Lukrecja poza zasięgiem - ebook
Lukrecja poza zasięgiem - ebook
Jak przetrwać miesiąc offline?
Tylko dorośli mogli coś takiego wymyślić – na miesiąc zamieniliśmy się domami z jakąś obcą rodziną! Nie dość, że musieliśmy się przenieść z Paryża na wieś, to jeszcze na miejscu okazało się, że zamieszkamy w domu z poprzedniej epoki. A co najważniejsze: nie było tam zasięgu!
Nie mogłam nawet o tym napisać najlepszym przyjaciółkom. Nasze życie rodzinne wywróciło się do góry nogami: mój brat, zamiast masakrować zombiaki na konsoli, zaczął czytać komiksy, a ojczym przestał gotować. Tylko co można robić na wsi bez Internetu, skoro mama nie umie jeździć na rowerze?
Anne Goscinny, córka René Goscinnego, stworzyła współczesną serię dziewczyńskich przygód, które zilustrowała Catel. Pokolenie Mikołajka dorosło, więc czas na nowe: pokolenie Lukrecji! Dotychczasowych pięć tomów zostało docenionych przez czytelników, o czym świadczą nominacje do tytułu najlepszej książki dziecięcej 2019 roku w plebiscytach Empiku i Lubimy Czytać.
W świecie dorastającej Lukrecji rządzą kobiety – zwariowane, mądre, niezależne. Za sznurki pociąga mama, ale tylko w czasie wolnym od bycia adwokatką (świat sam się nie naprawi, prawda?), a domowe stery często przejmuje babcia Scarlett, która organizuje wystawne przyjęcia (z bąbelkami!). Choć i tak najwięcej do powiedzenia ma właśnie Lukrecja.
Mikołajek pękałby ze śmiechu!
Poprzednie tomy serii:
1. „Lukrecja”
2. „Lukrecja stawia na swoim”
3. „Lukrecja na pierwszym planie”
4. „Lukrecja rusza w świat”
5. „Lukrecja i dziwny świat dorosłych”
9+
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7677-2 |
Rozmiar pliku: | 14 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Co roku to samo. Z jednej strony cieszę się, że jadę na wakacje, a z drugiej jest mi strasznie smutno, że zostawiam szkołę i przyjaciół. Ale tym razem to naprawdę coś innego, bo jestem już dużo starsza.
– Moi drodzy, wybieramy się jutro na wystawę czy wolicie raczej w coś pograć? – spytał nas wczoraj pan Rimbaud.
– Ale w co? – rzucił Eryk.
– Myślałem o jakichś grach słownych – wyjaśnił nasz nauczyciel francuskiego. – Wybiera się losowo litery z alfabetu i trzeba z nich układać słowa. Komu uda się wykorzystać wszystkie wylosowane litery, ten wygrywa kolejkę.
– Chyba znam tę grę – wykrzyknął Augustyn. – Moja babcia gra w coś takiego z koleżankami w niedzielę po południu.
Pan Rimbaud zrobił dziwną minę.
– No to może wprowadzenie do gry w szachy? – zaproponował.
– Ja nie potrzebuję żadnych wprowadzeń – stwierdził Józek, obserwowany z podziwem przez Różę. – Co weekend biorę udział w zawodach.
– Ja tam z chęcią obejrzałabym jakiś film – zaproponowałam wtedy.
Wszyscy przyklasnęli temu pomysłowi. Poczułam, że robi mi się ciepło na twarzy, całkiem jakbym się wzruszyła.
– Świetnie – przytaknął pan Rimbaud. – Zaproponujcie jakieś tytuły, zrobimy głosowanie, a potem spróbuję zdobyć płytę DVD.
– Czy to się będzie liczyć do średniej? – zaniepokoił się Eryk.
Roześmialiśmy się wszyscy – że też Eryk potrafi się przejmować średnią nawet w przedostatni dzień szkoły!
Każdy zaproponował inny film i nie mogliśmy się dogadać.
– No cóż, chyba muszę wybrać za was – ogłosił pan Rimbaud. – Znam świetny dokument o dzieciach, które żeby dotrzeć do szkoły, muszą codziennie pokonywać wiele kilometrów na piechotę. Co wy na to?
– To na czym właściwie miała polegać ta gra, o której pan mówił? – zapytał Mateusz.
Nasz nauczyciel francuskiego wyjaśnił, że wystarczą do niej kartka i długopis.
– To będzie jakieś dyktando? – drążył Eryk.
– Nie, Eryku, przecież nie zrobię wam dyktanda w ostatni dzień szkoły! Ta gra nazywa się „wyborny trup”! Znacie jej zasady?
– Pewnie trzeba w niej szukać zabójcy? – domyślał się Augustyn.
Wtedy nasz nauczyciel francuskiego wyjaśnił wszystkim, że każdy po kolei będzie miał za zadanie napisać kilka słów na poskładanej kartce papieru, nie wiedząc, co wymyśliła poprzednia osoba.
– A potem rozłożymy kartkę i przeczytamy całe zdanie – wyjaśnił roześmiany. – Często wychodzą naprawdę zabawne rzeczy, bo kolejne słowa nie mają ze sobą nic wspólnego.
Patrzyliśmy na siebie nieco skonsternowani. Na szczęście rozległ się dzwonek, który oznajmiał koniec lekcji.
– Pamiętajcie, że jutro urządzamy sobie wielki podwieczorek. Przynieście ulubione napoje, ciasta i cukierki! – krzyknął pan Rimbaud, kiedy ruszyliśmy do wyjścia.
Nieprzypadkowo poszłyśmy razem z Linami prosto do cukierni.
– Ja to latem zawsze jestem głodna – stwierdziła Paulina.
– To samo mówisz na wiosnę i zimą – odparła Karolina.
– Jesienią też, szczególnie kiedy przed szkołą sprzedają akurat pieczone kasztany – dodała Alina.
Ja się nie odzywałam, ale zdaje się, że łzy napłynęły mi do oczu.
– Co z tobą, Lulu? – zaniepokoiły się Liny jednocześnie.
– Smutno mi – wymamrotałam, po czym wydmuchałam nos, udając, że wcale nie płaczę.
– Ale dlaczego? – spytała uprzejmie Paulina, obejmując mnie.
– Bo zaraz się rozstaniemy – jęknęłam.
Alina również miała łzy w oczach, Karolina zaczęła pociągać nosem, a Paulina odpakowała drugą tabliczkę czekolady.
– W tym roku wyjeżdżam na cały sierpień – dodałam. – Moja mama i Grzegorz postanowili spróbować czegoś nowego, a mnie się to coś wcale nie podoba.
Siadłyśmy wszystkie cztery na ławce na skwerku. Alina założyła okulary przeciwsłoneczne, a Paulina dojadła pospiesznie czekoladę, która zaczynała się topić.
– Czego nowego? – zapytała Karolina.
– No więc wyobraźcie sobie, że zamieniamy się domami z jakąś rodziną z Bretanii. Oni przyjadą mieszkać u nas, a my pojedziemy tam.
– Superpomysł! – wykrzyknęła Paulina.
– No co ty! Ktoś, kogo nawet nie znam, będzie spał w moim pokoju, a być może nawet w terrarium Madonny zamieszka jakiś inny żółw! To straszne!
– Nie, no jasne, skoro tak na to patrzysz… – skrzywiła się Karolina.
Rozeszłyśmy się każda w swoją stronę. Zdawało mi się, że mój plecak waży trzy tony, chociaż był pusty, bo dwa dni wcześniej oddaliśmy wszystkie książki.
A zatem kolejnego dnia mieliśmy ostatni raz pójść do szkoły. Zazwyczaj to mój ulubiony moment w całym roku, bo urządzamy sobie różne zabawy i zajadamy się przekąskami, ale tym razem nie było mi ani trochę do śmiechu.
Kiedy wróciłam do domu, Scarlett siedziała akurat wyciągnięta na leżaku w ogrodzie.
– Ach! Lulu, dobrze, że jesteś. Wiesz, problem z upałem jest taki, że topi się od niego lód, a whisky bez lodu jest jak…
– Jak wakacje bez przyjaciół – wtrąciłam, zalewając się łzami.
Scarlett wstała i bardzo spokojnie pocałowała mnie w czoło.
– Ależ, kochanie, daj spokój. Co ty wygadujesz?
– Dobrze wiesz, że w tym roku wyjeżdżamy na cały sierpień, i to daleko stąd! – wyjęczałam.
– No przecież od tego są wakacje!
– Masz rację, Scarlett, ale smutno mi, że się rozstaję z Linami. Chociaż wiem, że spotkamy się znów we wrześniu.
– Rozumiem to i mam dla ciebie dobrą wiadomość, dzięki której na pewno odzyskasz uśmiech – powiedziała babcia, potrząsając szklanką, jakby kostki lodu same z siebie powróciły do pierwotnego kształtu. – Twoja mama i Grzegorz uprzejmie zaproponowali mi, żebym pojechała tam z wami. Jak się pewnie domyślasz, miałam już swoje plany, ale rodzina to rzecz święta! A zatem jadę!
Uściskałam babcię ze wszystkich sił. To prawda – w towarzystwie Scarlett zawsze jest weselej…
– A teraz przynieś mi trochę lodu, Lulu, bo cała się zgrzałam z tych emocji.
Zanim wróciłam z kuchni, Scarlett zdążyła się z powrotem wyciągnąć na swoim leżaku, w okularach przeciwsłonecznych i z kapeluszem na głowie. Moja babcia jest całkiem zbzikowana, nawet latem nie rozstaje się z Igorem – swoim kołnierzem z lisa, który leżał teraz na trawie ze zrezygnowaną miną, czekając na zimę.
Poszłam do swojego pokoju, żeby przyjrzeć mu się dokładnie. Skoro mam wyprowadzić się stąd na cały miesiąc, to muszę zapamiętać wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Madonna spała w swoim terrarium, między basenikiem a palmą. Dla niej zawsze jest lato, szczególnie od czasu, kiedy Grzegorz podarował jej specjalną lampę grzewczą.
Nie miałam nic zadane, więc czułam się trochę zagubiona. Wzięłam z regału książkę i wyciągnęłam się na łóżku. Ostatecznie wakacje mają swoje dobre strony.
Wieczorem zjedliśmy kolację w ogrodzie. Mama dopiero co kupiła krzesła w różnych kolorach oraz śliczny okrągły stół.
– To ciekawe tak pożyczyć komuś swój dom. W ten sposób można się przekonać, czego nam będzie brakować – oświadczyłam.
– A ja chciałabym podarować wam coś użytecznego, kochanieńcy – oświadczyła Scarlett.
– Czy chodzi o nowy ekran do mojej konsoli? – zapytał Wiktor, zdobiąc truskawki bitą śmietaną. – Bo moje zombiaki ostatnio jakby zbladły!
– Nic z tych rzeczy – odparła babcia. – Podaruję wam maszynę do lodu. W dzisiejszych czasach brak możliwości schłodzenia różowego wina to już poważne niedopatrzenie!
– Będę musiał poodłączać wszystkie moje gry – stwierdził Wiktor. – Nie chcę, żeby jakiś inny chłopak w nie grał!
– Nie ma mowy – zareagował Grzegorz surowo. – Kiedy odstępujesz komuś swój dom, to pożyczasz go naprawdę, a nie tylko w połowie.
– Twój ojciec ma rację – dodała mama. – Wyobraź sobie, że ludzie, w których domu spędzimy ten miesiąc, pochowaliby zabawki swoich dzieci, ich książki albo płyty. Co byś wtedy powiedział?
– To oczywiste – podsumowała Scarlett. – Albo się zamieniasz, albo nie.
– To dlaczego w takim razie nie zamienisz się na swoje mieszkanie, Scarlett? – zapytał mój brat.
– Och, no wiesz, dlatego że… że… Moje siostry, Olga i Sonia, lubią do mnie zajrzeć, kiedy są w okolicy. A ja nie mogę ich pozbawić tej przyjemności, to byłby czysty egoizm.
– Olga i Sonia? – prychnęłam. – Przecież one mieszkają pół kilometra od ciebie!
– Otóż to, czasami zaglądają do mnie, wracając z piekarni.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_