Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Made in Poland. Wspomnienia żołnierza Kedywu Stanisława Likiernika - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Made in Poland. Wspomnienia żołnierza Kedywu Stanisława Likiernika - ebook

Made in Poland. Wspomnienia żołnierza Kedywu Stanisława Likiernika.

 

Nowe uzupełnione wydanie słynnego wywiadu ze Stanisławem Likiernikiem (1923–2018), jednego z dwóch pierwowzorów „Kolumba” – Stanisława Skiernika z powieści Romana Bratnego Kolumbowie. Rocznik 20. To jego wojenne doświadczenia złożyły się na literacką postać, która dała nazwę całemu pokoleniu, legendzie Polski Walczącej. W 2014 r., po siedemdziesięciu latach od Powstania Warszawskiego zdecydował się opowiedzieć o wstrząsających, prawdziwych losach żołnierzy i dowódców AK, o kulisach pracy w dywersji, o trudnych wyborach dotyczących życia i śmierci wrogów i przyjaciół.

 

Dzisiaj, jak sugeruje Marcin Napiórkowski we wstępie do nowego wydania, jego opowieść tylko zyskała na aktualności: dziesięć lat temu Made in Poland surfowało na szczycie pamięciowej fali. Dziś, jak podpowiada nam nieubłagana logika pokoleniowych cykli, znajdujemy się w przededniu nowego okresu upamiętniania. Praktycznie nie ma już z nami świadków tamtych wydarzeń. Zostaliśmy z tym bagażem sami.

Stanisław Likiernik jako żołnierz Kedywu brał udział w najważniejszych akcjach sabotażowych, wykonywał wyroki podziemnego sądu. W Powstaniu Warszawskim walczył na Woli, Starym Mieście i Czerniakowie. Był kilkakrotnie ranny. Został odznaczony orderem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych. Od 1946 r. przebywał na emigracji we Francji. Nigdy nie krył swojego krytycznego stosunku do powstania. O grupie dowódców wysyłających bohaterską młodzież na barykady mówił bardzo ostro (podkreślając, że nie dotyczy to J. Bokszczanina i K. Iranka-Osmeckiego). Jednocześnie bronił honoru, godności i solidarności powstańczej młodzieży. – Byliśmy żołnierzami, musieliśmy wykonywać rozkazy – przypomina. Jego zdaniem rozsądek nie musi oznaczać tchórzostwa, chłodna analiza nie musi być podszyta cynizmem, a obrona wolności nie musi być samobójstwem. Tę wiarę ukształtowały w nim wspomnienia młodości.

 

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8360-104-5
Rozmiar pliku: 8,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

dr hab. Mar­cin Na­piór­kow­ski

RE-MADE IN PO­LAND

„Po­tra­fi­cie w ogóle coś ta­kiego so­bie wy­obra­zić? Ja bym nie po­tra­fił”.

To dla mnie myśl prze­wod­nia Made in Po­land. Bo to jest przede wszyst­kim książka o wy­obraźni. O tym, co kto so­bie po­trafi wy­obra­zić albo prze­ciw­nie – czego so­bie nie po­trafi prze­stać wy­obra­żać, choćby bar­dzo chciał. To książka o tym, jak spla­tają się pa­mięć in­dy­wi­du­alna i zbio­rowa. Jak na­sza wy­obraź­nia kształ­to­wana jest przez do­świad­cze­nia po­ko­le­niowe, które w nie­uchronny spo­sób żło­bią prze­pa­ści mię­dzy „mło­dymi” a „sta­rymi”. To książka bru­talna, de­ma­ska­tor­ska, ale nie­po­zba­wiona na­dziei. Bo osta­tecz­nie mówi też o tym, jak dzięki słu­cha­niu się wza­jem­nie po­tra­fimy po­nad tymi prze­pa­ściami bu­do­wać mo­sty, uczyć się od sie­bie i po­sze­rzać gra­nice wy­obraźni.

To wszystko ważne rze­czy, bo wy­obraź­nia nie po­zo­staje w gło­wach. De­cy­duje o tym, ja­kie dzia­ła­nia po­dej­mu­jemy i ja­kie roz­wią­za­nia wy­dają nam się słuszne. Kształ­tuje na­sze skrypty do­sto­so­wa­nia i oporu. Sce­na­riusz dzia­ła­nia, który nie ma szans zro­dzić się w wy­obraźni, ni­gdy nie za­ist­nieje w rze­czy­wi­sto­ści.

Jest za­tem oczy­wi­ste, że wo­bec no­wych wy­zwań po­trze­bu­jemy no­wych sce­na­riu­szy wy­obraźni. Nie spro­stamy zmia­nom kli­matu, nie­rów­no­ściom, me­diom spo­łecz­no­ścio­wym, sztucz­nej in­te­li­gen­cji i no­wym for­mom wojny hy­bry­do­wej, po­słu­gu­jąc się skryp­tami odzie­dzi­czo­nymi po dziad­kach i ro­dzi­cach.

Po to wła­śnie zbio­rową pa­mięć prze­pi­su­jemy wciąż na nowo. Nie tylko dla­tego, że co roku nowe do­ku­menty i usta­le­nia hi­sto­ry­ków zbli­żają nas do prawdy. (Ani tym bar­dziej dla­tego, że warto się było od tej prawdy od­da­lać!) Ale dla­tego, że nowa rze­czy­wi­stość wy­maga, by­śmy na wspólną prze­szłość pa­trzyli ina­czej, do­strze­gali w niej co in­nego, inne lek­cje z niej wy­cią­gali i inny nada­wali jej sens.

W przy­padku wę­zło­wych tek­stów dys­kursu pa­mięci – a Made in Po­land ta­kim wę­złem się w swoim cza­sie stało – po­nowne wy­da­nie nie ozna­cza ni­gdy wcho­dze­nia po raz drugi do tej sa­mej rzeki. Je­ste­śmy dziś w zu­peł­nie in­nym miej­scu niż przed de­kadą, więc to jest cał­kiem nowa książka.

Zbio­rowa pa­mięć działa w cy­klach. Oczy­wi­ście gra­nice mię­dzy nimi nie są zu­peł­nie ostre, a w chro­no­lo­gicz­nych ra­mach każ­dego cy­klu nie­trudno zna­leźć zja­wi­ska idące pod prąd głów­nego nurtu, ale ist­nie­nia tych wzbie­ra­ją­cych fal zbio­ro­wej pa­mięci nie warto igno­ro­wać.

Trwają mniej wię­cej dwie de­kady. Po pierw­sze jest to na­tu­ralny „okrą­gły” czas, punk­to­wany ryt­mem gło­śnych ob­cho­dów rocz­ni­co­wych (lub ich nie­mniej su­ge­styw­nego braku). Po dru­gie – ze względu na kwe­stię po­ko­le­nio­wo­ści, do któ­rej jesz­cze wrócę – to wła­śnie dwie, a nie jedna lub trzy de­kady wy­dają się okre­sem opty­mal­nym na otwar­cie, kul­mi­na­cję i za­mknię­cie fali.

W przy­padku Po­wsta­nia War­szaw­skiego ozna­cza­łoby to na­stę­pu­jącą pe­rio­dy­za­cję:

1944–1964 – czas pa­mięci bez­po­śred­niej. Uczest­nicy i uczest­niczki Po­wsta­nia War­szaw­skiego, dla któ­rych – jak u Sta­ni­sława Li­kier­nika – mie­ściło się ono w bio­gra­ficz­nym okre­sie for­mu­ją­cym (czyli z grub­sza mię­dzy pięt­na­stym a trzy­dzie­stym pią­tym ro­kiem ży­cia), po­zo­stają wów­czas wciąż mło­dzi. Ich oso­bo­wość na­dal się kształ­tuje. W przy­padku po­wsta­nia czas ten ozna­cza też okres zde­rze­nia z naj­bar­dziej gwał­tow­nymi for­mami wy­pie­ra­nia pa­mięci. Uczest­nicy i uczest­niczki po­wsta­nia ak­tyw­nie pie­lę­gnu­jący swoją pa­mięć na­ra­żeni byli (zwłasz­cza w okre­sie 1948–1956) na re­pre­sje i nie­zwy­kle su­rowe kary, gdy ko­mu­ni­styczne wła­dze pod­jęły próbę cał­ko­wi­tej eli­mi­na­cji pa­mięci.

1964–1984 – czas pa­mięci rów­no­le­głych. W tym okre­sie bez­po­średni uczest­nicy po­wsta­nia wcho­dzą już w wiek doj­rzały i zaj­mują zwią­zane z nim po­zy­cje wła­dzy i au­to­ry­tetu. To czas, gdy wła­dza ko­mu­ni­styczna sys­te­ma­tycz­nie za­własz­cza pa­mięć po­wstań­czą, włą­cza­jąc ją w ZBo­WiD-owski ka­non mę­skiej, zmi­li­ta­ry­zo­wa­nej hi­sto­rii i wpi­su­jąc w ciąg od­wiecz­nego kon­fliktu pol­sko-nie­miec­kiego (Ce­dy­nia–Grun­wald–Le­nino). Pa­mięć ulega na­cjo­na­li­za­cji, a jed­no­cze­śnie two­rzą się in­sty­tu­cjo­nalne zręby kom­ba­tanc­twa. Rów­no­cze­śnie co­raz sil­niej kształ­tuje się an­ty­ko­mu­ni­styczna prze­ciw-pa­mięć. Ruch ten osią­gnie swoją kul­mi­na­cję w la­tach osiem­dzie­sią­tych, gdy dzięki „in­fra­struk­tu­rze spo­łecz­nej” wy­pra­co­wa­nej przez So­li­dar­ność od­dolne ma­ni­fe­sta­cje na 1 sierp­nia staną się waż­nymi świę­tami oporu. Pa­mięć po­wsta­nia, ro­ze­rwana mię­dzy ob­chody ofi­cjalne i od­dolne, staje się przed­mio­tem gwał­tow­nego sporu. Która z nich jest praw­dziwa? Kto ma prawo uwa­żać się za spad­ko­bier­ców po­wstań­czej tra­dy­cji?

1984–2004 – czas pa­mięci la­tent­nej. To prze­dziwny okres, gdy – w szcze­gól­no­ści po roku 1989 – pu­bliczne upa­mięt­nia­nie Po­wsta­nia War­szaw­skiego poza ko­mu­ni­styczną ramą in­sty­tu­cjo­nalną staje się ła­twe i moż­liwe, ale ni­kogo nie in­te­re­suje. Po­lacy za­jęci trans­for­ma­cją ustro­jową i go­nie­niem Za­chodu wy­raź­nie bar­dziej cie­ka­wią się przy­szło­ścią niż prze­szło­ścią. Pa­mięć ofi­cjalna jest nudna i nie­atrak­cyjna. An­ty­pa­mięci już nie ma, bo i nie bar­dzo jest prze­ciw komu de­mon­stro­wać. Po­wsta­nie War­szaw­skie traci sta­tus klu­czo­wego punktu od­nie­sie­nia w de­ba­cie pu­blicz­nej. Zbiega się to w cza­sie z odej­ściem z czyn­nego ży­cia pu­blicz­nego bez­po­śred­nich uczest­ni­ków i uczest­ni­czek hi­sto­rii.

2004–2024 – czas no­wej ofi­cjal­nej an­ty­pa­mięci. Otwar­cie Mu­zeum Po­wsta­nia War­szaw­skiego sta­nowi ka­mień mi­lowy w hi­sto­rii pa­mięci. Jego twór­com udało się oży­wić mit po­wsta­nia i uczy­nić je na po­wrót klu­czo­wym punk­tem na ma­pie na­szej wy­obraźni zbio­ro­wej. Stało się to za sprawą nie­zwy­kle in­te­re­su­ją­cej for­muły, którą można by opi­sać jako ofi­cjalną an­ty­pa­mięć. Po­czy­na­jąc od prze­mó­wie­nia Le­cha Ka­czyń­skiego (wów­czas pre­zy­denta War­szawy) pod­czas otwar­cia pla­cówki, Po­wsta­nie War­szaw­skie kon­se­kwent­nie opi­sy­wane było jako coś nie tyle pa­mię­ta­nego, ile przy­po­mi­na­nego, wy­do­by­wa­nego z za­po­mnie­nia. I nie było to, we­dle twór­ców pa­ra­dyg­matu, za­po­mnie­nie przy­pad­kowe. „Dla­czego jed­nak to mu­zeum otwie­ramy do­piero w sześć­dzie­siątą, a nie w pięć­dzie­siątą rocz­nicę po­wsta­nia?” – py­tał pre­zy­dent Ka­czyń­ski. I za­raz sam so­bie od­po­wia­dał:

Szcze­gólny cha­rak­ter 1989 roku i lat na­stęp­nych spo­wo­do­wał, że w na­szym ży­ciu cią­gle po­tężne są siły, dla któ­rych pol­ska nie­pod­le­głość, obecna w pol­skich ser­cach i umy­słach, nie jest war­to­ścią, a za­gro­że­niem. Siły, dla któ­rych le­piej jest go­dzić w pa­mięć po­wsta­nia, niż wal­czyć o jego przy­po­mnie­nie światu, o przy­po­mnie­nie fak­tów dla każ­dego z nas oczy­wi­stych, ale wśród in­nych na­ro­dów nie­zna­nych albo, co gor­sza, cał­ko­wi­cie za­fał­szo­wa­nych.

Oto swo­iste credo czasu ofi­cjal­nej an­ty­pa­mięci. Po­wsta­nie pa­mię­tamy wbrew światu, wbrew po­tęż­nym si­łom, idąc nie­jako pod prąd za­po­mnie­nia. Pa­mięć ta – choć ofi­cjalna i wspie­rana wszel­kimi pań­stwo­wymi środ­kami, choć re­ali­zo­wana w no­wych gma­chach, na sta­dio­nach i uli­cach miast – daje nam jed­nak atrak­cyjną toż­sa­mość bun­tow­ni­ków.

Jest to tym waż­niej­sze, że po­wstańcy war­szaw­scy od­cho­dzą i na ten okres przy­pada ostat­nia oka­zja, by zbu­do­wać z nimi bez­po­śred­nią więź mię­dzy­po­ko­le­niową: na­uczyć się cze­goś od nich, spi­sać wspo­mnie­nia, za­py­tać, wy­słu­chać prze­stróg. Kto wal­czył w po­wsta­niu jako dwu­dzie­sto­la­tek, w tym cza­sie pa­mięci prze­żywa dzie­wiątą i dzie­siątą de­kadę. Ludz­kie ży­cie nie­zwy­kle rzadko roz­ciąga się na ko­lejną i wszy­scy mamy tego świa­do­mość.

Jak ła­two po­li­czyć – przy­pada wła­śnie rok prze­łomu. Ko­lejny roz­dział pa­mięci o po­wsta­niu za­pewne się za­myka. Wkrótce sta­nie się ja­sne, ja­kie nowe formy zbio­ro­wej wy­obraźni ry­sują się na ho­ry­zon­cie.

Made in Po­land jest nie­wąt­pli­wie tek­stem na­le­żą­cym do okresu no­wej ofi­cjal­nej an­ty­pa­mięci. Opu­bli­ko­wana po raz pierw­szy w sa­mym jej szczy­cie, w roku 2014, książka ta jest jed­no­cze­śnie pro­duk­tem czasu wzmo­żo­nej pa­mięci, jego wni­kli­wym ko­men­ta­rzem, a także gło­sem for­mu­ło­wa­nym w kontrze do zbio­ro­wego pro­pow­stań­czego en­tu­zja­zmu, który stał się efek­tem ubocz­nym kul­tury pa­mięci i sza­cunku ostat­nich dwóch de­kad.

Ostat­nia fala pa­mięci przy­nio­sła wiele war­tych do­strze­że­nia i po­chwały zja­wisk. Przede wszyst­kim liczna pu­blicz­ność, w tym naj­młodsi, za­częła się bar­dziej pa­mię­cią in­te­re­so­wać i za­da­wać py­ta­nie, czego mo­żemy się na­uczyć z hi­sto­rii.

Ak­cje bu­do­wane wo­kół Mu­zeum Po­wsta­nia War­szaw­skiego czę­sto po­dej­mo­wały nie­oczy­wi­ste próby prze­ło­że­nia etosu z roku 1944 na te­raź­niej­sze ka­te­go­rie, po­szu­ku­jąc prze­pisu na mą­dry he­ro­izm czasu po­koju. Przy­kła­dem ta­kiej ini­cja­tywy jest cho­ciażby na­groda im. Jana Ro­do­wi­cza „Anody” przy­zna­wana współ­cze­snym bo­ha­te­rom.

W po­przed­nich de­ka­dach na­stą­piło także wy­raźne roz­sze­rza­nie pola pa­mięci. Nie obyło się to bez pew­nych opo­rów, lecz w na­szym po­strze­ga­niu Po­wsta­nia War­szaw­skiego wy­kro­czy­li­śmy poza pa­mięć mę­ską i mi­li­tarną ku pa­mięci ko­bie­cej oraz uzna­niu do­świad­cze­nia cy­wil­nego za peł­no­prawny ele­ment hi­sto­rii. (Zresztą Made in Po­land też się w ja­kimś stop­niu wpi­suje w ten nurt. „W ogóle we wszyst­kich książ­kach o Ke­dy­wie sporo jest tych «mę­skich» ak­cji – za­uważa w pew­nym mo­men­cie Sta­ni­sław Li­kier­nik, opo­wia­da­jąc o bo­ha­ter­stwie jed­nej ze swych ko­le­ża­nek – po­cią­gów, za­ma­chów, li­kwi­da­cji. A o tym wy­czy­nie sa­mot­nej łącz­niczki chyba jesz­cze nikt nie na­pi­sał”. W in­nym miej­scu na­zywa z ko­lei matki po­wstań­ców „ci­chymi bo­ha­ter­kami cza­sów wojny”, mówi też wiele o cy­wil­nym he­ro­izmie).

Ła­twiej te­raz do­strze­gamy sple­ce­nia pa­mięci, jak choćby nie­oczy­wi­stą, wie­lo­aspek­tową re­la­cję mię­dzy dwoma ko­lej­nymi po­wsta­niami, które wy­bu­chły w sto­licy. Po­mię­dzy Po­wsta­niem w Get­cie a Po­wsta­niem War­szaw­skim wciąż roz­grywa się swego ro­dzaju kon­ku­ren­cja pa­mięci. Co­raz sil­niej­sza staje się jed­nak świa­do­mość, że nie spo­sób zro­zu­mieć hi­sto­rii od­dziel­nie, wy­ci­na­jąc z niej wy­brane frag­menty. (I znów – w Made in Po­land znaj­dziemy po­ru­sza­jący roz­dział o ży­dow­sko­ści, po­wsta­niu w get­cie i an­ty­se­mi­ty­zmie, w któ­rym Li­kier­nik nie­ustan­nie po­wta­rza, że „na­ro­do­wość wy­biera się sa­memu”).

Ale okres wzmo­że­nia pa­mięci, któ­re­go­śmy jako spo­łe­czeń­stwo do­świad­czali przez ostat­nie dwie de­kady, nie­sie ze sobą także liczne nie­bez­pie­czeń­stwa. Po­nie­waż punk­tem wyj­ścia w roku 2004 było od­ro­dze­nie pa­mięci wy­par­tej czy wręcz za­ka­za­nej, zbio­rowa wy­obraź­nia w ra­mach do­mi­nu­ją­cego pa­ra­dyg­matu gra­wi­tuje w kie­runku co­raz bar­dziej eks­tre­mal­nym.

Może AK i Szare Sze­regi już nie wy­star­czają? Może praw­dzi­wie an­ty­pa­mię­cio­wymi bo­ha­te­rami są do­piero żoł­nie­rze Na­ro­do­wych Sił Zbroj­nych albo po­wo­jen­nego pod­zie­mia nie­pod­le­gło­ścio­wego upa­mięt­nia­nego dziś jako żoł­nie­rze wy­klęci? Tylko zbrojny opór staje się sym­bo­lem słusz­nej mo­ral­nie po­stawy. Im bar­dziej stra­ceń­czy, wy­trwały, uparty – tym lep­szy. Ja­ka­kol­wiek forma kom­pro­misu utoż­sa­miona zo­staje ze zdradą.

Po pierw­sze ta gra­wi­ta­cja ku eks­tre­mom spra­wia, że Po­wsta­nie War­szaw­skie było w po­li­tyce pa­mięci i zbio­ro­wej wy­obraźni co­raz sil­niej ka­ni­ba­li­zo­wane przez żoł­nie­rzy wy­klę­tych. Po dru­gie ozna­cza, że za­cho­dzi ne­ga­tywne od­dzia­ły­wa­nie mię­dzy pa­mię­cią Po­wsta­nia War­szaw­skiego a pa­mię­cią o So­li­dar­no­ści i Okrą­głym Stole. W myśl przy­to­czo­nych wy­żej słów Le­cha Ka­czyń­skiego, im ja­śniej na fir­ma­men­cie na­szej pa­mięci błysz­czy gwiazda po­wsta­nia, tym bar­dziej blakną – jako po­dej­rzane i mo­ral­nie nie­ja­sne – wszel­kie wy­da­rze­nia zwią­zane z kom­pro­mi­sem, dia­lo­giem, ne­go­cja­cjami.

W ra­mach swo­jej pracy ba­daw­czej mia­łem w ostat­nim cza­sie oka­zję roz­ma­wiać z wie­loma bo­ha­ter­kami i bo­ha­te­rami sierp­nia 1980 i póź­niej­szego prze­łomu. Zgod­nie po­wta­rzali, że Po­wsta­nie War­szaw­skie sta­no­wiło dla nich ne­ga­tywny punkt od­nie­sie­nia! Zbrojne wy­stą­pie­nie było tym, czego chcieli za wszelką cenę unik­nąć. Prze­ra­żała ich wi­zja roz­lewu krwi... Mó­wili o tym za­równo Bo­ru­se­wicz czy Fra­sy­niuk, jak i osoby od­po­wie­dzialne za przy­go­to­wa­nie Okrą­głego Stołu ze strony ko­mu­ni­stów: Cio­sek, Rey­kow­ski...

Warto mieć te pa­mię­ciowe in­ter­fe­ren­cje na uwa­dze. Na­ro­dowe mity spla­tają się czę­sto w nie­oczy­wi­sty spo­sób. Im bar­dziej za­chwyca nas stra­ceń­czy he­ro­izm po­wstań­ców, tym mniej – choćby i pod­świa­do­mie – skłonni bę­dziemy do­ce­nić trudne kom­pro­misy So­li­dar­no­ści.

Jak już wspo­mi­na­łem, na tle dwóch de­kad eks­plo­zji an­ty­pa­mięci głos Sta­ni­sława Li­kier­nika wy­brzmie­wał w ewi­dent­nym kon­tra­punk­cie. Nie był to głos ce­le­bra­cji po­wsta­nia i po­chwały he­ro­izmu. Umiesz­czone na okładce pierw­szego wy­da­nia słowa od­no­szące się do Po­wsta­nia War­szaw­skiego: „Błąd, klę­ska, tra­ge­dia...” może i były cy­ta­tem nieco wy­rwa­nym z kon­tek­stu, ale chyba do­brze od­da­wały główne prze­sła­nie książki.

Wielką war­tość tej pu­bli­ka­cji do­strze­gam w po­dej­mo­wa­niu dia­logu (nie­rzadko bar­dzo po­le­micz­nego) z in­nymi wę­zło­wymi tek­stami pa­mięci. Znaj­dziemy tu i spór z Obłę­dem ’44 Zy­cho­wi­cza, i na­wią­za­nie do Campo di Fiori Mi­ło­sza oraz słyn­nej ka­ru­zeli sto­ją­cej pod mu­rami getta. Sta­ni­sław Li­kier­nik i jego roz­mówcy nie boją się dys­ku­to­wać z gło­śnym ar­ty­ku­łem Mi­chała Ci­chego o an­ty­se­mi­ty­zmie w AK („Ra­zem z Aron­so­nem na­pi­sa­li­śmy list do ga­zety. Na­pi­sa­li­śmy, że to są bzdury. Na pewno ja­kiś fa­cet, je­den czy drugi, w AK pry­wat­nie był an­ty­se­mitą, ale że AK była an­ty­se­micka, to głup­stwa”).

Przede wszyst­kim jed­nak Sta­ni­sław Li­kier­nik wy­trwale prze­kłuwa ba­lon z na­pi­sem „mo­ralne zwy­cię­stwo”. „Nie wiem, co to jest mo­ralne zwy­cię­stwo – wy­ja­śnia – ale wiem, że zgi­nęło dwie­ście ty­sięcy lu­dzi, wiem, że mia­sto zo­stało znisz­czone. Je­żeli to jest zwy­cię­stwo, to nie po­tra­fię od­róż­nić zwy­cię­stwa od klę­ski i chyba trzeba zmie­nić zna­cze­nie słów”.

Są i ude­rze­nia moc­niej­sze, bo re­fleks i cel­ność Sta­ni­sława Li­kier­nika dają o so­bie znać nie tylko w walce, ale i w roz­mo­wie. Do­staje się re­kon­struk­to­rom hi­sto­rycz­nym („Ro­bi­li­śmy, co trzeba, ale nie gra­li­śmy w ja­kieś woj­skowe gry, tak jak te­raz te osiołki – mło­dzi, któ­rzy cho­dzą w pan­ter­kach”), wiel­kim even­tom („...gra­nie po­wsta­nia, uda­wa­nie wojny na ulicy, to bie­ga­nie z ka­ra­bi­nami na oczach pu­blicz­no­ści, która zjada ham­bur­gery, to bzdura ab­so­lutna”) oraz oczy­wi­ście po­li­ty­kom (Li­kier­nik z go­ry­czą za­uważa, że po­wsta­nie po roku 2004 fak­tycz­nie stało się suk­ce­sem, ale tylko po­li­tycz­nym).

Na pierw­szych stro­nach książki Li­kier­nik wspo­mina woj­skowe i pa­trio­tyczne wy­cho­wa­nie, w ra­mach któ­rego wpo­jono mu de­wizę „Słodko i za­szczyt­nie jest umrzeć za oj­czy­znę”. Przy­wo­łuje w tym kon­tek­ście mię­dzy in­nymi szkolną de­kla­ma­cję wier­sza o Or­lę­tach Lwow­skich zło­żo­nych w ofie­rze na oł­ta­rzu hi­sto­rii.

Dziś to jego po­ko­le­nie i jego do­świad­cze­nie stały się przed­mio­tem ta­kiego wy­cho­wa­nia, te­ma­tem szkol­nych apeli. Tylko że Li­kier­nik już w te de­kla­ra­cje nie wie­rzy. Nie ma nic pięk­nego ani w umie­ra­niu za oj­czy­znę, ani w za­bi­ja­niu w jej imie­niu. („...nie jest do­bre dla zdro­wia za­bi­ja­nie lu­dzi, gdy ma się dwa­dzie­ścia lat. Ale prawda jest rów­nież taka, że za­bi­ja­nie jest nie­stety bar­dzo pro­ste”).

Made in Po­land opo­wiada więc o prze­mia­nie chłopca, który uro­dził się i wy­cho­wał w świe­cie koni, sza­bel i żoł­nier­skiego ho­noru, a po­tem pa­trzył, jak ten świat zo­staje bru­tal­nie roz­je­chany przez czołgi, po­grze­bany pod gra­dem bomb. Co może za­stą­pić dawny, he­ro­iczny sys­tem war­to­ści? Czy tylko cy­nizm albo de­mo­ra­li­za­cja (czego oba­wiali się nie­któ­rzy men­to­rzy Li­kier­nika, jak choćby Jó­zef Ry­bicki, słusz­nie na­zy­wany su­mie­niem AK)? Made in Po­land daje jed­nak na­dzieję, że nie.

Szcze­gól­nie mocno wy­brzmiewa w tej książce kwe­stia po­ko­le­niowa. Czyni to Made in Po­land lek­turą nie­zwy­kle ak­tu­alną – wszak tyle się dziś mówi o bo­ome­rach, ik­sach, mil­le­nial­sach i ze­tkach; o kon­flik­tach mię­dzy mło­dymi a sta­rymi i o tym, jak szybko zmie­nia się świat.

Na kar­tach tej książki przez wiele go­dzin „stary” opo­wiada „mło­dym” o swo­jej mło­do­ści. Tekst prze­nosi nas głów­nie w ten okres bio­gra­fii Li­kier­nika, który w so­cjo­lo­gii na­zywa się okien­kiem for­mu­ją­cym lub wy­brzu­sze­niem re­mi­ne­scen­cyj­nym. Pod tymi nie­zwy­kle uczo­nymi na­zwami kryje się ba­nal­nie pro­sta ob­ser­wa­cja, że gdzieś mię­dzy pięt­na­stym a trzy­dzie­stym pią­tym ro­kiem ży­cia przy­pada czas, gdy naj­sil­niej kształ­tuje się na­sza toż­sa­mość. Póź­niej, oczy­wi­ście, wciąż roz­wi­jamy się, uczymy, a cza­sem na­wet zmie­niamy zda­nie, ba­da­nia su­ge­rują jed­nak, że dzieje się to zwy­kle wzdłuż tra­jek­to­rii na­kre­ślo­nej już dość wy­raź­nie przez wy­da­rze­nia z tego spe­cjal­nego okresu na­szej bio­gra­fii. Gdy­by­śmy więc prze­ło­mowe wy­da­rze­nia z czy­je­goś ży­cia umie­ścili na osi czasu, przed­sta­wia­jący je wy­kres miałby za­pewne „górkę” (owo roz­po­zna­wane przez so­cjo­lo­gów wy­brzu­sze­nie) przy­pa­da­jącą na ten klu­czowy okres.

W Made in Po­land i in­nych wspo­mnie­niach z czasu wojny i oku­pa­cji fa­scy­nu­jące jest to, że wy­da­rze­nia z okresu in­dy­wi­du­al­nego wy­brzu­sze­nia re­mi­ne­scen­cyj­nego two­rzą za­ra­zem wy­brzu­sze­nie re­mi­ne­scen­cyjne ca­łej Pol­ski. Gdy­by­śmy przed­sta­wili na osi czasu daty śmierci pa­tro­nów ulic albo uchwały rocz­ni­cowe sejmu czy se­natu, oka­za­łoby się, że two­rzą one wy­brzu­sze­nie po­dobne do tego, ja­kie ob­ser­wuje się w in­dy­wi­du­al­nych bio­gra­fiach. Na­sza zbio­rowa pa­mięć w nie­zwy­kle sil­nym stop­niu zo­stała ukształ­to­wana przez wy­da­rze­nia z lat 1939–1956.

W Made in Po­land wi­dzimy, czym ten czas był dla na­ocz­nego świadka i uczest­nika wy­da­rzeń. Pa­dają tu także fa­scy­nu­jące py­ta­nia o to, czym ak­cja pod Ar­se­na­łem albo Po­wsta­nie War­szaw­skie stają się dla ge­ne­ra­cji dzieci, wnu­ków czy pra­wnu­ków bo­ha­te­rów i bo­ha­te­rek tam­tych dni.

Na ile każde po­ko­le­nie jest fak­tycz­nie inne, jak chcie­liby tego mar­ke­tin­gowcy spe­cja­li­zu­jący się w do­cie­ra­niu do mil­le­nial­sów? Na ile zaś łą­czą nas uni­wer­salne war­to­ści wy­ni­ka­jące z cią­gło­ści kul­tury oraz nie­zmien­nej bio­lo­gii?

Zbio­rowa pa­mięć Po­wsta­nia War­szaw­skiego, w szcze­gól­no­ści ta ani­mo­wana przez Mu­zeum Po­wsta­nia War­szaw­skiego, w nie­zwy­kle in­te­re­su­jący spo­sób wy­do­bywa tę dy­na­mikę. Współ­cze­śni mło­dzi spo­ty­kają w jej ra­mach ów­cze­snych mło­dych. W mo­jej oce­nie to jedna z pięk­niej­szych lek­cji, które jako spo­łe­czeń­stwo wy­cią­gnąć mo­żemy z za­my­ka­ją­cego się wła­śnie cy­klu upa­mięt­nia­nia. Roz­wa­ża­nia o po­wsta­niu mogą skło­nić nas do za­da­wa­nia py­tań o to, czego mo­żemy się na­uczyć z róż­nic mię­dzy­po­ko­le­nio­wych. Jak czer­pać z nie­po­wta­rzal­nych do­świad­czeń na­szych ro­dzi­ców, dziad­ków, pra­dziad­ków, ale też dzieci i wnu­ków – bo most po­wi­nien być prze­jezdny w dwie strony! Warto też py­tać o to, czego mo­żemy się na­uczyć z po­do­bieństw – z tego, że osiem­dzie­siąt lat póź­niej wciąż bar­dzo po­dob­nie bo­imy się, ko­chamy i nie­na­wi­dzimy.

Made in Po­land sta­wia mnó­stwo ta­kich py­tań. Jest coś po­ru­sza­ją­cego w tej mię­dzy­po­ko­le­nio­wej roz­mo­wie. Ma­rat i Wój­cik są świet­nie przy­go­to­wani, „otwie­rają” Li­kier­nika, wy­ko­rzy­stu­jąc cy­taty z li­te­ra­tury i do­ku­men­tów źró­dło­wych, nie­ustan­nie kon­fron­tują jego opi­nie i wspo­mnie­nia z re­la­cjami in­nych świad­ków. Cza­sem jest bar­dzo po­waż­nie, mo­men­tami za­baw­nie, dia­log bywa też ostry, przez cały czas daje się w nim jed­nak od­czuć wza­jemną sym­pa­tię, sza­cu­nek i cie­ka­wość. Na­wet wtedy, gdy Li­kier­nik kwi­tuje py­ta­nia roz­mów­ców tek­stem w ro­dzaju: „Baj­du­rzy­cie . Upi­li­ście się tym wi­nem, smar­ka­cze”.

Sta­ni­sław Li­kier­nik to po­stać nie­zwy­kła. Uczest­ni­czył w naj­bar­dziej spek­ta­ku­lar­nych ak­cjach Ke­dywu, wal­czył w Po­wsta­niu War­szaw­skim. Uwiecz­niony w pro­zie Ro­mana Brat­nego, za ży­cia stał się bo­ha­te­rem li­te­rac­kim, o któ­rym po­wsta­wały nie­zli­czone wy­pra­co­wa­nia ma­tu­ralne.

Jego opo­wieść wzno­wiona po dzie­się­ciu la­tach tylko zy­skała na ak­tu­al­no­ści. Dzie­sięć lat temu Made in Po­land sur­fo­wało na szczy­cie pa­mię­cio­wej fali. Dziś, jak pod­po­wiada nam nie­ubła­gana lo­gika po­ko­le­nio­wych cy­kli, znaj­du­jemy się w przeded­niu no­wego okresu upa­mięt­nia­nia. Prak­tycz­nie nie ma już z nami świad­ków tam­tych wy­da­rzeń. Zo­sta­li­śmy z tym ba­ga­żem sami.

Po­wsta­nie War­szaw­skie nie jest już z całą pew­no­ścią wy­da­rze­niem za­po­mnia­nym ani prze­mil­cza­nym. Du­chy po­wstań­ców ode­brały za­le­głe ho­nory. Te­raz po­trzebna by nam była ja­kaś forma ode­sła­nia ich z po­wro­tem, na za­słu­żony spo­czy­nek. Tak, żeby po­wstańcy nie stali się upior­nymi za­kład­ni­kami współ­cze­sno­ści, bez końca za­przę­ga­nymi do pracy w roz­rywce, biz­ne­sie czy po­li­tycz­nej pro­pa­gan­dzie.

Jest i zmiana naj­waż­niej­sza. Dzie­sięć lat temu, choć to prze­cież było już po in­wa­zji na Krym, wojna wy­da­wała nam się czymś od­le­głym. Trzeba było wy­tę­żo­nej pracy pa­mięci, by za­cho­wać jej wia­ry­god­ność w zbio­ro­wej wy­obraźni. Dziś od­po­wiedź na py­ta­nie: „Po­tra­fi­cie w ogóle coś ta­kiego so­bie wy­obra­zić?” mo­głaby być zgoła inna... Trudno so­bie nie wy­obra­żać bom­bar­do­wań, he­ro­icz­nego oporu i ma­sakr lud­no­ści cy­wil­nej. Dzie­sięć lat temu wie­rzy­li­śmy, że wojna jest kwe­stią od­le­głej prze­szło­ści. Dziś to­czy się tuż za na­szymi gra­ni­cami.

I wy­daje się zbli­żać...

.

Kon­stan­cin, lata 30. Staś pa­trzący z wanny na świat czasu idylli: no­wo­cze­sna willa z ogro­dem, mama twardo do­wo­dząca słu­żącą i or­dy­nan­sem ojca, od­wie­dziny ko­le­gów, ro­dzice wy­cho­dzący na ofi­cer­skie bale, pierw­sze fa­scy­na­cje dziew­czę­tami...
Al­bumy przed­wo­jen­nych zdjęć ro­dziny Li­kier­ni­ków prze­trwały lata oku­pa­cji i Po­wsta­nie War­szaw­skie ukryte w kilku skryt­kach (m.in. w miesz­ka­niu przy ul. Mic­kie­wi­cza 27). Ra­zem ze zdję­ciami Sta­szek prze­cho­wy­wał broń i do­lary. Po po­wsta­niu oka­zało się, że skrytki zo­stały okra­dzione z pie­nię­dzy, szczę­śli­wie zło­dzieje nie byli za­in­te­re­so­wani zdję­ciami.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: