- promocja
Łowcy Diuny - ebook
Łowcy Diuny - ebook
Pierwsza część dwutomowego zakończenia „Kronik Diuny” Franka Herberta.
Otworzyły się drzwi i na mostek wpadł Duncan Idaho. Spostrzegłszy Tega przy panelu sterowniczym, zatrzymał się i wyjrzał przez plaz, zdumiony, że widzi nowy gwiezdny krajobraz.
— Sieć zniknęła. — Dysząc, zwrócił na Tega pytający wzrok. — Miles, jak się tu dostałeś? Co się stało?
Teg odwrócił jego uwagę od tego oczywistego pytania.
— Zagiąłem przestrzeń… dzięki twojemu ostrzeżeniu. Pobiegłem do innej windy, którą natychmiast się tutaj dostałem. Musiała być szybsza od twojej. — Wytarł pot z czoła. Duncan sceptycznie — co było po nim wyraźnie widać — odniósł się do jego wyjaśnienia, więc baszar poszukał innego sposobu, by skierować jego uwagę w inną stronę. — Wydostaliśmy się z tej sieci?
Duncan popatrzył na otaczającą ich pustkę.
— Jest niedobrze, Miles — powiedział. — Jak tylko wskoczyliśmy z powrotem do normalnej przestrzeni, łowcy znowu pochwycili nasz zapach.
Odkąd Dostojne Matrony zniszczyły Rakis i niemal wszystkie planety Tleilaxan, galaktyce znowu zagląda w oczy widmo głodu przyprawy. To szansa dla Kapitularza, na którym żyją teraz czerwie, i dla Murbelli, która z uporem tworzy tam nowe zgromadzenie żeńskie. Walki z Dostojnymi Matronami, intrygi podzielonej na frakcje Gildii Kosmicznej oraz podstępny plan nowej generacji maskaradników odwracają jednak nieustannie jej uwagę od najważniejszego niebezpieczeństwa – wroga z zewnątrz.
Zwycięstwo w zbliżającym się Kralizeku zapewnić może tylko Kwisatz Haderach, lecz jego ghola jest na statku, którym Sziena i Duncan Idaho uciekli z Kapitularza. Tymczasem na statek ten nieustannie zarzucają swą sieć diaboliczni łowcy…
Frank Herbert byłby z pewnością zachwycony i dumny z tej kontynuacji swojej wizji. - Dean Koontz.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8338-952-3 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Podobnie jak przy wszystkich poprzednich naszych powieściach o Diunie wiele zawdzięczamy całej rzeszy ludzi, którzy starali się, by rękopis był jak najlepszy. Chcielibyśmy podziękować Pat LoBrutto, Tomowi Doherty’emu i Paulowi Stevensowi z Tor Books, Carolyn Caughey z Hodder & Stoughton, Catherine Sidor, Louisowi Moeście i Diane Jones z WordFire, Inc. Byron Merritt i Mike Anderson włożyli wiele pracy w tworzenie strony internetowej dunenovels.com. Alex Paskie służył szczegółowymi radami z zakresu filozofii i tradycji żydowskiej, a dr Attila Torkos zadał sobie wiele trudu, sprawdzając faktografię i dbając o spójność książki.
W dodatku mamy wielu zwolenników nowych powieści o Diunie, w tym Johna Silbersacka, Roberta Gottlieba i Claire Roberts z Trident Media Group, Richarda Rubinsteina, Mike’a Messinę, Johna Harrisona i Emily Austin-Bruns z New Amsterdam Entertainment, Penny i Rona Merrittów, Davida Merritta, Julie Herbert, Roberta Merritta, Kimberly Herbert, Margaux Herbert i Theresę Shackleford z Herbert Properties, LLC.
I jak zawsze, książki te nie powstałyby bez nieustającej pomocy i wsparcia naszych żon, Janet Herbert i Rebekki Moesty Anderson, ani bez geniuszu Franka Herberta.NOTA AUTORÓW
Chcielibyśmy, by tę książkę mógł napisać Frank Herbert.
Po publikacji _Heretyków Diuny_ (1984) i _Kapitularza Diuną_ (1985) miał jeszcze wiele pomysłów na wzbogacenie tej opowieści i fantastyczne zwieńczenie wspaniałych „Kronik Diuny”. Każdy, kto czytał _Kapitularz_, zna straszne, trzymające w napięciu zakończenie.
Ostatnia powieść, którą napisał Frank Herbert, _Man of Two Worlds_ , była owocem jego współpracy z Brianem, obaj też rozmawiali o wspólnej pracy nad dalszymi książkami o Diunie, zwłaszcza nad wątkiem Dżihadu Butlerowskiego. Jednak ze względu na stanowiącą epilog cyklu piękną dedykację, którą Frank umieścił na końcu _Kapitularza_ — hołd dla jego żony Beverly — Brian uważał początkowo, że „Kroniki Diuny” powinny się na tym zakończyć. Jak wyjaśnił w _Dreamer of Dune_, biografii Franka Herberta, jego rodzice tworzyli pisarski zespół, a już odeszli. A zatem Brian przez wiele lat nie tykał tego cyklu.
W 1997 roku, ponad dziesięć lat po śmierci ojca, Brian zaczął omawiać z Kevinem J. Andersonem możliwość dokończenia tego projektu, napisania legendarnej siódmej powieści o Diunie. Ale wyglądało na to, że Frank Herbert nie zostawił żadnych notatek, myśleliśmy więc, że będziemy musieli oprzeć ten projekt wyłącznie na własnej wyobraźni. Po dalszych dyskusjach uświadomiliśmy sobie, że trzeba będzie wykonać mnóstwo wstępnej pracy, zanim zabierzemy się do siódmej części „Kronik Diuny”, pracy nieograniczającej się do stworzenia podstaw tej opowieści, ale obejmującej również ponowne wprowadzenie nabywców książek i całego nowego pokolenia czytelników w niewiarygodny, świadczący o bujnej wyobraźni autora wszechświat Diuny.
Od wydania _Kapitularza Diuną_ minęło ponad dwadzieścia lat. Chociaż wielu czytelnikom bardzo się podobała klasyczna już _Diuna_, a nawet pierwsze trzy książki cyklu, znaczna ich część nie dotarła do ostatniego tomu. Musieliśmy ponownie rozbudzić zainteresowanie i przygotować czytelników.
Postanowiliśmy zatem napisać najpierw trylogię o wydarzeniach poprzedzających akcję cyklu — _Ród Atrydów_, _Ród Harkonnenów_ i _Ród Corrinów_. Kiedy przygotowując się do napisania _Rodu Atrydów_, zaczęliśmy się przekopywać przez wszystkie przechowywane papiery Franka Herberta, Brian ze zdziwieniem dowiedział się o dwóch skrytkach bankowych, które jego ojciec wynajął przed śmiercią. W skrytkach tych Brian i radca prawny odkryli wydruk z drukarki igłowej i dwie starego typu dyskietki, oznaczone _Dune 7 Outline_ i _Dune 7 Notes_ , dokładnie opisujące, jak twórca _Diuny_ miał zamiar poprowadzić dalej swoją opowieść.
Przeczytawszy ten materiał, zorientowaliśmy się natychmiast, że _Diuna 7_ byłaby wspaniałym zwieńczeniem cyklu, łączącym postacie, które wszyscy znaliśmy, w ekscytującej fabule złożonej z różnych wątków i obfitującej w wiele zwrotów akcji i niespodzianek. W sejfie znaleźliśmy też dodatkowe notatki, szkice postaci i ich historie, strony niewykorzystanych epigrafów i konspekty innych dzieł.
Teraz, kiedy mieliśmy przed sobą mapę drogową, rozpoczęliśmy pisanie trylogii „Preludium do Diuny”, która przedstawiała dzieje księcia Leto i lady Jessiki, złowieszczego barona Harkonnena i planetologa Pardota Kynesa. Po niej napisaliśmy „Legendy Diuny” — _Dżihad Butleriański_, _Krucjatę przeciw maszynom_ i _Bitwę pod Corrinem_ — gdzie zapoczątkowaliśmy brzemienne w skutki konflikty i wydarzenia, które tworzą podstawy całego wszechświata Diuny.
Frank Herbert był bez wątpienia geniuszem. _Diuna_ jest najlepiej sprzedającą się i najbardziej lubianą powieścią science fiction wszech czasów. Odkąd przystąpiliśmy do tego monumentalnego zadania, zdawaliśmy sobie sprawę, że próby naśladowania stylu Franka Herberta byłyby nie tylko niemożliwe, ale w dodatku głupie. Jego pisarstwo silnie na nas wpłynęło i niektórzy miłośnicy jego twórczości zauważyli pewne podobieństwa stylistyczne. Postanowiliśmy jednak z pełną świadomością oddać w tych książkach nastrój i rozmach _Diuny_, wykorzystując pewne aspekty stylu Franka Herberta, ale używając własnej składni i rytmu.
Miło nam donieść, że od momentu wydania _Rodu Atrydów_ ogromnie wzrosła sprzedaż pierwotnych „Kronik Diuny” Franka Herberta. Szerokiej publiczności zostały przedstawione i spotkały się z powszechnym uznaniem dwa sześciogodzinne miniseriale telewizyjne z udziałem Williama Hurta i Susan Sarandon — _Frank Herbert’s Dune_ i _Frank Herbert’s Children of Dune_ (które zdobyły też Nagrody Emmy). Są to dwa z trzech najczęściej oglądanych programów Sci-Fi Channel.
W końcu, po ponad dziewięciu latach przygotowań, czujemy, że nadszedł czas na _Dune 7_. Przestudiowawszy szkice i notatki Franka Herberta, zdaliśmy sobie sprawę, że rozmach i zakres tej historii wymagałyby napisania powieści liczącej ponad 1300 stron. Z tego względu zostanie ona przedstawiona w dwóch tomach — _Łowcach Diuny_ i mających się wkrótce ukazać _Czerwiach Diuny_.
Do napisania pozostaje wciąż dużo więcej tego eposu, zamierzamy więc stworzyć kolejne ekscytujące książki, przedstawiające inne części tej wspaniałej opowieści, którą ułożył Frank Herbert. Jeszcze daleko do zakończenia sagi Diuny!
Brian Herbert i Kevin J. Anderson,
kwiecień 2006Po trwającym 3500 lat panowaniu Tyrana, Leto II, Imperium zostało pozostawione samo sobie. W Czasach Głodu i Rozproszeniu, które po nich nastąpiło, resztki rodzaju ludzkiego zaczęły wędrować w głąb niezbadanego kosmosu. Lecieli na poszukiwanie nieznanych królestw, w których spodziewali się znaleźć bogactwa i bezpieczeństwo, ale ich trudy były daremne. Przez tysiąc pięćset lat ci ocalali z kataklizmów i ich potomkowie zmagali się ze strasznymi przeciwieństwami i przeszli całkowitą reorganizację ludzkości.
Pozbawiony energii i zasobów, rząd Starego Imperium upadł. Zyskały znaczenie i urosły w siłę nowe grupy, ale ludzkość nigdy już nie pozwoliłaby sobie na zależność od jednego przywódcy ani jednej, mającej kluczowe znaczenie, substancji. Takie uzależnienie oznaczało upadek.
Niektórzy powiadają, że Rozproszenie było Złotym Szlakiem Leto II, ciężką próbą, która miała na zawsze wzmocnić rodzaj ludzki, dać nam nauczkę, której nigdy nie zapomnimy. Ale jak jeden człowiek — nawet człowiek-bóg, który był częściowo czerwiem — mógłby celowo skazać swoje dzieci na takie cierpienie? Teraz, kiedy potomkowie Utraconych wracają z Rozproszenia, możemy sobie tylko wyobrazić prawdziwe okropieństwa, jakim musieli tam stawić czoło nasi bracia i siostry.
— archiwa Banku Gildii Kosmicznej, oddział Gammu
Nawet najbardziej uczone z nas nie potrafią sobie wyobrazić zasięgu Rozproszenia. Jako historyk myślę z konsternacją o całej tej wiedzy, która została na zawsze utracona, o dokładnych opisach zwycięstw i tragedii. Podczas gdy ci, którzy pozostali w Starym Imperium, trwali w błogim samozadowoleniu, powstawały i upadały całe cywilizacje.
W Czasach Głodu ciężkie przejścia doprowadziły do powstania nowych rodzajów broni i nowych technologii. Jakich wrogów sobie niechcący stworzyliśmy? Jakie religie, wypaczenia i procesy społeczne wprawił w ruch Tyran? Nigdy się tego nie dowiemy i boję się, że ta niewiedza obróci się przeciw nam.
— siostra Tamalane, archiwa kapituły
Powrócili do nas nasi bracia, owi Utraceni Tleilaxanie, którzy zniknęli w chaosie Rozproszenia. Ale zasadniczo się zmienili. Sprowadzają ulepszoną odmianę maskaradników, utrzymując, że sami zaprojektowali tych zmiennokształtnych. Jednakże moje badania Utraconych Tleilaxan dowodzą, że znajdują się oni na niższym szczeblu rozwoju. Nie potrafią nawet otrzymywać przyprawy z kadzi aksolotlowych, a twierdzą, że stworzyli lepszych maskaradników? Jak to możliwe?
No i dostojne matrony. Składają propozycje przymierza, ale ich działania ukazują jedynie ich brutalność i niewolenie podbitych ludów. Zniszczyły Rakis! Jak możemy wierzyć Utraconym Tleilaxanom albo im?
— mistrz Scytale, zapieczętowane notatki znalezione w spalonym laboratorium na Tleilaxie
Duncan Idaho i Sziena ukradli nasz statek pozaprzestrzenny i odlecieli w nieznanym kierunku. Zabrali ze sobą wiele sióstr heretyczek, a nawet gholę naszego baszara Milesa Tega. Odkąd mamy nowego sojusznika, kusi mnie, by rozkazać wszystkim Bene Gesserit i dostojnym matronom, aby poświęciły całą uwagę odzyskaniu tego statku i jego cennych pasażerów.
Ale nie zrobię tego. Kto zdoła znaleźć statek pozaprzestrzenny w rozległym wszechświecie? I co ważniejsze, nie możemy nigdy zapomnieć, że ciągnie na nas o wiele niebezpieczniejszy wróg.
— pilna wiadomość od Murbelli, matki wielebnej przełożonej i wielkiej dostojnej matronyPamięć jest wystarczająco ostrą bronią, by zadać głębokie rany.
— _Lament mentata_
W dniu, w którym umarł, razem z nim umarła Rakis, planeta powszechnie zwana Diuną.
_Diuna_. Utracona na zawsze!
W archiwum uciekającego statku pozaprzestrzennego _Itaka_ ghola Milesa Tega przeglądał obrazy, na których utrwalone zostały ostatnie chwile pustynnego świata. Z naczynia z pobudzającym napojem, stojącego przy jego lewym łokciu, unosiła się para przesiąknięta zapachem melanżu, ale trzynastolatek ignorował je, pogrążając się w głębokim mentackim skupieniu. Te historyczne zapiski i hologramy ogromnie go fascynowały.
Oto, jak i gdzie zabito jego pierwotne ciało. Oto, jak zamordowano cały świat. Rakis… legendarna pustynna planeta, teraz już tylko zwęglona kula.
Wyświetlane nad blatem stołu archiwalne obrazy ukazywały jednostki bojowe dostojnych matron zbierające się nad pokrytym plamami jasnobrązowym globem. Ogromne, niewykrywalne statki pozaprzestrzenne — takie jak ten wykradziony, na którym mieszkali teraz Teg i jego towarzysze uchodźcy — dysponowały siłą ognia przewyższającą wszystko, czym kiedykolwiek posługiwały się Bene Gesserit. Tradycyjna broń jądrowa była w porównaniu z nią niewiele skuteczniejsza niż ukłucie szpilki.
„Ta nowa broń musiała zostać stworzona gdzieś podczas Rozproszenia” — kontynuował Teg mentackie rozważania. Ludzka pomysłowość zrodzona z rozpaczy? A może było to coś całkowicie innego?
Na unoszącym się w powietrzu obrazie najeżone bronią statki otworzyły ogień, siejąc pożogę za pomocą urządzeń, które od tamtej pory Bene Gesserit nazywały „unicestwiaczami”. Bombardowanie trwało, dopóki nie zniszczono wszelkiego życia na planecie. Piaszczyste wydmy zamienione zostały w czarne szkło, zapaliła się nawet atmosfera Rakis. Ogromne czerwie i rozległe miasta, ludzie i piaskowy plankton, wszystko zostało unicestwione. Nic nie mogło tam przetrwać, nawet on.
Teraz, prawie czternaście lat później, w całkowicie odmiennym wszechświecie, tyczkowaty nastolatek ustawił krzesło na taką wysokość, by mógł wygodniej siąść.
„Oglądam okoliczności własnej śmierci — pomyślał. — Znowu”.
Ściśle rzecz biorąc, Teg był raczej klonem niż gholą, istotą wyhodowaną z komórek martwego ciała, chociaż większość ludzi określała go tym drugim mianem. W młodym ciele żył starzec, weteran niezliczonych kampanii Bene Gesserit. Nie pamiętał kilku ostatnich chwil swego życia, ale te zapisy pozostawiały niewiele wątpliwości.
Bezsensowne zniszczenie Diuny świadczyło o prawdziwej bezwzględności dostojnych matron. _Dziwek_, jak je nazywało zgromadzenie żeńskie. I nie bez powodu.
Trącając intuicyjnie przyciski, przywołał raz jeszcze te obrazy. Czuł się dziwnie, obserwując wszystko z zewnątrz i wiedząc, że to on walczył tam i umierał, kiedy to nagrywano…
Usłyszał jakiś dźwięk przy drzwiach archiwum i zobaczył, że z korytarza przygląda mu się Sziena. Miała pociągłą twarz, a jej brązowa skóra wskazywała, że pochodzi z Rakis. Niesforne rude włosy przetykane były połyskującymi miedziano pasmami — pozostałością po dzieciństwie spędzonym pod pustynnym słońcem. Jej oczy były zupełnie niebieskie od zażywanego całe życie melanżu, a także agonii przyprawowej, która przemieniła ją w matkę wielebną. Najmłodszą w dziejach, jak powiedziano Tegowi.
Na pełnych ustach Szieny ukazał się przelotny uśmiech.
— Znowu studiujesz bitwy, Milesie? To niedobrze, jeśli dowódca wojskowy jest tak przewidywalny.
— Mam ich wiele do obejrzenia — odparł Miles łamiącym się głosem przechodzącego mutację młodzieńca. — Baszar wiele osiągnął przez trzysta standardowych lat, zanim zginąłem.
Kiedy Sziena rozpoznała odtwarzany zapis, na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie. Odkąd uciekli w pustkę tego dziwacznego, niezbadanego wszechświata, Teg tak często oglądał obrazy Rakis, że stało się to niemal jego obsesją.
— Nie ma jeszcze wieści od Duncana? — zapytał, starając się odwrócić jej uwagę. — Próbował opracować nowy algorytm nawigacji, żeby wyciągnąć nas…
— Dokładnie wiemy, gdzie jesteśmy. — Sziena uniosła brodę w nieświadomym geście, który wykonywała coraz częściej, odkąd została przywódczynią grupy uciekinierów. — _Zgubiliśmy się_.
Teg automatycznie wychwycił krytykę Duncana Idaho. Od początku zamierzali zapobiec temu, by ktokolwiek — dostojne matrony, zdemoralizowany odłam Bene Gesserit czy tajemniczy wróg — znalazł ten statek.
— Przynajmniej jesteśmy bezpieczni — powiedział.
Sziena nie wydawała się przekonana.
— Niepokoi mnie, że jest tyle niewiadomych: gdzie jesteśmy, kto nas ściga… — Umilkła, po czym dodała: — Zostawiam cię z twoimi studiami. Kolejny raz zbieramy się, żeby omówić nasze położenie.
Ożywił się.
— Coś się zmieniło? — zapytał.
— Nie, Milesie. I spodziewam się, że znowu usłyszymy te same argumenty. — Wzruszyła ramionami. — Zdaje się, że nalegają na to inne siostry.
Z cichym szelestem szat wyszła z archiwum, zostawiając go z szumiącą ciszą wielkiego, niewidzialnego statku.
„Z powrotem na Rakis. Z powrotem do mojej śmierci… i wydarzeń, które do niej doprowadziły”.
Teg przewinął nagrania, zbierając stare raporty i punkty widzenia, i przejrzał je znowu, podróżując wstecz w czasie.
Teraz, kiedy jego wspomnienia zostały obudzone, wiedział, co robił aż do śmierci. Nie potrzebował tych nagrań, by zrozumieć, jak stary baszar Teg znalazł się w tak trudnej sytuacji na Rakis, jak on sam to wszystko spowodował. Uprowadził wówczas z wiernymi sobie ludźmi — weteranami wielu słynnych kampanii — statek pozaprzestrzenny na Gammu, planecie, która niegdyś nazywała się Giedi Prime i była rodzinnym światem niegodziwego, lecz dawno wyplenionego rodu Harkonnenów.
Wiele lat wcześniej sprowadzono Tega, by strzegł młodego gholi Duncana Idaho po zabiciu jedenastu poprzednich jego wcieleń. Staremu baszarowi udało się utrzymać dwunaste przy życiu aż do wieku dojrzałego i w końcu przywrócić mu wspomnienia Idaho, a potem pomóc uciec z Gammu. Kiedy jedna z dostojnych matron, Murbella, próbowała zniewolić seksualnie Duncana, ten usidlił ją dzięki nieoczekiwanym zdolnościom, które wszczepili mu jego tleilaxańscy twórcy. Okazało się, że Duncan jest żywą bronią zaprojektowaną specjalnie po to, by pokrzyżować szyki dostojnym matronom. Nic dziwnego zatem, że rozwścieczone dziwki dokładały wszelkich starań, by go znaleźć i zabić.
Po zamordowaniu setek dostojnych matron i ich sługusów stary baszar ukrył się wśród ludzi, którzy przysięgli oddać życie, by go chronić. Od czasów Paula Muad’Diba, a może nawet od zamierzchłej epoki fanatycznego Dżihadu Butlerowskiego, żaden wielki generał nie mógł liczyć na taką wierność podwładnych. Przy napitkach i jedzeniu, w atmosferze osnutej mgiełką nostalgii, baszar wyjaśnił im, że muszą ukraść dla niego statek pozaprzestrzenny. Chociaż zadanie to wydawało się niewykonalne, weterani nie zakwestionowali tego nawet jednym słowem.
Usadowiony w archiwum, młody Miles przeglądał nagrania z kamer ochrony portu kosmicznego na Gammu, obrazy zrobione z wysokich budynków Banku Gildii w centrum stołecznego miasta. Kiedy teraz, po wielu latach, studiował te nagrania, każdy etap owego ataku wydawał mu się sensowny.
„Był to jedyny sposób skutecznego przeprowadzenia tej akcji — pomyślał — i dokonaliśmy tego…”
Po ucieczce na Rakis Teg i jego ludzie odnaleźli matkę wielebną Odrade i Szienę jadące na olbrzymim czerwiu przez ogromną pustynię, by powitać statek pozaprzestrzenny. Mieli mało czasu. Wkrótce należało się spodziewać najazdu pałających żądzą zemsty dostojnych matron, wściekłych, że baszar wystrychnął je na dudka na Gammu. Opuścił więc z ocalałymi ludźmi statek pozaprzestrzenny w opancerzonych pojazdach z dodatkowym uzbrojeniem. Nadszedł czas na ostatnią, decydującą bitwę.
Zanim powiódł swoich żołnierzy do boju z dziwkami, Odrade mimochodem, ale fachowo zadrapała chropawą skórę na jego szyi, niezbyt subtelnie pobierając próbkę komórek. Zarówno Teg, jak i matka wielebna rozumieli, że dla zgromadzenia żeńskiego jest to ostatnia szansa na zachowanie jednego z największych umysłów wojskowych od czasu Rozproszenia. Zdawali sobie sprawę, że ma zginąć. W ostatniej bitwie stoczonej przez Milesa Tega.
Podczas gdy baszar i jego ludzie starli się z dostojnymi matronami, inne zgrupowania dziwek szybko zajęły najludniejsze ośrodki Rakis. Zgładziły Bene Gesserit, które pozostały w Kin. Zabiły tleilaxańskich mistrzów i kapłanów Podzielonego Boga.
Bitwa była już przegrana, ale Teg z niezrównanym impetem rzucił się ze swoimi oddziałami na pozycje wroga. Pycha dostojnych matron nie pozwala im pogodzić się z takim upokorzeniem, więc podjęły działania odwetowe przeciw całemu pustynnemu światu, niszcząc wszystko i wszystkich. Włącznie z nim.
Tymczasem wojownicy starego baszara odwrócili uwagę dziwek, by statek pozaprzestrzenny mógł uciec, niosąc na pokładzie Odrade, gholę Duncana i Szienę, która zwabiła prastarego czerwia do przepastnej ładowni jednostki. Wkrótce po ich ucieczce Rakis została zniszczona i czerw ten stał się ostatnim przedstawicielem swojego gatunku.
To było pierwsze życie Tega. Na tym kończyły się jego rzeczywiste wspomnienia.
Oglądając teraz obrazy ostatecznego bombardowania, Miles Teg zastanawiał się, w którym momencie zostało unicestwione jego pierwotne ciało. Czy to naprawdę miało jakieś znaczenie? Skoro znowu żył, miał drugą szansę.
Z komórek, które Odrade pobrała z jego szyi, zgromadzenie wyhodowało duplikat baszara i przebudziło jego pamięć genetyczną. Bene Gesserit wiedziały, że będą potrzebować jego geniuszu taktycznegow wojnie z dostojnymi matronami. I Teg w chłopięcej postaci rzeczywiście poprowadził zgromadzenie żeńskie do zwycięstw na Gammu i Węźle. Zrobił wszystko, o co go prosiły.
Później, wraz z Duncanem, Szieną i dysydentkami, którym przewodziła, raz jeszcze ukradli statek pozaprzestrzenny i uciekli z Kapitularza, nie mogąc znieść tego, co za przyzwoleniem Murbelli działo się z Bene Gesserit. Uciekinierzy lepiej niż ktokolwiek inny zdawali sobie sprawę z istnienia tajemniczego wroga, który nadal polował na nich, bez względu na to, jak bardzo mogli się zagubić…
Znużony faktami i wymuszonymi wspomnieniami, Teg wyłączył zapis, rozprostował chude ramiona i wyszedł z archiwum. Spędzi teraz kilka godzin na żmudnych ćwiczeniach fizycznych, a potem popracuje nad umiejętnością władania bronią.
Chociaż żył w ciele trzynastoletniego chłopca, jego obowiązkiem było pozostawać gotowym na wszystko i nigdy nie opuszczać gardy.Dlaczego prosisz człowieka, który jest zagubiony, żeby cię prowadził? Dlaczego potem dziwisz się, jeśli prowadzi cię donikąd?
— Duncan Idaho, _Tysiąc żywotów_
Dryfowali. Byli bezpieczni. Byli zagubieni.
Niemożliwy do zidentyfikowania statek w niemożliwym do zidentyfikowania wszechświecie.
Siedząc samotnie, jak to często mu się zdarzało, na mostku nawigacyjnym, Duncan Idaho wiedział, że nadal ścigają ich potężni wrogowie. Zagrożenia wewnątrz zagrożeń w zagrożeniach. Statek pozaprzestrzenny błądził w mroźnej pustce, z dala od rejonów kiedykolwiek zbadanych przez człowieka. Był to zupełnie inny wszechświat. Duncan nie potrafił stwierdzić, czy się ukrywają, czy znaleźli się w pułapce. Nie wiedziałby nawet, jak wrócić do jakiegokolwiek znanego mu układu gwiezdnego, choćby tego chciał.
Według niezależnych chronometrów na mostku przebywali w tych dziwnych, zniekształconych zaświatach od lat… Ale kto wiedział, jak płynie czas w innym wszechświecie? Prawa fizyki i krajobraz galaktyki mogły tu być zupełnie inne.
Nagle, jakby jego troski zaprawione były zdolnością przewidywania, zauważył, że lampki na głównym pulpicie sterowniczym chaotycznie mrugają, a silniki stabilizujące gwałtownie to zwiększają, to zmniejszają moc. Chociaż nie widział niczego niezwykłego poza znanymi już kłębowiskami gazów i zniekształconymi falami energii, statek natknął się na coś, co przywiodło mu na myśl „wyboistą drogę”. Jak mogli napotkać turbulencje w przestrzeni, w której niczego nie było?
Statek zatrząsł się pod wpływem smagnięcia dziwnej siły grawitacyjnej, zasypany strumieniem cząstek o wysokiej energii. KiedyDuncan wyłączył automatycznego pilota i zmienił kurs, sytuacja się pogorszyła. Przed jednostką pojawiły się ledwie dostrzegalne błyski pomarańczowego światła, niczym słabe, migoczące płomyki. Czuł, że pokład drży, jakby uderzył w jakąś przeszkodę, ale niczego nie widział. Zupełnie niczego! Powinna tam być próżnia, niewywołująca wrażenia ruchu czy turbulencji. Dziwny wszechświat.
Duncan korygował kurs, dopóki instrumenty pomiarowe nie uspokoiły się, silniki nie wyrównały pracy i nie zniknęły błyski przed dziobem. Gdyby niebezpieczeństwo wzrosło, mógłby zostać zmuszony do jeszcze jednego ryzykownego skoku przez zagiętą przestrzeń. Po opuszczeniu Kapitularza wyczyścił wszystkie systemy nawigacyjne i pliki współrzędnych, prowadził więc _Itakę_ bez żadnych wskazówek, opierając się jedynie na intuicji i podstawowej prekognicji. Ilekroć uruchamiał silniki Holtzmana, stawiał na szali cały statek i życie stu pięćdziesięciu uciekinierów na jego pokładzie. Nie zrobiłby tego, gdyby nie musiał.
Przed trzema laty Duncan nie miał wyboru. Poderwał ogromny statek z lądowiska, nie uciekając w ścisłym sensie tego słowa, ale wykradając całe więzienie, w którym umieściło go zgromadzenie żeńskie. Sam odlot nie wystarczył. Swoim dostrojonym umysłem wyczuwał zacieśniającą się wokół nich pętlę. Obserwatorzy zewnętrznego wroga, w niewinnych przebraniach starca i staruszki, mieli sieć, którą mogli zarzucić z dużej odległości na statek pozaprzestrzenny. Widział, jak błyszcząca, wielobarwna sieć zaczyna się zaciągać, a dziwaczna para staruszków uśmiecha się zwycięsko. Myśleli, że mają już w garści i jego, i statek.
Stukając palcami tak szybko, że zlewały się w niewyraźną plamę, koncentrując uwagę tak bardzo, że była niczym diamentowe ostrze, Duncan zmusił silniki Holtzmana do rzeczy, których nie wydobyłby z nich nawet nawigator Gildii. Kiedy niewidzialna sieć wroga omotała statek pozaprzestrzenny, Duncan wystrzelił nim tak głęboko w zagięcia przestrzeni, że rozerwał materię wszechświata i prześliznął się przez tę szczelinę. Dopomogły mu w tym starożytne umiejętności mistrza miecza.
„Niczym wolno poruszające się ostrze, przeszywające niemożliwą do przeniknięcia w inny sposób tarczę osobistą”.
I tak statek pozaprzestrzenny znalazł się zupełnie gdzie indziej. Ale Duncan Idaho zachowywał czujność, nie pozwalając sobie na westchnienie ulgi. Co jeszcze mogło im się przydarzyć w tym niezrozumiałym wszechświecie?
Studiował obrazy przekazywane przez czujniki sięgające za pole pozaprzestrzenne. Widok na zewnątrz nie zmienił się — skłębione welony mgławicowych gazów, ich odpychające się wstęgi, które nigdy się nie zagęszczą, by utworzyć gwiazdy. Czy był to młody wszechświat, który jeszcze nie skończył się formować, czy też wszechświat tak niewyobrażalnie stary, że wszystkie słońca się wypaliły i został z nich tylko cząsteczkowy popiół?
Czujący się w nim obco uciekinierzy rozpaczliwie pragnęli wrócić do normalności… albo przynajmniej przenieść się w jakieś _inne miejsce_. Minęło tyle czasu, że ich obawy ustąpiły miejsca konsternacji, ta zaś przerodziła się w niepokój, a następnie w apatię. Nie zadowalało ich już to, że zgubili pogoń i wyszli bez szwanku z opałów. Albo patrzyli na Duncana Idaho z nadzieją, albo obwiniali go o to, że znaleźli się w tak trudnym położeniu.
Pasażerowie statku stanowili przekrój ludzkości (a może Sziena i jej siostry Bene Gesserit postrzegały ich wszystkich jako „okazy”?). Była wśród nich garstka ortodoksyjnych Bene Gesserit — akolitki, cenzorki, matki wielebne, a nawet robotnicy płci męskiej — oraz sam Duncan i młody ghola Milesa Tega. Na pokładzie znajdował się też rabbi ze swoją grupką Żydów, których uratowano przed planowanym przez dostojne matrony pogromem na Gammu, ocalały mistrz tleilaxański i cztery podobne do zwierząt futary — potworne, stworzone w czasach Rozproszenia i zniewolone przez dziwki hybrydy człowieka i kota. W dodatku ładownia była schronieniem dla siedmiu małych czerwi pustyni.
„Zaiste, stanowimy przedziwną mieszaninę. Statek głupców” — pomyślał.
Rok po ucieczce z Kapitularza i ugrzęźnięciu w tym zniekształconym i niezrozumiałym wszechświecie Sziena i Bene Gesserit, któreza nią poszły, wzięły wraz z Duncanem udział w ceremonii chrztu statku. W świetle nieskończenie długiej wędrówki najbardziej odpowiednia wydawała im się nazwa _Itaka_.
Itaka, mała wyspa w starożytnej Grecji, była ojczyzną Odyseusza, który przez dziesięć lat po zakończeniu wojny trojańskiej starał się odnaleźć drogę do domu. Również Duncan i jego towarzysze podróży musieli znaleźć miejsce, które mogliby nazwać domem, bezpieczną przystań. Ci ludzie odbywali własną odyseję, nie mając nawet mapy ani atlasu układów gwiezdnych. Duncan czuł się tak samo zagubiony jak pradawny Odyseusz.
Nikt nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo pragnął wrócić na Kapitularz. Więzy serca łączyły go z Murbellą, jego miłością, niewolnicą i panią. Uwolnienie się od niej było najtrudniejszym i najboleśniejszym z wysiłków, które zapamiętał ze swoich wielokrotnych wcieleń. Wątpił, czy kiedykolwiek uda mu się wyzwolić spod jej uroku. _Murbella_…
Ale Duncan Idaho zawsze stawiał obowiązki ponad swe uczucia. Nie zważając na ból serca, przyjął odpowiedzialność za bezpieczeństwo statku pozaprzestrzennego i jego pasażerów, nawet w tym wykrzywionym wszechświecie.
Przypadkowe połączenia zapachów przypominały mu w dziwnych momentach o charakterystycznej woni Murbelli. Unoszące się w przetwarzanym powietrzu _Itaki_ organiczne estry pobudzały jego komórki węchowe, przywołując wspomnienia spędzonych z nią jedenastu lat. Pot Murbelli, jej ciemnobursztynowe włosy, szczególny smak jej ust i morski zapach ich „seksualnych zderzeń”. Ich namiętne spotkania, od których byli uzależnieni, od których żadne nie miało siły się uwolnić, były przez lata zarówno intymne, jak i brutalne.
„Nie mogę mylić wzajemnego uzależnienia z miłością” — pomyślał. Ból był co najmniej tak silny i nieznośny jak męki po odstawieniu narkotyków. Kiedy statek pozaprzestrzenny mknął przez pustkę, Duncan z każdą godziną coraz bardziej się od niej oddalał.
Odchylił się na oparcie fotela i uruchomił swoje wyjątkowe zmysły, cały czas obawiając się, że ktoś może znaleźć ich statek. Niebezpieczeństwo związane z tym biernym stróżowaniem polegało na tym,że od czasu do czasu jego myśli płynęły ku Murbelli. Aby obejść ten problem, Duncan podzielił swój umysł mentata na niezależne fragmenty. Jeśli jakaś jego część bujała w obłokach, inna pozostawała czujna, bez przerwy wypatrując zagrożenia.
Podczas wspólnie spędzonych lat spłodził z Murbellą cztery córki. Najstarsza dwójka — bliźniaczki — była już prawie dorosła. Ale odkąd agonia przemieniła Murbellę w prawdziwą Bene Gesserit, była dla niego stracona. Nigdy wcześniej żadna dostojna matrona nie ukończyła edukacji — a właściwie _reedukacji_ — niezbędnej do tego, by zostać matką wielebną, więc zgromadzenie żeńskie było z niej wyjątkowo zadowolone. Złamane serce Duncana było tylko przykrym skutkiem ubocznym.
Prześladowało go wspomnienie ślicznego oblicza Murbelli. Zdolności mentackie — zarazem błogosławieństwo i przekleństwo — pozwalały mu przywołać każdy szczegół jej rysów: owalną twarz i szerokie brwi, twarde spojrzenie zielonych oczu, które przypominały mu jadeit, smukłe i gibkie ciało, które z jednakową wprawą walczyło i uprawiało seks. A potem przypomniał sobie, że po agonii przyprawowej jej zielone oczy stały się niebieskie. Nie była już tą samą osobą…
Jego myśli zaczęły błądzić i rysy Murbelli się zmieniły. Niczym powidok naświetlony na siatkówkach jego oczu, począł nabierać kształtu obraz innej kobiety. Duncan był zaskoczony. Widok ten napierał na niego z zewnątrz, narzucony przez nieskończenie potężniejszy umysł, szukający go i oplatający _Itakę_ delikatnymi nićmi.
„Duncanie Idaho” — zawołał jakiś głos, kobiecy i kojący.
Poczuł przypływ emocji i zaczęła w nim narastać świadomość zagrożenia. Dlaczego jego mentacki system ostrzegania nie zauważył tego w porę? Jego podzielony umysł przeszedł na pełen tryb przetrwania. Skoczył ku przyrządom sterowniczym silników Holtzmana, zamierzając raz jeszcze rzucić statek na oślep w daleką pustkę.
„Duncanie Idaho, nie uciekaj. Nie jestem twoim wrogiem” — przemówił ponownie ten głos.
Podobne zapewnienia składali starzec i staruszka. Chociaż Duncan nie miał pojęcia, kim są, wyczuwał, że to prawdziwi wrogowie. Ale ta nowa, kobieca osobowość, ten niezmierny intelekt, dosięgłago spoza dziwnego, niezidentyfikowanego wszechświata, w którym znajdował się statek pozaprzestrzenny. Usiłował się wyrwać, ale nie mógł uciec przed tym głosem.
„Jestem Wyrocznią Czasu”.
W kilku ze swoich żywotów Duncan słyszał o Wyroczni Czasu — sile przewodniej Gildii Kosmicznej. Powiadano, że życzliwa i wszechwidząca Wyrocznia Czasu strzeże Gildii od chwili jej utworzenia przed piętnastoma tysiącami lat, ale Duncan zawsze uważał, że jest to dziwaczny przejaw religijności nadwrażliwych nawigatorów.
— Wyrocznia jest mitem. — Jego palce unosiły się nad przyciskami konsoli dowodzenia.
„Jestem wieloma rzeczami. — Był zdziwiony, że głos nie zaprzecza jego oskarżeniom. — Wielu cię szuka. Znajdą cię tutaj”.
— Ufam swoim zdolnościom — rzekł głośno Duncan i włączył silniki zaginające przestrzeń. Miał nadzieję, że Wyrocznia Czasu nie zauważy ze swojego zewnętrznego punktu widzenia, co robi. Przemieści statek pozaprzestrzenny gdzie indziej, znowu uciekając. Ile różnych sił na nich polowało?
„Przyszłość potrzebuje twojej obecności. Masz do odegrania rolę w Kralizeku”.
Kralizek… Tajfun Walki… od dawna przepowiadana bitwa na końcu wszechświata, która na zawsze zmieni przyszłość.
— Kolejny mit — powiedział Duncan, wprowadzając bez uprzedzenia pasażerów parametry skoku przez zagiętą przestrzeń. Statek pozaprzestrzenny szarpnął, po czym raz jeszcze zanurkował w nieznane.
Kiedy jednostka uciekała ze szponów Wyroczni Czasu, Duncan słyszał, jak słabnie jej głos, ale nie wydawała się skonsternowana.
„Poprowadzę cię” — oświadczył głos, rwąc się jak strzępy bawełny.
_Itaka_ przeskoczyła przez zagiętą przestrzeń i po chwili znowu z niej wypadła.
Wokół statku świeciły gwiazdy. Prawdziwe gwiazdy. Duncan sprawdził czujniki oraz siatkę nawigacyjną i zobaczył błyski słońc i mgławic. Znowu normalna przestrzeń. Bez dalszej weryfikacji wiedział, że wrócili do swojego wszechświata. Nie mógł się zdecydować, czy ma się cieszyć, czy płakać z rozpaczy.
Nie wyczuwał już Wyroczni Czasu ani żadnych poszukiwaczy — tajemniczego wroga czy zjednoczonego zgromadzenia żeńskiego — chociaż musieli tam wciąż być. Nie daliby za wygraną nawet po trzech latach.
Statek pozaprzestrzenny kontynuował ucieczkę.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
BESTSELLERY
- Wydawnictwo: RebisFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionOszałamiający rozmachem chiński bestseller, który stał się wydawniczym fenomenem w USA. NAGRODA HUGO DLA NAJLEPSZEJ POWIEŚCI 2015 R. „Imponująca rozmachem ucieczka od rzeczywistości. Dała mi odpowiednią ...EBOOK
27,90 zł 39,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: MAGFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionW obliczu zbliżającej się nieuchronnie międzygalaktycznej wojny na planetę Hyperion przybywa siedmioro pielgrzymów: Kapłan, Żołnierz, Uczony, Poeta, Kapitan, Detektyw i Konsul. Mają za zadanie dotrzeć do mitycznych grobowców, by ...EBOOK
29,30 zł 42,00
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
24,90 zł 34,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: RebisFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionOszałamiający rozmachem chiński bestseller, który stał się wydawniczym fenomenem w USA. KSIĄŻKA LAUREATA NAGRODY HUGO. Imponująca rozmachem ucieczka od rzeczywistości. Dała mi odpowiednią perspektywę w zmaganiach z ...EBOOK
31,90 zł 44,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: MAGFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionKultowa trylogia Gibsona, zapoczątkowana „Neuromancerem”, za którego autor otrzymał najważniejsze nagrody światowej fantastyki: nagrodę im. Philipa K. Dicka, Hugo i Nebulę. Pierwsze wydanie zbiorcze. Neuromancer Case, jeden z ...EBOOK
50,90 zł 59,00
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.