Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ludzie, którzy nie toną - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ludzie, którzy nie toną - ebook

Silna matka z wycofanym ojcem i dwaj bracia tworzą rodzinę, którą łączy więcej niż tylko więzy krwi i rodzinne obiadki. Pomysłowa Magda i jej zaradny syn to duet doskonały, od lat utrzymujący domowników z działalności przestępczej. Kiedy misterny plan Piotra zaczyna się sypać, kłamstwa przestają wystarczać, by utrzymać się na fali. Czy jednak naprawdę są ludzie, którzy nie toną? Gdzie jest granica na drodze do własnego szczęścia?

Fragment:

„(…) myślałeś, że jesteś niezatapialny? Że cokolwiek się wydarzy, ty zawsze wypłyniesz na powierzchnię? Że jesteś jednym z tych, co nigdy nie toną? Nie ma ludzi, którzy nie toną. Wcześniej czy później każda zepsuta od środka łajba pójdzie na dno”.

 

Recenzje:

„Przejmująca opowieść o zdeformowanych relacjach w rodzinie, które z bezpiecznej przystani zmieniają ją w płynący wprost na skały okręt”. - Bartosz Soczówka, Bliskie Spotkania

 

„Niezwykle przyjazny język Ludzi, którzy nie toną wciąga czytelnika w opowieść o rodzinnych zgryzotach i niesnaskach, na tle których toczy się kryminalne śledztwo”. - Katarzyna Kmieć, Pani_ka_czyta

 

O autorce: Jolanta Sak

Poetka i zdobywczyni wyróżnień wielu konkursów literackich. Dotychczas opublikowała cztery tomiki poezji (Gdyby coś kiedyś, Błękit i burgund, …Miało się wydarzyć, Jeśli zechcę). Ludzie, którzy nie toną to jej prozatorski debiut. Autorka na potrzeby książki posłużyła się prostym językiem, całość wypełniła nieoczywistościami, doprawiła szczyptą humoru i zamknęła w intrygujący sposób.

Spis treści

Prolog

Rozdział 1.

Rozdział 2.

Rozdział 3.

Rozdział 4.

Rozdział 5.

Rozdział 6.

Rozdział 7.

Rozdział 8.

Rozdział 9.

Rozdział 10.

Rozdział 11.

Rozdział 12.

Rozdział 13.

Rozdział 14.

Rozdział 15.

Rozdział 16.

Rozdział 17.

Rozdział 18.

Rozdział 19.

Rozdział 20.

Rozdział 21.

Rozdział 22.

Epilog

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Co by kto nie powiedział, to jednak poniedziałek nie jest najlepszym dniem na zaczynanie od zera. A już na pewno nie taki poniedziałek, który rozpoczyna się i kończy gorączką, ale taką niemiłosiernie wysoką gorączką, niebezpiecznie rozpalającą mózg i skórę. Czerwiec i prawie najdłuższy dzień w roku. Połowa miejskiej populacji pakuje już walizki z myślą o wakacyjnym odpoczynku, a druga połowa co najwyżej może sobie o nim tylko pomarzyć.

Dwaj mężczyźni, którzy przemierzali rozpalony chodnik, nie należeli do żadnej z wyżej wymienionych grup. Szli powoli, zamieniając ze sobą co jakiś czas parę słów. Minęli właśnie maleńki ryneczek, a potem bar, z którego dosłownie przed momentem został nieładnie, z użyciem siły, wyproszony starszy pan, znany temu i owemu w miasteczku, jak i również szanowany przez tego i owego w tejże okolicy.

— Gość nawalony jak stary meserszmit. Chyba mu nie pomożemy — stwierdził niższy z mężczyzn, przyglądając się przez chwilę nieszczęśnikowi.

— Taaa — odpowiedział drugi, łapiąc oddech. — Gdzie jest ten dom? Już mi nogi do dupy włażą i jeszcze ten upał! Ducha wyzionę. — Szeroki mężczyzna górujący nad okolicą rzeczywiście wyglądał na konającego. Ramieniem niemal polerował dachy zaparkowanych wzdłuż chodnika aut, bo co rusz podnosił rękę do spoconego czoła i ciężko wzdychał. Nadwaga skutecznie utrudniała mu marsz.

— Cichy, jeszcze jakieś dwadzieścia minut i powinniśmy być na miejscu. Wytrzymasz — odparł towarzysz, który drobił kroki, trzymając się w cieniu rzucanym przez dużego.

— Nie wiem, czy dostaniemy tę robotę, nie mamy przygotowania — odpowiedział Cichy, głośno dzieląc się zmartwieniem.

— Przygotowania? Jakiego przygotowania?

— Myślę, że...

— Cichy, błagam. Przestań myśleć!

— Nie wiem, o co się wściekasz. Rozmowa kwalifikacyjna, wuce... Jesteśmy nieprzygotowani.

— Wuce? Jakie, kurwa, wuce?!

— No i widzisz, Benio, niby taki z ciebie inteligent, a nawet nie wiesz, co to wuce — wyrzucił z siebie duży.

— Oświeć mnie — zaproponował mały.

— Dokument o twoich sukcesach zawodowych — wyjaśnił cierpliwie Cichy.

— Si wi! Kurwa, si wi!

— Upierałbym się jednak...

— A co niby byś tam napisał, co? — dopytywał Benio. — Że gdzie niby pracowaliśmy przez ostatnie osiem lat?

— No...

— No i gówno, Cichy! Wielkie i śmierdzące! — krzyknął Benio, przystając nagle przed jednym z domów. Spojrzał przed siebie i zniżył głos. — Miał być duży dom z czarną dachówką. Jest. Miał być zielony, wysoki płot. Jest. Miała czekać na podwórku kobieta... — wyliczał. — Spójrz, macha do nas! — Mały człowiek energicznie ruszył do furtki i otworzył ją z uroczystym ukłonem w stronę towarzysza. — Oto nasz nowy początek. Dziś jest pierwszy dzień nowego, ciekawego życia.

— Jasne, już to widzę — mruknął w odpowiedzi Cichy i pływającym brzuchem wepchnął Benia do ogrodu.

*

— To by było, myślę, na tyle. Chyba że macie jakieś pytania? — przerwała Magda i zastanawiała się w ciszy, czy pamiętała o wszystkim.

Benio upił łyk kompotu ze szklanki, która stała przed nim na ceratowym obrusie w różowe kwiatki. Stanął wyprostowany niczym pierwszoklasista na ślubowaniu w szkole i wyrecytował:

— Chciałbym podsumować, czyli kasa pod koniec miesiąca, robota wokół domu i jakieś dodatkowe...

— Jakie dodatkowe? — ożywił się nagle Cichy, ignorując piorunujące spojrzenie kolegi. — Czyli że co? Wolę się dopytać, żeby potem nie było — wyjaśnił.

Kobieta zapaliła papierosa i zaciągnęła się głęboko, co chyba pozwoliło jej odświeżyć pamięć.

— Byliście karani? Kiedykolwiek? — spytała, wypuszczając dym nad stołem.

Cisza. Mężczyźni spojrzeli po sobie. Nie no, takich pytań to się nie spodziewali. W ogłoszeniu nie było mowy o niekaralności.

— Śmiało, chłopcy. Każdy może popełnić w życiu błąd — zachęcała Magda.

— Tak — odpowiedział w końcu Benio. Nie zamierzał zgrywać świętego. „Co będzie, to będzie” — pomyślał. „Nie tu, to gdzie indziej”.

— To świetnie! — Kobieta była wyraźnie zadowolona, a zaskoczeni mężczyźni spojrzeli po sobie. Ich nowa szefowa uniosła się lekko nad taboretem i opierając ręce o stół, przysunęła się nieco. — Jutro wasz dzień próbny — ściszyła głos. — Jak dacie radę, zostaniecie. Nie pożałujecie. — Uśmiechnęła się tajemniczo i strzepnęła popiół z papierosa do kryształowej popielniczki.

— Dostaniecie dobrą kasę — dodała.

— To co mamy jutro zrobić? — Cichy nie odpuszczał. — Wolałbym się przygotować.

— Za co siedziałeś? — spytała Magda.

— To było nieporozumienie.

— Jasne. Siedzieliście za nieporozumienie? — dopytywała.

— Nie byliśmy winni. — Benio potwierdził słowa przyjaciela. — Była mała impreza. Trochę za dużo płynu na osobę było. Ktoś coś powiedział i tak... wie pani... od słowa do słowa i zrobiła się awantura. Jeden z gości wyjął nóż, a potem rano dowiedzieliśmy się, że dwa trupy były. Nie mamy pojęcia, dlaczego wina spadła na nas. Biednemu zawsze wiatr w oczy. — Poczucie niesprawiedliwości Benio miał wypisane na twarzy.

— Tak, tak, było dokładnie tak, jak to kolega właśnie przedstawił. Jesteśmy ofiarami systemu — dodał Cichy i głośno westchnął.

— Wracając do jutra — zaczęła Magda powoli — pojedziemy w jedno miejsce. Wykopiecie dół i wrzucicie te worki spod ściany, no i zakopiecie je. To tyle. Widzicie je? — zapytała, wskazując ruchem głowy prawą stronę pomieszczenia.

Pokiwali twierdząco. Zapadła cisza, ale na krótko.

— Ale co to jest? — odezwał się Cichy.

— A gówno cię to obchodzi! — Benio postanowił wkroczyć i walnął kolegę w głowę. — Jasne, szefowo, zrobi się! Będzie gites majonez! — krzyknął entuzjastycznie, bo wyjątkowo nie miał ochoty chodzić dalej za robotą.

Wcale nie był taki radosny, na jakiego chciał wyglądać. Jemu też nie bardzo pasowała ta nowa szefowa i tajemnicze worki, ale na razie nie było lepszej opcji na ciekawe życie.ROZDZIAŁ 1.

Po pewnym czasie...

Wciąż jeszcze zbyt szybko zapadał zmrok i zbyt późno budził się dzień. Joanna szczególnie źle znosiła szare dni. Dzisiejszy wieczór również nie należał do radosnych, choć inni widać dobrze się bawili. Podparła prawą dłonią ołowianą głowę, którą od środka rozsadzało ciśnienie. Czuła, że zaraz pęknie jej czaszka. Ból stawał się nie do zniesienia. Przesunęła lewą ręką po stole i chwyciła stojącą przed nią szklankę wody. Wypiła łapczywie. Spojrzała przed siebie, zawieszając wzrok na misternym przybraniu okna. Majestat zielonych zasłon i ciężkie drapowanie białych firan idealnie harmonizowały z powagą złoconych ram obrazów.

Spojrzała na męża. Był zajęty. Bardzo zajęty rozmową z Ewą, swoją bratową. Joanna postanowiła się odezwać:

— Kochanie — szepnęła, pochylając głowę w jego kierunku — jestem już zmęczona, no i Michał czeka na nas. Wiesz, że beze mnie nie chce zasypiać.

Mężczyzna położył swoją dłoń na jej karku i uśmiechnął się szeroko, ukazując zestaw nieskazitelnie białych zębów.

— Michał? On już z pewnością dawno smacznie śpi — odpowiedział. — Jest z nim przecież pani Basia, wiesz, jak on ją uwielbia. Zupełnie niepotrzebnie się martwisz. A poza tym... — urwał, by przysunąć się do jej ucha i dokończył szeptem: — uśmiechnij się. To taki wyjątkowy wieczór, a ty tak pięknie wyglądasz, kiedy się uśmiechasz. Zrób mi tę przyjemność — poprosił już chłodniej — i raz nie marudź.

Piotr odsunął się od żony i skierował ponownie w stronę Ewy. Sięgnął po kieliszek. Joanna wiedziała, że to potrwa jeszcze co najmniej godzinę. Piotr wspaniale się bawił. Jak zawsze był duszą towarzystwa. Miał tyle rzeczy do powiedzenia, a ona siedziała cicho, udając zainteresowanie, choć rozmowy były o niczym. Rodzina męża miała w zwyczaju dyskutować o wszystkim i o niczym, jednak te prawdziwie ważne sprawy omawiano w ścisłym gronie, do którego nie należała. Kiedy próbowała dowiedzieć się czegoś więcej, mąż twierdził, że nie chce jej obarczać problemami. On jest facetem i dlatego sam się powinien wszystkim się zająć, zadbać o dom, o ich bezpieczeństwo i spokój. Ona ma go tylko kochać, opiekować się ich synkiem i to właściwie tyle. „Czyż to nie wspaniały człowiek? Która kobieta nie byłaby szczęśliwa? Która?” — pytała siebie w myślach. Joanna jeszcze raz dotknęła wypielęgnowanej dłoni męża, która pachniała ekskluzywną wodą kolońską. Zresztą Piotr cały był ekskluzywny. Uwielbiała to i nawet w pewnym sensie czuła się wyróżniona, że to ona była jego żoną. „Przecież gdyby tylko chciał, miałby każdą” — myślała. Kochała go, ale czy on czuł to samo? Do tego wszystkiego jeszcze Ewa. Joanna była przekonana, że między tymi dwojgiem jest coś więcej niż rodzinna przyjaźń. Kiedyś nawet w geście desperacji zadzwoniła do szwagierki i zapytała wprost o to, co się między nimi dzieje.

*

— Asiu. — Kobieta była zaskoczona pytaniem. — Zupełnie nie wiem, skąd te podejrzenia. Tamto wtedy, na weselu, to była najgłupsza rzecz na świecie. Dobrze wiesz, że bardzo żałuję. Miałyśmy do tego więcej nie wracać. To nie może zepsuć naszej przyjaźni.

— Od kilku dni Piotrek wraca późno do domu. Twierdzi, że ma dużo pracy, ale ja wiem, że kłamie. Kiedy go pytam, wścieka się, mówi, że go kontroluję.

— I dlatego pomyślałaś, że my...

*

— Chodźmy, proszę. — Joanna naciskała na męża.

— No naprawdę, Joasiu, dałabyś już spokój Piotrusiowi — dobiegł do niej zniecierpliwiony głos teściowej z końca stołu. — On tak ciężko pracuje. Dajże mu trochę odpocząć. A może jednak spróbujesz odrobinę? — Teściowa wstała i podała jej kawałek tortu. — Wszyscy już zjedli oprócz ciebie — powiedziała z wyrzutem. — Przecież nie przytyjesz od razu od tego. Pani Zawada mi go upiekła w prezencie urodzinowym. — Przysunęła Joannie talerzyk z ciastem i usiadła na swoim miejscu.

— Dziękuję, mamo, ale nie mam apetytu. — Joanna odsunęła od siebie ciasto i nalała kolejną szklankę wody. Miała dość.

Teściowa położyła ręce na stole i przyjrzała się jej uważnie.

— Ja już dawno zauważyłam, moja droga, że ty jesteś strasznie blada, chuda jakaś, taka bez życia. Wiesz, że możesz nam powiedzieć, gdyby cokolwiek było nie tak. Jesteśmy rodziną i niepokoimy się o ciebie.

— Każdy ma czasem gorszy dzień. Nie martw się, mamo — odparła cicho Joanna. Była zła. Robiło jej się niedobrze od takiej troski.

— No, nie wiem, nie wiem... — odpowiedziała Magda. — Wydaje mi się, że jednak powinnaś pójść do lekarza jakiegoś. To może być coś groźnego, pewien rodzaj apatii, niebezpieczny, jak myślę. — Pokiwała głową ze znajomością rzeczy. — Słabiutko wyglądasz, moja kochana — mówiąc to, podeszła do Joanny i bezceremonialnie chwyciła ją za ramię. Pogładziła je mocno. — Oj! — krzyknęła i ucisnęła mocniej. — Mnie się wydaje, kochanieńka, że ty się za dużo odchudzasz może. Ja wiem, że teraz jest taka moda, w telewizji nic, tylko te chude szkielety pokazują, to i ciebie to dopadło, choć już jesteś mężatką, matką, to nie wiem, po co się tak katujesz, doprawdy.

— Bez przesady — warknęła Joanna pod nosem i wyrwała ramię z uścisku.

— Kobieto, daj spokój. Uczepiłaś się dziewczyny — przerwał teść bez emocji.

— Jest dorosła, jej sprawa.

— No wiesz?! — oburzyła się Magda i ruszyła w kierunku kuchni. Andrzej spojrzał za żoną i zawołał:

— Lepiej podaj bigosu, jesteśmy głodni!

— Oczywiście! Ty tylko o jedzeniu, a nawet mi życzeń nie złożyłeś! Całe życie przy tobie to męka — jęknęła Magda.

— Może ty już po prostu nie pij, kobieto! Wódka najwidoczniej nie jest dla każdego. — Starszy mężczyzna spojrzał groźnie w kierunku oddalającej się żony i duszkiem opróżnił swój kieliszek.

Teść to był jedyny człowiek, którego Joanna jakoś znosiła. Miał oczywiście swoje dziwne przekonania, przez które wiecznie dochodziło do awantur z żoną czy z synami, ale w gruncie rzeczy to był po prostu dobry człowiek. Ktoś, kto nie zna bliżej tej rodziny, pomyślałby, że to Andrzej pociąga za sznurki. Nic bardziej mylnego. W tej rodzinie decydujący głos zawsze miała Magda. Z nią się nie dyskutowało.

Joanna spojrzała na teścia i uśmiechnęła się chyba po raz pierwszy podczas tego wieczoru. Andrzej odwzajemnił uśmiech i dolał sobie alkoholu. Po chwili podniósł kieliszek do góry i krzyknął:

— Wasze zdrowie, moi kochani! Do dna!

— Tato. — Tomek wstał energicznie od stołu. — Idę zapalić. Nie pozabijajcie się do tego czasu. Ktoś idzie ze mną? — zapytał, spojrzał na Ewę i Piotra, a ponieważ nikt nie zareagował, wyszedł sam.

Joasia odprowadziła szwagra wzrokiem. To był dla niej najbardziej tajemniczy człowiek z całego grona. Prawie w ogóle nie brał udziału w dyskusjach, w czym był bardzo podobny do Andrzeja, który jednak akurat dziś był wyjątkowo wylewny. Tomek z kolei przez cały wieczór zajmował się swoim telefonem. Trzymał go na kolanach i ciągle coś w nim przeglądał albo pisał. Nawet kiedy przy stole robiło się gorąco, zupełnie nie reagował. Nie zabierał głosu, ale też nikt go o zdanie nie pytał. Jakby wszyscy byli przekonani, że Tomek nic ciekawego nie ma do powiedzenia.

Między Tomkiem a Piotrem siedziała Ewa, która kiedyś była najbliższą szkolną przyjaciółką Joanny. Ewa przez cały wieczór nie zamieniła z Tomkiem chyba ani jednego słowa, za to z Piotrem byli niemal nierozłączni. Śmiali się, przekomarzali i ewidentnie byli w dobrym humorze. Naprawdę dobrze się bawili. Nawet kiedy Tomek wyszedł na papierosa, Ewa nie przestawała ćwierkać do Piotra, co było dla Joanny trudne do zniesienia. Patrzyła na nią i miała ochotę jej przyłożyć. „Niech się od niego odpieprzy!” — krzyczała do Ewy w myślach.

*

— Wiem przecież, pamiętam, ale chyba rozumiesz, że musiałem zostać. Wyrzucałaby mi to potem przez następny rok. — Tomek próbował się wytłumaczyć komuś po drugiej stronie słuchawki. — Spróbuj mnie zrozumieć.

Był piękny wieczór, młody mężczyzna stał na tarasie z telefonem przyklejonym do ucha. Dym z papierosa unosił się serpentyną w górę. Wiał chłodny, ale delikatny wiatr. Mężczyzna po raz kolejny zaciągnął się głęboko, słuchając uważnie wyraźnie zdenerwowanego rozmówcy po drugiej stronie aparatu.

— Przesadzasz. Widzieliśmy się dokładnie dwa dni temu — odpowiedział, a głos w słuchawce nieco się uspokoił.

— Postaram się być... Ja ciebie też — powiedział Tomek i zakończył rozmowę.

Stał dalej i patrzył w ciemność, dopalając papierosa. Nie spieszyło mu się. Spojrzał w niebo. Księżyc w nowiu zdawał się świecić tylko dla niego. Poczuł na twarzy przyjemny powiew i najchętniej już by tu został. Tomek nie znosił rodzinnych spotkań podobnie jak Joanna, ale musiał na nich być dla świętego spokoju. Zaciągnął się mocno po raz ostatni, a potem długo wypuszczał dym.

*

— To Majka. — Darek wskazał wzrokiem na dziewczynę, którą mocno ściskał za rękę. — Znacie się na pewno z widzenia. Zresztą dwa tygodnie temu byliśmy na wspólnej imprezie, pamiętasz?

— Pamiętam, no i? — Tomek kompletnie nie rozumiał, po co kumpel mu ją przedstawia.

— To moja dziewczyna. — Uśmiechnął się Darek dumnie, unosząc głowę.

„ Jak to dziewczyna?” — pomyślał Tomek i podał jej rękę, burcząc coś na powitanie. Ogólnie nic mu do tego, ale dlaczego nic o niej wcześniej nie wiedział, przecież tyle rozmawiali. Myślał, że wie o nim wszystko, jak o najlepszym przyjacielu. Po raz pierwszy poczuł się zdradzony. Nie był wstanie zrozumieć irracjonalnego uczucia, jakie w nim wzbudziło poznanie Majki.

W tej chwili dotarło do niego, że znowu tęskni, bo właściwie wszystko, co robi, robi dla świętego spokoju. „Dla czyjego świętego spokoju?” — zadał sobie pytanie. Zgasił papierosa o barierkę i strzelił niedopałkiem na schody. „Jutro matka znajdzie peta. Wścieknie się. I bardzo dobrze” — pomyślał. Otrzepał dłonie i wrócił do środka.

*

— Ewuniu, nie powinnaś dawać mu tyle palić — zwróciła się teściowa do drugiej synowej, stawiając na środku stołu garnek z bigosem. — To go zabija. Wiesz, że ma problemy z płucami. On mówi, że to tylko alergia na trawy, ale myślę, że to może nawet astma. A czy ty wiesz, jak astma jest niebezpieczna? — westchnęła. — Może udusić człowieka. No i ten kaszel! Wszystko słychać. Mieszkamy przecież pod wami. Trzeba coś z tym zrobić.

— Astma go dusi? A może dusi go zupełnie co innego? — wystrzeliła Ewa, bo z natury każdą uwagę brała mocno do siebie, natomiast te od teściów jakoś szczególnie wyprowadzały ją z równowagi.

— Co ty, dziecko, chcesz przez to powiedzieć? — Magda przyjrzała jej się w skupieniu. — Wolałabym, żebyś mówiła trochę jaśniej. Czy to temat na zagadki? Czasem strach się odezwać, naprawdę, a ja przecież tylko martwię się o syna.

— Tata pali, mama pali i jakoś to mamie nie przeszkadza. — Ewa znowu powiedziała, co pomyślała.

Magda spojrzała na nią i machnęła ręką z rezygnacją. Nie dogadywała się z synowymi. Obie były uparte i nie słuchały dobrych rad. Szkoda gadać.

Ewa straciła humor. Odsunęła się od Piotra i spojrzała na zegarek. Poczuła zmęczenie. Przyszła tu tylko dlatego, że Tomek się uparł, a poza tym Piotr ją tak bardzo o to prosił. Była więc, choć od początku z tą rodziną nie było jej po drodze. Mieli w sobie coś takiego, jak to określiła kiedyś jej matka, niepokojącego. I faktycznie byli może i trochę dziwni, ale ona długo niczego niepokojącego nie zauważyła. Wszystko zmieniło się jednej nocy dwa tygodnie temu, kiedy długo nie mogła zasnąć.

*

Ewa już trzecią godzinę próbowała zasnąć. Męczyła ją migrena, a proszki przeciwbólowe jej nie pomogły. Stała teraz w oknie i gapiła się w wyjątkowo czarne niebo, na którym idealnie odcinały się gwiazdy. Zastanawiała się, czy któraś z nich spadnie, ale sierpniowe deszcze meteorytów dawno już minęły. „Szkoda, mogłabym sobie pomyśleć sobie życzenie” — westchnęła sama do siebie. Zniechęcona przycementowanymi do nieba gwiazdami spojrzała w dół. Na podwórku teściów zobaczyła dwóch mężczyzn, którzy przemykali się wzdłuż ogrodzenia w kierunku budynku gospodarczego. Podobno jest w nim jakiś magazyn, ale Ewa nie wchodziła nawet na część posesji, która należała do teściów. Kiedyś nawet poprosiła Tomka, że chciałaby tam zajrzeć, ale on stwierdził, że nie ma tam czego oglądać i szybko uciął temat. Ewa skupiła się na niewyraźnych sylwetkach, które odcinały się na tle szarego ogrodzenia. Mężczyźni, lekko pochyleni, niemal truchtali, oglądając się na boki. Ewa dostrzegła, że między nimi szła z lekkim oporem niziutka dziewczyna. Grupka doszła do budynku gospodarczego i zniknęła za drzwiami magazynu. Ewa stała dalej, czekając na ich powrót. Kiedy po dłuższej chwili mężczyźni wyszli sami, poczuła niepokój. Czekała jeszcze długo na wyjście dziewczyny, bezskutecznie. Poszła w końcu do kuchni, by napić się wody i postanowiła wrócić do łóżka. Scena, której była świadkiem, nie dawała jej jednak spokoju. Po śniadaniu wyszła na podwórko z kawą i podjęła próbę podejścia pod magazyn, jednak w pobliżu szwendali się pracownicy Magdy. Zrezygnowała, ale nie zapomniała o tym, co widziała.

*

— Ewusia! Nie przejmuj się tak bardzo! — roześmiał się głośno Piotr i nalał bratowej kieliszek wódki. Chciał ją pocieszyć, kiedy zauważył, że nagle zamilkła i posmutniała. — Zaraz wypijemy zdrowie naszej kochanej mamci i zjemy, mam nadzieję, jej popisowy deser, który widziałem w lodówce. Od razu poprawi ci się humor — próbował poprawić atmosferę, która nagle ciężką kołdrą nakryła wszystkich zebranych.

Ewa spojrzała na Piotra markotnie i nie umiała już wrócić do poprzedniego nastroju. Kiedy przypomniała sobie o tajemniczej dziewczynie, która zniknęła w magazynie, zrobiła się dziwnie nerwowa. Nawet Piotr ją drażnił. Choć jeszcze chwilę temu słodko szczebiotali, teraz była gotowa wyjąć mu łyżką oko. „Co mnie tak wkurwia?” — nie rozumiała sama siebie. Tak: wkurwia. Tylko to wyjątkowo mięsiste słowo było w stanie oddać dosadnie jej aktualny stan ducha. Rozejrzała się po zebranych. Tomek pił. Aśka duchowo nieobecna. Piotr mamił czarownym uśmiechem. Teść pił. Teściowa szczypała okruszki z obrusu.

— Przypominam, że jutro idziemy do kościoła na dziewiątą. Koniec na dzisiaj. Nie chcę, żeby ludzie poczuli alkoholowy odór. Naprawdę, zostaw już tę wódkę — powiedziała Magda i sięgnęła w kierunku męża po kieliszek.

— Nigdzie jutro nie idę — odpowiedział Andrzej, uchylając się przed żoną.

— Oczywiście, że pójdziesz. — Magda nie ustępowała. — Nie będę tam sama jak jakaś wdowa albo, co gorsza, rozwódka. Jak by to wyglądało? Co by ludzie powiedzieli? Poza tym jesteśmy coraz starsi — dodała z poważną miną.

— Powinniśmy się modlić o spokojną wieczność — szepnęła, obrzucając go potępiającym wzrokiem.

Koniec wersji demonstracyjnejEPILOG

Niedostępne w wersji demonstracyjnej

Rok 1989, dziennikarskie śledztwo, tajemnica polskiej kolonii na Madagaskarze

Sygnet w formie kuli zawiera zamknięte słowo

„MOC”, które jest zarówno częścią nazwy,

jak i przewodnią ideą wydawnictwa Moc Media.

Słowa, a także książki wypełnione nimi

po brzegi, wpływają na ludzi.

Ci z kolei budują rzeczywistość.

Dlatego w wydawnictwie Moc Media

postawiliśmy na książki i ludzi,

którzy chcą ulepszać świat.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: