Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Listy Zygmunta Krasińskiego do Henryka Reeve - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Listy Zygmunta Krasińskiego do Henryka Reeve - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 320 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wie­deń

Mój dro­gi Hen­ry­ku, To­bie ży­cie wy­da­je się słod­kie, ale ja tak o nim wca­le nie my­ślę. Prze­po­wia­dam Ci, że przez te swo­je roz­ko­sze es­te­tycz­ne po­pad­niesz w koń­cu w ma­te­ria­lizm. Strzeż się tego an­giel­skie­go du­cha, któ­ry od cza­su Two­je­go po­wro­tu do An­glii ogar­nia Cię ze wszyst­kich stron. Strzeż się zdro­we­go roz­sąd­ku; są lu­dzie, któ­rych zdro­wy roz­są­dek gubi. Co do mnie, nie my­ślę ani o La­oko­onie, ani o nie­wdzięcz­nych pan­nach. My­ślę o tym, że kraj mój cier­pi ucisk, że ja sam je­stem igrasz­ką oko­licz­no­ści, że zdro­wie mam sła­be i du­cha nie­kie­dy sła­be­go, i że le­piej by dla mnie było umrzeć te­raz niż póź­niej. Oto co my­ślę – bez żad­nej w tym po­ezji, bo gdzie, u dia­bła, do­szu­ki­wać się po­ezji, gdy wo­kół tyl­ko otę­pie­nie i nie­wo­la? Cza­sem my­ślę tak­że o tym, że oślep­nę, i szcze­rze mó­wiąc, nie mogę za­li­czyć tego do mo­ich es­te­tycz­nych roz­ko­szy. Zresz­tą masz po czę­ści ra­cję w tym, co się mnie ty­czy, i je­śli pój­dzie tak da­lej, sta­nę się po pro­stu ja­kąś śmiesz­ną isto­tą, mę­ską od­mia­ną Iw; ale po­cze­kaj, może jed­nak zmie­nię kie­ru­nek; w prze­ciw­nym ra­zie współ­czu­ję Ci ty­tu­łu mo­je­go przy­ja­cie­la, bo do­praw­dy będę na wie­ki tyl­ko głup­cem z wy­obraź­nią. To naj­lep­sze okre­śle­nie, na ja­kie się kie­dy­kol­wiek zdo­by­łem. Bądź zdrów, oczy mnie bolą pie­kiel­nie. Ko­chaj mnie za­wsze.

Zyg Kras

Pisz do mnie nadal do Wied­nia.

: P Hen­ryk Re­eve, w Mo­na­chium, Ba­wa­ria, po­ste re­stan­te.Wie­deń, 14 lip­ca 1832

Otóż to, je­ste­śmy o krok od ma­te­ria­li­zmu. „Szczę­ście jest ce­lem ży­cia; nie­szczę­ścia trze­ba uni­kać.” Bra­wo! Bra­wo! Sły­sząc Cię, pro­chy Epi­ku­ra za­drża­ły­by z ra­do­ści. Ja my­ślę, że to nie­słusz­ne. Ra­czej chy­ba nie­szczę­ście jest nie­unik­nio­nym ce­lem ży­cia: dzię­ki nie­mu zy­sku­je się ludz­ką pa­mięć, Bo­skie bło­go­sła­wień­stwo. Wszyst­kie moje ży­cze­nia, wszyst­kie mo­dli­twy dążą do tego, aby Cię, mój przy­ja­cie­lu, od­dzie­lić od tłu­mu. Jak­że byś mógł przy­pusz­czać, że tyl­ko Ty je­den, Ty je­den po­zo­sta­niesz w spo­ko­ju, sko­ro świat za­czy­na się ru­szać?

Stra­pi­łem się bar­dzo cho­ro­bą Two­jej mat­ki; ale sku­tek jej był do­bry, uczy­nił Cię czul­szym, zmięk­czył Two­je ser­ce, zmniej­szył Twój ego­izm. Po­do­ba mi się tak­że ten świt mi­ło­ści oj­czy­zny, co wsta­je w Two­jej du­szy. Niech Bóg bę­dzie za to bło­go­sła­wio­ny!

Wi­du­ję czę­sto bra­ta Au­gu­sta . „To czło­wiek prze­szło­ści” po­wie­dzie­li­by o nim klu­bi­ści; ja mó­wię in­a­czej: „To czło­wiek szla­chet­ny i dziel­ny jak jego sza­bla.” Klu­bi­ści nas zgu­bi­li. O ich sza­leń­stwie, o ich wście­kło­ści nie mo­żesz mieć na­wet wy­obra­że­nia. Ci nędz­ni­cy, szew­cy, Ży­dzi wy­chrz­cze­ni i chci­wi pie­nię­dzy kraw­cy, któ­rzy nic nie wie­dzą o Pol­sce i o jej prze­szło­ści, po­sta­no­wi­li ro­bić ma­ją­tek, za­ra­biać, spe­ku­lo­wać, wie­sza­jąc, rzu­ca­jąc oszczer­stwa, pod­bu­rza­jąc, a te­raz wy­pi­su­ją bro – szu­ry prze­ciw wszyst­kie­mu, co u nas na­praw­dę szla­chet­ne i wiel­kie. Oni to na­zy­wa­ją ary­sto­kra­cją; ale je­śli mnie ko­chasz, wierz mi i wiedz, że poza ary­sto­kra­cją nie ma w Pol­sce nic, ani zdol­no­ści, ani świa­tłych umy­słów, ani po­świę­ce­nia. Nasz trze­ci stan to bzdu­ra; nasi chło­pi to ma­szy­ny. My tyl­ko sta­no­wi­my Pol­skę. A na­dej­dzie czas, kie­dy po tylu ofia­rach po­wie­szą nas pew­ne­go pięk­ne­go po­ran­ka na­prze­ciw oł­ta­rza Oj­czy­zny. Taki jest bieg rze­czy, a jest nie­odwo­łal­ny. Czas nad­szedł, czas się musi wy­peł­nić. Ra­dy­ka­lizm doda nam siły po to, aby nas po­wa­lić i ze­trzeć z po­wierzch­ni zie­mi. Oby przy­najm­niej po na­szym odej­ściu szczę­ście uśmiech­nę­ło się choć tro­chę do tego bied­ne­go kra­ju! Oby ci lu­dzie nowi cie­szy­li się po­myśl­no­ścią i znów utwo­rzy­li wiel­ki na­ród! Ale my, my pra­cu­je­my na wła­sną zgu­bę; a prze­cież pra­cu­je­my: to nasz obo­wią­zek i Bóg pa­trzy na nas; po­tem bę­dzie stry­czek i wiecz­ność. Zważ do­brze te sło­wa; po­myśl o nich jesz­cze raz. To nie ja­kiś na­gły wy­buch, to owoc dłu­gich me­dy­ta­cji. Pi­suj da­lej do Wied­nia. Bądź zdrów; moje oczy wciąż tak samo.

Wiecz­nie twój Zyg Kras

P Hen­ry Re­eve, Mo­na­chium, Ba­wa­ria, po­ste re­stan­te.Wie­deń, 21 lip­ca 1832

Moje oczy cią­gle tak samo. Nie mogę nic ro­bić i zgrzy­tam zę­ba­mi, bo mija go­dzi­na po go­dzi­nie, dzień po dniu, a ja wciąż je­stem tym, czym by­łem: isto­tą bez­czyn­ną, zwie­rzę­ciem w ludz­kim kształ­cie; bo my­śli są nie­wi­docz­ne, a lu­dzie nie bio­rą ich pod uwa­gę. Za dwa ty­go­dnie za­pew­ne stąd wy­ru­szę. Je­śli jed­nak po­czu­ję się go­rzej, nie wy­ja­dę. Nie wy­bie­rasz się do Ber­li­na; za­tem War­sza­wa jest wy­kre­ślo­na z Two­jej po­dró­ży. Bóg wie, kie­dy się zo­ba­czy­my. O przy­szło­ści ani sło­wa, bo prze­są­dzać o czymś już dziś, to sza­leń­stwo. Kto zdo­ła prze­wi­dzieć, czy bę­dzie żyć, czy umrze? Tak bym chciał zo­ba­czyć jesz­cze raz H i Cie­bie rów­no­cze­śnie, a po­tem za­koń­czyć to ży­cie ta­kie okrop­ne. Co­raz moc­niej ogar­nia mnie umi­ło­wa­nie ni­co­ści. Za­czy­na mi się tak­że uśmie­chać myśl o spo­czyn­ku, mnie, com nic do­tąd nie zdzia­łał. Czy cier­pie­nie może za­stą­pić czy­ny? Bądź szczę­śli­wy i ciesz się zbio­rem praw, a po­tem, kie­dy Ci to obrzyd­nie, po­myśl o mnie i bądź za­wsze moim przy­ja­cie­lem.

Zyg Kras

P Hen­ryk Re­eve, w Mo­na­chium, Ba­wa­ria, po­ste re­stan­te.Wie­deń, 25 lip­ca 1832

Trum­nę po­prze­dzał szwa­dron hu­za­rów, dru­gi je­chał za nią; i trum­na, i oba szwa­dro­ny prze­je­cha­ły z wiel­ką szyb­ko­ścią, nie­mal ga­lo­pem, nie tak jak za­zwy­czaj przy po­grze­bie. Lud przy­glą­dał się tłum­nie, ale nie­wie­le mógł zo­ba­czyć, po­przez usta­wio­ne wzdłuż uli­cy dwa rzę­dy żoł­nie­rzy i ba­gne­tów; po­tem żoł­nie­rze oto­czy­li ko­ściół, przy­by­tek Boży otwo­rzył się tyl­ko dla kil­ku osób i zwło­ki Na­po­le­ono­we­go syna znik­nę­ły w nim na za­wsze. Nie mo­gło być in­a­czej. Na­po­le­on był dzie­łem, dzie­cię­ciem re­wo­lu­cji; sam był je­dy­nie re­wo­lu­cją, a tacy lu­dzie nig­dy nie two­rzą dy­na­stii. To­też jego syn był tyl­ko ja­kimś przy­pad­ko­wym wy­da­rze­niem i umarł trzy dni temu, ma­jąc dwa­dzie­ścia je­den lat, ze sło­wa­mi: „Po­mię­dzy moją ko­leb­ką i gro­bem nie ma nic.” A prze­cie pła­kać się chcia­ło, pa­trząc jak szyb­ko mi­jał nas ów po­grzeb, jak w kil­ka chwil prze­mi­nę­ło tyle sła­wy, tyle na­dziei. Uro­dzo­ny jako król rzym­ski, zmarł jako ksią­żę Re­ich­stad­tu, a po­tem ci­sza i za­po­mnie­nie. Sta­jesz się uoso­bie­niem zdro­we­go roz­sąd­ku. Czu­ję, że to samo bę­dzie ze mną: trze­ba bę­dzie ze wszyst­kim się po­że­gnać. Prze­kleń­stwo! Ale obaj ma­rzy­li­śmy i ko­cha­li­śmy się. Zbu­dze­ni z ma­rzeń, ko­chaj­my się tak samo. Zo­ba­czysz, na­dej­dzie dzień, kie­dy po­ezja do nas wró­ci. Wy­jeż­dżam stąd szó­ste­go . Pisz do mnie na ra­zie tu, po­tem do War­sza­wy.

Zyg Kras

P Hen­ryk Re­eve, w Mo­na­chium, Ba­wa­ria, po­ste re­stan­te.War­sza­wa, 15 sierp­nia 1832

Mój dro­gi Hen­ry­ku, je­stem w War­sza­wie, cho­ry jak pies, na ple­cach mam peł­no pi­ja­wek, a oczy czer­wo­ne jak po­tę­pie­niec. Za kil­ka mi­nut wy­jeż­dżam, aby spo­tkać się z oj­cem w na­szym wiej­skim domu. Bądź zdrów, mój dro­gi., Le­d­wo mam czas, by skre­ślić do Cie­bie te kil­ka słów i pro­sić, byś za­wsze był moim przy­ja­cie­lem, choć może na­dejść czas i wia­do­mo­ści, któ­re Cię za­smu­cą. Do wi­dze­nia.

Twój na za­wsze Zyg

Ach, mój dro­gi, czu­ję na ser­cu ka­mień, na­wet łzy go nie roz­my­ją.

|Ad­res:| Do P[ana| Re­eve, w Dreź­nie. Sak­so­nia, po­ste re­stan­te.18 sierp­nia 1832

Mój dro­gi Hen­ry­ku, list Twój otrzy­ma­łem go­dzi­nę temu, sie­dząc w po­ko­ju, któ­ry Ci opi­szę. Ścia­ny bia­łe, bez obić; w oknach fi­ran­ki zie­lo­ne i bia­łe; pod ścia­ną wspa­nia­ły for­te­pian; obok na sto­le go­to­wal­nia ze szcze­re­go sre­bra: kub­ki, lu­stra i wszyst­kie te dro­bia­zgi słu­żą­ce do czysz­cze­nia pa­znok­ci, zę­bów, wło­sów itd., itd., fla­ko­ny peł­ne wy­bor­nych per­fum; da­lej ko­mi­nek, a na nim dwa nie­wiel­kie glo­bu­sy; da­lej, z boku, za­wie­szo­ne na ścia­nie, lśnią trzy du­bel­tów­ki, dwa rogi my­śliw­skie na­bi­ja­ne zło­tem i ko­ścią sło­nio­wą, sza­bla, wy­kła­da­ne sre­brem da­ma­sceń­skiej ro­bo­ty pi­sto­le­ty, tor­by my­śliw­skie, pro­chow­ni­ce itd.; da­lej drzwi, da­lej piec; da­lej moje łóż­ko pod ką­tem pro­stym do pie­ca, a na nim wy­twor­na po­ściel i kasz­mi­ro­wy szla­frok; tuż koło mnie ogrom­na szka­tu­ła na pod­ręcz­ne dro­bia­zgi, w któ­rej zna­la­złem po przy­jeź­dzie czte­ry ty­sią­ce flo­re­nów i gdzie zło­ży­łem li­sty H; da­lej biur­ko, na któ­rym stoi brą­zo­wa sta­ro­żyt­na waza, a w niej bu­kiet kwia­tów, do­ko­ła zaś moje an­giel­skie książ­ki i moja po­zy­tyw­ka, krzyż z Ko­lo­seum, szty­let i wszyst­kie zna­ne Ci przed­mio­ty. Oto mój po­kój. W chwi­li, gdym otrzy­mał Twój list, sie­dzia­łem u boku ko­bie­ty, któ­ra gra­ła i śpie­wa­ła dla mnie. Znasz ją: to pani Z. Co po­wiesz na to wszyst­ko, mój dro­gi? Otom na­gle wiel­ki pan, ja, mi­ze­rak To oj­ciec przy­go­to­wał tak wszyst­ko na mój przy­jazd. Z okien wi­dzę w do­li­nie go­tyc­ki za­mek, któ­ry bu­du­je się dla mnie, z wie­żą ozdo­bio­ną ro­ze­ta­mi i mau­re­tań­ski­mi ko­lum­na­mi, da­lej, w dole, trzy sta­wy i mnó­stwo zie­le­ni.

Wi­dzia­łem się z oj­cem. Gdy­byś zo­ba­czył łzy, co cie­kły mu po bli­znach i po wą­sach, kie­dy mnie przy­ci­skał do ser­ca! A po­tem po­szli­śmy ra­zem do gro­bow­ca mo­jej mat­ki i tam, w ob­li­czu tej trum­ny, któ­rą Ci opi­sa­łem w Ada­mie, dał mi swo­je bło­go­sła­wień­stwo. Słod­kie i świę­te jest oj­cow­skie bło­go­sła­wień­stwo. Czy­ta­jąc te sło­wa, po­my­ślisz może: „On jest spo­koj­ny!” Otóż nie! Mam go­rącz­kę, nie mogę spać; ale cza­sa­mi ota­cza­ją mnie wspo­mnie­nia dzie­ciń­stwa i wte­dy, przez chwi­lę, spo­glą­dam ze spo­ko­jem na te rów­ni­ny, na te zbo­ża pol­skie, któ­re z lek­ka ko­ły­szą się wo­kół mnie. Z oczy­ma tro­chę le­piej. Je­że­li bę­dziesz pi­sał do Za­łu­skie­go, uści­skaj go ode mnie. Myśl o mnie czę­sto, mój przy­ja­cie­lu, mój do­bry, dro­gi przy­ja­cie­lu. Nie wiem jesz­cze nic o przy­szło­ści, cie­szę się tro­chę tym, co jest te­raz. Ubi­łem parę be­ka­sów. Bądź zdrów. Cze­ka mnie wierz­cho­wiec arab, chcę tro­chę po­ga­lo­po­wać.

Twój na za­wsze Zyg Kras

P Hen­ryk Re­eve, Dre­zno, Sak­so­nia, po­ste re­stan­te.20 sierp­nia 1832 Opi­no­gó­ra

Kie­dy czło­wiek nie stoi już u brze­gu ży­cia, kie­dy za­pu­ścił się już nie­co na peł­ne mo­rze, wów­czas mie­wa nie­kie­dy chwi­le spo­ko­ju. Jak to się sta­ło, że ci­sza na mo­ment na – peł­ni­ła mi ser­ce? Jak to się sta­ło, że już mnie nie drę­czy żą­dza mi­ło­ści i sła­wy? Bo moja mło­dość nie jest już tak świe­ża i za­pal­czy­wa jak nie­gdyś, w dniach na­mięt­no­ści i sza­leń­stwa!

I uklę­kłem nad gro­ba­mi przy­ja­ciół z lat dzie­cin­nych, aby po­mo­dlić się i po­roz­my­ślać. Wo­kół cmen­ta­rza ko­ły­szą się fale kło­sów, jed­no­staj­ne, ni­czym nie ocie­nio­ne, bo na tym oce­anie zbóż nie wzno­si się ani jed­na kępa drzew. Hu­czy pół­noc­ny wiatr i po­ry­wa chmu­rę po chmu­rze z głę­bi ho­ry­zon­tu, pę­dzi je w górę, ku słoń­cu, a po­tem ci­ska w dół z wy­so­ko­ści nie­bie­skie­go skle­pie­nia. Błę­kit, któ­ry uka­zu­je się po­mię­dzy nimi, jest bla­dy, po­wie­trze chłod­ne, obok mnie ko­ły­sze się kil­ka mo­drze­wi; a prze­cież w ser­cu mam spo­kój, a moje mo­dli­twy ła­twiej do­cho­dzą do Boga niż te, któ­re szep­ta­łem nie­gdyś na szczy­tach gór, na mor­skim brze­gu: to dla­te­go, że ci, co tu do­ko­ła spo­czy­wa­ją, nie­gdyś mnie ko­cha­li.

Po­tem na­cho­dzą mnie na­gle inne wspo­mnie­nia i spla­ta­ją się z tymi, któ­re mnie ota­cza­ją. Przy trum­nie mat­ki prze­śla­du­je mnie twarz cu­dzo­ziem­ki. Dwie ko­bie­ty są w tej kryp­cie. Jed­na w śmier­tel­nej suk­ni, ci­cha, nie­ru­cho­ma, któ­rej mi­łość bło­go­sła­wi­ła moim na­ro­dzi­nom; dru­ga stroj­na w żywe kwia­ty, z okiem błysz­czą­cym, opie­ra się O oł­tarz i pal­cem wska­zu­je na jego stop­nie, na któ­rych nig­dy nie klęk­nę u jej boku. Ta wi­zja przy­pra­wia mnie o łzy; nie­gdyś przy­pra­wi­ła­by mnie o sza­leń­stwo.

Moje my­śli bie­gną te­raz in­nym to­kiem. Ogar­nia mnie le­tar­gicz­na roz­kosz; głos mam ci­chy, rzad­ko wy­po­wia­dam ja­kieś sło­wo. Ale w mo­jej du­szy roz­gry­wa­ją się dziw­ne sce­ny, żyję w świe­cie, któ­re­go nie sca­la żad­na jed­ność. Sny prze­no­szą mnie w prze­szłość, po­tem uka­zu­ją rą­bek przy­szło­ści, któ­ry zni­ka po chwi­li. Wi­ru­ją do­ko­ła mnie bia­łe ża­gle i nie­bie­skie fale, wło­skie pie­śni i dźwię­ki cu­dzo­ziem­skiej mowy. Od­ży­wa w pa­mię­ci to wszyst­ko, co śni­łem, my­śla­łem, cze­go nie­ja­sno pra­gną­łem, ale jest to jak gdy­by la­bi­rynt, po któ­rym błą­dzę na pół zbu­dzo­ny, na pół sen­ny, nie ma­jąc sił otrzą­snąć się z tego snu i pod­da­jąc się cza­ro­wi, co ogar­nia mnie nie­od­par­cie, po­dob­nie jak czło­wiek śmier­tel­nie zmę­czo­ny osu­wa się na łoże.

5 wrze­śnia. – Znów zmie­ni­ła się sce­ne­ria mo­ich wi­zji. Jak Man­fred wy­wo­ły­wa­łem du­chy: „Astar­te, prze­mów do mnie”. Na­mięt­no­ści to bła­zny, co szy­dzą ze mnie. Nie­na­wiść prze­mie­ni­ła się w mi­łość, a po­tem, a po­tem, było to o zmierz­chu: czy wi­dzisz ten pięk­ny księ­życ? A po­tem, a po­tem, było to w po­god­ny po­ra­nek. Przy­ja­cie­lu, to moja ostat­nia pieśń. Sta­raj się mnie zro­zu­mieć i użal się nade mną. Znów kil­ka chwil szczę­ścia, a po­tem przyj­dą wy­rzu­ty i kara.

Nie mam swo­je­go anio­ła stró­ża w po­sta­ci Schel­lin­ga. Sza­tan okry­wa mnie swo­imi skrzy­dła­mi.

Za czte­ry dni jadę do Pe­ters­bur­ga. Hen­ry­ku, je­ste­śmy przy­ja­ciół­mi na śmierć i ży­cie: gdy­byś prze­stał być moim przy­ja­cie­lem, Bóg cię uka­rze. Pi­szę do Cie­bie do Mo­na­chium, bo nie wiem, do­kąd ad­re­so­wać ten list. W Dreź­nie mia­łeś być tyl­ko trzy dni; na­pi­sa­łem tam do Cie­bie. Bądź zdrów. Pisz do mnie do Pe­ters­bur­ga na po­ste re­stan­te. Na­sza przy­jaźń nie na­le­ży do tych, któ­re mogą się ze­rwać wsku­tek ja­kiejś oko­licz­no­ści, żeby ją uni­ce­stwić, trze­ba ja­kie­goś czy­nu; bez tego zry­wać ją by­ło­by zbrod­nia.

Ja za­wsze będę Two­im przy­ja­cie­lem

Zyg Kras

5 wrze­śnia 1832, Opi­no­gó­ra

Ze­gnam wszyst­kich mo­ich przy­ja­ciół w Eu­ro­pie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: