- W empik go
Łut szczęścia i spełniona misja - ebook
Łut szczęścia i spełniona misja - ebook
Osiemnastoletnia Urszula Michalak jest uczennicą ostatniej klasy liceum o profilu wojskowym. Nie przepada za wojskiem, prawdę mówiąc nie przepada nawet za swoją klasą. Przez całą naukę w liceum czuje się nierozumiana, bowiem ma bardzo specyficzne poglądy na pewne rzeczy. Ten stan rzeczy zmienia dopiero przybycie do jej szkoły niezwykłych gości. Jeden z nich pozwala Uli odkryć do tej pory głęboko skrywany na dnie jej serca potencjał, a także siłę jej charakteru, która bardzo jej pomoże.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8384-466-4 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
DZIEWCZYNA W MUNDURZE
(Urszula)
Tego wrześniowego dnia słońce wschodziło powoli i leniwie na nieboskłon.
Kiedy tylko z niemałym trudem otworzyłam swoje zaspane jeszcze oczy, obróciłam się na drugi bok, aby dowiedzieć się, która jest godzina.
— O kurczę. Już szósta. No nic, trzeba wstawać.‒ powiedziałam sama do siebie, kiedy zobaczyłam, iż zegar faktycznie wybija szóstą.
Zwlekłam się więc powoli na bok łóżka, stawiając stopy na zimnej, twardej podłodze. Przeciągnęłam się jeszcze w pozycji półleżącej po czym wstałam. Rozejrzałam się po pokoju.
Było to pomieszczenie o wielkości niecałych trzynastu metrów kwadratowych. Ściany miały odcień delikatnego błękitu. Na lewo od drzwi znajdowało się duże łóżko z białą ramą i białą pościelą w róże. Kilkanaście kroków dalej znajdował się nie za duży regał na książki, również biały oraz dość duża szafa w tym samym kolorze.
Szafa znajdowała się też obok jedynego okna w pomieszczeniu. Na oknie wisiała biała firanka przyozdobiona na górze i na dole różowo-fioletową falbanką.
Na prawo od okna znajdowała się toaletka, która służyła mi również za biurko, oczywiście biała. Nad toaletką wisiało lustro z białą ramą, która miała wbudowane lampeczki. Obok toaletki stało krzesło, które miało jasne drewniane nogi i dość jasne, szare obicie.
Następnie dosłownie pół kroku dalej, tuż na wprost łóżka znajdował się wiszący telewizor a nad nim kilka wiszących półek. Na suficie zaś znajdowała się elegancka lampa z okrągłym, białym kloszem, z którego zwisały kryształki.
Był piątek, 23 września. Skoro była godzina szósta rano to oznaczało to ni mniej ni więcej niż tyle, że mam godzinę czterdzieści pięć minut na ubranie się, uczesanie, zjedzenie śniadania i dotarcie do szkoły.
Sama szkoła znajdowała się trzydzieści minut na piechotę od domu. Skoro więc na samo dojście miałam aż tyle czastu to na całą resztę zostawała mi godzina i piętnaście minut.
Czym prędzej zasiadłam więc do toaletki i zaczęłam rozczesywać włosy. Nie było to proste zadanie, bowiem moje włosy sięgały aż do połowy pleców. Szybko jednak zaczesałam swoje blond pasma w porządnego kucyka.
Nałożyłam na twarz delikatny krem nawilżający, przy okazji przypatrując się swojej bardzo jasnej, niektórzy nawet mówili, że chorobliwie bladej, cerze. Przez kolejne kilkanaście sekund wlepiałam swoje ciemnobrązowe oczy w taflę lustra. W końcu jednak wstałam od toaletki.
Następnie podeszłam do szafy. Musiałam z niej przecież wyjąć swoje ubranie na dzień dzisiejszy. Doskonale wiedziałam, co będzie tym ubraniem.
Byłam na początku czwartej klasy liceum. Było to o tyle ważne, iż było to liceum o profilu wojskowym. Dzień mundurowy mieliśmy w związku z tym dwa razy w tygodniu; w poniedziałki i piątki. A z racji, że dziś był właśnie piątek to moim ubiorem na dzisiejszy dzień w szkole był właśnie mundur.
Na ów mundur składały się Bluza, koszulka, Spodnie, buty, beret, polar na chłodniejsze dni i cała reszta tego typu rzeczy. Oczywiście musiały być również oznaki kadeta jak flaga kraju, godło, emblemat szkoły i inne tego typu.
No i oczywiście był też plecak. Wielki, wypchany po brzegi książkami.
Założyłam więc to wszystko na siebie w ekspresowym tempie po czym zjadłam szybkie śniadanie i wyszłam z domu. Wybijała właśnie godzina wpół do siódmej. Miałam więc jeszcze nieco ponad godzinę na dojście do szkoły. Nie spieszyłam się, a i tak wyszło na to, że doszłam tam przed czasem.
Jakaż więc byłam zdziwiona, kiedy okazało się, że...Nikogo nie zastałam na miejscu!
— Eh? Gdzie wszystkich wywiało? Nikt ostatnio nie mówił o tym, że dziś lekcji nie będzie… — powiedziałam te słowa sama do siebie, kiedy próbowałam otworzyć drzwi do sali. Oczywiście moje starania poszły na marne, bo drzwi były zamknięte na 4 spusty… Taki stan rzeczy był dla mnie wręcz niepokojący. Nie wiedziałam, gdzie teraz szukać swojej klasy. Ani nikogo innego tak na dobrą sprawę, bo gdy rozejrzałam się dokładniej to zauważyłam, że dziś tak jakby cała szkoła od rana świeciła pustkami…
Myślałam chwilę intensywnie. Po chwili byłam w stanie przypomnieć sobie.
— Ach, tak! Pan Józef ostatnio mówił, że jeśli coś tam dobrze pójdzie to dziś będziemy mieć jakichś wyjątkowych gości… Wtedy jednak nie zdradził, co to będą za goście. Ale może w takim razie moja klasa czeka na tych wyjątkowych gości na placu przed szkołą albo w okolicach internatu?
Pan Józef Lis był wychowawcą naszej klasy. Był to mężczyzna w średnim jeszcze wieku. Miał metr sześćdziesiąt osiem wzrostu. Jego włosy były proste, krótkie i czarne. Cerę miał jasną zaś oczy miały odcień ciemnobrązowy.
Zawsze był ubrany w elegancką marynarkę. Bardzo lubiłam naszego wychowawcę, był bardzo „spoko”.
Skoro więc już pomyślałam o tym, że moja klasa jest przed budynkiem to tam właśnie wyszłam. Włóczyłam się dłuższą chwilę po terenie szkoły, aż w końcu przy budynku internatu usłyszałam jakieś rozmowy. Skierowałam się więc tam i...Bingo! Znalazłam w końcu całą swoją klasę.
Stali tam w towarzystwie Pana Józefa...Ale byli tam obecni również Kapitan Maksymilian Krawiec, Pan Bogusław Bukowski, Pan Olaf Piątek i Pani Izabella Czajkowska.
Kapitan Krawiec był zawodowym wojskowym w stanie spoczynku, dodatkowo miał tytuł Magistra więc z racji, że trafiła się klasa wojskowa to uczył nas przedmiotu o nazwie „Edukacja Wojskowa”.
Był to jasnoskóry mężczyzna mierzący metr osiemdziesiąt trzy wzrostu. Miał bardzo krótko ostrzyżone, proste, czarne włosy oraz przenikliwe brązowe oczy.
Ubrany był oczywiście w stosowny mundur wojskowy. Nie był jednak jakiś strasznie zmanierowany ani nic z tych rzeczy. Jak na wojskowego miał dość luźne, ludzkie podejście do uczniów, za co bardzo go ceniłam.
Pan Bukowski był dyrektorem naszej szkoły.
Również mierzył sobie metr osiemdziesiąt trzy wzrostu, miał jasną cerę, proste czarne włosy, oraz brązowe oczy, choć nieco jaśniejsze, jak Kapitan Krawiec.
On z kolei był ubrany w bardzo elegancką marynarkę. Był również bardzo „równym gościem”.
Pan Olaf Piątek był naszym nauczycielem francuskiego. Był to niewysoki mężczyzna, mierzył metr siedemdziesiąt. Również miał jasną cerę; tym, co go wyróżniało były włosy, proste i czarne, ale dość długie jak na mężczyznę. Miał też niebieskie oczy. On również ubrał się dziś w marynarkę. Lubiłam jego przedmiot więc siłą rzeczy jego też.
Pani Izabella miała metr sześćdziesiąt wzrostu, jasną karnację; sięgające do ramion lekko kręcone, jasnobrązowe włosy i ciemnobrązowe oczy.
Tego dnia miała na sobie stylowe, jasne, skromne i bardzo eleganckie ubrania.
Pełniła zaś w naszej szkole dwie role. Po pierwsze była wychowawcą świetlicy szkolnej, po drugie zaś koordynatorką ds. szkoleń wojskowych. Jeżeli moja klasa jechała na poligon to pod opieką Kapitana Krawca, jak i Pani Czajkowskiej. Ja często w świetlicy siedziałam i lubiłam z panią Izą pogadać.
Po dłuższej chwili zorientowałam się, że na terenie szkoły znajduje się dużo więcej osób. Pewnie były to osoby związane z władzami samorządowymi, choć pewności nie miałam.
Oznaczało to więc, że mieliśmy gościć dziś kogoś niezwykle ważnego…
Po chwili rzuciłam okiem na resztę mojej klasy. Było w niej o dziwo mniej więcej po równo dziewcząt, jak i chłopców, piętnastu na piętnastu. Wszyscy byli ubrani w mundury.
(Generał Joyce)
_Jechaliśmy z Panią Ambasador i Szeregowym na spotkanie z dzieciakami ze szkoły średniej z klasy wojskowej. Miało to być pierwsze nasze spotkanie w ramach współpracy, którą żeśmy nawiązali. Mieliśmy urządzać dzieciakom szkolenia i poligony.
To znaczy ja miałem urządzać, bo podejrzewałem, że szeregowy nawet palcem nie kiwnie, żeby się zająć tym, co trzeba. Lata temu obiecałem sobie, że z pewnych prywatnych powodów już nigdy więcej nie wyjadę z kraju, jednak teraz nie dość, że miałem nosić zaszczytny dla mnie tytuł Attaché wojskowego to jeszcze prosiła mnie bezpośrednio sama pani Ambasador. Nie mogłem więc odmówić.
Żałowałem jedynie tego, że towarzyszyć mi będzie szeregowy i to jeszcze z sił rezerwowych, ponieważ moimi zastępcami powinni zostać oficerowie sił zbrojnych w stopniu o jeden szczebel niższym, ale żaden się nie zgłosił toteż Pani Ambasador osobiście poprosiła szeregowego z rezerwy, który w sumie nie musiał być proszony, bo od razu, kiedy gruchnęła wiadomość o naszym wyjeździe sam zgłosił się dobrowolnie…
Ja pamiętałem go jeszcze z czasów sprzed jego przejścia do rezerwy, miałem wątpliwe szczęście być jego przełożonym. Jego obecność podczas tej misji nie wróżyła nic dobrego…_Ekscelencja to tytuł, który przysługuje dość szerokiemu gronu osobistości: prezydentowi, premierowi, ambasadorom, arcybiskupom i biskupom. Należy jednak pamiętać, że nie w każdej sytuacji. I tu na ogół pojawiają się kompromitujące pomyłki. Zwrotu „Wasza Ekscelencjo” — możemy użyć w przypadku prezydenta, premiera czy ambasadora obcego państwa. W stosunkach wewnętrznych użyjemy odpowiednio form: „Panie Prezydencie”, „Panie Premierze” „Panie Ambasadorze”. tak więc np. przez Polaków do polskich ambasadorów, pracujących na placówkach zagranicznych. Taki błąd bywa popełniany. W stosunkach wewnętrznych użyjemy w mowie formy _Panie ambasadorze/Pani ambasador_.
Zwracając się do ambasadora nadzwyczajnego i pełnomocnego, używa się tytułu i zwrotów ambasadora. W stosunku do sekretarza, attaché używa się tytułów naukowych, jednakże w stosunku do attaché wojskowego używa się stopnia wojskowego.
ATTACHÉ (czyt. _ataSZE_, z fr.: _przydzielony_, _doczepiony_) — najniższy stopień dyplomatyczny członka personelu dyplomatycznego państwa wysyłającego w państwie przyjmującym. Wyjątkiem jest attaché wojskowy, który — zachowując tradycyjną nazwę — ma wysoki stopień dyplomatyczny. Wobec konieczności zmian w stosunkach międzynarodowych w XX w. zaczęto nominować do pracy w misjach dyplomatycznych specjalistów z różnych dziedzin. Powstały m.in. stopnie attaché: konsularnego, prasowego, ekonomicznego, technicznego, morskiego itp. Stanowisko attaché w organizacji administracji rządowej może wiązać się z dostępem do informacji niejawnych, stanowiących tajemnicę państwową. Urzędem attaché jest ataszat (attachat).Rozdział 2
WYJĄTKOWI GOŚCIE
(Urszula)
Czekaliśmy więc wszyscy przed budynkiem Internatu na zapowiedzianych jakiś czas temu gości...Choć na dobrą sprawę żadne z nas nie wiedziało, kim mają być Ci goście.
W końcu jednak ta niepewność chyba zniecierpliwiła moich kolegów bo nagle z tłumu dało się usłyszeć pytanie
— Panie Józefie, a kiedy przyjadą ci wyjątkowi goście, których pan już jakiś czas temu zapowiadał? I kim oni właściwie są?
— Ach, tak, droga młodzieży. Rzeczywiście powinniście już wiedzieć, co to za goście. Z jednej strony powinniście byli się dowiedzieć już jakiś czas temu...Ale nie chcieliśmy robić aż takiego zamieszania związanego z ich obecnością tutaj, żeby was nie przestraszyć.
Po tych słowach Pana Lisa wszyscy zaczęli słuchać uważniej. Jednak po chwili Pan Lis oddał głos dyrektorowi naszej szkoły, który powiedział
— Nasza szkoła nawiązała współpracę z Ambasadą Kanady w Polsce, w związku z czym nawiązaliśmy też współpracę z grupą stacjonujących tu wojskowych. Toteż dlatego od dziś przez najbliższe kilka tygodni będziemy gościć w naszym mieście a co za tym idzie również w naszej szkole Panią Ambasador Kanady w Polsce jak i dwóch wojskowych, z czego jeden z nich będzie ze stacjonującej niedaleko jednostki. Będą to Attaché obrony; jest to doświadczony wojskowy w randze generała oraz jeden z szeregowych żołnierzy rezerwy, który nie stacjonuje tutaj, a do tej wizyty zgłosił się dobrowolnie.
Cóż… Ten opis brzmiał bardzo ciekawie. Spodziewałam się więc, że skoro mowa o jakichś żołnierzach to pewnie przejdziemy też pod ich okiem jakieś szkolenie czy kolejny poligon w ramach tej całej współpracy. To wyjaśniało też obecność Pana Krawca, też przecież zawodowego wojskowego oraz Pani Izabelli.
Zastanawiała mnie tylko obecność Pana Olafa. Po chwili jednak uświadomiłam sobie, że skoro nasi goście pochodzą z Kanady to posługują się językami Angielskim i Francuskim. Pan Olaf miał więc widocznie podczas tej wizyty pełnić rolę tłumacza.
Dalej jednak nie wiedzieliśmy, kiedy dokładnie nasi wielce szanowni goście mieli się u nas pojawić. Jednak już kilkadziesiąt minut później nasze wątpliwości zostały rozwiane, gdyż pod szkołę podjechało auto.
Kompletnie nie wiedziałam, co to była za marka, ani model… Widziałam tylko, że było to auto bardzo eleganckie, a na masce powiewała flaga Kanady, toteż zgadywałam, że właśnie tym autem przyjechała tu ambasadorka tego kraju i ci żołnierze.
Nagle drzwi auta otworzyły się i z pojazdu wysiadły trzy osoby. Jedna kobieta i dwóch mężczyzn w średnim wieku.
W pierwszej kolejności zwróciłam uwagę na kobietę. Była to oczywiście Jej Ekscelencja, Pani Ambasador Patricia Townsend.
Była ona kobietą o przeciętnym wzroście metra siedemdziesiąt osiem. Miała jasną cerę, falujące jasnobrązowe, włosy do ramion, ciemnozielone oczy. Miała również bardzo naturalny makijaż. Ubrana zaś była zgodnie z zasadami protokołu dyplomatycznego, czyli bardzo elegancko.
Zaraz za nią szło dwóch mężczyzn, zapewne rzeczonych żołnierzy. Oczywiście nie znałam ich nazwisk.
Pierwszy z nich był to jasnoskóry mężczyzna o wzroście metra siedemdziesiąt osiem. Miał proste, bardzo krótko ostrzyżone, brązowe, choć już mocno podsiwiałe włosy oraz ciemnobrązowe oczy. Na moje oko był w okolicach siedemdziesiątki, choć mogłam się mylić
Był oczywiście ubrany w mundur wojskowy odpowiadający, o ile dobrze pamiętałam, stopniowi generała. To musiał być więc rzeczony attaché wojskowy.
Drugi z mężczyzn, chyba młodszy; dałabym mu najwyżej czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, był również jasnoskóry, miał na oko metr osiemdziesiąt sześć wzrostu, krótkie; proste, jasnobrązowe włosy. Miał również delikatny, prawie że niewidoczny gołym okiem, zarost. Jego oczy miały barwę intensywnie ciemnozieloną.
On również był ubrany w mundur wojskowy, jednak odpowiadający szeregowemu.
Liczyłam na to, że zaraz zostaną nam przedstawieni. Jednak wymienianie wszelkich ceremonialnych uprzejmości między Panią Ambasador, naszym samorządem i dyrekcją szkoły trochę trwało. My, uczniowie, zaś staliśmy cały ten czas z boku.
W końcu jednak, po minutach które w mojej percepcji ciągnęły się w nieskończoność, Kapitan Krawiec zawołał nas do siebie. Po chwili nastąpiło oficjalne przedstawienie sobie obu stron, które również ciągnęło się przez jakiś czas, gdyż było obwarowane całym długim protokołem. Najpierw kapitan Krawiec przedstawił się, jak sądziłam generałowi, potem kapitanowi Krawcowi z kolei przedstawił się szeregowy. Uznałam ten cały ceremoniał za bardzo długi, nudny i zawiły, jednak wiedziałam iż z dyplomatycznego punktu widzenia był on bardzo ważny, toteż robiłam dobrą minę do złej gry…
Potem wreszcie to myśmy jako klasa przedstawili się generałowi, potem szeregowemu, który to niemal równocześnie przedstawił się nam.
W efekcie tegoż przedstawienia nas sobie wzajemnie dowiedziałam się, iż wielce szanowny Pan Generał nazywa się Brandon Joyce, zaś ten tajemniczy szeregowy rezerwy, który nie stacjonuje w Polsce zaś do tej wizyty zgłosił się dobrowolnie, nazywał się Percival Sinclair.
Żadne z tych dwóch nazwisk nic mi nie mówiło. Miałam jednak nadzieję, że przez te kilka wspólnych tygodni poznam ich nieco lepiej. Okazało się bowiem, że o ile Pani Ambasador w celach dyplomatycznych będzie przez kilka najbliższych tygodni spędzać czas bardziej w placówkach związanych z naszym samorządem to panowie wojskowi będą spędzać czas z nami, uczniami.
Być może nawet udzielą nam kilku lekcji jednego ze swoich języków ojczystych… bądź obu z nich. My zaś w zamian mieliśmy ich poduczyć z języka Polskiego.
Zanim jednak co do czego to Pani Czajkowska przywołała mnie do siebie, podeszłam więc. Po chwili Pani Iza powiedziała do mnie
— Ula. Posłuchaj...Mam do Ciebie wielką, wielką prośbę, a w zasadzie to nawet misję i liczę na jej bezbłędne wykonanie.
— Tak jest, proszę Pani. O co dokładnie chodzi? — spojrzałam na kobietę zaciekawiona. Ona po chwili powiedziała
— Chciałabym Cię oddelegować do tego, abyś pokazała naszym gościom miasto i okolice. W końcu skoro mają się tu zatrzymać na kilka tygodni, a kto wie czy nie na dłużej to wypada, aby poznali to miejsce.
Przytaknęłam. Była to bardzo odpowiedzialna misja, więc miałam nadzieję, że wykonam ją naprawdę bezbłędnie. Był tylko jeden problem...Nie bardzo wiedziałam, jak się do owej „misji” zabrać. Za to Pani Iza, jak się po chwili okazało, wiedziała doskonale.
Kobieta po chwili podała mi karteczkę, na której było zapisanych co najmniej kilkanaście punktów na mapie miasta, które miałam odwiedzić razem z naszymi gośćmi. Tutaj jednak nastąpił pierwszy z, jak podejrzewałam, wielu problemów w naszych wspólnych relacjach. A mianowicie, szanowny Pan Generał nigdzie się nie wybierał… Za to drugi z nich, szeregowy wykazywał większą chęć na wycieczkę.
(Generał Joyce)
_Patrzyłem na te dzieciaki, które mieliśmy uczyć, patrząc na ich twarze sam cofnąłem się do swoich młodych lat. Wychowywałem się na wsi. Moja rodzina nie była bardzo bogata, nasz dom był bardzo skromny.
Jako dziecko nie spędzałem czasu tak beztrosko jak moi rówieśnicy z większych miast. Mój ojciec prowadził malutki sklepik, matka zajmowała się naszym maleńkim, odziedziczonym po jej rodzicach gospodarstwem. Naszym dobytkiem była w sumie jedna krowa.
Moje młode lata można więc było określić jako trudne. W pewnym momencie nasza sytuacja materialna była tak zła, że zaciągnęliśmy ogromny kredyt na spłatę wszystkich długów. Jednak termin jego spłaty zaczął zbliżać się nieubłaganie, został zaledwie miesiąc a nam brakowało sporej sumy, aby spłacić całość kredytu.
Jako młody chłopiec podejmowałem się więc różnych prac na naszej wsi, aby tę sumę uzbierać. Kiedy podrosłem postanowiłem zgłosić się do armii, aby służyć swojemu krajowi. Kapitan, ani zresztą nikt inny, nie przyjął mnie tam zbyt przyjaźnie.
Ja jednak postanowiłem zacisnąć zęby i zdobyć najwyższy możliwy stopień wojskowy, aby pokazać im wszystkim, na co mnie stać._
(Urszula)
Oczywiście w niektóre z tych miejsc najprędzej dostalibyśmy się samochodem. Toteż Pani Iza zaproponowała nam podwózkę...Ale zabawianie naszego gościa rozmową było już moją rolą.
W pierwszej kolejności Pani Czajkowska zawiozła naszą dwójkę do miejscowości oddalonej o pół godziny drogi, w której znajdowała się baza lotnictwa transportowego.
Wysiedliśmy z auta i…w zasadzie w tej samej chwili zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Kręciliśmy się więc w okolicach owej bazy, na początku w milczeniu. W końcu to ja odważyłam się zagadnąć swojego towarzysza
— A Pan to w zasadzie od jak dawna jest żołnierzem rezerwy? Długo?
Zdziwiłam się bardzo, kiedy starszy mężczyzna odpowiedział mi… w moim języku, co prawda była to polszczyzna z lekka łamana obcym akcentem...Ale była.
— Od dosyć dawna, dokładniej od 1991 roku, jak się nie mylę… W mojej ojczyźnie nie ma czegoś takiego jak obowiązkowa służba wojskowa, do wojska zgłosiłem się sam, w wieku 18 lat...Rok tam wytrzymałem.
Zastanawiałam się, skąd wojskowy zna nasz język, jednak postanowiłam na razie nie pytać go o to, pozwoliłam jednak sobie skwitować jego długi staż jako żołnierz w rezerwie słowami
— Cóż...To i tak nieźle.
— A z twojej klasy kto po szkole planuje iść do wojska? — spytał zaciekawiony wojskowy. Ja odpowiedziałam nieco niepewnie
— Z tego, co wiem, to kilkanaście osób.
— A zawodowo, czy na ochotnika? — dopytywał mnie nowy znajomy.
— Część na pewno zawodowo a część na ochotnika, czyli pewnie trafią do odpowiednika dawnego NSR, które obecnie funkcjonuje jakoś tam inaczej, choć sama dokładnie nie wiem, jak… — odparłam.
— Przepraszam...Do czego? — spytał mocno skonfundowany mężczyzna.
— Ach, Narodowe Siły Rezerwowe...Chociaż w polskim żargonie wojskowym funkcjonują też inne nazwy, nieco mniej zgrabne że tak to ładnie nazwę. — odpowiedziałam rozbawiona.
— Jakie na przykład? — dopytał zaciekawiony znowu.
— Chociażby niektórzy rozwijają skrót NSR jako „Nędza, Stypa, Rozpacz”. — powiedziałam krótko.
—Ach...To raczej nie budzi bardzo pozytywnych skojarzeń… Przynajmniej u mnie. — szeregowy przewrócił oczami.
— No nie budzi. I w sumie...Nie zdziwię się, jeśli ci, którzy pójdą do wojska na ochotnika większość służby to w ancelu przesiedzą.
— Ehm..W czym?
— Och, przepraszam, w żargonie wojskowym w naszym kraju tak się mówi na areszt wojskowy… a Pan miał kiedyś styczność z taką karą?
— To trzeba było tak od razu. Co prawda do typowego zakładu karnego mnie nie zamykali...Ale w koszarach na całe dnie już tak.
— Często?
— Eh...No czasami.
Przysłuchiwałam się słowom swojego rozmówcy ze szczerym zaciekawieniem. Po chwili znowu odważyłam się zadać pytanie
— A… Tak zawodowo to czym się pan zajmuje? Tak na co dzień w sensie…
— Jak Ci powiem, to pewnie i tak nie uwierzysz… — stwierdził mój rozmówca, jakby nieco...rozbawiony?
— Jejku, proszę. Niech pan powie.‒ powiedziałam to z tak wielkim entuzjazmem w głosie, że mężczyzna ugiął się w końcu i powiedział
— Tak na co dzień to jestem leśniczym…
— Cóż...To jest chyba dość ciekawe połączenie, co?
Przytaknął. Ja nabrałam jakby nieco więcej pewności i znowu zapytałam
— A często Pan wyjeżdża w sprawach związanych z wojskiem jako żołnierz rezerwy?
— Nie. Rzadko raczej.
— A prywatnie? Często pan wyjeżdża na jakieś zagraniczne wojaże?
— Prywatnie trochę częściej.‒ odpowiedział mi znowu, wzruszając ramionami. Ja jednak nie ustawałam w pytaniach, dlatego też zapytałam
— A u nas w kraju jest pan pierwszy raz?
— Nie… Za młodu się tu trochę bywało. I później zresztą też. Lubię wracać do waszego kraju.
Cóż… W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że nasz gość jest wyjątkowo małomówny. Po chwili jednak to właśnie mężczyzna, z własnej woli, zadał mi pytanie
— A Panienka to dobrowolnie klasę wojskową wybrała?
— Tak, w sumie to tak. Janczarką, bo w polskim żargonie wojskowym uczniów liceów wojskowych określa się właśnie janczarami, zostałam dobrowolnie. A co? Takie to dziwne? — zagadnęłam znowu towarzysza rozmowy, zdziwiona pytaniem.
— Szczerze? Trochę.‒ mężczyzna wzruszył tylko ramionami z lekka beznamiętnie. Ja jednak po usłyszeniu tych słów zaciekawiłam się trochę i zaczęłam drążyć temat
— Dlaczego niby?
— Wiesz, co? Jakoś jak na ciebie patrzę to nie widzę w tobie za dużo cech typowo kojarzonych z wojskiem…
Zastanawiałam się, co mój rozmówca miał przez to na myśli. Nie miałam jednak dużo czasu na namysł, bowiem już po chwili on powiedział do mnie
— A macie wy tu może coś ciekawszego niż te obiekty wojskowe? Rozerwałbym się…
Te słowa wywołały we mnie jeszcze większe zdziwienie niż każde poprzednie… Po chwili zapytałam nieco niepewnie
— Co by Pan chciał zrobić? Rozerwać się?
— No, tak. Tak właśnie powiedziałem… Czy coś w tym dziwnego?
— Szczerze? Tak. Wojskowi, nawet nie to że zawodowi tylko wojskowi w ogóle….Raczej nie kojarzą mi się z osobami, dla których rozrywka to coś ważnego… Poza tym żadne miejsce, w którym można by się rozerwać nie znajduje się w moim planie zwiedzania…
Mężczyzna zaśmiał się tylko aby po chwili powiedzieć
— No fajnie...Ale ja nie biorę pod uwagę żadnych „planów”, oficjalności ani pompatyczności, bo ich nie lubię. Za to o wiele bardziej lubię spontaniczność.
Coś mi się zdawało, że mój obecny towarzysz podróży zdziwi mnie jeszcze nie raz i nie dwa… Wojskowy, który lubił spontaniczność...No kto to widział? Z jednej strony więc byłam dość mocno skonfundowana, z drugiej zaś może nawet trochę… zadowolona?
Po chwili namysłu nad tym, gdzie mogę zabrać szanownego gościa zaproponowałam więc
— No dobra...Jest w naszym mieście parę miejsc, gdzie mógłby się Pan rozerwać…
— Ale zgaduję, że widok faceta w mundurze wojskowym i to jeszcze „obcym” raczej nie będzie mile widziany, co?
— Cóż...nie tyle może „niemile widziany” co trochę pewnie szokujący…
— No to w takim razie najpierw musimy wrócić do waszej szkoły. Zostawiłem tam rzeczy a przecież muszę się w coś przebrać, nie?
Przytaknęłam tylko. Problem był jeden. Pani Izy nie mogłam przecież poinformować, że wracamy, a tym bardziej że idziemy się rozerwać, bo tego w jej planie nie było...Nie mieliśmy więc auta, zostawała nam więc tylko droga powrotna piechotką.
Problem był w tym, że z naszego aktualnego miejsca pobytu do mojej szkoły droga powrotna na piechotę będzie trwać nieco ponad pięć godzin. Oczywiście przedstawiłam wszystkie „za i przeciw” swojemu towarzyszowi podróży. On jednak skwitował to krótko
— No to na co jeszcze czekamy? Idziemy, bo jak się będziemy tak guzdrać to przed zmrokiem nie zdążymy!
Nie miałam więc wyjścia. Ruszyliśmy spod bazy lotnictwa z powrotem do naszego miasta, a konkretnie do naszej szkoły. Wybijała właśnie godzina dziesiąta.
Oznaczało to, że przede mną i przed moim nowym „znajomym” było nieco ponad pięć godzin marszu we dwójkę. Miałam nadzieję, że umilimy sobie ten czas chociaż jakąś krótką, niezobowiązującą pogawędką. No i na szczęście nie myliłam się, bo już po kilku krokach mój towarzysz z uprzejmym uśmiechem zagadał mnie
— Właściwie to my się znamy już kilka dobrych godzin, wy nasze imiona poznaliście, ale wy sami zostaliście nam przedstawieni jako klasa, że tak powiem ogół...Toteż dalej nie wiem, jak Panienka właściwie ma na imię…
— Jestem Urszula...Ale generalnie nie mam nic przeciwko mówieniu do mnie po prostu Ula.
— O...Czy więc ja również mogę się w taki sposób do ciebie zwracać? — zapytał mnie mężczyzna. Skinęłam przyjaźnie głową. Po chwili dżentelmen znów odezwał się do mnie mówiąc
— Wiesz, co? W zasadzie to ty też nie musisz się do mnie zwracać na „Pan”…Mów mi po prostu na „Ty”.
Po raz kolejny w tym dniu na mojej twarzy malowało się wielkie zdziwienie po usłyszeniu słów, które wypowiadał do mnie towarzyszący mi wojskowy. Z niedowierzaniem zapytałam więc
— Serio?
— Serio, czemu nie?
— No...Dobra. Zgoda.
Było to co najmniej bardzo dziwne zachowanie, jak na wojskowego, takie spoufalanie się z dziewczyną, którą znał zaledwie parę godzin...Ale z drugiej strony było to miłe.
Kto wie, może nawet przez te kilka wspólnych tygodni uda mi się zyskać nowego, dość niespodziewanego, przyjaciela?
Kontynuowaliśmy więc naszą drogę powrotną do szkoły, dalej gawędząc. Po chwili znowu mężczyzna zagadnął mnie
— Całkiem ładna dziś pogoda, co nie?
— Hm? A… Tak, owszem. Nie najgorsza.‒ odpowiedziałam zdawkowo, bo pogoda rzeczywiście była całkiem do rzeczy.
Było dosyć ciepło, pewnie coś około osiemnastu stopni Celsjusza acz ręki nie dałabym sobie za to uciąć; świeciło piękne słońce, na niebie nie było ani jednej chmurki. Trawa w niektórych miejscach i co niektóre liście na drzewach były jeszcze zielone, reszta zaś układała się z wolna w piękny, złoty dywanik okalający świat wokoło, wiał lekki, ciepły, przyjemny wiatr. Była to chyba najpiękniejsza odsłona tej pory roku u nas w kraju, po prostu złota, polska jesień.
Po chwili jednak zapytałam z nieco większym zaintrygowaniem
— A w Twojej ojczyźnie o tej porze roku to jaka jest pogoda?
— Podobnie, może nieznacznie cieplej ale to też zależy od części kraju, do której się wybierasz, na północy zawsze zimniej jest.
Przytaknęłam tylko żywo. Szliśmy dalej równym rytmem kilka kilometrów, nagle jednak mój towarzysz zatrzymał się, pochylił nad czymś i rzekł, jakby sam do siebie
— O, jakie mamy szczęście.
— My? Szczęście? Czemu niby?
— Znaleźliśmy Chabra bławatka. Te kwiaty kwitną tutaj z tego co wiem tylko od lipca do sierpnia...My mamy wrzesień. A chabry symbolizują podobno wierność i dobroć.
Zdziwiło mnie to, że mój nowy znajomy aż tyle wie o roślinach, znaczy nie tyle o roślinach w ogóle bo wiadomo, leśniczy...Ale że aż tyle o roślinach w obcym kraju…
Przez jeszcze jakiś kawałek drogi napotykaliśmy się na różne rośliny, o których ja nie wiedziałam nic, za to on co i raz zaskakiwał mnie wiedzą. Po chwili mój kompan zapytał mnie zaciekawiony
— A powiedz mi...Dobrze słyszałem, że tutaj niedaleko jakieś jezioro jest?
— A tak, jest, jest. Bardzo popularne zarówno wśród miejscowych jak i turystów.‒ odpowiedziałam, nie przerywając marszu, po chwili dodałam — Ale aktualnie nie ma warunków na kąpiel, raczej późną wiosną albo latem jak się cieplej zrobi…
— A byłabyś chętna?
Ja natychmiast po usłyszeniu tychże słów zaczęłam przecząco potrząsać głową i odrzekłam
— Nie, nie… Ja dziękuje. Takie rozrywki to nie dla mnie raczej…
Mężczyzna zdziwił się bardzo, widząc moją minę. Po chwili spytał
— Dlaczego? Skoro woda w jeziorze latem jest ciepła i nadaje się do pływania to czemu w nim nie pływasz?
Ja o dziwo nie wahałam się ani chwili, mimo tego iż rozmawiałam z mężczyzną, którego poznałam zaledwie kilka godzin wcześniej. Od razu powiedziałam do swojego rozmówcy
— Ja...Nie chcę w nim pływać, bo...Nie umiem. W sensie… umiem pływać na basenie, ale nie na takiej otwartej wodzie, to wzbudza we mnie lekki strach…
Mój nowy przyjaciel spojrzał na mnie z jakimś zaciekawieniem, ale jednocześnie… taką jakąś wyrozumiałością w oczach… Po chwili przyjaciel powiedział do mnie
— Eh, rozumiem, że się boisz. Ale wiesz, co? Myślę, że nie masz powodów, pływanie na otwartej wodzie nie jest takie trudne. Jeśli chcesz to Cię nauczę.
— Serio?
Przytaknął tylko. Zgodziłam się, choć ta cała nauka miała nastąpić nie od razu, lecz właśnie kiedy nadejdą cieplejsze dni. Szliśmy dalej, choć podróż trwała tak długo to nam się jakoś wcale nie dłużyła.
Udało nam się znaleźć wspólny język. W końcu udało nam się dojść pod budynek szkoły. Po chwili, cała jeszcze zdyszana z racji przebytego dystansu, zapytałam nowego znajomego
— No dobra… A myślisz, że uda nam się wejść tam niezauważenie?
Mój kompan przewrócił tylko niechętnie oczami i odparł
— A, nie ma szans. Znaczy twoi nauczyciele pewnie na nasz powrót nie zwrócą aż tak wielkiej uwagi, ale Generał Joyce pewnie zauważy… I pewnie nie omieszka mnie za to zrugać. I raczej tylko mnie, bo Ciebie to raczej nie skrzyczy...Jeszcze.
— Aż taka z niego brzytwa? — spytałam zaciekawiona, jednak mój nowy, niespodziewany przyjaciel spojrzał na mnie skonsternowanym wzrokiem toteż ponownie musiałam wytłumaczyć
— Brzytwa w polskim żargonie wojskowym to wymagający przełożony.
— Eh...Gdybyś nie mówiła szyframi to naprawdę było by prościej, ale w sumie masz rację, generał to naprawdę brzytwa…
— I w dodatku pewnie choinka, co? W sensie, że medalami obwieszony.
— Pffff...No a jak. Od stóp do głów. Ale lepiej przyspieszmy kroku, bo nas serio mocno skrzyczy. — stwierdził szeregowy. Po chwili ja wróciłam do poprzedniego wątku pojętego przez mężczyznę i spytałam
— A dlaczego uważasz, że mnie „Jeszcze” nie skrzyczy?
— Bo jeszcze cię dobrze nie zna...Mnie zna już aż zbyt dobrze…
— A...Czyli lepiej, żeby i mnie bliżej nie poznał?
— Pfff...Jeśli masz charakter podobny do mojego… A już widzę, że masz to wystrzegaj się tego, co by generał Joyce dowiedział się o tobie czegokolwiek więcej ponad to, co już wie...Bo jak dowie się więcej, to masz na mur beton, że będzie na ciebie krzyczał. Zresztą jak nawrzeszczy na mnie to sama się przekonasz.
No i tak też właśnie się stało. Szanowny Pan Generał zauważył to, żeśmy w końcu wrócili...Jednak nie wybuchła jakaś wielka kłótnia. Spojrzał tylko na drugiego mężczyznę, przewrócił oczami po czym wymamrotał tylko szeptem coś w stylu „co tak późno? Powinniście być tu wcześniej… Dla żołnierza punktualność to jedna z najważniejszych cech”.
Mój nowy znajomy jednak puścił te słowa mimo uszu, szczerze mówiąc nawet specjalnie się z tym nie krył. Panu Generałowi jakoś specjalnie się to nie spodobało...Coś wyczuwałam, że z racji na to iż były to dwa odmienne charaktery to mieliśmy w szkole niemalże tykającą bombę, która gotowa była w każdej chwili wybuchnąć. Jeszcze tego samego dnia zostaliśmy zaproszeni na luźną pogadankę z udziałem naszych gości...To znaczy to miała być nasza pierwsza lekcja z nimi, ale że już było po godzinach lekcyjnych to wyszło jak wyszło.
O dziwo jednak nie była to lekcja językowa a lekcja historii. Prowadzona...przez generała.
— Dobra, kadeci. Teraz porozmawiamy o D-Day, czyli o lądowaniu sił alianckich między innymi na plaży Omaha.
Ja i szeregowy przetarliśmy oczy i pokręciliśmy głowami ze znudzenia. Generał jednak mówił dalej
— To wyjątkowe wydarzenie w historii wojny.
W tym właśnie momencie na ekranie, który był za Generałem, pojawiło się zdjęcie plaży Normandzkiej z 1944 roku.
Generał powiedział
— Plaża Omaha była miejscem lądowania wojsk alianckich podczas D-Day.
Myśmy na te słowa tylko wywrócili oczami. Generał mówił dalej
— Siły alianckie składały się z żołnierzy z różnych armii. Po kolejnej naszej znudzonej reakcji generał zwrócił się do szeregowego
— Wiesz ty coś na ten temat, szeregowy?
— Pozwolę sobie odpowiedzieć na to pytanie, Panie Generale. Siły Alianckie składały się z żołnierzy z armii takich jak armia USA, armia Wielkiej Brytanii, armia Polski i innych.
— Takich bystrzaków, jak ty, szeregowy, możemy potrzebować na polu walki. Mam nadzieję, że w razie potrzeby będziesz też tak bystry na polu walki, w strzelaniu do nieprzyjaciela. — mówiąc te słowa generał uśmiechnął się w sposób bardzo ironiczny.
— Panie Generale, ja również sądzę, że jest pan naprawdę mądrym człowiekiem! — Szeregowy mówił to z ledwo wyczuwalną, ale jednak konkretną ironią, jakby to miał być przytyk do generała. Nieco zuchwale podniosłam rękę, kiedy oboje to zauważyli to powiedziałam
— Czy może powinniśmy wrócić do lekcji, Panie Generale? Czas przecież leci. — powiedziałam to z nieco zuchwałą ironią, to miał być przytyk do generała, który nie umie zbytnio docenić Umiejętności Szeregowego.
— Oczywiście, wracając do D-Day… Tak więc wracając do D-Day, to musielibyśmy powiedzieć, że było ono bardzo ważnym wydarzeniem. Dzięki niemu, aliantom udało się otworzyć drogę na kontynent europejski, co ostatecznie doprowadziło do wygrania II wojny światowej. Lądowanie na plaży Omaha było niewątpliwie kluczowym wydarzeniem w D-Day. Była to bardzo ważna operacja wojskowa, która nie tylko umożliwiła aliantom wejście na kontynent europejski, ale też umożliwiła im dalsze natarcie przez Francję, aż do berlińskich bram. Szeregowy znowu przewrócił oczami. Generał po chwili spytał, chyba już porządnie zdenerwowany
— Czy szanowny szeregowy ma coś do dodania?
— Nie… Absolutnie nic, Panie Generale… — stwierdził szeregowy, jednak z dość znaczącą miną. Generał kontynuował więc swoją pogadankę, która trwała jeszcze prawie dwie godziny. W trakcie tych dwóch godzin generał i szeregowy jeszcze wielokrotnie darli koty… I podejrzewałam, że teraz właśnie tak będzie wyglądać praktycznie każdy dzień w tej szkole. To nie była wybitnie pocieszająca wizja.POWIDZ — wieś (dawniej miasto) w Polsce, położona w powiecie słupeckim, w województwie wielkopolskim, siedziba gminy Powidz. Powidz uzyskał lokację miejską w 1243 roku, zdegradowany w 1934 roku. Miasto królewskie należące do starostwa powidzkiego, w drugiej połowie XVI wieku leżało w powiecie gnieźnieńskim województwa kaliskiego.
33 POWIDZKA BAZA LOTNICTWA TRANSPORTOWEGO IM. PŁK. PIL. WIKTORA PNIEWSKIEGO (33 BLTr) Jednostka Wojskowa 3293 — jednostka lotnicza szczebla taktycznego Sił Powietrznych. Wojskowa baza lotnicza w Powidzu w powiecie słupeckim (w odległości 35 km na południowy wschód od Gniezna oraz 35 km na północny zachód od Konina). Baza funkcjonuje w strukturach Sił Powietrznych i wchodzi w skład 3 Skrzydła Lotnictwa Transportowego z dowództwem w Powidzu.
NARODOWE SIŁY REZERWOWE (NSR) — zniesiona obywatelska ochotnicza służba wojskowa powstała w Polsce w drugiej połowie 2010 roku na mocy zmian w ustawie o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej (Dz. U. z 2021 r. poz. 372). W 2018 roku liczyły około 12 tysięcy żołnierzy. Narodowe Siły Rezerwowe nie były osobnym rodzajem Sił Zbrojnych RP, lecz miały na celu zapewnienie kadr dla uzupełnienia etatów w każdym z pięciu rodzajów Sił Zbrojnych RP.
Jezioro Powidzkie — jezioro polodowcowe typu rynnowego w woj. wielkopolskim, w powiecie słupeckim, w gminie Powidz (oraz częściowo w gminie Ostrowite), leżące na terenie Pojezierza Gnieźnieńskiego. Jest największym jeziorem województwa wielkopolskiego i najczystszym jeziorem w Polsce. Jezioro Powidzkie jest źródłem rzeki Meszny, wypływającej z jeziora pomiędzy Giewartowem a Kochowem.
„OMAHA” — kryptonim jednego z pięciu odcinków lądowania aliantów w Normandii 6 czerwca 1944. Był to jeden z dwóch odcinków przydzielonych Amerykanom. Odcinki dzieliły się na sektory, z których niektóre były podzielone dodatkowo na podsektory nazywane plażami i oznaczone nazwami kolorów. „Omaha” dzieliła się, patrząc od zachodu, na: Able, Baker, Charlie, Dog (Green, White, Red), Easy (Green, Red), Fox (Green, Red) i George. Odcinek „Omaha” położony jest w Normandii w północnej Francji i rozciąga się na 31,6 km, pomiędzy Isigny-sur-Mer nad rzeką Vire na zachodzie, a Port-en Bessin na wschodzie. Okazała się najtrudniejszą do zdobycia. W akcji brała udział amerykańska 29 Dywizja Piechoty pod dowództwem gen. Charlesa Gerhardta, wspomagana przez 8 kompanii Rangerów, oraz doświadczona w działaniach desantowych 1 Dywizja Piechoty, dowodzona przez gen. Clarence’a Huebnera. 29 Dywizja nacierała w zachodniej części odcinka, a 1 Dywizja we wschodniej.
Operacja została przeprowadzona we wtorek 6 czerwca 1944 pod dowództwem generała Dwighta Eisenhowera, a trzon sił inwazyjnych stanowiły wojska amerykańskie, brytyjskie i kanadyjskie. Jednostki polskich wojsk lądowych nie uczestniczyły w lądowaniu w Normandii. Brały udział: Polskie Siły Powietrzne, Polska Marynarka Wojenna i Polska Marynarka Handlowa.TRZEJ MUSZKIETEROWIE (fr. _Les Trois Mousquetaires_) — pierwsza część trylogii o czterech muszkieterach gwardii — Atosie, Portosie, Aramisie i d’Artagnanie. Kolejne części to W dwadzieścia lat później oraz Wicehrabia de Bragelonne. Akcja jest osadzona w pierwszej połowie XVII wieku we Francji i Anglii. Jest jedną z najsłynniejszych powieści Aleksandra Dumasa oraz powieści płaszcza i szpady. Została wielokrotnie zekranizowana i przetłumaczona na wiele języków. Utwór został pierwszy raz wydany w formie powieści w odcinkach w dzienniku _Le Siècle_ w miesiącach marzec — lipiec 1844, a następnie w formie książkowej w tym samym roku przez wydawnictwo Baudry.
ALEXANDRE DUMAS, ur. jako DUMAS DAVY DE LA PAILLETERIE (ur. 24 lipca 1802 w Villers-Cotterêts, zm. 5 grudnia 1870 w Dieppe) — francuski pisarz i dramaturg, autor _Hrabiego Monte Christo_ i _Trzech muszkieterów._ Jego ojcem był generał Thomas Alexandre Dumas (1762–1806). Od szesnastego roku życia pracował jako kancelista. W 1829 roku odniósł znaczący sukces dramatem historycznym _Henryk III i jego dwór_. W następnych latach święcił tryumfy na scenie dzięki takim utworom jak: _Antony_ (1831), _Wieża Nesle_ (1832), _Kean_ (1836) czy _Panna z Belle-Isle_ (1839). Największą sławę przyniosły mu napisane w latach 40. powieści historyczne i przygodowe: _Hrabia Monte Christo_ (1845), cykl o muszkieterach: _Trzej muszkieterowie_ (1844), _Dwadzieścia lat później_ (1845), _Wicehrabia de Bragelonne_ (1848). Dużą popularność zdobyły również: cykl o Walezjuszach: _Królowa Margot_ (1845), _Pani de Monsoreau_ (1846) i _Czterdziestu pięciu_ (1847–1848) oraz cykl _Pamiętniki lekarza_: _Józef Balsamo_ (1847–1848), _Naszyjnik królowej_ (1849–1850), _Anioł Pitou_ (1851), _Hrabina de Charny_ (1852–1855) I _Kawaler de Maison-Rouge_ (1845–1846). Pozostawił po sobie ponad dwieście utworów. Jego wszystkie powieści miłosne (_omnes fabulae amatoriae_) zostały umieszczone w index librorum prohibitorum dekretem z 1863 roku.
D’ARTAGNAN — główny bohater cyklu powieści Alexandre’a Dumasa-ojca: _Trzej muszkieterowie_, _W dwadzieścia lat później_, _Wicehrabia de Bragelonne_. Występuje również w powieści _D’Artagnan_ autorstwa Henry’ego Bedforda-Jonesa. Muszkieter króla Ludwika XIII i Ludwika XIV. Przyjaciel Atosa, Portosa i Aramisa. Pierwowzorem tej postaci był gaskoński szlachcic Charles de Batz-Castelmore d’Artagnan.
CHARLES DE BATZ-CASTELMORE, COMTE D’ARTAGNAN, seigneur D`ARTAGNAN (ur. 1611 w Lupiac, zm. 1673 w Maastricht) — szlachcic gaskoński, służył Ludwikowi XIV jako kapitan muszkieterów, później generał. Zginął podczas oblężenia Maastricht w trakcie wojny francusko-holenderskiej. Stał się pierwowzorem d’Artagnana, jednego z bohaterów cyklu Alexandre Dumasa o trzech muszkieterach: _Trzej muszkieterowie_, _W dwadzieścia lat później_, _Wicehrabia de Bragelonne_. Rodzina d’Artagnana wywodziła się z Gaskonii. Matką d’Artagnana była szlachcianka Françoise de Montesquiou. D’Artagnan, którego prawdziwe nazwisko to Charles Ogier de Batz, był jednym z siedmiorga dzieci. W wieku 17 lat opuścił dom rodzinny, udając się do Paryża. Z rąk Ludwika XIV otrzymał tytuł marszałka polnego. Po śmierci stanowił źródło inspiracji dla pisarzy i poetów, m.in. G. de Sandras wydał w 1700 apokryficzne _Mémoires de M. d’Artagnan_.
ATOS, właściwie _Olivier hrabia de la Fère_ (ur. ok. 1595, zm. 1661) — jeden z bohaterów cyklu powieści Alexandre’a Dumasa-ojca: _Trzej muszkieterowie_, _W dwadzieścia lat później_, _Wicehrabia de Bragelonne_. Występuje również w powieści _D’Artagnan_ autora Henry’ego Bedforda-Jonesa. Postać zainspirowana była m.in. Armandem de Sillègue d’Athos d’Autevielle, ur. ok. 1615, zm. 21 grudnia 1643 r. w Paryżu.
PORTOS — jeden z bohaterów cyklu powieści Alexandre’a Dumasa-ojca: _Trzej muszkieterowie_, _W dwadzieścia lat później_, _Wicehrabia de Bragelonne_. Występuje również w powieści _D’Artagnan_ autora Henry’ego Bedford-Jonesa. Właściwie nazywa się Christopher du Vallon, po nabyciu dodatkowych dóbr (wydarzenia z” W d_wadzieścia lat później”_) do nazwiska dochodzą dalsze człony: de Bracieux de Pierrefonds (imię Portosa ujawnione zostaje przez Aramisa ściskającego przyjaciół po ucieczce z niewoli Mazariniego). Pierwowzorem tej postaci był protestant Isaac de Portau.
ARAMIS — jeden z bohaterów cyklu powieści Alexandre’a Dumasa-ojca: _Trzej muszkieterowie_, _W dwadzieścia lat później_, _Wicehrabia de Bragelonne_. Występuje również w powieści _D’Artagnan_ autora Henry’ego Bedford-Jonesa. Właściwie nazywa się kawaler Rene d’Herblay, później opat d’Herblay (_Dwadzieścia lat później_), później biskup d’Herblay (_Wicehrabia de Bragelonne_). Postać wzorowana na księdzu HENRI D’ARAMITZ.
PARK CYTADELA — największy park Poznania o powierzchni ok. 100 ha, zbudowany w latach 1963–1970 na terenie dawnego Fortu Winiary. Nadano mu nazwę: _Park-Pomnik Braterstwa Broni i Przyjaźni Polsko-Radzieckiej_. W 1992 roku zmieniono nazwę na _Park Cytadela_. W 2008 uznany został przez prezydenta RP, w ramach historycznego zespołu miasta Poznania, jako pomnik historii.
SPARING (ang. _sparring_) — walka treningowa lub kontrolna w celu sprawdzenia formy zawodnika. Można również użyć tego określenia do nazwania spotkania towarzyskiego dwóch drużyn, mającego charakter szkoleniowy. Skuteczność walki treningowej zależy od celu. Jako cele przyjmuje się: rozwój umiejętności zawodnika, kontrola umiejętności oraz analiza skuteczności opanowanej techniki lub strategii walki. Choć walka treningowa zaspokaja w pewnym stopniu potrzebę rywalizacji, nie przyjmuje się za cel jedynie zaspokojenie prymitywnych potrzeb. Walka treningowa uczy na zasadzie odruchów. Walka treningowa wymaga uwzględnienia poziomu i rodzaju motywacji zawodnika. Bez uwzględnienia tych czynników, walka treningowa może zniechęcić zawodnika. Sporty walki należą do dyscyplin kontaktowych. Choć walka treningowa zwykle nie jest punktowana, ustawiczne porażki, odczuwanie bólu i narażenie na kontuzję osłabiają motywację zawodnika. Walka treningowa zarówno uwzględnia, jak i kształtuje motywację. W początkowej fazie treningu, ćwiczący nie ma wyrobionego automatyzmu technik i ma kłopoty z wieloma czynnikami zakłócającymi, co oznacza, że walka treningowa w tej fazie może zakłócać postępy. Podejście tradycyjne do treningu walki tkwi w celu, jaki ma przed sobą tradycyjny trening, oraz w koncepcji walki w tych stylach. Tradycyjny trening sztuki walki opiera się przede wszystkim na szybkiej i właściwej reakcji na atak i właściwej pracy ciała.ZESPÓŁ STRESU POURAZOWEGO, ZABURZENIE STRESOWE POURAZOWE, PTSD (od ang. post-traumatic stress disorder) — zaburzenie psychiczne będące formą reakcji na skrajnie stresujące wydarzenie (traumę), które przekracza zdolności danej osoby do radzenia sobie i adaptacji. Pośród tego rodzaju wydarzeń wymienia się działania wojenne, katastrofy, kataklizmy żywiołowe, wypadki komunikacyjne, bycie ofiarą napaści, gwałtu, molestowania, uprowadzenia, tortur, uwięzienia w obozie koncentracyjnym, ciężkie, trudne doświadczenie po zażyciu substancji psychoaktywnej, otrzymanie diagnozy zagrażającej życiu choroby itp. Typowymi objawami PTSD są: napięcie lękowe, uczucie wyczerpania, poczucie bezradności, doświadczanie nawracających, gwałtownych mimowolnych wspomnień traumatycznego wydarzenia, flashbacków, halucynacji lub koszmarów sennych o tematyce związanej z doznaną traumą oraz unikanie sytuacji kojarzących się z doznaną traumą (np. doznawszy traumatyzującego wypadku samochodowego osoba z PTSD odczuwa silny lęk przed środkami transportu lub prowadzeniem samochodu i unika tego). Nierzadko początek zaburzenia występuje po okresie latencji, który może trwać od kilku tygodni do kilku miesięcy. Przebieg PTSD ma charakter zmienny, ale w większości przypadków można oczekiwać ustąpienia objawów. U niektórych osób objawy PTSD mogą utrzymywać się przez wiele lat i przejść w trwałą zmianę osobowości (według klasyfikacji ICD-10 kodowaną jako F62.0 _Trwała zmiana osobowości po katastrofach — po przeżyciu sytuacji ekstremalnej_).JAMES BOND, także AGENT 007 — postać fikcyjna, szpieg brytyjskiej Secret Intelligence Service (MI6), bohater szeregu powieści Iana Fleminga, protagonista w wielu powieściach i opowiadaniach autorstwa Iana Fleminga. Po śmierci pierwotnego autora dalsze przygody agenta 007 opisywali Kingsley Amis, John Gardner, Raymond Benson, Sebastian Faulks, Jeffery Deaver, William Boyd i Anthony Horowitz. W 2012 roku James Bond w specjalnie przygotowanym filmie eskortował królową Elżbietę II na Stadion Olimpijski w Londynie z jej pałacu w celu otwarcia XXX Letnich Igrzysk Olimpijskich 2012. Królowa po raz pierwszy w historii zgodziła się zagrać samą siebie w filmie. Rolę Jamesa Bonda zagrał Daniel Craig. James Bond najbardziej znany jest z serii filmów. Do 2021 roku powstało 25 oficjalnych (wytwórni EON Productions) i 3 niezależne filmy.