Mafia bombowa. Opowieść o obsesji, innowacji i moralności - ebook
Mafia bombowa. Opowieść o obsesji, innowacji i moralności - ebook
Najnowsza książka Malcolma Gladwella – autora bestsellerów Jak rozmawiać z nieznajomymi , Błysk! i Punkt przełomowy
W tej fascynującej książce Gladwell splata ze sobą losy holenderskiego geniusza i jego komputera domowej roboty, brytyjskiego psychopaty oraz chemików-piromanów z piwnicznych laboratoriów na Harvardzie. Przede wszystkim opowiada jednak o grupie strategów, która postawiła sobie idealistyczny cel: zamiast niszczyć całe miasta i zabijać tysiące ludzi, chcą uderzać precyzyjnie i ograniczyć liczbę ofiar. Analizując jedno z największych moralnych wyzwań w amerykańskiej historii, autor pokazuje zderzenie innowacji z rzeczywistością, które otworzyło drogę do najkrwawszego ataku II wojny światowej.
„Mafia bombowa to studium przypadku o rozwiewaniu się marzeń. I o tym, jak nowe, lśniące pomysły spadają z nieba, lecz wcale nie lądują nam miękko na kolanach. Lądują twardo na ziemi i rozpadają się w pył. Historia, którą zamierzam opowiedzieć, tak naprawdę nie jest historią wojenną, chociaż przeważnie rozgrywa się podczas wojny”.
Malcolm Gladwell udziela odpowiedzi na pytanie o to, co się dzieje, gdy dobre intencje i technologiczne innowacje zderzają się z bezwzględną rzeczywistością.
Jaka jest prawdziwa cena postępu?
Powyższy opis pochodzi od wydawcy
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7752-6 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
G dy mój ojciec jako mały chłopiec leżał w łóżku, słyszał dobiegający z nieba warkot samolotowych silników. Wieczorem maszyny nadlatywały od strony kanału La Manche, a nad ranem wracały do Niemiec. Było to w Anglii, w hrabstwie Kent, kilka kilometrów na południowy wschód od Londynu. Ojciec urodził się w 1934 roku, czyli miał pięć lat, gdy wybuchła II wojna światowa. Brytyjczycy nazwali Kent Aleją Bomb, ponieważ właśnie nad tym hrabstwem przelatywały niemieckie samoloty bojowe w drodze nad Londyn.
W tamtych latach nie było niczym niezwykłym, że kiedy załoga bombowca nie znalazła celu lub nie wykorzystała wszystkich ładunków, po prostu zrzucała je w drodze powrotnej gdzie popadnie. Pewnego dnia w ogrodzie moich dziadków wylądowała zabłąkana bomba. Nie eksplodowała. Tkwiła tam do połowy zaryta w ziemi. Myślę, że dla pięcioletniego chłopca, który interesował się wszelkimi urządzeniami mechanicznymi, pojawienie się na podwórku niemieckiego niewybuchu musiało być najbardziej ekscytującym przeżyciem, jakie mógł sobie wyobrazić.
Mój ojciec nie użył jednak takich słów do opisu wspomnianego zdarzenia. Był matematykiem, a do tego Anglikiem, co oznacza, że nie posługiwał się biegle językiem emocji. W jego wypadku ten język można by raczej porównać do łaciny lub francuskiego – czegoś, czego można się nauczyć i co można zrozumieć, lecz nigdy biegle opanować. Nie, spostrzeżenie, że pięciolatek mógł niesłychanie zafascynować się leżącą na podwórku niemiecką bombą, to moja interpretacja całego zdarzenia, gdy ojciec opowiedział mi tę historię, kiedy ja byłem pięciolatkiem.
Wydarzyło się to pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku. Mieszkaliśmy wówczas w Anglii, w Southampton. Ślady wojny wciąż widziało się na każdym kroku. W Londynie ciągle można było z łatwością zlokalizować miejsca eksplozji bomb – znajdowały się one wszędzie tam, gdzie wśród wiekowej zabudowy wyrastał ni stąd, ni zowąd jakiś ohydny budynek utrzymany w stylu brutalistycznym.
W naszym domu radia BBC słuchało się niemal na okrągło. W tamtych czasach miałem wrażenie, że bohaterem co drugiego wywiadu jest jakiś stary generał, spadochroniarz lub jeniec wojenny. Pierwsze opowiadanie, które napisałem jako dziecko, opierało się na pomyśle, że Hitler wciąż żyje i zamierza zaatakować Anglię. Wysłałem je swojej babci, tej z Kent, w której ogrodzie wylądowała niezdetonowana bomba. Kiedy moja matka usłyszała o tym, upomniała mnie: „Komuś, kto przeżył wojnę, niekoniecznie musi się spodobać historia o powrocie Hitlera”.
Pewnego dnia ojciec zabrał mnie i moich braci na plażę nad kanałem La Manche. Razem przedzieraliśmy się przez pozostałości fortyfikacji z czasów II wojny światowej. Wciąż pamiętam dreszczyk emocji – nieustannie zastanawialiśmy się, czy natrafimy na jakieś stare pociski, skorupę bomby, a może nawet na szkielet dawno zaginionego niemieckiego szpiega, wyrzucony na brzeg przez morze.
Nie sądzę, by dziecięce fascynacje kiedykolwiek przemijały. A przynajmniej mnie one nie minęły. Zawsze żartuję, że jeżeli w jakiejś powieści pojawia się słowo „szpieg”, to z pewnością ją przeczytałem. Pewnego dnia kilka lat temu spojrzałem na swój regał z książkami i uświadomiłem sobie – ku swojemu zdumieniu – jak wiele zgromadziłem literatury faktu poświęconej wojnie. Nie tylko opasłych bestsellerów, lecz także historii specjalistycznych. Pamiętników, których nakład dawno się wyczerpał. Opracowań akademickich. A jakiej stronie wojny była poświęcona większość tych książek? Bombardowaniom. Air Power Stephena Budiansky’ego. Rhetoric and Reality in Air Warfare Tami Davis Biddle. Decision over Schweinfurt Thomasa M. Coffeya. I całe półki podobnych*.
Zazwyczaj zaczynam gromadzić takie tytuły dlatego, że zamierzam napisać coś na dany temat. Mam mnóstwo książek poświęconych psychologii społecznej, ponieważ zarabiałem na życie, pisząc o psychologii społecznej. Ale nigdy tak naprawdę nie rozpisywałem się o wojnie – zwłaszcza o II wojnie światowej, a mówiąc precyzyjniej: o zmaganiach w powietrzu. Tylko krótkie kawałki tu i ówdzie**. Dlaczego? Nie wiem. Wyobrażam sobie, że freudysta miałby niezły ubaw, próbując znaleźć odpowiedź na to pytanie. Ale chyba najprostsza brzmi tak: im ważniejszy jest dla nas jakiś temat, tym trudniej znaleźć historię, którą chcielibyśmy o nim opowiedzieć. Poprzednicy zawiesili poprzeczkę bardzo wysoko. Co prowadzi nas do _Mafii bombowej_, książki, którą właśnie trzymacie w rękach. Cieszę się, że dzięki niej natrafiłem na historię godną swojej obsesji.
Jeszcze jedna uwaga odnośnie do ostatniego słowa z poprzedniego zdania. Ta książka odzwierciedla nie tylko moje obsesje; jest to również opowieść o obsesjach innych ludzi, a właściwie o jednej z największych obsesji XX wieku. Kiedy z perspektywy czasu spoglądam na rzeczy, o których od wielu lat piszę i które zgłębiam, uświadamiam sobie, że nieustannie przyciągają mnie obsesjonaci, ludzie opętani manią czegoś. Fascynują mnie. Podoba mi się, że ktoś potrafi zignorować wszelkie troski i drobiazgi, z jakich składa się życie codzienne, i skupić się tylko na jednym – na celu wytyczonym przez swoją wyobraźnię. Maniacy niekiedy prowadzą nas na manowce. Nie patrzą z szerszej perspektywy. Służą nie tylko światu, lecz także własnym, wąsko pojętym interesom. Ale nie sądzę, by postęp, innowacje, radość, a nawet piękno były możliwe bez takich ludzi.
Podczas prac nad tą książką zjadłem kolację z ówczesnym szefem sztabu sił powietrznych USA Davidem Goldfeinem w Air House na terenie Joint Base Myer-Henderson Hall w północnej Wirginii, którą od Waszyngtonu dzielą tylko nurty Potomacu. Stół zastawiono w okazałym wiktoriańskim domu przy ulicy pełnej okazałych wiktoriańskich domów, w których mieszka wielu najwyższych szarżą wojskowych w kraju. Po kolacji generał Goldfein zaprosił grupę swoich przyjaciół i kolegów – innych wyższych oficerów lotnictwa USA – by do nas dołączyli. Usiedliśmy na podwórku willi generała. Razem było nas pięciu. Prawie wszyscy byli kiedyś pilotami wojskowymi. Synami pilotów wojskowych. Byli współczesnymi odpowiednikami ludzi, o których przeczytacie w tej książce. Wieczór mijał, a we mnie zaczęło dojrzewać pewne spostrzeżenie.
Air House znajduje się w sąsiedztwie Krajowego Portu Lotniczego imienia Ronalda Reagana. Mniej więcej co dziesięć minut nad naszymi głowami wzbijał się samolot. Nic nadzwyczajnego – były to zwykłe samoloty pasażerskie biorące kurs na Chicago, Tampę lub Charlotte. I za każdym razem gdy któraś z maszyn przelatywała nad nami, generał i jego towarzysze zerkali w górę – tylko po to, żeby chwilę popatrzeć. Nie mogli się powstrzymać. Obsesjonaci. Ludzie, którzy mnie fascynują.
* Mógłbym kontynuować tę listę. Jeżeli na przykład nie czytaliście książki Roberta Wohlstettera Pearl Harbor. Warning and Decision , omija was prawdziwa gratka (jeśli nie zaznaczono inaczej, przypisy pochodzą od autora).
** Siłom powietrznym poświęciłem wiele odcinków swojego podcastu Revisionist History , w tym Saigon 1965, The Prime Minister and the Prof oraz odcinki tytułowej serii, począwszy od The Bomber Mafia w sezonie piątym.WSTĘP
PAŃSKA TAKTYKA SIĘ NIE SPRAWDZA. ZWALNIAM PANA
1 Kiedyś największe lotnisko na świecie znajdowało się na samym środku zachodniego Pacyfiku, niecałe dwa i pół tysiąca kilometrów od wybrzeży Japonii, na jednej z małych tropikalnych wysp zwanych Marianami. Guam. Saipan. Tinian. Mariany to południowy kraniec podwodnego pasma górskiego – szczyty wulkanów sterczące nad głębokimi wodami oceanu. Przez większą część swojej historii Mariany były zbyt małe, by ktokolwiek na świecie się nimi zainteresował lub z nich korzystał. Aż do nadejścia ery lotnictwa, kiedy to nagle nabrały ogromnego znaczenia.
Przez większą część II wojny światowej znajdowały się w rękach Japończyków, lecz latem 1944 roku po zażartych walkach zdobyły je wojska amerykańskie. Saipan padła pierwsza, w lipcu, a miesiąc później Tinian i Guam. Wraz z oddziałami marines – piechoty morskiej – wylądowały tam Bataliony Robocze Marynarki Wojennej USA, zwane potocznie Seabees*, i zabrały się do pracy.
W ciągu zaledwie trzech miesięcy oddano do użytku całą bazę lotniczą Isley Field na Saipanie. Na wyspie Tinian powstało z kolei największe lotnisko na świecie – North Field – z czterema pasami startowymi, każdy o długości ponad dwóch i pół kilometra. A następne na Guamie. Dziś jest to Baza Sił Powietrznych Andersen, przyczółek sił powietrznych USA na Dalekim Wschodzie. A potem przybyły samoloty.
Ronald Reagan był wówczas lektorem filmów wojennych. W jednym z nich opisywał pierwsze misje ciężkiego bombowca B-29, znanego jako Superforteca (Superfortress). Zachwycał się tą wielką jak sterowiec maszyną niczym jednym z cudów świata:
Każdy z jej czterech silników ma moc dwóch tysięcy dwustu koni mechanicznych. Jej zbiorniki paliwa dorównują pojemnością cysternie kolejowej. Ogon wznosi się na wysokość dwóch pięter. Maszyna ma dłuższy kadłub niż korweta. Zaprojektowano ją tak, by przenosiła narzędzia zniszczenia i zabierała je wyżej, szybciej i dalej niż jakikolwiek wcześniej zbudowany bombowiec. Bo właśnie takie postawiono przed nią zadania1.
B-29 mógł latać szybciej i na wyższym pułapie niż jakikolwiek inny samolot na świecie, a co ważniejsze, dalej niż jakikolwiek inny bombowiec. Ta druga cecha wraz ze zdobyciem Marianów oznaczała, że po raz pierwszy od rozpoczęcia wojny na Pacyfiku Japonia znalazła się w zasięgu lotnictwa armii USA. Do obsługi floty bombowców stacjonującej na Marianach utworzono specjalną jednostkę – 21 Dowództwo Bombowe na czele z błyskotliwym młodym generałem Haywoodem Hansellem.
Przez całą jesień i zimę 1944 roku Hansell organizował nalot za nalotem. Setki B-29 szybowały nad wodami Pacyfiku, zrzucały ładunki na Japonię, po czym wracały na Mariany. Gdy piloci Hansella przygotowywali się do ataku na Tokio, ze stałego lądu przybyli reporterzy i ekipy fotografów, by uwiecznić emocje, jakie towarzyszyły im w tamtych chwilach.
Oddajmy znów głos Ronaldowi Reaganowi:
B-29 na Saipanie są jak artyleria wycelowana w samo serce Japonii . Japończycy równie dobrze mogliby próbować zatrzymać wodospad Niagara. 21 Dowództwo Bombowe jest gotowe do uderzenia w swój pierwszy cel2.
Lecz 6 stycznia 1945 roku na Mariany przybył zwierzchnik Hansella generał Lauris Norstad. Na Guamie warunki były jeszcze dość prymitywne, na przykład kwatera główna dowództwa składała się z kilku quonset huts – blaszanych baraków o półkolistym kształcie – wybudowanych na urwisku z widokiem na ocean. Obaj mężczyźni musieli być nie tylko wyczerpani trudnymi warunkami bytowymi, lecz także przytłoczeni ciążącą na nich odpowiedzialnością.
Kiedyś przeczytałem fragment wspomnień generała Królewskich Sił Powietrznych Arthura Harrisa o tym, co oznaczało dowodzić siłami lotniczymi podczas II wojny światowej:
Zastanawiam się, czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę z przerażającego obciążenia psychicznego, jakim jest dowodzenie dużymi siłami powietrznymi podczas wojny – chyba tylko ci nieliczni ludzie, którym dane było tego doświadczyć. Od dowódcy marynarki wojennej oczekuje się przeprowadzenia poważnej akcji najwyżej raz lub dwa razy w ciągu całej wojny, dowódca sił lądowych uczestniczy, powiedzmy, w jednej bitwie raz na sześć miesięcy lub w wyjątkowych okolicznościach nawet raz w miesiącu, podczas gdy dowódca grupy bombowców musi rzucać ją do walki co dwadzieścia cztery godziny . Najlepiej pozostawić wyobraźni, do czego prowadzi takie codzienne obciążenie, zwłaszcza trwające przez wiele lat3.
Na Guamie znaleźli się więc Hansell i Norstad. Dwaj znużeni walką lotnicy, którzy mieli nadzieję, że to już ostatni rozdział wojny. Hansell zaproponował szybką wycieczkę: Pospacerować po plaży. Obejrzeć nowe pasy startowe powstałe po wykarczowaniu dżungli. Pogadać o taktyce, o planach na przyszłość. Norstad odmówił. Miał do zakomunikowania coś bardziej osobistego. Ta chwila miała pozostać w pamięci Haywooda Hansella do końca życia. Norstad zakomunikował mu wówczas: „Pańska taktyka się nie sprawdza. Zwalniam pana”.
„Myślałem, że zapadła się pode mną ziemia – byłem kompletnie zdruzgotany”4. Po latach właśnie tymi słowami Hansell opisał, co czuł w tamtej chwili.
Wówczas Norstad zadał mu drugi, bardziej dotkliwy cios. Powiedział: „Na pana miejsce mianuję Curtisa LeMaya”.
Generał Curtis Emerson LeMay, lat trzydzieści osiem, bohater kampanii bombowych przeciwko Niemcom. Jeden z najsłynniejszych lotników swojego pokolenia. Hansell znał go doskonale. Służyli razem w Europie. Hansell od razu zrozumiał, że to nie była zwykła zmiana przywództwa. To była reprymenda, zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Najwyraźniej Waszyngton uznał za niewystarczające wszystko, co dotychczas zdziałał Hansell. A Curtis LeMay był całkowitym przeciwieństwem Hansella.
Norstad zaproponował Hansellowi, że jeżeli ten zechce, może pozostać na stanowisku zastępcy LeMaya, co Hansell uznał za tak uwłaczające godności, iż niemal odebrało mu mowę. Norstad dał generałowi dziesięć dni na zamknięcie swoich spraw. Hansell wałęsał się po bazie jak struty. Ostatniej nocy na wyspie Guam wypił trochę więcej niż zwykle i śpiewał swoim ludziom: „Starzy piloci nie umierają, tylko odlatuuują”5. Na gitarze akompaniował mu pewien młody pułkownik.
Curtis LeMay przybył na wyspę, by objąć nowe stanowisko, siedząc za sterami Superfortecy. Odegrano hymn USA The Star-Spangled Banner . Lotnicy z 21 Dowództwa Bombowego stawili się na uroczystą odprawę. Oficer do spraw public relations zaproponował obu generałom zdjęcie, by uwiecznić ową chwilę. LeMay miał w ustach fajkę – bo zawsze miał fajkę w ustach – i nie bardzo wiedział, co z nią zrobić. Odruchowo próbował schować ją do kieszeni. „Panie generale – powiedział adiutant – proszę pozwolić mi potrzymać pańską fajkę”6.
>LeMay odpowiedział cicho: „Gdzie mam stanąć?”7. Pstryknęły migawki. Na zdjęciu widać wpatrzonego w dal Hansella ze zmrużonymi oczami i LeMaya ze wzrokiem wbitym w ziemię. Dwóch mężczyzn, którzy woleliby być wszędzie, byle tylko nie w swoim towarzystwie. I tak to się skończyło.
_Mafia bombowa_ opowiada o tej chwili. O tym, co do niej doprowadziło i co stało się potem, ponieważ konsekwencje tej zmiany dowództwa odczuwamy do dziś.
2 W rewolucjach technologicznych jest coś, co zawsze mnie zastanawiało. Gdy tylko pojawia się jakaś idea lub innowacja, wszyscy oczekujemy, że zmieni ona nasz świat. Na przykład internet. Media społecznościowe. W poprzednich pokoleniach były to telefon i samochód. Liczymy na to, że dzięki nowemu wynalazkowi wszystko stanie się lepsze, wydajniejsze, bezpieczniejsze, barwniejsze i szybsze. I pod pewnymi względami rzeczywiście tak się dzieje. Ale potem niezmiennie sprawy się komplikują i wszystko wychodzi nam bokiem. Media społecznościowe uznaje się za siłę dobra, pomagającą zwykłym obywatelom obalać tyranie. Chwilę później te same media okazują się siłą zła – platformą pozwalającą obywatelom tyranizować się nawzajem. Samochód miał przynieść swobodę i mobilność, i istotnie przez jakiś czas tak było. Ale potem miliony ludzi przeprowadziły się o wiele kilometrów od swoich miejsc pracy i ugrzęzły w niekończących się korkach podczas trwających całe wieki dojazdów. Jak to się dzieje, że niekiedy – z tak wielu nieoczekiwanych i zupełnie przypadkowych powodów – technologia zbacza z początkowo wytyczonego dla niej kursu?
_Mafia bombowa_ to studium przypadku o rozwiewaniu się marzeń. I o tym, jak nowe, lśniące pomysły spadają z nieba, lecz wcale nie lądują nam miękko na kolanach. Lądują twardo na ziemi i rozpadają się w pył. Historia, którą zamierzam opowiedzieć, tak naprawdę nie jest historią wojenną, chociaż przeważnie rozgrywa się podczas wojny. To historia holenderskiego geniusza i jego komputera domowej konstrukcji. Kompanii bratnich dusz w środku Alabamy. Brytyjskiego psychopaty. Chemików piromanów z piwnicznych laboratoriów na Harvardzie. To opowieść o zamęcie, jaki charakteryzuje nasze zamiary. Jakoś tak się dziwnie składa, że zawsze o nim zapominamy, kiedy spoglądamy wstecz.
W centrum tego wszystkiego znajdują się Haywood Hansell, Curtis LeMay i konflikt toczony z dżungli Guamu. Pierwszego odesłano do domu. A drugi został, co doprowadziło do najczarniejszej nocy II wojny światowej. Przeczytajcie opowieść o ich losach i zadajcie sobie pytania: Co bym zrobił(-a) na ich miejscu? Po której stronie bym się opowiedział(-a)?
* Seabees – dosł. morskie pszczoły. W języku angielskim akronim, będący popularną nazwą tej jednostki – CBs od Construction Battalions – wymawia się tak samo jak Sea Bees (przyp. tłum.).
1 Target Tokyo, reż. William Keighley (Culver City: Army Air Forces First Motion Picture Unit, 1945), film dostępny na stronie: www.pbs.org/wgbh/americanexperience/features/pacific-target-tokyo. O ile nie zaznaczono inaczej, cytaty ze źródeł anglojęzycznych przytoczone zostały w tłumaczeniu R. Śmietany.
2 Tamże.
3 Sir Arthur Harris, Bomber Offensive, Barnsley 2005, s. 72, 73.
4 Charles Griffith, The Quest. Haywood Hansell and American Strategic Bombing in World War II, Montgomery 1999, s. 189.
5 Tamże, s. 196.
6 St. Clair McKelway, A Reporter with the B-29s. III – The Cigar, the Three Wings, and the Low-Level Attacks, „The New Yorker”, 23 czerwca 1945, s. 36.
7 Tamże.