Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ludzie z pod słomianej strzechy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ludzie z pod słomianej strzechy - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 249 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

BAR­TŁO­MIEJ.

Chcąc tych wszyst­kich wy­li­czyć co z chłop­skie­go sta­nu wy­szli na szlach­tę, toć po­trze­ba by po­dob­no wy­mie­nić po­ło­wę na­szych pa­nów, boć wszy­scy nie­mal za ja­kieś daw­ne za­słu­gi z chło­pów sta­li się szlach­tą i pa­na­mi. Za pol­skich cza­sów jak wie­cie nie trud­no było o oka­zję, by się za­słu­żyć oko­ło oj­czy­zny. Oj­co­wie nasi jak mur że­la­zny bro­ni­li ca­łe­go chrze­ściań­stwa od po­gań­skiej czer­ni, a w Pol­sce sa­mej choć to niby szlach­ta była za­wsze w gó­rze, ale i chłop pol­ski miał sze­ro­kie pole do wsze­la­kich po­pi­sów. Niech jeno na ma­ko­we ziarn­ko przy­czy­nił się do do­bra i chwa­ły oj­czy­zny, a już­ci za­raz sam wcho­dził mię­dzy szlach­tę, i sam sta­wał u góry.WA­LEN­TY.

Choć­by się na­wet i nie wy­da­rzy­ła oka­zja chłop­ko­wi do ja­kiejś oso­bli­wej za­słu­gi, toć nie­miał on się nig­dy cze­go uskar­żać w oj­czyź­nie na­szej. Jak wie­le in­nych na­ro­dów stoi to han­dlem, to fa­bry­ka­mi, to wresz­cie za­bo­rem wo­jen­nym, tak na­sza Pol­ska sta­ła głów­nie rol­nic­twem, a stan co się tra – dnił upra­wą roli miał wła­śnie w niej za­cho­wa­nie jak nig­dzie in­dziej na świe­cie. Nie mo­gli Po­la­cy do­wieść więk­sze­go po­sza­no­wa­nia dla rol­ni­ków, jak kie­dy pro­ste­go chłop­ka, Pia­sta ko­ło­dzie­ja, wy­bra­li so­bie na kró­la, i pięć­set lat pod­le­ga­li jego ro­dzi­nie. W in­nych kra­jach po­trze­ba było być wiel­kim wo­jow­ni­kiem, aby do­stą­pić ko­ro­ny; u nas wy­star­cza­ła po­czci­wość, pra­co­wi­tość i pro­sty ro­zum chłop­ski. W in­nych na­ro­dach ten król zwał się wiel­kim, co wie­le cu­dze­go wy­mor­do­wał ludu, mno­gie cu­dze za­brał kra­je; my za­sie Po­la­cy cie­szy­my i chwa­li­my się naj­wię­cej kró­lem Ka­zi­mie­rzem Wiel­kim, co był oj­cem i opie­ku­nem wie­śnia­ków, i sam naj­mi­lej zwał się kró­lem chłop­ków.BAR­TŁO­MIEJ.

Daw­ne to cza­sy spo­mi­na­cie mój Wa­len­ty, aleć i w now­szych nie była gor­sza na­szych chłop­ków dola. Wia­do­moć prze­cie, że daw­niej u nas nie zna­no pańsz­czy­zny; na­sta­ła ona do­pie­ro za uchwa­łą sej­mu to­ruń­skie­go przed czte­ry­stu coś nie­coś laty, a i to trza wie­dzieć z ja­kie­go po­wo­du. W Pol­sce miał chło­pek je­dy­nie tyl­ko pra­co­wać na roli, nie znał co to re­krut, co po­dat­ki cięż­kie, boć na wo­jen­kę szła sama tyl­ko szlach­ta, a po­dat­ków nie było u nas na­wet po­trze­ba: król miał do­bra sto­ło­we na utrzy­ma­nie dwo­ru, urzęd­ni­cy byli wy­bie­ral­ni i słu­ży­li dla ho­no­ru, tak samo jak wójt w gro­ma­dzie, woj­ska za­sie sto­ją­ce­go nie było wca­le albo tyl­ko bar­dzo mało. Chłop nig­dy nie po­trze­by­wał się od­ry­wać od roli, a na woj­nę to na każ­de za­wo­ła­nie miał obo­wią­zek tyl­ko szlach­cic sta­wać. Za też tedy ulgi wszyst­kie nie cięż­ka była spra­wa, pra­co­wać dzień, dwa, lub naj­wię­cej trzy dni na la­nie pana, któ­ry za tę po­moc zno­wu prze­le­wał krew swą, i czę­sto po­świę­cał ży­cie w obro­nie kra­ju, a w domu mu­siał chło­pa za­po­ma­gać w po­trze­bie, i pa­mię­tać o nim jak o wła­snej cze­lad­ce.BAR­TŁO­MIEJ.

Kie­dy­śmy się już tak roz­ga­da­li o tem jaki był stan chło­pów w daw­nych cza­sach, to nie za­po­mi­naj­my tak­że, że nig­dzie nie było łac­niej chło­pu wyjść na szlach­ci­ca, jak wła­śnie w Pol­sce na­szej. Toć prze­cie król Ste­fan Ba­to­ry jesz­cze wy­dał pra­wo, że ta osa­da, z któ­rej chłop pro­sty pój­dzie na woj­nę, sta­je się wol­ną od wszel­kich cię­ża­rów, jak po­sia­dłość szla­chec­ka. Ta­kie osa­dy zwa­ły się łany wy­bra­niec­kie a chłop z tej osa­dy prze­cho­dził z cza­sem wprost na szlach­ci­ca. Oprócz tego niech jeno gdzie jaka wieś od­zna­czy­ła się czemś­kol­wiek, a wnet uwol­nio­no ją z pod­dań­stwa, a cała gro­ma­da do­sta­wa­ła od kró­la wol­ność, swo­bo­dę i pra­wa szla­chec­kie: jak to wi­dzi­my na tych mno­gich wsiach, co je dziś za­miesz­ku­je tak zwa­na szlach­ta cho­dacz­ko­wa. Na Rusi nad­to, jak to sta­re po­świad­cza­ją do­ku­men­ta, każ­dy ksią­żę ru­ski sta­wał się szlach­ci­cem, i jego sy­no­wie byli już szlach­ta ro­do­wi­tą. Nie trud­no za­sie było chło­pu wy­uczyć się na księ­dza, jeź­li jeno miał ocho­tę i wy­trwa­łość.WA­LEN­TY.

W tej książ­ce na­wet bę­dzie mowa o Mar­ci­nie Wa­do­wi­cie, co z pro­ste­go chło­pa wy­szedł, nie na pro­ste­go księ­dza, ale na pra­ła­ta ta­kie­go jak bi­skup zna­cze­nia. Przy­zna­cie jed­nak mój Bar­tło­mie­ju, że w ża­den spo­sób nie moż­na było w tej jed­nej książ­ce wy­li­czyć wszyst­kich chło­pów, co bądź za pol­skich cza­sów otrzy­ma­li szla­chec­twa, bądź wsła­wi­li się ja­kąś za­słu­ga oko­ło oj­czy­zny. Tym ra­zem opi­sa­łem tyl­ko kil­ku­na­stu ta­kich, aby słu­ży­li za przy­kład dzi­siej­szym po­ko­le­niom. Do­brzeć i to bę­dzie jak lu­dzie nasi po­zna­ją i tych kil­ku­na­stu swych pra­oj­ców, i ze­chcą się za­pa­try­wać na ich cno­ty, a brać so­bie na­ukę z ich ży­cia.TOM­KO BRO­DZIC.

Tra­fia się nie­raz w go­spo­dar­stwie, że jak go­spo­darz za nad­to po­po­ści cu­gli cze­la­dzi, to lada li­chy pa­ro­bek zbyt­nie się uzu­chwa­li, i sam chciał­by być pa­nom w domu. Tak też się sta­ło i w na­szej Pol­sce, kie­dy po śmier­ci Mie­czy­sła­wa II przez pięć lat trwa­ło bez­kró­le­wie, nim Ka­zi­mierz Mnich wy­stą­pił z za­ko­nu, i osiadł na sta­re­go Pia­sta tro­nie.

Ma­sław, het­man Ma­zow­sza, tak wam przez ten czas urósł w butę, że już nie w smak mu było słu­chać kró­lew­skich roz­ka­zów, i na wła­sna rękę za­chcia­ło się pa­no­wać nie­cno­cie. Szle król Ka­zi­mierz do nie­go po­sły i pi­sa­nia, i upo­mi­na go do wier­no­ści i po­słu­szeń­stwa, ale on za­twar­dzia­ły w swo­jem, zbroi lud na­prze­ciw kró­lo­wi, a na­wet nie wa­cha się nie­cno­ta wcho­dzić w kon­szach­ty z naj­więk­szy­mi wro­ga­mi wła­snej oj­czy­zny; z Pru­sa­ka­mi i Ja­dź­win­ga­mi.

Już­ci wie­le jest złych i sro­mot­nych rze­czy na świe­cie; ale bra­tać się z wro­ga­mi wła­snej oj­czy­zny a trzy­mać z nimi i łą­czyć się na­prze­ciw wła­snym bra­ciom, to już nie­chyb­nie naj­gor­sza i naj­sro­mot­niej­sza ze wszyst­kich, i naj­cięż­szy to grzech przed pa­nem Bo­giem, za któ­ry nie ma od­pusz­cze­nia ani na tym, ani na tam­tym świe­cie.

Ta­kiej ochyd­nej sro­mo­ty, ta­kie­go cięż­kie­go grze­chu do­pu­ścił się but­ny Ma­sław, a Ka­zi­mierz król wi­dząc, że nie ma z nim in­nej rady, ze­brał swo­ich lu­dzi na woj­nę i sam ru­szył na zdraj­cę. Ścią­gnął Ma­sła w wie­le luda, przy­szli mu w po­moc Ja­dź­win­gi i Pru­sa­ki, ale i na­sze­mu kró­lo­wi nie bra­kło żoł­nie­rza. Nie tyl­ko pa­no­wie jęli za sza­blę jak im na­ka­zy­wa­ła po­win­ność, ale i nasz lud po­czci­wy, ci nasi pra­pra­dziad­ko­wie w sier­mię­gach, wi­dząc kró­la w ta­kiem utra­pie­niu a oj­czy­znę w ta­kiem nie­bez­pie­czeń­stwie, gar­nę­li się ochot­nie do boju, i nie przy­mu­sza­ni po­spie­sza­li za swy­mi pa­na­mi.

Był­ci po­mię­dzy nimi i nasz Tom­ko Bro­dzic, pro­sty so­bie kmieć z pod Kra­ko­wa. Jak tyl­ko po­sły­szał, że król zwo­łu­je na woj­nę, więc za­raz rze­cze do swo­jej:

– Już też i mnie nie sie­dzieć w domu Kach­no moja! Oj­czy­zna po­trze­bu­je obro­ny, a toć hań­ba i wstyd wy­le­gać się te­raz za pie­cem z za­ło­żo­ne­mi rę­ka­mi.

A Kach­na na to:

– Ej Tom­ku, ser­ce, daj ty po­kój ta­kim my­ślom, toć wi­dzisz że dzia­tek tro­je w domu! Król ta i bez cie­bie znaj­dzie żoł­nie­rza i na­pę­dzi tę ho­ło­tę, a Ma­sła­wa uka­rze na­le­ży­cie. Cóż­by ja ro­bi­ła z temi drob­ne­mi ro­ba­ka­mi, gdy­byś ty zgi­nął na wo­jen­ce.

Tom­ko Bro­dzic wstrząsł gło­wą i nie dał się oba­ła­mu­cić bia­ło­gło­wej.

– Nie ro­zu­miesz tego moja Kach­no – rze­cze – gdy­by tak każ­dy so­bie po­wie­dział, że bez­em­nie jed­ne­go król da so­bie radę, więc­by chy­ba król sam je­den mu­siał ru­szyć na Ma­sła­wa. A cóż­by war­te było ży­cie dla mnie i dla cie­bie nie­bo­go, i dla tych ro­bacz­ków drob­nych, gdy­by luba oj­czy­zna mia­ła po­paść w nie­szczę­ście. Toć czło­wiek żyje naj­pierw dla Boga i oj­czy­zny, a po­tem dla sie­bie. Nie znaj­dzie ten ła­ski w nie­bie i szczę­ścia na zie­mi, kto nie ba­czy na swą po­win­ność jeno się wy­ma­wia nie­god­nie. Le­piej by­ło­by dla nas wszyst­kich, gdy­bym i ja zgi­nął i ty z temi nie­bo­żę­ta­mi po­szła mar­nie, niż żeby mia­ła zgi­nąć oj­czy­zna, i spa­dła nie­wo­la na kraj cały.

Chcia­ła jesz­cze coś po­wie­dzieć Kach­na, ale jej Tom­ko tak mą­drze i uczci­wie wy­tłó­ma­czył wszyst­ko, że już w swem su­mie­niu nie mo­gła się prze­ciw­ić, i z pła­czem tyl­ko przy­go­to­wy­wa­ła wszyst­ko na wo­jen­kę.

I wy­brał się Tom­ko Bro­dzic od żony i dzie­ci, i za kil­ka dni był już w woj­sku kró­lew­skiem, i z ochot­nem ser­cem i swo­bod­ną du­szą szedł na spo­tka­nie z zdraj­cą Ma­sła­wem i z tą obcą ho­ło­tą, co się z nim po­łą­czy­ła. Wnet też zdy­ba­ły się oba woj­ska. Ma­sław na ogni­stym ko­niu jeź­dził po­mię­dzy swo­imi, klął i wy­zy­wał co nie mia­ra, i har­dy i but­ny du­fał już so­bie, że na śmierć za­dła­wi mat­kę Pol­skę. A nasi z po­kor­nem ser­cem pa­trzy­li na swe­go kró­la, i z ci­cha mo­dli­li się do Boga, żeby po­bło­go­sła­wi! do­brej spra­wie, i uka­rał spra­wie­dli­wie zdraj­cę oj­czy­zny.

Na­resz­cie przy­szło do bi­twy. I cięż­ko i go­rą­co było obu stro­nom. Zdraj­cy ze wsty­du i z bo­jaź­ni przed karą bożą bili się jak­by przez złe­go du­cha opę­ta­ni, a nasi wie­dząc, że tu cho­dzi o oj­czy­znę, nie cho­wa­li się jed­ni za dru­gich, jeno szli na­przód choć­by w ogień. I mno­go po obu stro­nach le­gło już luda, a jesz­cze nie było po­znać, komu pan Bóg na­zna­czy zwy­cięz­two.

Wte­dy król Ka­zi­mierz na wro­nym ko­niu rzu­ca się gdzie naj­gęst­sza cze­re­da nie­przy­ja­ciół, i na swo­ich woła:

– Za mną! – za mną!

Aleć nim nasi na­dą­ży­li, już kil­ku­na­stu wro­gów jed­ne­go ob­sko­czy­ło kró­la, i ze wszyst­kich stron ude­rza­ją nań sza­bla­mi i dzi­da­mi. Wa­lecz­nyć był król Ka­zi­mierz jak każ­dy król pol­ski, ale na tę prze­moc nie było spo­so­bu; i już­ci z kre­te­sem za­czął tra­cić na­dzie­ję, aż wtem ja­kiś chłop set­ny z okrót­nym za­ma­chem wpa­da na wro­gi, a rą­biąc i sie­kąc w oko­ło, wła­sną pier­sią za­sła­nia kró­la. Tuż za nim przy­pa­da i wie­lu in­nych ry­ce­rzy i żoł­nie­rzy pol­skich, i sie­czą zdraj­ców że; aż iskry lecą.

Oca­lał z nie­bez­pie­czeń­stwa król je­go­mość, a wróg zdra­dziec­ki jak na polu kurz przed wia­trem po­szedł het w roz­syp­kę. Boć sam pan Bóg bło­go­sła­wił spra­wie­dli­wej rze­czy, i za­cho­wał Pol­skę zwy­cięz­ką.

A któż­ci był jed­nak ten mąż set­ny, co pierw­szy przy­był w po­moc kró­lo­wi? No już­ci nikt inny, jeno nasz dziar­ski chło­pek Tom­ko Bro­dzic. Wy­wdzię­czył mu się też za to król so­wi­cie, wy­wdzię­czy­ła i oj­czy­zna jak na­le­ża­ło. Tom­ko Bro­dzic nie wra­cał już wię­cej do swej sło­mia­nej strze­chy. Na miej­scu zo­stał szlach­ci­cem, a tyle zie­mi otrzy­mał w da­ro­wiź­nie, że miał na czem pa­no­wać. A kie­dy żonę z dzieć­mi za­bie­rał do dwo­ru, rzekł jej gro­żąc na żart pal­cem:

– A wi­dzisz Kach­no; gdy­bym ja był usłu­chał two­jej rady, a zo­stał w domu za pie­cem, toć nie­tyl­ko że­bym nie był dzi­siej­sze­go do­stą­pił szczę­ścia, ale kto wie co by się było sta­ło z kró­lem je­go­mo­ścia, a może i z na­szą Pol­ską całą. Dziś oj­czy­zna po­ko­na­ła wro­gów, i bę­dzie na­po­wrót szczę­śli­wa i po­tęż­na, jak daw­niej za Chro­bre­go Bo­le­sła­wa.

A Kach­na nato:

– Już­ci ja to przy­zna­ję, że to taka wola Boga, aby człek wa­żył się wszyst­kie­go dla oj­czy­zny, i by ją ko­chał na­de­wszyst­ko, a w każ­dej po­trze­bie na­sta­wiał za nią krew i ży­cie.

* * *PA­WEŁ CHO­LE­WA.

Hej, cóż tam za woj­sko cią­gnie przez bło­nie jak sta­do źó­ra­wi, a co to za ry­cerz na prze­dzie, co cały świe­ci w zbroi, a wy­glą­da jak­by nie z krwi i cia­ła, jeno wy­ku­ty z że­la­za albo wy­cio­sa­ny z ka­mie­nia?

To pol­skie woj­sko su­nie na wro­ga, co wpadł na pol­ską zie­mię, a to król Bo­le­sław Śmia­ły je­dzie na prze­dzie. Górą kru­ki i wro­ny lecą, i kra­czą a kra­czą.

– Bę­dziem żer mie­li – woła sta­ry gaw­ron.

– Ciesz­my się ciesz­my! – kra­czą kru­ki i wro­ny.

Oj praw­dę mó­wisz gaw­ro­nie sta­ry, na­żre­cie się nie­przy­ja­ciel­skie­go ciel­ska wy kru­ki i wro­ny!

Król Bo­le­sław ko­nia ostro­giem spi­na, i przo­dem woj­ska je­dzie.

Oj źle z wami cięż­kie wro­gi, w złą go­dzi­nę za­chcia­ło się wam pol­skie­go chle­ba, nie uj­dzie z was ani noga cała, niech was jeno do­pę­dzi król Bo­le­sław Śmia­ły.

Coś tam czer­nie­je w dali, czy to wro­gów czerń obrzy­dła? Nie, to gę­sta dą­bro­wa, co za­sła­nia dro­gę. Król Bo­le­sław zch­mu­rzył czo­ło.

– Bierz ją li­cho tę dą­bro­wę – woła – bę­dziem mu­sie­li je­chać przez gę­stwi­nę.

I czwa­łem pusz­cza ko­nia i sam pierw­szy wpa­da w dą­bro­wę. Za nim pol­skie woj­sko je­dzie i je­dzie, ale czy sza­tan wziął wro­gów w swą opie­kę, las co­raz gęst­szy i gęst­szy, i ani rusz do­pa­trzeć dro­gi. Nie może prze­drzeć się przez gę­stwi­nę wro­ny koń kró­la Bo­le­sła­wa, nie może na­dą­żać woj­sko całe.

– Ej chy­ba wró­cić nam na inną dro­gę – szep­cze woj­sko mię­dzy sobą.

Król Bo­le­sław za­trzy­mu­je ko­nia, wy­pa­trzył się przed sie­bie i coś duma w so­bie. Wtem bacz­nie nad­sta­wił ucha i wy­krzyk­nął gło­śno:

– Ej sły­szy­cie, że ktoś drze­wo rą­bie w le­sie! Słu­cha woj­sko całe, i praw­da, w le­sie tęt­ni ja­kieś rą­ba­nie.

Król Bo­le­sław spi­na ko­nia i je­dzie sam w tę stro­nę; a owo za­raz stoi chłop w płót­nian­ce, i pniak ści­na sie­kie­rą, a koło nie­go leżą dwie klam­ry że­la­zne, bez ja­kich się nie obej­dzie ża­den cie­śla maj­ster.

– Hej człe­ku – woła król – ktoś ty taki. Po­znał chłop kró­la po świe­cą­cej zbroi i rze­cze po­kor­nie.

– Jam bied­ny cie­śla mi­ło­ści­wy pa­nie! Pa­weł Cho­le­wa się zo­wię.

– Czy daw­no tu rą­biesz? – pyta król da­lej.

– Od świ­tu mi­ło­ści­wy pa­nie.

– A nie wiesz kędy po­szedł ten wróg obrzy­dły, co chce łu­pić na­szą zie­mię? – za­gad­nie król.

– Oj wiem mi­ło­ści­wy kró­lu – mówi cie­śla – skrył­ci się tu w kę­pie za la­sem.

A król aż pod­sko­czył na sio­dle, i zbro­ja mu za­brzę­cza­ła, że omal nie syp­nę­ły iskry.

– A znasz ty dro­gę człe­ku, któ­rę­dy wy­brnąć z tego boru.

– Oj znam mi­ło­ści­wy pa­nie – mówi cie­śla Cho­le­wa – za­pro­wa­dzę was na krót­ki ma­no­wiec, i za­raz z nie­nac­ka do­pad­nie­cie wro­ga.

– Słu­chaj człe­cze – woła król – sta­waj przy mnie i pro­wadź; a jak za­pro­wa­dzisz na wro­ga, toć już ostat­ni raz dziś pra­co­wa­łeś sie­kie­rą.

Pa­weł Cho­le­wa po­kło­nił się kró­lo­wi, że­la­zną klam­rę za­rzu­cił na ple­cy i pro­wa­dzi na­przód. I po­znać za­raz że nie chwa­lił się nada­rem­nie. Ot już woj­sko wy­szło na ma­now­ce; a po tra­wie znać śla­dy któ­rę­dy wróg prze­cho­dził, żoł­nie­rze moc­niej ści­ska­ją sza­blę w ręku, a cie­śla Pa­weł Cho­le­wa spo­koj­nie i po­tul­nie idzie we­dle kró­la, i jeno klam­rę przy­trzy­mu­je na ple­cach. Aj wi­dać i jemu cze­goś ser­ce moc­no bije, i z oczu się iskrzy kie­by pło­mień.

Toć on tak­że Po­lak ser­cem, i w nim kipi złość na wro­ga.

Już się koń­czy ma­no­wiec, co­raz to rzad­sze drze­wa, a tam na kę­pie bie­lo­nej roz­ło­ży­ła się wro­gów czerń okrut­na.

– Bo­ga­Ro­dzi­co! – huk­nie król a za nim woj­sko całe i da­lej z ko­py­ta na wro­ga.

Nie spo­dział się wróg okrót­ny tego na­pa­du, le­d­wo pią­ty przez dzie­sią­ty do­pa­da ko­nia i miecz do – bywa z po­chwy a resz­ta jeno wrzesz­czy, krzy­czy, pisz­czy i ucie­ka.

A tu nasi hur­mem walą, sza­ble fur­czą w po­wie­trzu niby psz­czo­ły, a świe­ca do słoń­ca jak bły­ska­wi­ce.

Góra nad la­sem kra­czą kru­ki i wro­ny, a kra­czą wro­gom Pol­ski na za­gła­dę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: