Litwa po litewsku - ebook
Litwa po litewsku - ebook
Historia Litwy to nie tylko unia lubelska, wspólna walka o Grunwald, Pan Tadeusz oraz obowiązkowe zwiedzanie Ostrej Bramy i cmentarza na Rossie. Dominik Wilczewski snuje wciągającą opowieść o splocie przeszłości Litwy z jej współczesnością.
Litwini wiele razy upadali, bywali pionkami w grze wielkich mocarstw – i znów powstawali, wiedzeni nadzieją na przetrwanie narodu, tożsamości, języka i kultury. Własnym wysiłkiem wyciągnęli swoje państwo z historycznego niebytu, zbudowali Litwę na własnych zasadach.
Litwa po litewsku to wnikliwa i pasjonująca rekonstrukcja historii, opis relacji polsko-białorusko-litewskich. Wilczewski pyta litewskich historyków i socjologów o stosunek do powstania styczniowego i innych – z polskiej perspektywy – kluczowych wydarzeń, przedstawia najważniejszych dla historii Litwy działaczy społecznych i polityków i z ciekawością szuka odpowiedzi na pytania, które trapią dziś samych Litwinów.
Kategoria: | Reportaże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8191-968-5 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Brama więzienia na wileńskich Łukiszkach (Lukiškės) była szeroko otwarta. Swobodnie przechodziły przez nią kolejne grupy ludzi. Nic im nie groziło, nie szli na skazanie.
W chwili gdy się im przyglądałem, to miejsce nie było już tym, czym było przez sto piętnaście poprzednich lat. W 2019 roku jego mury, grube i zwieńczone drutem kolczastym, opuścili ostatni więźniowie, przeniesieni do innych zakładów. Więzienie przekształcono w przestrzeń sztuki, odbywają się tu koncerty, przedstawienia teatralne, pokazy filmowe, performanse, działają knajpy, na więziennym dziedzińcu ludzie piją piwo i drinki. Dawne cele można zwiedzać. Całość funkcjonuje obecnie jako Więzienie na Łukiszkach 2.0 (Lukiškių kalėjimas 2.0). Więzienie posłużyło nawet za scenografię czwartego sezonu _Stranger Things_. W celach, w których pracowali filmowcy, można zarezerwować nocleg w klimacie serialu.
Nie wszystkim się to podoba – z racji historii tego miejsca.
Sięga ona czasów carskich, pierwsze więzienie wybudowano tutaj kilka lat po powstaniu listopadowym, a na początku XX wieku poddano je gruntownej modernizacji. Po 1991 roku, gdy Łukiszki przeszły pod zarząd niepodległej Litwy, trafiali do nich pierwsi bossowie rodzącej się mafii, między innymi herszt niesławnej Wileńskiej Brygady Boris Dekanidze, skazany na karę śmierci za zlecenie zabójstwa dziennikarza śledczego Vitasa Lingysa. Jego stracenie w 1995 roku było ostatnim wyrokiem śmierci wykonanym na Litwie. Tutaj spędził też kilka miesięcy francuski piosenkarz Bertrand Cantat, lider zespołu Noir Désir, skazany w 2003 roku na osiem lat pozbawienia wolności za śmiertelne pobicie swojej partnerki, aktorki Marie Trintignant, w jednym z wileńskich hoteli.
Ale Łukiszki przez wiele lat służyły też represyjnym systemom, które sprawowały władzę nad Wilnem czy nad całą Litwą. Obok kryminalistów trafiali do niego powstańcy, konspiratorzy, rewolucjoniści, opozycjoniści, żołnierze, duchowni, inteligencja. Najgorsze dla Łukiszek były lata czterdzieste XX wieku, gdy więzienie służyło reżimom stalinowskiemu i nazistowskiemu. W ciągu trwającej rok pierwszej okupacji radzieckiej przetrzymywano w nim tysiące osób podejrzanych o wrogą działalność, między innymi Leopolda Tyrmanda i późniejszego premiera Izraela Menachema Begina. W czasie okupacji niemieckiej osadzano tutaj Żydów, których następnie wywożono na egzekucje do podwileńskich Ponar. Trafiali tu również żołnierze Armii Krajowej, polscy działacze, nauczyciele i księża. Potem zakład znów przejęło państwo radzieckie, które więziło w nim członków litewskiego podziemia i dysydentów.
Czy miejsce z taką historią może być przestrzenią rozrywki?
Zdaniem wielu osób na Litwie, dla których ważna jest pamięć o represjach, nie przystoi, aby w tych murach pić alkohol czy urządzać głośne koncerty. Pojawiają się głosy, że Lukiškių kalėjimas 2.0 powinno zostać zamknięte, a przynajmniej że jego działalność należy ograniczyć. Budynek byłego więzienia można by przekształcić na przykład w kompleks memorialny, upamiętniający ofiary prześladowań i walkę o wolność.
Organizatorzy przedsięwzięć odbywających się na Łukiszkach starają się z kolei pokazać, że między promocją sztuki a szacunkiem dla historii nie musi być sprzeczności. Że o przeszłości można opowiadać także w mniej konwencjonalnej formie. Pierwsza zorganizowana tam wystawa, _Kovoto_JOS z 2022 roku, wpisywała się w popularny nurt herstorii – opowiadała o roli kobiet w litewskich zmaganiach o tożsamość, wolność i niepodległość w XIX i XX wieku, o kobietach kultywujących pamięć o powstaniu styczniowym, o żołnierkach w wojnie o niepodległość w latach 1919–1920, o kobietach ratujących Żydów w czasie okupacji niemieckiej, o łączniczkach antyradzieckiej partyzantki, o kolporterkach podziemnej prasy w radzieckiej Litwie, o uczestniczkach demonstracji w obronie niepodległości w styczniu 1991 roku. Później przyszły kolejne inicjatywy: debaty o historii i współczesności uchodźstwa, wystawa o dokumentowaniu rosyjskich zbrodni wojennych na Ukrainie. Dużą popularnością wśród Litwinów i obcokrajowców cieszą się dzienne i nocne oprowadzania, opowiadające historię więzienia.
W samym tylko Wilnie trudno o taki plac, w który nie byłyby wpisane jakieś dramaty, ofiary, emocje kojarzone z okresem zniewolenia i prześladowań – i nie ma w tym stwierdzeniu dużej przesady. Można takie miejsca sakralizować, nadawać im specjalny urzędowy status, ale można też próbować je odczarować, pokazywać, jak różne narracje wchodzą ze sobą w dialog. Jest w tym dylemacie echo obecnego w litewskiej debacie podziału na tych, którzy uważają, że przeszłość, jej badanie i upamiętnianie powinny służyć w pierwszej kolejności interesom państwa i narodu, umacniać tożsamość, oraz na tych, dla których opowieść o przeszłości może być wielogłosem, próbą wzajemnego zrozumienia, a historycy i strażnicy pamięci powinni przede wszystkim kierować się dążeniem do prawdy, jakkolwiek niewygodna by ona była.
Choć dyskusje i spory o historię z pozoru nie wydają się sprawami dnia powszedniego, to na Litwie potrafią budzić emocje, przez które z trudem przebijają się racjonalne, merytoryczne argumenty.
– Litwini bardzo lubią rozmawiać, wyrażać opinie na tematy historyczne, a absolutna większość czuje się w tym kompetentna. Uważamy się za naród ekspertów – próbował mi kiedyś wyjaśniać ten fenomen Vytautas Toleikis, pedagog, kulturoznawca i publicysta. – Na Litwie prawie każdy uważa, że zna się na historii. Ale jeśli ktoś zaczyna wyrażać wątpliwości, proponuje głębsze przyjrzenie się sprawie albo kwestionuje heroizację pewnych postaci, natychmiast następuje histeryczna reakcja, etykietowanie przeciwników.
Czy niepodległość jest najwyższą wartością? Czy walka o nią usprawiedliwia wszystko, nawet zbrodnie? Dlaczego Litwini nie podjęli walki w 1940 roku? Czy Antanas Smetona powinien był pozostać wtedy w kraju? Co powodowało ludźmi, którzy brali udział w mordach Żydów? Czy rozliczenie z udziału w Holokauście da się pogodzić z heroizacją antykomunistycznej partyzantki? Czy należało wówczas walczyć do końca? Czy wszystkich, którzy wstąpili do partii, należy potępić? Jak ja zachowałbym się w takiej sytuacji? Zdaniem Vytautasa Toleikisa w społecznej podświadomości nadal obecna jest niechęć do odpowiedzi na te niewygodne pytania.
– Stąd biorą się kompleksy, skłonność, by wszystko widzieć tylko w różowych barwach albo postrzegać jako czarno-białe.
Jednocześnie trzeba przyznać, że zwłaszcza w młodym pokoleniu Litwinów i Litwinek nie brakuje osób, które mają dość odwagi, by o tym dyskutować. Toczące się między nimi debaty, owszem, często przybierają burzliwy obrót i nie prowadzą do porozumienia, ale nie znaczy to wcale, że są pozbawione sensu i celu. Świadczą raczej o dojrzałości społeczeństwa, które dopiero trzy dekady temu odzyskało wolność.
– Rośnie nasz dobrobyt, podstawowe potrzeby są zaspokojone, ważne stają się wartości – opowiadał mi kiedyś dziennikarz i aktywista społeczny Andrius Tapinas. – Żyje nam się lepiej i dzięki temu myślimy nie tylko o tym, co zjeść, ale też o przeszłości, o tym, co robi nasze państwo, czy przestrzega praw człowieka, wolności wypowiedzi i tak dalej.
Nawet gdy po rosyjskiej agresji na Ukrainę litewskie społeczeństwo żywiołowo i empatycznie okazało pomoc zaatakowanym i walczącym Ukraińcom i Ukrainkom, trudno było nie dopatrywać się przyczyn tej reakcji właśnie w doświadczeniach historycznych. Zdjęcia z jednej z miejscowości na wschodzie Ukrainy, które obiegły świat w pierwszych dniach inwazji, przedstawiające grupę mieszkańców próbujących własnymi ciałami zatrzymać czołgi, uderzały podobieństwem do obrazów z Wilna z 13 stycznia 1991 roku, gdy doszło do ataku radzieckich wojsk na tamtejszą wieżę telewizyjną. Na wielokrotnie reprodukowanym zdjęciu Virgilijusa Usinavičiusa widać grupę mężczyzn starających się zatrzymać szturmujący wieżę czołg, zupełnie jak w tamtej ukraińskiej miejscowości.
Na Litwie nie sposób było uniknąć podobnych skojarzeń. W najnowszej historii Ukrainy Litwini i Litwinki mogą przeglądać się jak w lustrze, dostrzegając w niej kształty znane z własnej, bardziej odległej przeszłości. Utożsamiają się z Ukraińcami, bo sami kiedyś toczyli podobne walki. Wspierają i pomagają, bo sami kiedyś doświadczyli czegoś podobnego – a jeśli nie oni, to ich rodzice czy dziadkowie. Na to pokrewieństwo doświadczeń zwróciła uwagę młoda litewska autorka i tłumaczka Saulė Kubiliūtė w tekście o swojej babci, która pod koniec lat czterdziestych jako dziewięciolatka została wraz z rodziną wywieziona na Syberię:
Widziałam rosyjskie czołgi przekraczające granicę, bombardowanie ukraińskich szpitali, fale nieszczęścia przelewające się przez inny kraj, i nagle jej trauma stała się dla mnie bardzo realna – pisała Kubiliūtė. – Nie bałam się o siebie, nie przerażał mnie powrót wywołanej przez Rosję grozy. Mam to po prostu we krwi, to brzemię, które nosi każdy Litwin. Nawet pokolenie moich rodziców doświadczyło śmierci pod radzieckimi czołgami w 1991 roku².
Niemniej we współczesnej narracji historycznej, zrodzonej w czasach, gdy Litwa odzyskiwała niepodległość od Związku Radzieckiego, a opartej na martyrologii narodu, kryją się problemy wynikające z poczucia, że wszyscy Litwini byli niewinnymi ofiarami. Indywidualną traumę trudno zakwestionować, ale w tak skonstruowanej opowieści zbiorowej pozostaje mało miejsca dla uznania krzywd innych grup narodowych czy niewygodnych faktów, stawiających naród dominujący w złym świetle.
Zgodnie z omawianym paradygmatem etniczny Litwin – wyłączając tego czy innego zdrajcę, którego nawet nie godzi się nazywać Litwinem – może być wyłącznie niewinną ofiarą albo bohaterskim bojownikiem, a najczęściej i jednym, i drugim. Litwin zawsze był i będzie otoczony przez wrogów pragnących upokorzyć go i zniszczyć jego tożsamość, a nierzadko także jego samego. Jakiekolwiek czyny etnicznych Litwinów można usprawiedliwić, ponieważ stanowią one obronę konieczną i nie mogą być inne³
– pisał przed kilku laty poeta i eseista Tomas Venclova.
Półtora wieku pomiędzy upadkiem powstania styczniowego a wejściem Litwy do struktur euroatlantyckich to historia mozolnego, okupionego ofiarami wydobywania się z cienia, poszukiwania i odnajdywania siebie. Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku polskie ziemiaństwo widziało w nowoczesnym narodzie litewskim fanaberię grupki oderwanych od rzeczywistości zapaleńców, skutek czy to rosyjskich, czy to niemieckich intryg. Ktoś tych Litwinów musiał wymyślić! Tymczasem Litwini wymyślili się sami. Własnym wysiłkiem wyciągnęli swoje państwo z historycznego niebytu. Stworzyli Litwę na swoich zasadach, w swoim języku, po swojemu – Litwę po litewsku. Okoliczności międzynarodowe ułożyły się dla nich korzystnie, ale odzyskanie niepodległości nie było oczywistością i nie udałoby się, gdyby nie ich determinacja. Dokładnie to samo można powiedzieć o roku 1991, gdy wydawało się, że dążenia niepodległościowe mogą zostać zduszone. Litwini w swojej dwudziestowiecznej historii wiele razy upadali, stawali się pionkami w grze wielkich mocarstw – i znów powstawali, wiedzeni nadzieją przetrwania narodu, państwa, tożsamości, kultury, języka. Doznawali przy tym krzywd i upokorzeń, a czasem zadawali krzywdy i upokorzenia innym albo sobie nawzajem.
Dlatego pisząc o Litwie, nie sposób pominąć jej historii, zwłaszcza ostatniego półtora wieku. Trzeba zachować ostrożność, a może lepiej uważność, by tę historię poznać, bo bez tego trudno zrozumieć Litwę współczesną.LISTY SPOD SZUBIENICY
1
Był 22 marca 1864 roku, poranek chłodny, ale pogodny. Na placu targowym na Łukiszkach stał już oddział wojska i tłum ludzi. Na skazańca czekał kat i szubienica. Dochodziła jedenasta. Na plac wprowadzono młodego mężczyznę. Trzymał się prosto i godnie, miał świadomość, że nie jest przestępcą, lecz ginie za sprawę. Patrzył na szubienicę i dopiero po dłuższej chwili skierował wzrok w stronę tłumu. Zaczęto odczytywanie wyroku.
– Szlachcic Wincenty Kalinowski… – zdążył przeczytać policmajster.
– U nas nie ma szlachty! Wszyscy są równi! – krzyknął skazaniec.
Był nim Wincenty Konstanty Kalinowski, komisarz powstańczego Rządu Narodowego na Litwę i Białoruś. Miał wówczas dwadzieścia sześć lat. Pochodził z ubogiej rodziny szlacheckiej, ze wsi Mostowlany nad Świsłoczą. Wówczas była to gubernia grodzieńska, dziś miejscowość leży niemal na samej granicy polsko-białoruskiej, po polskiej stronie. Wyrósł wśród ludu, który mówił „po prostemu” – językiem bliskim współczesnemu białoruskiemu. Jego światopogląd zaczął się kształtować na studiach prawniczych na uniwersytecie w Petersburgu. Kalinowski zbliżył się do rosyjskich kręgów rewolucyjnych, a po studiach, gdy nie udało mu się zdobyć pracy w Wilnie, wrócił na Grodzieńszczyznę i tam zaczął działalność konspiracyjną. Redagował gazetę „Mużyckaja prauda” („Chłopska Prawda”), której pierwszy numer ukazał się w 1862 roku. Pisał w niej – jako „Jaśko-haspadar z pad Wilni” – w zrozumiałym dla miejscowych chłopów języku: „_Minuło uże toje, kali zdawało sia usim, szto mużyckaja ruka zdasce tolko da sachi – ciapier nastau taki czas, szto my sami możem pisaci, i to pisaci takuju praudu sprawiedliwu jak Boh na niebi_” (Minęło już to, kiedy zdawało się wszystkim, że chłopska ręka nadaje się tylko do sochy – teraz nastał taki czas, że my sami możemy pisać, i pisać taką prawdę sprawiedliwą jak Bóg na niebie).
Dla Litwinów jest Kostasem Kalinauskasem, dla Białorusinów – Kastusiem Kalinoŭskim.
2
Pod koniec listopada 2019 roku Wilno na kilka dni stało się stolicą wolnej Białorusi. Na starówce co krok można było się natknąć na grupy Białorusinów z biało-czerwono-białymi flagami, znakiem rozpoznawczym środowisk niezależnych. Krótko, bo tylko między 1991 a 1995 rokiem, był to oficjalny symbol niepodległego państwa. Po dojściu do władzy Alaksandra Łukaszenki flagę zmieniono, wprowadzając czerwono-zieloną, wzorowaną na fladze z czasów radzieckich, a publicznego używania historycznej zakazano. W Mińsku za wyjście z biało-czerwono-białą flagą na ulicę można trafić do aresztu. W Wilnie Białorusini czuli się swobodnie, niemal jak u siebie w domu.
Po odzyskaniu przez Litwę i Białoruś niepodległości w 1991 roku Tadeusz Konwicki (sam urodzony przed wojną w podwileńskiej Nowej Wilejce, dziś dzielnicy Wilna) przekonywał, że Białorusini też mają prawo uważać Wilno za swoją duchową stolicę. „Wszystko, co białoruskie, wyszło z Wilna, poczynając od Franciszka Skoryny, który tam składał pierwsze teksty białoruskie, potem dopiero czcionki szły przez Połock do Moskwy. Cały młody ruch białoruski urodził się w Wilnie, na Wileńszczyźnie”¹ – mówił na polsko-litewskim seminarium. Nie było w tym cienia przesady. Dawne Wielkie Księstwo Litewskie obejmowało ziemie, które dziś należą zarówno do niepodległej Litwy, jak i Białorusi. W języku starobiałoruskim spisano Statuty litewskie z lat 1529, 1566 i 1588 – zbiory praw obowiązujących na terenie WKL, z których część pozostała aktualna aż do 1840 roku (w czasach unii upowszechniło się wśród szlachty litewskiej powiedzenie: „Któż to jest Litwin? Ten, który kocha wolność i szanuje statut”). W 1522 roku w Wilnie pierwszą na ziemiach litewskich drukarnię założył pochodzący z Połocka, wspomniany przez Konwickiego, Franciszek Skoryna. Kilka lat wcześniej w Pradze wydał własny przekład Biblii na starobiałoruski.
_Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży._