- W empik go
Ludowa historia kobiet - ebook
Ludowa historia kobiet - ebook
Autorki […] przyglądają się statusowi kobiet w średniowieczu oraz ścieżkom, na które wstępowały one w okresie rewolucji przemysłowej – jako migrantki, robotnice, służące, nauczycielki czy pracownice seksualne. Dotykają kwestii płci kulturowej, pisząc o kształtowania się takich form kobiecej tożsamości jak nowożytna czarownica i kobieta nieheteronormatywna, XIX-wieczna chłopka i nowoczesna dziewczyna. fragment wstępu Większość większej połowy Seria „Ludowa Historia Polski” ma stanowić przyczynek do odzyskania zapomnianych dziejów zwykłych ludzi. Chcemy w niej przedstawiać najciekawsze prace na temat tych, którzy nie kwalifikowali się do narodu Sarmatów, choć byli prawdziwą solą ziem dawnej Rzeczypospolitej. Będą to zatem książki o chłopach pańszczyźnianych, miejskiej biedocie, ludziach luźnych, a wreszcie proletariacie. Przemysław Wielgosz, redaktor merytoryczny serii
Spis treści
Większość „większej połowy”. Ludowa historia kobiet
Część I. Praca i pozycja społeczna
Kobieta chłopska w późnośredniowiecznej Polsce
Rolniczki w XIX i na początku XX wieku
„Wzięta w kilku słówkach rzecz o pokojówkach”. Służące domowe na ziemiach polskich drugiej połowie XIX wieku
W sercu industrializacji: robotnice w XIX i XX wieku
Awanturniczki. Ludowa historia pracy seksualnej w XIX i XX wieku
Nauczycielki ludowe (1850–1939)
Pieśni niezbędne do przeżycia. Niezapisana historia opieki
Część II. Tożsamości
Jędze, gadaczki, szkodnice… Jak budowano narracje kreujące postać czarownicy
Niewidoczne: jak squeerować ludową historię kobiet okresu przednowoczesnego?
Skąd się wzięła dziewczyna?
Część III. Sytuacje i doświadczenia
Przemoc
Polki, Żydówki, amerykańskie migrantki przemysłowe
Bieżenki 1915 roku
Negocjowanie nowoczesności. O zdrowiu reprodukcyjnym kobiet wiejskich w PRL
Bibliografia
Notki biograficzne
Seria „Ludowa Historia Polski”
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-89622-88-4 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
- Większość „większej połowy”. Ludowa historia kobiet
- Część I. Praca i pozycja społeczna
- Kobieta chłopska w późnośredniowiecznej Polsce
- Rolniczki w XIX i na początku XX wieku
- „Wzięta w kilku słówkach rzecz o pokojówkach”. Służące domowe na ziemiach polskich drugiej połowie XIX wieku
- W sercu industrializacji: robotnice w XIX i XX wieku
- Awanturniczki. Ludowa historia pracy seksualnej w XIX i XX wieku
- Nauczycielki ludowe (1850–1939)
- Pieśni niezbędne do przeżycia. Niezapisana historia opieki
- Część II. Tożsamości
- Jędze, gadaczki, szkodnice… Jak budowano narracje kreujące postać czarownicy
- Niewidoczne: jak squeerować ludową historię kobiet okresu przednowoczesnego?
- Skąd się wzięła dziewczyna?
- Część III. Sytuacje i doświadczenia
- Przemoc
- Polki, Żydówki, amerykańskie migrantki przemysłowe
- Bieżenki 1915 roku
- Negocjowanie nowoczesności. O zdrowiu reprodukcyjnym kobiet wiejskich w PRL
- Bibliografia
- Notki biograficzne
- Seria „Ludowa Historia Polski”WIĘKSZOŚĆ „WIĘKSZEJ POŁOWY”.
LUDOWA HISTORIA KOBIET
Tego dnia na ulicach Kielc nie działo się nic nadzwyczajnego. Podobnie jak dzień wcześniej i dzień później. Prowincjonalna zwyczajność połowy XIX wieku. W mieście kręciło się sporo mieszkańców pobliskich wsi. Wśród nich była samotna chłopka, którą niektórzy przechodnie pozdrawiali. W końcu często widywano ją tu, gdy przyjeżdżała, by sprzedać wypieczony przez siebie chleb. Tym razem jednak kobieta nie miała nic do sprzedania. Pośpiesznie zdążała na spotkanie. Miała się widzieć z pisarzem świadczącym usługi niepiśmiennym mieszkańcom pobliskich wsi. Kilka dni później kobieta wysłała spisaną podczas spotkania w Kielcach skargę do Komisji Województwa Krakowskiego. Nie był to pierwszy punkt zwrotny w życiu Marianny Cioskowej, ale być może najważniejszy.
Marianna przyjechała do Kielc z Kostomłotów, gdzie prowadziła gospodarstwo z trzema innymi kobietami. W pracy pomagały jej dorastające siostry oraz młodsza od nich córka. Cztery kobiety nie tylko krzątały się codziennie po podwórku, ale też przez trzy dni w tygodniu odrabiały pańszczyznę. I właśnie gospodarstwo było źródłem konfliktu, który zmusił Mariannę do napisania skargi. Broniła w niej prawa do zajmowania budynków odziedziczonych po rodzicach. Zamieszkała w nich kilka lat wcześniej, po śmierci męża. Kiedy z kolei zmarli jej rodzice, gospodarstwo stało się łakomym kąskiem, na który ostrzyli sobie zęby ksiądz rejent – bo wieś należała do Kościoła – a także jej żydowski arendarz i większość sąsiadów, tworzących chłopską gromadę. Oni wszyscy chcieli pozbawić Mariannę domu, choć mieli po temu różne powody. Kościół planował podzielić gospodarstwo między dwóch innych chłopów, czym kupił sobie wieś, a wykonawcą woli właściciela został żydowski arendarz. Siła była po stronie przeciwników Marianny. Co prawda ksiądz rejent nie mógł po prostu wyrzucić kobiety, ale imał się nie mniej dokuczliwych metod. Pewnego dnia wynajęci przez niego sąsiedzi po prostu rozebrali zabudowania gospodarstwa Marianny, pozostawiając jej jedynie dom. Kobieta nie dała się złamać i zaczęła zarabiać wyrabianiem chleba, choć i tego usiłowano jej zakazać. Marianna walczyła długo, na koniec kierując sprawę do Komisji. Przez cały ten czas w obliczu instancji sądowniczych i administracji sama reprezentowała siebie i swoje kobiece gospodarstwo. Ostatecznie Komisja przyznała jej rację, ale nie wiemy, czy wyrok został wyegzekwowany.
Odkryta i opisana przez młodego badacza Michała Narożniaka historia Marianny Cioskowej przebija najpopularniejszą w polskiej kulturze opowieść o kobiecie ze wsi, która przeciwstawiła się otoczeniu – czyli historię Jagny z Chłopów Władysława Reymonta. Przede wszystkim dlatego, że Marianna istniała naprawdę. Nie była produktem wyobraźni męskiego autora z klas wyższych. Wkroczyła do historii za pośrednictwem własnego głosu i dokonanego przez siebie wyboru, choć nie stało się to na jej warunkach. Mimo przeszkód, jakie napotkała, była na tyle silna i zdeterminowana, by mówić i występować we własnym imieniu. Wszystko to prawdopodobnie nie zmieściłoby się w głowie przedstawiciela polskiej elity intelektualnej z początku XX wieku, nawet gdyby z empatią pochylał się on nad losem chłopstwa. Świadczy o tym fakt, że Reymontowska buntowniczka Jagna budowała swoją niezależność w oparciu o związki z mężczyznami. Tak jakby autor Chłopów nie umiał sobie wyobrazić scenariusza, w którym młoda kobieta z ludu prowadzi samodzielne życie. Jego Jagna sama z siebie nie miała ani tyle sił, ani determinacji, by postawić na swoim. Tymczasem dla Marianny niechcianym początkiem własnej opowieści była śmierć męża.
Być może jej historia doczeka się osobnego opracowania. Zasługuje na to. Już dziś jednak heroiczna mieszkanka Kostomłotów może być symbolem odzyskiwania przeszłości kobiet z klas ludowych, a także znaczenia, jakie mają badania nad ich losami, nie tylko dla naszej wiedzy o przeszłości, ale też dla sposobów jej poznawania.
Jej historia wydaje się wyjątkowa, ale zarazem bardzo dobrze odzwierciedla dzieje zbiorowości. Kobieta samodzielnie prowadząca gospodarstwo nie była normą na kieleckiej wsi połowy XIX stulecia. Niemniej takie sytuacje zdarzały się wystarczająco często, by odnotowały je statystyki. To samo można powiedzieć o kilku kobietach gospodarzących wspólnie. Według szacunków Narożniaka około 10% gospodarstw w regionie prowadziły owdowiałe kobiety. Ich życie nie należało do najłatwiejszych. Nie tylko ze względu na ogrom ciężkiej pracy w obejściu, przymus odrabiania pańszczyzny i konieczność wykarmienia dzieci. Także dlatego, że mniejszościowy i nieoczywisty status takich kobiet wymagał od nich nieustannego wysiłku. Chcąc nie chcąc, podważały płciowy podział ról społecznych, hierarchię władzy i stosunki własności, a to oznaczało konieczność obrony własnej pozycji. Czasem, jak w przypadku Marianny, także definiowania jej i uzasadniania przed sądem.
Sprawa Marianny Ciosek angażowała Kościół, żydowskiego arendarza, chłopskich sąsiadów, administrację i władze sądowe Imperium Rosyjskiego – wydobywając na powierzchnię skomplikowane linie podziałów, konfliktów i sojuszy między nimi. Jako taka wpisuje się w szerszy kontekst walk społecznych na wsi w Królestwie Polskim w połowie XIX stulecia. Ich stawką była ziemia, a głównym punktem zapalnym kwestia pańszczyzny. Oczywiście przypadek Marianny nie wiąże się bezpośrednio z kontestacją porządku pańszczyźnianego. Ma natomiast swoją specyfikę genderową. Być może z jej powodu stał się katalizatorem egzotycznego sojuszu uprzywilejowanych i podporządkowanych. Przeciw czterem kobietom pozbawionym męskiej opieki i władzy powstała tymczasowa koalicja złożona ze zantagonizowanych wzajemnie aktorów o sprzecznych interesach. Połączyła ich obrona reżimu ról płciowych, który został zakwestionowany przez sfeminizowane gospodarstwo i aspiracje Marianny. Samo jego zaistnienie we wsi podważyło patriarchalną hierarchię; co więcej, ujawniło, że przecina ona w poprzek podziały targające społecznościami wiejskimi. Wszystko to nie oznacza, że je unieważniło.
Sprawy Marianny nie można całkowicie oderwać od społecznego tła. Przeciwnie. Po pierwsze, zapewne żaden indywidualny przypadek konfliktu o ziemię nie da się w stu procentach zredukować do reprezentacji jakiegoś ogólnego wzoru „walki klas”, bo ta w historii właściwie nie występuje w postaci czystej. Po drugie, konflikty społeczne zawsze mają charakter intersekcjonalny, co oznacza, że linie podziału ekonomicznego przecinają się z liniami hierarchii genderowej, a te z liniami innych markerów tożsamości, władzy i podporządkowania.
Marianna Cioskowa nieprzypadkowo pojawia się we wstępie do książki zatytułowanej Ludowa historia kobiet. W jej biografii niczym w soczewce skupiają się najistotniejsze wątki i znaczenia dziejów większości „większej połowy”, o której mowa w tytule niniejszego wstępu. Chodzi tu oczywiście o kobiety z klas ludowych. Plebejuszki stanowiły przygniatającą większość populacji kobiet, będących większością populacji ziem polskich w ogóle. Widzimy los pańszczyźnianej chłopki, istoty znajdującej się najniżej w hierarchii osób dorosłych na ówczesnej polskiej wsi. Jako taka staje się ona przedmiotem eksploatacji zarówno na zewnątrz, jak i w obrębie rodziny. Pozbawiona męskiego opiekuna staje się dodatkowo celem intrygi mającej pozbawić ją środków do życia, obiektem niechęci, pogardy, a być może też fizycznej agresji. Bądź co bądź, przemoc jest doświadczeniem naznaczającym życie wszystkich chłopek – doznawały jej od partnerów, dworskich oficjalistów, czasem (w starszym wieku) od własnych dzieci. Ciało i fizyczność chłopki zdominowane są przez trud biologicznego przetrwania, konieczność sprostania wymogom systemu ekonomicznego oraz roli płciowej. Z jednej strony odrabia ona pańszczyznę, z drugiej – rodzi i wychowuje dzieci. To rzeczywistość ciężkiej pracy, bólu, zmęczenia i cierpienia, wyzysku i poniżenia. Dlatego jest oczywiste, że odzyskanie historii kobiet z ludu polegać musi na oddaniu im sprawiedliwości jako ofiarom społeczeństwa opartego na zniewoleniu, hierarchii, fizycznej eksploatacji i nagiej przemocy. Marianna nie jest jednak tylko ofiarą. Nie znosi biernie wymierzanych jej razów. Jej życie nie trwa uwięzione w jakimś statycznym porządku, a jedynego jej doświadczenia nie stanowi wieczny powrót tego samego – pór roku, głodu na przednówku, rodzenia dzieci, podległości siłom natury i władzy społecznej. Przeżywała zmiany i była ich podmiotem. I także w tym sensie pozostaje postacią emblematyczną. Jej biografia radykalnie zaprzecza stereotypowi pańszczyźnianej chłopki ofiary. Ale nie tylko. Dowodzi, że pańszczyźniane chłopki nie tkwiły w rolach narzuconych im przez system ekonomiczny, patriarchat oraz schematy interpretacyjne historyków. Pokazuje, że częścią ich doświadczenia bywała także mobilność i zmiana, że czasem mogły wywalczyć sobie możliwość negocjowania i podważania swojego statusu. Widzimy, że zwykła kobieta z podkieleckich Kostomłotów potrafiła konsekwentnie prowadzić prawdziwą (mikro)politykę, wykorzystując swoje umiejętności, intelekt, siłę fizyczną i dostępne środki prawne nawet przy niesprzyjającym układzie sił w środowisku społecznym, w którym zmuszona była żyć. Wszystko to mówi, że kobiety z ludu miały swoją historię, która nie jest po prostu dodatkiem do ludowej historii mężczyzn (i historii w ogóle), ale wymusza jej zasadniczą rewizję. Losy Marianny Cioskowej z Kostomłotów zmieniają nasz obraz społeczności wiejskich z połowy XIX wieku. Nie ma w tym nic zaskakującego. Dziś twierdzenie, że historia kobiet i historia genderowa zrewolucjonizowały nauki historyczne i naszą wiedzę o przeszłości, jest już truizmem. Ten rewolucyjny wpływ odnosi się w szczególności do badań nad losem kobiet z klas ludowych. Historia kobiet rozbiła męskocentryczny obraz społeczeństw, uwypuklając znaczenie podziałów płciowych i tego, w jaki sposób się one formują. Ludowa historia kobiet z kolei wskazuje, że nie ma czegoś takiego jak historia wszystkich kobiet, a podziały klasowe uzupełniają podział płci o aspekt ekonomiczny i strukturalny. Niniejsza książka stanowi próbę połączenia obu powyższych perspektyw. Wychodząc od historii kobiet z chłopstwa i klasy robotniczej, w ich różnych rolach i aktywnościach, autorki i autor Ludowej historii kobiet starają się wpisać je w perspektywę genderową (płci kulturowej), ukazując, jak te role historycznie się kształtowały i zmieniały, a zarazem jak wytwarzały się i przekształcały tożsamości genderowe i reżimy podziałów płciowych.
Artykuły zebrane w tym tomie ukazują przekrój szerokiego zjawiska, jakim jest historia kobiet i historia genderowa. Ostatnie dekady były w Polsce czasem dynamicznego rozwoju wszystkich tych nurtów badań. Powstało wiele znakomitych prac naukowych, a badania nad przeszłością kobiet stały się bodaj najlepiej rozwijającym się działem polskiej historiografii. Kilka ostatnich lat przyniosło natomiast wzrost zainteresowania dziejami kobiet z klas ludowych. Choć badania te znalazły swój wyraz w szerszym obiegu publicznym – także za sprawą książek autorek niniejszego zbioru – dotychczas rozwijały się one przede wszystkim w kontekście akademickim. W Ludowej historii kobiet zebrano wyniki najważniejszych badań w możliwie najbardziej przystępnej postaci. Stąd objętość i forma tekstów. Rzecz jasna, wybór i zakres tematów nie wyczerpują tej problematyki. Celem było tu raczej naszkicowanie kilku kluczowych wątków i przedstawienie ogólnego zarysu pola ludowej historii kobiet. Na książkę składają się trzy części: Praca i pozycja społeczna, Tożsamości, Sytuacje i doświadczenia. Każda dotyka innego wymiaru życia dawnych plebejuszek, choć granice między nimi są płynne.
W niniejszym tomie znajdziemy zatem artykuły pokazujące dzieje kobiet z ludu przez pryzmat miejsc, ról i aktywności, które przypadły im w udziale w różnych epokach i okolicznościach historycznych. Dotyczy to nie tylko chłopek, ale także robotnic i przedstawicielek plebsu miejskiego. Autorki i autor ukazują kobiety w sytuacjach skrajnych, choć często bardzo powszechnych – jako migrantki i uchodźczynie, ofiary i sprawczynie przemocy. Przyglądają się statusowi kobiet chłopskich w średniowieczu oraz ścieżkom, na które wstępowały one w okresie rewolucji przemysłowej – jako migrantki, robotnice, służące, nauczycielki, opiekunki czy pracownice seksualne. Dotykają kwestii płci kulturowej w kontekście kształtowania się takich form kobiecej tożsamości jak nowożytna czarownica, kobieta nieheteronormatywna i nowoczesna dziewczyna.
Ludowa historia kobiet ma przywrócić je naszej pamięci i świadomości historycznej. Ale to nie wszystko. Odzyskując wymazywane i marginalizowane przez wieki doświadczenie osób takich jak Marianna Cioskowa i wiele jej wciąż nieznanych z imienia sióstr, przyczynia się do zmiany naszego sposobu myślenia o przeszłości oraz jej badania. Niezależnie od wielu znakomitych osiągnięć na tym polu, które przyniosły ostatnie lata, ciągle jeszcze znajdujemy się na początku fascynującej drogi.
Przemysław Wielgosz
------------------------------------------------------------------------
M. Narożniak, Niewolnicy modernizacji. Między pańszczyzną a kapitalizmem, Warszawa 2021.
Tamże, s. 98.
Na ziemiach polskich od wczesnej nowożytności kobiety są większością populacji.
Zob. m.in.: M. Fidelis, Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce, Warszawa 2015; A. Urbanik-Kopeć, Anioł w domu, mrówka w fabryce, Warszawa 2018; A. Urbanik-Kopeć, Instrukcja nadużycia, Katowice 2019; A. Urbanik-Kopeć, Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu, Warszawa 2021; J. Kuciel-Frydryszak, Służące do wszystkiego, Warszawa 2018; J. Kuciel-Frydryszak, Chłopki, Warszawa 2023; M. Madejska, Aleja Włókniarek, Wołowiec 2018; A. Dobrowolska, Zawodowe dziewczyny. Prostytucja i praca seksualna w PRL, Warszawa 2020.Małgorzata Kołacz-Chmiel
Kobieta chłopska w późnośredniowiecznej Polsce
Prowadząc badania nad życiem kobiety chłopskiej, naukowiec może dostrzec w źródłach średniowiecznych wyraźną dysproporcję dotyczącą informacji na temat kobiet i mężczyzn. Dzieje spisywane przez ówczesnych rocznikarzy i kronikarzy to przede wszystkim historia tworzona przez mężczyzn i dla mężczyzn. Jeżeli w ogóle pojawiają się w niej niewiasty, to tylko te z kręgu najwyższych warstw społecznych i w momentach odgrywania przez nie kluczowej roli w losach państwa czy dynastii. W przypadku chłopek te wiadomości są wyjątkowo skąpe, gdyż dotyczą najniższej warstwy społecznej, niebudzącej szczególnego zainteresowania wśród twórców ówczesnej spuścizny źródłowej. Czy wobec powyższego jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie, jak wyglądała codzienność kobiety chłopskiej żyjącej na ziemiach polskich w czasach tak odległych? Wbrew pozorom analiza dostępnego materiału źródłowego pozwala znaleźć odpowiedzi może nie na wszystkie nurtujące czytelnika pytania, ale z pewnością na wiele z nich.
Życie kobiety chłopskiej na przestrzeni kilku stuleci obejmujących polskie średniowiecze toczyło się w ramach patriarchalnego świata, który wyznaczał jej miejsce w ramach zarówno rodziny, jak i grupy społecznej. Kształtowały je przepisy prawa zwyczajowego oraz kościelnego. Zaznaczyć jednak trzeba, że los nie był taki sam dla wszystkich niewiast z tej grupy stanowej – w dużym stopniu zależał bowiem od ich stanu cywilnego oraz pozycji majątkowej i ekonomicznej. Przybierał więc różne formy – od niemalże całkowitego podporządkowania do bardzo dużej swobody.
Panna
Żona
Macierzyństwo
Wdowa
Zajęcia i obowiązki średniowiecznych chłopekAlicja Urbanik-Kopeć
„Wzięta w kilku słówkach rzecz o pokojówkach”. Służące domowe na ziemiach polskich drugiej połowie XIX wieku
Dla mnie, który w życiu
Dosyć kobiet znałem,
Dla mnie – pokojówka
Jest znów ideałem.
Tak wyznawał Chat-Noire w gazecie dla panów w 1904 roku.
Gdy mi kurtyzana
Jest za wielką panią
To z jej pokojówką
Zabawię się tanio.
Szampan i ostrygi
Trza dla damy wielkiej,
A dla niej wystarczy
Wódka i serdelki.
Pierwsza – wielkopańskie
Ma fumy i fochy
Batystowe chustki
I długie pończochy!
Druga nieraz nosek
W swój fartuszek utrze
Gusta ma mniej drogie
I pończochy krótsze.
Powyższy utwór, zaprezentowany na łamach galicyjskiego „Bociana”, doskonale obrazuje ówczesne nastawienie do kobiet pracujących fizycznie – zarówno seksualnie, jak i jako służące domowe. Służąca jest tu substytutem pracownicy seksualnej, tym lepszym, że tańszym i szybciej dostępnym. Jej zainteresowanie relacją czy potencjalna zgoda nie są tu istotne – podmiot liryczny nie zakłada w ogóle, że służąca może nie chcieć świadczyć mu usług, a nawet jeśli początkowo nie będzie chętna, na pewno da się łatwo (i tanio!) uwieść za pomocą niewyszukanych środków. Jej brak wyrafinowania, przejawiający się w wycieraniu nosa w fartuch oraz zamiłowaniu do wódki i kiełbasy, jest odstręczający, bo wskazuje na jej chłopskie lub robotnicze pochodzenie, ale odpowiada też mężczyźnie, który nie chce tracić czasu i środków na drogie obiady i luksusowe prezenty dla pracownicy seksualnej, lepiej zorientowanej w możliwościach finansowych mężczyzn z klasy wyższej. Służąca, choć pociągająca, jest jednocześnie mniej niż człowiekiem, bardziej narzędziem do zaspokajania popędu. Prezentowana tu mieszanka lekceważenia, uprzedmiotowienia i seksualnej fascynacji wynikała z połączenia czynników społecznych i kulturowych, które sprawiały, że los służących domowych nadawał się raczej na tragedię, a nie na satyryczny wierszyk w czasopiśmie niskich lotów.
Młode, samotne, niepiśmienne
Wszystko zostaje w rodzinie
Zupełnie normalne stosunkiMałgorzata Fidelis
W sercu industrializacji: robotnice w XIX i XX wieku
W 1993 roku brytyjska historyczka Maxine Berg opublikowała artykuł pod intrygującym tytułem Jaki wpływ miała praca kobiet na rewolucję przemysłową?. Na podstawie analiz statystycznych argumentowała, że rola kobiet robotnic była olbrzymia. Znaczący wzrost produkcji w Wielkiej Brytanii nastąpił dopiero wtedy, gdy kobiety i dzieci stały się doniosłą częścią siły roboczej w najintensywniej rozwijających się gałęziach przemysłu, takich jak włókiennictwo. Berg wywoływała z milczenia pracujące kobiety i ich wkład w rozwój gospodarki przemysłowej, która zmieniła oblicze Anglii i świata. Od tego czasu znacząco poszerzono badania nad rolą kobiet w rewolucji przemysłowej. Nowe prace udowodniły, że industrializacja zasadzała się na płci kulturowej – w kontekście kluczowej roli kobiet zarówno w produkcji, jak i w sferze symboli kulturowych oraz nowego porządku społecznego, opartego na gospodarce kapitalistycznej. Nowe warstwy społeczne powstałe na skutek przemian industrialnych – robotnicy i klasa średnia – formowały się w dużym stopniu wokół tożsamości płciowych i rasowych. Jednocześnie hierarchie płciowe i rasowe kształtowały nie tylko doświadczenie pracy, ale też wszystkie aspekty życia codziennego. Kobiety – zwłaszcza te z warstw ludowych – stały w samym centrum przemian globalnych zarówno przez swoją pracę w produkcji, jak i przez pracę reprodukcyjną. Ta druga – rodzenie i wychowywanie dzieci, a także wykonywanie niezbędnych prac w gospodarstwie domowym – umożliwiała przetrwanie rodzin robotniczych i zapewniała dobrostan całego nowoczesnego społeczeństwa.
Rewolucja przemysłowa nie była do końca „rewolucją”, ale raczej długotrwałym procesem prowadzącym do fundamentalnych zmian w organizacji produkcji, które od początku ugruntowane były w powiązaniach globalnych. Opowieść o kobietach i industrializacji powinna zacząć się poza Europą, w krajach skolonizowanych i niewolniczym Głębokim Południu Stanów Zjednoczonych. Bez pracy niewolnic i niewolników, jak również bez eksploatowania zasobów naturalnych w koloniach spektakularny rozwój przemysłowy i technologiczny w Europie nie byłby możliwy. Warto zaznaczyć, że nie tylko klasy posiadające były beneficjentami niewolniczej pracy kobiet i mężczyzn. Byt swój mogli poprawić również europejscy robotnicy. Od drugiej połowy XIX wieku wzrastał standard życia w europejskich miastach. Odzież bawełniana stawała się powszechna wśród klas pracujących, podobnie jak spożywanie cukru w codziennej diecie. Obydwa towary – bawełna i cukier – przybywały na kontynent europejski głównie z Nowego Świata. Obydwa powstawały w dużym stopniu w wyniku niewolniczej i przymusowej pracy.
Reprodukcja produkcji
Podział sfer, podział pracy
Globalne reżimy pracy kobiet
Wyzwolić robotnicę
„To nie była tylko ciężka praca” – w poszukiwaniu głosów robotnicAnna Dobrowolska,
Alicja Urbanik-Kopeć
Awanturniczki. Ludowa historia pracy seksualnej w XIX i XX wieku
W 1915 roku anonimowy mieszkaniec Kalisza wysłał do lokalnych władz sanitarnych następujący list:
Mam zaszczyt zawiadomić WPana celem ostrzeżenia sfer wojskowych i cywilnych, że trudniąca się nierządem Jadwiga młoda brunetka w wieku lat około 20, mieszkająca przy ul. Piaskowej N 12, chorą jest wenerycznie, przyczem nadal prowadzi swój proceder awanturniczy, zamiast leczyć się.
Powyższe uchodziło dotychczas uwagi władz sanitarnych, przeto poczytuję sobie za obowiązek o fakcie tym zawiadomić WPana Doktora Powiatowego.
Nie podpisuję niniejszego listu, nie chcąc być wtrąconym w ewentualną sprawę prostytutki choć sam wskutek nieuczciwości ostatniej muszę cierpieć.
Mężczyzna odnosił się do obowiązujących wówczas na ziemiach polskich przepisów. Według rozporządzenia w sprawie nadzoru nad prostytucją miejską w Imperium z 1903 roku praca seksualna była zawodem reglamentowanym, czyli legalnym, ale objętym ścisłą kontrolą. Pracownice seksualne musiały posiadać książeczki służbowe, miały obowiązek meldunkowy i musiały zgłaszać się na regularne badania ginekologiczne w celu wykluczenia chorób przenoszonych drogą płciową. Wymieniona w anonimowym liście Jadwiga, jeśli faktycznie ukrywała chorobę, mogła być przymusowo odesłana do szpitala, a jeśli uchylała się od wizyty, odesłana do aresztu.
List mieszkańca Kalisza doskonale obrazuje ówczesny stosunek do pracy seksualnej. Jego autor ma niewątpliwie poczucie wyższości i spełnienia obywatelskiego obowiązku. Przekazuje informacje o chorobie, mając nadzieję, że winna zostanie ukarana, i wyraźnie upaja się swoją przewagą. W opisywanym okresie pracownice seksualne zajmowały niską pozycję zarówno pod względem pochodzenia społecznego, jak i wykształcenia. Według spisu powszechnego z 1889 roku 30% zaczynało pracę między 15 a 17 rokiem życia, 60% przed ukończeniem 20 lat. Prawie 80% nie umiało czytać ani pisać, 87% nie miało ani jednego żyjącego rodzica, 48% pochodziło ze wsi, 53% pracowało wcześniej jako służące. Klienci doskonale zdawali sobie sprawę z własnej przewagi i czasem bezlitośnie ją wykorzystywali, jak autor zacytowanego listu z Kalisza. Choć 20-letnia Jadwiga prowadzi według niego „proceder awanturniczy”, autor donosu nie jest tym na tyle oburzony, by zrezygnować z jej usług. Prawdziwy powód złości i pogardy wyjawia ostatni akapit – mężczyzna także zachorował wenerycznie. O ile jednak Jadwidze z powodu donosu groziło więzienie, o tyle klient pozostawał wolny i mógł dalej prowadzić niczym nieograniczone życie erotyczne. Wobec młodych kobiet pracujących seksualnie obowiązywały zupełnie inne zasady niż wobec mężczyzn będących ich klientami.
Między końcem XIX wieku a latami 80. XX wieku tylko pozornie wiele się zmieniło na ziemiach polskich. Rosyjskie imperialne regulacje dotyczące usług seksualnych zastąpiło prawo sanitarne II Rzeczypospolitej, ale nie wpłynęło to znacząco na pozycję klasową kobiet pracujących seksualnie. Również w późnych latach 40., w których władze Polski Ludowej próbowały na nowo określić stosunek państwa do moralności obywateli, podejście do usług seksualnych nie zmieniło się. W PRL, tak jak na początku XX wieku, w pracę seksualną angażowały się przede wszystkim kobiety słabo wykształcone, o pochodzeniu robotniczym lub chłopskim, a rozpoczynały ją w bardzo młodym wieku. Niezależnie od zmieniających się systemów politycznych historia pracy seksualnej w Polsce to historia kobiet z klas ludowych. Kobiet zwykle uciszanych, wymazywanych ze źródeł, orientalizowanych i pozbawianych sprawczości przez instytucje państwowe, a później historyków. To historia klasowej i seksualnej przemocy, ale też opowieść o oporze i solidarności.
Więzienie jako miejsce spotkań
Chrześcijańska troska, uchylanie się od pracy i nieoczywiste formy oporu
Dziewczyny z Dubaju i Buenos Aires
W trosce o zdrowie (męskiego) narodu
Willa i ogródekMonika Piotrowska-Marchewa
Nauczycielki ludowe (1850–1939)
W 1925 roku na łamach „Bluszczu” Helena Ceysingerówna, nauczycielka, feministka i dziennikarka, pisała tak: „U nas wszystkiemu dać musi aprobatę… literatura. Zawód nauczycielki ludowej wyidealizowała »Siłaczka«, wyidealizowały powieści Sewera i innych, więc zawód ten w opinji społeczeństwa stoi wysoko, a kobiety ze sfer np. proletarjatu miejskiego uważają, że zawód nauczycielki ludowej podnosi je na drabinie społecznej o wiele, wiele stopni”. Autorka tych słów uchwyciła rzecz znamienną – ambicje zawodowe kobiet z warstw plebejskich, stosunkowo nowe. Nowe, bo dopiero Polska niepodległa – wraz z powszechnym obowiązkiem szkolnym i poprzez rozbudowę systemu kształcenia kadr dla szkolnictwa powszechnego – stworzyła warunki takiego awansu społecznego, wcześniej trudno dostępnego szczególnie dla wiejskich dziewcząt. Potrzebne były doświadczenia doby rewolucji 1905 roku (do których powrócę w dalszej części tekstu), a przede wszystkim wstrząs I wojny światowej, aby ludowe warstwy społeczeństwa zaczęły dostrzegać w kształceniu córek drogę do ich realnej kariery zawodowej. Proces ten postępował jednak powoli.Olga Gitkiewicz
Pieśni niezbędne do przeżycia. Niezapisana historia opieki
Pobielone ściany i tablica z numerem domu, 47. W progu rodzina: dwie dziewczynki w chustkach i dwóch chłopców, w wieku pewnie 4–12 lat. Za nimi stoją rodzice: ojciec w kapeluszu zaciąga się papierosem, matka odwraca głowę w jego stronę.
Z lewej strony kadru ktoś obcy, przyjezdny, mężczyzna w porządnym palcie, patrzy na dzieci. Wygląda, jakby je o coś wypytywał, może żartuje, bo jedna z dziewczynek ma na twarzy cień uśmiechu.
Zdjęcie zrobiono, według opisu, w Bronowicach. Jest podpisane: „Członkowie rodziny chłopskiej podczas oczekiwania w progu na komisarza spisowego”. Jako daty skrajne wykonania fotografii podano lata 1918–1931.
Pierwszy po odzyskaniu niepodległości spis powszechny był przeprowadzony 30 września 1921 roku, ale czy we wrześniu ktoś już by nosił takie palto? Możliwe, choć bardziej prawdopodobną datą jest rok 1931, początek grudnia, Drugi Powszechny Spis Ludności. Wybór Bronowic nie był przejawem chłopomanii – ludność wiejska stanowiła na początku lat 30. XX wieku ponad 70% polskiego społeczeństwa, a z rolnictwa utrzymywało się ponad 60% osób.
Niepodpisany z imienia i nazwiska fotograf uchwycił więc pewną przeciętną: wiejska rodzina dwa plus cztery. Statystyczna mieszkanka polskiej wsi w czasach II Rzeczypospolitej rodziła cztery, pięć razy. Pod jej opieką pozostawało na ogół troje, czworo dzieci, które nie tylko uczyła pracy w gospodarstwie, ale którym również przekazywała wiedzę o najbliższym świecie, o codzienności, o obyczajach i konwenansach. Kiedy się patrzy na osoby na zdjęciu, z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że stojąca w progu kobieta zajmowała się dziećmi, gotowaniem, karmieniem niewidocznego w kadrze inwentarza, praniem i reperowaniem odzieży, sprzątaniem, do tego wykonywała razem z mężem prace w polu i, jeśli starczyło jej sił, zapewniała pozostałym członkom rodziny emocjonalne wsparcie oraz, w razie potrzeby, opiekę medyczną.
Młodsza dziewczynka pewnie pomagała przy sprzątaniu i miała oko na najmłodszego braciszka. Starsza chodziła na pasionkę, prała, szyła, na bieżąco odciążała matkę, a kto wie, może już posyłano ją do pracy w pobliskim majątku. Chłopcy na pewno też mieli swoje obowiązki, zwłaszcza starszy pomagał już ojcu, ale w latach 30. na polskiej wsi kontrakt płci jeszcze nawet nie zaczął się kruszyć, podział ról nie zmienił się szczególnie od początków feudalizmu.
Kiedy się przegląda archiwalne zdjęcia z życia polskiej wsi umieszczone w Narodowym Archiwum Cyfrowym, wiele jest opisanych jako „chłop przy pracy w polu”, „chłop podczas robót”. Wiejskie kobiety zostały sfotografowane na drodze, na łące, jak gdyby nie wykonywały pracy. Tymczasem to dobę mężczyzny cechował wyraźny podział na pracę i odpoczynek, a życie kobiety wiejskiej było wypełnione pracą od świtu do zmierzchu, obowiązki płynnie przechodziły jedne w drugie – przy czym większość z nich była niewidoczna.
Może dlatego, że przychodziły stopniowo, z wiekiem. Dziewczynki kilkuletnie na wsi sprawowały opiekę nad młodszymi dziećmi, często przy okazji pasienia gęsi, a z czasem bydła. Później dochodziły do tego pranie i inne czynności domowe, dbanie o zwierzęta gospodarskie i prace polowe. Potem zamążpójście i rodzenie dzieci – szczęście w nieszczęściu, jeśli córki. Szczęście, bo obowiązki opiekuńcze mogły przechodzić na dziewczęta. Nieszczęście, bo na polskiej wsi lat 30. około 40% córek było zbędnych – stanowiły dla gospodarstwa bardziej ciężar niż wsparcie.
Rzeczywistą pracą była praca na roli, bo wymagała siły i dawała utrzymanie. Wszystkie inne czynności, zwłaszcza wykonywane przez kobiety, uważano za zajęcia lekkie, poboczne, po prostu wydarzające się. Tymczasem żadna „rzeczywista” praca nie mogłaby się odbywać bez reprodukcyjnej i emocjonalnej pracy kobiet, bez zajęć opiekuńczych, rozumianych nie tylko jako zajmowanie się dziećmi, ale także jako dbanie o codzienność wszystkich domowników: o to, żeby byli nakarmieni, odziani, opatrzeni, a nawet odpowiednio odprawieni na tamten świat, bo przecież opieka nad zmarłymi członkami rodziny, ich ubieranie, opłakiwanie, czuwanie przy ciele również stanowiły część doświadczenia kobiet.
Te wszystkie czynności, którymi nie zajmowali się mężczyźni, znajdywały odbicie w statystykach: chłopki pracowały średnio o 500 godzin w roku więcej.
Niezapisana
OkupKatarzyna Stańczak-Wiślicz
Skąd się wzięła dziewczyna?
„Mam 18 lat i znajduję się w otoczeniu podobnym co każda dziewczyna. Przeżywam prawie to samo i tak samo” – w 1963 roku pisała do redakcji „Filipinki” Alicja, zabierając głos w dyskusji wokół tak zwanego konfliktu pokoleń. Alicja czuła się nowoczesna, a przede wszystkim nie miała najmniejszych wątpliwości, że należy do wyraźnie wyodrębnionej grupy społecznej – była dziewczyną. Już nie dziewczynką, nie podlotkiem, ale jeszcze nie kobietą. Pozostałe uczestniczki debaty prasowej, pochodzące zarówno z miasta, jak i ze wsi, z rodzin inteligenckich i z robotniczych, także podkreślały wspólnotę doświadczeń, przekonań i stylu życia w obrębie grupy rówieśniczej. Dystansowały się od pokolenia rodziców, identyfikowały się, tak jak i chłopcy, z kulturą młodzieżową. Miały swoje rozrywki i swoje pismo – powołaną do życia w 1957 roku „Filipinkę”.
Bycie dziewczyną, dziewczęcość albo dziewczyńskość to konstrukcja historyczna. Chociaż odrębność młodych ludzi widoczna była już znacznie wcześniej, dopiero procesy modernizacyjne zachodzące po II wojnie światowej w Europie i w Stanach Zjednoczonych doprowadziły do rozkwitu „kultury młodości”, a następnie do narodzin dziewczyny jako odrębnej kategorii. Wcześniej młodość traktowana była jako okres przygotowania do wejścia w dorosłość, do objęcia gospodarstwa albo warsztatu pracy i do małżeństwa. Wprawdzie określone zwyczaje, obowiązki i przywileje pozwalały młodzieży odróżnić się od innych grup społecznych, młodość jednak, zwłaszcza w przypadku kobiet, nie była konceptualizowana. Bardzo długo doświadczenie młodości, rozumiane jako korzystanie z osobnych rozrywek i specyficzny styl życia, opisywano w odniesieniu do młodych mężczyzn. Dorastające kobiety pozostawały pod silniejszą niż rówieśnicy kontrolą rodzicielską, ich aktywność miała się koncentrować wokół sfery domowej.
„Nie ma powodu do takiego pośpiechu”
„Dziewczyna i dzień dzisiejszy”
Instytucja „chodzenia” i konflikt pokoleńAnna Sosnowska
Polki, Żydówki, amerykańskie migrantki przemysłowe
Listy
Zofia Nadrowska była w grudniu 1890 roku młodą kobietą – dziewczyną, jak o sobie myślała, która kilka tygodni wcześniej przyjechała do Chicago z Ugoszcza, małej wsi w powiecie rypińskim na północnym Mazowszu, wówczas położonej na zachodnich rubieżach Cesarstwa Rosyjskiego. Z tego samego regionu pochodzą też jej dalsi krewni i dziadkowie, bo Zosia pozdrawia ich „do Ruża” i „na Frankowo” w powiecie golubsko-dobrzyńskim. Zosia zatrzymała się u ciotki, która była ze swoją rodziną w Chicago już dłużej. Pomaga w robotach krawieckich, uczy się, „dostaje dwa i puł dulara na tydzień, a tera dostane wiency”. Jeszcze w grudniu będzie pomocnicą, a „puzni będę na swoju ręnkie szyła”.
W Ugoszczu zostali jej rodzice, liczne „bracy i siostry”, chyba młodsi, bo „całuje im buzie”. Z imienia wspomina Pietrusię, zapewne podobną wiekiem siostrę. Zofia martwi się o Pietrusię, która poszła na służbę w pobliskim Trubiniu i „tam tylko sobie lata mornuje”. Żałuje dwóch lat swojego życia, które wolałaby spędzić na emigracji w Chicago: „odżałować nie mogie, bym jusz insza była”, bo – zdaje się – jak Pietrusia była na służbie. Prosi i namawia „ojczulka i mateczkę”, żeby Pietrusi pozwolili na emigrację, i obiecuje przysłać dla niej na Wielkanoc szyfkartę, bilet na statek. Mimo tęsknoty, o której Zosia wspomina kilka razy w liście, jest pewna, że w nowym miejscu i jej, i Pietrusi będzie „lepi jak u was”, i „dziekuje za wysłanie do Ameryki”. Przesyła też ślubną fotografię Helenki, chyba kuzynki, która niedawno wyszła za mąż. Młoda para zamieszkała zaraz po ślubie osobno, co Zosi wyraźnie się podoba. Ślubna suknia Helenki też – kosztowała „tszydieści dularów, była jedwabna, kolor miała kanarkowy”. Zosia ma w Chicago nowe ubrania i styl noszenia się. Zapowiada swoje zdjęcia w kolejnym liście, tak odmienionej, że „pewno mie nie poznacie”.
Rolnicza Europa Wschodnia, przemysłowa AmerykaAneta Prymaka-Oniszk
Bieżenki 1915 roku
Nad kobietami i dziećmi mieli znęcać się szczególnie. „Jak babę złapią, to cycki jej poobcinają; dzieci za ławą posadzą i tak ścisną, że zaduszą” – mówiono po wsiach. Tak miały robić 100 lat wcześniej wojska napoleońskie, a jeszcze dawniej – szwedzkie. Dlaczego „Giermaniec”, który właśnie nadchodził, miałby być inny?
Był 1915 rok. Od blisko roku trwała I wojna światowa. Ofiary bitew liczyły się w setkach tysięcy, ale front pozostawał daleko i ludzie łudzili się, że w swoich domach są bezpieczni. Jednak w maju 1915 roku wojska niemieckie i austriackie pokonały Rosjan pod Gorlicami i ruszyły z ofensywą, której carska armia nie była w stanie zatrzymać. Odbiły utraconą niedawno Galicję, a potem, atakując także z północy, szły w głąb ziem polskich, białoruskich, ukraińskich, litewskich, łotewskich i estońskich, które od ponad 100 lat należały do Imperium Rosyjskiego. Zajęły Lublin, Chełm, Łomżę, Pułtusk, 5 sierpnia weszły do Warszawy, a na północy stały już pod Rygą. Przez pięć miesięcy front przesunął się setki kilometrów na wschód, pędząc przed sobą kilkumilionową falę bieżeńców – tak z rosyjska nazywano uchodźców. Gdy jesienią zatrzymał się na linii Ryga–Dyneburg–Baranowicze–Pińsk–Dubno–Tarnopol–Czerniowce, zaraz za nim, wzdłuż, rozsiane były uchodźcze obozy. Tak ogromnej fali ludzi wygnanych ze swoich domów nowożytna Europa dotychczas nie widziała. Dla samych bieżeńców, a zwłaszcza dla bieżenek, które stanowiły większość uchodźców, było to doświadczenie pod wieloma względami graniczne. Wyznaczało koniec starego, niezmiennego od lat świata.Barbara Klich-Kluczewska
Negocjowanie nowoczesności. O zdrowiu reprodukcyjnym kobiet wiejskich w PRL
U progu epoki gierkowskiej, w 1972 roku, Wytwórnia Filmów Oświatowych w Łodzi wyprodukowała film poświęcony zdrowiu kobiet wiejskich. Trwająca 15 minut produkcja dla kobiet planujących ciążę została zamówiona i sfinansowana przez Zakład Oświaty Zdrowotnej Państwowego Zakładu Higieny, od 1918 roku wiodącą w Polsce instytucję ekspercką w tej dziedzinie. Film był wyświetlany podczas publicznych prelekcji organizowanych w szkołach, domach kultury i wiejskich ośrodkach zdrowia. Historia Stanisławy i Heleny, dwóch wiejskich kobiet, które „lekarzy się nie bały”, miała być dowodem triumfu nowoczesnej medycyny na polskiej wsi. Świat wsi i świat profesjonalnej wiedzy medycznej przenikają się, czego symbolicznym niemal znakiem jest scena otwierająca film – na wieś przyjeżdża ambulans. Z winy pacjentki spóźniony, ale ostatecznie ratujący jej życie.
W odróżnieniu od wcześniejszych tego typu filmów oświatowych tu przewodniczkami po wiejskim świecie są jego główne bohaterki. „Negocjatorkami nowoczesności” nie są najmłodsze kobiety, ale doświadczone trzydziestoparoletnie matki, które nie obawiają się kontaktu z profesjonalistami. Same dokonują analizy zmian, które zaszły w okresie PRL na wsi, przede wszystkim dostrzegając większą dostępność lekarzy. Jednocześnie są świadome wciąż obecnych „problemów natury mentalnej”, przede wszystkim tego, że młode kobiety wstydzą się ujawnić ciążę przed wścibskimi sąsiadami.
Szkieletem filmu są biografie dwóch wzor(c)owych matek. Pierwsza, Stanisława, świadomie i samodzielnie podejmuje decyzję o poddaniu się wszystkim niezbędnym procedurom medycznym, regularnym badaniom i pomiarom. Można to odczytać jako bezpośredni efekt i – jednocześnie – wsparcie postępujących bardzo szybko w Polsce procesów medykalizacji ciąży, które w przypadku wsi oznaczały odejście w ciągu 20 lat od porodów domowych na rzecz porodów w izbach porodowych, a następnie w szpitalu. Ta zmiana w świetle przekazu filmowego jest już przez wieś w pełni oswojona. Czas porodów domowych należy do przeszłości, o której opowiadają w filmie już tylko najstarsze mieszkanki jako o dziwactwie czy ciekawostce. Porodową rewolucję wieś ma już zatem za sobą, a przekaz edukacyjny filmu koncentruje się przede wszystkim na etapie drugim, czyli dbałości o zdrowie kobiety w ciąży.
Pułapki powszechnej (nie)wiedzy
Od ciała błogosławionego do ciężarnegoSERIA „LUDOWA HISTORIA POLSKI”
Polska żyje historią. Ale właściwie czyja to historia? Nasza świadomość i wyobraźnia historyczna zatrzymały się w mitycznych obrazach husarzy, hetmanów i białych dworków szlacheckich. Co jednak z dziejami pozostałych 90% populacji naszego kraju? Czy nie mają one znaczenia, bo pozostają jedynie milczącym tłem i nawozem dla historii elit? Czy dzieje zwykłych ludzi są mniej ważne?
Nowoczesna historiografia, antropologia i socjologia historyczna przekonują, że jest wręcz odwrotnie. Nie tylko dlatego, że dotyczą one przygniatającej większości naszych przodków. Nie tylko dlatego, że niedostrzegana i przemilczana przez wieki podmiotowość klas ludowych – ich codzienny opór, a czasem otwarte bunty – zawsze wpływała na kształt dziejów oficjalnych. Ale także dlatego, że historia nieuprzywilejowanych jest tożsama z procesem demokratyzacji i jako taka pozostaje niezakończona.
Seria książkowa „Ludowa Historia Polski” ma stanowić przyczynek do odzyskania zapomnianych dziejów zwykłych ludzi. Chcemy w niej przedstawiać najciekawsze prace o tych, którzy nie kwalifikowali się do narodu Sarmatów, choć byli prawdziwą solą ziem dawnej Rzeczypospolitej. Będą to zatem książki o chłopach pańszczyźnianych, miejskiej biedocie, ludziach luźnych (pod pewnymi względami odpowiadających dzisiejszemu prekariatowi), a wreszcie proletariacie. Oddamy głos kobietom, migrantom, mniejszościom. Zwrócimy uwagę na skrzywdzonych i poniżonych, dla których nie ma miejsca w historii imperiów i dynastii, choć to przecież ich trud zawsze budował potęgę państw i władców. Wydobędziemy z niebytu opowieści o życiu codziennym zwykłych ludzi, ich doświadczeniach, kulturze, kondycji ekonomicznej i statusie prawnym, aspiracjach i sposobach organizowania się. Przyjrzymy się mniej lub bardziej znanym epizodom wdzierania się klas plebejskich w sferę politycznej widzialności – społecznym poruszeniom, rebeliom i powstaniom – jak w latach 1648, 1794, 1846, 1905 czy 1980. Opowiemy inaczej zarówno historię dawną, jak i XX wieku. Celem serii „Ludowa Historia Polski” jest zatem wypełnienie największej z białych plam w naszych dziejach, przyczynienie się do przywrócenia należnego miejsca i godności plebejskim przodkom przygniatającej większości z nas. Z pewnością pozwoli nam to lepiej zrozumieć własną historię, ale może też pomóc stawić czoła wyzwaniom współczesności i przyszłości.
Przemysław Wielgosz
redaktor merytoryczny serii