- W empik go
Mała bitwa, wielkie zwycięstwo, czyli ostatni oddech Peruna - ebook
Mała bitwa, wielkie zwycięstwo, czyli ostatni oddech Peruna - ebook
Napisana po polsku i po śląsku, przez ojca i przez córkę – taka właśnie jest bajka Mała bitwa, wielkie zwycięstwo, czyli ostatni oddech Peruna. Dla wszystkich, którym bliskie są i polskie, i śląskie historie!
Krzysztof Zentlik wraz ze swoją córką Anią już po raz drugi wydaje książkę dla dzieci w języku polskim i śląskim. Tym razem autorzy przenoszą nas do roku 1430, do Mikulczyc, którym grozi najazd Henryka Strasznego z Moraw. Czy mieszkańcy wioski pod przywództwem Macieja, wspieranego przez swoją córkę Tereskę, zdołają się uratować? I jak pomoże im w tym niezwykły, piękny i silny koń – Grzywacz? Czy pokona on tajemniczego, umiejącego zmieniać postać wilka?
Małą bitwę, wielkie zwycięstwo, czyli ostatni oddech Peruna można czytać zarówno po polsku, jak i po śląsku, odnajdując urok zarówno w jednej, jak i drugiej wersji, a uroku tego jest w tej opowieści wiele!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67036-61-0 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
wielkie zwycięstwo,
czyli ostatni oddech Peruna
Bojka
Kōnik dycki pōmŏgoł, kej czowiek w ôpołach bōł,
dycki usłużny, dycki spōmocny kole nŏs żōł.
Bojka ta ciekawõ historyjõ ô kōniku ôpowiy,
co lubiōł durch lŏtać po zielōnyj trŏwie.
Bydzie tyż ô kowŏlu i jego gryfnyj cerze,
co dobōła broni, by niy skōńczyć w karcyrze.
Poznocie ostrze miyczy i złego Henryka,
kerymu daleko bōło do gorola Janosika.
Bojka ta ôpowiy ô ôpowŏdze i mynstwie,
jak tyż ô małyj bataliji i wielgim zwyciynstwie,
Kaj ajnfachowi ludzie by swych dōmōw brōnić
sztrabli sie rojbritterowi i do niywoli niy dali zagonić.Ostoja spokoju
Był ciepły, letni dzień roku pańskiego 1430. Mikulczyce w owych czasach były przygraniczną niedużą wioską rycerską – na wzgórzu znajdowały się drewniany kościółek, kilka chałup i gródek rycerza Mikosza, który wraz z drużyną niedawno go opuścił.
Dlaczego? Od wielu lat trwa wojna. Na pobliskie Biskupice najeżdża Henryk Straszny z Moraw wraz z silnym oddziałem husytów, zajmuje je, po czym osiada w miejscowym grodzie. Mikosz wiedząc, że prędzej czy później będzie musiał stawić mu czoło, opuszcza gród i pod osłoną nocy przedostaje się przez granicę do pobliskiego Będzina. Same Mikulczyce jak dotąd mają dużo szczęścia: wojenna pożoga, grabieże, zniszczenia jakimś cudem omijają wieś oraz jej mieszkańców. Jednak bliskość zbójów przebywających w Biskupicach coraz częściej napełnia miejscowych trwogą.
Nie były to dobre czasy. Po opuszczeniu grodu przez Mikosza wieś stała się łatwym łupem dla wszelkiego rodzaju zbirów, których nie brakowało w okolicy. Powołano więc na sołtysa kowala Macieja, który miał zarządzać wioską w tych niespokojnych czasach. Maciej był mądrym, dobrym i uczciwym człowiekiem. Jego żona Jadwiga zmarła przy porodzie, wydając na świat córkę Tereskę. Mieszkał z nią nieopodal wzgórza kościelnego. Posiadał niedużą kuźnię, w której spędzał każdą chwilę. Córka miała już siedemnaście lat i pomagała ojcu, jak tylko mogła, w domu, kuźni, a także w prowadzeniu niedużego gospodarstwa.
Pierwszym zarządzeniem nowego sołtysa było utworzenie w lasach na obrzeżach wioski strażnic w koronach drzew i powołanie straży, które miały ostrzegać mikulczan o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Ustalono także, że raz w tygodniu, po niedzielnej mszy, mieszkańcy zbiorą się i będą podejmować wszystkie ważne decyzje, a także planować działania w sytuacjach zagrożenia.
Pewnej niedzieli, gdy wszyscy zgromadzili się w miejscowym kościółku, Maciej przemówił:
– Moi mili, sąsiednie Biskupice najechał Henryk Straszny z Moraw z dużym odziałem husytów, a raczej zbójów, ponieważ regularne wojsko stacjonujące w Gliwicach krzywdy mieszkańcom podobno nie wyrządza. Oni natomiast odłączyli się od rycerstwa, grabią, mordują i wszystko puszczają z dymem. Musimy zaplanować, co poczniemy w razie ataku. Może by tak, jak Mikosz, spakować dobytek i udać się do Będzina albo ukryć się w lasach w okolicy Szałszy? Możemy też przenieść się do grodu w Rokitnicy, tam wszyscy mieszkańcy schronili się w podgrodziu. Wzmocnimy ich i będzie nas siła. Poza tym w grodzie stacjonuje rycerz Czarny Krzysztof wraz z drużyną. On w przeciwieństwie do Mikosza daje przykład innym swym ogromnym męstwem i odwagą w boju. Chroni mieszkańców, odparł już wiele ataków. Nawet regularne wojsko stacjonujące w Bytomiu czuje przed nim wielki respekt i zamiast walczyć, przystąpiło do negocjacji i układów. Miejscowi ludzie powiadają, że widzieli, jak podczas starcia Czarny Krzysztof i jego drużyna wpadają w dziki bojowy szał. Nie sposób ich wtedy powstrzymać, stawiają czoło o wiele liczniejszym i lepiej uzbrojonym oddziałom. Podobno podczas walki potrafią zrzucić z siebie cały rycerski rynsztunek, a następnie boso, tylko w portkach, gołymi rękami łamać tarcze, miecze i topory przeciwników. Powiadają też, że jeszcze nikt nie zdołał ich zranić i ani kropli krwi im upuścić. Nie wiem, czy to prawda, czy tylko ludzkie gadanie, jednak jedno jest pewne: ciągle stacjonują w grodzisku rokitnickim i jak dotąd nikt nie zdołał ich pokonać czy stamtąd wygnać. Proszę, poradźcie, co począć w tych trudnych czasach, może macie jakieś pomysły?
Mieszkańcy Mikulczyc z trwogą go wysłuchali, nastała cisza, wszyscy siedzieli pogrążeni w zadumie.
– Macieju, nie uda nam się przedostać do Będzina. Bytom zajęty przez wojsko, granica obstawiona. Tam jest odwrotnie niż w Gliwicach: przemoc, rabunek, przy granicy wyłapują wszystkich uciekinierów, grabią i ślą ich na zatracenie. Co innego Mikosz z oddziałem konnym, a co innego gawiedź z dziećmi, dobytkiem, wozami oraz bydłem. Nie przemkniemy się nawet nocą – odezwał się miejscowy ksiądz.
– Jeżeli zbierzemy się i umocnimy w Rokitnicy, będzie nas siła, ale zapewne przez to ściągniemy na siebie uwagę. Możemy wtedy sprowadzić sobie na głowę nie tylko zbójów Henryka, ale zapewne całe regularne wojsko stacjonujące w Bytomiu. To miasto także próbowało stawić czoło najeźdźcy, przez co zostało splądrowane, spalone, a rycerstwo i mieszczanie niemal wycięci w pień albo dla okupu trzymani w niewoli. Nie możemy narażać niewinnych ludzi – dopowiedział Paweł, syn bednarza.
– To co mamy począć? – zapytał Maciej, patrząc bezradnie na zebranych mieszkańców.
Wtem wstała Tereska.
– Czasy są ciężkie, trudno podjąć dobrą decyzję. Tu nasze domy, ziemia, rodziny, żyjemy tu od pokoleń. Zdajmy się na wolę Boga. Kto chce, niech odejdzie, licząc na los szczęścia, kto chce, niech zostanie. Jak dotąd naszą wieś omijała wojenna pożoga, więc może tak pozostanie. Zróbmy tak – spakujmy co cenniejsze rzeczy i przygotujmy się do ucieczki. Do lasu, w kierunku Szałszy, nie ma co się udawać, ponieważ pod Gliwicami stacjonuje mrowie wojska, a po okolicy krążą zbóje oraz oddziały maruderów; można tam ukryć bydło. My natomiast winniśmy przenieść się i umocnić w naszym grodzisku, które opuścił Mikosz. Tam jest bezpiecznie, a w razie ataku zawsze możemy się bronić lub negocjować. Poślijmy też kogoś do Rokitnicy, by zapytał, czy w razie potrzeby udzielą nam pomocy albo schronienia. Oni też drżą o swoje rodziny, więc może nas poratują i na ten plan przystaną. Na razie wystawmy podwójne straże na rogatkach, zróbmy zapasy oraz naprawmy uszczerbki w grodzisku. Musimy być czujni, z sąsiednich Biskupic dochodzą straszne wieści: Henryk uciska miejscowych, umacnia się w grodzie, murowany zamek ponoć buduje.
Rozmowy i narady trwały jeszcze wiele godzin. W końcu mieszkańcy zaakceptowali plan Tereski. Późną nocą, kiedy rozchodzili się do domów, wieś spowiła mgła, która była tak gęsta, że czubka nosa nie było widać, przez co wielu mieszkańców miało problem z dotarciem do swoich chat.