Madonna. A rebel life. Biografia - ebook
Madonna. A rebel life. Biografia - ebook
Wczesne doniesienia prasowe opisywały Madonnę jako „niegrzeczną dziewczynę z chłopięcych marzeń”, ale szybko stało się jasne, że była złą dziewczyną z dziewczyńskich fantazji.
Od czasów Sinatry, Elvisa i Beatlesów młode kobiety i dziewczyny przekrzykujące męskich gwiazdorów stały się tak powszechne, że aż banalne. Wydawało się, że kobiety przyciągają tłumy tylko wtedy, gdy śpiewają o tym, jak bardzo pragną mężczyzn.
Do czasu kiedy na scenie nie pojawiła się ona
MADONNA
Piosenkarka i tancerka, która miała okazać się kimś więcej niż gwiazdą jednego sezonu. Ikona, aktywistka LGBTQ+, filantropka, feministka, performerka – artystka kompletna, która pomimo ostrej krytyki nigdy nie oddzieliła swojej muzyki od zaangażowania politycznego.
Mary Gabriel z precyzją portretuje jedną z najbardziej znanych kobiet na świecie. Ukazuje obraz królowej popu, którego nie znajdziesz ani w żadnej innej biografii, ani w plotkarskiej prasie. Snuje swoją opowieść od wczesnych etapów jej kariery, przez pierwsze poważne deklaracje polityczne, momenty załamania, aż po cenę, którą musiała zapłacić za swoje decyzje.
Madonna istnieje, aby przekraczać granice,
tworząc prowokacyjną, wizjonerską muzykę, teledyski, filmy i występy na żywo, które zmieniły kulturę na całym świecie.
Mary Gabriel – finalistka nagrody Pulitzera za książkę o Karolu Marksie, redaktorka „Reutera”, autorka nagradzanych książek, tym razem zobrazowała dramatyczne życie i wybitne osiągnięcia jednej z największych artystek naszych czasów. Ukazała nie tylko najjaśniejszą gwiazdę popu, ale i cały firmament wybitnych twórców, którzy wywoływali artystyczny ferment. Andy Warhol, Keith Haring, Jean-Baptiste Mondino, Tupac Shakur, Prodigy i wielu innych znaleźli swoje miejsce na kartach tej opowieści.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9546-9 |
Rozmiar pliku: | 7,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Madonna: A Rebel Life_ pozornie jest książką o jednej osobie. Lecz w ciągu ponad pięciu lat, które spędziłam na zbieraniu informacji i pisaniu, uświadomiłam sobie, że przedstawienie Madonny w popowo-muzycznej próżni nie jest możliwe. Bo ona jest nie tylko ikoną rozrywki, lecz artystką, która wywarła i nadal wywiera wpływ na kulturę oraz historię społeczną w skali całego globu. Opowieść o jej życiu wymagała więc szerszego tła, przytoczenia fragmentu najnowszej historii, z końca jednego stulecia i początku kolejnego, oraz pokazania, jak zmieniała świat, a jak świat zmieniał ją.
W rezultacie zakres materiału, z którym przyszło mi się zmierzyć, gwałtownie narastał, a przypisy do tekstu wypełniały setki stron. Z tego względu razem z wydawnictwem Little, Brown podjęliśmy decyzję o umieszczeniu tych ważnych, ale obszernych danych online. Poniżej znajduje się link odsyłający do listy wszystkich źródeł, z jakich korzystałam podczas pracy nad książką, począwszy od konkretnych odniesień pojawiających się w tekście i zawartych w przypisach końcowych, aż po pełną bibliografię.
https://www.wydawnictwoznak.pl/ksiazka/Madonna-A-rebel-life-Biografia/11085Prolog
Londyn,
28 listopada 2000 r.
Ludzie zebrani w Brixton Academy wydawali się wyraźnie znudzeni występującym gościnnie DJ-em, który otrzymał trudne zadanie zabawiania wyczekującego tłumu, choćby nawet nie udało mu się go zadowolić. Dopiero co skończył swój numer, kiedy znajomy motyw – ledwie kilka elektronicznie wygenerowanych dźwięków – wywołał ryk, a potem istny las rąk, radosne okrzyki i łzy u niemal 3 tysięcy ludzi stojących ramię w ramię, a czasem siedzących na cudzych ramionach. Nadeszło to, co jeden z krytyków nazwał „transcendentnym momentem popu”¹. Piosenka była w obiegu dopiero od kilku tygodni, ale najwyraźniej wszyscy obecni znali ją na tyle dobrze, aby rozpoznać początek cudownie ekscentrycznego, szaleńczo żywiołowego elektropopowego utworu Madonny _Music_ i czysto retoryczne pytanie: „Masz ochotę na… boogie-woogie?”.
Na kilka chwil senny montaż fotografii i narracja z offu uspokoiły nastrój w sali, aż w końcu olbrzymia brytyjska flaga uleciała wysoko nad scenę, odsłaniając Madonnę w krótkiej skórzanej kurteczce, pasku zdobionym sztucznymi brylantami i skórzanych czapsach, śpiewającą i tańczącą na poobijanym pikapie wśród watahy chłopaków z szerokimi klatami – krótko mówiąc: wrzaskliwy remake starej męskiej fantazji z udziałem ciężarówki pełnej atrakcyjnych dziewczyn.
Jej radość była zaraźliwa, podobnie jak piętnaście lat wcześniej, podczas pierwszego tournée po Stanach Zjednoczonych, gdy jej wytwórnia sprawdzała, do czego nada się ta nieco dziwaczna hybryda dance, popu i R&B o imieniu Madonna. Podczas tamtej pierwszej trasy wydawała się ledwo wierzyć w to, że w ogóle znalazła się na scenie i że wykrzykujący jej imię wielotysięczny tłum, składający się głównie z młodych dziewczyn, naprawdę przyszedł po to, żeby zobaczyć właśnie ją. Teraz, w nie wiadomo już którym kolejnym życiu, była tu z powrotem, tak samo zachwycona, a tłum nieco już starszych fanów, wśród których widać było znacznie więcej gejów niż kiedyś, zalewał ją miłością. A ona tę miłość odwzajemniała, rzucając się z rozpędu w publiczność, gdzie czterech tancerzy czekało w gotowości, by ją złapać.
Madonna często mówiła, że najbardziej sobie ceni sam proces tworzenia: pisanie piosenek, obmyślanie i planowanie tournée, współpracę przy sesji zdjęciowej albo teledysku, później reżyserowanie filmów². Ale niektóre występy też bywały aktem twórczym, a publiczność stawała się częścią dzieła. Ten listopadowy wieczór w Brixton Academy był właśnie jednym z takich wydarzeń. Intensywności dwudziestodziewięciominutowego występu Madonny dorównywało zaangażowanie tłumu.
Madonna nie występowała na Wyspach Brytyjskich od siedmiu lat. Ograniczona przestrzeń wewnątrz Brixton Academy nadawała jej powrotowi charakter nieco intymnego spotkania. W sektorze dla VIP-ów siedzieli między innymi Mick Jagger, George Michael, Ewan McGregor, reżyser Alan Parker, projektanci Stella McCartney i Alexander McQueen, a także mający wkrótce zostać mężem Madonny reżyser Guy Ritchie. Główną salę wypełniały tysiące radosnych zwykłych śmiertelników, którzy otrzymali zaproszenia, wygrali bilety albo je wylicytowali za ogromne kwoty na aukcji. Na zewnątrz, pod imieniem Madonny rozświetlającym fasadę budynku, bataliony policji czuwały przy zaporach, aby powstrzymać marzycieli, którzy wciąż wierzyli, że uda im się wejść do środka. Według jednej z relacji Brixton, które przez pół wieku stanowiło serce londyńskiej społeczności jamajskiej, nie widziało tak olbrzymiej operacji służb bezpieczeństwa, odkąd cztery lata wcześniej odwiedził je Nelson Mandela³.
Madonna wiedziała, że sala będzie za mała, i żeby zadowolić fanów, zwróciła się do brytyjskiej sieci Microsoftu, MSN.co.uk, z pytaniem, czy byliby zainteresowani nowatorskim pomysłem: hostowaniem webcastu jej koncertu. Byli zainteresowani i wkrótce zorganizowali swój pierwszy darmowy pokaz online. Show Madonny w Brixton streamowano na żywo – na wielkich ekranach zewnętrznych w sześciu miastach, wśród których znalazły się także Nowy Jork i Paryż, oraz na 9 milionach komputerów domowych – aby ludzie z trzydziestu trzech krajów mogli dołączyć do imprezy⁴.
Podczas webcastu nie obyło się bez problemów, po części dlatego, że szerokopasmowy internet był jeszcze w powijakach, a wiele systemów domowych nie było przygotowanych na takie przedsięwzięcie, jednak precedens powstał. Wydarzenia muzyczne zyskały nową, olbrzymią, globalną platformę komunikacji. MSN nazwał tę transmisję „najambitniejszym wydarzeniem internetowym w historii”. W 2018 roku _Księga rekordów Guinnessa_ określiła ją mianem największego internetowego koncertu popowego wszech czasów⁵.
Zanim Madonna skończyła _Impressive Instant_ – swoją pierwszą piosenkę tego wieczoru – rzeczywiście udało jej się pokonać popowe prawo grawitacji. Nie tylko z komercyjnego punktu widzenia: sprzedała już ponad 150 milionów płyt na całym świecie i była najpopularniejszą solistką wszech czasów⁶. I nie tylko z artystycznego: już wcześniej zamieniła tradycyjny format koncertu popowo-rockowego w pełnowymiarowe doświadczenie teatralne, podniosła rangę teledysku z narzędzia sprzedażowego do formy sztuki oraz przekazała kobiecie – samej sobie – kontrolę nad własną muzyką, od procesu tworzenia przez opracowanie aż po dystrybucję. Jej największe osiągnięcie wpisywało się w kontekst zmian społecznych.
We wczesnych latach 80., kiedy Madonna stała się „Madonną”, w świecie popu i rocka dominowali biali mężczyźni, zarówno w wytwórniach płytowych, stacjach radiowych, jak i na scenie, a wszyscy oni skupiali się na jednej ważnej grupie odbiorców: białych mężczyznach i chłopcach. Branża była nastawiona na ich zadowalanie. Rock celebrował heteroseksualną miłość, pokazywaną zazwyczaj z męskiego punktu widzenia. Od kobiet w branży oczekiwano, że będą seksowne, ale nie seksualne, ponieważ miały podniecać widownię, która była przyzwyczajona do patrzenia na kobiety, a nie do ich słuchania. Kobiety mogły się bawić w artystki rockowe, jeżeli miały na to ochotę, ale musiały się przy tym trochę pokręcić dla chłopaków i może wyświadczyć dyskretną przysługę czy dwie szefom wytwórni płytowej.
Jeżeli geje i lesbijki chcieli coś grać, obowiązywały ich dwie zasady: nie mogli być wyoutowani, a ich teksty musiały być na tyle zawoalowane, żeby nie dało się ich odróżnić od heteroseksualnych produkcji. Jeżeli chodzi o czarnych artystów, niewielu zdołało przebić barierę rasową i dotrzeć do białej publiczności, a przez to zyskać niezbędne branżowe wsparcie finansowe. Większość czarnych muzyków była reprezentowana przez oddzielne wytwórnie płytowe i puszczana przez oddzielne stacje radiowe, a do tego otrzymywała zupełnie inne stawki. W początkach lat 80. widok czarnego artysty występującego przed białą publicznością wciąż był czymś nowym – chociaż Michael Jackson, Prince i Tina Turner testowali wytrzymałość tych granic. Widok czarnych i białych artystów razem na scenie był jeszcze rzadszy.
Ten represyjny system był światem, do którego Madonna wkroczyła na początku swojej kariery. Wcale go nie zaakceptowała – przeciwnie, rzucała mu wyzwania, bez żalu i czasem nierozważnie. Młodość przygotowała ją do walki. Pokazała jej i rasową harmonię w muzyce, i rasową wrogość na ulicy, wolność dla gejów na parkiecie tanecznym i homofobię poza nim, potęgę kobiecej seksualności i seksistowskie próby jej ograniczenia – w skrócie: przykrywkę, jaką religie głoszące przykazanie miłości zapewniały ludziom szerzącym podobną nienawiść. To właśnie te lekcje miały kształtować jej życie i sztukę.
Wyposażona w atrybuty gwiazdy pop, dzięki którym jej pomysły stawały się jednocześnie łatwiejsze do przyjęcia, a zarazem bardziej niebezpieczne, wyruszyła, aby siłą wyważyć drzwi każdej szafy, przełamać każdą rasistowską i seksistowską barierę, oferując siebie jako artystkę, agitatorkę, piorunochron. Sama też zaczęła sobą drażnić, czasami nawet własnych fanów. Chciała być kochana, ale jeszcze bardziej chciała być słyszana. Było coś, co koniecznie musiała powiedzieć.
Pierwsze usłyszały jej przekaz młode dziewczęta. Ta potężna armia młodocianych, tak łatwych do zignorowania osób, po których społeczeństwo niewiele się spodziewało, usłyszała jej napomnienie – jak przyjaciółka od przyjaciółki – żeby się uwolnić, być sobą, ośmielić się zrobić coś, tak samo jak to zrobiła ona. Rodzice i prasa początkowo reagowali rozbawieniem, ale już wkrótce to, co widzieli, zaczęło ich niepokoić. Dziewczyny ubierały się jak Madonna: legginsy i koronki, potargane włosy przewiązane chustką. Niepokoje dorosłych skupiły się na powierzchownych zmianach, na tym, jak dziewczyny wyglądają. Najwyraźniej mniej ich interesowało, co ta zbuntowana armia, lekceważąco traktowana jako naśladowczynie, właściwie myśli.
Feministyczna pisarka Courtney E. Martin, zaliczająca samą siebie do tej kohorty, powiedziała: „Madonna nie nauczyła mnie bycia poganką, wiedźmą ani zdzirą . Nauczyła mnie być bezczelną, nie przepraszać i cenić swoją wielowymiarowość . Nie chodziło o minispódniczkę, ale o wyobraźnię”⁷. Wiele dziewczyn podobnych do Martin, które słuchały Madonny, zostało wpływowymi aktywistkami następnego pokolenia – _riot grrrls_ i _girl power tribe_, postfeministkami i feministkami trzeciej fali.
W ciągu kilku lat kobiety i mężczyźni, hetero i geje, przedstawiciele wszystkich ras na świecie usłyszeli i zrozumieli Madonnę, a przy tym patrzyli, jak zbiera ciosy – raz za razem – za mówienie i robienie tego, na co oni nie mieli odwagi. Szczególnie otwartym głosem wypowiadała się na początku kryzysu AIDS, kiedy rząd Stanów Zjednoczonych nie chciał poświęcić niezbędnych funduszy na szukanie lekarstwa na tę chorobę, początkowo zabijającą tysiącami mężczyzn (w większości gejów). Madonna straciła przez AIDS kilka kochanych osób.
Zraniona i wściekła, wykorzystała megafon swojej sławy i osobisty majątek, aby walczyć ze stygmatyzacją i lękiem, które wiązały się z AIDS i odnosiły nie tylko do zarażonych, ale także do wszystkich gejów. Strach stał się w tych czasach bliskim partnerem wstydu. Bycie gejem oznaczało bycie nie tylko outsiderem, ale i pariasem. Matt Cain wspominał siebie jako przerażonego dwunastolatka w północno-zachodniej Anglii zmagającego się z własną seksualnością:
Trudno by było przecenić jej wpływ emocjonalny. Kiedy nosiłem ze sobą ten „brudny sekret”, że jestem gejem, i myślałem, że jeśli to się kiedykolwiek wyda, wszyscy mnie znienawidzą, szedłem do swojego pokoju, słuchałem Madonny, oglądałem jej teledyski, czytałem wywiady z nią – i miałem wrażenie, że ona jedyna jest po mojej stronie, broni mnie. I wtedy czułem się odrobinę lepiej, bo ona była ze mną⁸.
W latach 90. nawet akademicy i intelektualiści zaczęli dostrzegać, że ta tak zwana piosenkarka pop, wyszydzana przez większość prasy jako niewiele więcej niż specjalistka w sztuce autopromocji, jest trwałym i niepowtarzalnym zjawiskiem kulturowym, a przy tym artystką wielu talentów. Uniwersytety prowadziły zajęcia na temat Madonny. Artykuły i książki naukowe analizowały jej działania i ich konsekwencje. Słynne osobistości zaczynały się do niej przymilać osobiście i zawodowo.
W 1994 roku Norman Mailer, lew maczystowskiej szkoły nowego dziennikarstwa, przeprowadził z Madonną wywiad po tym, jak przeżyła szczególnie ciężkie chwile po fatalnym wystąpieniu w programie _The Late Show with David Letterman_. Mailer wyciągnął dwa wnioski. W tym pierwszym, nieopublikowanym, wyraził podziw dla „miniaturowej Wop z sercem wytopionym z żelaznych jaj setek wiejskich przodków”⁹. Drugi przedstawił niedługo na łamach „Esquire”, nazywając Madonnę „największą z naszych żyjących artystek”¹⁰.
* * *
W chwili, gdy stała na scenie w Brixton Academy, Madonna była już nie tyle osobą, ile konceptem. Tak samo jak jej imię – kiedyś oznaczające kobietę łagodną i świętą, a teraz kojarzone z niebiańską istotą ze sfer rozrywki, która wypowiada swoją prawdę, obrywa za to i nie ustępuje ani na krok. A jednak była tu i wyglądała zupełnie jak normalny człowiek. Więcej niż normalny. Była matką.
Po pierwszej piosence Madonna zdjęła kurtkę, aby kontynuować koncert w T-shircie z imionami nowo narodzonego syna – Rocca – na przedzie oraz czteroletniej córki – Loli – na plecach. Ten prosty gest był bardzo ważną deklaracją. Matki nie powinny przecież być gwiazdami rocka ani nawet popu, a jeżeli nimi są, nie powinny tego tak ostentacyjnie okazywać. A Madonna to zrobiła.
W tamtej chwili stała się wcieleniem ideału czarującej, imponującej pracującej matki: twarda, umięśniona, bezczelna, agresywna, tańcząca niczym derwisz i niesamowicie seksowna, i rzuciła się w karkołomną melodię _Runaway_ _Lover_ – o draniu, który spotkał kobietę równą sobie. Jej chórek – Donna De Lory i Niki Haris – zazwyczaj poruszający się według starannej choreografii, tańczył przy tej piosence bez żadnych zahamowań¹¹.
Zawodowo Madonna miała wiele do uczczenia. Od samego początku kariery nie przytrafiła się jej taka seria szczęśliwych wydarzeń. W ciągu ostatnich pięciu lat podjęła ogromne ryzyko artystyczne, decydując się wystąpić w _Evicie_ – musiała zaśpiewać w filmowej wersji niezwykle popularnego musicalu autorstwa jednego z mistrzów tej formy Andrew Lloyda Webbera, choć wiedziała, że on jej w tej roli nie chciał. Otrzymała za tę kreację Złoty Glob.
Po tym trudnym, choć komercyjnym projekcie przyszły dwa albumy, które popchnęły ją w całkowicie nowym, eksperymentalnym kierunku. _Ray of Light_, stworzony wspólnie z nieprzystępnym brytyjskim kompozytorem Williamem Orbitem, przyniósł jej nareszcie uznanie w postaci nagród Grammy, przez piętnaście lat kariery omijających ją w niewyjaśniony sposób. W _Music_, który wyprodukowała z mieszkającym w Paryżu afgańsko-włoskim kompozytorem muzyki electrofunk Mirwaisem Ahmadzaïm, zaprezentowała brzmieniową i kulturową mozaikę, która miała wyznaczyć kierunek jej przyszłej twórczości. Po obu tych projektach Madonna zyskała większe poważanie jako artystka.
W życiu osobistym była tak szczęśliwa, jak tylko mogła się odważyć. Podczas kręcenia _Evity_ zaszła w ciążę ze swoim partnerem Carlosem Leonem. Narodziny ich córki, Lourdes, niemal wymazały ból, który towarzyszył życiu Madonny po śmierci matki i wszystkich innych śmierciach, których doświadczyła przez ostatnie piętnaście lat – gdy musiała patrzeć na męczarnie kolejnych przyjaciół umierających na AIDS. Lourdes – Lola – oznaczała nadzieję, przyszłość. Światło¹².
Sama Madonna odrodziła się pod każdym względem i była gotowa dać drugą szansę niepokojącej koncepcji rodziny. Miała to zrobić z Guyem Ritchiem, ojcem jej drugiego dziecka, Rocca. To jego narodziny w sierpniu 2000 roku oraz planowanie ślubu z Guyem przyniosły stabilizację, która przez trzydzieści siedem lat była jej obca. Zyskała bezpieczeństwo w życiu osobistym i śmiałość w twórczości. Nawet brutalne zazwyczaj tabloidy dały jej (chwilowo) spokój.
Gdy siedziała obok Mirwaisa na londyńskiej scenie, w kowbojskich butach i kapeluszu, i śpiewała _Don’t Tell Me_, wydawała się odprężona i szczęśliwa. Jej świat był taki, jak chciała. Był to świat testowania granic, pełen ludzi, którzy jej w tym pomagali. Nawet scenografia była efektem współpracy i pomagała artystce opowiedzieć swoją historię.
Tego wieczoru była to klasycznie amerykańska opowieść o Dzikim Zachodzie, spojrzenie w lusterko wsteczne na wymyśloną przeszłość w czasie przenosin ze Stanów Zjednoczonych do Anglii. Zależało jej na narracji poprowadzonej zarówno z humorem, jak i stylem, zatrudniła więc włoskich projektantów Domenica Dolcego i Stefana Gabbanę, aby zaprojektowali na ten wieczór scenografię wzorowaną na spaghetti westernach: złote bele siana, złote kapelusze kowbojskie, mnóstwo sztucznych diamentów i złoty pył.
Wszyscy zrozumieli dowcip. Gdy Madonna tańczyła przed sfilmowaną prerią z Donną, Niki i czterema mężczyznami w kowbojskich strojach, wyglądali jak przeniesieni prosto z Nowego Jorku czy San Francisco sprzed epoki AIDS, kiedy ten styl i czapsy były w klubach gejowskich wszechobecne. „Podoba wam się?” – rzuciła Madonna w krzyczący tłum z Brixton, pytając o opinię na temat tańca, po czym spowolniła piosenkę do powtarzanego refrenu: _Please don’t, please don’t tell me to stop_ . Ale zatrzymała się. Zabrakło jej tchu. Od narodzin Rocca minęły dopiero trzy miesiące. Na liście utworów, które miała wykonać w Brixton, przewidziano chwilę przerwy w formie powolniejszej piosenki, _What It Feels Like for a Girl_.
Słowo „dziewczyna” w tytule dotyczyło nie tylko młodej kobiety. Dziewczyną w piosence Madonny był każdy, kto się czuje bezradny i pozbawiony głosu, ze strachu lub z powodu tradycji. Padając na kolana, pochyliła głowę, by ochłonąć trochę przed rozpoczęciem, jak ją nazwał jeden z fanów, „kurewsko niesamowitej piosenki”¹³. Była to feministyczna oda, nie mniej śmiała i szczera niż _Express Yourself_ – chociaż może bardziej melancholijna, bo przez ponad dziesięć lat, które minęły między premierami tych kawałków, duża wskazówka na zegarze społecznego oświecenia nie przesunęła się zbyt mocno w stronę świtu.
W śpiewie Madonny słodka siła mieszała się ze zmęczeniem. Tłum też śpiewał, po twarzach gejów, którzy rozpoznali w jej lamencie swoją historię, popłynęły łzy. Nikt spośród publiczności nie mógł wiedzieć, o ile gorszy stanie się świat w bardzo niedalekiej przyszłości, a Madonna z pewnością nie mogła przewidzieć, że jej idealne życie z listopada 2000 roku ponownie się rozpadnie. Że jej próby wiedzenia szczęśliwego życia znowu zostaną udaremnione. Że jej praca znowu będzie brutalnie krytykowana. Że jej osobiste decyzje, często wywołujące okrutne reakcje, sprowadzą jeszcze okrutniejszy odzew. I że będzie musiała zaczynać od początku – ponownie.
_What It Feels Like for a Girl_ i wizja przyszłości, jaką zapowiadał ten utwór, były zbyt smutne, żeby na nim kończyć. Madonna wskoczyła więc z powrotem na pikapa i na jego dach, z piosenką, którą śpiewała od roku 1983, a która się nigdy nie znudziła: _Holiday_. Maddy Costa z „Guardiana” powiedziała, że w tej chwili „cała widownia w momencie zmieniła się w nadmiernie rozentuzjazmowanego nastolatka”¹⁴.
Na zakończenie Madonna wróciła do dźwięków, którymi koncert się rozpoczął – _Music_ i zniekształconego głosu pytającego: „Masz ochotę na… boogie-woogie?”. Odpowiedź nie ulegała wątpliwości. Za Madonną i jej tancerzami migała galeria różnych wcieleń, które przybierała przez lata kariery. Przypominanie ludziom, kim była, stanowiło odważny krok, bo ryzykowała porównania ze swoją młodszą wersją. Ale była pewna, że nic jej nie grozi.
Czterdziestodwuletnia kobieta stojąca na scenie – w zaskakująco prostej stylizacji i w lekkim nieładzie – wyglądała pod każdym względem na równie piękną, pewną siebie i magnetyczną, jak jej znacznie młodsze wersje. I dzięki temu publiczność poczuła, że z nimi też wszystko jest w porządku. Oni również nie byli już swoimi dwudziestoparoletnimi wersjami. Byli lepsi.Rozdział 1
Pontiac,
1958–1963
Chyba nie miał słów na swój ból¹.
– Madonna
Domy były skromne, rodziny wewnątrz nich młode i oszczędne. W lecie miało się wrażenie, że to dzielnica dzieci. Ich przygody rozgrywały się na małych podwórkach otoczonych płotami z drucianej siatki, na torach kolejowych i w znajdującym się za nimi systemie kanałów ściekowych, który stawał się nowym miejscem do zabawy, gdy urosły na tyle, żeby przejść przez płot². Ale dopóki były małe, podwórka wyznaczały granice ich świata, a to już było całkiem dużo. Świat wypełniały ruch i hałas: krzyki i śmiechy, dźwięk płyt i radia, brzęk i gwar gotujących, sprzątających i wieszających pranie matek, okrzyki pożegnań i powitań ojców rozlegające się w dzień i w noc, na początku i na końcu ich zmian, w większości w fabrykach General Motors. Dopiero o zmroku, gdy dzieci były w łóżkach, na ulicach robiło się wystarczająco cicho, żeby dało się czasem słyszeć przez otwarte okno podkładany sitcomowy śmiech publiczności dobiegający z telewizora i nieustanne bzyczenie górującego nad okolicą słupa wysokiego napięcia, który doprowadzał wszystkich do szaleństwa³.
Herrington Hills w Pontiac zamieszkiwali, jak wiele innych dzielnic w Stanach Zjednoczonych, mężczyźni i kobiety pracowicie odbudowujący społeczeństwo po drugiej wojnie światowej. Ucieleśniał się tu amerykański sen: wiara, rodzina, kraj. Miasto Pontiac było wyjątkowe o tyle, że zaludniali je przedstawiciele różnych grup etnicznych i ras, zachęceni w poprzednich dekadach do przyjazdu na północ, do Michigan, do pracy w szybko rozwijającym się przemyśle samochodowym. Afroamerykanie, Meksykanie, imigranci z Europy Wschodniej, Włoch, Irlandii – z całych Stanów Zjednoczonych i z zagranicy przybywali tu ci, którym zależało na pracy w branży z silnym związkiem zawodowym i pewnej przyszłości. Na przełomie lat 40. i 50. do napływowej ludności dołączyli weterani wychodzący z wojska, więc żeby wszystkich pomieścić, wyrastały całe dzielnice, powstawały szkoły mające kształcić dzieci nowo przybyłych⁴. To był klucz do snu. Skoro udało im się przeżyć i zostawić za sobą niedawną straszliwą przeszłość, pragnęli dla swoich dzieci lepszej przyszłości. Znaleźli ją w Pontiac, gdzie szkoły były najlepsze w całym stanie⁵.
Silvio „Tony” Ciccone, lat dwadzieścia cztery, i jego nowa żona, Madonna Fortin, lat dwadzieścia dwa, wmieszali się w gwar Herrington Hills w 1955 roku, wprowadzając się do niedużego bungalowu na Thors Street. Przyjechali w środku drugiej wielkiej fali migracji i dołączyli do społeczności ludzi w podobnym wieku i na tym samym etapie życia⁶. To znaczyło, że kiedy Madonna zaczęła rodzić dzieci – wyda ich na świat pięcioro w ciągu pięciu lat, począwszy od Anthony’ego w 1956 roku i Martina w 1957 – była otoczona kobietami będącymi w tej samej sytuacji. Społeczność złożona z obcych ludzi stała się rodziną, a to wzmocniło więź między młodą parą rozpoczynającą – w co szczerze wierzyli – długie i szczęśliwe wspólne życie.
Tony Ciccone był najmłodszym z sześciu synów włoskich imigrantów z regionu Abruzzo nad Adriatykiem, którzy osiedli w zachodniej Pensylwanii, by pracować w hutach stali. Rodzina fizycznie znajdowała się w Stanach Zjednoczonych, ale pod każdym innym względem pozostała w Italii. Żyła wśród Włochów, mówiła po włosku w domu i na ulicy i wypełniała swój dom mrocznymi katolickimi wizerunkami, nawiązującymi do śmierci, jak te, przez które kościoły na południu Włoch sprawiają tak przerażające wrażenie⁷. Wszyscy synowie pracowali w hutach stali, z wyjątkiem Tony’ego, który wstąpił do sił powietrznych i poszedł na studia. Uosabiał ducha pierwszego pokolenia imigrantów. Był gotów intensywnie pracować, intensywnie się uczyć, przestrzegać zasad – cokolwiek było potrzebne do tego, aby zostać Amerykaninem i wychować amerykańskie dzieci, które będą miały znacznie większe możliwości, niż miał on sam⁸.
Madonna Louise Fortin miała mu w tym pomóc. Była energiczną, utalentowaną muzycznie i przedsiębiorczą młodą kobietą, jedną z ośmiorga rodzeństwa francusko-kanadyjskiego pochodzenia. Jej rodzina mieszkała w Bay City, w stanie Michigan, a jej ojciec odniósł sukces w jednej z najważniejszych branż regionu – przemyśle drzewnym. W miasteczku „tartaków i stoczni” uważano ich za klasę wyższą. Fortinowie również należeli do ludzi żarliwie religijnych, ale ich wersja katolicyzmu była mniej ekstremalna niż praktykowana przez rodzinę Cicconich⁹.
Tony i Madonna poznali się w 1951 roku na ślubie jej brata, który wraz z Tonym stacjonował w bazie powietrznej w Teksasie. Po czteroletnich zalotach, prowadzonych głównie listownie w czasie, gdy Tony uczył się na inżyniera, w lipcu 1955 roku wzięli ślub w Bay City i osiedli w niedalekim Pontiac.
Nie przyciągnął ich tam przemysł samochodowy. Tony miał pracę w dziale obronności Chryslera. Był częścią elitarnej klasy naukowców i inżynierów, którym powierzono opracowanie zaawansowanych systemów neutralizujących technologię wroga¹⁰. Zadanie to stało się jeszcze bardziej pilne, gdy w 1957 roku Sowieci wystrzelili pierwszego sztucznego satelitę – Sputnika 1. Zadaniem Tony’ego i jego kolegów było zapobieganie wojnom, mieli stworzyć broń tak straszliwą, żeby nikt się nie odważył rzucić Ameryce wyzwania. W trakcie tego procesu doprowadzili do technologicznej i produkcyjnej rewolucji, odkrywając nowe materiały i metody. Była to ekscytująca przygoda dla młodego mężczyzny, który z determinacją starał się zapewnić sobie bezpieczną przyszłość¹¹. Kiedy dodać do tego młodą rodzinę i ładną żonę, trudno się dziwić, że Tony uważał, iż ma wszystko.
16 sierpnia 1958 roku, podczas wizyty u rodziny Fortinów w Bay City, Madonna urodziła pierwszą córkę pary, Madonnę Louise. Drobniutkie dziecko o ciemnych włoskach i zielonych oczkach zawsze cieszyło się w domu Cicconich szczególnymi względami – dlatego że było pierwszą córką, w jego naturze leżało domaganie się uwagi, a także ze względu na swoje imię. Było dziwne, obciążone religijnymi konotacjami, a do tego dziewczynka odziedziczyła je po matce, co nadawało jej pewien autorytet.
Madonna – dla ojca Nonni – szybko straciła uprzywilejowaną pozycję najmłodszego dziecka¹². Kolejna córka, Paula, urodziła się w sierpniu 1959 roku, a trzeci syn, Christopher, w 1960. Wszyscy razem niemal rozsadzali nieduży dom rodziny Cicconich przy Thors Street.
Najwcześniejsze wspomnienia Madonny z dzieciństwa dotyczyły wymykania się z pokoju, który dzieliła z braćmi i siostrą, i szukania wygody w łóżku rodziców. „Myślę, że musiałam to robić często, przychodzić do nich, bo po prostu usiedli w łóżku i powiedzieli: «No nie, znowu?»”¹³. Pocałunek w czoło, który otrzymywała od mamy, gdy już się wdrapała na łóżko, żeby poczuć ciepło pościeli i nieco chłodny jedwab koszuli nocnej, opisywała jednym słowem: „niebo”¹⁴.
W ciągu dnia w domu panował zdecydowanie większy harmider. W niedużym saloniku adapter odtwarzał płyty Johnny’ego Mathisa, Harry’ego Belafonte, Sama Cooke’a oraz – co najbardziej zapadało w pamięć – _The Twist_ Chubby’ego Checkera. Do tego tańczyła cała rodzina¹⁵. Ale większość dni składała się z dziecięcych zabaw, dziecięcych kłótni i dziecięcych zranień. „Pamiętam matkę szorującą kuchenną podłogę” – powiedziała Madonna. „Sama zajmowała się całym sprzątaniem i zawsze sprzątała po nas. Byliśmy bardzo bałaganiarskimi, okropnymi dzieciakami”¹⁶.
Szczególnie jej starsi bracia. Od wczesnych lat sprawiali kłopoty – rozpalali ogień, rzucali kamieniami w okna. „Myślę, że rodzice wkurzyli wielu ludzi, bo mieli tyle dzieci, a nigdy na nas nie krzyczeli” – wspominała Madonna. „Moi bracia byli bardzo niesforni , a mama i tata ani razu nie podnieśli na nich głosu. Przytulali nas tylko, obejmowali i rozmawiali z nami cicho”¹⁷. Może działo się tak dlatego, że chłopcy Fortinów w Bay City też byli niesforni. A może to była kwestia religii. Rodzice Madonny każdy aspekt swojego życia podporządkowywali chrześcijańskim zasadom.
Religia była w Pontiac niezbędna do życia, a zróżnicowanie miejscowej populacji przekładało się na rozmaitość wspólnot wyznaniowych. Katolicy, protestanci, baptyści, prawosławni, żydzi, afrykańscy episkopalni metodyści. Na jednym rogu ulicy mógł się znajdować katolicki kościół, a na drugim synagoga¹⁸. Życie upływało w rytmie ceremonii religijnych. Dla Cicconich kościół był najważniejszym budynkiem poza domem. Mówiąc wprost, był najwyższym prawodawcą, a jego zasad nie podawano w wątpliwość. W domu ucieleśnieniem religii była figura Jezusa Chrystusa, którą Madonna starsza traktowała jak żywą obecność – kogoś, do kogo można się modlić, przez kogo czuła się chroniona, kogo wielbiła¹⁹. Dlatego właśnie to, co się wydarzyło, wydaje się tak okrutne.
Tony i Madonna robili wszystko tak, jak trzeba. Prowadzili życie dobre i wielkoduszne, przestrzegali poleceń Kościoła i państwa, oddali się rodzinie. Jak to wszystko mogłoby się zawalić?
Kiedy Madonna starsza miała dwadzieścia osiem lat i była w ciąży ze swoim szóstym dzieckiem, zdiagnozowano u niej raka piersi²⁰. Gdy była młodsza, pracowała jako technik rentgenolog, a w tamtych czasach nie stosowano jeszcze środków chroniących pracowników opieki zdrowotnej przed skutkami promieniowania²¹. Przyczyna jednak nie wydawała się istotna. Ważny był tragiczny skutek.
Opowiadając o matce, Madonna często wspominała o jej fanatycznej religijności: „W czasie Wielkiego Postu klękała do modlitwy na nieugotowanym ryżu. Sypiała na drucianych wieszakach. Była gorliwie religijna. Namiętnie”²². Łatwo wyobrazić sobie, że żar modlitw Madonny starszej i jej targowanie się z Bogiem nabrały intensywności po zdiagnozowaniu raka. Jej fizyczne zdrowie nie poprawiło się pod wpływem modlitw, ale umacniały ją one w decyzji o kontynuowaniu ciąży za cenę rezygnacji z leczenia nowotworu i uzupełniały zasoby wewnętrznej siły, dzięki której potrafiła ukrywać cierpienie przed dziećmi. „Długo chorowała – wspominała Madonna lata później – i wiecie co, nigdy nie pozwoliła sobie na żadne użalanie się nad sobą. Nie sądzę, by kiedykolwiek w ogóle rozpamiętywała swoje tragiczne położenie. Pod tym względem chyba udzieliła mi niesamowitej lekcji”²³. Jako dziecko Madonna jednak niewiele z tego rozumiała.
Jedna z najbardziej poruszających historii, które Madonna opowiadała o chorobie matki, dotyczy dnia, gdy poprosiła ją, żeby się z nią pobawiła. Wiedziała, że mama jest słaba, ale nie rozumiała dlaczego.
Pamiętam, że była naprawdę chora i siedziała na kanapie. Podeszłam do niej, pamiętam, że wdrapałam się jej na plecy, mówiąc: „Pobaw się ze mną, pobaw się ze mną”, a ona nie chciała. Nie mogła, rozpłakała się, a ja się na nią bardzo zezłościłam, pamiętam, że waliłam ją w plecy pięścią i mówiłam: „Dlaczego tak robisz?”. Potem dotarło do mnie, że płacze . Pamiętam, że czułam się silniejsza od niej. Byłam taka mała, objęłam ją i czułam, jak jej ciało tłumi szloch, i miałam wrażenie, że to ona jest dzieckiem. Potem przestałam ją dręczyć.
To był przełomowy moment, wtedy wszystko zrozumiałam. Chyba przez to szybko dorosłam. Wiedziałam, że mogę być smutna, słaba i stracić kontrolę albo po prostu ją przejąć i powiedzieć, że będzie lepiej²⁴.
Jakiś czas po urodzeniu kolejnej córki, Melanie, 1 lipca 1962 roku, Madonna starsza była już tak chora, że wymagała hospitalizacji. A jednak utrzymywała pozory dobrego zdrowia, gdy Tony przyprowadził dzieci z wizytą. „Była naprawdę zabawna, dlatego odwiedzanie jej tam nie było takie straszne” – mówiła Madonna²⁵. Szpital stał się miejscem, gdzie rodzina zbierała się w komplecie, ojciec z dziećmi usiłowali odtworzyć ciepło domu, rozmawiając z matką leżącą na żelaznym łóżku, patrząc, jak z każdą wizytą jest bardziej wychudzona. „Mama spędziła w szpitalu jakiś rok, widziałam, że ojciec także się zmienia. Był zdruzgotany” – opowiadała²⁶. On wiedział więcej od nich – wiedział, że jego żona nigdy nie wróci do domu.
Urodziny były dla Cicconich wielką uroczystością, ale tego roku wyglądały inaczej. Madonna skończyła pięć lat 16 sierpnia 1963 roku, niecały tydzień później Paula obchodziła czwarte urodziny, a Christopher został trzylatkiem 22 listopada, tego samego dnia, gdy zamordowano prezydenta Kennedy’ego. „Jedno z niewielu wspomnień , jakie mam – opowiadał – to widziany jak za mgłą moment, gdy wyrywano mnie w szpitalu z jej ramion, a ja nie chciałem jej opuścić. Ojciec właściwie to wspomnienie potwierdził. Zmarła w okolicy moich urodzin”²⁷.
Dowiedzieli się o tym przez telefon. 1 grudnia rodzina przebywała w Bay City, ponieważ najmłodsze z dzieci, Melanie, odwiedzało babcię. Zadzwonił telefon w kuchni – Tony odebrał, a kiedy odłożył słuchawkę, płakał. Powiedział, że mama nie żyje. Przez łzy poprosił dzieci, żeby nie płakały. „Chyba musiał to powiedzieć – mówiła Madonna – bo myślę, że sam był zdruzgotany”²⁸. Tony nigdy nie rozmawiał z dziećmi o śmierci matki. „Nigdy nie zapytał: «Jak wy się z tym czujecie?». Nigdy nie przytuliliśmy się wszyscy razem” – opowiadała Madonna. „Nigdy nie płakaliśmy. Nigdy… ojciec jest bardzo stoicki, stara szkoła, myślę, że on też był zdruzgotany i chyba nie miał słów na swój ból”²⁹.
Otrzymawszy tę wiadomość, Madonna czuła się tak, jakby ktoś jej „wyrwał serce z piersi”. „ ostateczne porzucenie. Było dla mnie wielką tajemnicą, dokąd poszła, jakaś część mnie czekała na jej powrót” – wspominała³⁰. Tony również był zrozpaczony. W wieku trzydziestu dwóch lat został samotnym ojcem z szóstką dzieci poniżej ósmego roku życia, w tym jednym niemowlęciem.
Pogrzeb Madonny Louise Fortin Ciccone odbył się w kościele pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Bay City, tym samym, w którym osiem lat wcześniej stanęła jako panna młoda. Teraz leżała bez życia w otwartej trumnie, z zaszytymi ustami³¹. Było jasne, że ona – albo ta pani w skrzyni, która trochę ją przypominała – odeszła. Światło, jak się zdawało, odeszło wraz z nią.
Znam miejsce, gdzie nigdy nikt nie chodzi,
Gdzie jest cisza i spokój, piękno i odpoczynek.
Ukryte jest w dolinie za górskim strumykiem.
Kiedy leżę przy tym strumyku, odkrywam, że umiem marzyć…
_I know a place…_ to była ulubiona piosenka Madonny z dzieciństwa. Nauczyła się jej od mamy. Pewnego dnia zaśpiewa ją także swoim dzieciom³².Rozdział 2
Pontiac,
1964–1966
Niedawno znalazłam zdjęcie mnie samej w wieku pięciu lat, ubranej w suknię ślubną mamy. To było bardzo dziwne¹.
– Madonna
W ciągu miesięcy następujących po śmierci żony Tony przerzucał dzieci od krewnych do sąsiadów. „Tata musiał się uporać z tyloma sprawami” – mówiła Madonna. „Przeniosłam się na koniec ulicy i jakiś czas mieszkałam u jednej rodziny. Ta biedna kobieta musiała znosić moją wściekłość i awantury . Miała córkę na wózku inwalidzkim, z porażeniem mózgowym, a ja myślałam, że ona jest szczęśliwsza ode mnie, bo ma mamę”².
Tony zatrudnił w końcu gosposię, żeby przywrócić porządek przy Thors Street i zebrać rodzinę razem³. Nie zauważył jednak, że dzieci, niesforne za życia matki, zrobiły się po jej śmierci jeszcze gorsze. „Gosposie przychodziły i odchodziły jedna za drugą” – opowiadała Madonna. „Nienawidziliśmy ich wszystkich”⁴.
Madonna wypełniła lukę powstałą w wyniku nieustannych zmian opiekunek i została miniaturową panią domu, albo też – jak sama to nazwała – „samicą alfa w domowym stadzie”⁵. To był partnerski układ – ona i ojciec rządzili królestwem Cicconich. Jej starszy brat, Martin, mówił: „Madonna właściwie przejęła rolę matki” młodszych dzieci, w miarę jak rosły, „karmiła je, pilnowała, żeby były ubrane, szykowała do szkoły”⁶. Traktowała swoje zadania poważnie, byle zadowolić Tony’ego, przerażona, że jego także mogłaby stracić⁷.
Jedną z cech, jakie Tony wpajał dzieciom – oprócz „uczciwości, etyki, samodyscypliny, wiarygodności i honoru” – był stoicyzm⁸. Madonna starała się nim emanować, ale ciało ją zdradzało. „Wtedy miałam obsesję na punkcie chorowania i nieustannie pojawiały się u mnie nowe objawy”. Czasami czuła się, jakby jej „mrówki chodziły po sercu”, i zakładała, że to objaw raka⁹. Nabawiła się również fobii przed wychodzeniem z domu i wymiotowała, jeżeli musiała spędzić noc gdzie indziej¹⁰. Ale nie mogła zasnąć nawet u siebie, miała koszmary, a poczucie winy czyniło poczucie straty jeszcze dotkliwszym. „Kiedy znikają rodzice, dzieci zawsze myślą, że zrobiły coś złego” – wyjaśniała¹¹.
Stopniowo, w miarę jak miesiące przechodziły w lata, Madonna stawała się silniejsza; sprzyjały temu dyscyplina katolickiej szkoły, dokąd maszerowała codziennie z rodzeństwem, a także szczególna uwaga, jaką poświęcali jej nauczyciele, świadomi, że potrzebuje specjalnej opieki¹². A w domu, kiedy był z nimi ojciec, życie toczyło się niemal według wojskowego drylu: „Nie lubił, gdy mieliśmy czas na próżnowanie” – opowiadała. „Jeżeli nie mieliśmy lekcji do odrabiania, znajdował dla nas pracę w domu. Uważał, że zawsze powinniśmy być produktywni”¹³. Nawet kiedy dzieci już prawie zasypiały, siedział na korytarzu między sypialniami, opowiadając im historyjki, żeby dać pożywkę ich wyobraźni¹⁴. Madonna była najlepszą uczennicą swojego ojca. Przyswajała wszystkie jego lekcje.
Należały do nich celowe wysiłki Tony’ego, by zapoznać swoje dzieci z kulturami innymi niż ich własna, aby nie były „uprzedzone” ani nie dawały się „wyprowadzić innym ludziom z równowagi” – opowiadał Christopher. Z jednej strony sąsiadowali z czarnymi, z drugiej z Latynosami. „Należeliśmy także do organizacji katolicko-żydowskiej” – mówił. „Całe życie świętowałem Paschę, nie wiedząc nawet, że to Pascha. Myślałem, że to Wielkanoc”¹⁵.
Nietypowe w metodach Tony’ego było również to, że nie wychował Madonny na dziewczynkę. Najprawdopodobniej nie była to świadoma decyzja, a rezultat zbiegu dwóch okoliczności: braku modelu, od którego Madonna mogłaby się uczyć tradycyjnej kobiecości – czyli, jak to nazywała, „manier, delikatności i cierpliwości”¹⁶ – oraz jego własnego zacięcia intelektualnego. „Ojciec nie uczył mnie, że mam wyjść za mąż i mieć dzieci” – podsumowała. „Wychował mnie tak, żebym była bardzo mocno nastawiona na cel, została prawniczką albo lekarką i uczyła się, uczyła, uczyła”¹⁷.
Negatywnym skutkiem niepobierania nauk w sztuce kobiecości było jednak to, że Madonnę można było oskarżyć o bycie zbyt śmiałą, zbyt bezpośrednią, nawet wulgarną. Zachowywała się tak samo jak jej starsi bracia. „Mówiłam, co chciałam. Bekałam, kiedy musiałam beknąć. Jeżeli lubiłam jakiegoś chłopca na placu zabaw, goniłam za nim. Nikt nie stał nade mną i nie mówił: «Dziewczynki tak nie robią»”¹⁸. Madonna robiła więc to wszystko, a przy okazji stawała się „nieustraszona”¹⁹.
Nauczyła się również, że dysponuje mocą, której jej bracia nie mają. Już jako pięciolatka zrozumiała, że jeżeli będzie zachowywać się kobieco, postawi na swoim, i z tego odkrycia, jak sama przyznaje, wydusiła „ile się dało”²⁰. Dla Madonny było to coś więcej niż sposób uzyskiwania przewagi. Urokiem zyskiwała sobie uwagę, która dla dziecka walczącego o zainteresowanie w domu pełnym równie spragnionych atencji dzieciaków była zdecydowanie cenniejsza²¹.
Jej seksualność, jeszcze naiwna, niewinna, obudziła się mniej więcej wtedy, gdy Madonna zaczęła tańczyć i śpiewać. Pierwsze mentorki znajdowała na ekranie telewizora: Shirley Temple, którą usiłowała naśladować, oraz kobiety występujące w _The Lawrence Welk Show_, kiczowatym programie typu varietés z dużą orkiestrą, pozorującym show-biznesowy glamour feerią unoszących się bąbelków, żyrandoli i tańców towarzyskich²². Najważniejsze z wczesnych lekcji muzyki pobierała jednak w sąsiedztwie.
Pontiac, tak samo jak Detroit, jego większy sąsiad od południa, było miastem samochodów i muzyki, a ani w jednej, ani w drugiej branży klasa czy kolor skóry nie miały znaczenia. Imigranci wypełniający fabryki samochodowe przywieźli ze sobą bogate tradycje muzyczne, od bluesa z delty Missisipi po polkę z Europy Wschodniej, poprzez wszystko, co leży pomiędzy nimi. Część pozostała tradycyjna, ale niektóre gatunki mieszały się, rodziły się nowe brzmienia. Dzieci zapoznawały się z muzyką w kościele, zanim jeszcze poznały pop, rocka, soul, jazz, R&B czy country²³. A wielu spośród śpiewaków i muzyków, którzy rano grali w kościołach, wieczorami występowało w klubach²⁴. Muzyka była źródłem pełnego spektrum przyjemności, od nabożności po rozpustę, a wszystko to odbywało się w ciągu jednego dnia, wcale ze sobą nie kolidując. I tu, i tu chodziło o uniesienie.
Tony nalegał, żeby wszyscy mali członkowie rodziny Cicconich zaczynali od podstaw i uczyli się gry na pianinie²⁵. Dla Madonny bardziej interesująca była jednak muzyka ulicy. W 1963 roku, tym samym, gdy zmarła jej matka, Motown – działająca w Detroit wytwórnia muzyczna należąca do Berry’ego Gordy’ego juniora – stała się niekwestionowanym centrum amerykańskiego popu. Dziesięć wydanych przez nią singli trafiło do pierwszej dziesiątki list przebojów „Billboardu”, kolejne osiem znalazło się w pierwszej dwudziestce, reprezentując niespotykaną dotąd falę muzyki czarnych artystów. Beatlesi przyjechali do Stanów Zjednoczonych w 1964 roku, aby zrewolucjonizować białe brzmienie, ale nawet oni nie byli w stanie uciec przed zalewem Motown. Ich debiutancki zestaw obejmował covery wczesnych piosenek z Motown, tego roku odbyli też tournée po Zjednoczonym Królestwie z wywodzącą się z tej wytwórni Mary Wells.
Motown wypuściła tak wiele gwiazd, że zasoby talentów w Detroit wydawały się niewyczerpane: Stevie Wonder, Martha and the Vandellas, Marvin Gaye, Smokey Robinson²⁶. Dla dzieci takich jak Madonna brzmienie Motown i jego historia reprezentowały spełnione marzenia. „Muzyka była w tej okolicy jedynym sposobem wyrażania siebie albo ucieczki” – wspominała. „Ówczesna muzyka była wszystkim dla niemal każdego – słuchanie muzyki i tańczenie do niej albo marzenie o byciu tym czy tamtym, tylko to ludzi interesowało”²⁷. W Pontiac, opowiadała, ludzie urządzali „podwórkowe potańcówki z malutkimi adapterami na 45 obrotów i stosikiem płyt, wszyscy tańczyli na podjazdach i w ogródkach za domem”²⁸.
Początkowo Madonna musiała walczyć o przyjęcie do grupy przyjaciół z sąsiedztwa, którzy grali takie piosenki. „Wiele razy musiałam oberwać od tych czarnych dziewczynek, zanim mnie wreszcie zaakceptowały. Pewnego dnia pobiły mnie wężem ogrodowym, aż upadłam na ziemię i zaniosłam się płaczem. I wtedy po prostu przestały to robić i nagle pozwoliły mi się ze sobą przyjaźnić, zostałam częścią ich grupy”²⁹. Kiedy się to udało, Madonna i jej koleżanki tworzyły wymyślone żeńskie zespoły i udawały, że są na drodze do wielkiej kariery³⁰.
Podczas tych wczesnych, zabawowych występów Madonna wcielała się w rolę. Na podwórkach w Pontiac chciała nie tylko tańczyć i śpiewać jak koleżanki, ale też wyglądać tak samo jak one, żeby oddać muzyce sprawiedliwość. „Okropnie zazdrościłam wszystkim moim czarnym koleżankom, bo mogły sobie zaplatać warkoczyki, które sterczały na wszystkie strony” – wyjaśniała. „Zadałam sobie wiele trudu, wciskając we włosy druty i zaplątując je tak, żeby moje włosy też sterczały”³¹. Od samego początku „pakiet” Madonny obejmował śpiew, taniec oraz styl.
* * *
W połowie lat 60. życie Madonny i jej rodzeństwa mimo całego chaosu ich egzystencji cechowała rutyna. Były szkoła i kościół, z jednej strony dręczenie kolejnych gospoś, z drugiej – próby zadowolenia ojca, przygody obejmujące różnego rodzaju psikusy (o których Madonna donosiła starszym)³². Latem znalazło się także miejsce na długie wizyty u krewnych: rodziny Tony’ego w Aliquippie (w stanie Pensylwania) oraz babci ze strony mamy w Bay City. W obu tych domach było wielu wujków, dzieci ich kochały, choć mrok panujący w domostwie Cicconich uważały za przerażający³³.
Christopher opowiadał, że – podobnie jak w innych imigranckich domach, gdzie ceniono z trudem zdobyte przedmioty – dom jego włoskich dziadków pełen był mebli przykrytych foliowymi pokrowcami³⁴. Dla ozdoby babcia Ciccone – Michelina – dekorowała dom różańcami, świecami i wizerunkami Chrystusa. „Kiedykolwiek wchodziłem do pokoju babci, zastawałem ją na kolanach, modlącą się do Maryi”. Dziadek Gaetano był z kolei „zwalistym, zgarbionym starcem, który za dużo pije”. Christopher doszedł do przekonania, że żarliwe modlitwy babci były prośbą o śmierć starego. Gdy już mu urodziła sześcioro dzieci, Michelina przeniosła się ze spaniem do oddzielnego pokoju z siedmioma zamkami w drzwiach, zamykanych dodatkowo na zasuwkę. Kiedy wreszcie umarł, wierzyła, że ją nawiedza, bez względu na zamknięte drzwi³⁵.
Z kolei rezydencja rodziny Fortinów w Bay City była dla rodzeństwa Cicconich prawdziwym drugim domem. Babcia Elsie Mae Fortin była – według Christophera – „dla nas wszystkich drugą matką”. Nosiła kobiece ubrania, w klasycznym stylu, pachniała perfumami L’Air du Temps. Była elegancka, „dama w każdym calu”³⁶. Jej mąż, a dziadek dzieci, zmarł w 1959 roku. Mimo upływu lat dom przepajała jego miłość do żony. Na któreś urodziny, wiedząc, że różowy to ulubiony kolor Elsie, podarował jej „całkowicie różową kuchnię: różową kuchenkę, różową lodówkę, różową zmywarkę”. Atmosfera była ciepła, pełna miłości i liberalna – taka, jaka była ich matka. Dzieci uważały dom Fortinów za schronienie³⁷.
Wysłanie potomstwa na letnie wakacje u dziadków z pewnością ułatwiało Tony’emu życie, ale była to tylko chwilowa ulga w żonglowaniu pracą i potrzebami sześciorga dorastających dzieci. Sam w końcu wciąż był młodym mężczyzną. W 1966 roku skończył trzydzieści pięć lat, więc można było oczekiwać, że znajdzie chociaż nową matkę dla swoich dzieci, o ile nie towarzyszkę dla siebie. Było nawet kilka kandydatek. Fortinowie chcieli, aby ożenił się z przyjaciółką zmarłej żony, kobietą w typie Natalie Wood, według dzieci bardzo podobną do ich matki³⁸. Zaskoczył ich jednak informacją, że zamierza poślubić jedną z gospoś, pochodzącą z Europy Północnej dwudziestotrzyletnią Joan Gustafson.
Rodzina Fortinów była wściekła i nigdy nie nazywała Joan inaczej niż „pokojówką”³⁹. Dzieci traktowały ją równie pogardliwie. „Była naprawdę energiczna, bardzo surowa, pilnowała dyscypliny” – opowiadała Madonna⁴⁰. Według Christophera do ślubu doszło niedługo po wejściu do kin filmu _Dźwięki muzyki_. Chłopak myślał sobie, że może Joan spodziewa się, iż klan Cicconich będzie równie łatwy do urobienia jak dzieci von Trappa. Ale się pomyliła. Dzieci – jak stwierdził – były „zdecydowane urządzić jej piekło⁴¹.
Jeśli chodzi o Madonnę, pojawienie się w życiu ich rodziny kobiety ponownie otworzyło ledwo zabliźnione rany i zadało nowe. „Trudno ją było zaakceptować jako autorytet . Ojciec chciał, żebyśmy mówili do niej «mamo», nie po imieniu. Pamiętam, jak trudno było mi wydobyć z ust słowo «matka». To było naprawdę bolesne”⁴². Madonna sądziła także, że wraz z pojawieniem się Joan straciła ojca⁴³. „Na wiele sposobów czułam się tak, jakby macocha mi go ukradła. Czułam się opuszczona” – mówiła⁴⁴. „Byłam bardzo wściekłą, porzuconą dziewczynką”⁴⁵.
Madonna zareagowała tak samo, jak jej matka na chorobę, a ojciec na swoją stratę – cichą determinacją, a przy tym – w odróżnieniu od rodziców – złym zachowaniem. Z całą odwagą, na jaką mogła się zdobyć, zastosowała dziecięcą wersję strategii przetrwania dorosłych: „Nie potrzebuję nikogo. Sama sobie poradzę, mogę zależeć tylko od siebie i nie należeć do nikogo”⁴⁶.
Ból przyjęła ze sprzeciwem, a otuchy dodała jej piosenka. W styczniu 1966 roku _These Boots Are Made for Walkin’_ Nancy Sinatry wspięło się na sam szczyt list przebojów i w niektórych częściach Ameryki wywołało oburzenie deklaracją niepodległości wygłaszaną przez nowy, skandalizujący typ kobiety – kobiety jak z kart książki _Sex and the Single Girl_, niezamierzającej marnować czasu na niewiernego mężczyznę. Jeszcze bardziej szokowało, że córeczka Franka, z włosami ufarbowanymi na blond, tańczyła w czarnej cekinowej sukience mini, czarnych pończochach i czarnych kozakach na wysokim obcasie⁴⁷. A przy tym była zachwycona własną siłą i jasno dawała do zrozumienia, że jeżeli dojdzie do łamania serc, jej serca wśród nich nie będzie. Madonna opowiadała, że Nancy Sinatra śpiewająca tę piosenkę zrobiła na niej ogromne wrażenie. „A kiedy mówiła: _Are you ready, boots? Start walkin’_ , ja reagowałam: «Tak, dajcie mi parę gotową do wymarszu. Też chcę się po kilku osobach przejść»”⁴⁸.
_Dalsza część w wersji pełnej_