Mademoiselle Oiseau w Argentynii - ebook
Mademoiselle Oiseau w Argentynii - ebook
Opowieść o przyjaźni między bezczasową damą i nieśmiałą dziewczynką. O życiu, miłości i marzeniach. A także o tym, że to, co zbyt piękne, żeby było prawdziwe, czasem okazuje się najprawdziwszą prawdą!
Już wiosna! W Alei Minionych Czasów krzaki róż puszczają pierwsze błyszczące listeczki, lecz Mademoiselle Oiseau jest melancholijna i przygnębiona… Czyżby nie lubiła wiosny? A może dość ma już kotów, ptaków, latających dywanów i naszyjników z pereł? Czy nowa wyprawa w towarzystwie Isabelli przywróci jej dobry nastrój i natchnie do nowych, zwariowanych pomysłów?
Ponad dachami Paryża leży Srebrna Kraina, Argentynia. Jest daleko i całkiem blisko. Łatwo do niej dotrzeć lecz trudno znaleźć drogę powrotną. To miejsce, w którym spełniają się marzenia, śnią się najdziwniejsze sny i dzieją się rzeczy zupełnie magiczne. Pośród porcelanowych skarbów, wielobarwnych motyli oraz ekscentrycznych mieszkańców tej osobliwej krainy ożywają stare wspomnienia, rozwiązują się tajemnice i wszystko w zaskakujący sposób łączy się ze sobą... Może to więc nie przypadek, że szalona, cudowna Mademoiselle Oiseau i dziewięcioletnia Isabella stały się najlepszymi przyjaciółkami?
Andrea de La Barre de Nanteuil (ur. 1976) – mieszka w Paryżu, zawodowo zajmuje się modą jako specjalistka PR. Ukończyła Uniwersytet w Lund, studiowała też w ESCP Europe w Paryżu. Jest autorką czterech książek dla dzieci: Historia Mademoiselle Oiseau, Mademoiselle Oiseau i listy z przeszłości, Mademoiselle Oiseau w Argentynii oraz Pokaluren irrar vilse.
Lovisa Burfitt (ur. 1973) – jedna z najzdolniejszych współczesnych skandynawskich ilustratorek. Absolwentka Szkoły Mody Beckmana oraz Królewskiego Instytutu Sztuki w Sztokholmie. Po studiach zamieszkała w Paryżu, gdzie rozwinęła karierę jako projektantka mody i ilustratorka. Obecnie mieszka w Aix-en-Provence.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-06752-9 |
Rozmiar pliku: | 6,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Nie pójdziemy daleko – mówi.
Potem daje znak Señoricie Czaczacza.
Nogi Isabelli nagle się ożywiają. Odrzuca kołdrę, zeskakuje z sofy i staje przed Mademoiselle Oiseau. Ta troskliwie pomaga jej założyć płaszcz. Potem wychodzą, czekają na Señoritę Czaczacza i okrążają dom. Isabella dygocze i przez sekundę nie jest pewna, czy dalej nie śpi. Nie, jest obudzona, kiedy stoi na balkonie w porywach wiatru.
– Jest taka droga – mówi Mademoiselle Oiseau ze zdecydowanym wyrazem twarzy, jaki czasem miewa. – Jest droga po dachach, na tyle szeroka, że nie ryzykuje się wylądowania w ptasich gniazdach na Alei.
Odczepia drabinę zawieszoną na tylnej ścianie domu. Szybkim ruchem rozkłada ją na podwójną wysokość i przystawia do muru po drugiej stronie basenu z dżunglą. Potem zaczyna się wspinać w swoich butach na obcasach, z puchatym boa ze strusich piór owiniętym wokół szyi. Señorita Czaczacza drepcze na samym końcu. Niemal już na dachu Mademoiselle Oiseau odwraca głowę i spogląda niecierpliwie na Isabellę.
– No chodź! – woła. – O ile dobrze pamiętam, przejście zaczyna się właśnie tutaj.
Isabella wspina się za nią. Czarny płaszcz wydyma się i trzepocze w porywach wiatru. W środku ma duże kieszenie z podszewką z czerwonego jedwabiu. Kiedy dziewczynka jest na szczycie drabiny, Mademoiselle Oiseau wyciąga do niej rękę i pomaga wejść na dach. Przeciskają się między dwoma wielkimi kominami i nagle mają przed oczami zapierający dech w piersiach widok Paryża. Wichura natychmiast się uspokaja. Señorita Czaczacza wystawia nos do góry i węszy niespokojnie. Mademoiselle też zdaje się nieco zdziwiona, że wiatr tak nagle ustał. Stoją tam przez kilka minut.
Na prawo widać Sacré-Cœur, jak podświetlony tort bezowy. W dole, na południowym zachodzie, migocze wieża Eiffla. A pomiędzy nimi tysiące lśniących cynowych dachów, które spajają to miasto.
– Paryż... – wzdycha Mademoiselle Oiseau i uśmiecha się z czułością.
– Tak – mówi Isabella. – Paryż...
Potem Isabella zauważa, że wierzchołek dachu, na którym stoją, jest wyjątkowo szeroki. Pod ich stopami otwiera się brukowana dróżka, która prowadzi po dachu prosto na drugi koniec budynku.
– Czy nadal jesteś zmęczona? – pyta Mademoiselle Oiseau.
– Nie, tylko trochę kręci mi się w głowie.
Mademoiselle podsuwa jej swoje ramię.
– Proszę – mówi. – Wesprzyj się na kimś, kto chodził po dachach właściwie przez całe życie!
Isabella bierze Mademoiselle pod rękę. Przy końcu dachu brukowana dróżka przechodzi w niewielką kładkę zawieszoną w powietrzu między dwoma domami, na pewno piętnaście–dwadzieścia metrów nad uliczką pulsującą kawiarnianym życiem. Isabella czuje ssanie w dołku, kiedy spogląda na wystawione stoliki i ludzi, którzy siedzą tam i rozmawiają, jedząc kolację. I nikt z nich się nawet nie domyśla, że nad ich głowami przemieszczają się dwie dziwne istoty i kot.
Po przejściu kładki lądują na kolejnym dachu, kluczą między kominami, a potem muszą przeskoczyć przerwę między dwoma kwartałami domów.
W końcu droga staje się tak wąska, że nie da się iść dalej.
Mademoiselle Oiseau owija boa ze strusich piór jedno okrążenie więcej wokół szyi i siada z nogami dyndającymi nad rynną. Z kieszeni żakietu wyjmuje szminkę, poprawia kolor na górnej wardze i cichutko chichocze. Potem podpiera się dłońmi, bierze rozpęd i przeskakuje gładko na najwyższy balkon domu.
– Au secours! Pomocy! – krzyczy zduszonym głosem Isabella i spogląda przerażona na kota.
Wychyla się ostrożnie i upewnia się, że Mademoiselle Oiseau wylądowała jak należy. Ależ tak, teraz stoi tam i wyciąga ręce do Isabelli.
– Teraz ty. Chodź! Złapię cię.
Isabella kładzie się na brzuchu, zamyka oczy i ostrożnie opuszcza się nad rynną. Bardzo powoli zsuwa się na balkon. Señorita Czaczacza zeskakuje za nią i posyła Mademoiselle Oiseau gniewne spojrzenie. Mademoiselle Oiseau je odwzajemnia, mówiąc:
– Ani jednego miauknięcia o stawach biodrowych! S’il vous plaît, Madame Czacza-Kotko.
Po cichu przemykają wzdłuż okien. W mieszkaniu po drugiej stronie szyby jest całkiem ciemno. Isabella nie ma odwagi odwrócić głowy i zajrzeć do środka. Zerka tylko przelotnie. Dotarłszy do końca fasady, wspinają się po drabince pożarowej, która jak na zamówienie przymocowana jest do ściany. Na szczycie dachu tajna droga biegnie dalej. Teraz mogą iść obok siebie i Isabella przestaje się bać wysokości. Czasem muszą przeskoczyć na inny dach, ale domy stoją tu tak ciasno, że to nigdy nie wydaje się niebezpieczne.
Idą wzdłuż parku Monceau. Isabella zagląda prosto do mieszkań na najwyższych piętrach bulwaru de Courcelles. Na dachu jest ciemno, w domach jasno. Z tej perspektywy stare kamienice wyglądają jak gigantyczne domki dla lalek. Można zobaczyć, jak niektórzy ludzie jedzą kolację, a inni stoją i krzyczą na siebie. Isabella widzi dziecko jeżdżące na rowerku po wielkim pustym salonie. Inne dziecko szoruje zęby przed telewizorem. Trzecie gapi się pustym wzrokiem na korony drzew okalające bulwar.
– Już jest niedaleko – mówi Mademoiselle i wskazuje w lewo. – Tam, po prawej stronie Łuku Triumfalnego, leży Argentynia.
– Argentynia...? – powtarza zdumiona Isabella. – Co masz na myśli?
– Argentynia. Tam się znajduje!
– Chyba jednak nie...
– Ależ tak... – zapewnia Mademoiselle Oiseau i uśmiecha się teatralnie. Potem spogląda poważnie na Isabellę i mówi zdecydowanym tonem: – W każdym razie moja Argentynia. Po co mam jechać przez pół kuli ziemskiej, kiedy muszę się wybrać tylko tam... do Srebrnej Krainy?
Isabella milknie. Dlaczego właśnie Argentynia? – zastanawia się.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------