Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mademoiselle Oiseau i listy z przeszłości - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 listopada 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Mademoiselle Oiseau i listy z przeszłości - ebook

Boże Narodzenie w Alei Minionych Czasów

Nadszedł listopad. Jesień była tak wspaniała, jak może być tylko przy Alei Minionych Czasów, w samym sercu Paryża. Minęło dokładnie pięćdziesiąt dziewięć dni od tamtego upalnego sierpniowego dnia, kiedy to Mademoiselle usiadła na zielonym jedwabnym dywanie, uniosła się nad podłogą, po czym wyfrunęła przez balkon. Isabella została sama w mieszkaniu Juliette Oiseau. Dopiero teraz zorientowała się, że pod fantazyjnymi falbankami i żabotami kryją się mroki przeszłości. Dawne życie skrywa liczne tajemnice i spieszne pożegnania, ale zostały po nim marzenia i siła siostrzanej miłości. Isabella musi szybko wyruszyć na poszukiwanie prawdy, zanim będzie za późno, i uratować wigilijną tradycję, o której jej ekscentryczna przyjaciółka najwyraźniej chce zapomnieć.

Cudownie kapryśna! Mademoiselle Oiseau to prawdziwa paryżanka!

Jennifer L. Scott, autorka Lekcji madame Chic

Mademoiselle Oiseau urzekła mnie od samego początku. Paryżem, aurą, zapachem, ba, nawet lekkością  kreski, którą przypominała mi – wypisz, wymaluj – postaci tworzone przez Jana Marcina Szancera. No właśnie, czy Isabella nie jest daleką kuzynką Adasia Niezgódki, chłopaka, któremu nic nie wychodzi i dopiero kiedy wstępuje do Akademii, jego życie zmienia się jak w kalejdoskopie? Czy Mademoiselle Oiseau nie jest koleżanką z klasy samego Pana Kleksa? Że zrodzili się w różnych epokach? Przecież postaci literackie żyją poza ziemskim czasem i przestrzenią. Więc ciekawe, kto był ich ulubionym wykładowcą: Profesor Paj-Chi-Wo czy raczej Albus Dumbledore – magowie, którzy potrafią sprawić, że nawet największa w świecie niezdara może w jednej chwili odmienić swój los, bo magia kryje się czasem dwa piętra wyżej? Mój egzemplarz książki trafił w ręce ośmioletniej Marysi - urodziny to świetna  okazja do poznawania nowych ludzi. A potem już samo poszło: jak wyznała mi mama młodej jubilatki, „Historia Mademoiselle Oiseau” była wśród koleżanek Marysi małym przebojem urodzinowym, a Isabella cudowną ambasadorką czytelniczych światów. I dobrze. I na zdrowie.

Robert Kasprzycki

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-05981-4
Rozmiar pliku: 6,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ADSZEDŁ LISTOPAD. Jesień była tak wspaniała, magnifique, jak może być tylko przy Alei Minionych Czasów, w samym sercu Paryża. Przed budynkiem numer 109 stał szczupły młody mężczyzna i grał na flecie. Nuty tańczyły po chodniku i wskakiwały na balkon Mademoiselle Oiseau, a potem znikały na szkarłatnym niebie. Po drodze uderzały w ostatnie liście, jakie zostały na gałęziach. Niegdyś zielone drzewa teraz stały prawie całkiem ogołocone.

Przed piekarnią, Boulangerie Bouboulle, unosił się smakowity zapach świeżych croissantów. Co chwila ktoś przystawał przed drzwiami i wykrzykiwał z zachwytem: „Mój Boże! Mon Dieu!”albo: „O lá lá...”. Nie sposób było oprzeć się pokusie, ludzie zaglądali więc do piekarni i kupowali choćby jeden rogalik, dobrze wypieczony i jeszcze ciepły w środku.

Paryskie psy o tej porze roku często chodzą ubrane w płaszczyki przeciwdeszczowe, które cichutko szeleszczą, kiedy psiak od czasu do czasu znajdzie dogodne miejsce, by się załatwić. Na uliczce przystanął właśnie chihuahua, z oczami wyłupiastymi jak krab, trzymany na smyczy przez swoją madame – oboje mieli na sobie identyczne berety z chwościkiem. Piesek wyglądał na nieco onieśmielonego. Można było się tylko domyślać, że chihuahua czują się lepiej bez berecików.

Na tarasie Le Café Saint Jean ludzie popijali café crème i chocolat chaud, gorącą czekoladę. Niektórzy mieli na sobie puchowe kurtki z futrzanymi kołnierzami, inni zaś cienkie bawełniane płaszcze. W listopadzie paryżanom trudno jest wybrać odpowiednio ciepłą odzież wierzchnią. Poza tym jednak jesień w tym mieście jest cudowna. Nie można o niej złego słowa powiedzieć. A już na pewno Isabella i Isis nie miały powodów do narzekań.

BIE LEŻAŁY w wielkim salonie w apartamencie Mademoiselle Oiseau i zajadały pokrojony na dwanaście kawałeczków ser camembert. Minęło dokładnie pięćdziesiąt dziewięć dni od tamtego upalnego sierpniowego dnia, kiedy to Mademoiselle usiadła na zielonym jedwabnym dywanie, uniosła się nad podłogą, po czym wyfrunęła przez balkon. Dywanowi wyrosły skrzydełka – setki skrzydeł. Wszystkie ptaki Mademoiselle obsiadły go z każdej strony i chwyciwszy dziobkami niezliczone frędzelki na brzegach, uniosły go w górę.

Mam nadzieję, że bez problemu dolecą do Wenecji, pomyślała wtedy Isabella, po czym zdrzemnęła się, tuląc do siebie Señoritę Czaczacza. Mademoiselle Oiseau oczywiście nie była zbyt ciężka, a poza tym dywan być może potrafi wspomóc frunące ptaki... Na pewno uda im się bez przeszkód dotrzeć do Luisy, ukochanej siostry Mademoiselle.

To już pięćdziesiąt dziewięć dni. Isabella sama nie wie, dlaczego tak dokładnie pilnuje tego czasu. Każdego wieczoru, kiedy skreśla kolejny dzień, ma wrażenie, jakby po kawałeczku ciągnęła za długą jedwabną nitkę, która biegnie po niebie z Paryża do Wenecji. Isabella wyobraża sobie, że jeden koniec nici jest przyczepiony do talii Mademoiselle Oiseau i z każdym dniem dziewczynka powolutku przyciąga ją z powrotem. Pewnego dnia Mademoiselle zauważy nitkę i poczuje, że Isabella ciągnie ją do domu. Zorientuje się, że pora wracać na Aleję Minionych Czasów.

Z drugiej strony jednak życie bez Mademoiselle Oiseau nie było wcale takie ciężkie. Isabella miała wszystko, czego jej było trzeba. Przede wszystkim tę niezwykle ważną rzecz, którą Mademoiselle nazywała siłą woli... Poza tym towarzyszyła jej Isis, siostrzenica Mademoiselle Oiseau, która mieszkała kawałek dalej, przy Alei Roześmianego Kota, a w tej chwili wstała z sofy, otwarła drzwi na balkon i wykrzyknęła do jesieni panującej przy Alei Minionych Czasów:

– Je t’aime! Kocham cię!

SABELLA PRZECIĄGNĘŁA SIĘ i uważnie spojrzała na zakurzoną podłogę w salonie. Zauważyła pod szafką liczne perły, guziki, szminkę lub dwie i trzy makaroniki. Wszystko to leżało na dywanie z kociej sierści, kurzu i włosów Mademoiselle Oiseau.

Nagle Isabella zwróciła uwagę na fotografię ukrytą za komódką z mnóstwem tajemniczych półeczek i szuflad. Podeszła do mebla, kucnęła i wyciągnęła ramiona tak daleko, jak tylko potrafiła, i czubkiem palca dotknęła zdjęcia. Chwyciła je i przeciągnęła do siebie.

Zdmuchnęła z niego kurz i dopiero teraz dostrzegła, że fotografia przedstawia dwie dziewczynki. Mogły mieć po siedem lub osiem lat. Patrzyły wprost w obiektyw aparatu. Były ubrane w identyczne czarne sukienki ze śnieżnobiałymi kołnierzykami bebe. Isabella przyglądała się zdjęciu – coś w intensywnym spojrzeniu dziewcząt przykuło jej uwagę. Obie postaci były połączone długim, grubym warkoczem – ktoś splótł ich ciemne włosy pod lewym uchem jednej z nich i pod prawym uchem drugiej, a następnie związał je elegancką kokardą.

– Spójrz tylko, Isis! – odezwała się Isabella.

Isis opuściła okulary na nos.

– To Mademoiselle Oiseau i Luisa – oznajmiła. – Choć powinnam raczej powiedzieć: Juliette i Luisa. Były nierozłączne.

– Zawsze połączone warkoczem?

– Niekoniecznie. Któregoś ranka Juliette zszyła marynarskie kołnierze ich sukienek, a innym razem pamiętam, że zrobiła spodnie z trzema nogawkami. Poszły wtedy do szkoły jak syjamskie bliźnięta. Musisz wiedzieć, że w tamtych czasach dziewczęta nie nosiły spodni.

– A to ci dopiero – odparła Isabella i spojrzała w zamyśleniu na Juliette i Luisę.

Teraz je rozpoznawała – przyjrzała się znajomo wyglądającym oczom i trójkątnym nosom... Nigdy jednak nie widziała w oczach Mademoiselle Oiseau takiego smutku. Nawet wtedy, kiedy Mademoiselle zachorowała i Doktor Chasse Bobo, chcąc ją wyleczyć, posłał Isabellę po kociątko ocelota, które przyniosła w pudełku na tort.

– Jakie one są smutne – zauważyła.

– Tak, ostatecznie stały się nieszczęśliwe. Na początku żyły jak księżniczki razem z matką, Martą, moją prababcią. Potem jednak coś się wydarzyło... Coś przykrego. Sama właściwie nie wiem co.

– Kto ci o tym opowiadał? Twoja babcia, Luisa?

Isis zamilkła. Jadła powoli kawałek sera. Na jej twarzy malowało się teraz poczucie winy.

– Kiedy byłam mała, przeczytałam pamiętnik Mademoiselle Oiseau – przyznała wreszcie. – Bez pozwolenia. Mademoiselle opiekowała się mną. Pamiętam, że się nudziłam. Nie miała dla mnie czasu, twierdziła, że musi pracować, i zamknęła się w zapachowej kuchni. Rozzłościłam się i wpełzłam pod łóżko z baldachimem. Znalazłam tam wszystkie jej pamiętniki. Nie mogłam się powstrzymać. Miałam wrażenie, że same się przede mną otwarły.

– Dowiedziała się o tym?

– Nie, oczywiście, że nie. Przeczytałam tylko kilka stron. A ponieważ miałam poczucie winy, wyszłam spod łóżka. Na drugi dzień zajrzałam tam, by sprawdzić, czy jeszcze leżą, ale pod łóżkiem nie było już nic, nie licząc kłębków kurzu i kota pogrążonego w depresji.

– I co przeczytałaś?

– Większość chyba zapomniałam, ale pamiętam, że było tam coś o zniknięciu Marty. Dziewczynki musiały zdaje się zamieszkać u krewnych, dopóki nie dorosły. To smutne, nie sądzisz?

– Okropne.

– Poza tym to się chyba wydarzyło tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Juliette napisała wtedy, że już nigdy nie będzie obchodziła świąt. Przestała je lubić na zawsze.

– Naprawdę?

– Tak. Odkąd ją znam, nigdy nie chciała nawet słyszeć o świętach. Co roku, kiedy zbliżał się grudzień, Mademoiselle znikała.

– Jakie to smutne... To pewnie wróci dopiero w styczniu – odparła Isabella.

– Owszem. Będziemy obchodzić święta bez niej.

– Czyli od tamtego wpisu w pamiętniku Mademoiselle nie uczestniczyła w świętach?

– Chyba nie. Zanim Edyta przeprowadziła się do Finlandii, zawsze obchodziłyśmy święta przy Alei Roześmianego Kota. Mademoiselle jednak nigdy nie było z nami. Do stołu siadałyśmy same z Edytą. Z Luisą zresztą jest tak samo – obraziła się na te dni.

Isis nigdy nie nazywała Edyty mamą, a Luisy babcią. Isabella nie miała dotąd ochoty pytać dlaczego.

– Zastanawiam się, co mogło się stać... – odezwała się Isabella.

– To wie chyba tylko Marta – odparła Isis, wzruszając ramionami. – Z niektórymi tajemnicami trzeba się pogodzić. No dobra, muszę się zbierać do domu. Może odwiedzisz mnie jutro po szkole?

Isabella skinęła głową i wsunęła fotografię z powrotem pod komódkę. Po tym, co usłyszała od Isis, uznała, że lepiej, jeśli zdjęcie tam zostanie. Poza tym, gdzie indziej miałaby je odłożyć?

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: