Ludzie i gady - ebook
Ludzie i gady - ebook
Takiej książki jeszcze nie było! Reporter Mariusz Sepioło dotarł do skazańców, którzy ze szczegółami opowiadają, jak, godzina po godzinie, dzień po dniu, wygląda życie w więzieniu. Dowiadujemy się jak radzą sobie z wszeogarniającą przemocą, skąd biorą alkohol i narkotyki, jak wygląda więzienna hierarchia i kto naprawdę rządzi za kratami. Mocna rzecz!
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7700-279-7 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozmawiałem z kilkunastoma więźniami. Chciałem wiedzieć, jak tam jest. Chciałem dokładnych, konkretnych opisów tego świata. Pytałem o najmniejsze szczegóły, z podziałem na pory dnia i nocy, pełnione funkcje i miejsce w hierarchii. Prosiłem, żeby odtworzyli swoją odsiadkę od pierwszego do ostatniego dnia, apel po apelu. Mieli mi opowiadać tak, żebym poczuł to na własnej skórze.
Zgadzali się pod kilkoma warunkami.
Pierwszy: nie wolno pytać o przyczynę. „Nie pytaj, za co siedzą – radziła działaczka społeczna zajmująca się pomocą więźniom – bo wyrzucą za drzwi”. Najpierw był test, sprawdzian. Nadaję się czy nie? Co widać w moich oczach: fałsz czy szczerą ciekawość? Jeśli zobaczyli to drugie, zaczynali gadać. Egzamin był zdany.
Warunek drugi: nie ujawniam ich prawdziwych danych. Większość wypowiada się pod zmienionym imieniem. Ale nieliczni zgodzili się zrobić wyjątek.
Więcej warunków nie stawiali. No, może poza jednym. Jeśli coś pijemy, to oni stawiają. Żeby było jak w normalnym życiu.
Moich rozmówców spotykałem najczęściej na wolności. Część z nich może wychodzić na przepustki, pracować. Rozmawialiśmy w barach, kawiarniach, barach mlecznych, schroniskach, na ulicach, dworcach, w motelach. Z niektórymi spotkałem się w więzieniu, w którym odsiadują wyrok.
Większość zgodziła się swoje opowieści nagrać na dyktafon, część pozwoliła tylko zapamiętywać albo notować.
*
Jest ich w Polsce ponad 77 tysięcy. Odsiadują swoje wyroki w 87 zakładach karnych i 67 aresztach śledczych. Drobni złodzieje, włamywacze, złodzieje samochodów, przemytnicy, sprawcy przemocy domowej, oszuści podatkowi, nieuczciwi wspólnicy, przypadkowi zabójcy i mordercy z premedytacją, nietrzeźwi kierowcy, posiadacze kilku gramów marihuany i dilerzy heroiny, pedofile i gwałciciele. W poprzednim życiu byli biznesmenami, urzędnikami, lekarzami, nauczycielami, bezrobotnymi, murarzami, dziennikarzami i profesorami na uniwersytetach.
Niektórzy do odsiadki przygotowywali się latami, słuchając historii opowiadanych przez idoli z półświatka. Inni na drugą stronę przeszli w ciągu kilku sekund, jakie trwało wjechanie w ostry zakręt, pomylenie hamulca z gazem i uderzenie w przystanek pełen przypadkowych ludzi.
Wszystkich połączyło za kratami jedno: wszechogarniająca przemoc.
Mariusz SepiołoPaweł, 25 lat pozbawienia wolności
Opisz pierwsze chwile.
Najpierw bili. Już na komendzie policjanci mnie tłukli, aż wytłukli ze mnie zeznania.
To był rok brutalnych morderstw. Grupa maturzystów pobiła dziewczynę kijami bejsbolowymi. Wszyscy dostali dożywocia. Potem była moja sprawa, a chwilę później morderstwo licealisty z Warszawy. Ludzie wyszli wtedy na ulice, domagali się sprawiedliwości, chcieli bezpieczeństwa, świętego spokoju. To były czasy wielkich zmian, transformacji. Nic się wtedy kupy nie trzymało. Morderstwa były też sprawą polityczną, bo media trąbiły o gangach, Pruszkowie, Wołominie, ludzie bali się wychodzić z domów, oskarżali rząd, że nic z tym nie robi.
Policjanci wzięli mnie za herszta bandy. Dobrali mi się do skóry.
Powiedz o pierwszej celi.
To był straszny syf. Grzyb na ścianach, grzyb na parkiecie. Stare komunistyczne więzienie. Wszystko zniszczone. Funkcjonariusze to typowe chamstwo. Mówiliśmy wtedy: od pługa oderwani. Bez szkół, bez wykształcenia, ważne, żeby napieprzać. Były ścieżki zdrowia i jeśli funkcjonariusz chciał komuś coś, że tak powiem, wytłumaczyć, to regularnie go lał. Jeśli nie chciał kogoś bić osobiście, to napuszczał więźniów. Na przykład w świetlicy. Wchodzili recydywiści, zamykali drzwi i się zaczynało.
Też to przeszedłeś?
Tak. Bili gołymi rękami, pałkami, pięściami, kopali. Po plecach, głównie w nerki. I w uda. Powyżej kolan, żeby spod spodni nie było widać siniaków. Były takie cele, a raczej pokoje do bicia, w których więźniów, głównie tych uważanych za niebezpiecznych, unieruchamiano, żeby nie mogli się bronić. Zapinali ręce przy tułowiu, w taki specjalny skórzany pas, wiązali nogi. Człowiek leżał jak ryba na plaży, zupełnie nie mógł się ruszyć. Wtedy oni go otaczali i bili. Najczęściej pałkami. Czasami kilka razy dziennie. Wracali w porze posiłków, dawali jedzenie i napieprzali. Według tego bicia można było zegarek nastawiać, tacy byli systematyczni.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.Podziękowania
Za pomoc w pracy nad książką w szczególności dziękuję:
Pani Marii Dąbrowskiej i Fundacji „Zmiana”;
Pani Monice Skrzetuskiej i Fundacji „Tulipan”;
Pani Annie Stranz i Stowarzyszeniu „Bractwo Więzienne”;
Panu por. Piotrowi Chlebiczowi, dyrektorowi Zakładu Karnego w Sieradzu;
Panu por. Michałowi Bogusowi, rzecznikowi prasowemu Zakładu Karnego w Sieradzu
i wszystkim niewymienionym z funkcji i nazwiska, którzy przyczynili się do powstania tej książki.
Na prośbę niektórych rozmówców ich imiona i długość wyroków zostały zmienione.