- promocja
- W empik go
Macierewicz i jego tajemnice - ebook
Macierewicz i jego tajemnice - ebook
“Macierewicz i jego tajemnice” (publikacja w formacie elektronicznym) zawiera fakty na temat niepokojących koneksji byłego ministra obrony Antoniego Macierewicza.
Jej główną treścią jest dokładny i udokumentowany opis licznych powiązań ministra z wybitnym gangsterem-finansistą Siemionem Mogilewiczem. Mogilewicz od dziesięcioleci współpracuje z sowieckim/rosyjskim wywiadem wojskowym GRU. Jak również z samym Władimirem Putinem.
Tomasz Piątek prowadzi śledztwo dziennikarskie w sprawie Antoniego Macierewicza od półtora roku. Niektóre ze swoich ustaleń publikował już na łamach „Wyborczej”. W książce “Macierewicz i jego tajemnice” ujawnia nowe, dotąd nieznane okoliczności.
“Macierewicz i jego tajemnice” to efekt 18 miesięcy śledztwa (ok. 1000 godzin spędzonych w internecie, ok. 50 godzin w archiwach sądowych i Bibliotece Narodowej, ok. 40 godzin rozmów z informatorami). Zawiera kilkaset odniesień do źródeł, jak również 5 map szczegółowo ukazujących sieć powiązań między Macierewiczem, a Mogilewiczem i Kremlem.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-948331-1-4 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NAJPOTĘŻNIEJSZA MAFIA ROSJI
Zajmijmy się teraz mafią sołncewską. Bo od niej tropy wiodą prosto do Polski.
Mafia sołncewska przez lata była uważana za największą i najpotężniejszą organizację przestępczą w Rosji. Niektórzy dodają: „i na świecie”. Co pewnie byłoby prawdą, gdyby za część „Sołncewa” uznać też organizację Mogilewicza.
Moi informatorzy twierdzą jednak, że Mogilewicz wyrósł wysoko ponad mafię sołncewską, choć nadal utrzymuje z nią ścisłe stosunki.
Dziś jest o tej mafii ciszej niż kiedyś. Być może dlatego, że jest już bardziej kojarzona z deputowanymi i oligarchami niż z napadami, strzelaninami i wymuszaniem haraczu. Stała się bardziej mafią niż gangiem, którym była na początku. A zatem w jej wypadku, tak jak w wypadku GRU, cisza nie musi być oznaką słabości. Wręcz przeciwnie: może być świadectwem siły i sprytu.
Amerykańska telewizja PBS podaje, że „Sołncewo” zostało założone w latach 80. przez Wiaczesława Iwankowa²⁵⁴. Inne źródła twierdzą zgodnie, że mafię sołncewską stworzył jej główny szef, Siergiej Michajłow.
W latach 80. Michajłow rekrutował młodych bandziorów z podmoskiewskiej miejscowości Sołncewo i jego okolicy. Ze „złodziejskim prawem” miał ich zapoznawać kaukaski przestępca Dżemal Chaczydze, który współpracował z Michajłowem. Świeżo pasowani na „prawdziwych przestępców” chuligani zaczęli dokonywać pierwszych skoków.
Rabowali nie tylko pieniądze, lecz także coś cenniejszego.
Przypomnijmy, jak wyglądała sowiecka gospodarka. Komunistyczny przemysł i rolnictwo były niewydolne. Komunizm umiał wyprodukować pieniądze – gorzej było z towarami. Obywatele w znacznej większości pracowali i regularnie dostawali wypłaty. Ale nie mieli czego za nie kupić, bo państwowe sklepy świeciły pustkami. Dlatego bandyci polowali na towary, aby je sprzedać na czarnym rynku – za cenę znacznie wyższą niż państwowa.
Siłą chłopców z Sołncewa była bliskość lotniska Wnukowo oraz autostrady prowadzącej na żyzną Ukrainę. Z Ukrainy jechały do Moskwy transporty produktów żywnościowych. Z lotniska – zagraniczne luksusowe dobra dla kremlowskich dygnitarzy.
Od rabunku jednak lepszy jest haracz. Bo owieczki lepiej strzyc i doić, niż jedną po drugiej zarzynać. Sołncewska mafia zaczęła pobierać „rekiet” – czyli mafijny „podatek” – od każdego, kto coś miał i chciał to komuś sprzedać. Sama też coraz mocniej angażowała się w handel. Razem z upadkiem komunizmu przemysł sowiecki się załamał, a równocześnie otwarto granice, uwolniono handel walutami, przelicznik dolara zmienił się na korzystniejszy. Pojawili się pierwsi legalni bogacze, którzy nie wstydzili się kupować drogich zagranicznych rzeczy. Import dóbr do Rosji lawinowo wzrastał. Sprowadzano wszystko, od warzyw po samochody. Z limuzynami włącznie.
„Sołncewo” stawiało wtedy pierwsze kroki w eksporcie. W bardzo lukratywnym eksporcie – chodziło o wywożoną z Rosji broń, materiały rozszczepialne i niewolnice seksualne. Mafia sołncewska zajęła się też międzynarodowym handlem narkotykami. Ale nie mogła przegapić wspaniałego biznesu, jakim był import samochodów. W Rosji hitem z wyższej półki były wtedy kradzione niemieckie auta luksusowe. Rosjanie zdobywali je często za pośrednictwem polskich bandytów, którzy specjalizowali się w kradzieży samochodów w Niemczech.
Najsłynniejsze pod tym względem były gangi z Trójmiasta. Działali w nich m.in. Nikodem „Nikoś” Skotarczak i Wiesław „Szwarceneger” Kokłowski. Tego drugiego miałem okazję poznać bliżej (na krótko zanim został zamordowany w 1997 r.). Byłem tłumaczem sądowym w Mediolanie, obsługiwałem m.in. więzienie San Vittore, gdzie Kokłowski w latach 90. czekał na ekstradycję do Polski. Jak łatwo się domyślić, „Szwarceneger” stanowił typ mięśniaka-kulturysty. Ale był też człowiekiem wybitnie inteligentnym i wszechstronnie uzdolnionym. W areszcie nudził się i bał, więc się zwierzał. Nie wiem, czy do końca szczerze – jednak dzięki tym zwierzeniom wyrobiłem sobie pojęcie o ówczesnych przywódcach trójmiejskich gangów. Byli okrutni, psychopatyczni, socjopatyczni i znacznie sprytniejsi niż np. ich adwokaci.
15 grudnia 2017 r. „Dziennik Gazeta Prawna” pisał, że „Fanchini miał skontaktować ludzi Pruszkowa z Rosjanami. Zaprotegował mu ich król gangsterów Wybrzeża Nikodem Skotarczak, pseud. Nikoś, z którym przerzucał narkotyki na Zachód, a samochody na Wschód”²⁵⁵.
Wynikałoby z tego, że mafia sołncewska miała bliższe stosunki z trójmiejską organizacją „Nikosia” Skotarczaka. Źródła podają jednak, że „Sołncewo” za swego partnera w Polsce wybrało ostatecznie gang pruszkowski, który miał maczać palce w zamordowaniu „Nikosia”. A w każdym razie – udział w tej śmierci przypisał „chłopcom z Pruszkowa” słynny gangster Jarosław „Masa” Sokołowski, gdy zeznawał przed sądem²⁵⁶. Według innych źródeł, „Nikosia” zabiło bezpośrednio „Sołncewo”.
Związki sołncewsko-pruszkowskie opisywał m.in. tygodnik „Wprost”, który w 2003 r. opublikował artykuł pt.: „Pruszków pod Moskwą” – drobiazgowo przedstawiający relacje między rosyjskimi i polskimi gangsterami²⁵⁷. Autorami byli Ewa Ornacka i Wojciech Sumliński. Tak, ten sam Sumliński, który 13 lat później pisał o sprawie Luśni, próbując wybielać Macierewicza. Czy stawia to pod znakiem zapytania wiarygodność jego artykułu z 2003 r.? Moim zdaniem nie. To był czas, w którym Sumliński za swoje dziennikarstwo śledcze dostawał nominacje do prestiżowej nagrody miesięcznika „Press” (w 1999 r. i w 2006 r.). Nie snuł wtedy teorii spiskowych – nieraz fantastycznych, zawsze korzystnych dla PiS-u, z którymi kojarzony jest dzisiaj.
W tekście „Wprost” z 2003 r. czytamy: „Najgroźniejszy polski gang jest tylko filią rosyjskiej mafii . Wiosną 1996 r. Leszek Danielak (Wańka) opuszczał areszt w Białołęce . Na Wańkę czekał komitet powitalny złożony z bossów lokalnych gangów, którzy po kolei całowali Danielaka w rękę. Tylko jedna osoba uścisnęła mu dłoń i przyglądała się ceremonii z rozbawieniem. Był to rezydent najgroźniejszej rosyjskiej mafii – «Sołncewa» . Mógł sobie na to pozwolić, bo dla niego Leszek Danielak, członek zarządu «Pruszkowa», a właściwie przywódca tego gangu, był tylko szefem jednego z ogniw europejskiej siatki «Sołncewa». Tę rolę «Pruszków» odgrywa od początku lat 90. W siatce «Sołncewa» «Pruszków» miał wolną rękę w prowadzeniu drobnych i średnich interesów – międzynarodowy handel bronią, narkotykami i kobietami koordynowali ludzie «Sołncewa» w Warszawie. Rocznie wprowadza się w Polsce do obiegu około 9 mld dolarów pochodzących z działalności przestępczej . Prawie 5 mld dolarów z tej sumy stanowią środki prane w naszym kraju przez «Sołncewo» – głównie przez firmy należące do «Pruszkowa».
SIATKA MAFIJNO-SZPIEGOWSKA
W raporcie amerykańskiego Federalnego Biura Śledczego z 1995 r. na temat międzynarodowych grup przestępczych mafię sołncewską uznano za «największą eurazjatycką organizację kryminalną na świecie – pod względem majątku, wpływów, zakresu kontroli finansowej». Grupa liczyła wtedy 7 tys. członków. Zorganizowali ją w 1980 r. Wiaczesław Iwankow, pseudonim Japończyk, wcześniej utytułowany zapaśnik, Siergiej Michajłow, również były zapaśnik, oraz Siemion Mogilewicz. Wedle raportu FBI faktycznymi szefami «Sołncewa» są od końca lat 80. byli wysocy oficerowie rosyjskich służb specjalnych . «Sołncewo» ściśle współpracuje z rosyjskim wywiadem cywilnym i wojskowym. Działa według schematu siatki szpiegowskiej (za granicą reprezentują ją rezydenci, często byli oficerowie wywiadu) i obejmuje ponad 50 krajów świata.
Pięćdziesięcioletni obecnie Siemion Mogilewicz w lutym 1994 r. przebywał w Warszawie. Dowody na to zgromadziło FBI: nagrano dwie rozmowy telefoniczne przeprowadzone przez gangstera właśnie z Warszawy. Łączył się z Wiedniem. Rozmawiał o warunkach współpracy z handlarzami narkotyków reprezentującymi kolumbijskie kartele w Cali i Medellin . Za pośrednictwem moskiewskiego oddziału Bank of New York Mogilewicz wytransferował z Rosji powierzone mu przez oligarchów miliardy dolarów (FBI szacuje, że było to co najmniej 4 mld dolarów, a maksymalnie 22 mld dolarów) .
Do Polski przyjeżdżał także Siergiej Michajłow . Szwajcarska policja ustaliła (m.in. na podstawie wiz w paszporcie), że w latach 1995–1996 Michajłow wielokrotnie przyjeżdżał do Polski. Michajłow przyjeżdżał też do Polski w latach 2001–2003.
SOŁNCEWO & PRUSZKÓW SP. Z O.O.
Według rosyjskiego miesięcznika «Kompromat», specjalizującego się w tropieniu przestępczości zorganizowanej w Rosji, mafia sołncewska w Polsce – inaczej niż w wypadku Węgier czy Litwy – nie tworzyła własnych struktur, lecz podporządkowała sobie najsilniejszy gang. Dla mafii sołncewskiej najważniejsze było to, że «Pruszków» miał swoje bramki na granicach (o określonych godzinach na konkretnych przejściach przepuszczano tiry z kontrabandą bez żadnej kontroli). Przez bramki przemycano głównie spirytus. Mogąc korzystać z bramek, wysłannicy «Sołncewa» zorganizowali przy granicach Polski z Litwą, Białorusią, Ukrainą i Rosją gangi kontrolujące przerzut samochodów kradzionych w Polsce i na Zachodzie. Przestępcy ściągali także haracze od obywateli krajów WNP sprowadzających samochody z zachodniej Europy .
Kilkanaście miesięcy temu, gdy w aresztach znaleźli się bossowie polskiej mafii, wydawało się, że «Pruszków» został rozbity. Okazało się jednak, że największy polski gang wciąż istnieje, bo jest potrzebny mafiosom z «Sołncewa»”.
Wspomniany Jarosław „Masa” Sokołowski odniósł się do tego tekstu „Wprost” w książce: „Masa o pieniądzach polskiej mafii”²⁵⁸.
Na s. 93 „Masa” komentuje artykuł w sposób następujący: „Biedny Wańka, jak on musiał przeżyć tę zniewagę… Najpierw Rosjanin nie pocałował go w rękę, a potem dziennikarze zrobili z niego przydupasa «Sołncewa». Ale ja rozumiem; w czasie, gdy powstawał ten artykuł, dziennikarzom wydawały się różne rzeczy”.
Wcześniej, na s. 92, „Masa” o rosyjskich gangsterach wypowiada się w ten sposób: „Z wieloma były to relacje naprawdę przyjacielskie. Poza tym robiliśmy wspólnie pieniądze, tyle że na zasadzie partnerskiej , ale nigdy nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Pruszków był ekspozyturą rosyjskiej mafii!”.
„Masa” protestuje, a jednak potwierdza najważniejsze informacje „Wprost”. Przyznaje, że „Pruszków” robił pieniądze z „Sołncewem”. Informacja, że odbywało się to „na zasadzie partnerskiej”, może znaczyć tylko tyle, że Rosjanie okazywali Polakom bandycką kurtuazję (czyli nie upokarzali ich zbyt mocno). Między znacznie większym „Sołncewem” a mniejszym „Pruszkowem” nie mogło być prawdziwych relacji partnerskich.
Na s. 94 „Masa” opisuje „przekręty”, które „Pruszków” robił z „Sołncewem”: „Import-eksport . Wagony wyładowane syberyjskim porożem . Do Szwajcarii wysyłaliśmy egzotyczne drewno , australijskie topazy, bardzo poszukiwane kamienie półszlachetne. Rosjanie przywozili nam je w woreczkach do Polski, a my jechaliśmy z nimi do Szwajcarii, do Genewy i Lozanny . Działaliśmy niejako w ich imieniu. Również kiedy przejmowali w Polsce jakieś mienie czy grunty”.
Zwróćmy uwagę na to ostatnie zdanie. O gruntach jeszcze będzie mowa w naszej opowieści.
W tej chwili jednak najważniejsze jest to, że „Masa” potwierdza kolejne doniesienie „Wprost”. Gang pruszkowski w Polsce działał w imieniu sołncewskiej mafii. Ale prowadził dla niej – dokładnie tak, jak pisze „Wprost” – drobne i średnie interesy. Topazy, poroże, drewno…
Jeżeli „Masa” czegoś nie przemilcza, to handlem bronią, żywym towarem i materiałami rozszczepialnymi musiał się w Polsce zajmować ktoś inny. Ktoś bardziej zaufany. Ktoś, kogo z Rosją łączyły mocniejsze więzi.
W latach 90. w areszcie śledczym rok spędził Józef Nadworski. Esbek, który prowadził Luśnię i zajmował się Cieszewskim, a miał liczne i bliskie związki z Markiem Zielińskim, najważniejszym szpiegiem GRU w Polsce.
Zarzuty, jakie postawiono Nadworskiemu, już wymieniałem: przewodzenie zorganizowanej grupie przestępczej – handel bronią, niewolnicami seksualnymi i czerwoną rtęcią.
MINISTER Z PANIENKAMI W BALII
Zdaniem wielu ekspertów – np. Mishy Glenny’ego, autora książki „McMafia: A Journal Through The Global Criminal Underworld” – mafia sołncewska „dorosła” w drugiej połowie lat 90. Wtedy to właśnie stała się mafią z prawdziwego zdarzenia. Zbliżyła się do miliarderów i polityków, bo od przestępczego handlu przeszła do przestępczej bankowości. Jej współpraca z Mogilewiczem – największym na świecie specjalistą od prania brudnych pieniędzy – uczyniła ją atrakcyjną dla rosyjskich oligarchów. Oni pod tym względem zawsze mają duże potrzeby.
Aczkolwiek wchodząc na ten wyższy poziom gry, „Sołncewo” nie zatraciło swej słynnej brutalności. Zaczęło tylko stosować stare rosyjskie przysłowie „Tisze jediesz, dalsze budiesz”. Czyli po polsku: ciszej jedziesz, dalej zajedziesz. Sołncewscy bandyci już wcześniej zrozumieli, że haracz jest lepszy niż napad. W drugiej połowie lat 90. uznali, że szantaż jest lepszy niż zamach.
Jak wyglądała bankowość tej mafii? I jej polityka?
W roku 1997 media w Rosji i na świecie opisywały tzw. aferę MontażSpecBanku. Gazeta „Kommiersant” zaliczyła ją do największych rosyjskich skandali bankowych lat 1991–2000. I streściła w ten sposób: „17 kwietnia 1997 r. oficerowie ministerstwa spraw wewnętrznych aresztowali w Moskwie przewodniczącego i szefa zarządu MontażSpecBanku, Arkadija Angielewicza. Został on oskarżony o przywłaszczenie 7 mln dolarów należących do Banku Jedinstwo, który upadł. Bank Jedinstwo był prowadzony przez Dmitrija Burejczenkę, który zniknął w 1995 r., pozostawiając długi wobec klientów banku wynoszące ponad 200 mln dolarów. Angielewicza oskarżono o działanie w zmowie z Burejczenką”²⁵⁹.
Zagłębiając się w publikacje z tamtego okresu, poznajemy więcej szczegółów. Niektóre są pikantne. Oficerowie, którzy rewidowali prywatną willę Angielewicza, w jego osobistym sejfie znaleźli kasetę wideo. Zarejestrowany na niej film pokazywał ministra sprawiedliwości, Walentyna Kowaliowa, który zabawiał się z nagimi prostytutkami. A dokładnie pluskał się z nimi w wielkiej balii (jacuzzi w specyficznym rosyjskim stylu). Film nagrano dwa lata wcześniej, w nocy z 13 na 14 września 1995 r.
Informację o tym odkryciu podał nie tylko „Kommiersant”. Mówiły i pisały o tym media na całym świecie, włącznie z „Washington Post”²⁶⁰, „Los Angeles Times”²⁶¹ i „Irish Times”²⁶².
SZANTAŻSPECBANK
Jak się łatwo domyślić, aferzyści Angielewicz i Burejczenko trzymali kompromitującą kasetę jako środek nacisku na ministra sprawiedliwości. Na wypadek gdyby władze wykryły przekręt i chciały postawić obu panów przed sądem. Ale z jakichś przyczyn szantaż nie zadziałał. Angielewicz wpadł, a minister Kowaliow go nie obronił.
Gdy cała sprawa – razem z kasetą – wyciekła do mediów, minister musiał bronić sam siebie. Szedł w zaparte. Twierdził, że film został sztucznie zmontowany. Zaprzeczała też… siostra aferzysty Angielewicza: jej brat na pewno nie miał takiej paskudnej kasety²⁶³!
Co w tej sprawie interesuje nas najbardziej?
Sołncewska mafia.
Media podawały, że ministra Kowaliowa nagrano w dyskretnym pokoiku rozkoszy, który znajdował się w ulubionym klubie „chłopców z Sołncewa”²⁶⁴. Niektóre źródła twierdzą, że sołncewscy bandyci nie tylko ciągle odwiedzali ten klub, lecz także go posiadali. Co zresztą bywa regułą w wypadku lokali stale odwiedzanych przez jeden gang (w swoim własnym klubie banda czuje się najbezpieczniej). Przypomnijmy, że związany z „Sołncewem” gangster-finansista Mogilewicz posiadał sieć takich klubów i często w nich kwaterował.
W czerwcu 1997 r. na łamach miesięcznika „Sowierszenno Siekrietno” o sprawie ministra Kowaliowa pisała Łarysa Kislinska. Materiał jest dostępny na słynnej stronie Kompromat.ru, która jest kopalnią informacji o powiązaniach i skandalach rosyjskiej elity władzy²⁶⁵. Według Kislinskiej kierownictwo klubu mogło bez trudu sfilmować ministra z prostytutkami, bo pomieszczenia lokalu obficie wyposażono w ukryte kamery. Specjalnie po to, by nagrywać gości bez ich wiedzy. Wynika z tego, że klub był fabryką haków i manufakturą szantażu.
Tego rodzaju praktyki są typowe dla rosyjskiej mafii i rosyjskich służb. W styczniu 2017 r. media podawały, że Rosjanie mają dysponować nagraniem kompromitującym Donalda Trumpa. Filmik sprzed czterech lat nagrany w moskiewskim hotelu Ritz Carlton miał ukazywać przyszłego amerykańskiego prezydenta podczas orgii z prostytutkami. Podobno Trump kazał im oddawać mocz na łóżko, na którym wcześniej spało małżeństwo Obamów podczas ich wizyty w Moskwie²⁶⁶. Według jednego z moich źródeł również tego nagrania dokonali ludzie sołncewskiej mafii (można przypuścić, że Mogilewicz chciał mieć na Trumpa nie tylko marchewkę, lecz także kij).
Dodam jeszcze, że byłego gubernatora stanu Nowy Jork, Eliota Spitzera – lansowanego i wspieranego finansowo przez znanego nam pana D’Amato²⁶⁷ – w latach 2014–2016 szantażowała rosyjska prostytutka. W 2016 r. Spitzer oskarżył ją o szantaż. Zaraz potem z niejasnych przyczyn wycofał oskarżenie²⁶⁸. Mimo to władze aresztowały kobietę, zarzucając jej szantażowanie byłego gubernatora i jeszcze jednej osoby²⁶⁹. Spitzer był łatwym obiektem szantażu. Słynne było jego zamiłowanie do prostytutek. To ono właśnie w 2008 r. kosztowało go posadę gubernatora²⁷⁰, wcześniej uzyskaną przy pomocy pana D’Amato…²⁷¹ Czyżby gubernator Spitzer wykazał się niewdzięcznością wobec swoich dobroczyńców?
Wróćmy do afery ministra Kowaliowa i do MontażSpecBanku. Różne źródła – np. blog Rusmafiozi²⁷² i miesięcznik „Sowierszenno Siekrietno” – informowały o kontaktach między szefem tego banku Arkadijem Angielewiczem a bossem sołncewskiej mafii Siergiejem Michajłowem.
Miesięcznik podał tę informację właśnie przy okazji „kąpielowego skandalu” ministra Kowaliowa. A dokładnie – w wymienionym tekście Łarysy Kislinskiej, analizującym ten skandal²⁷³.
Autorka powołała się na ustalenia szwajcarskiej policji, która w tamtym okresie aresztowała sołncewskiego bossa Michajłowa. Według niej Szwajcarzy mieli dowody na to, że Michajłow regularnie kontaktował się z bankierem-aferzystą Angielewiczem.
Zażyłość obu panów zapewne tłumaczy, skąd w sejfie bankiera znalazło się „kąpielowe” nagranie z ulubionego klubu bossa. A skąd media dowiedziały się o nagraniu ministra z prostytutkami? Oficerowie prowadzący śledztwo w sprawie MontażSpecBanku twierdzili, że ten przeciek był sprawką sołncewskiej mafii. Jednak prokurator generalny Jurij Skuratow publicznie podważał uczciwość oficerów. Sugerował, że oni też odpowiadają za wyciek informacji. Podobne sugestie pojawiały się w mediach. „Kommiersant” napisał, że MontażSpecBank „pod naciskiem śledczych” wypłacił 914 tys. dolarów firmie Pokotorg, której nie był nic dłużny. Pracownicy banku wyznali dziennikarzom, że Pokotorg znajdował się pod kontrolą członków zespołu śledczego²⁷⁴…
Czy była to zapłata za odzyskanie kasety? Czy „Sołncewo” za pośrednictwem banku odkupiło taśmę od śledczych, by podrzucić ją mediom? Mszcząc się w ten sposób na ministrze, który dopuścił do śledztwa w sprawie MontażSpecBanku?
Tak czy inaczej, mafia sołncewska była głównym bohaterem całej afery. Bo MontażSpecBank był finansową odnogą „Sołncewa”.
Według licznych źródeł w MontażSpecBanku oprócz Angielewicza były jeszcze dwie inne osoby związane z sołncewską mafią. Chodzi o Andrieja Skocza i Lwa Kwietnoja.
Na stronie Rumafia.com czytamy, że: „w 2000 r. policja zainteresowała się Andriejem Skoczem w związku z zarzutami kryminalnymi wobec szefa MontażSpecBanku Arkadija Angielewicza, wcześniej – głównego skarbnika sołncewskiej organizacji przestępczej . Andriej Skocz był oficjalnym członkiem władz MontażSpecBanku razem z Lwem Kwietnojem, asystentem Angielewicza”²⁷⁵.
Bliską więź Skocza i Kwietnoja z sołncewską mafią opisywał m.in. brytyjski „Guardian”. W dniu 28 listopada 2012 r. gazeta opublikowała artykuł o relacjach Skocza i Kwietnoja z bossami „Sołncewa”, Siergiejem Michajłowem i Wiktorem Awierinem. Gazeta zilustrowała swój tekst zdjęciem, na którym Michajłow i Awierin siedzą za stołem razem ze Skoczem w serdecznej pozie. Kwietnoj stoi z tyłu, obejmują go ramionami inni gangsterzy²⁷⁶. „Guardian” opisuje też związki Skocza i Kwietnoja ze wspomnianym już oligarchą Usmanowem. Gazeta pisze, że Skocz jest nie tylko jego partnerem biznesowym, lecz także przyjacielem.
O przynależności Skocza i Kwietnoja do sołncewskiej mafii i ich powiązaniach z Angielewiczem pisał również miesięcznik „Sowierszenno Siekrietno”. W numerze z lipca 2010 r. czytamy, że Skocz i Kwietnoj razem z „Sołncewem” mieli się zajmować przemytem broni²⁷⁷. Przypomnę, że według „Spiegla” obrót bronią jest pod kontrolą GRU.
Tak się składa, że obaj panowie – Skocz i Kwietnoj – stali się w latach 90. bardzo bogaci. Doszło do tego przy udziale oligarchy Aliszera Usmanowa.
PAN SKOCZ, CZYLI DROGIE JACHTY I ZBROJNA MŁODZIEŻ
Według biznesowego magazynu „Forbes” w 2007 r. Andriej Skocz posiadał 1,7 mld dolarów. W jednym z tekstów „Forbesa” czytamy, że Skocz „we wczesnych latach 90. pracował dla MontażSpecBanku. Z Kwietnojem dołączył do metalurgicznych przedsięwzięć Aliszera Usmanowa. Kwietnoj został posłany do Zakładów Metalurgicznych Oskoł, podczas gdy Skocz zajął się Liebiedińskim Kombinatem Górniczym . Usmanow połączył te dwie firmy, aby stworzyć koncern Mietałłoinwiest (Metalloinvest). Kwietnoj sprzedał wtedy swoje akcje, ale Skocz pozostał wspólnikiem Usmanowa. Został deputowanym Dumy w 1999 r.”²⁷⁸.
Skocz jest miliarderem, politykiem, opiekunem młodzieży i właścicielem niezwykłych jednostek pływających. Wielokrotnie uznawano go za najbogatszego deputowanego. Pisał tak o nim nie tylko „Forbes”, lecz także „Guardian”²⁷⁹, a nawet portal SuperYachtFan, który zachwyca się jachtem Skocza (superłódka nazywa się „Madame Gu” i warta jest 150 mln dolarów²⁸⁰).
Na stronie RichestRussian.com znajdujemy jeszcze więcej interesujących informacji o tym niebanalnym człowieku „W 2012 r. Skocz zajął 29. miejsce na liście najbogatszych miliarderów branży górniczej i 259. na liście miliarderów «Forbesa». «Forbes» uznał go także za osiemnastego najbogatszego Rosjanina. Bez wątpienia jest najzamożniejszym członkiem rosyjskiego parlamentu . Urodził się w 1966 r. w małym miasteczku na obrzeżach Moskwy. Skończył Instytut Kultury Fizycznej i zaczął pracować w MontażSpecBanku. On i jego kolega z banku, Lew Kwietnoj, dołączyli do Aliszera Usmanowa i jego metalurgicznego imperium. Kilka lat później Usmanow połączył swe koncerny, tworząc światowego giganta Mietałłoinwiest, w którym Skocz posiada 30 proc. udziałów. Skocz inwestował też obficie w Megafon (jeden z największych rosyjskich operatorów telefonicznych). Ma 30 proc. udziałów w firmie matce Megafonu (USM Holdings, gdzie Usmanow posiada 50 proc. akcji) . Skocz jest również założycielem Fundacji Pokolenie”²⁸¹.
Czym zajmuje się Fundacja Pokolenie? Odpowiedź znajdziemy np. w lokalnym portalu Bel.ru, poświęconym sprawom rosyjskiego miasta Biełgorod²⁸².
20 maja 2012 r. portal zamieścił następującą informację: „Wojskowo-patriotyczne zrzeszenie «Pokolenie» świętuje swój pierwszy jubileusz. Uroczyste zebranie poświęcone 10-leciu tej organizacji odbyło się w sali koncertowej biełgorodzkiej filharmonii. Odkąd zrzeszenie działa, 4–5 tys. młodzieńców i dziewcząt przeszło przysposobienie w jego wojskowo-patriotycznych klubach. W 2002 r. przewodniczący fundacji «Pokolenie», deputowany do Dumy Państwowej Andriej Skocz wyszedł z inicjatywą stworzenia takiego zrzeszenia w obwodzie biełgorodzkim . Jedna trzecia wychowanków wojskowo-patriotycznego zrzeszenia «Pokolenie» odbywa okresową służbę w wojskach powietrzno-desantowych i w specnazie. Kursanci tego wojskowo-patriotycznego zrzeszenia raz lub dwa razy w roku odbywają staż w 16. brygadzie GRU”²⁸³.
Jak widać, mamy do czynienia z czymś bardzo podobnym do Obrony Terytorialnej ministra Antoniego Macierewicza. I znów mamy do czynienia z GRU. Tym bardziej że specnaz to specjalne jednostki komandosów, które również podlegają tej służbie.
Jeśli chodzi o wojskowe doświadczenie samego Skocza, to na stronie Rucriminal.com czytamy, że w 1984 r. służył w jednostce zwiadu powietrznego²⁸⁴.
Ciekawe gdzie.
PAN SZ., CZYLI POLSKA, ROSJA, GAMBIA I SZWAJCARIA
W 1995 r. „Kommiersant” jeszcze nie został zakneblowany przez Usmanowa i wywiad wojskowy. Obszernie pisał o aferze MontażSpecBanku, o znikających milionach i sejfach z „hakami”. Podał też, że MontażSpecBank miał swojego przedstawiciela w Polsce. Według gazety szefem polskiej filii MontażSpecBanku był niejaki Robert Sz.²⁹³ Głowa rodziny Sz., o której pisaliśmy we wstępie do tej książki.
Urodzony w 1965 r. Robert Sz. jest Polakiem. Młodość spędził w Piasecznie pod Warszawą. Według różnych źródeł – od „Pulsu Biznesu”²⁹⁴ po „Fakt”²⁹⁵ – pan Sz. posiada także obywatelstwo szwajcarskie. Od lat robi interesy z Rosją. Jest lub do niedawna był przedstawicielem dyplomatycznym… Gambii w Moskwie²⁹⁶.
Jedno z moich źródeł wiąże Roberta Sz. z handlem bronią. Dlatego warto odnotować, że w ostatnich latach autorytarny przywódca Gambii, Yahya Jammeh, sprowadzał z Rosji duże ilości broni²⁹⁷.
Syn Roberta Sz. – urodzony w 1986 r. Robert Jan Sz. – pełni najwyższe funkcje kierownicze w firmach tzw. Grupy Radius. Można się o tym przekonać w Krajowym Rejestrze Sądowym i na portalu Moje Państwo²⁹⁸.
Czym jest Grupa Radius? To konglomerat spółek działających na rynku nieruchomości m.in. w Warszawie i w Sopocie. Radiusowi zarzucano nieraz, że działa na tym rynku w sposób brutalny. Robiło to m.in. warszawskie stowarzyszenie Miasto Jest Nasze.
Zaczęło się od konfliktu o zabytkowy pawilon, w którym działał popularny klub Syreni Śpiew. Grupa Radius, która przejęła ten budynek, ogłosiła, że chce go wyburzyć²⁹⁹, czemu sprzeciwiło się Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze. Gdy spór się zaostrzał, działacze stowarzyszenia przyjrzeli się bliżej Grupie Radius i wykryli jej rosyjskie powiązania. A dokładnie – rosyjskie powiązania Roberta Sz. seniora.
Stowarzyszenie ujawniło te związki, publikując we wrześniu 2016 r. tzw. Warszawską Mapę Reprywatyzacji³⁰⁰. Pisałem o tym w „Gazecie Wyborczej” 24 listopada 2016 r.³⁰¹ oraz dwa dni później.
W odpowiedzi na te publikacje Robert Sz. (ojciec) przysłał „Gazecie Wyborczej” pismo, w którym zapewniał o swojej niewinności i szacowności. Tekst sugerował, że nie można wiązać Roberta Sz. z Grupą Radius, skoro jej szefem nie jest Robert Sz., tylko jego syn Robert Jan Sz.
Jednak cztery lata wcześniej „Puls Biznesu” o Robercie Sz. (ojcu) pisał tak: „Pod koniec ubiegłego tygodnia gruchnęła informacja, że warszawska spółka Radius Projekt chce przejąć kontrolę nad Polskim Holdingiem Nieruchomości (PHN) . I choć jej właściciele Robert Sz. i Maciej D. nie chcą rozmawiać o szczegółach planów, deklarują, że osiągnęli ze skarbem porozumienie w kluczowych kwestiach. «Nasze zaangażowanie będzie znaczące – na tyle, by sprawować pewną kontrolę nad spółką. Niczego więcej nie mogę powiedzieć, bo wiąże nas poufność» – mówi Robert Sz. Kim są potencjalni inwestorzy państwowej nieruchomościowej grupy wycenianej nawet na 2,5 mld zł? Nie figurują na listach najbogatszych Polaków, ale wieść niesie, że bez kłopotu mogliby się na nich znaleźć. Wiadomo, że mają doświadczenie w branży nieruchomościowej i procesach prywatyzacyjnych.
Z PAŃSTWEM POD RĘKĘ
Radius, w którym pakiet kontrolny trzyma Sz. senior (ze szwajcarskim paszportem), stoi na czele większej grupy inwestorów i uczestniczy w procesie przekształceń własnościowych od 20 lat. Trzy największe przejęcia to: Przedsiębiorstwo Handlu Chemikaliami Chemia, Fabryka Mierników i Komputerów Era i Biuro Studiów i Doradztwa Gospodarczego Promasz. Te i inne prywatyzacje składają się na 250 tys. mkw. gruntów inwestycyjnych i 80 tys. mkw. powierzchni komercyjnej. Dziś nieruchomości Radiusa mają wartość ponad 780 mln zł. Jest wśród nich m.in. dawna siedziba SLD przy ul. Rozbrat w Warszawie, wynajmowana na biura i pod usługi. «Spółka zapłaciła od razu i nie wykorzystała tego, że podmiot, z którym negocjowaliśmy wcześniej, tuż przed zakończeniem rozmów zaproponował dużo niższą cenę» – mówi Kazimierz Karolczak, skarbnik SLD.
Robert Sz. jest także darczyńcą fundacji Orimari, której prezesem jest jego żona Marzenna – w 1992 r. czwarta wicemiss Polonia. Jest znawcą sztuki. Kilka lat temu jego uwagę przyciągnęły prace Bolesława Biegasa, polskiego rzeźbiarza i malarza École de Paris. Biznesmen kupił kolekcję tego artysty i sprowadził ją do Polski”³⁰².
9 dni później „Puls Biznesu” znów napisał o interesach obu panów Sz. (a także o ich samochodowo-rajdowych pasjach): „Na kontrolę nad nieruchomościowym gigantem grupa Roberta Sz. może wyłożyć 0,5 mld zł. Nie planuje rewolucji, oferuje know-how. Drużyna Roberta Sz., Roberta Sz. juniora i Jarosława K. zakończyła tegoroczny rajd Dakar na 29. pozycji w klasyfikacji generalnej. Sz. senior i junior szykują się do kolejnego, jednak prawdopodobnie tylko jeden z nich pokieruje ciężarówką po bezdrożach Ameryki Południowej w styczniu 2013 r. Drugi – prawdopodobnie starszy – będzie rozmawiał z Ministerstwem Skarbu Państwa o uczestniczeniu grupy Radius, kontrolowanej przez Sz. , w prywatyzacji Polskiego Holdingu Nieruchomości”³⁰³.
Nic nie wiadomo o tym, żeby Robert Sz. (ojciec) w 2012 r. protestował przeciw tym publikacjom „Pulsu Biznesu”. Chociaż stwierdzono w nich jasno, że to właśnie on kontroluje Grupę Radius – i że to on najprawdopodobniej reprezentuje ją przed polskim rządem.
Obaj Robertowie Sz., ojciec i syn, występują razem we władzach fundacji Orimari³⁰⁴. Fundacja znana jest w kręgach biznesowych i celebryckich, ponieważ wydaje oszałamiająco luksusowe przyjęcia – bardziej w stylu moskiewskim niż warszawskim. W jednym z dokumentów, które trafiły w moje ręce, czytam o gigantycznych tortach zdobionych płatkami jadalnego złota. Według wielu źródeł na balach panów Sz. bywają gwiazdy polskich mediów i rozrywki.
Kontynuując analizę powiązań między ojcem, synem i Grupą Radius, rzućmy jeszcze okiem na spółki, które w nazwie mają słowo „Ringwood”.
W Internetowym Monitorze Gospodarczym i Sądowym czytamy, że Robert Sz. (ojciec) zasiadał we władzach firmy Ringwood Sp. z o.o³⁰⁵. A podobnie nazywająca się firma – Ringwood Financial – to zarejestrowana na Cyprze spółka córka grupy Radius (tak w 2012 r. podały Bloomberg.com i „Dziennik Gazeta Prawna”, relacjonując wypowiedzi Sz. juniora³⁰⁶.
Córka czy matka? – chciałoby się zapytać. Bo w serwisach internetowych opartych na Krajowym Rejestrze Sądowym widzimy coś odwrotnego. To Ringwood Financial jest współwłaścicielem spółki Aleje Jerozolimskie 200 (numer KRS 0000427187), która do niedawna nazywała się Radius Projekt (ten sam numer KRS 0000427187) i posiada udziały w innych spółkach Grupy Radius. Możemy się o tym przekonać np. w serwisie Moje Państwo³⁰⁷. Jak widać, mamy tu czynienia z rodzinno-biznesową plątaniną firm o niemal identycznych nazwach, sięgającą rajów podatkowych.
PAN SZ. OGLĄDANY Z BLISKA
Jesienią 2016 r. skontaktowały się ze mną dwie osoby, które proszą, aby nie ujawniać ich tożsamości. Pierwsza z nich zna Grupę Radius od środka. Nie zgodziła się na nagrywanie swojej wypowiedzi, ale pozwoliła mi ją zapisać. Zrobiłem to dokładnie. Tutaj podaję tę wypowiedź z nielicznymi skrótami uniemożliwiającymi ewentualną identyfikację źródła.
„Pracuję dla Radiusa . Nie chcę być cytowana imiennie. Kontaktowałam się z Sz. (ojcem). To on rządzi całym biznesem. Ma ponad 50 lat. I ma przeszłość. W latach 90. spędzał całe dnie i tygodnie w hotelu Marriott w Warszawie. To było ulubione miejsce pruszkowskiego odłamu polskiej mafii. On tam przesiadywał z nimi, podejmując decyzje, kim mają się zająć. Poznałam też Jacka Kotasa. Kotas był wiceministrem obrony. Pracował dla Macierewicza. I równocześnie dla spółek z Grupy Radius . Nienormalna sytuacja, bo Radius należy do ludzi, którzy wzbogacili się na rosyjskich pieniądzach! Albo to jeszcze prostsze: ich pieniądze nie są ich. Ich pieniądze należą do Rosjan. To oczywiste, gdy ich znasz . I oni są w przyjaźni z Kotasem. Kotas jest zwolennikiem PiS-u, nie powinien dotykać się takich rzeczy. Sz. jest gangsterem. Jego ojciec był piekarzem albo ciastkarzem w Milanówku i chyba też w Piasecznie. Sz. zaczął jeździć do ZSRR jakieś 30–35 lat temu. Grał w piłkę ręczną. Poznał tam ludzi. Gości jak z mafii, chociaż nie z mafii. Ale tych z mafii też poznał. Dziwny ruski bank o nazwie zaczynającej się na M… Był taki ruski bank w Polsce. Jego ludzie przesiadywali z Sz. i resztą ekipy w Marriotcie. Sz. zawsze nosi broń. Nie ukrywa, kim i czym jest. Jak w jakimś serialu o mafii, w «Rodzinie Soprano». On udaje, że nie zajmuje się Radiusem – zawsze jest w Rosji albo Szwajcarii – ale rządzi tym biznesem. Jest przedstawicielem dyplomatycznym Gambii. Chwali się, że zna się z Ławrowem . Sz. jest sympatyczny. Wydaje przyjęcia w imieniu swojej fundacji Orimari. Zobacz, kto przychodzi na te przyjęcia. Gwiazdy telewizyjne . Ale te jego głębokie związki z Rosją… ja tego nie mogę tak zostawić. Tylko uwaga: nigdy nic nie słyszałam o jakichś zbrodniach . Pytanie: czemu kupili budynek od SLD? Może był jakiś przetarg, ale czy naprawdę mógł wziąć w nim udział każdy, kto chciał? Chyba nie zapłacili całej ceny, jak powinni. Może dlatego, że część dali komuś pod stołem. I było jeszcze WPH, Wojskowe Przedsiębiorstwo Handlowe. Jakiś pułkownik tym zarządzał. Ale jak się dowiedziałam o Kotasie, to jakby grom we mnie strzelił. Teraz Sz. ogłasza, że jest zaszokowany atakami na siebie. Chciał odwołać swój bal dobroczynny! A zaraz potem uciekł za granicę. W Radiusie pan Sz. to główny rosyjski łącznik. Mówi po rosyjsku jak po polsku. To jego drugi język, teraz może i pierwszy”.
Drugie źródło to osoba, która zna Sz. z czasów młodości. Przesłała mi swoje świadectwo w formie pisemnej – zatem mogę je zacytować słowo w słowo (nie licząc skrótów utrudniających identyfikację i drobnych zmian redakcyjnych – tekst był pisany w pośpiechu, więc musiałem go minimalnie zredagować dla elementarnej poprawności gramatycznej i interpunkcyjnej).
„Sz. pochodzi z Piaseczna. Tu skończył Liceum Ogólnokształcące im. Pierwszej Dywizji Kościuszkowskiej. W liceum nazywali go «Siutkiem» albo «Oszustkowskim». Zaczynał pod koniec lat 80. od przemytu komputerów z Berlina Zachodniego do Moskwy, gdy embargo Reagana nie pozwalało na zakup kompów przez rosyjską armię. Tak poznał oficerów rosyjskich. Z nimi założył spółki, które zajmowały się sprzedażą diamentów. W latach 90. słynna była w Zalesiu akcja mafii rosyjskiej na dom, który wynajął Sz. To była duża strzelanina. Obecnie syn Sz., zwany «Robinem», jeździ w Rajdzie Dakar w zespole ciężarówek pod okiem znanego kierowcy rajdów K. (z Białegostoku). Sz. stary też chyba raz jechał. On ma tyle kasy, że moim zdaniem powinien być w dziesiątce najbogatszych. Oczywiście, to się nie stanie, gdyż ta kasa jest poukrywana – i w dużym stopniu nie jego. To tak na szybko z głowy . Sz. grał w piłkę ręczną w Elektronice Piaseczno, stał na bramce (jako rezerwowy, bo był słaby) ”.
Szczególnie interesująca jest informacja o przemycie komputerów do Rosji w latach 80.
KOMPUTERY, JAPOŃSKIE PRZYSMAKI I PAN SZ.
Tak się składa, że kariera Arkadija Angielewicza – mafijnego bankiera-szantażysty z MontażSpecBanku – zaczęła się właśnie od importu komputerów do Rosji. Tę informację znajdujemy m.in. na stronie Kompromat.ru³⁰⁸ i na blogu Rusmafiozi³⁰⁹.
Czytamy tam, że na początku lat 90. Angielewicz rozpoczął swą działalność biznesową od sprzedaży komputerów w Rosji (zapewne importowanych – Rosja była wtedy w zapaści gospodarczo-cywilizacyjnej i niewiele produkowała, nawet gdy chodziło o wyroby mniej zaawansowane technicznie niż komputery). Sprzedając sprzęt komputerowy, Arkadij Angielewicz zdobył kapitał, dzięki któremu mógł założyć firmę Pragma. Z informacji, które znajdujemy na stronie Rumafia.com wynika, że było to na samym początku lat 90. – między rokiem 1990 a 1992³¹⁰.
Kto był wspólnikiem Angielewicza w tym biznesie? Jego późniejszy partner w milionowych przekrętach bankowych, pan Dmitrij Burejczenko (o którym pisałem, relacjonując aferę MontażSpecBanku).
Informację o wspólnictwie Angielewicza i Burejczenki w firmie Pragma również podaje strona Kompromat.ru³¹¹ oraz blog Rusmafiozi. Blog powołuje się przy tym na miesięcznik „Sowierszenno Siekrietno”³¹².
W latach 2006–2007 odnajdujemy Dmitrija Burejczenkę w zupełnie innej branży. Kierował wtedy siecią… japońskich restauracji Yakitoria, działających m.in. w Londynie³¹³. W licznych brytyjskich rejestrach i biznesowych spisach internetowych możemy przeczytać, że równocześnie menedżerem sieci Yakitoria był nasz Robert Sz. Przykładowo serwisy Duedil³¹⁴ i Nexok³¹⁵ informują, że Robert Sz. pełnił funkcję dyrektora tej sieci. Serwisy zaś Register Limited³¹⁶ i Company Formation UK³¹⁷, że Robert Sz. był dyrektorem Yakitorii, gdy sekretarzem zarządu był Burejczenko.
PAN KOTAS, CZYLI „ROSYJSKI ŁĄCZNIK” MACIEREWICZA
Ale w Grupie Radius pracował ktoś jeszcze. Wspomniany już Jacek Kotas.
Źródło numer jeden – którego dokładnie spisaną relację przedstawiłem kilka stron wcześniej – postanowiło mi opowiedzieć o powiązaniach Roberta Sz., gdy dowiedziało się o jego współpracy z Kotasem. Informatorka była w szoku, gdy się zorientowała, że Antoni Macierewicz ma współpracownika, który równocześnie jest bliskim współpracownikiem pana Sz.
Przyjrzyjmy się bliżej panu Kotasowi.
23 listopada 2016 r. „Fakt” opublikował artykuł pt. „Macierewicz dał dostęp do tajemnic rosyjskiemu łącznikowi?”. „Fakt” jest gazetą popularną o charakterze bulwarowym. Jednak autorem artykułu jest dziennikarz śledczy Radosław Gruca, który nie publikuje zmyślonych informacji. Sprawą rosyjskich powiązań Macierewicza redaktor Gruca zajmuje się dłużej niż ja – co najmniej od dwóch lat.
W jego artykule czytamy: „Antoni Macierewicz, szef MON-u i były szef SKW, wydał zgodę na dostęp do tajemnic państwowych prezesowi spółki, której właściciel miał bliskie związki z KGB . Kim jest i skąd się wziął w MON-ie «rosyjski łącznik»?
Chodzi o historię z 2007 r., gdy premierem był Jarosław Kaczyński, a Jacek Kotas był wiceministrem obrony w jego rządzie . To właśnie Kotas został nazwany «rosyjskim łącznikiem» w prezentacji stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, które ujawniało, kto w Warszawie robi interesy na nieruchomościach i korzysta na reprywatyzacji. Dlaczego? Wszystko przez to, że udziałowcami spółek grupy Radius byli ludzie związani ze światem przestępczym oraz rosyjskimi biznesmenami z przeszłością w KGB. A Kotas był prezesem spółki Radius i pracował z nimi z przerwami od 2002 r. O kogo chodzi? Wśród udziałowców spółek z grupy Radius byli między innymi Jan L., związany z mafią wołomińską, a także Robert Sz., mieszkający w Polsce biznesmen, który już 20 lat temu prowadził interesy z czołowymi oficerami KGB, bliskimi samemu prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi.
Sz. cieszy się też takim poważaniem na Kremlu, że został chargé d’affaires Gambii w Rosji, co najczęściej umożliwia organizowanie wspólnych interesów między państwami.
Kotas przez wiele lat pracował jako prezes spółek związanych z firmą Radius i działał w branży nieruchomości. Do rządu trafił z Wojskowej Agencji Mieszkaniowej, której był prezesem. Jako wiceminister potrzebował dostępu do tajnych dokumentów państwowych. Taki dostęp jest możliwy dzięki uzyskaniu certyfikatu bezpieczeństwa, uprawniającego do dostępu do tajemnic państwowych. Żeby dostać certyfikat, trzeba się wyspowiadać z całej dotychczasowej kariery, przyznać się nawet do wstydliwych wątków z życia, takich jak choroba alkoholowa czy to, że w przeszłości brało się narkotyki. Tymczasem wygląda na to, że Kotas, mimo interesów z zaufanymi ludźmi KGB, dostał dostęp do tajnych dokumentów państwowych od Służby Kontrwywiadu Wojskowego, którą stworzył, i stanął na jej czele sam Antoni Macierewicz!
«Wystąpiliśmy publicznie do ministra Macierewicza, żeby wyjaśnił związki MON-u z panem Kotasem i jego fundacją, ale do tej pory nie odniósł się do naszych ustaleń» – mówi Jan Śpiewak, były szef stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, który ujawnił aferę reprywatyzacyjną . «Dostęp do tajemnic i funkcje ministerialne powinny pełnić wyłącznie osoby o przejrzystym życiorysie, dokładnie sprawdzonym przez służby cywilne» – mówi Biernacki i zapowiada, że zamierza złożyć kilka interpelacji w sprawie m.in. Radiusa i Kotasa. Dziwi się też, że certyfikat bezpieczeństwa wystawiło Kotasowi SKW, a nie ABW. «Jeśli był cywilem, to powinny to zrobić cywilne służby» – podkreśla Biernacki. Co o całej sytuacji mówi sam Kotas? W dzisiejszym wywiadzie dla «Polski The Times» ostro atakuje Śpiewaka i twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a oskarżenia są bezpodstawne. Jego zdaniem Miasto Jest Nasze i Śpiewak manipulują faktami.
Tak opisuje swoje relacje z biznesmenem Sz., prowadzącym interesy z byłymi oficerami KGB: «Pracowaliśmy wspólnie od 2002 r., z paru kilkuletnimi przerwami, do maja 2016 r. W tym okresie, w 2006 r., przed objęciem stanowiska podsekretarza stanu w MON-ie, zostałem poddany procedurze sprawdzającej i otrzymałem certyfikat bezpieczeństwa, umożliwiający dostęp do informacji niejawnych. W tym czasie moje relacje z grupą Radius były dokładnie takie same jak w roku 2016 r., gdy Jan Śpiewak zrobił z nich zarzut wobec mnie i NCSS » – mówił Kotas. Kiedy rozmawialiśmy z nim kilka tygodni temu, również potwierdził, że dostał certyfikat poświadczenia bezpieczeństwa, a jego relacje z Sz. nigdy nikogo w służbach nie interesowały. «Nikt ze służb mnie o to nie pytał» – powiedział nam Kotas i podkreślał, że przeciwko stowarzyszeniu Miasto Jest Nasze i samemu Śpiewakowi wystąpi do sądu. Żąda od nich 150 tys. zł i oficjalnych przeprosin. Sam Antoni Macierewicz dotąd konsekwentnie milczy na temat informacji o związkach Kotasa. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie odpowiedziała na razie na pytania o to, czy Kotas był przez nią sprawdzany”³³¹.
Od razu wtrącę, że po dłuższym badaniu sprawy Radosław Gruca uznał, że Sz. miał kontakty nie tylko z KGB/FSB, lecz także – być może przede wszystkim – z GRU.
Jeśli chodzi o doniesienia redaktora Grucy na temat pracy Kotasa dla Grupy Radius, to znajdują one potwierdzenie w Krajowym Rejestrze Sądowym. Z łatwością można się o tym przekonać w serwisach internetowych opartych na tym rejestrze. W Internetowym Monitorze Sądowym i Gospodarczym jest kilkadziesiąt wpisów, z których wynika, że od 2014 r. do lata 2016 r. Jacek Kotas pełnił funkcje kierownicze w licznych spółkach Grupy Radius³³².
Nieraz były to funkcje bardzo wysokie.
Przykładowo, 8 lipca 2014 r. Jacek Kotas został wpisany do Krajowego Rejestru Sądowego jako prezes zarządu spółki Radius Projekt Holding. Zastąpił poprzedniego prezesa, którym był Robert Jan Sz. (syn)³³³.
Wcześniej, do 12 czerwca 2006 r., Jacek Kotas był prezesem zarządu spółki ERA 200³³⁴. Przypomnę: na stronie internetowej firmy Radius Projekt o spółce ERA 200 czytamy: „Trzonem Grupy kapitałowej Radius są spółki operacyjne: ERA 200 sp. z o.o., KRD1 sp. z o.o. oraz DK Investment Holding spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A.”³³⁵. Jacek Kotas pełnił funkcję prezesa tej „trzonowej” spółki przez cztery lata – od 21 czerwca 2002 r.
Firma nazywała się wtedy jeszcze „Fabryka Mierników i Komputerów ERA”. Ale miała ten sam numer identyfikacyjny Krajowego Rejestru Sądowego co ERA 200 (KRS 0000116365)³³⁶.
Dodam, że sam Jacek Kotas przyznał się do wieloletniej współpracy z Grupą Radius – i to nie tylko w zacytowanej wypowiedzi dla „Faktu” z listopada 2016 r. Jeszcze wyraźniej zrobił to dwa miesiące wcześniej. We wrześniu 2016 r. wysłał do mediów oświadczenie, w którym napisał tak: „Od 2002 r., z przerwą od czerwca 2006 do lutego 2008, prowadzę indywidualną działalność gospodarczą w zakresie zarządzania, obrotu i obsługi nieruchomości na zlecenie. W tym okresie, jako wynajęty manager, pracowałem między innymi na rzecz spółek Grupy Radius, pełniąc funkcje prezesa lub prokurenta zarządu”. Cytuję ten tekst za portalem wPolityce.pl³³⁷ włącznie z oryginalnymi pogrubieniami zastosowanymi najprawdopodobniej przez samego Kotasa (w każdym razie redakcja portalu do tych pogrubień się nie przyznaje).
Dodam też, że 24 stycznia 2017 r. Jan Śpiewak wygrał w pierwszej instancji sprawę karną wytoczoną mu przez Jacka Kotasa. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia uznał, że określenie „rosyjski łącznik” – którego Śpiewak użył wobec Kotasa – było uzasadnione³³⁸.