ramy dla tej treści mojej. – Wyznaję ci atoli otwarcie, iż nadanie mi swobody takowej niepospolitą właśnie stanowi dla mnie trudność. – Jakoż uważ, iż co do samej osnowy wybornie jest tak łatwym; bo jakże bogate jest koło wiedzy ludzkiej! pełno tam jest przedmiotów, o których z pewnością przewidzieć możesz, iż za zbliżeniem się naszem okażą nam cały urok skarbów swoich i suto wynagrodzą łożoną dla nich pracę. Wiesz dobrze, iż z umiejętnościami tak się dzieje, jak z zacnymi ludźmi, im dłużej z nimi pożyjemy i głębiej ich poznamy, tem też serdeczniej ich kochać i cenić umiemy. – Nie dziw tedy, iż długo się z sobą ważyłem rozbierając pilnie naturę każdej treści, a przytem i własna nieudolność moję.
W tej wątpliwości jednak pomogło mi nakoniec i rozpatrzenie się we własnej osobie twojej; bo widząc w tobie obszerny i zewsząd ukształcony rozum i uczucie głębokie i trafne, będące owocem wrodzonej szlachetności duszy, a długiego nad sobą i światem myślenia, pragnąłem też przedstawić ci tego rodzaju osnowę, coby sobą dotknęła całą treściwość rozłożystego twego umysłu i zająć zdołała wszystkie strony ducha twojego.
A lubo wypadało mi przedewszystkiem policzyć się z własnemi siłami i zapytać się, czyli wystarczę przedsięwzięciu takowemu – wszakoż przeważyła wszystkie wątpliwości nieskończonych dla mnie powabów myśl, iż właśnie przedmiot takowy zawiąże tysiące nitek i stosunków między twoim umysłem i moim, i że za pośrednictwem treści takowej zetknąć się zdołamy we wszystkich punktach ducha naszego. Nadzieja tatem głębszego dla mnie nabierała znaczenia, gdym zawsze był zdania, iż jest wielkiej wagi korzyścią dla piszącego, aby czytelnik nie sądził o nim z ułomków jego istoty, ale poznał go we wszystkich gałęziach umysłowości jego.
Wypadało mi tedy taką znaleźć treść dla pracy mojej, któraby w jednym spólnym środku zebrała całą czynność ludzką i była niby ostatecznym wypadkiem i summą życia naszego tak duchowego jak i materyalnego; a takowym przedmiotem są wedle mojego zdania zaiste sztuki piękne. W nich zjawiają się jakby kwiatem wszystkie pierwiastki żyjące i pracujące od wieków w duszy człowieka, w nich znajdziesz i cały dobytek prac naukowych i prawdy z wiary płynące i zasady z filozofii i doświadczenia czerpane; one równie wyraźnie wyjawiają nam i jasne i ciemne ludzkiego rodu chwile i wszystkie koleje ciągle zmieniającej się historyi jego, jak i dzieje Natury toczące się od początku stworzenia przekazanem im kołem, i wszystko co jeno człowieka obchodzić może, i co porusza głębiny duszy jego, wszystko to wyraża się w dziełach sztuki pięknej. Dla tego też one są tem wielkiem ogniskiem, jakie
Bóg światu rozpalił, i do którego chodzą grzać się wszystkie wieki i narody i wszyscy ludzie bez względu na różnice powołania, wieku, płci i położenia towarzyskiego.
Czyli się piękność okaże w dziełach architektury, rzeźby, malarstwa, muzyki lub poezyi, zawsze one będą najpowabniejszym wieńcem żywota umysłowego, a poświęcenie im pracy swojej, tyle zaiste ma uroku, ile zasług.
Zamierzając sobie atoli zabrać się piórem około sztuk pięknych, daleki jestem od myśli, abym był godnym robotnikiem a sługą w tej winnicy pańskiej; rozumiem jednak, iż świetność przedmiotu samego udzieli mi trochy poświaty swojej, i że ta drobna praca moja pożyczy sobie od osnowy samej cząstkę jej wartości. Wiem również, iż lubo mała liczba prac naukowych przetrwać zdoła czas swój, i spłynąć puścizną na późniejsze pokolenia, inne zaś choć tona w zapomnieniu i do imienia nawet giną w ogromnej powodzi prac ludzkich, przecież każda w swoim szczupłym zakątku i w skromnym obrębie, choćby przez chwilkę czasu swojego działała, nie jest zupełnie straconą i nie żyła zupełnie daremnie na świecie, i choćby atomem przyczyniła się do ogólnej budowy czasów, zwłaszcza gdy była w poczciwości podjęty i w dobrej wierze odprawioną. Mogę tedy rościć sobie nadzieję, iż i ta drobna robota moja stanie za grosz wdowi w wielkiej sprawie oświecenia. Bo gdy się sekundy złożą, zrodzą wieki, a ziarnka granitowego piasku wydźwigły turnie tatrzańskie.
Spodziewam się tedy, iż przed sądem twoim pobłażanie znajdę, a totem więcej, gdy, jak wiesz dobrze, tak mało mam poprzedników w literaturze naszej. Jakoż ze wszystkich sztuk pięknych jedna prawie Poezya sama, jaśniejąc u nas tak pełnym, tak świetnym kwiatem, znalazła przeważne komentarze i zasłużonych prawodawców swoich. W tej więc stronie piśmiennictwa naszego niejedno piękne imię świeci; przewiduję, iż tu lub owdzie zejść mi się z niemi wypadnie, a w takim razie jak jawnie i rzetelnie wypowiem, gdy sam innego będę zdania, tak nawzajem z wielkiem serca zadowoleniem będę korzystał z prawd, które inni na silnych utwierdzili podwalinach, i choć wątłemi siłami przyczynię się do wzmocnienia prawdziwych wyobrażeń o piękności, które już w literaturze stanęły. Boć jak z jednej strony nie ma postępu bez ścisłej krytyki tego, co już istnieje, tak znów nawzajem duch niweczenia ciągłego i wiecznego przeczenia jest złym duchem.
Z tych tedy powodów rozumiem, iż każda praca literacka winna przypierać do całej budowy współczesnej jej naukowości, boć każda jest niby listkiem wyrosłym na drzewie ogólnej wiedzy swojego stulecia. Każdy zaiste człowiek jest synem wieku swojego; wiek, w którym on żyje, jest dla niego jakby planeta przekazany mu od Opatrzności na mieszkanie, z nim razem odprawia biegi koło słońca i świata wszechnicy, na nim się rodzi, żyje i kości swoje składa. Pragnąc więc, aby i ta praca moja nie była czemś zupełnie odrębnem a li o sobie stojącem, wręcz i wyraźnie pisać ci będę choć nie także stanowiska, toć przecież na stanowisku spółczesnej nam filozofii, używając myśli jej zasadniczych za kanwę, na której roztoczę obrazy tego, com sam doszedł myśleniem, czytaniem, rozmową ze znawcami sztuki i wpatrywaniem się własnem w arcydzieła piękności.
Nic tracąc zatem osobistej niezawisłości, będę korzystał z dzisiejszego stanu Estetyki, a tak stając na pracach poprzedników, zachowani własne piętno moję.
Tak już będąc z samym sobą, w zgodzie wzglądem treści mojej, chodziło mi jeszcze o formę dla niej. – Jestem wprawdzie przekonany, iż praca systematyczna, a będąca niby całością organiczną i plastyczną w sobie, byłaby iście najgodniejszym kształtem dla zamierzonej osnowy mojej, ale widzę równie, iż forma takowa ani mnie ani tobie nie byłaby na rękę. Pismo bowiem tego rodzaju z góry zaraz wymaga osobnego zakroju swojego, aby samo poczęcie, pochód dalszy i ukończenie, stworzone niby jednym odlewem, składało się jakby w posąg pełny w sobie harmonii i co do treści i co do umiejętnego wykładu. Aby zaś pokusić się o doskonałość takową, trzeba być bardzo pewnym sił swoich, i naprzód wiedzieć, iż się ja ukończyć zdoła; gdy tymczasem przewidzieć się nie da, czyli ty zajęty sprawami codziennego życia będziesz zawsze miał sposobność potemu, byś ściśle poszedł za wątkiem osnowy takowej, i jak długo ona będzie godną uwagi twojej; wszak i ja mogąc jedynie na dorywku pisać, nie wiem czyli będę miał zawsze dość swobody i siły potemu. Jak ty bowiem spodziewasz się znaleźć w tej pracy mojej rozerwanie umysłu, tak i ja w niej szukam ochłody i orzeźwienia myśli z powszedniego zatrudnienia; książka zaś systematyczna byłaby i dla ciebie i dla mnie pełną grozy pracą. Zresztą sam wiesz, jak trudno utrzymać jedność harmonijną w samej zewnętrznej formie, i jak wielce wykład zawisł od chwilowego natchnienia i rozmaitej życia pogody.
Zważywszy to wszystko postanowiłem ci skreślać pojedynczemi przesyłkami, niby listami, osnowę cała; z czego obiecuję sobie mnogie dogodności i korzyści niepospolite: bo nietylko otworzy się miła dla mnie sposobność częstych z tobą stosunków, ale i będę mogł pisywać do ciebie w każdej chwili i pod różnem nastrojeniem umysłu; nie zawadzi bowiem, choćby i każdy list miał inną barwę swoję. Nadto forma listów nadaje mi prawo skreślenia ci wprost, co mi przy sposobności myśl i serce na pióro przyniesie, a nie spuszczając z oka głównego celu mojego, będę mógł czynić wycieczki w przedmioty będące w związku ze sztukami pięknemi: i zdołam wedle upodobania tak długo rozwijać rzecz całą, póki tobie do czytania ochoty a mnie do pisania swobody nie braknie.
Nie oznaczam ci leż dla tego liczby listów moich, może ich będzie bardzo długi szereg, może ich liczba będzie bardzo szczupła; ilekolwiek zaś nakreślę, zawsze złożą jakąś całość ukończoną w sobie, a zaczynając od najogólniejszych zasad teoryi, zapuszczę się w coraz bliższe szczegóły sztuki całej. Unikając rozrywania materyi, zechcę, aby każda ważniejsza osnowa całkowicie ile możności w jednym liście objętą była; będą tedy listy nierównej obszerności, a obojętna jest rzeczą, choćbym niekiedy i przestąpił miarę właściwą listom zwyczajnym.
Otóż widzisz cały zamysł mój; upraszam tylko, abyś sobie nie robił zbyt pochlebnych dla mnie nadziei. Jeżeli zaś te listy upodobanie twoje zjednać sobie zdołają, toż zechciej z twej strony wyjawić zdanie twoje o mej pracy. Wiem, iż w końcu zawsze się zgodzimy; boć tak bywa, jeżeli różność zdania pochodzi ze szczerego zamiłowania prawdy, a nie z chęci pustej utrzymania się przy swojem, a spór poczciwie i w dobrej wierze wiedziony, kończy się zawsze z korzyścią dla rzeczy samej i z podwyższonem poważaniem wzajemnem.LIST II.
W śród zgiełku codziennego życia, wśród kłopotów i kłopotów powszednich, i zabiegów, i wrzawy świata, bieży nam czas cały i wiek nasz. Niby falą płynie trud za trudem, praca ściga pracę, a wśród tego zamętu i hałasu nie dosłyszysz i wołania wyższej natury człowieczej i szlachetniejszej istoty twojej. Niekiedy atoli odezwie się w głębiach piersi znienacka ten głos, tak silnie i potężnie i cudownie zarazem, że już umilkną w duszy wszystkie nizkie chęci i pragnienia, i pierzchną niby mgły nocne przed wschodzący jutrzenką. – Wtedy nieśmiertelna istota ducha naszego, dawno zapomniana, znów zadzwoni niby pieśnią anielską i obudzi chęci, uczucia i myśli do innej należące dziedziny. – Rzekłbyś, że matka dawno zmarła nawiedziła w szarą godzinę tęsknącą sierotę; bo chwile takowe uświęcają nas do wyższego powołania i wzywają, byśmy wstąpili w głąb siebie i zbadali do dna wiekuistą istotę naszę.
Zaprawdę, i narody całe, i stulecia, i części świata takie mają chwile, taką stronę żywota swojego. Patrz na naszę mądrą i doświadczoną Europę, zdawałoby się zrazu, iż rękodzieła, papiery, handel, przemysł, weksle, kredyt, koleje żelazne, para, banki i roje corocznych a coraz świetniejszych wynalazków, przygłuszyły wszelkie życie duchowe; że wśród hałasu tego, wśród gonitw niezmordowanych za zarobkiem, przepomniano o wyższych celach człowieczej istoty. Jeżeli zaś głębiej zapuścisz oczy w ten żywot spółczesnego nam towarzystwa, wyświeci się jasno, iż właśnie podniesienie materyalnego bytu jest potężną pobudką umysłowego przebudzenia; a jeżeli jest prawdą niezaprzeczoną i starą jak świat, iż jedynie w zdrowem i silnem ciele silna też i potężna dusza przemieszkiwać może, tak nie podlega wątpieniu, iż ułatwienie w zaspakajaniu potrzeb cielesnych, jest warunkiem koniecznym zwrócenia myśli do nadzmysłowych rzeczy.
Przemysł materyalny jest ciałem społeczności umysłowej. Dowodem tego jest przeszłość cała. Marzenia tysiącoletnie starej Azyi, dzieje poranne człowieka w Grecyi, i prace harde i pełne majestatu dawnego Rzymu, i wysilenia następnych dziesięciu wieków płowieją w obliczu dziwów obecnego nam świata. Bo jeżeli niegdyś człowiek pasując się z sobą i żywiołami, pełnym boleści mozołem dosługiwał się twardo żywota swojego, nie miał ani siły po temu, ani swobody, by się wzniósł ku wiekuistemu pochodzeniu ducha i wypiastował niebiański pierwiastek jego; dziś już we wieńcu swych cierpień i chwały ociera czoło krwawym znojem zlane, widzi, że nowe zaranie dnieje nad przyszłością jego, żywioły poddały mu się w panowanie, zaprzęgły się na jego miejsce, pracują na niego. A nabrał tem potężniejszego hartu, gdy dawna walka z potęgami natury wyprawiła siły jego, wzmocniła ducha i wyrobiła go w sobie. Gdy zaś najgłówniejszym warunkiem fizycznego świata jest przestrzeń, bo każda rzecz materyalna miejsce jakieś sobą zajmować musi, więc też przestrzeń była najpotężniejszym oporem, który ten świat materyalny stawiał dotychczas zwycięztwom umysłowym człowieka. Ale dziś ta trudność przemożona. Para uskrzydla podroże, morzem i lądem zniesione oddalenie, wielka społeczność ludzi rozstrzelona w kraje osobne i dzielnice świata, rozdrobniona w ludy daleko od siebie mieszkające, czuje się być znienacka zbliżona do siebie; miasta rozsypane na setki mil już sąsiadować z sobą będą, a za handlem rzeczy materyalnych trop w trop pójdzie zamiana najkosztowniejszego towaru, bo udzielanie i nabywanie wzajemne pojęć i cywilizacyi umysłowej. Wnet tedy ród ludzki będzie miał za wspólny dom swój Ziemię całą, a za ojca jedynego Boga na niebie, atak zaiste spełnią się obietnice najpiękniejsze i zwiastowania Chrześcijaństwa na świecie.
Nie dziw tedy, iż przy wzmożeniu się potęgi materyalnej ludzi, wśród wartkich łoskotów przemysłu, będzie korzystać koniecznie i część umysłowa człowieka, i rychlej lub później zajmie godne siebie stanowisko. Bo nawet, im głośniejsza zewnętrzna wrzawa i ruchawsze zabiegi świata, tem też silniejsza potrzeba schowania się w sobie i obtulenia się sobą samym. Tej prawdy dowodzą zjawiska, które się wszędzie czuć dają. Pomijając już owe ciche ale liczne prace rodzące się w samotnej izbie uczonych, i umiejętności po Akademiach, co z katedr dla szczupłej liczby wybrańców płyną; nie wspominając już o mnóstwie dzieł, co choć może nie zawsze głębokiem ale zaiste coraz przystępniejszem dla wszystkich korytem wylewa się na świat, Wspomnę o jednej tylko oznace silnie ocknionej dążności umysłowej: jest to owo wszędzie dostrzedz się dające zasmakowanie publiczności europejskiej w roskoszach sztuk pięknych. Były wprawdzie wieki słynące wielkimi mistrzami w pewnej gałęzi sztuk, na których stulecie nasze zdobyć się nie może, a przecież od czasów starej Grecyi nigdy wielka publiczność nie zajmowała się więcej estetycznem wykształceniem jak dziś. Nasz wiek nie dałby umrzeć Cerwantesowi z głodu, ani Tasso nie byłby zmuszony, jak niegdyś, pożyczyć sobie w Paryżu talara jednego, ani Coreggio umarłby pod ciężarem miedzi zapłaconej mu za arcydzieło jego; a dawneż to czasy, gdy Schiller chirurg batalionowy mdlał w lesie z nędzy i czczości?
Dziś prawdziwy geniusz dorobi się zawsze wieńców i nagrody należnej, bo podstawa jego szczęścia i chwały jest szeroka, nią jest ukształcenie i sąd publiczności, a nie już więcej jak dawniej, łaska lub protekcyą osób przeważnych, zawsze niepewna i chwiejąca się. W naszych czasach nie mają się o co troszczyć Vernety, Liszty, Victory Hugo, Thorwaldseny; żadna więcej niełaska lub intryga nie podkopie ich sławy, ani przyszłości nie roztrąci. Wszystkie prawdziwe talenta do uznania swojego przychodzą.
Powiesz może, iż zajmowanie się publiczności sztuką piękną dowodzi raczej powierzchownego lubownictwa niż znawstwa, że wśród tłumu powołanych mała liczba odbiera święcenie na kapłaństwo do świątnicy sztuki, że u większej części sztuka piękna zastępuje jedynie zabawy, lub służy próżnej chęci wystawności. Nie chcę temu przeczyć; niechaj się atoli święci czas taki, kiedy już szlachetniejsze rozkosze choćby dla zabawy poszukiwane będą; niechaj się święci czas, w którym wystawność i zamożność domu okazuje się raczej kosztownym posągiem, cudnej piękności obrazem, lub smacznie budowanym domem, niż tak jak to dawniej bywało tłuszczą służby próżnującej lub szarańczą pasibrzuchów. Zbytek okazujący się w smaku i w dziełach piękności jest ze wszystkich najszlachetniejszym.
Już to nawet i Schiller powiedział, iż łatwiej poznasz, czem kto jest i co wart, z tego, jak się bawi, jak z tego, co pracuje. Świętem uroczystem dla Grecyi były igrzyska; tam obok siły i zwinności cielesnej okazywano potęgę i zwinność umysłową. W obliczu całego zgromadzonego ludu, wieszcze uderzywszy w lutnie śpiewali pieśni swoje bogom i wielkim ludziom na cześć; historycy czytali dzieje, pełne chwały ludu, który ich słuchał, a lud ten dawał im oklaski i wieńce. Przeciwnie w onym Rzymie trzeba było mordów i rzezi na krwawej Arenie, by zabawić naród, co się panem świata uczynił. Hiszpanów, owych katów całych ludów Ameryki, roskoszą jest walka z rozjuszonym bykiem. W średnich wiekach nie zawsze skręcano sobie karki na turniejach dla rozrywki, ale znano i inne roskosze; dość ci będzie przypomnieć Truwerów, Minstrelów, Minnesengerów, i owe Jeux floraux i Corte d'amore, których ślady w Tuluzie do dni naszych się przechowały. Otóż każdy wiek i naród ma swoje smaki będące piętnem jego. Nigdy tak dobitnie, jak przy zabawie, nie rozpoznasz barbarzyńca odukształconego człowieka.
Witajmy tedy z całem sercem czas podający na miejsce grubych wesołości sztuki piękne. Przy wyraźnej dążności świata do ukształcenia i uduchownienia istoty swojej, spodziewać się też należy, iż i u nas znikać zaczną owe zabawy barbarzyńskie, wypływające niby z potrzeby nastrojenia nerwów i napięcia umysłu, a szafujące minutami i godzinami jakby zdawkową moneta życia. Co aby się jak najrychlej stało, daj Boże!
Zasmakowanie w sztukach pięknych jest zawsze wróżbą uduchownienia się czasu i pierwszym szczeblem poznania najwyższych prawd, bo sztuki piękne dopiero przez zmysły na nas działają. Porusza cię rzeźba, obraz, budowanie; toć przecież to są rzeczy, co twój wzrok, co zmysły uderzają, a przez tę zmysłową formę świeci istota duchowa. Oczyma posągu lub obrazu spogląda na nas świat nadzmysłowy; architektura ciosami i cegłą cuda sprawiając jakby pieśnią przejmuje duszę; wszak i tony muzyki są brzmieniem zmysłowem, bo do słuchu zmierzonem; ale harmonia, ale melodya, którą się tony te wiążą, zrodziły się w głębiach duchowych i do ducha płyną; a cóż dopiero rzec o Poezyi, co potęgą wyobraźni i czarem języka łączy w sobie urok wszystkich sztuk zarazem. Sztuki odziewają prawdy żywotne piękności szatą. A co nam Filozofia podaje w trudnych i jedynie abstrakcyą dościgłych rozumowaniach, sztuki piękne tchem swej potęgi przetwarzają na ciepłe i pełne życia istoty. Ztąd Göthe gdzieś powiada, że prawdy zstąpiły nagie z nieba na ziemią, a sztuki sprawiły im sukienki. Tak tedy w każdem dziele sztuki dwa rożne schodzą się pierwiastki: jeden zmysłowy materyalny, drugi duchowy, będący prawdą nieskończoną; pierwszy dla zmysłów przystępny, drugi dla samego ducha widza lub słuchacza istnieje. Pojmowanie takowe istoty sztuki jest główną piastą całego przyszłego rozumowania naszego, i dostatecznie później udowodnionem zostanie.
Jeżeli więc wżyciu całego naszego rodu piękność jest tak wielkiej wagi pierwiastkiem, warto, byśmy też całą myślą naszą zanurzyli się w ten świat i poznali najskrytsze tajemnice jego. Zanim atoli zapuścimy się w ten bliższy rozbiór przedmiotu naszego, przedewszystkiem radbym jedynie w tej chwili uprzątnąć niektóre wątpliwości, jakieby ci się zrazu nasunąć mogły. Potrzeba, żebyśmy je na wstępie samym z siebie zrzucili, niby juki opóźniające dalszy pochód nasz.
Przewiduję z góry, że się, może nie zgodzisz na samo wyobrażenie takowe o piękności i powiesz: że przecież daleko prostszą drogą do nauczenia prawdy jest gołe rozumowanie, nieodziane w żaden przystrój, że ono rychlej do celu prowadzi i wyraźniej nam wskazuje, o co w życiu istotnie chodzi, niż wszelkie piękności dzieła, w których niekiedy i bardzo trudno dopatrzyć się prawdy; że sama prawda nie z ułudy ale z prawdy się rodzi, bo człowiek nie pieszczotami piękności, ale cierpką pracą dokupuje się przekonania swojego; słowem, że sztuki nie są wcale właściwym środkiem do celu. Otóż ten zarzut nie tylko tobie ale każdemu z razu mimowolnie do myśli przyjdzie, skoro się wspomni o wielkiem powołaniu piękności.
Ale pozwól, zrozumiejmy się bliżej. Odrzuć przedewszystkiem myśl, jakoby sztuka piękna miała jakieś cele krom siebie, i jakoby była jedynie środkiem do osiągnienia jakiegoś dobra, będącego czemś innem jak pięknością. Sztuka ma cel swój sama w sobie, sobie samej jest celem i końcem, do którego zmierza. Tak jak i wszystkie prawdy niczyją nie są służebnicą, ani środkiem do osiągnienia obcych im celów, ale same z siebie mają wagę i znaczenie swoje. Czyliż cnota, dla tego jedynie ma wartość wysoką, iż zradza wewnętrzny duszy pokój, że jest podwaliną towarzyskiej budowy i źródłem szczęśliwości człowieczego rodu? Czyliż najwyższym celem wychowania młodzieńca jest to, aby się jak mówią, dobrze wydał w towarzystwie, zaradzał sobie w przyszłości w każdej potrzebie i znalazł w naukach sposób dalszego utrzymania swojego?
Czyliż prawdy matematyczne dla tego istnieją, aby służyły za ćwiczenie gimnastyczne rozumowi i miały zastosowanie w miernictwie, astronomii i przemyśle? Ktoby tego był zdania, mógłby równem prawem powiedzieć, iż miliony gorejących światów na niebie jedynie dla tego są stworzone, by nam ustroić i rozświecić ciemność nocy, by namiot niebieski rozbity nadziemią wyszyć gromadami gwiazd błyszczących, na ozdobę mieszkania naszego. My mieszkańcy na tej drobnej ziemi mieliśmy istotnie takie zarozumienie o sobie, bo podobni do źle wychowanego dziecięcia, rozumieliśmy, iż wszystko dla naszej zabawy i pożytku jest stworzonem; a nawet aż do Kopernika świat mniemał, iż te tłumy ciał niebieskich wraz z naszem słońcem pędzą kołowrotem koło ziemi naszej, ja – koby około środka i pani swojej; a było to nawet bardzo szczęśliwie, że gwiazdy tak są wysoko zawieszone, bylibyśmy może ich się naparli, by się z niemi pobawić i popsuć je w końcu. Zaledwie już mędrkowie się nie pytali, dla czego zamiast owych gwiazd nie mamy kilka księżyców ziemi dodanych, boćby przecież piękniej nam noc oświeciły i bogaciej nam ustroiły niebo, niż owe słońc miryady, których małą tylko część gołem okiem dojrzeć można, a których nieskończonej chmary choćby najlepszym teleskopem człowiek na wieki nie dostrzeże.
Do podobnież to krzywych rezultatów prowadzi fałszywe stanowisko i krótkowzrokie zapatrywanie się na rzeczy. Bo jako kwiat na iglicy niedostępnych Alpów dyszy zapachem i świeci barwą, choć niewidziany nigdy od oka ludzkiego, kwitnąc jedynie Bogu samemu na chwałę, tak i gwiazdy mają cel swój w sobie, i dla siebie są stworzone, a nie służą naszej drobnej ziemi. Co innego zapewne jest twierdzić, iż gwiazdy stroją niebo nasze, a co innego, iż one dla samej ozdoby tylko istnieją. Podobnie i cnota jest prawdą wiekuista o sobie stojącą bez względu na skutki zbawienne z niej płynące; tak i wychowanie ma za główny cel swój, by uczłowieczyć młodzieńca, podnieść go do zacności ludzkiej i zbliżyć do poznania Wszechmocnego i Ojca, by urósł niebu i ziemi na cześć; wszak i zasady matematyczne są i były prawdą, choćby i nie było rodu ludzkiego któryby je zapoznał; tak nareszcie i wszystkie wielkie prawdy, i sztuki piękne same, choć z nich spada niby Boża rosą szczęśliwość ludzi i nieprzeliczone korzyści dla nich, maja przecież wartość same w sobie i nie zależą od niczego wcale.
Jeżeli zaś sztuki piękne są jedynie środkiem do czegoś innego, słowem jeżeli wchodzą w obcy sobie zakres, jak to widzimy, iż malarstwo, rzeźba, architektura, zdobi sprzęty domowe, stroi ogrody, szaty, łącząc się ze stolarszczyzną, haftami strojem mieszkań i t… d… toć wtedy przestaje być sztuką istotną, o której mówię, ale jest jedynie sztuką zdobiącą, nadobną, jest przystrojeni. Ale my tu jedynie o sztuce wyzwolonej, to jest usamowolnionej od wszelkich pobocznych celów rozprawiać mamy.
Widzisz tedy, że się już zgodzić nie możemy na zdanie jednego z dzisiejszych pisarzów francuzkich głośnej sławy, gdy mówi: "Nulartne dérive de soi, nesubsiste par soi-même, pour ainsi dire solitairement. L'art pour l'art est donc une absurdité. Le perfectionnement de l'être dont il manifeste le progrès, en est le but."
Jeżeli tedy, jakeśmy wyżej powiedzieli, sztuka piękna wyraża prawdę we formie zmysłowej, przystępnej dla wzroku i słuchu, toć już widzisz, iż ona służąc do uzmysłowienia prawdy, sama sobie służy i siebie sama ma za cel, bo ona sama jest prawdą, ale wyjaśniona w sposób materyalny, jest ona jednym z kształtów, który prawda na siebie przybiera, tak n… p… znów filozofia jest prawdą, ale już nie we formie bezbarwnego rozumowania. W niej duch świeci bez pośrednictwa materyi i zmysłów, świeci czystym wieczności promieniem i przemawia wprost o sobie i o wielkiem przeznaczeniu człowieka. Sztuka piękna zaś, łącząc świat cielesny z wiekuistym, jest pośrednicy między niebem i ziemią; opuściła dla nas rajską dziedzinę, a przywdziawszy na się cielesność śmiertelną, dzieli z nami i znikomość i biedy naszę, by nas w czarnych pocieszyć chwilach, zabawić swojemi kwiatami, i przytulić do siebie, niby dziecię płaczące. Gdy atoli świat zmysłowy łatwiejszy jest do pojęcia niż czystorozumowy, więc też sztuka piękna wcześniej była nauczycielką ludzi niż Filozofia.
Nim się ród ludzki mocą samego rozumu dobił prawd o niebie i ziemi, o życiu i śmierci, o wieczności i naturze, wcześniej o nich zamarzył, ucząc się czytać z dzieł piękności jakby z książki obrazkowej, w nich przeczuwając wielkie przeznaczenie swoje. Dla tego leż poeci, wieszcze, bardy byli pierwszymi nauczycielami narodów, i pierwszymi ich kapłanami i filozofami.
Od wieków sztuki, religia i filozofia w ścisłym z sobą były związku, rosnąc na wspólnym sobie gruncie prawdy. A że pojmowanie różne prawdy i różny sposób jej uzmysłowienia wynika z najgłębszej duszy świątnicy i z całej treści człowieka, więc tez historya sztuki jest wiernym obrazem owej wewnętrznej historyi rodu ludzkiego.
Jeżeli cały ród człowieczy, co od wieków niepowrotnie płynie niby rzeką do wieczności morza, uważać będziesz za jednę osobę, znajdziesz to samo pracowanie się jego nad sobą, te wolne ale pewne postępy rozwijania się duchowego, co w pojedynczym człowieku. Tu jedna tylko zachodzi różnica, iż ród ludzki nie umiera nigdy; a choć i on ma mroźne i głuche zimy i długie nocy swoje, co szeregiem wieków jakby grobem przywalają świat, aleć gdy otrętwienie śmiertelne przeminie, doczekuje się znów wiosny swojej, a każda wiosna silniejsza i piękniejsza cudniejszym buja liściem, i nową świetniejszą epokę w historyi rozpoczyna. Każda epoka odradza się nowym pierwiastkiem, którym żyje i oddycha, a jest on różny wedle różnego stopnia ukształcenia, który ród ludzki w pewnym właśnie czasie zajmuje.
Tak więc i sztuka koniecznie różne a różne kształty na się przyjmuje. Patrz nadzieje starcy Azyi, co to jest zarazem wschodem i słońca i ducha człowieczego, spostrzeżesz wszędzie, iż tu historya przeżyła dziecięce lata swoje. Nie wdając się jeszcze teraz w głębsze dowodzenie i zapuszczanie się w te dzieje, przypomnę ci pokrótce, co nam stary Herodot o tej Azyi, o tym Egipcie prawi, owe koleje fantastyczne losu Psametyka, sny starego Astyagesa, ów król Rampsenit żeniący dowcipnego złodzieja z córką swoją, pierścień Polykratesa, Soloson, Sopyros i płaszcz jego purpurowy, Babilon, Niniwa, Semiramis. Rzekłbyś, ke te gawędy Herodot gdzieś na wieczernicach ruskich posłyszał; są to gadki, jak je to niań – ki lubią dzieciom bajać; jakoż zawsze też uważałem, iż ta pierwiastkowa historya bardzo do smaku małym pacholętom przypada i z wielką jej chciwością słuchają. A lubo Azya i historya jej i dziś jeszcze podobna do jakiejś długiej a świetnej bajki, lubo przypomina powieści opowiadane przez Arabów przy samotnem ognisku w głuchocie pustyni, wszakoż jest to już nowe życie Azyi, nowe jej wydanie. Azya Mahometańska wielce się różni od owej Herodotowej, bo w tej tylko istotnie widać ducha człowieczego niby w powiciu; tu fantazya samopas bujając, na poły we śnie i na poły na jawie o sobie przemawia, ztąd tutaj sztuki są jakby wymarzone nocą widziadła; poezya, choć pełna treści, jest potrzebą natury samej, i bezprzytomnie brzmi z pełnych piersi, jakby pieśń słowika z wonnych krzewów róży.